-
Dear Santa, I’ve been good all year. Most of the time. Once in a while. Nevermind, I’ll buy my own stuff
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji3os.czas narracjiprzeszłypostaćautor
Poza tym… chyba nie wiedziała jak się za to zabrać. Za powrót. Tak naprawdę jedyną rzeczą, którą zrobiła w domu od tamtego wieczoru, a raczej którą kazała zrobić, była wymiana zamków i to… tyle. W środku ciągle panował bałagan, meble nadal były poprzewracane, zawartość szafek i szaf ciągle znajdowała się na podłodze… obraz nędzy i rozpaczy. I oczywiście, że mogła zadzwonić do któregokolwiek ze swoich pracowników albo pierwszej lepszej firmy sprzątającej, ale nie potrafiła się do tego zmusić. Czuła się okropnie z myślą, że ktoś był w jej domu… jej domu. Tak, mieszkała tutaj z Danielem, a jej małżeństwo było dalekie od ideału i to on za to wszystko zapłacił, ale jednocześnie ten dom był spełnieniem jej marzeń… zajęła się wykańczaniem, ustalała każdy jeden szczegół, każdy jeden element. To mogła być jej złota klatka, ale sama ją sobie wykończyła. A teraz ktoś ją zbezcześcił.
Zdziwił ją telefon od Arvela. Wiedziała, że nie powinna tamtego wieczoru do niego dzwonić, ale jednocześnie był pierwszą osobą, która przyszła jej na myśl… nie mogła po prostu zgłosić włamania na policję, nie była głupia. Potrzebowała kogoś, kto załatwi do po ciuchy, kto pomoże jej bez zadawania zbędnych pytań. Zresztą… gdzieś tam z tyłu głowy miała, że zawsze jej pomagał. Więc może teraz też?
Nie chciała rozmawiać z nim przez telefon, umówiła się z nim u siebie – w domu, w którym miał okazję być drugi raz w życiu. Przyjechała odrobinę wcześniej, ale większość czasu przesiedziała w aucie na podjeździe i do środka weszła zaledwie parę chwil przed tym jak usłyszała dźwięk drugiego auta przed domem. Nie potrzebował specjalnego zaproszenia, drzwi zostawiła otwarte, gdy sama rozglądała się po zdewastowanej przestrzeni parteru.
- Dowiedziałeś się czegoś? Udało się coś wyciągnąć z monitoringu? Czy ta wizyta ma jakiś inny cel… stęskniłeś się, albo chciałeś mi opowiedzieć o ciężkim dniu w pracy? – nie mogła sobie darować odrobiny złośliwości, jak zawsze. Przeszła przez pokój w jego stronę, założyła ręce na piersi i zmierzyła go spojrzeniem – Co się dzieje Arvel? – dlaczego się tutaj spotykamy? Co się zmieniło przez tych kilka dni? Bo tutaj jak widać… nic. Zupełnie nic.
Arvel Cadwalader
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimęskietyp narracjiczas narracjipostaćautor
Niemniej nie potrafił jej odmówić. Nigdy nie potrafił. Już od pierwszego spotkania wbiła w niego swoje haki i nie chciała odpuścić. Ich relacja była na początku po prostu wygodna. On mógł być jej bohaterem, zasypiali w swoich ramionach, a później mogli o sobie na chwilę zapomnieć. I tak w kółko. Problemy zaczęły się wtedy, kiedy Arv zaczął przyzwyczajać się do tego jak wyglądała w jego koszuli, ze zmierzwionymi włosami kiedy pytała czy też chce kawę. Do tych kilku śniadań, które rzeczywiście zjedli razem. Miał ochotę widzieć to częściej. Widzieć ją częściej, a to tak... Robiło się problemem.
Dlatego i tym razem gdy zadzwoniła zamiótł wszystko pod dywan i rozpoczął swoje śledztwo. Takie, które nigdy nie trafi do niczyjej kartoteki. Specjalnie dla niej, jak wiele innych. Przejrzenie monitoringu, porozmawianie z sąsiadami. Czasami, lecz nie tym razem, pogrożenie jakimś półgłówkom. Robił dla niej wiele. Więcej niż mogła się spodziewać.
