52 y/o
Welkom in Canada
182 cm
złodziej banki i inne takie
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkion/jego
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Ogólna niechęć i załamanie - te słowa chyba najlepiej określają to, co Tiago obecnie czuł. Nie widział sensu dalszej egzystencji, nie widział sensu zażywania leków; nawet nie widział sensu jedzenia czegokolwiek. Nie chciał już żyć, a jednocześnie nie miał siły tego zakończyć, więc tkwił w swoim domu (który w myślach nazywał trumną) i patrzył w ścianę, w okno albo w telewizor, niewiele widząc z tego, co się przed nim działo. Bez leków nie miał siły nawet wstać i pójść do toalety, ręce mu się trzęsły, więc potrzebował nieraz pomocy nawet w uniesieniu do ust kubka herbaty. Nie czuł głodu, więc nie chciał jeść. Pielęgniarka, którą zatrudnił miała z nim naprawdę ciężko ostatnimi dniami, bo dosłownie nic nie mogła na nim wymusić poza tym, żeby od czasu do czasu go umyć. Załamywała ręce, nie wiedząc już, co robić i w jaki sposób wlać w tego człowieka choć trochę życia - nawet na tyle, żeby zjadł cholerną kanapkę.
Teraz Tiago siedział bokiem w dużym fotelu, zwinięty w kłębek i owinięty czarnym futerkowym kocem. Strasznie schudł w porównaniu do tego, jak wyglądał nawet te kilka miesięcy temu: policzki mu się zapadły, palce stały się kościste, a żebra można było swobodnie policzyć. Spał - większość dni przesypiał - z głową opartą o zagłówek; a naprzeciw niego telewizor szumiał cicho, wyświetlając kolejne telenowele i teleturnieje. Na stoliku obok fotela stał talerz z nie ruszoną, zimną już jajecznicą (dobrze - mówiła sfrustrowana pielęgniarka - nie chcesz jeść, to nie, ale w końcu zgłodniejesz na tyle, że nawet tę jajecznicę zeżresz, choćby była lodowata), pusty kubek po herbacie i małe urządzenie elektroniczne z jednym guziczkiem - kiedy się go wcisnęło, urządzenie wydawało przeraźliwy pisk. Pielęgniarka pilnowała, żeby Santiago zawsze miał to przy sobie w razie, gdyby nagle potrzebował pomocy, a jej nie byłoby akurat w pobliżu.
De la Serna nie miał pojęcia o ostatnim pomyśle swojej opiekunki na to, w jaki sposób spróbować go przywrócić do życia. Pomyśle dość rozpaczliwym, trzeba przyznać, bo wymagał przeszukania rzeczy Tiago i dokładnego przepytania go tak, by wyciągnąć informacje i jednocześnie nie wzbudzić jego podejrzeń - a przecież mimo, że złodziej był mocno osłabiony i niewiele go w tym momencie obchodziło, to jednak wciąż gdzieś z tyłu głowy miał myśl, że nie może nikomu zdradzić za dużo, że musi się pilnować, żeby przypadkiem nikogo nie wsypać i żeby nie zdradzić za dużo ze swojego życia. Kobieta jednak zrobiła to na tyle sprytnie, że się nie zorientował, co się święci i że próbuje właśnie wyciągnąć informacje na temat tego, jak można się skontaktować z Alvaro: człowiekiem, o którym Santiago mówił najwięcej i za którym ewidentnie cholernie tęsknił. Tym mężczyzną, którego jej podopieczny podobno wychował i który był na wielu zdjęciach zgromadzonych w albumie, który Tiago chował na dnie szuflady i często wyjmował, żeby na nie popatrzyć i powspominać. Człowiekiem, za którym ten agresywny i apodyktyczny mężczyzna płakał - pielęgniarka widziała to kilka razy, kiedy Argentyńczyk myślał, że jest sam w pokoju; zresztą zdarzało mu się to również przez sen.
Teraz spał, a jego płytki oddech przeciskał się ze świstem do płuc. Był blady i słaby. I za każdym razem zasypiając miał nadzieję, że już się nie obudzi.
Mimo to jakiś czas później powoli jego umysł powrócił do rzeczywistości: najpierw dźwięki otoczenia, później zapachy dały mu znać, że nie jest w żadnym banku w tym momencie, że nie robi skoku stulecia, że nie pracuje. Jest tu: w swoim domu w Kanadzie, wciąż owinięty kocem na fotelu. Otworzył oczy i rozejrzał się półprzytomnie, po chwili dostrzegając obok siebie mężczyznę, którego nie spodziewał się już nigdy zobaczyć. Obok niego siedział Alavro.
No, halunów jeszcze nie grali - pomyślał Tiago, wpatrując się w Salvatierrę i zastanawiając się, jak to zrobić, żeby jednak halucynacje go nie nawiedzały.

