Long flights and long nights
: czw gru 04, 2025 9:11 am
Rudy mężczyzna od razu się spiął, ale nie z niechęci — przeciwnie, z podniecenia intelektualnego, którego dawno nikt mu nie zaoferował. A może to tylko jej wrodzony wdzięk i smukłe ciało w dopasowanej, czarnej sukni?
– A pani jak myśli? – spytał, wyprostowując się, próbując wyglądać bardziej imponująco.
Santa oparła łokieć o stół, lekko, elegancko, tak jak robią to kobiety pewne, że nie muszą nic udowadniać.
– Myślę… – mruknęła, mrużąc delikatnie oczy. Nawet lekko ściągnęła swoje pełne wargi w dzióbek. – że są takie rozmowy, które lepiej prowadzić z kimś… bardziej wtajemniczonym niż dealer kart. – Zrobiła pauzę. Zawieszoną. Smakowitą.
Mężczyźni kochają mówić rzeczy, których nie powinni mówić. Zwłaszcza atrakcyjnym blondynkom, które patrzą im prosto w oczy. Santa uniosła brew i dodała szybko, lekko, z błyskiem:
– Na przykład… czy ktoś dziś panu towarzyszy. Nawet jeśli jeszcze nie dotarł. – zapytała, bawiąc się jednym z żetonów na stole. Pewnie należącym do rudzielca. Teraz on przełknął ślinę drugi raz.
– Jestem sam – powiedział, odrobinę ciszej. – Ale… mogę mieć towarzystwo, jeśli pani szuka gry.
Santa uśmiechnęła się jak kot, który właśnie ściszył mruczenie, żeby nikt nie zauważył, jak bardzo jest zadowolony.
– Och, ja zawsze szukam gry – odpowiedziała.
– Wracam za chwilę. Proszę się nie ruszać. – Rzuciła to tak, jakby dawała mu przywilej czekania na nią.
[akapit]Odchodziła powoli, zostawiając jego ego rozgrzane jak piec. (…) Santa wróciła do niego kilka minut później — już nie jak nieznajoma, która podeszła z ciekawości, ale jak ktoś, kto został zaproszony. Jej ruchy były luźniejsze, a uśmiech bardziej… prywatny.
[akapit]– Nie uciekł pan. – Ton brzmiał jak pochwała. – To dobry znak. – skinęła nawet lekko głową, na co rudzielec zaśmiał się nerwowo. Santa usiadła przy stoliku obok, tak że musiał pochylić głowę, by ją dobrze słyszeć. Zrobiła to celowo — mężczyźni lubią czuć, że coś między wami jest sekretne. Zaczęli grę, a ona kontynuowała. Drobny flirt, śmiech. Kilka drobnych gestów jak ułożenie dłoni na jego ramieniu.
[akapit]– No dobrze – zaczął, poprawiając kołnierz. – Powiedziałem, że jestem sam. Ale to nie do końca prawda. –Santa uniosła brew — nie oskarżycielsko, raczej zachęcająco.
[akapit]– Och? – Nachyliła się lekko. – Więc… nie chciał mnie pan okłamać. Chciał pan sprawdzić, czy zadałam właściwe pytanie.
[akapit]– Coś w tym stylu– przyznał, nieco zawstydzony, jak chłopiec przyłapany na drobnym kłamstwie.
[akapit]– To kto tu jest? – spytała łagodnie. – I czy powinnam uważać, że zaraz mnie przegoni ze względu na zazdrosną żonę? – Zachichotała cicho, kokieteryjnie. Sięgnęła po swojego drinka, ale alkohol ledwie musnął jej wargi.
[akapit]– Przyszedłem z… partnerem biznesowym. Ale nie chciałem, żeby ktokolwiek go kojarzył ze mną. On już siedzi przy stole. – Skinął głową w prawo, jednocześnie sprawdzając wyświetlacz swojego telefonu. – Ten w granatowej marynarce.
[akapit]Wstała powoli, jakby nie chciała go przestraszyć. Potem pochyliła się, tak że jej włosy musnęły jego ramię. Jej głos był jak jedwab ocierający się o stal:
[akapit]– Tylko partner biznesowy? Liczyłam na odrobinę rozrywki. – westchnęła, a jej miękki, ciepły oddech musiał owiać bok jego szyi. Rudzielec niema zamarł, a jego serce pewnie zabiło mocniej. Zmniejszenie dystansu pozwoliło jej po prostu na zobaczenie jaki kod wbijał na ekranie telefonu, by go odblokować.
[akapit]– W takim razie zostawiam biznes dla dużych chłopców. – zaśmiała się cicho, niemal z dziewczęcą niewinnością.
[akapit]– Proszę nigdzie nie znikać – dodała, już odchodząc. – Nie lubię szukać ludzi.
