33 y/o
Mark your calendar for Canada Day
171 cm
właścicielka The Fifth Social Club
Awatar użytkownika
Dear Santa, I’ve been good all year. Most of the time. Once in a while. Nevermind, I’ll buy my own stuff
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3os.
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Nie wróciła jeszcze do domu. Mieszkanie w hotelu było… wygodne, a przede wszystkim dawało jakieś śmieszne poczucie bezpieczeństwa. Jasne, słyszała o wielu historiach kobiet, które zostały zaatakowane w hotelowych pokojach, ale Bowman szczerze wątpiła, żeby chodziło o pięciogwiazdkowe lokale w centrum Toronto. Tym bardziej, że ludzie, którzy chcieli jej zaszkodzić raczej nie zdecydowaliby się na wizytę w takim miejscu.
Poza tym… chyba nie wiedziała jak się za to zabrać. Za powrót. Tak naprawdę jedyną rzeczą, którą zrobiła w domu od tamtego wieczoru, a raczej którą kazała zrobić, była wymiana zamków i to… tyle. W środku ciągle panował bałagan, meble nadal były poprzewracane, zawartość szafek i szaf ciągle znajdowała się na podłodze… obraz nędzy i rozpaczy. I oczywiście, że mogła zadzwonić do któregokolwiek ze swoich pracowników albo pierwszej lepszej firmy sprzątającej, ale nie potrafiła się do tego zmusić. Czuła się okropnie z myślą, że ktoś był w jej domu… jej domu. Tak, mieszkała tutaj z Danielem, a jej małżeństwo było dalekie od ideału i to on za to wszystko zapłacił, ale jednocześnie ten dom był spełnieniem jej marzeń… zajęła się wykańczaniem, ustalała każdy jeden szczegół, każdy jeden element. To mogła być jej złota klatka, ale sama ją sobie wykończyła. A teraz ktoś ją zbezcześcił.
Zdziwił ją telefon od Arvela. Wiedziała, że nie powinna tamtego wieczoru do niego dzwonić, ale jednocześnie był pierwszą osobą, która przyszła jej na myśl… nie mogła po prostu zgłosić włamania na policję, nie była głupia. Potrzebowała kogoś, kto załatwi do po ciuchy, kto pomoże jej bez zadawania zbędnych pytań. Zresztą… gdzieś tam z tyłu głowy miała, że zawsze jej pomagał. Więc może teraz też?
Nie chciała rozmawiać z nim przez telefon, umówiła się z nim u siebie – w domu, w którym miał okazję być drugi raz w życiu. Przyjechała odrobinę wcześniej, ale większość czasu przesiedziała w aucie na podjeździe i do środka weszła zaledwie parę chwil przed tym jak usłyszała dźwięk drugiego auta przed domem. Nie potrzebował specjalnego zaproszenia, drzwi zostawiła otwarte, gdy sama rozglądała się po zdewastowanej przestrzeni parteru.
- Dowiedziałeś się czegoś? Udało się coś wyciągnąć z monitoringu? Czy ta wizyta ma jakiś inny cel… stęskniłeś się, albo chciałeś mi opowiedzieć o ciężkim dniu w pracy? – nie mogła sobie darować odrobiny złośliwości, jak zawsze. Przeszła przez pokój w jego stronę, założyła ręce na piersi i zmierzyła go spojrzeniem – Co się dzieje Arvel? – dlaczego się tutaj spotykamy? Co się zmieniło przez tych kilka dni? Bo tutaj jak widać… nic. Zupełnie nic.

Arvel Cadwalader
39 y/o
For good luck!
190 cm
Detektyw IGGTF Toronto Police Service
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkimęskie
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Dostając znów telefon od Darcy... Cóż, nie mógł powiedzieć, żeby był zdziwiony. W ostatnich latach stało się to już pewnego rodzaju tradycją. Chociaż rzeczywiście mieli teraz nieco dłuższą przerwę w ostatnich miesiącach. Najwyraźniej oboje byli dość zajęci. On na pewno był porządkując swoje sprawy w półświatku. Spłacenie długów, odcięcie się od niektórych kontaktów, wreszcie zamknięcie kilku gości żeby nie napsuli mu krwi, a niektóre groźby nie pozostały bezsłowne. Zajęło to trochę czasu, lecz w końcu mniej lub więcej wyprowadził swoją życiową sytuację na prostą. Właśnie wtedy. W tym momencie, jakiś tydzień po tym jak zamknął ostatni temat na ekranie jego telefonu pojawił się numer, który doskonale znał i zwiastował kolejne kłopoty. Kłopoty, na które nie wiedział czy był gotowy.