Alvaro Salvatierra
gall anonim
40 y/o
CHRISTMASSY
173 cm
Inżynier energetyki / dawniej złodziej Avalon Global Industries
Awatar użytkownika
I wrapped it up and sent it,
With a note saying "I love you" - I meant it.
Now I know, what a fool I've been,
But if you kissed me now I know you'd fool me again.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkimieszane
typ narracji3 osoba
czas narracjiPrzeszły
postać
autor

Ostatnie półtorej roku Alvaro pamiętał jak przez mgłę; przez kilka pierwszych tygodni po śmierci Santiago był non stop upojony alkoholem, nie wychodził praktycznie z łóżka, leżał jedynie i płakał, otulony koszulą swojej jedynej miłości i modlił się o to, żeby po prostu zasnąć umrzeć we śnie. Kolejne tygodnie nie były lepsze: fakt, dostał nową, legalną pracę w szanowanej firmie, dobrze zarabiał, kupił też piękny apartament w Toronto, ale jego życie nadal było puste. On był pusty.
Dwa miesiące po feralnym napadzie pojechał do domu, w którym kiedyś mieszkał wspólnie z Santiago i w szale - krzycząc i płacząc - zniszczył plany, które chcieli jeszcze zrealizować. Wtedy, gdy Alvaro jeszcze sądził, że obaj wyjdą stamtąd żywi. Wtedy, gdy z błyskiem w oczach opowiadał Santiago o tym jak łatwo będzie dostać się do Muzeów Watykańskich i zwinąć dzieła takich mistrzów jak Leonardo da Vinci, Vincent Van Gogh czy Michał Anioł; Muzea przecież były tak oblegane przez turystów, że nie było szans, że ktoś się zorientuje, że ich zwinne rączki przywłaszczyły sobie kilka obrazów.
Trzeci miesiąc przyniósł potężny kryzys, bo zbiegł się w czasie z ich kolejną rocznicą (a właściwie rocznicą ich pierwszego spotkania w klubie) i skończył się pierwszą od wielu lat próbą samobójczą. Ostatnią miał za sobą jeszcze za dzieciaka, w czasie studiów właściwie, gdy jego życie kręciło się głównie wokół narkotyków, przygodnego seksu, dużych ilości alkoholu i tęsknoty za tym, którego kochał, a któremu nigdy nie umiał tego wyznać wprost. To wtedy nałykał się tabletek - narkotyków też, choć głównie psychotropów - i liczył na to, że porządna ilość zmiecie go z planszy na tyle, że już się nie obudzi. Efekt był jednak taki, że nie stracił przytomności całkiem, ale miał za to potężne halucynacje, które kręciły się głównie wokół Santiago: wyrzucał mu, że nie po to go zabrał go z ulicy, nie po to zapewnił mu dom i edukację i nie po to go ratował przed samym sobą, żeby ten teraz odwalał manianę. Te omamy męczyły go na tyle i wydawały mu się na tyle realne, że w końcu doczołgał się jakoś do toalety i wymiotował przez dłuższy czas, żeby upewnić się, że w jego żołądku nie zostanie już absolutnie nic, ani jedna tabletka z dziesiątek, które łyknął. Ta próba samobójcza trzy miesiące po śmierci de la Serny wyglądała jednak inaczej - wtedy próbował strzelić sobie w łeb jednym z pistoletów należących kiedyś do Santiago.
Efekt końcowy był jednak taki sam, bo wtedy też stchórzył. Potem, między innymi dzięki pomocy nieocenionej Sandy, powoli zaczął stawać na nogi. Naprawdę był wdzięczny Bogu za to, że ją poznał, nawet jeśli nie wierzył specjalnie w żadne siły boskie. Coś jednak postawiło na jego drodze Sandy, podobnie jak kiedyś postanowiło na niej jego pierwszego anioła stróża, czyli Santiago. Najwyraźniej Alvaro był na tyle dużym szczęściarzem, że miał dwa anioły za swojego marnego żywota, choć nie miał pojęcia czym sobie na to zasłużył.

