-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkion/jegotyp narracjiczas narracjipostaćautor
- Qué haces, mi mejor amigo? - zapytał wesoło. Głos miał już znacznie mocniejszy i wyraźniejszy, niż pierwszego dnia i powoli zaczynało być w nim widać dawnego Kocura. W środku nadal był mocno osłabiony i sam czuł, że jeszcze chwila i się przewróci; ale za wszelką cenę starał się to ukryć. Najwyraźniej obecność Alvaro rzeczywiście przywróciła w nim dawną wolę walki o to, żeby być Tym Silnym i Walczącym. Wciąż nie był przekonany do tego, że w ogóle warto, że przyjmowanie leków cokolwiek da, ale brał je dla Alvaro i przed nim odgrywał Santiago sprzed lat, który ma gdzieś wszelkie przeciwności i śmieje się do życia, czerpiąc z niego garściami. Nie czuł się tak, jak kiedyś - czuł się pusty w środku, ale samo udawanie tchnęło w niego trochę życia, więc być może nie było aż tak złe.
Alvaro Salvatierra
-
I wrapped it up and sent it,
With a note saying "I love you" - I meant it.
Now I know, what a fool I've been,
But if you kissed me now I know you'd fool me again.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimieszanetyp narracji3 osobaczas narracjiPrzeszłypostaćautor
Czasem zastanawiał się nawet co będzie, jeśli jego przyjaciółka znajdzie sobie jakiegoś dobrego faceta i ogarniało go przerażenie na myśl, że ten będzie próbował ojcować młodemu - nie chciał do tego dopuścić, bo pragnął, żeby mały Tiago wiedział kto jest jego prawdziwym ojcem i do kogo może przyjść z każdym problemem. Jasne, co do tego przychodzenia z problemami to jeszcze trochę czasu upłynie, ale... no, Alvaro wybiegał trochę w przyszłość.
Teraz faktycznie znajdował się w kuchni, robiąc kawę, podśpiewując i poruszając się od szafki do szafki tanecznym krokiem. W tle leciał jakiś jazz z winyla, a sam Palermo wyglądał na szczęśliwego. Nie spodziewał się jednak, że znienacka zobaczy tutaj Santiago, który przecież powinien być w swojej sypialni. I to w dodatku - że zobaczy go tutaj samego, ledwo trzymającego się na nogach, ale jednak SAMEGO, bez pomocy pielęgniarki czy kogokolwiek. Zamarł, zatrzymując się w pół kroku, z kartonem mleka w dłoni i wpatrywał się w niego przez chwilę z rozchylonymi ustami, kompletnie zaskoczony.
— ¿Qué haces aquí? ¿Viniste solo? ¿Te has vuelto completamente loco? - zapytał nieco drżącym głosem, wciąż oniemiały, odstawiając karton mleka na blat i podchodząc do niego szybkim krokiem. W moment objął go w pasie, biorąc na siebie przynajmniej część jego ciężaru i popatrzył mu w oczy; wciąż wyglądał na mocno zaskoczonego i trochę wystraszonego tym, że widzi go tutaj samego, ale z drugiej strony oczy zalśniły mu łzami i iskierkami szczęścia. — Estoy… haciendo café. Pensé que podríamos tomarla en el jardín. - uśmiechnął się niepewnie, opierając czoło o jego czoło (przez co minimalnie musiał się wspiąć na palce, bo jednak dzieliło ich te parę centymetrów). — Eres un idiota, ¿lo sabías? Pero… no tienes idea de cuánto me alegra verte así, Santiago. De verdad. - wyszeptał i uśmiechnął się szerzej przez łzy, całując go delikatnie w policzek. — Mi loco.
stylówka jak tutaj
Santiago de la Serna
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkion/jegotyp narracjiczas narracjipostaćautor
- Estoy loco, así - przyznał wesoło, oddychając ciężko z wysiłku - Tan loco como te puedas imaginar. Veo que he conseguido enseñarte un poco de baile, ¿eh?
Pociągnął nosem, wciągając w płuca zapach zarówno kawy, jak perfum Alvaro. Te dwa zapachy tak pięknie się ze sobą mieszały... niesamowicie. Santiago nawet nie wiedział, kiedy wtulił twarz w szyję przyjaciela. Zaraz jednak uświadomił sobie, co robi i zbeształ się w myślach: nie powinien tego robić, jeśli chciał, żeby Alvaro ułożył sobie życie i był gdzieś z kimś szczęśliwy - a tego przecież dla niego chciał. Tiago mógł być sobie dupkiem - udowadniał to na każdym kroku całemu światu, który uważał go za kogoś zupełnie pozbawionego empatii i zdolności do wyższych uczuć - ale szczęście Alvaro było dla niego bardzo ważne.