- Uważaj Darcy. Tęskniłem? Opowiedzieć o swoim dniu? Co dalej, zaprosisz mnie na randkę? - uśmiechnął się do niej zadziornie i nieco filuternie pstrykając ją delikatnie w nos przechodząc obok niej - Nie za dużo się dzieje, ale dzięki, że pytasz. - tym razem uśmiechnął się już w pełni zadziornie omijając akurat jakiś rozbity kubek - To chyba ja powinienem zapytać dlaczego spotykamy się tutaj. Mam Ci pomóc posprzątać? - spojrzał na nią unosząc pytająco brew kiedy nadal przechadzał się po jej salonie.
- Nie mam wieści, których możesz się spodziewać. Monitoring w okolicy jest dość średni. Nie udało mi się zbliżyć wystarczająco by zobaczyć ich twarze. Wychodząc mieli kominiarki. Tablice były kradzione. - powiedział dość rzeczowo jakby zdawał raport na chwilę poważniejąc - Nie powiem żeby to byli profesjonaliści, ale wiedzieli jak zatrzeć po sobie ślady. - westchnął cicho - Więcej nie wyciągnę bez angażowania w to naszego wydziału badań, ale do tego musiałbym mieć zgłoszenie i tak dalej... - mlasną stając w końcu gdzieś po środku jej salonu rozglądając się po pomieszczeniu.
- Mogę się jeszcze rozejrzeć na swój sposób, ale wiesz... żadnego DNA nie wyciągnę, więc niestety, dużo więcej nie zdziałam. Masz pomysł, kto mógł to zrobić? W co się wpakowałaś Darcy? - spojrzał na nią dość wyzywająco bo oboje wiedzą, że nie jest to pierwszy raz kiedy dzwoniła do niego z prośbą o pomoc.
Darcy Bowman
-
Dear Santa, I’ve been good all year. Most of the time. Once in a while. Nevermind, I’ll buy my own stuff
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji3os.czas narracjiprzeszłypostaćautor
- Wiele lat temu straciłeś swoją szansę na umówienie się ze mną na randkę. Dzisiaj? Proszę cię… nie jestem kimś, z kim umawiają się przykładni przedstawiciele miejskiej policji. – rzuciła zaskakująco swobodnie, a kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu. Ale właściwie nie żartowała. Może gdyby wtedy, gdy ich relacja była najbardziej intensywna, gdy dopiero zaczynała swoją karierę w klubie i jeszcze mogła zejść z tej drogi – wtedy może nawet naiwnie myślała, że coś mogłoby z tego wyjść. Może był człowiekiem obok, którego lubiła zasypiać i do którego przychodziła, gdy dzień w pracy był parszywy. Dawno i nieprawda, huh? Dzisiaj byli w zupełnie innymi ludźmi, oboje.
- W co się wpakowałam? Naprawdę myślisz, że się o to prosiłam? – przewróciła wymownie oczami, rozejrzała się po zdemolowanym wnętrzu, w którym budowała swoje życie. Spokojne życie – Wiesz, że to właściwie był mój dom… nigdy tak naprawdę nasz – przesunęła wierzchem dłoni po oparciu ciemnej skórzanej kanapy, której powierzchnia była podarta jakby ktoś czegoś w niej szukał… albo po prostu chciał sprawić jak najwięcej szkód – Skończyliśmy go chwilę przed tym jak ktoś postanowił go odstrzelić. Przypominam… ciągle nie ustaliście kto to zrobił. – spojrzała na mężczyznę wymownie, bo kanadyjska policja w tej sprawie była mało przydatna… wielu podejrzanych, żadnych dowodów, nikt się nie przyznawał. Podeszła bliżej Arvela, założyła ręce na piersi i musiała zadrzeć głowę, żeby móc na niego spojrzeć – Wielu jednak chciało zająć jego miejsce. Więc domyśl się… oczywiście, że chodzi o klub. Ktoś chce mnie przestraszyć i przegonić z miasta. Jedyne nazwisko, które przychodzi mi na myśl do Driscoll, to idiota… ale niebezpieczny. – do tej pory starał się z nią negocjować, ale była nieugięta. Nie chciała, żeby The Fifth znowu stało się centrum świadka przestępczego – Nie zgłoszę tego. Ale wiem, że jesteś w stanie zrobić więcej niż teraz. – zawsze był.
Arvel Cadwalader
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimęskietyp narracjiczas narracjipostaćautor
- Przykładni przedstawiciele miejskiej policji? Widzisz tu takich? - uśmiechnął się do niej zawadiacko bo oboje wiedzieli, że daleko było mu do takiego obrazu.