Droga pod adres podany mu przez pielęgniarkę Santiago dłużyła mu się niesamowicie, mimo że dociskał pedał gazu ile sił, a dłonie zaciskał na kierownicy tak mocno, że aż pobielały mu knykcie. Próbował sobie ułożyć w głowie to, co mu powie, gdy go zobaczy - po półtorej roku udawania trupa, na miłość boską!!! - ale to wszystkie plany uleciały, gdy - już z otwartą buzią i zaciśniętymi pięściami - pojawił się w drzwiach jego sypialni. Zobaczył go śpiącego w fotelu, otulonego kocem, wychudzonego i bladego jak ściana i najzwyczajniej w świecie serce mu zmiękło.
Idiota... maldito idiota... - wyszeptał, pochodząc powoli do fotela, żeby lepiej mu się przyjrzeć. Po drodze rzucił torbę ze swoimi rzeczami na podłogę i przyciągnął sobie jakieś krzesło, żeby posiedzieć blisko niego, dopóki ten się nie obudzi. Planów na to, co będzie później, jeszcze nie miał. W pewnym momencie odgarnął mu czule kosmyk włosów z czoła i pocałował go tam delikatnie, nie mogąc się powstrzymać. Nie był pewien czy drżały mu wtedy tylko usta czy może drżał cały, ciężko było to stwierdzić. Siedział w milczeniu przez cały czas, gdy Tiago spał, patrząc na niego, chłonąc jego obecność i nie myślał o niczym, bo wszystko wydawało mu się zbyt mało istotne, zbyt trywialne. Po prostu był, obok.
Gdy Santiago się obudził i otworzył oczy, wlepiając w niego te swoje ciemne niczym czeluści piekielne ślepia, Alvaro na moment odwrócił wzrok. Ciężko było mu znieść intensywność tego spojrzenia, gdy przez ostatnie osiemnaście miesięcy widywał je jedynie w snach.
¿Por qué fingiste que habías muerto? ¿Por qué me hiciste pasar por eso? - zapytał w końcu cicho, drżącym głosem, zaciskając dłonie na swoich kolanach.

Santiago de la Serna
palermo (palermo.pbf)
nie lubię kierowania moją postacią i wiecznych śmieszków w grach, ale poza tym piszę dosłownie wszystko
52 y/o
Welkom in Canada
182 cm
złodziej banki i inne takie
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkion/jego
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Przez dłuższy czas Santiago nie odpowiadał, nawet się nie poruszył. Siedział wciąż bokiem na fotelu, zwinięty w kłębek, otulony kocem pod samą szyję, a czołem opartym o zagłówek i wpatrując się w mężczyznę swojego życia. Nadal nie wierzył, że to, co widzi, jest prawdą - nie mogło go tu być, bo przecież Alvaro myślał, że Tiago nie żyje i nie miał się nigdy dowiedzieć, że jeszcze przynajmniej przez półtora roku to nie była prawda.
- ¿Por qué estás atormentando me? - zapytał wreszcie cichym, ochrypłym głosem - Lo sé que no estás aquí, entonces... déjame la paz.
Kiedy wypowiedział te słowa, ledwie poruszając ustami, pomyślał, że jednak na to zasłużył. Zasłużył, żeby teraz mieć takie halucynacje, żeby widzieć Alvaro, wyrzucającego mu kłamstwa i swoje cierpienie. Bo cierpiał z całą pewnością - w to Santiago nigdy nie wątpił i boleśnie zdawał sobie z tego sprawę; sam zresztą też cierpiał, być może równie mocno... a może o tyle mniej, że miał niemal stuprocentową pewność, że Salva wyszedł z tego napadu cało: przecież sam go stamtąd przepędził, nie pozwolił mu zostać i zatrzymał policję w tunelu, dając reszcie czas na ucieczkę. Alvaro więc był żywy i ta świadomość mogła sprawiać, że ból Santiago był mniejszy, niż ból Salvatierry.
- Vale, me lo merecía - powiedział po chwili z rezygnacją - Descarga toda tu ira sobre mí, grita. Merecía.
Jego serce się ścisnęło, po chwili to samo stało się z gardłem, a do oczu napłynęły mu łzy, które po kolejnej chwili popłynęły mu po policzkach. Do tej pory nie zdarzyło się, żeby Alvaro widział, jak Santiago płacze, ale w tym momencie Tiago był przekonany, że jest sam, więc nie próbował nawet ocierać tych łez.

