house of wax
: czw gru 11, 2025 4:03 pm
Nie sądziła, że uda im się rozwikłać tę sprawę tak szybko. Co prawda nie wszystko było jeszcze w pełni jasne, jednak wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazywały na winę Gasparda Marchala. Najwyraźniej próbował pozbyć się konkurencji, licząc na to, że muzeum wznowi z nim umowę. Ambitnie, owszem, ale żeby od razu posuwać się do morderstwa? I to w tak żałośnie nieudolny sposób?
Zaylee mogła przysiąc, że nawet dziewięcioletni Sam poradziłby sobie z tym lepiej, a przecież jego największym dotychczasowym przestępstwem było wyniesienie z kuchni całego słoika marmolady. No bo jakim trzeba było być debilem, żeby oblać faceta parafiną, a przy tym zapomnieć o wyjęciu z jego kieszeni dokumentów? Albo przynajmniej o zniszczeniu ich później? Kto normalny zostawia takie rzeczy przy ofierze i liczy na to, że nikt nie zauważy?
Oczywiście Marchal próbował tłumaczyć się w najgorszy możliwy sposób, czyli całkowicie niespójnie. W pewnym momencie Miller zaczęła się zastanawiać, czy aby na pewno mają do czynienia z człowiekiem, który przez lata tworzył wystawy z figurami woskowymi, czy raczej z kimś, kto przypadkiem wpadł na teren muzeum i postanowił pobawić się w kryminalistę-amatora.
— Ten Lunetti — warknął pod nosem Francuz. — W pełni zasłużył sobie na to, co go spotkało. Zabrał mi pracę! Kopiował moje dzieła! Disgrace! — krzyknął, wyraźnie urażony działaniami, jednocześnie dając do zrozumienia, że to on stał za morderstwem. Może nie powiedział tego dosłownie, ale w oczach błysnęło mu szaleństwo, które wynikało z chęci zemsty, zazdrości i upokorzenia.
— Jak mogłeś zabić biednego Sandro! — roztrzęsiona pani Bowen przycisnęła dłonie do rozgrzanych policzków.
— Nie zabiłem go! — zarzekał się Gasprad, a Zaylee i Pilar wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.
— Czyżby? — Miller uniosła wysoko brwi. — Czyli będziemy mogli przeanalizować twoje odciski palców ze śladami zebranymi na miejscu zbrodni? — zapytała, a Marchal wzdrygnął się niespokojnie. — I zarówno na dokumentach, jak i na ubraniu denata nie znajdziemy niczego, co uczyniłoby się podejrzanym? — dopytała, a Francuz zacisnął usta w wąską linię. — Spokojnie, Gasprad, jeśli nie masz nic do ukrycia, nie powinieneś niczym się stresować.
— Może i go zabiłem, co z tego?! — wypalił nagle Marchal. — Ten pseudo artysta kopiował moje prace!
Pękł. I to jeszcze przed oficjalnym przesłuchaniem. Czyli właśnie przeszły do części, w której potencjalny morderca zaczynał mówić prawdę.
— On kradł moje pomysły! — kontynuował Marchal, jakby zbyt długo trzymał to w sobie i teraz już nie potrafił przestać. — Latami żyłem w jego cieniu, podczas gdy on zbierał moje wyróżnienia, a ja? Ja musiałem błagać o zlecenia od muzeów, jakbym był jakimś partaczem!
— Więc pomyślałeś, że pozbycie się go to świetne rozwiązanie? — Zaylee skrzyżowała ręce na piersiach. Marchal zacisnął pięści. — Nieważne. Jest cały twój, Stewart — zwróciła się do śledczej, która już zakłuwała podejrzanego w kajdanki. — Sprowadzę ciało do prosektorium i wtedy będziemy mieć wszystko czarno na białym — skinęła głową, po czym wróciła do leżących na muzealnej posadce zwłok.