Gdyby takim był raczej nie spotykaliby się dziś tutaj ani przy wielu innych okazjach przez ostatnie lata. Robił dla niej rzeczy, których przykładny policjant na pewno by nie zrobił. Zaczynając od tak banalnych rzeczy jak zamiana mandatu na pouczenie, a kończąc na ukrywaniu dowodów, obiciu mordy jakiemuś przypadkowemu klientowi czy zastraszanie jakichś bandziorów. Miał naprawdę szeroki wachlarz usług jeśli chodziło o tę właśnie klientkę. Pewnie wiele osób powiedziałoby, że zdecydowanie za szeroki, ale nie potrafił się od niej odwrócić w potrzebie. Po prostu nie potrafił.
- Niby nigdy się nie prosisz, ale kłopoty jakoś za każdym razem Cię znajdują. - nie mówił tego w żaden sposób złośliwie, to było bardziej stwierdzenie faktu.
Przysiadł na oparciu kanapy, tam gdzie akurat zostało jeszcze trochę materiału. Przyglądał się jak przechadza się po zdemolowanym mieszkaniu i musiał stwierdzić, że było mu jej trochę szkoda. Nigdy by się do tego nie przyznał bo po prostu dostałby za to od niej po łbie, ale tak... zasługiwała na chwilę odpoczynku, którego najwyraźniej nie mogła dostać. On zdecydowanie nie tęsknił za jej mężem. Sądząc po jej reakcji ona też nieszczególnie, więc nie zamierzał czuć się przez to winny.
- Nie prowadzę każdego śledztwa w Toronto. Tego nawet nie powinienem przez konflikt interesów. Nawet jeśli nikt o tym nie wie. - uśmiechnął się do niej wzruszając jedynie ramionami.
Nawet gdyby mógł, nie chciał wkładać w to rąk. Był za blisko, a może wręcz za daleko? Chyba nie miał wystarczającej motywacji by rozwiązać akurat tę sprawę.
- Ach... Zrobić więcej... - prychnął cicho odpychając się od oparcia i stając zaledwie o krok przed nią - Mogę zrobić wiele rzeczy Darcy. Mogę... Pomóc Ci posprzątać. Mogę załatwić radiowóz, który będzie tutaj przejeżdżał co godzinę czy dwie. Mogę pójść porozmawiać z Driscollem będąc tak przekonującym jak tylko potrafię. Mogę też... Przespać tu kilka nocy żebyś poczuła się bezpiecznie, a przy okazji złapać kogoś gdyby postanowił tu wrócić. - spojrzał jej w oczy z tymi zawadiackimi iskierkami w swoich - Czego ode mnie oczekujesz Darcy? - zapytał nieco niższym głosem.
Darcy Bowman
-
Dear Santa, I’ve been good all year. Most of the time. Once in a while. Nevermind, I’ll buy my own stuff
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji3os.czas narracjiprzeszłypostaćautor
- Widocznie taki mój urok… – wzruszyła lekko ramionami, bo wiedziała. Doskonale wiedziała, że tak właśnie było. Kłopoty zawsze ją znajdowały. Paplała się w tym pieprzonym bagnie właściwie od zawsze. Chciałaby prowadzić inne życie… oczywiście! Chciałaby pochodzić z innej rodziny, chciałaby wychowywać się w innym domu i nie musieć z niego uciekać jeszcze przed końcem liceum. Chciałaby nie musieć radzić sobie ze wszystkim w pojedynkę. I chyba właśnie dlatego miała słabość do mężczyzn pokroju Cadwaldera, czy jej męża… sprawiali, że przez chwilę wcale nie musiała. Mogła dać się wyręczyć i obserwować. Ktoś mógłby jej zarzucić, że owijała ich sobie wokół palca i wykorzystywała, ale nie uważała, żeby tak to właśnie było. Każdy medal miał dwie strony. W przypadku Daniela była to złota klatka, w której została zamknięta, a Arvel… cóż, też wychodził na swoje.
Wpatrywała się w jego twarz intensywnie. Lawirowała spojrzeniem od jego oczu do ust i z powrotem, jednak skupiając uwagę na męskich tęczówkach. Mógł zrobić wiele rzeczy. Wiedziała… widziała go przecież w akcji, chociaż minęło tyle czasu, gdy ostatni raz mieli szansę współpracować. Czego jednak od niego oczekiwała?