Alvaro Salvatierra
gall anonim
40 y/o
CHRISTMASSY
173 cm
Inżynier energetyki / dawniej złodziej Avalon Global Industries
Awatar użytkownika
I wrapped it up and sent it,
With a note saying "I love you" - I meant it.
Now I know, what a fool I've been,
But if you kissed me now I know you'd fool me again.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkimieszane
typ narracji3 osoba
czas narracjiPrzeszły
postać
autor

— ¿Te estoy haciendo daño...?
Zmarszczył brwi, powracając na niego wilgotnym od łez spojrzeniem, nie do końca jeszcze orientując się, że mężczyzna uważa, że rozmawia ze swoją wyobraźnią. Chwilę po tym jednak, gdy usłyszał jego kolejne słowa, zrozumiał: Santiago nie był świadom tego, że Salva przyszedł do niego naprawdę, w cielesnej formie, a nie tylko w wyobraźni. Alvaro przymknął na chwilę oczy i wziął głęboki oddech, drżącą dłonią przeczesując swoje włosy. Musiał zająć czymś ręce, a gdy nie wiedział co ze sobą zrobić to często bawił się włosami - do wyboru miał jeszcze obgryzanie skórek przy paznokciach albo drapanie się niemal do krwi, więc koniec końców i tak postanowił na najłagodniejsze rozwiązanie.
No soy tu ilusión, Santiago. - odezwał się po chwili, nieco głośniej, niż wcześniej. Jego głos zabrzmiał jeszcze żałośniej, bardziej drżąco, a sam Alvaro wyglądał jak drżąca i rozklejająca się coraz bardziej kupka nieszczęścia. Po chwili pociągnął nosem i przysunął się z krzesłem jeszcze bliżej fotela, obserwując go uważnie. Miał ściśnięte gardło i nie bardzo mógł mówić, więc przez chwilę panowała cisza, w każdym razie zanim Santiago znów się nie odezwał.
Quise gritar durante todo el camino... créeme, solo podía pensar en maldiciones. - westchnął ciężko, podnosząc się w końcu z krzesła i zbliżając się jeszcze bardziej; pochylił się nad bratem i ujął jego twarz w dłonie, trzymając mocno i zmuszając tym samym, żeby na niego patrzył. — Pero ahora... al verte así, y además llorando... no puedo gritar. - pokręcił głową, opierając w końcu czoło o jego czoło i poddając się całkowicie. Nie miał siły nawet udawać, że jest zły, bo cała złość wyparowała z niego, gdy tylko wszedł do jego sypialni, dosłownie.
— Pero no creas que te voy a perdonar así de fácil, hermanito. Tendrás que esforzarte mucho para que eso ocurra. - zaśmiał się nieco ochryple, ale było w tym też coś łagodnego i miękkiego. Jego palce wsunęły się we włosy Kocura, a wargi ostrożnie musnęły jego usta; nad tym ostatnim nieprzesadnie się zastanawiał, ale po prostu czuł, że musi to zrobić, bo inaczej oszaleje.

