35 y/o
CHRISTMASSY
183 cm
ratuję życie nie tylko w Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
święta, święta
i już zaraz znów wakacje
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

# 002
Program naprawczy Grahama nie obejmował zaszycia się na uboczu i przeczekania, aż minie termin czujnego przyglądania się jego postępowaniu. Tym już zajął się John, ojciec Michaela, który na wieść o powrocie syna do kraju, podjął wszelkie kroki, by umilić mu pobyt w ojczyźnie. John zakładał wszak, że należało wystawić się na świecznik i umacniać pozycję znanego i doświadczonego profesjonalisty, co nie do końca Michaelowi odpowiadało. Ze ściągniętymi w zwątpieniu brwiami czytał otrzymany od Kanadyjskiego Stowarzyszenia Nauk Sądowych list. Konferencja dotycząca traumatologii i patologii sądowej, to coroczne wydarzenie, jakie umykało Grahamowi praktycznie od zawsze, bo nie przypuszczał, że jego doświadczenie w jakiś sposób wiązałoby się z tematem spędu. Zaproszenie dotyczyło gościnnego wystąpienia, gdzie Michael miał uświadomić lekarzy, ratowników i koronerów co do tajników pracy w krytycznych warunkach. Pasował tam, jak pięść do nosa, papier śmierdział przekrętem, co potwierdziło się wraz z telefonem od ojca, który z zadowoleniem grzmiał do słuchawki, że to doskonała okazja, by zaznaczyć swoje miejsce w świecie. Już miał odmówić, wskazać nieprzekraczalną granicę, którą starszy Graham zdecydował się naruszyć, lecz finalnie opadł z sił i machnął ręką na dalszą kłótnię.
Ontario Science Center było miejscem, w którym już niegdyś bywał, także w charakterze prowadzącego wykłady, ale gmach zmienił się od dnia, w którym po raz ostatni postawił tu nogę. Dziś stał w korytarzu, włożywszy zerowe zaangażowanie w zapoznanie się z planem konferencji. Nie wiedział, kto prócz niego miał przemawiać, ani jakie tematy będą poruszane. Czujne spojrzenie rozglądało się po okolicy, wychwytując drzwi, przejścia i drogi ewakuacyjne. Liczyło zebranych, prelegentów i uczestników, oraz obsługę centrum nauki, ot zboczenie zawodowe, zmuszające do ciągłego trwania w stanie gotowości. ”Improwizowane techniki ratowania życia w warunkach kryzysowych”, głosił napis w harmonogramie, opatrzony jego nazwiskiem. W sąsiedniej sali już zbierali się ludzie i ku zaskoczeniu Michaela, było ich zdecydowanie więcej, niż się spodziewał.
Zanim ktoś zapyta — nie, nie będziemy ćwiczyć na sobie. Nie mam ubezpieczenia obejmującego waszą głupotę — zaczął lekkim tonem, kiedy stanął przed ludźmi w dopasowanym garniturze. Zmuszony był go kupić przed kilkoma tygodniami, kiedy wróciwszy do domu, zorientował się, że w garderobie ma głównie ubrania robocze, proste tshirty i za małą o dwa rozmiary marynarkę. — Gdybym dostawał dolara za każdym razem, gdy ktoś mówił ‘to niemożliwe’, to nie musiałbym prowadzić takich wykładów — dodał, kiedy powiódł wzrokiem po zebranych, dostrzegając na ich twarzach pierwsze grymasy zwątpienia. Czy już zdążył ich do siebie zrazić? To nieistotne, skoro i tak istniało niskie prawdopodobieństwo, by kiedykolwiek miał się z nimi widzieć ponownie.
Mówił zwięźle, przytaczając realne sytuacje, z jakimi musiał mierzyć się na froncie. Pokaz slajdów ograniczał się do krótkich haseł i kilku brutalnych zdjęć, o których obecności oczywiście poinformował słuchaczy, lecz sądząc po ich minach, niewielu było nań gotowych. Rana postrzałowa w strefie zero, wybuch improwizowany, atak w konwoju. Michael był zgryźliwy i kiedy rzucał pytaniami w publiczność, sprawdzając ich czujność i znajomość działań ratunkowych, wytykał mylenie objawów hipotermii ze wstrząsem, wyłączne poleganie na monitorach, czy zbyt późne wypatrzenie tamponady.
Jaki najgorszy błąd widział pan u cywilów, którzy próbują pomóc? — zaczęły się pytania, na które Michael czekał z niecierpliwością. Były zwiastunem rychłego końca prelekcji, wystarczyło przecierpieć ten krótki moment, nikomu nie nadepnąć na odcisk i…
Gadanie. Ludzie kochają opowiadać, co widzą, a to nie tamuje krwotoku. — Przy prostej odpowiedzi ułożył dłoń na blacie pulpitu i zabębnił kilkakrotnie palcami.