- Sí, podemos tomar en el jardín, me encantaría. No sé si podré ir yo misma, pero lo intentaré - powiedział, odsuwając twarz od jego szyi i patrząc mu w oczy z uśmiechem. W tonie jego głosu dało się wyczuć, że naprawdę zamierza spróbować i nie życzy sobie żadnego sprzeciwu w tym temacie. Pójdzie i koniec - stwierdzenie, że być może nie da rady, to i tak było dużo, jak na niego - Pero ahora creo que necesito sentar un momento.
Puścił ścianę i chwycił ramię Alvaro, kierując się w stronę krzesła przy stole, na które za chwilę opadł ciężko, starając się nie dyszeć. Zbladł trochę przez tę całą wycieczkę, a na jego czole pojawiły się drobne kropelki potu.
Alvaro Salvatierra
-
I wrapped it up and sent it,
With a note saying "I love you" - I meant it.
Now I know, what a fool I've been,
But if you kissed me now I know you'd fool me again.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimieszanetyp narracji3 osobaczas narracjiPrzeszłypostaćautor
— Sí, es verdad, me enseñaste unos pasos. - pokręcił głową z uśmiechem. — Cuando te sientas mejor, volveremos a bailar nuestro querido tango. - dodał po chwili, nieco ciszej, może trochę drżąco; odczuwał teraz tyle różnych emocji, że nie do końca mieściły mu się w jego małym ciałku (w końcu Santiago zawsze twierdził, że był kurduplem, nie?).
Przymknął oczy, gdy Kocur wtulił twarz w jego szyję i wstrzymał na chwilę oddech. Nie spodziewał się tego i nie spodziewał się też, że zrobi to na nim takie wrażenie, ale bliskość Santiago zawsze go oszałamiała, a teraz w dodatku, po ponad roku myślenia, że jego miłość nie żyje, gdy miał go znów przy sobie, gdy mógł go przytulać... chyba było to więcej, niż mógłby sobie wymarzyć. Nie myślał o tym, że Kocura kiedyś zabraknie; jasne, miał tego świadomość, ale póki żył i póki Alvaro mógł przy nim być, to czyhająca gdzieś za rogiem śmierć nie miała dla niego znaczenia. Nie wyobrażał sobie też życia z kimkolwiek innym, a na pewno nie teraz, gdy miał Santiago i gdy wiedział, że mężczyzna go kochał. Być może de la Serna chciał, żeby Palermo ułożył sobie życie, ale on w ogóle o tym nie myślał; nie planował życia z nikim, poza swoim aniołem stróżem.
Nie protestował, gdy jego przyjaciel stwierdził, że pójdzie do ogrodu - nie zamierzał mu w tym przeszkadzać, a jedynie czuwać przy nim, na wszelki wypadek, gdyby Santiago poczuł się gorzej. Naprawdę cieszył się, że mężczyzna stawia pierwsze samodzielnie kroki, bo w porównaniu z tym, co było tydzień temu, to różnica była kolosalna. Mógł mu jedynie kibicować i naprawdę nie zamierzał go na siłę zmuszać, żeby chodził z jego pomocą; jeśli będzie tego potrzebował, to Alvaro wierzył, że po prostu mu o tym powie.
— Claro, siéntate y descansa, yo preparo algo rápido para comer. - rzucił wesoło, pomagając mu dotrzeć do krzesła i usiąść. Przez chwilę patrzył na niego jeszcze z uśmiechem, po czym pochylił się i musnął delikatnie jego usta swoimi, a zaraz później zaczął się krzątać po kuchni i wstawiać kilka rzeczy jednocześnie - wodę na makaron, sos z kurczakiem (którego dość sprawnie zaczął kroić na kawałki) i jeszcze jakieś warzywa, które chciał lekko poddusić. Poruszał się pomiędzy szafkami tak sprawnie, jakby znał tą kuchnię już na wylot i wyglądał jak w swoim żywiole. Zawsze lubił gotować, a już zwłaszcza dla Santiago, który zawsze chwalił jego kuchnię i pochłaniał przygotowane przez niego potrawy z prędkością światła.
W pewnym momencie, gdy kuchenka opiekowała się już jedzeniem, uświadomił sobie, że może Santiago powinien dostać coś do picia, w końcu widać po nim było, że droga do kuchni wiele go kosztowała. Nalał więc wody do szklanki i podał ją mężczyźnie, mamrocząc pod nosem, ewidentnie zawstydzony:
— Perdón, no lo pensé antes.