Niemniej nie potrafił jej odmówić. Nigdy nie potrafił. Już od pierwszego spotkania wbiła w niego swoje haki i nie chciała odpuścić. Ich relacja była na początku po prostu wygodna. On mógł być jej bohaterem, zasypiali w swoich ramionach, a później mogli o sobie na chwilę zapomnieć. I tak w kółko. Problemy zaczęły się wtedy, kiedy Arv zaczął przyzwyczajać się do tego jak wyglądała w jego koszuli, ze zmierzwionymi włosami kiedy pytała czy też chce kawę. Do tych kilku śniadań, które rzeczywiście zjedli razem. Miał ochotę widzieć to częściej. Widzieć ją częściej, a to tak... Robiło się problemem.
Dlatego i tym razem gdy zadzwoniła zamiótł wszystko pod dywan i rozpoczął swoje śledztwo. Takie, które nigdy nie trafi do niczyjej kartoteki. Specjalnie dla niej, jak wiele innych. Przejrzenie monitoringu, porozmawianie z sąsiadami. Czasami, lecz nie tym razem, pogrożenie jakimś półgłówkom. Robił dla niej wiele. Więcej niż mogła się spodziewać.
- Uważaj Darcy. Tęskniłem? Opowiedzieć o swoim dniu? Co dalej, zaprosisz mnie na randkę? - uśmiechnął się do niej zadziornie i nieco filuternie pstrykając ją delikatnie w nos przechodząc obok niej - Nie za dużo się dzieje, ale dzięki, że pytasz. - tym razem uśmiechnął się już w pełni zadziornie omijając akurat jakiś rozbity kubek - To chyba ja powinienem zapytać dlaczego spotykamy się tutaj. Mam Ci pomóc posprzątać? - spojrzał na nią unosząc pytająco brew kiedy nadal przechadzał się po jej salonie.
- Nie mam wieści, których możesz się spodziewać. Monitoring w okolicy jest dość średni. Nie udało mi się zbliżyć wystarczająco by zobaczyć ich twarze. Wychodząc mieli kominiarki. Tablice były kradzione. - powiedział dość rzeczowo jakby zdawał raport na chwilę poważniejąc - Nie powiem żeby to byli profesjonaliści, ale wiedzieli jak zatrzeć po sobie ślady. - westchnął cicho - Więcej nie wyciągnę bez angażowania w to naszego wydziału badań, ale do tego musiałbym mieć zgłoszenie i tak dalej... - mlasną stając w końcu gdzieś po środku jej salonu rozglądając się po pomieszczeniu.
- Mogę się jeszcze rozejrzeć na swój sposób, ale wiesz... żadnego DNA nie wyciągnę, więc niestety, dużo więcej nie zdziałam. Masz pomysł, kto mógł to zrobić? W co się wpakowałaś Darcy? - spojrzał na nią dość wyzywająco bo oboje wiedzą, że nie jest to pierwszy raz kiedy dzwoniła do niego z prośbą o pomoc.

Darcy Bowman
33 y/o
Mark your calendar for Canada Day
171 cm
właścicielka The Fifth Social Club
Awatar użytkownika
Dear Santa, I’ve been good all year. Most of the time. Once in a while. Nevermind, I’ll buy my own stuff
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3os.
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Cadwalder był echem przeszłości. Wiedziała, że wybranie numeru jego telefonu jest krokiem wstecz, że to nie mogło do niczego dobrego prowadzić… ani w kwestii zawodowej, ani tym bardziej prywatnej. Z drugiej strony została sama. Jej relacja z Danielem była jaka była, ale jednocześnie latami żyła życiem, do którego nigdy wcześniej nie miałaby dostępu, żyła wygodnym życiem, do którego bardzo łatwo się przyzwyczaić i z którego wcale nie chciała rezygnować. Decyzja została podjęta bez niej, a ona teraz musiała ponosić tego konsekwencje. I o ile przez ostatni rok było zaskakująco spokojnie, jakby wszyscy dawali jej czas, obserwowali i zastanawiali się, co zrobi dalej… tak teraz sępy zaczęły latać nad jej głową i doskonale wiedziała, że nie poradzi sobie z tym sama. Właściwie nie była pewna, czy w ogóle może sobie z tym poradzić… ale to się dopiero okaże.
- Wiele lat temu straciłeś swoją szansę na umówienie się ze mną na randkę. Dzisiaj? Proszę cię… nie jestem kimś, z kim umawiają się przykładni przedstawiciele miejskiej policji. – rzuciła zaskakująco swobodnie, a kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu. Ale właściwie nie żartowała. Może gdyby wtedy, gdy ich relacja była najbardziej intensywna, gdy dopiero zaczynała swoją karierę w klubie i jeszcze mogła zejść z tej drogi – wtedy może nawet naiwnie myślała, że coś mogłoby z tego wyjść. Może był człowiekiem obok, którego lubiła zasypiać i do którego przychodziła, gdy dzień w pracy był parszywy. Dawno i nieprawda, huh? Dzisiaj byli w zupełnie innymi ludźmi, oboje.