Jaką ma pan najlepszą radę na zdarzenia masowe?
Decyduj szybko, mów wyraźnie i nie kłam, żeby pocieszyć. — Jasne tęczówki sięgnęły zapiętego na nadgarstku eleganckiego zegarka. — Ludzie przeżyją chaos, z fałszywą nadzieją bywa gorzej.
Jeszcze moment, mówił do siebie, obserwując przesuwającą się na tarczy wskazówkę. Wystarczy, by nikt więcej się nie zgłosił…

zaylee miller
space cadet
34 y/o
CHRISTMASSY
171 cm
koronerka w toronto police service
Awatar użytkownika
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

033.
Nie przypuszczała, żeby mogła dowiedzieć się czegokolwiek więcej na takiej konferencji. Ani na żadnej innej. Postanowiła jednak wziąć w niej udział tylko dlatego, że dostała zaproszenie, a przełożeni naciskali, bo chcieli mieć na wydarzeniu swojego reprezentanta. Jakby i bez tego Miller miała zbyt mało roboty. Czas nie zatrzyma się na chwilę i ludzie tego dnia nie przestaną nagle umierać. Starała się jednak dostrzegać pozytywne aspekty, bo przynajmniej była to doskonała okazja do wyrwania się z prosektorium i istniało dość duże prawdopodobieństwo, że zdąży wrócić w porze obiadowej, aby móc odciągnąć narzeczoną od raportów i nakłonić na lunch. W jakiej formie? To już zależało tylko od nich.
Całe szczęście konferencja dotycząca traumatologii i patologii sądowej odbywała się w Toronto, bo chyba każdy uczestnik miałby spory problem z dojazdem — miasto wciąż pozostawało sparaliżowane przez hulającą śnieżycę i Zyalee nie miała pojęcia, jakim cudem w takiej temperaturze jej Ford Focus postanowił współpracować i odpalił za pierwszym razem. Potem naturalnie utknęła w korkach, plując sobie w brodę, że nie wybrała komunikacji miejskiej, ale właściwie nie pamiętała, kiedy ostatni raz korzystała z publicznego transportu. Możliwe, że było to w Ottawie, w trakcie studiów.
Na wydarzenie zdążyła punktualnie. I chwała za to, biorąc pod uwagę fakt, jak bardzo Miller nie lubiła się spóźniać. Miała szereg podobnych nawyków, jak na perfekcjonistkę i pedantkę przystało. Szybko odebrała w rejestracji identyfikator, który zawiesiła na szyi i udała się do sali, gdzie za chwilę miał mieć miejsce wykład o improwizowanych technikach ratowania życia w warunkach kryzysowych.
Jakże było jej zdziwienie, kiedy w harmonogramie dostrzegła znajome nazwisko. W pierwszej chwili pomyślała, że to zbieg okoliczności, że w Kanadzie mogło być kilkaset osób posługujących się takim nazwiskiem i tym imieniem. Choć kiedy weszła do środka i zajęła miejsce gdzieś w ostatnim rzędzie krzeseł, widok byłego partnera rozwiał jej wszystkie wątpliwości.
Slajdy pojawiały się i znikały na ekranie, a Michael dzielił się z publiką swoim doświadczeniem na froncie. Nie przypuszczała, że miał za sobą pracę w wojsku. Tak samo, jak nie podejrzewała, że kiedykolwiek znów go spotka. Odkąd się rozstali, co wynikło z decyzji Zaylee, niewiele o nim myślała. Pochłonęła ją kariera, później inne związki i w zasadzie mężczyzna naprawdę rzadko pojawiał się w jej głowie, żeby nie powiedzieć wcale.
Powoli zbliżali się do końca wykładu, publiczność zadawała mniej lub bardziej sensowne pytania i kiedy wszystkie znaki na niebie wskazywały na to, że to już koniec, Miller podniosła rękę, po czym wstała z krzesła, żeby ściągnąć na siebie uwagę Grahama. Ich spojrzenia skrzyżowały się, a w jej ciemnych oczach zatańczyło rozbawienie.
Czy kiedykolwiek musiał pan ratować życie w sposób, który mógłby zakłócić śledztwo lub zniszczyć dowody przestępstwa? — zagadnęła, poprawiając marynarkę i krzyżując ramiona na piersiach. — Jak pan wtedy podejmuje słuszną decyzję, doktorze Graham? — poruszyła znacząco brwiami, z celowym naciskiem na jego nazwisko.