[akapit]Santa poruszała się przez salę kasyna jak cień, który nauczył się chodzić w szpilkach — miękko, pewnie, niezauważalnie. Nim dotarła do Coopera, jej krok zwolnił, oddech się uspokoił, a wyraz twarzy stał się idealnie neutralny. Tylko oczy błyszczały lekko — jakby niosła w nich coś cennego. Rudowłosy mężczyzna pewnie szukał jej wokół, rozglądał się w poszukiwaniu idealnie jasnych włosów. W tym czasie Santa była już zajęta, zniknęła gdzieś w korytarzu prowadzącym do toalet czy kuchni.
[akapit]Kelner znalazł ją bez trudu. Santa poprawiła sukienkę, ułożyła włosy w idealny, jedwabisty ruch i ruszyła za nim, jakby miała wejść na scenę, a nie do sali VIP. Przy drzwiach czekał Cooper — w masce, której wyraz twarzy Santa nie widziała, ale znała go już na tyle, by wiedzieć dokładnie, jak marszczy brwi pod tym głupim karnawałowym gadżetem.
[akapit]Weszli do małej śluzy. Ochroniarz zatrzymał kelnera, a Santa i Cooper ruszyli dalej, korytarzem oświetlonym jak plan filmowy. Kiedy Cooper pokręcił głową na jej maskę, uniosła tylko kącik ust. Powstrzymała komentarz, choć aż świerzbił ją na języku.
[akapit]W sali VIP panował półmrok i zapach drogiego alkoholu. Rozłożone stoliki, zamknięte towarzystwo, zasłonięte twarze. Santa stanęła krok bliżej do Coopera, jakby naturalnie wpasowując się w jego cień. Zniżyła głos.
[akapit]– Ustaliłam. – Jej ton był czysty, precyzyjny, jakby podawała wynik badania krwi. Złapała jego wzrok spod maski. – Raczej nie, nie jest gejem. – dodała sucho, błyskotliwie. – Choć sądząc po tym, jak patrzył, mógłby się z miejsca zakochać, gdybym tylko pstryknęła palcami.
[akapit]– Przyszedł z partnerem biznesowym. – skrzyżowała ramiona, jakby opowiadała o czymś banalnym. – Ten w granatowej marynarce przy prawej ścianie. – opisała krótko mężczyznę.
[akapit]– Mogę wyciągnąć więcej, jeśli pan chce. – dodała miękko. – Widziałam jak wpisywał kod odblokowujący telefon. I jest bardzo łasy na moje towarzystwo. – wzruszyła szczupłymi ramionami. Wydawało jej się, że rudzielec zdecydowanie nie szuka tu mężczyzn. – Tylko blondynek. Trafiła bardzo celnie.
[akapit]– Nie wiem czy na telefonie będzie miał jakieś wartościowe informacje, ale możemy się przekonać.
Cooper Lennox
– A pani jak myśli? – spytał, wyprostowując się, próbując wyglądać bardziej imponująco.
Santa oparła łokieć o stół, lekko, elegancko, tak jak robią to kobiety pewne, że nie muszą nic udowadniać.
– Myślę… – mruknęła, mrużąc delikatnie oczy. Nawet lekko ściągnęła swoje pełne wargi w dzióbek. – że są takie rozmowy, które lepiej prowadzić z kimś… bardziej wtajemniczonym niż dealer kart. – Zrobiła pauzę. Zawieszoną. Smakowitą.
Mężczyźni kochają mówić rzeczy, których nie powinni mówić. Zwłaszcza atrakcyjnym blondynkom, które patrzą im prosto w oczy. Santa uniosła brew i dodała szybko, lekko, z błyskiem:
– Na przykład… czy ktoś dziś panu towarzyszy. Nawet jeśli jeszcze nie dotarł. – zapytała, bawiąc się jednym z żetonów na stole. Pewnie należącym do rudzielca. Teraz on przełknął ślinę drugi raz.
– Jestem sam – powiedział, odrobinę ciszej. – Ale… mogę mieć towarzystwo, jeśli pani szuka gry.
Santa uśmiechnęła się jak kot, który właśnie ściszył mruczenie, żeby nikt nie zauważył, jak bardzo jest zadowolony.
– Och, ja zawsze szukam gry – odpowiedziała.
– Wracam za chwilę. Proszę się nie ruszać. – Rzuciła to tak, jakby dawała mu przywilej czekania na nią.
[akapit]Odchodziła powoli, zostawiając jego ego rozgrzane jak piec. (…) Santa wróciła do niego kilka minut później — już nie jak nieznajoma, która podeszła z ciekawości, ale jak ktoś, kto został zaproszony. Jej ruchy były luźniejsze, a uśmiech bardziej… prywatny.
[akapit]– Nie uciekł pan. – Ton brzmiał jak pochwała. – To dobry znak. – skinęła nawet lekko głową, na co rudzielec zaśmiał się nerwowo. Santa usiadła przy stoliku obok, tak że musiał pochylić głowę, by ją dobrze słyszeć. Zrobiła to celowo — mężczyźni lubią czuć, że coś między wami jest sekretne. Zaczęli grę, a ona kontynuowała. Drobny flirt, śmiech. Kilka drobnych gestów jak ułożenie dłoni na jego ramieniu.
