The Haunting of Castiglione della Pescaia
: pn gru 01, 2025 11:17 pm
Żaden mięsień na jego twarzy nie drgnął, kiedy Navi sprowadziła się do tak prostego określenia, jak „wal się”. Wciąż stał w jednym i tym samym miejscu, lustrując ją spojrzeniem. Jego wzrok nie błądził po jej sylwetce, nie szukał podpowiedzi, co do jej emocji, bo te wydawały się być po prostu słyszalne w jej głosie. Traciła więc kontrolę nad samą sobą. A złej jej jeszcze nie widział. Widział ją zrezygnowaną, zagubioną, zdeterminowaną czy szczęśliwą. Złość u niej była czymś nowym, choć sama emocja to coś tak pierwotnego.
On tez jej zaufał. Nie było to aż tak efektywne jak to, gdy ona rzuciła wszystko, by wyjechać z nim na drugi koniec świata, znając go w zasadzie z ledwością. Ale to on pozwolił jej być blisko. Bo jego zaufanie istniało tam, gdzie ryzyko było pod kontrolą. Ufał na tyle, na ile mógł sobie pozwolić, aby nie stracić kontroli, a i tak przecież się na tym przejechał. Zawiodła te szczątkowe części zaufania, które jej ofiarował.
Może po prostu nie rozumiała tego, co od niego dostała?
Nie mógł przecież pomyśleć, że była pazerna na informacje – on był. Ona nie. Inaczej to by oznaczało, że to on pomylił się w ocenie, a przecież to była rzadkość.
Uniósł minimalnie podbródek, gdy znów do niego przemówiła, wcześniejszy wybuch traktując zwykłą ciszą i nieugiętym spojrzeniem. Czymś, co mówiło za niego chłodno, że nie zamierzał podejmować.
— Nie potrzebuję tych przeprosin, Navi. — Słowa te wypowiedział tak, jak zwykle. Ani na moment ton jego głosu nie zadrżał. Z tą ostrą, chirurgiczną wręcz precyzją, składając każdą sylabę w słowo, a słowa w zdania. — Przeprosiny nie cofają skutków. I nie mają wartości, jeśli nie idzie za nimi rozsądek. — A jej, według jego własnej analizy, tego rozsądku zabrakło. Zabrakło przede wszystkim czujności. I zabrakło świadomości, że po tym wszystkim, co miała, trudno będzie tak prosto wejść w normalne życie, nawet jeśli przeniósł ją do nowego miejsca, w nowe otoczenie.
Jak gdyby znowu dawał jej nowy start, kiedy to była po prostu zmiana dla niego. Nie dla niej.
— Jeżeli skończyłaś, przejdziemy dalej — powiedział spokojnie. — Twoje emocje nie zmieniają faktów.
Zawsze ją cenił i podziwiał jej żywotność. To jak czuła. Choć dla innych to nie było nic niezwykłego, dla niego była fascynująca w swej naturalności. Była dla niego niczym obiekt badań, który lubił mieć przy sobie, bo zdarzało jej się wyłamać schemat i robić coś, co nie było aż tak przewidywalne. Co wyłamywało się ze sztywnych ram algorytmu.
Teraz należało znaleźć rozwiązanie dla tego niedociągnięcia, które popełnił, gdy odprawiał ją z Kalabrii do Toskanii.
Tyle tylko, że w Navi coś zaczęła pękać. Coś, co znał i z czym było mu łatwo, a co jednocześnie zdawało się być nudne i przewidywalne. Zaczęła rozłamywać się ta powłoka uległości.
W najmniej dogodnym dla niego momencie.
Nie mówiąc już o tym, że to jednak uległość była tym, co go pociągało najbardziej. W końcu to uwypuklało jego kontrolę
Musiała się spotkać jednak z jego opanowaniem i niewzruszeniem jej postawą. Z jego zimną logiką i racjonalizmem.
— To gdzie jesteś i gdzie będziesz, Navi, nie zależy od tego, czego ty chcesz. Od tego, czego oni szukają. — Wyprostował się, przechylając lekko głowę. Podbródek nieznacznie zadarł. — A szukają ciebie, bo jesteś łatwiejszym celem niż ja. — Nic, tylko suche fakty. Nie były wypowiedziane z wyższością, ani z pychą, jak gdyby to miało być jakieś osiągnięcie i coś, czym chciałby się chełpić. Bezemocjonalna precyzja.
A jednak pod jego skórą, pod jego czaszką, dział się proces, który przebiegał niezauważalnie inaczej. Przecież najprostszym i najskuteczniejszym rozwiązaniem, najbardziej logicznym dla niego, byłoby zabicie Navi. Nie mieliby nawet przez kogo próbować wyciągać od niego informacji, bo wszyscy którzy wiedzieli o nim nieco więcej, byli z nim od dłuższego czasu i udowadniali, że byli nie do zdarcia.
A skoro nie chciał jej zabić i nawet nie brał tego jako opcję, mimo iż była najrozsądniejsza, to znaczyło, że wciąż była luką w jego systemie.
— Spakuj się — powtórzył, niespecjalnie twardo, niespecjalnie tez miękko. Bez głębszego zabarwienia w tonie, jak gdyby wypowiadał coś, co było niepodważalne i od czego miała nie mieć odwrotu.
