Strona 2 z 3

No todo morto

: pn lis 10, 2025 10:03 pm
autor: Santiago de la Serna
Kiedy Alvaro wszedł do pokoju, Santiago siedział za zaczerwienionymi, zapuchniętymi oczami - wyraźnie niedawno przestał płakać, a teraz tylko gapił się w przestrzeń tępym, nic nie widzącym wzrokiem. Gdy poczuł tabletki w swojej dłoni, spojrzał najpierw na nie, a później na twarz mężczyzny.
- ¿Por que? - zapytał tylko. Powinien brać jeszcze zastrzyki, do których też pielęgniarka nie mogła go już zmusić; teraz zresztą też nie widział sensu brania tego całego cholerstwa - Dlaczego chcesz, żebym to brał? Po co? Dlaczego przyjechałeś? I skoro przyjechałeś - dlaczego wyszedłeś z krzykiem? O co ci chodzi, Palermo?
Opuścił dłoń z tabletkami - chudą i kościstą, drżącą i ledwie trzymającą te pastylki.
- Nie przestałem tego brać licząc na to, że przyjedziesz i mi to wciśniesz - ja już nie chcę się tym szprycować, bo to i tak nic nie da. I tak zdechnę, tylko z tym gównem potrwałoby to dłużej.
Zmęczył się wypowiadaniem tylu słów i było to po nim widać, bo dostał lekkiej zadyszki, zwłaszcza, że mówił teraz trochę głośniej, niż na początku, a serce znów zaczynało mu bić szybciej. Teraz on zaczynał się złościć, bo podejrzewał, jak to może się zaraz znów skończyć: Alvaro znowu zacznie wrzeszczeć, zacznie się wściekać, że Tiago ma to wziąć i koniec, że po to właśnie przyjechał, a w ogóle, to kocha de la Sernę, kochał go całe życie, a ten teraz go odtrąca. Drugiej takiej kłótni w tak krótkim czasie nie chciał znosić - to by było za dużo - ale tego właśnie się spodziewał, więc jego reakcją obronną był atak. Sam zaczął się nakręcać, szykując się do obrony przed kolejną serią krzyków. Odłożył tabletki na stolik i nieporadnie poprawił się w fotelu, zmieniając nieco pozycję. Wkurzało go, że nie może się nawet bronić, że jest tak bardzo bezsilny w tym momencie, że nawet nie może sam wyjść i trzasnąć drzwiami. Być może by tego nie zrobił, gdyby rzeczywiście miał na to siłę - może nie przyszłoby mu to do głowy - ale w tym momencie miał ochotę po prostu stąd uciec, choć nie bardzo zdawał sobie sprawę z tego, że to właśnie byłaby ucieczka, a nie cokolwiek innego. Nie okazanie swojego zdania i swojej stanowczości. Rejterada.

Alvaro Salvatierra

No todo morto

: pn lis 10, 2025 10:35 pm
autor: Alvaro Salvatierra
No voy a hablar contigo en inglés, de la Serna. - odezwał się cicho, tym razem już znacznie spokojniejszym tonem niż te pół godziny wcześniej. Spokojniejszym, choć nie wyzutym z uczuć, nie mechanicznym i olewczym. Po prostu: spokojniejszym. Palermo, który był w stanie się uspokoić, zwłaszcza w tak krótkim odstępie czasu, to nie był częsty widok. Jeszcze te osiemnaście miesięcy temu nie byłby w stanie tego zrobić ot tak, bez dłuższego przytulania przez...
Wróć. Nie będzie teraz o tym rozmyślał, nie będzie wspominał, nie będzie sobie wmawiał rzeczy, które nigdy nie miały prawa się wydarzyć.
Perdón por aquel arranque de ira. - dodał po chwili, nadal spokojnym tonem, choć minimalnie drżącym. Nie był jednak w stanie kompletnie odciąć się od swoich uczuć, bo był za bardzo uczuciowym dzieciakiem, od zawsze zresztą, ale może to i lepiej. Nie chciałby stać się kompletnie pozbawionym uczuć i empatii gnojem, za jakiego niejeden ich współpracownik uważał Kocura. On sam nigdy tak o nim nie myślał, ale też inna sprawa, że jego Santiago nigdy nie traktował jak wszystkich innych. On zawsze miał... cieplejsze miejsce w jego sercu.
Últimamente… he sentido demasiadas emociones fuertes, por eso pasó todo esto. No debí gritar ni reprocharte nada. Pero no todos los días uno se convierte en padre primero, y luego se entera de que tu amigo fallecido, en realidad, sigue vivo. - uśmiechnął się niepewnie, patrząc teraz na spoczywające na stoliku tabletki. Bał się spojrzeć znów na Santiago, bał się, że znów owładną go zbyt silne emocje, z którymi nie będzie w stanie sobie poradzić. Żałował, że wyznał mu wreszcie swoją miłość, bo od tamtego momentu wszystko się posypało. Nie powinien tego robić, nie wiedział co strzeliło mu do głowy i naprawdę żałował tej krótkiej, zbyt intymnej chwili słabości, na którą sobie pozwolił.
— Algún día todos morimos, el gato negro. Nunca fuiste de los que se quedan quietos esperando a que la muerte llegue. ¿Qué te ha pasado, Santiago? Siempre eras... intrépido. Imbatible. ¿Qué ha cambiado?