- W co się wpakowałam? Naprawdę myślisz, że się o to prosiłam? – przewróciła wymownie oczami, rozejrzała się po zdemolowanym wnętrzu, w którym budowała swoje życie. Spokojne życie – Wiesz, że to właściwie był mój dom… nigdy tak naprawdę nasz – przesunęła wierzchem dłoni po oparciu ciemnej skórzanej kanapy, której powierzchnia była podarta jakby ktoś czegoś w niej szukał… albo po prostu chciał sprawić jak najwięcej szkód – Skończyliśmy go chwilę przed tym jak ktoś postanowił go odstrzelić. Przypominam… ciągle nie ustaliście kto to zrobił. – spojrzała na mężczyznę wymownie, bo kanadyjska policja w tej sprawie była mało przydatna… wielu podejrzanych, żadnych dowodów, nikt się nie przyznawał. Podeszła bliżej Arvela, założyła ręce na piersi i musiała zadrzeć głowę, żeby móc na niego spojrzeć – Wielu jednak chciało zająć jego miejsce. Więc domyśl się… oczywiście, że chodzi o klub. Ktoś chce mnie przestraszyć i przegonić z miasta. Jedyne nazwisko, które przychodzi mi na myśl do Driscoll, to idiota… ale niebezpieczny. – do tej pory starał się z nią negocjować, ale była nieugięta. Nie chciała, żeby The Fifth znowu stało się centrum świadka przestępczego – Nie zgłoszę tego. Ale wiem, że jesteś w stanie zrobić więcej niż teraz. – zawsze był.



Arvel Cadwalader
39 y/o
For good luck!
190 cm
Detektyw IGGTF Toronto Police Service
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkimęskie
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Mógł nie odbierać tego telefonu. Stwierdzić, że udało mu się zamknąć wszystkie inne rozdziały. Przynajmniej w dziewięćdziesięciu procentach, więc ten też mógł spróbować zamknąć. W końcu byli przecież tylko dla siebie wygodni. Spotykali się zawsze niezobowiązująco. Wymiana obopólnych korzyści. Mądrzej byłoby nie odbierać. Nie oddzwaniać. Udać, że tak naprawdę się nie znają. Mieć to z głowy. Problem był w tym, że nie chciał. Gdzieś po drodze zaczął coś do niej czuć. Nie chodziło jeszcze o żadną wielką miłość. Nawet nie wiedział, czy jest do takiej zdolny, ale łapał się na tym, że podobała mu się w jego kuchni. W jego łóżku czy w jego aucie. Lubił po prostu gdy była blisko. Jednak przez ten czas miała męża. Nie chciał rozpieprzać czyjegoś związku. To nie był po prostu ich czas. Z resztą on sam też miał narzeczoną. Moment im nie sprzyjał, aczkolwiek teraz? Mieli nieco więcej swobody nawet jeśli było to w dość nieciekawych okolicznościach.
- Przykładni przedstawiciele miejskiej policji? Widzisz tu takich? - uśmiechnął się do niej zawadiacko bo oboje wiedzieli, że daleko było mu do takiego obrazu.
Gdyby takim był raczej nie spotykaliby się dziś tutaj ani przy wielu innych okazjach przez ostatnie lata. Robił dla niej rzeczy, których przykładny policjant na pewno by nie zrobił. Zaczynając od tak banalnych rzeczy jak zamiana mandatu na pouczenie, a kończąc na ukrywaniu dowodów, obiciu mordy jakiemuś przypadkowemu klientowi czy zastraszanie jakichś bandziorów. Miał naprawdę szeroki wachlarz usług jeśli chodziło o tę właśnie klientkę. Pewnie wiele osób powiedziałoby, że zdecydowanie za szeroki, ale nie potrafił się od niej odwrócić w potrzebie. Po prostu nie potrafił.
- Niby nigdy się nie prosisz, ale kłopoty jakoś za każdym razem Cię znajdują. - nie mówił tego w żaden sposób złośliwie, to było bardziej stwierdzenie faktu.
Przysiadł na oparciu kanapy, tam gdzie akurat zostało jeszcze trochę materiału. Przyglądał się jak przechadza się po zdemolowanym mieszkaniu i musiał stwierdzić, że było mu jej trochę szkoda. Nigdy by się do tego nie przyznał bo po prostu dostałby za to od niej po łbie, ale tak... zasługiwała na chwilę odpoczynku, którego najwyraźniej nie mogła dostać. On zdecydowanie nie tęsknił za jej mężem. Sądząc po jej reakcji ona też nieszczególnie, więc nie zamierzał czuć się przez to winny.
- Nie prowadzę każdego śledztwa w Toronto. Tego nawet nie powinienem przez konflikt interesów. Nawet jeśli nikt o tym nie wie. - uśmiechnął się do niej wzruszając jedynie ramionami.
