Miller zbliżyła się do postaci. Chyba ktoś próbował upodobnić ją do Donalda Trumpa, na co wskazywała paskudny wyraz twarzy, garnitur oraz czerwona czapka z daszkiem i napisem make america great again. Dlaczego figura kogoś takiego, jak prezydent USA w ogóle znalazła się w takim miejscu? Przecież w Kanadzie sondaże wyraźnie pokazują, że większość obywateli ma nieprzychylne zdanie o Trumpie i jego polityce.
Podchodząc jeszcze bliże, Zaylee zauważyła, że pracujący na miejscu technicy próbowali zedrzeć z ciała denata jak najwięcej wosku, ale w obawie, że coś uszkodzą albo zatrą ślady, szybko zarządziła, żeby położyli figurę na muzealne posadce i poprosiła o chwilę dla siebie. Musiała lepiej przyjrzeć się szczegółom, tym drobnym żyłach na dłoniach i dziwnym układzie palców. No tak, te i inne detale zdradzały prawdę. Ktoś bardzo chciał, aby to wyglądało na sztukę, jednak niewątpliwie miała do czynienia z ciałem pokrytym parafiną.
Zaczęła odsłaniać materiał, ale na pierwszy rzut oka nie było krwi ani widocznych ran, a wosk zakrywał wszystko, nadając ciału złudzenie spokoju. Jednak Miller, jako doświadczona i niezawodna w swojej dziedzinie, natychmiast wyczuła pod lateksową rękawiczką subtelne oznaki nienaturalnego ułożenia kończyn i sztywności, które świadczyły o nagłej śmierci.
Tak nagłej, jak to, że ktoś stanął nad nią znienacka, zasłaniając jedyne, nadające się do oględzin światło. Zaylee prychnęła pod nosem z nieukrywanym niezadowoleniem.
— Ile razy mam powtarzać, że trochę potrwa, zanim coś znajdę — mruknęła i podniosła wzrok znad ciała, a jej oczom ukazała się twarz znajomej śledczej. — Stewart, musisz mi tu tak włazić z buciorami? — zapytała poważnym tonem, jednak w ciemnych tęczówka zatańczyło lekkie rozbawienie. — Oglądałaś horror Dom woskowych ciał w reżyserii Colleta-Serry? — zapytała, próbując zdjąć z odsłoniętego przedramienia denata warstwę wosku skalpelem. — Na twoim miejscu przyjrzałabym się dokładnie, czy to jednorazowa sytuacja, bo wcale nie jest powiedziane, że to jedyny nieszczęśnik wytaplany w parafinie. Przesłuchiwałaś już tego kogoś, kto go znalazł? — zapytała, wskazując podbródkiem na wspomnianego biedaczyny. Chociaż w sumie nie miała pewności, czy gość sobie na to nie zasłużył. Na razie Zaylee jedynie zdołała stwierdzić, że bez wątpienia był to mężczyzna w wieku zbliżonym do czterdziestki. Może niewiele starszy. I że istniało duże prawdopodobieństwo, że jego ciało zostało pokryte formaliną jeszcze wtedy, kiedy żył.
Pilar Stewart