Reszta potoczyła się szybko — technicy przewieźli denata do policyjnej kostnicy i to samo stało się z Gaspardem Marchalem, ale ten nie trafił pod skalpel, a do pokoju przesłuchań. Analiza potwierdziła, że ślady na ciele były śladami, które pozostawił podejrzany. Zresztą ten i tak postanowił przyznać się do winy, więc sprawa nie musiała ciągnąć się w nieskończoność.
Elfka Pilar
Zaylee mogła przysiąc, że nawet dziewięcioletni Sam poradziłby sobie z tym lepiej, a przecież jego największym dotychczasowym przestępstwem było wyniesienie z kuchni całego słoika marmolady. No bo jakim trzeba było być debilem, żeby oblać faceta parafiną, a przy tym zapomnieć o wyjęciu z jego kieszeni dokumentów? Albo przynajmniej o zniszczeniu ich później? Kto normalny zostawia takie rzeczy przy ofierze i liczy na to, że nikt nie zauważy?
Oczywiście Marchal próbował tłumaczyć się w najgorszy możliwy sposób, czyli całkowicie niespójnie. W pewnym momencie Miller zaczęła się zastanawiać, czy aby na pewno mają do czynienia z człowiekiem, który przez lata tworzył wystawy z figurami woskowymi, czy raczej z kimś, kto przypadkiem wpadł na teren muzeum i postanowił pobawić się w kryminalistę-amatora.
— Ten Lunetti — warknął pod nosem Francuz. — W pełni zasłużył sobie na to, co go spotkało. Zabrał mi pracę! Kopiował moje dzieła! Disgrace! — krzyknął, wyraźnie urażony działaniami, jednocześnie dając do zrozumienia, że to on stał za morderstwem. Może nie powiedział tego dosłownie, ale w oczach błysnęło mu szaleństwo, które wynikało z chęci zemsty, zazdrości i upokorzenia.
— Jak mogłeś zabić biednego Sandro! — roztrzęsiona pani Bowen przycisnęła dłonie do rozgrzanych policzków.
— Nie zabiłem go! — zarzekał się Gasprad, a Zaylee i Pilar wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.
— Czyżby? — Miller uniosła wysoko brwi. — Czyli będziemy mogli przeanalizować twoje odciski palców ze śladami zebranymi na miejscu zbrodni? — zapytała, a Marchal wzdrygnął się niespokojnie. — I zarówno na dokumentach, jak i na ubraniu denata nie znajdziemy niczego, co uczyniłoby się podejrzanym? — dopytała, a Francuz zacisnął usta w wąską linię. — Spokojnie, Gasprad, jeśli nie masz nic do ukrycia, nie powinieneś niczym się stresować.
— Może i go zabiłem, co z tego?! — wypalił nagle Marchal. — Ten pseudo artysta kopiował moje prace!
Pękł. I to jeszcze przed oficjalnym przesłuchaniem. Czyli właśnie przeszły do części, w której potencjalny morderca zaczynał mówić prawdę.
— On kradł moje pomysły! — kontynuował Marchal, jakby zbyt długo trzymał to w sobie i teraz już nie potrafił przestać. — Latami żyłem w jego cieniu, podczas gdy on zbierał moje wyróżnienia, a ja? Ja musiałem błagać o zlecenia od muzeów, jakbym był jakimś partaczem!
— Więc pomyślałeś, że pozbycie się go to świetne rozwiązanie? — Zaylee skrzyżowała ręce na piersiach. Marchal zacisnął pięści. — Nieważne. Jest cały twój, Stewart — zwróciła się do śledczej, która już zakłuwała podejrzanego w kajdanki. — Sprowadzę ciało do prosektorium i wtedy będziemy mieć wszystko czarno na białym — skinęła głową, po czym wróciła do leżących na muzealnej posadce zwłok.
Reszta potoczyła się szybko — technicy przewieźli denata do policyjnej kostnicy i to samo stało się z Gaspardem Marchalem, ale ten nie trafił pod skalpel, a do pokoju przesłuchań. Analiza potwierdziła, że ślady na ciele były śladami, które pozostawił podejrzany. Zresztą ten i tak postanowił przyznać się do winy, więc sprawa nie musiała ciągnąć się w nieskończoność.
koniec