Nawet gdyby mógł, nie chciał wkładać w to rąk. Był za blisko, a może wręcz za daleko? Chyba nie miał wystarczającej motywacji by rozwiązać akurat tę sprawę.
- Ach... Zrobić więcej... - prychnął cicho odpychając się od oparcia i stając zaledwie o krok przed nią - Mogę zrobić wiele rzeczy Darcy. Mogę... Pomóc Ci posprzątać. Mogę załatwić radiowóz, który będzie tutaj przejeżdżał co godzinę czy dwie. Mogę pójść porozmawiać z Driscollem będąc tak przekonującym jak tylko potrafię. Mogę też... Przespać tu kilka nocy żebyś poczuła się bezpiecznie, a przy okazji złapać kogoś gdyby postanowił tu wrócić. - spojrzał jej w oczy z tymi zawadiackimi iskierkami w swoich - Czego ode mnie oczekujesz Darcy? - zapytał nieco niższym głosem.

Darcy Bowman
33 y/o
Mark your calendar for Canada Day
171 cm
właścicielka The Fifth Social Club
Awatar użytkownika
Dear Santa, I’ve been good all year. Most of the time. Once in a while. Nevermind, I’ll buy my own stuff
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3os.
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu, ale nie skomentowała… jej wymowny uśmiech musiał mu wystarczyć za odpowiedź, czy widziała tu przykładnych przedstawicieli miejskiej policji. Nigdy nie uważała go za złego, wręcz przeciwnie. Nawet jeśli robił złe rzeczy to ona znała go od tej dobrej strony. Był kim, na kim mogła polegać. Jasne… ich relacje były skomplikowane, były trudne i prawdopodobnie też nieodpowiednie, ale jednak na ten pokręcony sposób wiedziała, że może na nim polegać. Zresztą nie była święta. Całe życie ją nauczyło, że cóż… trzeba sobie radzić. Jakoś.
- Widocznie taki mój urok… – wzruszyła lekko ramionami, bo wiedziała. Doskonale wiedziała, że tak właśnie było. Kłopoty zawsze ją znajdowały. Paplała się w tym pieprzonym bagnie właściwie od zawsze. Chciałaby prowadzić inne życie… oczywiście! Chciałaby pochodzić z innej rodziny, chciałaby wychowywać się w innym domu i nie musieć z niego uciekać jeszcze przed końcem liceum. Chciałaby nie musieć radzić sobie ze wszystkim w pojedynkę. I chyba właśnie dlatego miała słabość do mężczyzn pokroju Cadwaldera, czy jej męża… sprawiali, że przez chwilę wcale nie musiała. Mogła dać się wyręczyć i obserwować. Ktoś mógłby jej zarzucić, że owijała ich sobie wokół palca i wykorzystywała, ale nie uważała, żeby tak to właśnie było. Każdy medal miał dwie strony. W przypadku Daniela była to złota klatka, w której została zamknięta, a Arvel… cóż, też wychodził na swoje.
Wpatrywała się w jego twarz intensywnie. Lawirowała spojrzeniem od jego oczu do ust i z powrotem, jednak skupiając uwagę na męskich tęczówkach. Mógł zrobić wiele rzeczy. Wiedziała… widziała go przecież w akcji, chociaż minęło tyle czasu, gdy ostatni raz mieli szansę współpracować. Czego jednak od niego oczekiwała?
- Sama chciałabym wiedzieć – dodała ciszej, nie odwracając od niego wzroku – Ciągle mieszkam w hotelu… – nie potrafiła się zmusić do powrotu, do ogarnięcia tego bałaganu i spokojnego snu jakby nic się nie wydarzyło. Czy jego obecność coś by zmieniła? – Ale nie wiedziałam, że aż tak tęsknisz za moją kawą, Cadwalder. – dodała przekornie, a na jej usta znowu wykrzywił uśmiech, chociaż na chwilę. Zaraz jednak naturalnie spoważniała – Jeśli miałabym być tak całkiem szczera… chciałabym, żeby to się skończyło, żeby wszyscy dali mi święty spokój. Ale wiem, że to oznaczałoby utratę klubu, a na to nie mogę sobie pozwolić. Nie wiem, co miałabym robić bez niego. – to był jej największy problem… bała się utracić ten rodzaj władzy, który posiadała. Tą wygodę i świadomość, że coś do niej należało, że była… kimś. Zbyt długo w swoim życiu była nikim, żeby móc do tego wrócić.


Arvel Cadwalader
39 y/o
For good luck!