Michael Graham
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
35 y/o
CHRISTMASSY
183 cm
ratuję życie nie tylko w Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
święta, święta
i już zaraz znów wakacje
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

Przygotował się do dzisiejszego wystąpienia, oczywiście, lecz nie ślęczał godzinami nad prezentacją, a szukał zagadnień, z którymi zdążyłby się zamknąć we wskazanym czasie. Naturalnym było, że podobne spędy służyły wyłącznie wyrzuceniu pieniędzy w błoto i pokazaniu się przed tłumem, uśmiechając do błysku fleszy. Nie istniał sposób, aby prawdziwie zaczerpnąć jakiegoś tematu, zwłaszcza tak obszernego, jakim jest ratowanie życia w kryzysowych warunkach, zwłaszcza wśród ludzi, którzy robią swoje, nie wyściubiając nosa zza drzwi przytulnego gabinetu. Gdyby Michael dostał wolną rękę i nie przejmował się wielce konsekwencjami, pokazałby tym wszystkim gryzipiórkom, jak wygląda prawdziwe życie, lecz afera i kolejna dyscyplinarka były mu nie w smak. Zresztą wszystko wskazywało na to, że konferencja zaraz się skończy, przynajmniej dla niego, który odbębni swoją prelekcję, przetestuje darmową kawę i wróci do własnych, poważnych obowiązków.
Męska dłoń już zsuwała się z blatu, a mięśnie nóg przygotowywały do sprężystego kroku, jakim zamierzał ulotnić się z centrum nauki, kiedy do uszu doszedł głos, o którym sądził, że już dawno wydarł go z pamięci, a przynajmniej zakopał dostatecznie głęboko, by nigdy więcej nie wywlekać na wierzch. Czujny wzrok natychmiast odnalazł powstającą z miejsca sylwetkę o kruczoczarnych włosach i spojrzeniu zdolnym pociąć wszystko na drobne kawałeczki. Czy aż tak skupiony był na sobie, by nie dostrzec jej w ostatnim rzędzie sali? Czy w tej miejskiej dżungli poczuł się na tyle swobodnie i bezpiecznie, by ot tak opuścić gardę?
Na krótki moment błękitne tęczówki zaszły mgłą, przywracając serię wspomnień, drobnych urywków, mieszaninę dobrych i przykrych chwil, jakie w przeciwieństwie do Miller, jego nachodziły często. Skłonność do życia w przeszłości sprawiała, że z trudem osadzał się w teraźniejszości, a tym bardziej odnajdywał w planach na przyszłość.
Owszem — odparł lekkim tonem, zadzierając brodę, a w kąciku warg zamajaczył się uśmiech. Dumna, nieprzystępna postawa Zaylee nigdy nie była dla Grahama przeszkodą, czymś, czego wolał uniknąć. Szczerze dążył do konfrontacji, do przeciągnięcia struny, bo wiedział, że stawanie z nią w szranki mogło być czystą przyjemnością. — I za każdym razem śledczy mieli do mnie pretensje, że pacjent nie umarł zgodnie z ich planem. — Przechylił lekko głowę na bok, nie odciągając wzroku od Zaylee ani na moment. Zdarzało im się o tym dyskutować jeszcze w czasach studiów, o kości wiecznej niezgody między śledczymi a ratownikami. Zdania były podzielone i oczywistym jest, że Graham starał się działać tak, by nie utrudniać pracy zarówno sobie, co służbom porządkowym, lecz radykalne, dobitne stanowiska były chwytliwe, rozpętywały burze, pobudzały do myślenia. Wetknięcie kija w mrowisko było tym, na czym niekoniecznie mu zależało, ale cichy głos z tyłu głowy podpowiadał, że jeśli ktokolwiek miałby docenić głęboką toń czarnego humoru, to na pewno Zaylee. — Kiedy istnieje wybór między zachowaniem dowodów a żywym świadkiem, zawsze wybiera się świadka. Najpierw życie, potem akta. Papierów nie reanimujemy. — Rozłożył ręce i przesunął wzrokiem po reszcie sali. — Jeśli nie ma dalszych pytań, to dziękuję za uwagę.
Po zebranych przetoczył się szmer, ludzie zaczęli dyskutować między sobą, podnosząc się z miejsca. Graham powrócił spojrzeniem do Miller, by sprawdzić, czy ta nie ewakuuje się pospiesznie, by samemu wcisnąć się w tłum i podążyć ku wyjściu, ignorując dwie osoby, które próbowały złapać go w drodze i o coś dopytać. Pragnący wiedzy słuchacze spadli na szary koniec listy zainteresowań Michaela.