- Sama chciałabym wiedzieć – dodała ciszej, nie odwracając od niego wzroku – Ciągle mieszkam w hotelu… – nie potrafiła się zmusić do powrotu, do ogarnięcia tego bałaganu i spokojnego snu jakby nic się nie wydarzyło. Czy jego obecność coś by zmieniła? – Ale nie wiedziałam, że aż tak tęsknisz za moją kawą, Cadwalder. – dodała przekornie, a na jej usta znowu wykrzywił uśmiech, chociaż na chwilę. Zaraz jednak naturalnie spoważniała – Jeśli miałabym być tak całkiem szczera… chciałabym, żeby to się skończyło, żeby wszyscy dali mi święty spokój. Ale wiem, że to oznaczałoby utratę klubu, a na to nie mogę sobie pozwolić. Nie wiem, co miałabym robić bez niego. – to był jej największy problem… bała się utracić ten rodzaj władzy, który posiadała. Tą wygodę i świadomość, że coś do niej należało, że była… kimś. Zbyt długo w swoim życiu była nikim, żeby móc do tego wrócić.
Arvel Cadwalader
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimęskietyp narracjiczas narracjipostaćautor
Wpadła mu w oko. Zaczął się z nią dzielić nie tylko swoim łóżkiem, ale i życiem. Jak widać z wzajemnością sądząc po tym jak właśnie na niego patrzyła. Doskonale wiedział, o czym myślała. Miał ochotę na to samo. Jego wzrok uciekł do jej ust i wcale nie spieszyło mu się by powrócić do jej tęczówek. Jednak wbrew temu, co można o nim myśleć, miał jeszcze pewne dżentelmeńskie cechy. Jedną z nich było nie wykorzystywanie kobiety w potrzebie. Mógł czasami wykorzystać nieco sytuację, ale nie samą kobietę. Tym bardziej, że już od jakiegoś czasu relacja przyjaciół z przywilejami mu nie wystarczała.
- Niezdecydowanie..? To do Ciebie niepodobne. - spojrzał jej głęboko w oczy chcąc jej przypomnieć kim tak naprawdę była.
Nie miał nic przeciwko żeby czasami na nim polegała, ale wiedział jak ważna jest dla niej niezależność. Z resztą znał ją na tyle, że czasami trzeba było jej po prostu podbić nieco poczucie własnej wartości. W chwilach zwątpienia pokazywał jej jak ją widzi.
- Twoją kawą? - zaśmiał się cicho z wesołymi iskierkami w oczach - Oboje wiemy, że to ja robię lepszą kawę. - uśmiechnął się łobuzersko mając w zanadrzu tajemnicę tego porannego napoju, którego po dziś dzień jej nie zdradził - Jeśli mam za czymś tęsknić to za widokiem Ciebie w mojej koszuli kiedy wymykasz się rano z sypialni. - jego spojrzenie nabrało tego zadziornego, podnieconego wyrazu, a na usta wpełzł ten uśmiech, który bardzo dobrze znała.
- Hmm... Może jest pewien sposób żebyś mogła w końcu nabrać tchu. Złapać trochę luzu. - puścił jej oczko z niebezpiecznym uśmiechem, który zwiastował, że wpadł na kolejny ze swoich świetnych pomysłów.
- O tym porozmawiamy później. Na razie zbierz te zgrabne cztery litery i spakuj kilka rzeczy bo nocujesz dzisiaj u mnie. - zawyrokował tonem świadczącym o tym, że decyzja została już podjęta.
Były momenty, kiedy mogła być samodzielna. Były też momenty, kiedy trzeba się było nią po prostu zająć. Czy tego chciała, czy nie. Cadwalader stwierdził, że to jest po prostu ten moment. Więc po prostu patrzył na nią wyczekująco.