Santiago de la Serna

No todo morto

: pn lis 10, 2025 10:53 pm
autor: Santiago de la Serna
Zmarszczył lekko brwi, przygryzając wargę, kiedy przyjaciel zwrócił się do niego po nazwisku, oświadczając, że nie zamierza rozmawiać z nim po angielsku. Zaskoczyło go nie tyle to, że Alvaro odmówił rozmowy w obcym języku, ale to, że mówił do niego po nazwisku i że... był teraz taki spokojny. Lub inaczej: zdecydowanie nie był spokojny, ale próbował takiego odgrywać, a to było dość zaskakujące w tej chwili, biorąc pod uwagę wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatniej pół godziny, a co Santiago nie do końca rozumiał.
Prychnął cicho słysząc, że nigdy nie czekał bezczynnie na śmierć.
- Przeżyłem - fuknął, patrząc w inną stronę i czując, że zaraz wybuchnie. Odetchnął na tyle głęboko, na ile jego osłabione ciało mu pozwalało i przymknął oczy, starając się uspokoić falę emocji, która go teraz zalewała: frustrację z powodu własnej bezsilności, złość o to, że przeżył i nie udało mu się umrzeć na własnych zasadach, wtedy, kiedy planował; rozpacz i przerażenie. Bo bał się śmierci, choć przed tymi, którzy o niej wiedzieli, odgrywał kogoś, kto się tym w ogóle nie przejmuje i kto koniec traktuje jak kolejną wielką przygodę. Coś ciekawego, interesującego, nie wartego przejmowania się. A w każdym razie jako coś, przed czym należy się wyszaleć, ile tylko się da.
Teraz nie chciał jednak wybuchać, nie chciał irytować Alvaro - a zdawał sobie sprawę, że na pewno zdenerwuje młodego (zawsze go tak nazywał w myślach), jeśli będzie dalej do niego mówił po angielsku. Wstrzymał więc na chwilę oddech, żeby emocje w nim nieco opadły, po czym otworzył oczy, ale nie spojrzał na Salvatierrę.
- ¿Así que ahora eres padre? - zapytał po chwili, przywołując na twarz uśmiech i kierując znów twarz w stronę przyjaciela - No sabía que te gustaban las mujeres. ¿Eres feliz con ella?
Mimo, że nie był homofobem, to jednak w jego głowie dużo rzeczy działało schematami: skoro Alvaro został ojcem, to przecież nie z mężczyzną, do tego potrzebna była kobieta, prawda?
Znów poprawił się na fotelu, opierając się łokciem na podłokietniku i sprawiając wrażenie, że najchętniej by stąd uciekł. Bolała go ta rozmowa, bolała go obecność Palermo - tym bardziej jeśli okazywało się teraz, że jest ojcem. Powinien, do cholery, być przy swoim dziecku, a nie z podstarzałym złodziejem, który do niczego się nie nadawał i tylko sprawiał mu ból. Który nie chciał już żyć, więc nie warto było poświęcać na niego czasu. Który nawet nie powinien mu zabierać ani sekundy więcej.

