One step at the time
: wt lis 11, 2025 7:36 pm
Nadal zastanawiał się nad tym, czy to rzeczywiście będzie dobry pomysł. A co, jeśli jednak nie da rady i na przykład usiądzie zmęczony i zauważy, że nie da rady wrócić...?
- Bueno - powiedział wreszcie, siląc się na pewność siebie, ale nie udało mu się jej wykrzesać w głosie i nie patrzył na Alvaro. Napił się i odstawił kubek - Podemos ir al zoológico, pero no creo que podamos verlo todo porque mi cuerpo podría fallarme.
Wydął usta, zaciskając szczęki - nie podobało mu się, że musi mówić takie rzeczy. To znaczy - oczywiście, że nie musiał i mógł swobodnie zgrywać twardziela, który niczego się nie boi i jest najsilniejszy na całym świecie; ale uznał, że w tym wypadku to będzie głupie - jeszcze głupsze, niż wiele rzeczy, które zrobił w życiu. W obecnej sytuacji niestety musiał się przyznawać do swoich słabości, jeśli nie chciał, żeby były przesadnie widoczne.
- En cuanto a tu amiga, no iba a decirle que somos ladrones - powiedział, patrząc na Alvaro z półuśmiechem: jeden kącik jego ust powędrował do góry, a w oczach zalśniły cienie dawnych iskier - Mi enfermera tampoco no lo sabe y no debería averiguarlo.
Po chwili dotarło do niego, co powiedział i lekko posmutniał, ale przykrył to mrugnięciem oka i głupawą miną kombinatora.
- Bueno, éramos ladrones. Lo éramos, ya no lo somos. ¿A menos que sigas haciéndolo? - poczuł lekkie ukłucie w sercu, gdy przed oczami wyobraźni stanął mu Alvaro siedzący nad planem jakiegoś kolejnego wielkiego, wspaniałego napadu - sam lub, co gorsza, z kimś innym, obcym. Nie z Santiago. Tęsknił za tymi wieczorami spędzonymi na główkowaniu, jak się gdzieś włamać, jak wynieść stamtąd fanty i jeszcze przeżyć, jak nie dać się złapać.
Alvaro Salvatierra
- Bueno - powiedział wreszcie, siląc się na pewność siebie, ale nie udało mu się jej wykrzesać w głosie i nie patrzył na Alvaro. Napił się i odstawił kubek - Podemos ir al zoológico, pero no creo que podamos verlo todo porque mi cuerpo podría fallarme.
Wydął usta, zaciskając szczęki - nie podobało mu się, że musi mówić takie rzeczy. To znaczy - oczywiście, że nie musiał i mógł swobodnie zgrywać twardziela, który niczego się nie boi i jest najsilniejszy na całym świecie; ale uznał, że w tym wypadku to będzie głupie - jeszcze głupsze, niż wiele rzeczy, które zrobił w życiu. W obecnej sytuacji niestety musiał się przyznawać do swoich słabości, jeśli nie chciał, żeby były przesadnie widoczne.
- En cuanto a tu amiga, no iba a decirle que somos ladrones - powiedział, patrząc na Alvaro z półuśmiechem: jeden kącik jego ust powędrował do góry, a w oczach zalśniły cienie dawnych iskier - Mi enfermera tampoco no lo sabe y no debería averiguarlo.
Po chwili dotarło do niego, co powiedział i lekko posmutniał, ale przykrył to mrugnięciem oka i głupawą miną kombinatora.
- Bueno, éramos ladrones. Lo éramos, ya no lo somos. ¿A menos que sigas haciéndolo? - poczuł lekkie ukłucie w sercu, gdy przed oczami wyobraźni stanął mu Alvaro siedzący nad planem jakiegoś kolejnego wielkiego, wspaniałego napadu - sam lub, co gorsza, z kimś innym, obcym. Nie z Santiago. Tęsknił za tymi wieczorami spędzonymi na główkowaniu, jak się gdzieś włamać, jak wynieść stamtąd fanty i jeszcze przeżyć, jak nie dać się złapać.
Alvaro Salvatierra