No todo morto
: pn lis 10, 2025 10:03 pm
Kiedy Alvaro wszedł do pokoju, Santiago siedział za zaczerwienionymi, zapuchniętymi oczami - wyraźnie niedawno przestał płakać, a teraz tylko gapił się w przestrzeń tępym, nic nie widzącym wzrokiem. Gdy poczuł tabletki w swojej dłoni, spojrzał najpierw na nie, a później na twarz mężczyzny.
- ¿Por que? - zapytał tylko. Powinien brać jeszcze zastrzyki, do których też pielęgniarka nie mogła go już zmusić; teraz zresztą też nie widział sensu brania tego całego cholerstwa - Dlaczego chcesz, żebym to brał? Po co? Dlaczego przyjechałeś? I skoro przyjechałeś - dlaczego wyszedłeś z krzykiem? O co ci chodzi, Palermo?
Opuścił dłoń z tabletkami - chudą i kościstą, drżącą i ledwie trzymającą te pastylki.
- Nie przestałem tego brać licząc na to, że przyjedziesz i mi to wciśniesz - ja już nie chcę się tym szprycować, bo to i tak nic nie da. I tak zdechnę, tylko z tym gównem potrwałoby to dłużej.
Zmęczył się wypowiadaniem tylu słów i było to po nim widać, bo dostał lekkiej zadyszki, zwłaszcza, że mówił teraz trochę głośniej, niż na początku, a serce znów zaczynało mu bić szybciej. Teraz on zaczynał się złościć, bo podejrzewał, jak to może się zaraz znów skończyć: Alvaro znowu zacznie wrzeszczeć, zacznie się wściekać, że Tiago ma to wziąć i koniec, że po to właśnie przyjechał, a w ogóle, to kocha de la Sernę, kochał go całe życie, a ten teraz go odtrąca. Drugiej takiej kłótni w tak krótkim czasie nie chciał znosić - to by było za dużo - ale tego właśnie się spodziewał, więc jego reakcją obronną był atak. Sam zaczął się nakręcać, szykując się do obrony przed kolejną serią krzyków. Odłożył tabletki na stolik i nieporadnie poprawił się w fotelu, zmieniając nieco pozycję. Wkurzało go, że nie może się nawet bronić, że jest tak bardzo bezsilny w tym momencie, że nawet nie może sam wyjść i trzasnąć drzwiami. Być może by tego nie zrobił, gdyby rzeczywiście miał na to siłę - może nie przyszłoby mu to do głowy - ale w tym momencie miał ochotę po prostu stąd uciec, choć nie bardzo zdawał sobie sprawę z tego, że to właśnie byłaby ucieczka, a nie cokolwiek innego. Nie okazanie swojego zdania i swojej stanowczości. Rejterada.
Alvaro Salvatierra
- ¿Por que? - zapytał tylko. Powinien brać jeszcze zastrzyki, do których też pielęgniarka nie mogła go już zmusić; teraz zresztą też nie widział sensu brania tego całego cholerstwa - Dlaczego chcesz, żebym to brał? Po co? Dlaczego przyjechałeś? I skoro przyjechałeś - dlaczego wyszedłeś z krzykiem? O co ci chodzi, Palermo?
Opuścił dłoń z tabletkami - chudą i kościstą, drżącą i ledwie trzymającą te pastylki.
- Nie przestałem tego brać licząc na to, że przyjedziesz i mi to wciśniesz - ja już nie chcę się tym szprycować, bo to i tak nic nie da. I tak zdechnę, tylko z tym gównem potrwałoby to dłużej.
Zmęczył się wypowiadaniem tylu słów i było to po nim widać, bo dostał lekkiej zadyszki, zwłaszcza, że mówił teraz trochę głośniej, niż na początku, a serce znów zaczynało mu bić szybciej. Teraz on zaczynał się złościć, bo podejrzewał, jak to może się zaraz znów skończyć: Alvaro znowu zacznie wrzeszczeć, zacznie się wściekać, że Tiago ma to wziąć i koniec, że po to właśnie przyjechał, a w ogóle, to kocha de la Sernę, kochał go całe życie, a ten teraz go odtrąca. Drugiej takiej kłótni w tak krótkim czasie nie chciał znosić - to by było za dużo - ale tego właśnie się spodziewał, więc jego reakcją obronną był atak. Sam zaczął się nakręcać, szykując się do obrony przed kolejną serią krzyków. Odłożył tabletki na stolik i nieporadnie poprawił się w fotelu, zmieniając nieco pozycję. Wkurzało go, że nie może się nawet bronić, że jest tak bardzo bezsilny w tym momencie, że nawet nie może sam wyjść i trzasnąć drzwiami. Być może by tego nie zrobił, gdyby rzeczywiście miał na to siłę - może nie przyszłoby mu to do głowy - ale w tym momencie miał ochotę po prostu stąd uciec, choć nie bardzo zdawał sobie sprawę z tego, że to właśnie byłaby ucieczka, a nie cokolwiek innego. Nie okazanie swojego zdania i swojej stanowczości. Rejterada.
Alvaro Salvatierra