zaylee miller
space cadet
34 y/o
CHRISTMASSY
171 cm
koronerka w toronto police service
Awatar użytkownika
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Ich związek był dość nietypowy. Nie mogła powiedzieć, że był trudny, choć w wielu kwestiach nie potrafili dojść do konsensu. Kierunki studiów, jakie obrali, sprawiły, że ich światy dzieliła różnica niemal filozoficzna, a teraz, kiedy Graham pracował wśród pulsującego życia, gdzie każda sekunda miała wartość złota, Miller oglądała to samo życie, ale od drugiej strony. Jego zadaniem było ocalić i wywalczyć jeszcze jeden oddech i jeszcze jedno uderzenie serca. Jej praca zaczynała się tam, gdzie jego już się kończyła. Ona szukała prawdy o ukrytych detalach, on bronił ludzi przed tym, żeby nie trafili w jej ręce.
I mimo że od rozstania tej dwójki minęło tyle lat, znów się spotykali. Tutaj, na tej konferencji w Toronto. I odpowiedź, jakiej Michael udzielił, nawet jeśli nie całkiem zgodna z założeniami Zaylee, była w miarę satysfakcjonująca. Nie na tyle jednak, żeby nie zarzucić go serią następnych pytań. Zanim jednak zdążyła otworzyć usta, Graham zakończył wykład. Miller prychnęła pod nosem, zgarniając wiszącą na krześle torebkę i ruszyła do wyjścia. Przeciskanie się przez tłum trwało całą wieczność, ale kiedy w końcu udało jej się wydostać z sali, natychmiast odnalazła wzrokiem znajomą sylwetkę.
Doktorze Graham, czy pan mnie unika? Albo jeszcze inaczej - czy próbuje pan uniknąć konfrontacji z moją wspaniałą osobą? — zadarła podbródek, aby spojrzeć mu w oczy. — Cześć, Mike — dodała z tym charakterystycznym, zawadiackim uśmiechem. Nie miała zamiaru udawać, że go nie zna i że nie mieli wspólne przeszłości. To głupie, przecież oboje byli dorośli i jak mogło się wydawać, wystarczająco dojrzali, aby wdać się kurtuazyjną pogawędkę.
Rozstali się w zgodzie. Nigdy nie mieli większy powodów do kłótni, nie licząc różnicy zdań, które bezpośrednio dotyczyły medycyny. Nadszedł jednak dzień, w którym Miller musiała wybrać. Państwo Graham zbyt mocno naciskali na ślub, kiedy Zaylee skupiała się wyłącznie na karierze. Zabawa w dom i zakładanie rodziny to ostatnie, o czym wtedy myślała. Była kompletnie zafiksowana na dążeniu do wyznaczonych celów. Od tamtej pory niewiele się zmieniło — popadła w skrajny pracoholizm i spełniała się zawodowo. Coś jednak uległo diametralnej zmianie, bo od przeszło roku nosiła na palcu pierścionek zaręczynowy i wraz z narzeczoną rozważyły adopcję dziecka.
Kawa? — rzuciła luźno. Wspólne udanie się do kafeterii w Centrum Naukowym do niczego nie zobowiązywało, a napój, czarny jak poczucie humoru Miller, zawsze był dobrym punktem zaczepienia. I nieodłącznym elementem ich dawnej relacji.
Oczywiście liczyła się z odmową. W zasadzie Michael miał prawo czuć wobec niej żal, w końcu finalnie to Zaylee podjęła decyzję, żeby definitywnie zakończyć związek. Wprawdzie nie uciekła jak pieprzony złodziej, postawiła sprawę jasno i klarownie, wykładając na stół wszystkie argumenty za i przeciw. Nie miała sobie nic do zarzucenia, ale u Grahama niesmak mógł jednak pozostać.

Michael Graham
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
35 y/o
CHRISTMASSY
183 cm
ratuję życie nie tylko w Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
święta, święta
i już zaraz znów wakacje
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

Widział kreślące się na twarzy Zaylee niezadowolenie, majak grymasu, jakim go niegdyś częstowała, kiedy jakaś kwestia czaiła się jeszcze na końcu języka. Spotkanie ściął celowo, nie dlatego, że obawiał się konfrontacji przy publiczności, a przez wzgląd na cichy głos z tyłu głowy, który podpowiadał, że tę rozmowę najlepiej będzie kontynuować w innym, bardziej kameralnym miejscu.