Santiago de la Serna
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkion/jegotyp narracjiczas narracjipostaćautor
Jeśli czasem zdarzało mu się zapomnieć o tym, że jest chory, to choroba mu o tym sama przypominała, w najmniej spodziewanych momentach: drżeniem rąk, kiedy próbował w coś lub kogoś celować, drżeniem, gdy nie miał czasu wziąć leków o odpowiedniej porze, osłabieniem, kiedy wykonywał jakiś wysiłek, zadyszką, gdy się wydzierał albo śpiewał. Zdarzało się to coraz częściej, coraz dłużej, coraz silniejsze.
Teraz siedział przy stole, drżąc z osłabienia po przejściu z jednego pomieszczenia do drugiego. Patrzył, jak Alvaro krząta się po kuchni, przygotowując jedną ze swoich słynnych potraw - miał ochotę mu pomóc, bo lubił gotować z nim; ale nawet nie próbował. Nie dałby rady. Być może jeszcze nie, ale w tym momencie nie utrzymałby noża. Myślał o tym, co Salvatierra powiedział i zastanawiał się, czy jeszcze kiedykolwiek będzie w stanie zatańczyć - wątpił w to. Choroba się przecież nie cofa, tylko postępuje...
Kiedy Alvaro stawiał przed nim wodę, przyłapał Santiago na wpatrywaniu się w swoją drżącą dłoń leżącą na stole - kiedy Tiago zorientował się, że przyjaciel to widzi, zacisnął dłoń w pięść i założył nogę na nogę, przygładzając nogawkę swojej purpurowej, błyszczącej piżamy godnej bycia strojem balowym.
- Gracias - powiedział z uśmiechem i napił się, wylewając kilka kropel: normalnie już był w stanie sam utrzymywać szklanki, a nawet kubki pełne kawy, ale w tym momencie jeszcze nie był całkiem wypoczęty po swojej wyprawie. Tych kilka łyków uświadomiło mu także, jak bardzo zaschło mu w gardle od tego wszystkiego.
Mimo wszystko jednak czuł się coraz silniejszy i sam nie był pewien, czy mu się to podoba, czy nie: czy wolałby, żeby leki już nie działały i tym samym udowodniłby sobie i całemu światu, że nie było warto próbować; czy to, że działały, że zaprzestanie głodówki go wzmocniło i że być może jeszcze kiedyś będzie mógł coś robić. Teraz złapał się na tym, że zaczyna rozmyślać o tym, żeby faktycznie pójść kiedyś potańczyć, żeby może nawet kiedyś pobiegać, żeby zaśpiewać... Wystraszył się tych myśli, bo oznaczały nadzieję. Nie chciał mieć nadziei.
Alvaro Salvatierra
-
I wrapped it up and sent it,
With a note saying "I love you" - I meant it.
Now I know, what a fool I've been,
But if you kissed me now I know you'd fool me again.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimieszanetyp narracji3 osobaczas narracjiPrzeszłypostaćautor
— Ve al jardín. Pronto estará listo, yo me encargo de terminar esto y llevo todo a la mesa. - rzucił melodyjnym, niemal śpiewnym tonem, przypominając teraz dawnego Palermo; tego, który wyszedł już z odwyku, który znów cieszył się życiem, który chodził po klubach gejowskich, podrywał przystojniaków i który tworzył genialne plany napadów. Tego, który w środku nocy potrafił przyjść do Santiago w samych bokserkach i podkoszulce i oświadczyć, że chce ukraść diamenty z Museu do Tesouro Real w Lizbonie. Tego, który porywał go do tańca w zupełnie przypadkowych momentach, który cmokał go głośno w policzek w ramach podziękowania za cokolwiek, który pił z nim wino, siedząc na parapecie i patrząc w gwiazdy.
Jakiś czas później faktycznie zaniósł przygotowany posiłek na stół (który z kolei przygotował w ogrodzie już wcześniej, bo wiedział i tak, że chce tam zaciągnąć Santiago na kawę); jedzenie całkiem ładnie pachniało, a sama potrawa składała się głównie z makaronu, kurczaka, sosu śmietankowo-pieczarkowego, groszku zielonego, fasoli i dodatkowo nasion i zbóż, czego raczej nie dodawał nigdy wcześniej. Naczytał się trochę o chorobie Santiago, poczytał o tym, że potrzebny jest ruch, fizjoterapia, farmakologia, odpowiednia dieta, bogata między innymi w białko, którego akurat sporo było teraz w podanym przez niego posiłku.