190 cm
Detektyw IGGTF Toronto Police Service
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkimęskie
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Cóż, uroku zdecydowanie nie mógł jej odmówić. Już od pierwszego spotkania miała to coś. Ten magnetyzm, któremu nie mógł się oprzeć. Był już w relacji, nie powinien szukać sobie przygód na boku. To miał być tylko niezobowiązujący flirt. Robił tak z wieloma kobietami. Jednak to ona była tą dla której przychodził do tego klubu. Na początku mówił sobie, że to wszystko po prostu przy okazji. Miał interesy z ówczesnym właścicielem i kilkoma jego znajomymi. Z biegiem czasu zaczął jednak przychodzić żeby złapać się z nią chociaż na kilka minut. Miała być tylko jego wtyczką. Osobą, której nikt nie podejrzewałby o sprzedawanie jakichś informacji. Relacja czysto służbowa. A jednak dał jej swój prywatny numer. Obił twarz jakiemuś klientowi, który obchodził się z nią mało dżentelmeńsko. Pomagał jej bardziej niż wymagała tego jego praca i tak już zostało przez kolejne lata. Przysługi stawały się coraz większe, a relacja głębsza. Już od dawna była czymś więcej niż tylko informatorką.
Wpadła mu w oko. Zaczął się z nią dzielić nie tylko swoim łóżkiem, ale i życiem. Jak widać z wzajemnością sądząc po tym jak właśnie na niego patrzyła. Doskonale wiedział, o czym myślała. Miał ochotę na to samo. Jego wzrok uciekł do jej ust i wcale nie spieszyło mu się by powrócić do jej tęczówek. Jednak wbrew temu, co można o nim myśleć, miał jeszcze pewne dżentelmeńskie cechy. Jedną z nich było nie wykorzystywanie kobiety w potrzebie. Mógł czasami wykorzystać nieco sytuację, ale nie samą kobietę. Tym bardziej, że już od jakiegoś czasu relacja przyjaciół z przywilejami mu nie wystarczała.
- Niezdecydowanie..? To do Ciebie niepodobne. - spojrzał jej głęboko w oczy chcąc jej przypomnieć kim tak naprawdę była.
Nie miał nic przeciwko żeby czasami na nim polegała, ale wiedział jak ważna jest dla niej niezależność. Z resztą znał ją na tyle, że czasami trzeba było jej po prostu podbić nieco poczucie własnej wartości. W chwilach zwątpienia pokazywał jej jak ją widzi.
- Twoją kawą? - zaśmiał się cicho z wesołymi iskierkami w oczach - Oboje wiemy, że to ja robię lepszą kawę. - uśmiechnął się łobuzersko mając w zanadrzu tajemnicę tego porannego napoju, którego po dziś dzień jej nie zdradził - Jeśli mam za czymś tęsknić to za widokiem Ciebie w mojej koszuli kiedy wymykasz się rano z sypialni. - jego spojrzenie nabrało tego zadziornego, podnieconego wyrazu, a na usta wpełzł ten uśmiech, który bardzo dobrze znała.
- Hmm... Może jest pewien sposób żebyś mogła w końcu nabrać tchu. Złapać trochę luzu. - puścił jej oczko z niebezpiecznym uśmiechem, który zwiastował, że wpadł na kolejny ze swoich świetnych pomysłów.
- O tym porozmawiamy później. Na razie zbierz te zgrabne cztery litery i spakuj kilka rzeczy bo nocujesz dzisiaj u mnie. - zawyrokował tonem świadczącym o tym, że decyzja została już podjęta.
Były momenty, kiedy mogła być samodzielna. Były też momenty, kiedy trzeba się było nią po prostu zająć. Czy tego chciała, czy nie. Cadwalader stwierdził, że to jest po prostu ten moment. Więc po prostu patrzył na nią wyczekująco.

Darcy Bowman
33 y/o
Mark your calendar for Canada Day
171 cm
właścicielka The Fifth Social Club
Awatar użytkownika
Dear Santa, I’ve been good all year. Most of the time. Once in a while. Nevermind, I’ll buy my own stuff
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3os.
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Gdy spojrzał jej w oczy – zadrżała. Wzdłuż jej kręgosłupa przeszedł dreszcz, ale niekoniecznie tylko dlatego, że ich spojrzenia się spotkały i wpatrywał się w jej tęczówki kilka sekund dłużej. Nie. Dlatego, że zdała sobie sprawę, że to faktycznie nie było do niej podobne, a już na pewno nie było podobne do tej wersji Darcy, którą znał, którą stworzyła pracując w klubie, bo tak było łatwiej. Musiała być silna, żeby nie zginąć w tym świecie, a od jakiegoś czasu… musiała to przed sobą niestety przyznać – od śmierci Daniela nie była taka sama. Próbowała. Chodziła z wysoko uniesioną głową i starała się sprawiać wrażenie, że wszystko jest w jak największym porządku, ale przecież wcale nie było. Miała wrażenie, że sytuacja z włamaniem trochę przelała czarę goryczy i Bowman po prostu pękła… przestała trzymać gardę. Doszła do momentu, w którym naprawdę nie wiedziała, co zrobić ze swoim życiem. Nawet jego niewybredny żart, o wspólnie spędzonych nocach wywołał zaledwie drżenie kącika jej ust. Chciałoby się powiedzieć dawno i nieprawda, chociaż niewątpliwie była to prawda. Czasami tylko żałowała, że nie wydarzyło się to w innym życiu… byłoby łatwiej.