Alvaro Salvatierra

No todo morto

: pn lis 10, 2025 11:22 pm
autor: Alvaro Salvatierra
Nie skomentował tego "przeżyłem", choć dosłownie musiał ugryźć się w język, żeby nie ogryźć się jakimś komentarzem w stylu "szkoda, że o tym nie wiedziałem, pieprzony skurwysynu". Nie chciał jednak się z nim kłócić, przecież ostatecznie nie po to przyjechał; chciał mu pomóc stanąć na nogi, zadbać o niego, przywrócić mu wiarę w sens życia, a nie jeszcze dokładać. I tak, jasne, że po drodze układał sobie różne scenariusze z masą przekleństw i epitetów, ale to nie znaczyło, że zamierzał tak naprawdę którykolwiek z nich zrealizować.
Trochę mu ulżyło, gdy mężczyzna przeszedł na hiszpański; to był jego naturalny język i mimo że mówił po angielsku (z argentyńskim akcentem, to prawda, bo nigdy nie był w stanie się go pozbyć) to jednak swobodniej się czuł mówiąc po hiszpańsku, więcej był w stanie wyrazić i... no, w ogóle nie wyobrażał sobie, żeby nagle mieli zacząć do siebie mówić po angielsku, tak zupełnie od czapy, po trzydziestu latach?
Spojrzał na niego zaskoczony, gdy Kocur nagle przywołał na twarz uśmiech i zaczął pytać o kobietę. Pokręcił głową, prychnął krótko i podrapał się po karku, jakby trochę zmieszany.
¿De dónde sacaste la idea de que hay alguna mujer? Sí, es cierto, tengo un hijo, pero no estoy en una relación con ninguna mujer. - wywrócił oczami. — Tengo una amiga con la que pasé una noche. La añoranza por un amigo, el alcohol y las lágrimas nunca son una buena mezcla, pero... bueno, gracias a eso lo tengo a él. - uśmiechnął się, ciepło i szczerze, po czym wyjął telefon z kieszeni i po chwili poszukiwań w galerii znalazł zdjęcie siebie trzymającego w ramionach słodkie, śpiące i prześliczne zawiniątko. — Nació hace nada. Míralo... es perfecto. Su nombre es Tiago.

Santiago de la Serna

No todo morto

: pn lis 10, 2025 11:41 pm
autor: Santiago de la Serna
Był nieco zaskoczony, że Alvaro nie przypiął się do tematu śmierci - najwyraźniej to był wieczór pełen zaskoczeń. Tym niemniej był mu za to wdzięczny: przecież Salvatierra z pewnością wiedział, że Santiago chciał zmienić temat. Interesował się dzieckiem przyjaciela, ale fakt faktem, że w tym momencie użył go raczej do odwrócenia kota ogonem, nie była to zwykła rozmowa o przedstawianiu sobie nawzajem dzieci. Znali się na tyle dobrze, że to musiało być dla Alvaro oczywiste - zawsze potrafił bezbłędnie wyczuć, kiedy de la Serna zmieniał temat i próbował go ukryć pod fałszywie beztroskim uśmiechem i zwykle komentował to w odpowiedni sposób, sprowadzając Santiago na ziemię.
- No sé, yo daba por hecho que si tenías un hijo, debía ser tuyo con alguna mujer. Así que... supuse que tenías alguna - wzruszył ramionami, znów wiercąc się na fotelu. Koc już chwilę temu opadł z jego ramion, odsłaniając wychudzone ciało, okryte rozchełstaną koszulą od piżamy, spod której wystawały żebra i kościsty mostek. Alvaro nie raz widywał Santiago bez koszulki, więc miał porównanie z tym, jak de la Serna wyglądał kiedyś: obecnie sprawiał wrażenie uciekiniera z jakiegoś obozu. Odmawianie przyjmowania leków, osłabienie i głodówka dały mu się we znaki - Entonces, no es tu novia, solo una amiga. Lo entiendo. ¿Pero eres feliz con ella?
Te pytania zadawał szczerze - naprawdę chciał szczęścia Palermo, chciał usłyszeć, że jest mu dobrze w życiu i że je sobie ułożył. Być może nie tak, jak by tego pragnął - bo już od kilku lat był świadomy miłości chłopaka do siebie - ale przynajmniej może ma część tego, czego by chciał. Może nawet całkiem sporą część. Póki się dziś nie spotkali, nie raz wyobrażał go sobie w ramionach jakiegoś mężczyzny, wtulonego w niego i choć te wyobrażenia sprawiały mu ból, to jednocześnie dawały jakąś ulgę - myślał wtedy, że łatwiej by mu było odejść, gdyby wiedział, że Alvaro znalazł miłość i szczęście.
- ¿Conozco a esa amiga de ti? - zapytał, kiedy Palermo grzebał w telefonie w poszukiwaniu zdjęcia. Po chwili jednak zaniemówił, a gardło mu się ścisnęło, ponownie pozbawiając go tchu, kiedy usłyszał, jak mały ma na imię. Spojrzał na zdjęcie, próbując ukryć jakoś wzruszenie i ból, który przeszył jego serce na dźwięk tego imienia. Cholera, Salvatierra nazwał syna po nim!
Zupełnie, jakby Santiago był tego warty. Teraz poczuł się niesłusznie wyróżniony i pomyślał o sobie jak o ostatnim śmieciu. Miał ochotę zapytać, dlaczego Alvaro dał małemu imię po nim, ale wiedział, jaka będzie odpowiedź: przez miłość. Rozumiał to, ale czuł się jej niegodny.
- Es perfecto - wykrztusił tylko zduszonym głosem.