Santiago de la Serna
palermo (palermo.pbf)
nie lubię kierowania moją postacią i wiecznych śmieszków w grach, ale poza tym piszę dosłownie wszystko
52 y/o
Welkom in Canada
182 cm
złodziej banki i inne takie
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkion/jego
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Gdy usłyszał, że Alvaro nie jest jego wyobrażeniem, uśmiechnął się blado, a z jego gardła wydobył się ochrypły dźwięk, który być może miał być śmiechem - wciąż przez łzy. Pociągnął lekko nosem i przymknął oczy.
- No, por supuesto que no eres mi ilusión - przytaknął, a w jego głosie było słychać ironię. Mimo to wyraźnie wystraszył się, kiedy mężczyzna chwycił jego twarz w dłonie: oczy Santiago rozszerzyły się wtedy, a on sam zesztywniał, nie spodziewając się, że może zostać odwrócony przez coś, co - jak mu się zdawało - jest tylko jego halucynacją. Czy wyobraźnia może robić takie rzeczy? Czy może sprawić, żeby człowiek czuł jej dotyk? Tak, to z pewnością może, ale czy jest w stanie odwrócić jego głowę siłą własnych "mięśni"...?
Serce mu zamarło, a na karku poczuł nieprzyjemne mrowienie: nie wiedział, co się dzieje, dlaczego nie tylko widzi i słyszy Alvaro, ale w dodatku też ten Alvaro jest w stanie kierować jego ruchami. Czuł też jego zapach - ten zapach, za którym tak tęsknił i dla namiastki którego kupował co jakiś czas flakon perfum, takich samych, jakich używał jego przyjaciel. Pryskał nimi poduszkę, ale to była tylko namiastka: na Salvatierrze pachniały zupełnie inaczej. Pachniały dokładnie tak, jak teraz.
- Qué...? - wykrztusił tylko, patrząc wciąż w oczy mężczyzny chwilę przed tym, jak ich usta zetknęły się ze sobą. Kiedy je poczuł, zakręciło mu się w głowie, a serce stanęło mu ponownie - poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy, by za moment uderzyć znów, ze zdwojoną siłą. Zadrżał lekko, wciąż nie bardzo wiedząc, co się dzieje. Jego usta poruszyły się, oddając delikatnie ten pocałunek, ale za chwilę Santiago cofnął się, by znów spojrzeć na Alvaro.
- ¿Qué está sucediendo? - zapytał, zaskoczony - ¿De verdad estás aquí?

Alvaro Salvatierra
gall anonim
40 y/o
CHRISTMASSY
173 cm
Inżynier energetyki / dawniej złodziej Avalon Global Industries
Awatar użytkownika
I wrapped it up and sent it,
With a note saying "I love you" - I meant it.
Now I know, what a fool I've been,
But if you kissed me now I know you'd fool me again.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkimieszane
typ narracji3 osoba
czas narracjiPrzeszły
postać
autor

Nie chciał wystraszyć Santiago i prawdę mówiąc zrobiło mu się głupio, że to zrobił, ale ostatecznie może i dobrze wyszło - może dzięki tej terapii szokowej szybciej uwierzył w jego obecność; istniała przecież opcja, że gdyby nie to, zajęłoby mu znacznie dłużej przekonywanie brata do tego, że faktycznie jest tutaj, przy nim, fizyczny i niewyobrażony.
Zakręciło mu się nieco w głowie, gdy poczuł, jak mężczyzna oddaje pocałunek. Nie przewidział tego, nie spodziewał się w żadnym stopniu, bo jego anioł stróż był przecież hetero, zawsze miał tylko kobiety dookoła siebie - mnóstwo kobiet, żon i kochanek - i nic nie wskazywało na to, żeby interesowali go także mężczyźni. Nic nie wskazywało na to, żeby interesował go on. Czy więc oddał pocałunek tylko dlatego, że był zaskoczony czy może jednak Alvaro był tak bardzo pogrążony we własnej obsesji na punkcie Kocura, że nie zauważył, że jego uczucia są odwzajemnione...? Ale nie, to przecież nie mogła być prawda, Santiago nie mógł go kochać. Nie jego. Kogoś takiego jak on nie dało się kochać.
Sí, estoy aquí de verdad, tonto. - uśmiechnął się szerzej, po raz pierwszy od dawna naprawdę szczerze i usiadł na poręczy fotela, nie chcąc się od niego odsuwać. W normalnych okolicznościach usiadłby mu pewnie na kolanach, ale nie chciał go obciążać, więc musiał się zadowolić poręczą. Jedną dłoń wciąż miał wplecioną we włosy Santiago, a drugą gładził go delikatnie po policzku, czując się dosłownie tak, jakby ktoś podarował mu kawałek nieba; nie spodziewał się, że jeszcze kiedykolwiek poczuje się tak szczęśliwy. Uśmiechał się teraz szeroko, mimo łez błyszczących w oczach i nie odrywał wzroku od przyjaciela, tego zakochanego spojrzenia szczeniaka, którym wiecznie się w niego wpatrywał.
Fue tu enfermera quien me llamó. No te enojes con ella, me alegra que lo hiciera. - wzruszył lekko ramionami, nie przestając go głaskać. — Te amo, Santiago. De verdad. Con todo lo que soy. Con una maldita intensidad que me quema. - przełknął ślinę, ale nawet teraz, nawet gdy głos mu znów zadrżał, nie oderwał od niego wzroku. — No quiero seguir ocultándotelo, aunque eso signifique que llegues a odiarme.