- Co? – w pierwszej chwili nie zrozumiała, bo… jak? Ściągnęła mocniej brwi wpatrując się uważnie w mężczyznę, oczekując jakiegoś wyjaśnienia. Albo głupiego „żartowałem”? Czegokolwiek? Zagryzła lekko wargę i jeszcze zanim zdążył się odezwać, pokręciła lekko głową – ale do siebie. Skapitulowała – Wiesz, co? Pieprzyć to. Niech będzie. Może być u ciebie, możesz mnie zabrać na dołek, albo wywieźć do lasu, okazać się psychopatą i skrócić moje cierpienia. – kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu, bo jedyną rzeczą, której była pewna to właśnie to… nie musiała się go obawiać. Nie musiała się obawiać, że okaże się psychopatą, a ona skończy marnie. Ufała mu. Może to głupie, bo pochodzili z zupełnie dwóch różnych światów, ale w ich wspólnym życiu wydarzyło się tyle rzeczy, którymi udowodnił jej, że mogła mu ufać, że mimo minionego czasu… ufała. Może jej umysł zareagował podświadomie i dlatego siedząc tamtego wieczoru w aucie przed domem – sparaliżowana strachem – zadzwoniła właśnie do niego – Daj mi pięć minut. – większość „potrzebnych” rzeczy miała w hotelu, ale jej garderoba była (oprócz tego, że rozpieprzona) na tyle pełna, że coś powinna uzbierać. Wzięła kilka najpotrzebniejszych, zupełnie podstawowych rzeczy z szafy i łazienki, wrzuciła je do torby i ponownie zeszła na dół – Jeszcze parę razy się tak na szybko spakuję i zamiast tu ogarnąć to po prostu się wyprowadzę. – mruknęła pół żartem, pół serio i znów wbiła spojrzenie w Arvela – Ale powiesz mi, co chodzi ci po głowie? Czy to tylko wymówka, żebym znów spędziła poranek w twojej koszuli?


Arvel Cadwalader
39 y/o
For good luck!
190 cm
Detektyw IGGTF Toronto Police Service
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkimęskie
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Widział zmianę w jej spojrzeniu. Właśnie do tego dążył. Chętnie ją wspierał. Na wiele sposobów, których potrzebowała. Nie miał nic przeciwko byciu jej rycerzem na... może nie białym koniu, a bardziej czarnym rumaku ponieważ akurat taki kolor radiowozu mu przysługiwał, ale grunt w tym, że nie widział jej słabości jako... No właśnie. Słabości. Wiedział jak cholernie ciężko wielu osobom jest prosić o pomoc. Sam był tego najlepszym przykładem. Wszystko załatwiał sam. Polegając czasami na znajomościach, aczkolwiek te odnosiły się po prostu do prostej wymiany przysług. Cenił sobie swoją, ale też jej niezależność. Schlebiało mu to, że w potrzebie to jego numer zawsze był tym, który wybierała jako pierwszy. W końcu dała mu się już poznać na tyle by wiedział jaka jest z niej twarda kobieta. Kiedy tego potrzebowała oczywiście. Lubił obie jej strony. Zarówno tą silną i niezależną, jak również tę, która po prostu potrzebowała się do niego w nocy przytulić. Nie przyznałby tego tak łatwo przed nią, ale to ta druga sprawiła, że zapragnął od niej czegoś więcej niż tylko klasycznej relacji przyjaciół z bardzo przyjemnymi przywilejami.
- To urocze, że myślisz, że dawałem Ci w tej kwestii wybór. - uśmiechnął się do niej łobuzersko nie uciekając od jej tęczówek spojrzeniem - Dołek nie wchodzi w grę, nigdy go nie sprzątają. - nawet bardzo wyraźnie się wzdrygnął - Las natomiast... Kusząca propozycja, ale może następnym razem. Dzisiaj zabieram Cię do siebie. - przytaknął puszczając jej oczko raz jeszcze podkreślając co ma na dzisiaj dla nich zaplanowane.