Alvaro Salvatierra

No todo morto

: wt lis 11, 2025 12:09 am
autor: Alvaro Salvatierra
Zastanowił się chwilę nad odpowiedzią na pytanie czy jest szczęśliwy z Sandy. Pierwsze pytanie o to zignorował, bo uznał, że w szczęściu chodzi o szczęście u boku partnera, ale przecież wcale nie musiało tak być, prawda? Można było się przyjaźnić i być u jego boku szczęśliwym. Tak jak przez ostatnie dwadzieścia pięć lat Alvaro był szczęśliwy u boku Santiago. W końcu więc umościł się wygodnie na krześle, zakładając nogę na nogę w swoim "pedalskim" stylu, jak sam lubił to zawsze nazywać i odpowiedział:
¿Si soy feliz con ella...? Sí, supongo que sí. Nos entendemos bien, tanto con el pequeño como... bueno, en general. Le debo mucho; me sacó del pozo cuando estaba realmente mal y cuando... — uznał jednak, że nie będzie wspominał o tym, że chciał ze sobą skończyć. Wzruszył więc lekko ramionami i uśmiechnął się delikatnie. — Todos dicen que esto se irá al carajo pronto, que ahora que el niño ya está en casa solo vamos a discutir y a terminar odiándonos, pero por ahora no parece que vaya a pasar.
Zerknął na ciało przyjaciela, gdy to się odsłoniło - faktycznie, widział dużą zmianę w porównaniu z tym, jak go zapamiętał; teraz był wychudzony i od razu skojarzył mu się z jakimś ocaleńcem z katastrofy, którego znajdowano czasem na morzu po wielu miesiącach tułaczki po bezkresnych wodach. Nie chciał jednak przyglądać mu się zbyt długo, bo wiedział z jakimi myślami u Santiago może się to wiązać. Nie chciał mu dokładać, naprawdę. Im dłużej z nim przebywał, tym bardziej się uspokajał i tym więcej do niego docierało, tym więcej rozumiał, więc chęci walki i dogryzania sobie nawzajem kompletnie z niego wyparowały. Zresztą, gdy zaczęli rozmawiać o małym Tiago, to nawet ciężko byłoby mu znów się irytować; dzieciak naprawdę go uspokajał, działał na niego wręcz kojąco, podobnie jak sama Sandy zresztą.
Ojalá pronto te recuperes y puedas conocerlo. Merece conocer al hombre que hizo que su padre sea quien es ahora. - pochylił się w jego stronę, kładąc dłoń na jego nadgarstku i zaciskając na nim lekko palce. Poczuł przyspieszony puls Santiago, ale spodziewał się tego, bo widział jak wielkie wrażenie zrobiła na nim informacja o tym, że młody dostał imię właśnie po nim. Tym dotykiem chciał mu też chyba przekazać, że nawet jeśli się wścieka i jeśli czasem nie umie się zachować, jak typowy Palermo zresztą, to wciąż go kocha, wciąż go szanuje i wciąż chce tu być dla niego. Miał nadzieję, że Santiago pozwoli mu zostać, mimo jego wcześniejszego wybuchu.
— ¿Tomarás las medicinas? Hazlo por mí... o por él. Y después me dices qué quieres cenar.