Z nieugiętym spojrzeniem wciąż wczepionym w twarz Navi, zdawał się nie zauważać, że mężczyzna, który leżał kawałek za nim, nie jest martwy. Nie zauważać, że choć poruszał się z ledwością, to jednak sięgał palcami pogruchotanej ręki po ten sam rewolwer, który próbował wziąć wcześniej.
Navi Yun
On tez jej zaufał. Nie było to aż tak efektywne jak to, gdy ona rzuciła wszystko, by wyjechać z nim na drugi koniec świata, znając go w zasadzie z ledwością. Ale to on pozwolił jej być blisko. Bo jego zaufanie istniało tam, gdzie ryzyko było pod kontrolą. Ufał na tyle, na ile mógł sobie pozwolić, aby nie stracić kontroli, a i tak przecież się na tym przejechał. Zawiodła te szczątkowe części zaufania, które jej ofiarował.
Może po prostu nie rozumiała tego, co od niego dostała?
Nie mógł przecież pomyśleć, że była pazerna na informacje – on był. Ona nie. Inaczej to by oznaczało, że to on pomylił się w ocenie, a przecież to była rzadkość.
Uniósł minimalnie podbródek, gdy znów do niego przemówiła, wcześniejszy wybuch traktując zwykłą ciszą i nieugiętym spojrzeniem. Czymś, co mówiło za niego chłodno, że nie zamierzał podejmować.
— Nie potrzebuję tych przeprosin, Navi. — Słowa te wypowiedział tak, jak zwykle. Ani na moment ton jego głosu nie zadrżał. Z tą ostrą, chirurgiczną wręcz precyzją, składając każdą sylabę w słowo, a słowa w zdania. — Przeprosiny nie cofają skutków. I nie mają wartości, jeśli nie idzie za nimi rozsądek. — A jej, według jego własnej analizy, tego rozsądku zabrakło. Zabrakło przede wszystkim czujności. I zabrakło świadomości, że po tym wszystkim, co miała, trudno będzie tak prosto wejść w normalne życie, nawet jeśli przeniósł ją do nowego miejsca, w nowe otoczenie.
Jak gdyby znowu dawał jej nowy start, kiedy to była po prostu zmiana dla niego. Nie dla niej.
— Jeżeli skończyłaś, przejdziemy dalej — powiedział spokojnie. — Twoje emocje nie zmieniają faktów.
Zawsze ją cenił i podziwiał jej żywotność. To jak czuła. Choć dla innych to nie było nic niezwykłego, dla niego była fascynująca w swej naturalności. Była dla niego niczym obiekt badań, który lubił mieć przy sobie, bo zdarzało jej się wyłamać schemat i robić coś, co nie było aż tak przewidywalne. Co wyłamywało się ze sztywnych ram algorytmu.
Teraz należało znaleźć rozwiązanie dla tego niedociągnięcia, które popełnił, gdy odprawiał ją z Kalabrii do Toskanii.
Tyle tylko, że w Navi coś zaczęła pękać. Coś, co znał i z czym było mu łatwo, a co jednocześnie zdawało się być nudne i przewidywalne. Zaczęła rozłamywać się ta powłoka uległości.
W najmniej dogodnym dla niego momencie.
Nie mówiąc już o tym, że to jednak uległość była tym, co go pociągało najbardziej. W końcu to uwypuklało jego kontrolę
Musiała się spotkać jednak z jego opanowaniem i niewzruszeniem jej postawą. Z jego zimną logiką i racjonalizmem.
— To gdzie jesteś i gdzie będziesz, Navi, nie zależy od tego, czego ty chcesz. Od tego, czego oni szukają. — Wyprostował się, przechylając lekko głowę. Podbródek nieznacznie zadarł. — A szukają ciebie, bo jesteś łatwiejszym celem niż ja. — Nic, tylko suche fakty. Nie były wypowiedziane z wyższością, ani z pychą, jak gdyby to miało być jakieś osiągnięcie i coś, czym chciałby się chełpić. Bezemocjonalna precyzja.
A jednak pod jego skórą, pod jego czaszką, dział się proces, który przebiegał niezauważalnie inaczej. Przecież najprostszym i najskuteczniejszym rozwiązaniem, najbardziej logicznym dla niego, byłoby zabicie Navi. Nie mieliby nawet przez kogo próbować wyciągać od niego informacji, bo wszyscy którzy wiedzieli o nim nieco więcej, byli z nim od dłuższego czasu i udowadniali, że byli nie do zdarcia.
A skoro nie chciał jej zabić i nawet nie brał tego jako opcję, mimo iż była najrozsądniejsza, to znaczyło, że wciąż była luką w jego systemie.
— Spakuj się — powtórzył, niespecjalnie twardo, niespecjalnie tez miękko. Bez głębszego zabarwienia w tonie, jak gdyby wypowiadał coś, co było niepodważalne i od czego miała nie mieć odwrotu.
Z nieugiętym spojrzeniem wciąż wczepionym w twarz Navi, zdawał się nie zauważać, że mężczyzna, który leżał kawałek za nim, nie jest martwy. Nie zauważać, że choć poruszał się z ledwością, to jednak sięgał palcami pogruchotanej ręki po ten sam rewolwer, który próbował wziąć wcześniej.
Navi Yun