unwanted déjà vu
: pt gru 05, 2025 11:28 am
Odpowiedziała mu cisza przerywana wyłącznie biciem własnego serca, odbijającego się w uszach. Napięcie potęgowało zdenerwowanie, tę niepewność, drażniącą irytująco, kiedy nie miał pojęcia, czy kobieta, nad którą stał, nie wybuchnie zaraz, ogniskując na nim swoją złość. Czy w jej odczuciu miał jakiekolwiek prawo, by mówić o własnych emocjach? Przecież w żadnym momencie nie zadała mu pytania, zdawała się wcale nie chcieć wiedzieć, co w sobie przez te dwa lata trzymał i jakie miał doń obecnie nastawienie. Pytała, co chciałby wyjaśnić, ale wcale nie zależało jej na odpowiedzi, a zwykłym odhaczeniu rozmowy. Po raz kolejny odbierała mu możliwość ustosunkowania się i wyjawienia myśli, a on nie zamierzał przepuścić takiej okazji.
Już myślał, że się zawiesiła, albo zbiera w sobie siłę, by mu odwinąć prosto w twarz. Wcale by się nie zdziwił, zresztą potwierdziłaby tym samym opinię, że ludziom w tym świecie nie warto ufać, ale kiedy odwróciła się w jego stronę, odnalazł w ciemnej toni tęczówek pewną nutę żalu. Zaszkliły się, co z łatwością rozpoznał w tym ponurym, szpitalnym świetle, ale powstrzymywała się na tyle mocno, że żadna z łez nie spłynęła po policzku. Gardło miała na tyle ściśnięte, że Michael musiał się nieco pochylić, by usłyszeć padające szeptem słowa.
Twarz miał skupioną, spojrzenie czujne, a jasne brwi ściągnięte. Próbował przeprocesować informacje, jakże różne od tego, czego spodziewał się usłyszeć. Nie wiedziała, czy przeżyje rok? I darzyła go uczuciem? Jak to się miało do mrocznych wizji, wysnutych przez umysł w czarnych scenariuszach?
Odetchnął jakby ze spokojem, a w błękicie oczu zjawił się łobuzerski błysk.
— A już się bałem, że jesteś jakąś wariatką, wykorzystującą i owijającą sobie facetów wokół palca w nowym miejscu pracy — odparł, wciąż podtrzymując ściszony głos. Zdjął rękę z drzwi i ostrożnie zsunął na ramię Iris, sprawdzając, jak zareaguje na dotyk, nim przyciągnie ją do siebie. Zdawała się być roztrzęsiona, wyprowadzona z równowagi, co początkowo było rzeczywiście jego celem, lecz gdy tylko usłyszał powód, przez który trzymała go tak długi czas na dystans — i pewnie nadal tkwiłby w niewiedzy, gdyby nie fatalne zrządzenie losu — znacznie spuścił z tonu. Walczył z uporczywym odruchem, by zamknąć ją w szczelnym uścisku. Pokręcił wolno głową, przeczesując obrazy z przeszłości, które doprowadziły do miejsca, w którym obecnie byli. Oczywiście, że widział, jak słabnie jej ciało, jak skóra szarzeje, a ruchy zwalniają. Widział i nigdy nie zapytał, uporczywie ignorując ten fakt, jakby otwieranie tych drzwi miało wprowadzić ich na inny, poważniejszy stopień znajomości. Tego zaś bał się okrutnie, bo miał to być przecież tylko przelotny romans w miejscu pracy. W trudnej rzeczywistości odnajdywali dla siebie bezpieczną przystań, w fizycznym uniesieniu, jakie nie miało przełożyć się na nic angażującego. A mimo to po jej zniknięciu gotów był poruszyć niebo i ziemię, by dowiedzieć się, co się z nią stało. Wszelkie próby spełzły na niczym, dokładając wyłącznie niezadowolenie ze strony przełożonych, składających się później na cegiełki muru, oddzielające go od świetlanej przyszłości w szeregach kanadyjskiej armii.