Santiago de la Serna

No todo morto

: wt lis 11, 2025 12:35 am
autor: Santiago de la Serna
Uśmiechnął się połową ust, kiwając głową i wciąż bojąc się spojrzeć na Alvaro, żeby ten nie zobaczył, jak wielkie wrażenie wywarła na nim informacja, że mały miał imię po nim. Tak, rzeczywiście ludzie mówią, że wraz z pojawieniem się dziecka, życie się kończy - chyba, że są madkami: dla nich życie się właśnie wtedy zaczyna i to jest jedyny sens ich istnienia. Wielu jednak wolało fatalizować wszystko i najpierw "życie się kończyło" przy ślubie, a potem "się kończyło" przy dziecku. On sam nie uważał, żeby którakolwiek z tych rzeczy niszczyła życie - tylko trzeba było umiejętnie nim zarządzać, czego on niestety nie potrafił. Nie wszyscy potrafili, a on ewidentnie nie nadawał się do związków, a co dopiero do wychowywania dziecka. Może i dobrze, że żadnego nie miał (choć to dziwne, biorąc pod uwagę ilość jego podbojów - nieraz zastanawiał się, czy przypadkiem nie jest bezpłodny), mimo, że chciał mieć dzieci, chciał być ojcem... ale nigdy się o nie szczególnie nie starał, bo ani nie miał z kim tak naprawdę, ani nie uważał, żeby był dobrym ojcem.
- Entonces - me alegro - powiedział lekko drżącym głosem - Me alegro que estas feliz y tenias un hijo.
Chwilę później jednak znów usłyszał coś, co zwaliło go z nóg: wyznanie, że uczynił Alvaro tym, kim jest dzisiaj. Teoretycznie to było oczywiste: wyciągnął go z ulicy, dał mu dach nad głową i edukację, ale... znów poczuł, że nie zasługuje na takie słowa i uznanie. Uważał, że niewiele dobrego zrobił w porównaniu do tego, ile bólu mu sprawił przez lata.
Pociągnął nosem i otarł go wierzchem dłoni nerwowo, stawiając nagie stopy na podłodze.
- Alvaro, no voy a recuperar - powiedział cicho - ¿Puedes ayudarme? - wyciągnął rękę w jego stronę, patrząc na niego kątem oka jak zbity pies - Tengo que ir al baño.
To było dla niego poniżające, koszmarne - sam fakt, że nie mógł tego zrobić sam, był każdorazową torturą, ale kiedy pomagała mu pielęgniarka, mógł to jeszcze jakoś znieść. Najgorsze było to, że teraz musiał poprosić o pomoc Alvaro. Tak, mógł wezwać tę dziewczynę, ale to z kolei byłoby przyjęte przez Salvatierrę jako afront, a doprawdy teraz nie chciał się z nim kłócić, nie chciał robić mu przykrości - skoro już mężczyzna pojawił się w jego domu i chciał z nim rozmawiać, to Santiago też chciał po prostu porozmawiać. Nie rozstawać się w gniewie.
Intencjonalnie zignorował pytanie, czy weźmie leki. Nie chciał tego robić, ale zaczynał się powoli łamać - przynajmniej na czas, kiedy Alvaro tu będzie i będzie o to prosił.