Darcy Bowman
-
Dear Santa, I’ve been good all year. Most of the time. Once in a while. Nevermind, I’ll buy my own stuff
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji3os.czas narracjiprzeszłypostaćautor
- Co? – w pierwszej chwili nie zrozumiała, bo… jak? Ściągnęła mocniej brwi wpatrując się uważnie w mężczyznę, oczekując jakiegoś wyjaśnienia. Albo głupiego „żartowałem”? Czegokolwiek? Zagryzła lekko wargę i jeszcze zanim zdążył się odezwać, pokręciła lekko głową – ale do siebie. Skapitulowała – Wiesz, co? Pieprzyć to. Niech będzie. Może być u ciebie, możesz mnie zabrać na dołek, albo wywieźć do lasu, okazać się psychopatą i skrócić moje cierpienia. – kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu, bo jedyną rzeczą, której była pewna to właśnie to… nie musiała się go obawiać. Nie musiała się obawiać, że okaże się psychopatą, a ona skończy marnie. Ufała mu. Może to głupie, bo pochodzili z zupełnie dwóch różnych światów, ale w ich wspólnym życiu wydarzyło się tyle rzeczy, którymi udowodnił jej, że mogła mu ufać, że mimo minionego czasu… ufała. Może jej umysł zareagował podświadomie i dlatego siedząc tamtego wieczoru w aucie przed domem – sparaliżowana strachem – zadzwoniła właśnie do niego – Daj mi pięć minut. – większość „potrzebnych” rzeczy miała w hotelu, ale jej garderoba była (oprócz tego, że rozpieprzona) na tyle pełna, że coś powinna uzbierać. Wzięła kilka najpotrzebniejszych, zupełnie podstawowych rzeczy z szafy i łazienki, wrzuciła je do torby i ponownie zeszła na dół – Jeszcze parę razy się tak na szybko spakuję i zamiast tu ogarnąć to po prostu się wyprowadzę. – mruknęła pół żartem, pół serio i znów wbiła spojrzenie w Arvela – Ale powiesz mi, co chodzi ci po głowie? Czy to tylko wymówka, żebym znów spędziła poranek w twojej koszuli?
Arvel Cadwalader
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimęskietyp narracjiczas narracjipostaćautor
- To urocze, że myślisz, że dawałem Ci w tej kwestii wybór. - uśmiechnął się do niej łobuzersko nie uciekając od jej tęczówek spojrzeniem - Dołek nie wchodzi w grę, nigdy go nie sprzątają. - nawet bardzo wyraźnie się wzdrygnął - Las natomiast... Kusząca propozycja, ale może następnym razem. Dzisiaj zabieram Cię do siebie. - przytaknął puszczając jej oczko raz jeszcze podkreślając co ma na dzisiaj dla nich zaplanowane.
Może nie byli ze sobą w klasycznej relacji, aczkolwiek wiedział, znał ją na tyle by wiedzieć czego właśnie w tym momencie potrzebuje. Trochę wsparcia, trochę zaprzątnięcia głowy. Do tego drugiego zdecydowanie się nadawał. Pierwszy krok został już poczyniony. Jej wizyty u niego były dość rzadkie, stąd zawsze nieco wyjątkowe. Ufał jej na tyle by zabrać ją do siebie. Nie robił tego z każdą kobietą. Prawda jest taka, że od kiedy weszli w tę dziwną relację nie miał ich za wiele. Była jego narzeczona. Wszyscy wiemy, jak to się skończyło. Później... Od czasu do czasu miał jakąś partnerkę, lecz zdał sobie sprawę, że w każdej tak naprawdę szukał po prostu niej. To ona wzbudzała jego zainteresowanie. To ją chciał widzieć w swojej koszuli w kuchni. Od dłuższego czasu chodziło po prostu o nią.
Przytaknął tylko kiedy znikała na górze żeby zebrać swoje rzeczy. On tymczasem nie próżnował. Rozejrzał się jeszcze raz po pomieszczeniach szukając jakichś poszlak odnośnie tego, kto mógł się do niej włamać. Śladów DNA raczej nie znajdzie, lecz najmniejsza pierdoła mogła sprawić, że zacznie łączyć pewne kropki. Bowman nie dała mu na to jednak zbyt wiele czasu. Jak na kobietę naprawdę nie potrzebowała zbyt wiele czasu żeby się spakować. Kolejna cecha, którą w niej cenił.
- Oh? Już planujesz się do mnie wprowadzić? Cholera, Darcy, nie wiem czy jestem gotów na taki krok. - powiedział to z bardzo teatralnym westchnięciem, a wesołe iskierki nie opuszczały jego tęczówek.
- Darcy, Darcy... - pokręcił głową podchodząc bliżej z tym swoim niebezpiecznym uśmiechem, który doskonale znała - Nie jestem facetem, który potrzebuje wymówek. - zatopił swoją dłoń w jej włosach, zacisnął i odchylając jej głowę nieco w bok wpił się namiętnie i bez ostrzeżenia w jej usta przywierając do niej swoim ciałem.
To był jeden z tych posesywnych, gorących pocałunków, którymi ją raczył po dłuższej rozłące, a ta zdecydowanie była zbyt długa. On natomiast nie pozwolił by ta chwila trwała zbyt długo. Musiała poczuć niedosyt. To miał być zaledwie afrodyzjak to tego, co może dostać później. Musi tylko chcieć po to sięgnąć.
- Mmm... Tęskniłem za Tobą. - wyszeptał w jej usta przygryzając jeszcze jej dolną wargę.