[akapit]– No dobrze – zaczął, poprawiając kołnierz. – Powiedziałem, że jestem sam. Ale to nie do końca prawda. –Santa uniosła brew — nie oskarżycielsko, raczej zachęcająco.
[akapit]– Och? – Nachyliła się lekko. – Więc… nie chciał mnie pan okłamać. Chciał pan sprawdzić, czy zadałam właściwe pytanie.
[akapit]– Coś w tym stylu– przyznał, nieco zawstydzony, jak chłopiec przyłapany na drobnym kłamstwie.
[akapit]– To kto tu jest? – spytała łagodnie. – I czy powinnam uważać, że zaraz mnie przegoni ze względu na zazdrosną żonę? – Zachichotała cicho, kokieteryjnie. Sięgnęła po swojego drinka, ale alkohol ledwie musnął jej wargi.
[akapit]– Przyszedłem z… partnerem biznesowym. Ale nie chciałem, żeby ktokolwiek go kojarzył ze mną. On już siedzi przy stole. – Skinął głową w prawo, jednocześnie sprawdzając wyświetlacz swojego telefonu. – Ten w granatowej marynarce.
[akapit]Wstała powoli, jakby nie chciała go przestraszyć. Potem pochyliła się, tak że jej włosy musnęły jego ramię. Jej głos był jak jedwab ocierający się o stal:
[akapit]– Tylko partner biznesowy? Liczyłam na odrobinę rozrywki. – westchnęła, a jej miękki, ciepły oddech musiał owiać bok jego szyi. Rudzielec niema zamarł, a jego serce pewnie zabiło mocniej. Zmniejszenie dystansu pozwoliło jej po prostu na zobaczenie jaki kod wbijał na ekranie telefonu, by go odblokować.
[akapit]– W takim razie zostawiam biznes dla dużych chłopców. – zaśmiała się cicho, niemal z dziewczęcą niewinnością.
[akapit]– Proszę nigdzie nie znikać – dodała, już odchodząc. – Nie lubię szukać ludzi.
[akapit]Santa poruszała się przez salę kasyna jak cień, który nauczył się chodzić w szpilkach — miękko, pewnie, niezauważalnie. Nim dotarła do Coopera, jej krok zwolnił, oddech się uspokoił, a wyraz twarzy stał się idealnie neutralny. Tylko oczy błyszczały lekko — jakby niosła w nich coś cennego. Rudowłosy mężczyzna pewnie szukał jej wokół, rozglądał się w poszukiwaniu idealnie jasnych włosów. W tym czasie Santa była już zajęta, zniknęła gdzieś w korytarzu prowadzącym do toalet czy kuchni.
[akapit]Kelner znalazł ją bez trudu. Santa poprawiła sukienkę, ułożyła włosy w idealny, jedwabisty ruch i ruszyła za nim, jakby miała wejść na scenę, a nie do sali VIP. Przy drzwiach czekał Cooper — w masce, której wyraz twarzy Santa nie widziała, ale znała go już na tyle, by wiedzieć dokładnie, jak marszczy brwi pod tym głupim karnawałowym gadżetem.
[akapit]Weszli do małej śluzy. Ochroniarz zatrzymał kelnera, a Santa i Cooper ruszyli dalej, korytarzem oświetlonym jak plan filmowy. Kiedy Cooper pokręcił głową na jej maskę, uniosła tylko kącik ust. Powstrzymała komentarz, choć aż świerzbił ją na języku.
[akapit]W sali VIP panował półmrok i zapach drogiego alkoholu. Rozłożone stoliki, zamknięte towarzystwo, zasłonięte twarze. Santa stanęła krok bliżej do Coopera, jakby naturalnie wpasowując się w jego cień. Zniżyła głos.
[akapit]– Ustaliłam. – Jej ton był czysty, precyzyjny, jakby podawała wynik badania krwi. Złapała jego wzrok spod maski. – Raczej nie, nie jest gejem. – dodała sucho, błyskotliwie. – Choć sądząc po tym, jak patrzył, mógłby się z miejsca zakochać, gdybym tylko pstryknęła palcami.
[akapit]– Przyszedł z partnerem biznesowym. – skrzyżowała ramiona, jakby opowiadała o czymś banalnym. – Ten w granatowej marynarce przy prawej ścianie. – opisała krótko mężczyznę.
[akapit]– Mogę wyciągnąć więcej, jeśli pan chce. – dodała miękko. – Widziałam jak wpisywał kod odblokowujący telefon. I jest bardzo łasy na moje towarzystwo. – wzruszyła szczupłymi ramionami. Wydawało jej się, że rudzielec zdecydowanie nie szuka tu mężczyzn. – Tylko blondynek. Trafiła bardzo celnie.
[akapit]– Nie wiem czy na telefonie będzie miał jakieś wartościowe informacje, ale możemy się przekonać.
Cooper Lennox