Żołądek zawiązał się gdzieś w supeł, zdradzał zdenerwowanie i niepewność, z jakimi to obiecał sobie, że więcej utożsamiać się nie będzie; a bynajmniej zestawiając siebie z kobietami. Problem z panną (a może już panią?) Miller polegał na tym, choć nie kochał jej szaloną, rozgrzewającą serce miłością, tak rozstanie wbiło weń bolesny cierń porażki. Wielokrotnie później próbował zrzucić na nią winę, obarczyć potknięciami, do których sam doprowadził, lecz w przypadku Michaela logika zawsze wygrywa. Potrafi docenić ciężar argumentów, zgodzić się nawet z tym, który nie do końca pasować mu będzie do światopoglądu, tak długo, jak zostanie odpowiednio wyjaśniony, rozłożony na czynniki pierwsze, jakie w finalnym rozrachunku dadzą przekonujący efekt. Czy to dlatego, zamiast ogniskować złość w niedoszłej narzeczonej, to sobie pluł w brodę z powodu niezdecydowania i słabości?
Po krótkim — acz zdającym się ciągnąć w nieskończoność — starciu z szarą masą znalazł się wreszcie u boku Zaylee, tylko lekko zdziwiony, że nie zniknęła na horyzoncie. Mimo mętliku w głowie nie mógł powstrzymać uśmiechu na jej widok.
Wyszedłem z założenia, że jeśli naprawdę chcesz porozmawiać o pracy w terenie, to docenisz prawdę, a nie odarte z konkretów ochłapy, którymi miałem nakarmić masy, zbyt wrażliwe, by dowiedzieć się, że święty Mikołaj nie istnieje. — Wskazał brodą na wysypujący się z sali tłum, wolno rozpierzchający się w różnych kierunkach. — Jak owce, którym brakuje lidera do poprowadzenia na rzeź — mruknął już pod nosem, bo poruszanie się w tłumie, to jeden z największych problemów Grahama. Z czystą niechęcią podchodził do zatłoczonych miejsc, do dezorganizacji i powolnego tempa. Mimo przyzwyczajenia do wspinania się na szczyt dyplomacji i cierpliwości, te lubiły się kończyć, gdy tylko pojawiała się przestrzeń na krytykę.
Kawa — przytaknął ze skinieniem głowy i puścił kobietę przodem w kierunku kafeterii, bo język, do jakiego sięgnęła, wyraźnie do niego przemawiał. Odpowiednia porcja kofeiny powinna choć trochę umilić dzień, nawet jeśli w towarzystwie tej, która dekadę wcześniej zostawiła go na lodzie.
Nie sądziłem, że cię tu znajdę. Wydawałaś się być zadowolona z Ottawy — zagaił ostrożnie, kiedy krocząc już przerzedzonym z ludzi korytarzem, zdawał się na swój nos i unoszący w powietrzu aromat palonych ziaren. Czy Miller była w istocie zachwycona życiem w stolicy? Tego nie mógł wiedzieć na pewno. Czy i on nie rzucił wszystkiego, oddzielając się od wszelkich bliskich, z nadzieją, że tak odnajdzie swoje miejsce w świecie? Plan częściowo udało się zrealizować, tyle że nie wszystko zadziałało tak, jak by sobie tego zamarzył.

zaylee miller
space cadet
34 y/o
CHRISTMASSY
171 cm
koronerka w toronto police service
Awatar użytkownika
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Nie czuła się winna za to rozstanie. Owszem, był moment, kiedy zżerały ją jakieś minimalne wyrzuty sumienia, że zostawiła Michaela na pastwę losu, ale wtedy szybko przypominała sobie, dlaczego tak się stało. Być może, gdyby nie nachalność jego rodziców, wszystko potoczyłoby się inaczej, ale co do tego też nie miała pewności. I choć Zaylee uwielbiała mieć kontrolę, przez ostatnie lata przekonała się na własnej skórze, że nie zawsze wszystko szło zgodnie po jej myśli. Życie zaskakiwało ją na każdym kroku. Tak jak teraz, gdy rozmawiała z Grahamem w miejscu, gdzie nie spodziewała się go spotkać.
Podążyła spojrzeniem za wskazanym przez mężczyznę tłumem. To zabawne, że niektórzy łykali każdy niuans jak młode pelikany. A nie powinni, wszak wśród nich znajdowało się wiele ludzi związanych z medycyną.
W mojej branży prawda jest jak ten jeden pacjent, który trafia najpierw do ciebie i wszyscy udajemy, że to tylko draśnięcie, a potem okazuje się, że jednak nie — posłała Mike'owi rozbawione spojrzenie. Nie musieli owijać niczego w bawełnę. Właściwie nie musieli nic mówić, przecież Miller doskonale wiedziała, jak wyglądała jego praca w terenie, a on miał świadomość, kto wkraczał do akcji, kiedy nie dało się już nic zrobić. Był to krąg, który łączył tę dwójkę, choć nie bezpośrednio.