Darcy Bowman
-
Dear Santa, I’ve been good all year. Most of the time. Once in a while. Nevermind, I’ll buy my own stuff
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji3os.czas narracjiprzeszłypostaćautor
- Powiedziałam, że się wyprowadzę… a nie wprowadzę do ciebie. Skąd wiesz, że nie masz konkurencji? Może wszystko zależy od tego w czyjej szufladzie zostawię więcej majtek? – odbiła piłeczkę, trochę się z nim drażniąc, bo przecież odrobina zazdrości jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Zazwyczaj. Mężczyźni – szczególnie tacy jak on – lubili przecież wyzwania. A czy kłamała? I tak i nie. Nie zostawiała u nikogo swoich majtek, ale niekoniecznie żyła w celibacie od czasu, gdy pochowała męża. Nie miała jednak najmniejszego zamiaru się przed nim tłumaczyć. Zresztą… i tak nie dał jej dojść do słowa.
Zamknął jej usta pocałunkiem. Zabrakło jej tchu, a gdyby nie to, że był tak blisko, że mogła zacisnąć palce na jego koszulce i ciasno do niego przylgnąć – kolana mogłyby się pod nią ugiąć. Śmieszny dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa, a w oku pojawił się charakterystyczny błysk. Bo apetyt rośnie w miarę jedzenia.
- To dobrze. Ta tęsknota ci służy… już zapomniałam, że dobrze całujesz. – zaśmiała się i puściła jego koszulkę, przy okazji się odsuwając – Ale zmieniłam zdanie… nie chcę jechać do ciebie. Jeszcze. – zagryzła lekko wargę i zrobiła kolejny krok od mężczyzny – Chodźmy się upić. Gdzieś, gdzie ty nie będziesz wielkim panem policjantem, a ja… tym kim jestem! - gdzieś, gdzie będą anonimowi, będą mogli robić głupie rzeczy i następnego dnia niekoniecznie o tym pamiętać. Albo po prostu żałować...
Arvel Cadwalader
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimęskietyp narracjiczas narracjipostaćautor
Czy to mogło wypalić? Pewnie nie. To go jednak nie powstrzymywało od pakowania się w kłopoty. Z nią w roli głównej.
- Zdrowa konkurencja jest... zdrowa. - wzruszył ramionami nie dając po sobie poznać by jakoś mocniej poruszył go fakt, że miewała innych partnerów - Różnica pomiędzy całą resztą, a mną jest natomiast taka, że ja wiem, że takiej kobiety jak Ty nie zdobywa się samym seksem. - przechylił nieco głowę z wyzywającym spojrzeniem - Chociaż nie to żebym w tym akurat miał jakąś konkurencję. - uśmiechnął się do niej zawadiacko nic sobie nie robiąc z jej zaczepek.
Będzie musiała się bardziej postarać jeśli chce mu w jakikolwiek sposób zajść za skórę. Sprowokować jakaś zazdrosną reakcję. Arvel doskonale znał swoją wartość. Więc zazdrość? Na tę trzeba sobie zapracować. Gdzieś w klubie pewnie okazałby ją zupełnie inaczej, ale tutaj? Teraz? Zupełnie nie była potrzebna. Doskonale wiedział, jak brzmi, kiedy zabierał ją do łóżka.
Ten pocałunek miał być jedynie przedsmakiem tego, na co może liczyć kiedy znajdą się już u niego? A może nawet wcześniej? W końcu samochód też miał całkiem wygodny. Podobało mu się to jak na niego reagowała. Jak jej ciało przycisnęło się do jego, a dłonie zacisnęły na koszulce. I to, jak na niego parzyła... Właśnie to chciał zobaczyć. To pragnienie. Ten błysk. Uwielbiał ją taką widzieć.
- W takim razie powinienem Ci przypomnieć. - uśmiechnął się do niej zadziornie znów podchodząc bliżej - Napić się? Gdzieś, gdzie nikt nie będzie nas znał? - zaśmiał się łapiąc się pod boki - To co? Jakiś bar w Vancouver? - spojrzał na nią wymownie bo chyba tu najbliżej nikt ich nie skojarzy.
- W porządku, jeśli znasz takie miejsce to bierz torbę i jedziemy. - przeszedł obok niej wyciągając kluczyki z kieszeni - Co myślisz? Tequila? Whisky? Shoty? - odwrócił się jeszcze wychodząc właśnie tyłem z jej domu.
Darcy Bowman