Santiago de la Serna
palermo (palermo.pbf)
nie lubię kierowania moją postacią i wiecznych śmieszków w grach, ale poza tym piszę dosłownie wszystko
52 y/o
Welkom in Canada
182 cm
złodziej banki i inne takie
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkion/jego
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Przez cały ten czas wstrzymywał powietrze, robiąc jedynie bardzo krótkie wdechy - minimalne - czując jednocześnie, jak jego serce tłucze się w jego klatce piersiowej.
- Cholér - sapnął wreszcie, wypuszczając powietrze z płuc i dopiero teraz orientując się, że przez cały ten czas prawie nie oddychał. Znów zakręciło mu się w głowie, ale wciąż patrzył na Alvaro wielkimi, błyszczącymi oczami, które nadal płonęły zaskoczeniem. Jeszcze nie był pewien, co czuje w związku z tym, że Salvatierra rzeczywiście tu był. Z jednej strony poczuł niewyobrażalną ulgę i szczęście, bo naprawdę sądził, że już więcej go nie zobaczy i to sprawiało mu ból, który dosłownie odbierał mu życie. Z drugiej - nie odezwał się do Alvaro właśnie po to, żeby ten nie musiał na niego patrzeć w takim stanie, żeby nie widział go słabego i nie mogącego wykonać nawet najprostszych czynności. Żeby zapamiętał go takim, jakim był naprawdę - nawet jeśli to nie całkiem szczęśliwy obraz. Ale przynajmniej prawdziwy. Ten, jaki powinien pozostać w pamięci wszystkich, którzy go znali. Alvaro nie powinno tu być, nie powinien widzieć tego trupa, który teraz siedział na fotelu.
- La mataré. - wymamrotał, opuszczając głowę i po chwili spojrzał w stronę drzwi: w stronę, gdzie z pewnością gdzieś w głębi domu krążyła ona. Kobieta, która go zdradziła i przywołała tu Salvatierrę mimo, że Tiago wyraźnie jej mówił, dlaczego nie powiedział przyjacielowi, że żyje - ¿Qué te dijo ella? ¿Y quién también?
Czy wszyscy już wiedzieli, czy tylko Alvaro? Zbiór ludzi, którzy wiedzieli, że Tiago żyje robił się coraz większy: jego siostra, Alvaro... Nagle wszyscy zaczynali wiedzieć. Wszyscy będą wiedzieli, że jest słaby i że nie udało mu się nawet umrzeć na własnych zasadach.

Alvaro Salvatierra
gall anonim
40 y/o
CHRISTMASSY
173 cm
Inżynier energetyki / dawniej złodziej Avalon Global Industries
Awatar użytkownika
I wrapped it up and sent it,
With a note saying "I love you" - I meant it.
Now I know, what a fool I've been,
But if you kissed me now I know you'd fool me again.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkimieszane
typ narracji3 osoba
czas narracjiPrzeszły
postać
autor