Kawa zawsze była dobrym argumentem, któremu trudno się sprzeciwić. Przynajmniej dla takich wielbicieli kofeiny. Czego Zaylee niestety nie mogła powiedzieć o swojej narzeczonej, którą mdliło od samego zapachu palonych ziaren. Miller miała zakaz spożywania ulubionego napoju w innych kubkach niż specjalnie do tego przeznaczonych. To było fair, wobec tego, jak sama potrafiła suszyć Evinie głowę o utrzymywanie porządku.
Po praktykach dostałam ofertę z Toronto Police Service, której nie sposób było odrzucić — wyjaśniała, przekraczając próg kafeterii, gdzie od razu dostrzegła wolny stolik przy oknie. Podeszła bliżej tylko po to, żeby zarzucić na oparcie płaszcz, po czym wraz z Michaelem skierowali się do lady i stanęli na końcu kolejki. — Na początku dojeżdżałam z Whitby, dopiero od roku przeprowadziłam się tutaj na stałe. Ottawa była w porządku, ale w rzeczywistości nic mnie tam nie trzymało — dodała, bo po ich rozstaniu jeszcze długo mieszkała w stolicy. Tam szkoliła się pod czujnym okiem najlepszych lekarzy medycyny sądowej i kończyła dodatkowe kursy. Później samo już poszło. Ktoś ją gdzieś polecił, ktoś inny szepnął jedno czy dwa słówka o jej talencie i zaangażowaniu.
A ty? — zerknęła na Grahama z łobuzerskim uśmiechem. — Wojsko, co? — sprzedała mu kuksańca w bok. — I teraz urazówka w Mount Sinai? Czemu tak? — zainteresowała się. Podejrzewała, że misje nie tylko pozwalały zdobyć doświadczenie, ale również pozostawały wyrytą w duszy traumę.
A może Graham miał zupełnie inne powody, żeby finalnie wrócić do Toronto? Może chciał być bliżej rodziny, ale — tak, jak Zaylee — zapragnął założyć własną? Tylko tym razem tak naprawdę, bez wiecznej presji rodziców, którym aż za bardzo spodobała się kandydatka na wymarzoną żonę. Wymarzoną dla nich, naturalnie. Bo Miller miała pewność, że nie była miłością jego życia. Zresztą on również nie był jej, chociaż wydawało się, że ich relacja zawsze podążała we właściwym kierunku.

Michael Graham
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
35 y/o
CHRISTMASSY
183 cm
ratuję życie nie tylko w Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
święta, święta
i już zaraz znów wakacje
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

Co by było, gdyby? Odwieczne pytanie, na które odpowiedź nie istniała, bo przecież jedna decyzja nie była w stanie odwrócić losu, lubiły składać się na nią różne drobnostki, które umykają w codzienności i łatwo umniejszyć ich wagę.
Górna półka na samym starcie. — Pokiwał wolno głową z uznaniem. Ścieżka kariery Miller nie zaskakiwała, należały jej się same topowe zadania, bo odznaczała się niezłomnością i uporem w każdej dziedzinie życia. — Muszą dobrze cię traktować, skoro nadal z nimi jesteś — zauważył, nie słysząc w opowieści kobiety wzmianki o zawirowaniach na tym polu. Zajął miejsce na końcu kolejki, bezwiednym ruchem poprawiając klapę marynarki.