— Niewiedza była udręką. Wszyscy odmawiali wyjaśnień, mówili, że informacje są tajne. — Uśmiech zniknął z męskiej twarzy, ustępując miejsca skupieniu. Świat wokół zdawał się zatrzymać i czekać niecierpliwie na rozwój wydarzeń. — Straciłem nadzieję, że się jeszcze kiedykolwiek spotkamy, Iris — mówił szczerze, rzadko zwracając się do Valentine po imieniu. Liczył się z tym, że kobieta się wycofa, za nic mając sobie jego słowa, ale nie wybaczyłby sobie, gdyby po otrzymaniu drugiej szansy, wszystko zaprzepaścił przez brak jej podjęcia.
Iris Valentine
Już myślał, że się zawiesiła, albo zbiera w sobie siłę, by mu odwinąć prosto w twarz. Wcale by się nie zdziwił, zresztą potwierdziłaby tym samym opinię, że ludziom w tym świecie nie warto ufać, ale kiedy odwróciła się w jego stronę, odnalazł w ciemnej toni tęczówek pewną nutę żalu. Zaszkliły się, co z łatwością rozpoznał w tym ponurym, szpitalnym świetle, ale powstrzymywała się na tyle mocno, że żadna z łez nie spłynęła po policzku. Gardło miała na tyle ściśnięte, że Michael musiał się nieco pochylić, by usłyszeć padające szeptem słowa.
Twarz miał skupioną, spojrzenie czujne, a jasne brwi ściągnięte. Próbował przeprocesować informacje, jakże różne od tego, czego spodziewał się usłyszeć. Nie wiedziała, czy przeżyje rok? I darzyła go uczuciem? Jak to się miało do mrocznych wizji, wysnutych przez umysł w czarnych scenariuszach?
Odetchnął jakby ze spokojem, a w błękicie oczu zjawił się łobuzerski błysk.
— A już się bałem, że jesteś jakąś wariatką, wykorzystującą i owijającą sobie facetów wokół palca w nowym miejscu pracy — odparł, wciąż podtrzymując ściszony głos. Zdjął rękę z drzwi i ostrożnie zsunął na ramię Iris, sprawdzając, jak zareaguje na dotyk, nim przyciągnie ją do siebie. Zdawała się być roztrzęsiona, wyprowadzona z równowagi, co początkowo było rzeczywiście jego celem, lecz gdy tylko usłyszał powód, przez który trzymała go tak długi czas na dystans — i pewnie nadal tkwiłby w niewiedzy, gdyby nie fatalne zrządzenie losu — znacznie spuścił z tonu. Walczył z uporczywym odruchem, by zamknąć ją w szczelnym uścisku. Pokręcił wolno głową, przeczesując obrazy z przeszłości, które doprowadziły do miejsca, w którym obecnie byli. Oczywiście, że widział, jak słabnie jej ciało, jak skóra szarzeje, a ruchy zwalniają. Widział i nigdy nie zapytał, uporczywie ignorując ten fakt, jakby otwieranie tych drzwi miało wprowadzić ich na inny, poważniejszy stopień znajomości. Tego zaś bał się okrutnie, bo miał to być przecież tylko przelotny romans w miejscu pracy. W trudnej rzeczywistości odnajdywali dla siebie bezpieczną przystań, w fizycznym uniesieniu, jakie nie miało przełożyć się na nic angażującego. A mimo to po jej zniknięciu gotów był poruszyć niebo i ziemię, by dowiedzieć się, co się z nią stało. Wszelkie próby spełzły na niczym, dokładając wyłącznie niezadowolenie ze strony przełożonych, składających się później na cegiełki muru, oddzielające go od świetlanej przyszłości w szeregach kanadyjskiej armii.
— Niewiedza była udręką. Wszyscy odmawiali wyjaśnień, mówili, że informacje są tajne. — Uśmiech zniknął z męskiej twarzy, ustępując miejsca skupieniu. Świat wokół zdawał się zatrzymać i czekać niecierpliwie na rozwój wydarzeń. — Straciłem nadzieję, że się jeszcze kiedykolwiek spotkamy, Iris — mówił szczerze, rzadko zwracając się do Valentine po imieniu. Liczył się z tym, że kobieta się wycofa, za nic mając sobie jego słowa, ale nie wybaczyłby sobie, gdyby po otrzymaniu drugiej szansy, wszystko zaprzepaścił przez brak jej podjęcia.
Iris Valentine