Jego dłoń, do tej pory głaszcząca policzek de la Serny, zatrzymała się i ostatecznie powoli cofnęła. Również zerknął w kierunku drzwi, wiodąc wzrokiem za spojrzeniem brata, po czym westchnął cicho.
— No sé si llamó a alguien más. Deberías preguntárselo. Pero imagino que no hacía falta, porque me dijeron que me extrañas, que no puedes vivir sin mí y... y eso.
Miał teraz wrażenie, że był kompletnym idiotą, że się na to nabrał. Że przecież gdyby Santiago faktycznie go kochał, to nie ukrywałby przez półtorej roku, że żyje, nie pozwalałby mu myśleć, że zginął w tamtym tunelu, że Palermo mógł go stamtąd wyciągnąć, ocalić, że powinien się domyślić, że ten coś planuje, że nie powinien się wystraszyć broni, że powinien być dzielny, że...
Podniósł się z poręczy, odsuwając się o parę kroków, trochę jak oparzony. Zaczął szybciej oddychać, czując, że zbliża mu się atak paniki, którego nie miał już od wielu miesięcy i z którymi - jak sądził - już sobie poradził. Najwidoczniej jednak było inaczej, bo wystarczyło chwilę pomyśleć, przez chwilę znów poczuć się takim samym nic nie wartym gównem, za jakie zawsze się uważał, żeby to wszystko wróciło.
¡Joder, qué imbécil soy! - wrzasnął, z gniewem wymierzonym wobec siebie oczywiście; rzadko kiedy miał pretensje do kogokolwiek poza sobą samym. — Pensé que tú... que de verdad... - jęknął cicho, kręcąc głową, załamany własną głupotą; ponownie, nie powinno go to dziwić, przecież dobrze wiedział, że jest kretynem, ale najwidoczniej musiał to sobie jeszcze raz, po raz milionowy uświadomić. Dobitnie i mocno. — ¿Por qué querrías a alguien como yo? Un pedazo de basura inútil. Una puta callejera. ¡Joder! - ze złością sięgnął po leżącą na podłodze torbę, zarzucił ją sobie na ramię i wyszedł z sypialni, zatrzaskując za sobą drzwi. Cały się trząsł i praktycznie nic nie widział, bo wściekłość i ból zamazała mu widoczność czerwienią. Szybkim krokiem ruszył w stronę drzwi wyjściowych, idąc niczym taran, ale w rzeczywistości będąc na granicy i o krok od osunięcia się na kolana i wycia z bólu.

Santiago de la Serna
palermo (palermo.pbf)
nie lubię kierowania moją postacią i wiecznych śmieszków w grach, ale poza tym piszę dosłownie wszystko
52 y/o
Welkom in Canada
182 cm
złodziej banki i inne takie
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkion/jego
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Musiał przyznać, że nie spodziewał się takiego wybuchu. Czy inaczej: tego typu wybuchów można się było spodziewać po nich obu, zawsze, ale w tym momencie doprawdy nic nie wskazywało na to, że do takiego wybuchu dojdzie, bo do tej pory rozmowa była spokojna i raczej rzewna. Tak gwałtowna zmiana nastroju w momencie, gdy nic nie zapowiadało sztormu, było dla Santiago przytłaczające. Patrzył tylko na wściekającego się przyjaciela z półotwartymi ustami, nie bardzo wiedząc, co z tym zrobić i jak zareagować - nie zdążył też nawet go zatrzymać, zapytać, co takiego się nagle stało, bo ten zarzucił torbę na ramię i wyszedł. Po chwili Tiago jedynie usłyszał trzask drzwi i zrozumiał, że został sam. Być może goniłby go, gdyby to były inne okoliczności, ale teraz... teraz nie był w stanie nawet podnieść się z fotela, więc nie próbował. Siedział jedynie wpatrując się w drzwi z bólem i mając ochotę strzelić sobie w głowę. I zrobiłby to, gdyby tylko miał przy sobie broń i nie musiał po nią iść do innego pokoju, a w dodatku grzebać w szafie w jej poszukiwaniu.
Odetchnął po dłuższej chwili, opuszczając głowę i zastanawiając się, co tu się właściwie wydarzyło. Alvaro był na niego wściekły o to, że nie wiedział, że Tiago przeżył? Tak, to oczywiste - ale ta wściekłość z pewnością już tu z nim przyszła, a przecież do tej pory rozmowa była spokojna. Że Santiago powiedział, że jest zły na pielęgniarkę o to, że go wydała? Był zły - to chyba też oczywiste, skoro sam nikomu nie powiedział o swoim istnieniu na tym pieprzonym łez padole. Więc co tu się właściwie stało?
W pierwszym odruchu miał ochotę wołać pielęgniarkę i żądać od niej numeru Alvaro, żeby przynajmniej przez telefon wyjaśnić, co właściwie teraz zaszło; ale po chwili zastanowił się, że może to nie jest najlepszy pomysł: ostatecznie przecież właśnie o to mu chodziło, prawda? Żeby Alvaro już więcej się z nim nie zobaczył. Żeby nie widział tego upadku. Żeby nie musiał się nim zajmować (a to więcej, niż pewne, że by się przy tym uparł). Lepiej dla nich obu by było, gdyby więcej się już nie zobaczyli po tym napadzie, ale skoro już się wydało... trudno. Ale wyszedł wściekły, więc pewnie nie będzie chciał więcej widzieć Santiago, położy na nim kreskę. I dobrze: być może to pozwoli mu przeżyć żałobę do końca, pogodzić się z utratą przyszywanego brata. A że de la Serna teraz będzie jeszcze bardziej cierpiał? I dobrze, należało mu się.
Tak będzie lepiej.