Gdy postawił już jedzenie (od razu nałożone na talerze, ale z dodatkowym przykrytym naczyniem zawierającym ewentualną dokładkę) na stole wrócił jeszcze do kuchni po kawę i - przy kolejnej rundce - wino oraz kieliszki. Chodził jak dobrze naoliwiona maszyna, jak idealny zegarek tuż po wizycie u zegarmistrza. Przepełniała go energia, a to wszystko dzięki temu, że de la Serna z dnia na dzień czuł się coraz lepiej i że Alvaro wierzył, że może jeszcze przeżyć długie lata. Najlepiej u jego boku, oczywiście, ale to nie było dla niego aż tak istotne; nie zamierzał go zmuszać do związku, chciał po prostu, żeby Santiago żył i znów cieszył się życiem, jak kiedyś.
— Buen provecho. Ojalá mi comida todavía te sepa bien. - uśmiechnął się do niego, zasiadając wreszcie przy stole. Krzesło, które przygotował dla Kocura, przykryte było poduszką zarówno na siedzisku jak i na oparciu; chciał, żeby było mu wygodnie.
Santiago de la Serna
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkion/jegotyp narracjiczas narracjipostaćautor
Kiwnął głową na znak, że dobrze, zaraz pójdzie do ogrodu. Wcześniej musiał się jednak w coś choć trochę ubrać: ostatecznie byli w Kanadzie, a nie w Argentynie, więc tu potrafiło być zimno, a w dodatku jego organizm teraz się znacznie szybciej wychładzał. Powędrował więc powoli do pokoju, szurając stopami po podłodze i trzymając się znów ściany. Postanowił sobie, że nie zrobi żadnej przerwy, tylko narzuci coś na siebie i od razu ruszy do ogrodu - i tak też zrobił. Wszystko zajęło mu około pół godziny, ale w końcu zasiadł na krześle na zewnątrz, w butach, owinięty grubym szlafrokiem i kocem, spod którego wystawała mu tylko głowa. Przyglądał się z rzewnym uśmiechem krzątaninie Alvaro, a przez jego głowę przeszła myśl, że chciałby tak już zawsze. Chciałby codziennie siadać z nim do stołu, chciałby spędzać z nim dni, chciałby być z nim szczęśliwy. Westchnął ciężko do tych myśli i - podziękowawszy - zabrał się za jedzenie. Jak zwykle było przepyszne. Pielęgniarka nie kłamała, kiedy mówiła Alvaro, że Santiago wiecznie narzeka na jej jedzenie: nie na to, że było niedobre, bo tego nie mógł powiedzieć; ale dlatego, że Alvaro robił lepsze.
Nie jadł teraz tak szybko, jak wtedy, kiedy był zdrowy - mimo wszystko ciężko mu było normalnie jeść i zjadał mniejsze porcje, niż kiedyś, ale przynajmniej jadł i było po nim widać, że mu smakuje.
Dwa tygodnie później już radził sobie praktycznie sam: był w stanie chodzić po domu (powoli, ale nie trzymał się już ścian i nie musiał robić przystanków co kilka kroków). Powoli też nabierał ciała. Wyraźnie skumulowana opieka Alvaro i pielęgniarki przynosiła efekty: Santiago nie wyglądał już jak chodzący szkielet. Był nadal wychudzony i lżejszy, niż powinien być mężczyzna jego postury, ale przynajmniej kości nie przebijały mu już skóry. Ale wciąż nie wychodził poza swój ogródek, tylko trzymał się domu - nie pamiętał już, kiedy był gdziekolwiek na zewnątrz.
- ¿A tu amiga no le molesta que pases tanto tiempo conmigo? - zapytał któregoś dnia znad kubka kawy, trzymanego w obu dłoniach.
Alvaro Salvatierra
-
I wrapped it up and sent it,
With a note saying "I love you" - I meant it.
Now I know, what a fool I've been,
But if you kissed me now I know you'd fool me again.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimieszanetyp narracji3 osobaczas narracjiPrzeszłypostaćautor
Uśmiechnął się i pokręcił głową, słysząc pytanie mężczyzny i mieszając łyżeczką w swoim kubku z parującą jeszcze zimową herbatą. Sandy nauczyła go robić ją samodzielnie, nie musiał więc iść do knajpki, żeby się napić rozgrzewającego napoju z pomarańczami i goździkami.