Może nie byli ze sobą w klasycznej relacji, aczkolwiek wiedział, znał ją na tyle by wiedzieć czego właśnie w tym momencie potrzebuje. Trochę wsparcia, trochę zaprzątnięcia głowy. Do tego drugiego zdecydowanie się nadawał. Pierwszy krok został już poczyniony. Jej wizyty u niego były dość rzadkie, stąd zawsze nieco wyjątkowe. Ufał jej na tyle by zabrać ją do siebie. Nie robił tego z każdą kobietą. Prawda jest taka, że od kiedy weszli w tę dziwną relację nie miał ich za wiele. Była jego narzeczona. Wszyscy wiemy, jak to się skończyło. Później... Od czasu do czasu miał jakąś partnerkę, lecz zdał sobie sprawę, że w każdej tak naprawdę szukał po prostu niej. To ona wzbudzała jego zainteresowanie. To ją chciał widzieć w swojej koszuli w kuchni. Od dłuższego czasu chodziło po prostu o nią.
Przytaknął tylko kiedy znikała na górze żeby zebrać swoje rzeczy. On tymczasem nie próżnował. Rozejrzał się jeszcze raz po pomieszczeniach szukając jakichś poszlak odnośnie tego, kto mógł się do niej włamać. Śladów DNA raczej nie znajdzie, lecz najmniejsza pierdoła mogła sprawić, że zacznie łączyć pewne kropki. Bowman nie dała mu na to jednak zbyt wiele czasu. Jak na kobietę naprawdę nie potrzebowała zbyt wiele czasu żeby się spakować. Kolejna cecha, którą w niej cenił.
- Oh? Już planujesz się do mnie wprowadzić? Cholera, Darcy, nie wiem czy jestem gotów na taki krok. - powiedział to z bardzo teatralnym westchnięciem, a wesołe iskierki nie opuszczały jego tęczówek.
- Darcy, Darcy... - pokręcił głową podchodząc bliżej z tym swoim niebezpiecznym uśmiechem, który doskonale znała - Nie jestem facetem, który potrzebuje wymówek. - zatopił swoją dłoń w jej włosach, zacisnął i odchylając jej głowę nieco w bok wpił się namiętnie i bez ostrzeżenia w jej usta przywierając do niej swoim ciałem.
To był jeden z tych posesywnych, gorących pocałunków, którymi ją raczył po dłuższej rozłące, a ta zdecydowanie była zbyt długa. On natomiast nie pozwolił by ta chwila trwała zbyt długo. Musiała poczuć niedosyt. To miał być zaledwie afrodyzjak to tego, co może dostać później. Musi tylko chcieć po to sięgnąć.
- Mmm... Tęskniłem za Tobą. - wyszeptał w jej usta przygryzając jeszcze jej dolną wargę.

Darcy Bowman
33 y/o
Mark your calendar for Canada Day
171 cm
właścicielka The Fifth Social Club
Awatar użytkownika
Dear Santa, I’ve been good all year. Most of the time. Once in a while. Nevermind, I’ll buy my own stuff
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3os.
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Może nie miał dla niej żadnych dobrych informacji, ale nie żałowała tego spotkania. Tak, po cichu liczyła, że udało mu się do czegoś dojść, że ta banda partaczy była większymi partaczami niż przypuszczała – potrzebowała potwierdzenia, żeby spokojniej spać. Albo poruszyć całą resztę swoich znajomości, żeby załatwić to raz na zawsze. Właściwie sama nie wiedziała, co miałaby z tym zrobić, ale zaczynała już wpadać w paranoję. Arvel mimo wszystko potrafił poprawić jej humor, skutecznie skierować myśli w zupełnie innym kierunku, bo cóż… na siebie. Jednocześnie zdawała sobie sprawę, że to kolejna komplikacja. Gdy wrzucała tych kilka najpotrzebniejszych rzeczy do torby miała moment lub dwa, żeby się nad tym zastanowić. Dlaczego znowu pakowała się w skomplikowaną relację, która do niczego nie mogła doprowadzić. Żyli w dwóch różnych światach, których nie dałoby się połączyć, więc po co to sobie robili? Jednocześnie nie mogła sobie odmówić. Czuła się jak skończona idiotka, ale i tak… szła w to. Pieprzyć. Co ma być to będzie.
- Powiedziałam, że się wyprowadzę… a nie wprowadzę do ciebie. Skąd wiesz, że nie masz konkurencji? Może wszystko zależy od tego w czyjej szufladzie zostawię więcej majtek? – odbiła piłeczkę, trochę się z nim drażniąc, bo przecież odrobina zazdrości jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Zazwyczaj. Mężczyźni – szczególnie tacy jak on – lubili przecież wyzwania. A czy kłamała? I tak i nie. Nie zostawiała u nikogo swoich majtek, ale niekoniecznie żyła w celibacie od czasu, gdy pochowała męża. Nie miała jednak najmniejszego zamiaru się przed nim tłumaczyć. Zresztą… i tak nie dał jej dojść do słowa.
Zamknął jej usta pocałunkiem. Zabrakło jej tchu, a gdyby nie to, że był tak blisko, że mogła zacisnąć palce na jego koszulce i ciasno do niego przylgnąć – kolana mogłyby się pod nią ugiąć. Śmieszny dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa, a w oku pojawił się charakterystyczny błysk. Bo apetyt rośnie w miarę jedzenia.