Alvaro Salvatierra
gall anonim
40 y/o
CHRISTMASSY
173 cm
Inżynier energetyki / dawniej złodziej Avalon Global Industries
Awatar użytkownika
I wrapped it up and sent it,
With a note saying "I love you" - I meant it.
Now I know, what a fool I've been,
But if you kissed me now I know you'd fool me again.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkimieszane
typ narracji3 osoba
czas narracjiPrzeszły
postać
autor

Szczerze powiedziawszy sam nie do końca wiedział dlaczego i jak to wszystko eskalowało tak szybko. Prawda jednak była taka, że - mimo że sam nie był tego świadom - poczuł się odtrącony i nieważny. Poczuł się tak, jakby Santiago o każdym o kim popadnie opowiadał te same rzeczy, które przekazała mu przez telefon pielęgniarka: te o miłości i o tym, że nie może bez niego żyć. W jego głowie połączyło się to wszystko dość klarownie i nie widział nawet innej opcji. Skoro tak to widział to tak właśnie było, prawda?
Przez jakiś czas siedział w swoim Mercedesie, z czołem opartym o kierownicę, palcami zaciśniętymi we włosach i próbował się uspokoić. Chciał, żeby chociaż przestały mu płynąć łzy i żeby przestał się trząść, bo przecież w takim stanie na bank spowoduje jakiś wypadek, a nie chciał wylądować w szpitalu ani w grobie. Jasne, miewał swojego czasu myśli samobójcze, jego własne zdrowie nie było też dla niego jakoś bardzo priorytetowe, ale teraz miał syna, miał słodkie maleństwo, które potrzebowało obojga rodziców, no i miał Sandy, która potrzebowała jego pomocy w opiece nad małym Tiago. Musiał się ogarnąć, musiał stanąć na nogi i wrócić do domu w jednym kawałku.
Dał sobie jakieś pół godziny na ochłonięcie, przez cały czas siedząc w samochodzie z otwartymi drzwiami i paląc papierosa za papierosem, podobnie jak zeszłego dnia, gdy dostał telefon od pielęgniarki. W końcu wziął głęboki oddech, ponownie zgarnął swoją torbę z rzeczami i wrócił do domu. Tym razem szedł spokojniej, niż wchodził (i wychodził) za pierwszym razem. Bardziej świadomie. Bardziej obecny tu i teraz, mniej rozproszony przez własne emocje i uczucia. Nie po to przecież przyjechał, żeby mu się rzucać na szyję. Nie po to, żeby wyznawać mu miłość, której ten przecież nigdy nie odwzajemni. Nie po to, żeby wysłuchiwać jakichkolwiek bzdur, w których Kocur zawsze był dobry. Przyjechał tu po to, żeby postawić go na nogi i to właśnie zamierzał zrobić.
Zamienił kilka słów z pielęgniarką, poprosił o jakiś wolny pokój, zapytał jakie leki Santiago powinien przyjmować, a gdy dziewczyna poszła zanieść jego torbę do wolnej sypialni on zgarnął garstkę leków i szklankę wody i wrócił do sypialni człowieka, który go wychował. Znów stanął przed fotelem i wcisnął mu tabletki w dłoń, trzymając szklankę z wodą blisko, żeby mu ją podać albo wręcz podsunąć, gdy będzie trzeba.
— Tómate las pastillas. Y no me lleves la contraria.


Santiago de la Serna
palermo (palermo.pbf)
nie lubię kierowania moją postacią i wiecznych śmieszków w grach, ale poza tym piszę dosłownie wszystko
ODPOWIEDZ

Wróć do „#25”