trauma first
: czw gru 04, 2025 11:05 am
Ucieszył się, gdy Miller nie zaczęła drążyć tematu wojska. To zdecydowanie zbyt świeża sprawa, by ot tak przejść z nią na porządek dzienny bez dodatkowych emocji. Poświęcenie czemuś dekady swego życia, po czym stracenie wszystkiego przez kilka irytujących kwestii, brzmi dość irracjonalnie, ale jakże często prawdziwie. Świat lubił być nieubłagany i nie naginać się do życzeń.
— To istnieje w sferze niedopowiedzeń i niech tam pozostanie — uciął temat ślubów, wojska i reszty swoich porażek. Jeszcze tego brakowało, by zaczął się uzewnętrzniać, jednocześnie nasuwając na myśl dodatkowe pytania. To nie tak, że nie ufał Zaylee; wprawdzie minęło już trochę czasu, od kiedy po raz ostatni rozmawiali, o zwierzaniu się nie wspominając, a zwyczajnie wolał zamieść pewne tematy pod dywan i już nigdy więcej do nich nie wracać.
Nie do końca rozumiał kwestię bycia porwanym. Znał przemoc, adrenalinę płynącą z przebywania na froncie i ze świadomości, że każdego dnia można stanąć twarzą w twarz ze śmiercią. No właśnie — każdego dnia stało się dla Grahama prozą życia, kiedy zamienił chłodne uliczki cywilizowanej Ottawy na upały Bliskiego Wschodu, a wraz z tym zaakceptował ryzyko płynące z relokacji, jak i zmiany zawodu. W armii wszyscy otrzymywali odpowiednie przeszkolenie, by móc mierzyć się z wrogiem, tu zaś ludzie wierzyli, że jeśli obejrzą dostatecznie wiele true crime stories, będą przygotowani na każdą ewentualność.
— Becker nie żyje? Przykro mi — zdumiał się, pamiętając osobę mentora Miller. Kilka razy wdał się z nim w dyskusję nawet nie na tematy medyczne, co prywatne, kiedy wykładowca uznał, że Michael odciąga Zee od nauki i rozwoju kariery. Nie wyczuwał w nim szczerej niechęci, a zwykłą potrzebę przypilnowania, by aspirująca koronerka nie zaprzepaściła swojej przyszłości. — Granica między psychopatą i chorobą psychiczną bywa dość cienka. To chyba ulubiony wytrych linii obrony. — O ileż łatwiej było stwierdzić, że ktoś oszalał, nałożyć mu łatkę i wepchnąć nieforemny element do worka z innymi niezrozumiałymi. — Wiadomo, kto go egzaminuje? — Nie miał kontaktów w świecie prawniczym, bynajmniej takich, u których mógłby podpytać o postęp sprawy. Zapewne wystarczyłoby zapytać Johna, a ten dzięki kilku telefonom od razu dotarłby do sedna, jednak Michael wolał nie wykorzystywać zasobów ojca w ten sposób.
— Przynajmniej wymyśl mi jakieś ciekawe epitafium. Wierzę, że mogę liczyć na twoją kreatywność. — Spojrzał na Zaylee z ukosa, już mając przed oczami wyobraźni kilka inspirujących tekstów. Sama koronerka była z tych, co to na pogrzebie stają w pewnej odległości w czarnych okularach i kapeluszu z wielkim rondem, zmuszając krewnych do zastanowienia, cóż to za tajemniczą przeszłość mógł mieć zmarły.
Podążył do stolika, wyręczając Miller w przenoszeniu filiżanek, skłoniwszy się przed nią teatralnie szarmanckim gestem.
— Mama przestała cierpieć z braku swoich dzieci w domu. Nakupiła sobie tyle psów, że z powodzeniem zrobiłaby z nich zaprzęg, gdyby tylko nie rozpieściła ich na tyle, by mieli w dupie wszelkie polecenia. Ojciec za to zaczął chodzić na wykłady dla seniorów o „sile pozytywnego starzenia się”, a potem wraca do domu i porywa się na samodzielną naprawę dachu, choć w życiu tego nie robił. Wygląda na zadowolonego i jeśli to jest jego sposób na drugą młodość, to… nie będę mu mówił, jak ma ją przeżywać — mówił lekko ze wzruszeniem ramion. Zdecydowanie łatwiej było mu opowiadać o innych, niż o sobie samym. Opadł na oparcie krzesła i przeczesał palcami jasne włosy. — Nie do końca wiedzą, w jaki sposób pokazać rozczarowanie z mojego powrotu do kraju, jak i zadowolenie, w sumie chyba z tego samego powodu — stwierdził, nie do końca wiedząc, jak zahaczyć o równie istotny fakt zmiany statusu związkowego, niewątpliwie dokładający cegiełkę do mało komfortowej sytuacji. To pierwszy raz od lat, kiedy będzie obecny w Kanadzie na święta bożonarodzeniowe. Przywykł do unikania wszelkich uroczystości, zmuszających do wprowadzania uśmiechu na twarz i dzielenia się radością, więz ta zima będzie wyzwaniem.
Osadził wzrok na twarzy Miller, podobnie do niej sprawdzając, jak bardzo zmieniła się od ich ostatniego spotkania. Nadal była piękną kobietą, zdecydowanie w jego typie z tą ciemną oprawą oczu, przebiegłym uśmiechem, czy ciętym językiem.