Alvaro Salvatierra

No todo morto

: wt lis 11, 2025 12:57 am
autor: Alvaro Salvatierra
Czy faktycznie było tak, że Santiago zrobił niewiele dobrego w porównaniu z tym ile zła wyrządził w życiu Alvaro? Nie, szczerze mówiąc Alvaro w ogóle nie uważał, żeby Santiago sprawiał mu ból. Nie mógł mu dać miłości - to było jasne, był hetero, zdecydowanie bardziej wolał kobiety, a poza tym pewnie miał gdzieś z tyłu głowy to, że jest starszy o kilkanaście lat i że właściwie wychował Salvatierrę. Tak czy inaczej - nie mogli być razem. Nawet mimo tego, co powiedziała mu pielęgniarka. Mimo tego, że Tiago za nim tęsknił. Mimo tego, że płakał czasem przez sen, że mamrotał jego imię, że odmawiał posiłków, bo "nie smakowały jak te zrobione przez Alvaro", że wylewał kawę, bo nie była tak dobra jak ta, którą robił mu przyjaciel, że opowiadał o nim jak o kimś, kto był jego bratnią duszą, o kimś, kogo kochał i z kim był szczęśliwy. Mimo tego, że z Alvaro łączyła go więź niesamowita i piękna, której nie miał nigdy wcześniej i nigdy później z żadną kobietą.
Nie chciał jednak drążyć, bo prawdę mówiąc chyba pogodził się już dawno z faktem, że nigdy nie będzie w związku z tym jedynym, z którym chciałby być. Próbował relacji z innymi facetami, zwykle starszymi od niego przynajmniej o kilka lat (po prostu wolał starszych), ale zawsze coś się w końcu pieprzyło - podobnie jak u Kocura i u jego wszystkich żon i partnerek. Może po prostu im obu nie była przeznaczona miłość? Może gdzieś zostało zaplanowane, że powinni być razem, więc z nikim innym nie byli w stanie ułożyć sobie życia? Nie, to głupie i infantylne, a przecież obiecał sobie, że teraz jest ojcem, dorosłym facetem, skończył czterdziestkę i nie może być nadal infantylnym dzieciakiem.
— Me expresé mal, lo siento. Quise decir que... cuando te sientas un poco mejor. - podniósł się z krzesła pospiesznie i podał mu rękę, pomagając mu wstać z fotela. Odruchowo objął go ręką w okolicy pasa, nie chcąc, żeby Santiago poczuł się niestabilnie; jeśli zachwiałby się przy nim, stracił równowagę, to wywołałoby to w nim na pewno kolejną falę złości, znów by krzyczał i znów stałby się ironiczny. Znów by go odtrącał.
— No hay problema, en serio. Pide lo que necesites, no te me cortes. Si nos conocemos de toda la vida. - pomógł mu utrzymać się na nogach, zarzucił sobie jego rękę za szyję i zaprowadził go do łazienki, nie wyglądając przy tym, jakby miał z tym jakikolwiek problem. Bo nie miał, serio. Cieszył się, że Santiago mimo oporów poprosił o pomoc właśnie jego i że mógł teraz przy nim być, po prostu.