— No lo sé, pero espero que no. Trato de no darle motivos para que se enoje conmigo. Puede que no esté allí todo el tiempo, pero cuando voy, de verdad intento ayudarla con el pequeño y aliviarle un poco las cargas. - westchnął cicho, odkładając łyżeczkę na talerzyk i ogrzewając sobie dłonie o ciepły kubek. Przez chwilę obserwował parę ulatującą z herbaty, pogrążony w myślach. Miał nadzieję, że naprawdę udaje mu się to wszystko pogodzić, ale starał się jak mógł, żeby spędzać czas i tutaj, i tutaj. Dogadał się jakoś z szefem w taki sposób, że wychodził teraz wcześniej z pracy, po prostu odbierając nadgodziny, których uzbierało mu się całkiem sporo - potrafił swego czasu pracować po kilkanaście godzin dziennie, dzień w dzień, żeby tylko zająć myśli czymś innym, niż pogrążaniem się w rozmyślaniu o tym "co by było gdyby...?".
— ¿Qué te parece si hoy salimos a dar un paseo? - zapytał po dłuższej chwili, podnosząc na niego wzrok nieco niepewnie. — Estaba pensando en el zoológico, por ejemplo; está cerca, podríamos ir en coche. O el castillo, un poco más lejos. Y si no quieres ir muy lejos y prefieres caminar un poco, podríamos ir al puerto o al paseo marítimo.
Santiago de la Serna
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkion/jegotyp narracjiczas narracjipostaćautor
- ¿Y cuándo la conoceré? - zapytał, rzeczywiście zaciekawiony osobą, która zdołała "zaciągnąć do łóżka" naczelnego geja jego życia - Y tu hijo por supuesto.
Chwilę później zamarł z kubkiem kawy w połowie drogi do ust, kiedy usłyszał propozycję spaceru. Zastanowił się nad tym, skupiając wszystkie myśli na tym temacie, dlatego kawa teraz parowała mu w twarz, a on tego nawet nie zauważał - zastanawiał się, czy da radę wyjść na spacer, czy nie padnie gdzieś po drodze. Na oczach ludzi, którzy być może by się zainteresowali i próbowali pomóc - a w każdym razie by się gapili. No i na oczach Alvaro, który po raz kolejny zobaczyłby jego słabość.
- ¿Crees que esto es una buena idea...? - zapytał niepewnie, ale w jego oczach było widać, że owszem, chciałby się gdzieś wybrać, tylko się tego boi. Z drugiej strony jeśli się nie ruszy z domu, to nie sprawdzi, czy da radę i już tutaj zgnije.
Przed oczami wyobraźni już stawały mu mury zamku i kolorowe futra zwierząt w ZOO. Łodzie w marinie. Czuł podmuch wiatru na twarzy i wyobrażał sobie, że idzie swobodnie, w garniturze (trzeba się stylowo ubrać przecież), ciesząc się życiem.
Cholera.
Alvaro Salvatierra
-
I wrapped it up and sent it,
With a note saying "I love you" - I meant it.
Now I know, what a fool I've been,
But if you kissed me now I know you'd fool me again.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimieszanetyp narracji3 osobaczas narracjiPrzeszłypostaćautor
—No lo sé, pero puedo preguntarle si quieres. - odpowiedział po chwili, z lekkim i trochę niepewnym uśmiechem na ustach. Z jakiegoś dziwnego, niewyjaśnionego powodu trochę bał się tego pierwszego spotkania Sandy i Santiago. Chwilę później odchrząknął krótko, dodając:
— Solo ella... no sabe que yo era un ladrón. Y me gustaría que siga siendo así.
Widział, że zaskoczył Santiago swoją propozycją wyjścia na spacer i widział też, że mężczyzna poważnie się nad tym zastanawia. Znał go na wylot, chyba nawet lepiej niż samego siebie i był w stanie dostrzec w jego oczach, że ten po prostu się boi, ale chciałby spróbować. Zawsze był człowiekiem, który lubił działać, lubił gdy dużo się koło niego działo, ale nienawidził współczucia i litości; zapewne więc bał się, że ktoś pomyśli, że jest starszym, schorowanym człowiekiem i będzie go żałował.
— Sí, de verdad creo que es una buena idea. Podemos caminar despacio, hacer paradas y descansar, llevaremos agua… Vamos, será divertido. - uśmiechnął się szczerze, kładąc dłoń na jego ramieniu i patrząc na niego z iskierkami czułości w oczach. — Confía en mí.
Santiago de la Serna