- To dobrze. Ta tęsknota ci służy… już zapomniałam, że dobrze całujesz. – zaśmiała się i puściła jego koszulkę, przy okazji się odsuwając – Ale zmieniłam zdanie… nie chcę jechać do ciebie. Jeszcze. – zagryzła lekko wargę i zrobiła kolejny krok od mężczyzny – Chodźmy się upić. Gdzieś, gdzie ty nie będziesz wielkim panem policjantem, a ja… tym kim jestem! - gdzieś, gdzie będą anonimowi, będą mogli robić głupie rzeczy i następnego dnia niekoniecznie o tym pamiętać. Albo po prostu żałować...


Arvel Cadwalader
39 y/o
For good luck!
190 cm
Detektyw IGGTF Toronto Police Service
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkimęskie
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Chciał, naprawdę chciał mieć dla niej lepsze informacje, ale jego detektywistyczne zdolności mogły sięgać tak daleko, jak fakty. Bez przewrócenia tego domu drugi raz do góry nogami z pomocą wyszkolonych techników nie miał zbyt dużych szans na nowe poszlaki. Nie chciał też od razu wchodzić z butami w jej życie. Jeśli zacząłby teraz przyciskać każdą przestępczość zorganizowaną pewnie trafiłby w końcu na tych, którzy to zrobili. To tylko kwestia czasu. Jednakże nie mógł być przy niej w każdej minucie każdego dnia. Zdawał sobie sprawę, że te typy szybko by się odwdzięczyły, a wiedział jak nieprzewidywalne mogą być ich akcje. Dlatego potrzebował wiedzieć, kto to zrobił. Jeśli ktoś już jej groził to znacznie zawężało grono podejrzanych, a jemu mogło pomóc nie spalić wszystkich mostów w tym mieście. Bo jeśli miał to dla kogoś zrobić to właśnie dla niej. Już od jakiegoś czasu był tego boleśnie świadomy. Ich relacja tak naprawdę nie miała za dużo sensu. Na papierze zupełnie do siebie nie pasowali. Przez to, czym się zajmowali. Ba, nawet przez to jacy byli. Aczkolwiek w jakiś sposób to im klikało. Tęsknił za nią im dłużej się nie widzieli. Zaprzątała jego myśli. Wszystko to, czego jego narzeczona nie robiła już od dłuższego czasu.
Czy to mogło wypalić? Pewnie nie. To go jednak nie powstrzymywało od pakowania się w kłopoty. Z nią w roli głównej.
- Zdrowa konkurencja jest... zdrowa. - wzruszył ramionami nie dając po sobie poznać by jakoś mocniej poruszył go fakt, że miewała innych partnerów - Różnica pomiędzy całą resztą, a mną jest natomiast taka, że ja wiem, że takiej kobiety jak Ty nie zdobywa się samym seksem. - przechylił nieco głowę z wyzywającym spojrzeniem - Chociaż nie to żebym w tym akurat miał jakąś konkurencję. - uśmiechnął się do niej zawadiacko nic sobie nie robiąc z jej zaczepek.
Będzie musiała się bardziej postarać jeśli chce mu w jakikolwiek sposób zajść za skórę. Sprowokować jakaś zazdrosną reakcję. Arvel doskonale znał swoją wartość. Więc zazdrość? Na tę trzeba sobie zapracować. Gdzieś w klubie pewnie okazałby ją zupełnie inaczej, ale tutaj? Teraz? Zupełnie nie była potrzebna. Doskonale wiedział, jak brzmi, kiedy zabierał ją do łóżka.
Ten pocałunek miał być jedynie przedsmakiem tego, na co może liczyć kiedy znajdą się już u niego? A może nawet wcześniej? W końcu samochód też miał całkiem wygodny. Podobało mu się to jak na niego reagowała. Jak jej ciało przycisnęło się do jego, a dłonie zacisnęły na koszulce. I to, jak na niego parzyła... Właśnie to chciał zobaczyć. To pragnienie. Ten błysk. Uwielbiał ją taką widzieć.
- W takim razie powinienem Ci przypomnieć. - uśmiechnął się do niej zadziornie znów podchodząc bliżej - Napić się? Gdzieś, gdzie nikt nie będzie nas znał? - zaśmiał się łapiąc się pod boki - To co? Jakiś bar w Vancouver? - spojrzał na nią wymownie bo chyba tu najbliżej nikt ich nie skojarzy.
- W porządku, jeśli znasz takie miejsce to bierz torbę i jedziemy. - przeszedł obok niej wyciągając kluczyki z kieszeni - Co myślisz? Tequila? Whisky? Shoty? - odwrócił się jeszcze wychodząc właśnie tyłem z jej domu.

Darcy Bowman
ODPOWIEDZ

Wróć do „#9”