Potrzebowałem nowego środowiska. Czegoś, przy czym miałbym pewność, że zajmie mnie na długie, zimowe wieczory — sięgnął do ironicznego tonu, nie widząc powodu, dla którego miałby uciekać od opowieści o sobie. — Początkowo szkolenia odbywały się w stolicy, z czasem Kanadę odwiedzałem coraz rzadziej. Mnie też niewiele co tu trzymało — dodał, z wcale-nie-kwaśnym uśmiechem, bo oczywiście, że nie chciał tu wyjść na dąsające się o stare zabawki dziecko. Rozstali się w zgodzie, logicznie rozłożywszy każdy argument na czynniki pierwsze. Zrobili zestawienie zysków i strat, zaznaczyli swoje stanowiska, a raczej zrobiła to Zaylee, dobitnie podkreślając, co jej się nie podoba. Graham nie miał innego wyjścia, jak się z nią zgodzić. Nie, nie dlatego, że brakowało mu uporu i siły przebicia, a dlatego, że częściowo podzielał jej obawy. Końcówka studiów medycznych, to nie najlepszy czas na ślub i zakładanie rodziny, zwłaszcza gdy oboje kształcą się w tym trudnym i przejmującym wszelkie zasoby zawodzie. Państwo Graham naciskali, bo marzyli o powiększeniu rodziny, o wnukach, możliwości pochwalenia się przyjaciołom, nie zaś o szczęściu własnego syna. — Miałem wypadek przy pracy i góra stwierdziła, że najlepiej będzie mnie odesłać z powrotem — poczęstował ją oszczędnym wyjaśnieniem, zdradzającym tyle, co nic. Nie wiedział jednak, na ile może jej ufać, na ile zwierzyć i otworzyć się przed kobietą, której dekadę wcześniej planował przysięgać na resztę życia. — Tak to jest, kiedy dochodzi do konfliktu w środowisku pracy, zwłaszcza gdy ten, któremu się sprzeciwiasz, jest wysoko postawionym dowódcą. — Wzniósł dłonie w geście poddańczej bezradności. — Uwierz mi, wyłganie się nie wchodziło w grę — zastrzegł od razu, jakby Zaylee chciała wejść mu w słowo, niesiona przyzwyczajeniem, by wszędzie wnosić sprzeciw. Taką ją przecież zapamiętał, wojowniczkę dla zasady, obrończynię własnego zdania i tego, co uznawała za słuszne. Od zawsze był pod wrażeniem, jak Miller potrafiła odpalić się w ciągu zaledwie kilku sekund i zmiażdżyć każdego oponenta. Byli tacy, co sądzili, że powinna trafić do sądu i tam wykłócać się o najwyższą prawdę. Tyle że wszystko wskazywało na to, iż Zaylee umiłowała sobie martwych nie dlatego, że ich serca mają podobną temperaturę, a dlatego, że trupy same o swoje nie zawalczą.
Zasyczał ekspres do kawy, rozległ się jazgot kruszonych ziaren, niosący się korytarzem wcale nie mocniej, niż przyjemny zapach naparu. Na krótki moment Michael wyłączył się z rozmowy, żeby zlustrować wzrokiem kontuar i drzwi na zaplecze. Na pierwszy rzut oka poziom czystości wydawał się przyzwoity. Nie, żeby Graham należał do wysublimowanych francuskich piesków, co to nie tknie zakurzonego kubka, bo ten pociąg odjechał już dawno temu, kiedy zmusił się do zaciskania zębów podczas pierwszej misji i ignorowania pojedynczych plam na ubraniach. Ocenił za to kawiarniane zasoby, metalowe łyżeczki, drewniane mieszadełka i zmywarkę odliczającą minuty do końca trwającego programu.
A ty zdaje mi się, czy brałaś ostatnio udział w jakiejś większej akcji? — Ściągnął jasne brwi, grzebiąc w otchłani pamięci w poszukiwaniu notki sprzed kilku miesięcy, kiedy to nazwisko Miller mignęło mu w wiadomościach. A przynajmniej takie miał teraz wrażenie, bo ostatni rok był zlepkiem chaotycznych wydarzeń, walki ze szpitalem, systemem i samym sobą, a nowinki ze świata wyciągał ze strzępków. W telewizji mogła być nawet jakaś Millerson, czy inna Willer, nie zdziwiłby się, gdyby pamięć splatała mu aż takie figle.

zaylee miller
space cadet
34 y/o
CHRISTMASSY
171 cm
koronerka w toronto police service
Awatar użytkownika
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Jej rodzice również od zawsze marzyli o wnukach. Była najstarszym dzieckiem, więc wszyscy oczekiwali, że jako pierwsza wyjdzie za mąż i doczeka się własnego potomstwa. Ale nic takiego nie nastąpiło. Skupiła się na karierze i przelotnych związkach, w których trwała bardziej z przyzwyczajenia, a nie z prawdziwej miłości. Tak było wygodniej, bo zawsze miło wrócić do mieszkania, gdzie ktoś na ciebie czeka. Tylko nie każdy potrafił to zaakceptować. Po tym, jak rozstała się z Michaelem, była jeszcze w dwóch relacjach i w żadnej nie odnalazła zrozumienia. Za to ciągle spotykała się z wyrzutami o brak czasu i późne powroty do domu. A kiedy wyskakiwało coś nagłego, zdarzało się, że nie wracała wcale, koczując na kanapie na w prosektorium. Nie wszyscy umieli się z tym pogodzić, a ona nie naciskała. Nie można było zmusić nikogo to tego, żeby z tobą był.
A potem pojawiła się Evina i wszystko się zmieniło.