— Uwielbiali cię, pewnie byliby zachwyceni, gdybyś się odezwała — podsunął, częściowo mając nadzieję, że do tego nie dojdzie. Już słyszał komentarze rodziców: ”Po co ci była ta Koreanka?”, “Zaylee była dla ciebie idealną partią!”. Choć państwo Graham pałali do Danielle sympatią, to żałowali, że nie pochodziła z odpowiedniej rodziny. — A co u twoich? Zapewne ciężko przeżyli ostatnie wydarzenia.
zaylee miller
— To istnieje w sferze niedopowiedzeń i niech tam pozostanie — uciął temat ślubów, wojska i reszty swoich porażek. Jeszcze tego brakowało, by zaczął się uzewnętrzniać, jednocześnie nasuwając na myśl dodatkowe pytania. To nie tak, że nie ufał Zaylee; wprawdzie minęło już trochę czasu, od kiedy po raz ostatni rozmawiali, o zwierzaniu się nie wspominając, a zwyczajnie wolał zamieść pewne tematy pod dywan i już nigdy więcej do nich nie wracać.
Nie do końca rozumiał kwestię bycia porwanym. Znał przemoc, adrenalinę płynącą z przebywania na froncie i ze świadomości, że każdego dnia można stanąć twarzą w twarz ze śmiercią. No właśnie — każdego dnia stało się dla Grahama prozą życia, kiedy zamienił chłodne uliczki cywilizowanej Ottawy na upały Bliskiego Wschodu, a wraz z tym zaakceptował ryzyko płynące z relokacji, jak i zmiany zawodu. W armii wszyscy otrzymywali odpowiednie przeszkolenie, by móc mierzyć się z wrogiem, tu zaś ludzie wierzyli, że jeśli obejrzą dostatecznie wiele true crime stories, będą przygotowani na każdą ewentualność.
— Becker nie żyje? Przykro mi — zdumiał się, pamiętając osobę mentora Miller. Kilka razy wdał się z nim w dyskusję nawet nie na tematy medyczne, co prywatne, kiedy wykładowca uznał, że Michael odciąga Zee od nauki i rozwoju kariery. Nie wyczuwał w nim szczerej niechęci, a zwykłą potrzebę przypilnowania, by aspirująca koronerka nie zaprzepaściła swojej przyszłości. — Granica między psychopatą i chorobą psychiczną bywa dość cienka. To chyba ulubiony wytrych linii obrony. — O ileż łatwiej było stwierdzić, że ktoś oszalał, nałożyć mu łatkę i wepchnąć nieforemny element do worka z innymi niezrozumiałymi. — Wiadomo, kto go egzaminuje? — Nie miał kontaktów w świecie prawniczym, bynajmniej takich, u których mógłby podpytać o postęp sprawy. Zapewne wystarczyłoby zapytać Johna, a ten dzięki kilku telefonom od razu dotarłby do sedna, jednak Michael wolał nie wykorzystywać zasobów ojca w ten sposób.
— Przynajmniej wymyśl mi jakieś ciekawe epitafium. Wierzę, że mogę liczyć na twoją kreatywność. — Spojrzał na Zaylee z ukosa, już mając przed oczami wyobraźni kilka inspirujących tekstów. Sama koronerka była z tych, co to na pogrzebie stają w pewnej odległości w czarnych okularach i kapeluszu z wielkim rondem, zmuszając krewnych do zastanowienia, cóż to za tajemniczą przeszłość mógł mieć zmarły.
Podążył do stolika, wyręczając Miller w przenoszeniu filiżanek, skłoniwszy się przed nią teatralnie szarmanckim gestem.
— Mama przestała cierpieć z braku swoich dzieci w domu. Nakupiła sobie tyle psów, że z powodzeniem zrobiłaby z nich zaprzęg, gdyby tylko nie rozpieściła ich na tyle, by mieli w dupie wszelkie polecenia. Ojciec za to zaczął chodzić na wykłady dla seniorów o „sile pozytywnego starzenia się”, a potem wraca do domu i porywa się na samodzielną naprawę dachu, choć w życiu tego nie robił. Wygląda na zadowolonego i jeśli to jest jego sposób na drugą młodość, to… nie będę mu mówił, jak ma ją przeżywać — mówił lekko ze wzruszeniem ramion. Zdecydowanie łatwiej było mu opowiadać o innych, niż o sobie samym. Opadł na oparcie krzesła i przeczesał palcami jasne włosy. — Nie do końca wiedzą, w jaki sposób pokazać rozczarowanie z mojego powrotu do kraju, jak i zadowolenie, w sumie chyba z tego samego powodu — stwierdził, nie do końca wiedząc, jak zahaczyć o równie istotny fakt zmiany statusu związkowego, niewątpliwie dokładający cegiełkę do mało komfortowej sytuacji. To pierwszy raz od lat, kiedy będzie obecny w Kanadzie na święta bożonarodzeniowe. Przywykł do unikania wszelkich uroczystości, zmuszających do wprowadzania uśmiechu na twarz i dzielenia się radością, więz ta zima będzie wyzwaniem.
Osadził wzrok na twarzy Miller, podobnie do niej sprawdzając, jak bardzo zmieniła się od ich ostatniego spotkania. Nadal była piękną kobietą, zdecydowanie w jego typie z tą ciemną oprawą oczu, przebiegłym uśmiechem, czy ciętym językiem.
— Uwielbiali cię, pewnie byliby zachwyceni, gdybyś się odezwała — podsunął, częściowo mając nadzieję, że do tego nie dojdzie. Już słyszał komentarze rodziców: ”Po co ci była ta Koreanka?”, “Zaylee była dla ciebie idealną partią!”. Choć państwo Graham pałali do Danielle sympatią, to żałowali, że nie pochodziła z odpowiedniej rodziny. — A co u twoich? Zapewne ciężko przeżyli ostatnie wydarzenia.
zaylee miller