Santiago de la Serna

No todo morto

: wt lis 11, 2025 1:16 am
autor: Santiago de la Serna
Santiago zaś czuł się teraz tak fatalnie, że znów miał ochotę strzelić sobie w łeb: wyobrażał sobie pistolet w dłoni, wyobrażał sobie, jak przykłada lufę do skroni i pociąga za spust. Rozumiał, że dla Alvaro to mogło nie być nic takiego: po prostu pomagał komuś bliskiemu, dla kogo zapewne zrobiłby wiele, o ile nie wszystko - i sam Santiago tak samo by do tego podchodził na jego miejscu. Ale będąc w sytuacji tego słabszego, umierał w środku czując, jak kręci mu się w głowie zarówno z osłabienia, jak przez ból psychiczny, który sprawiało mu to, że nie mógł sam nawet pójść się wysikać. Nie mógł, do diabła, ustać na nogach! I oczywiście, że sam to sobie robił teraz - że gdyby brał leki, to pewnie byłby w stanie przynajmniej poruszać się po domu, może pójść na spacer w czyimś towarzystwie; może nawet by łby w stanie przytargać zakupy do domu. Pewnie gdyby zaczął znów brać leki, to osiągnąłby jako taką sprawność. Ale z drugiej strony to oznaczałoby tylko tyle, że stan, w jakim znajdował się teraz, przyszedłby później - i tyle. Ból teraz sprawiała mu myśl, że Alvaro go takim widział. Ktoś, kto był mu bliski, dla kogo chciał być silny i w którego pamięci zdecydowanie nie chciał pozostać taki, jak teraz.
Uwiesił się jego ramienia, opierając cały ciężar ciała na nim, idąc z opuszczoną głową i zaciśniętymi zębami, wyobrażając sobie, że znika z tego świata. Po prostu znika, bez żadnej głupiej śmierci, bez niczego takiego - po prostu przestaje istnieć. Jakby nigdy go nie było. Znów łzy zaczęły napływać do jego oczu, ale za wszelką cenę starał się je powstrzymać i wiedział, że jeśli się teraz odezwie, to nie wytrzyma - dlatego szedł w milczeniu, czując się upokorzony, jak chyba nigdy dotąd.
Droga do łazienki trwała wieczność. Krok za krokiem - podłoga parzyła jak rozżarzone węgle piekielne. Każdy krok był kolejnym krokiem wgłąb tego piekła, był narastającym upokorzeniem, koszmarem, torturą. A kiedy wreszcie dotarli na miejsce, Tiago - znacznie lżejszy, niż wtedy, gdy widzieli się po raz ostatni, co Alvaro z pewnością też odczuł - usiadł nieporadnie na klozecie i ukrył twarz w dłoniach, opierając łokcie o kolana.
- Gracias, Alvaro - wymamrotał - Puedo encargarme de los pantalones, pero... ¿puedes quedarte en la puerta? ¿Para ayudarme a volver más tarde?
Kurwa, dlaczego życie musiało się tak potoczyć? Dlaczego nie mogłem po prostu zdechnąć w tym pierdolonym tunelu?

Alvaro Salvatierra

No todo morto

: wt lis 11, 2025 1:35 am
autor: Alvaro Salvatierra
Alvaro nie zamierzał pamiętać go takim jakim był teraz - a w każdym razie nie przez wzgląd na jego słabość, wygląd, niemożność poruszania się czy cokolwiek innego, co wmawiał sobie Santiago. Dla niego był najsilniejszym człowiekiem na świecie: potrafił znieść każdy ból jedynie z lekkim wykrzywieniem ust i zaciśnięciem zębów (bo przecież nie raz i nie dwa było tak, że któremuś z członków ekipy działa się krzywda, a że Kocur był szefem, to często krzywda przypadała właśnie na niego), zawsze zachowywał chłodną logikę i nigdy nie pozwalał, żeby kierowały nim emocje (mowa o napadach oczywiście), a poza tym naprawdę uważał go za dobrego człowieka - dobrego dla Alvaro w każdym razie. Był jego aniołem stróżem, jego wybawicielem, jego wszystkim. Oddałby życie za niego, umarłby za niego i dobrowolnie wszedłby w ogień, jeśli tylko to miałoby mu jakkolwiek pomóc. Santiago był jego ideałem i nie było po prostu fizycznie możliwości, żeby cokolwiek sprawiło, że nie pamiętałby go jako swój ideał. Nigdy też, cokolwiek by się nie działo, nie uznałby go za słabego.
Claro, no te preocupes, te espero afuera. Grita cuando hayas terminado. - uśmiechnął się do niego łagodnie i wyszedł z łazienki, żeby dać mu czas i przestrzeń; nie zamierzał dosłownie nad nim stać jak kat nad grzeszną duszą, bo przecież tylko by go to stresowało, więc rozejrzał się nieco nieporadnie po sypialni brata, po czym usiadł na brzegu łóżka, wytężając słuch, z zaciśniętymi na kolanach palcami obu dłoni. Chciał usłyszeć ewentualne dźwięki świadczące o tym, że mężczyzna spróbuje np. wrócić sam do pokoju, potknie się i przewróci po drodze; to byłoby tak bardzo w jego stylu, że aż teraz pożałował, że w ogóle wyszedł. Nie wrócił jednak do środka, a przynajmniej nie póki Santiago go nie wołał.

Santiago de la Serna