Nie mogła nie zgodzić się z Grahamem, że na komisariacie traktowano ją tak, jak na to zasługiwała. Zarabiała tyle, co mężczyźni w jej fachu i była ceniona za swoje umiejętności. Poza tym wyróżniała się logicznym myśleniem, czego często brakowało jej kolegom. No i do tego dochodziło zaangażowanie, bo dotychczas nie istniało nic ważniejszego od pracy.
Nie zdziwiła się, że jego też nic tutaj nie trzymało. Tacy jak oni żyli szybko i potrafili odnaleźć się w każdym miejscu i nie zakotwiczyć nigdzie na dłużej, jeśli nie czuli takiej potrzeby. Musieli mieć punkt zaczepienia, żeby naprawdę chcieć zostać. Jakiś konkretny powód. Najczęściej była to robota, rzadziej ktoś, na kim im zależało. Lekarze chyba już tak mieli. Ani Michael, ani Zaylee nie poświęcili się nauce i nie odbyli setki godzin praktyk, żeby później porzucić to wszystko i zabawiać się w dom.
Cholera, Mike — ściągnęła brwi, usłyszawszy o wypadku. Jego imię w jej ustach brzmiało nadzwyczaj łagodnie jak na kogoś, kto ciągle posługuje się sarkazmem. — Jaki wypadek? — zapytała z nieukrywaną troską. Oczywiście, że chciała wejść mu w słowo i powiedzieć, że za takie traktowanie było karygodne i powinien zawalczyć o swoje. Sama niejednokrotnie spotkała się z nieprzyjemnościami ze strony przełożonych. W dużej mierze z własnych powodów, bo wciskała się tam, gdzie nie powinna, a przecież jej miejsce było w prosektorium. Czasem jednak potrzeba niesienia pomocy była silniejsza niż siedzenie w piwnicy pośród zwłok. Niewątpliwie miała tendencję do pakowania się w kłopoty na własne życzenie.
Zakodowała, że Graham wyłączył się na chwilę, najpewniej zanurzając w odmętach własnych myśli, przez co Miller musiała popchnąć go lekko, żeby przesunął się nieznacznie w przód, bo kolejka, choć wciąż długa, zaczęła się stopniowo zmniejszać.
Nie mogła ukryć, że pytanie, jakie padło z jego ust, mocno ją zaskoczyło. Niby nie powinna się dziwić, bo sprawa sprzed trzech miesięcy była głośna i medialna, a jednak uniosła wysoko brwi i spojrzała na Michaela, wciskając ręce do kieszeni marynarki.
Było coś takiego — powiedziała, siląc się na naturalny ton głosu. — Miałam zostać kolejną ofiarą seryjnego mordercy koronerów. Nie wyszło, jak widać — wzruszyła lekko ramionami. Temat nie był łatwy, ale z czasem nauczyła się o tym rozmawiać. Ludzie, zwłaszcza ci z jej otoczenia, byli ciekawi, choć nie raz odnosiła wrażenia, że ktoś rozpoznał ją w tłumie. Nic dziwnego, w końcu jej twarz była na pierwszych stronach gazet i portali informacyjnych. — Skończyło się na połamanych żebrach, siniakach i traumie. Gość został schwytany, jeśli o to chcesz zapytać — tym razem to ona weszła mu w słowo, zanim zdążył otworzyć usta.
W końcu stanęli przy ladzie, gdzie mogli złożyć zamówienie.
Ja stawiam — zastrzegła natychmiast Zaylee. — Mała rekompensata za złamane serce — rzuciła z rozbawienie i mrugnęła porozumiewawczo do Mike'a. Nie sądziła, żeby faktycznie zostawiła go ze złamanym sercem. Może co najwyżej z urażonym ego, ale reszta to zbyt dużo powiedziane.

Michael Graham
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
35 y/o
CHRISTMASSY
183 cm
ratuję życie nie tylko w Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
święta, święta
i już zaraz znów wakacje
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

Uśmiechnął się kącikiem ust, gdy tylko spostrzegł zaniepokojenie w oczach Miller. Widział, że na końcu języka ma serię argumentów, którymi przegadałaby przełożonego Grahama, mierząc się z niesprawiedliwością. Swoją drogą, to mógłby być całkiem ciekawy obrazek starcia dwóch tytanów.
Przestrzelili mi ramię — oznajmił lekko, jakby wspominał o pogodzie. Rany zdążyły się zabliźnić, a intensywna rehabilitacja pozwoliła wrócić do stanu używalności. Nie wyobrażał sobie życia bez pracy, dążył do szybkiej sprawności, która pozwoliłaby nadal mieć poczucie bycia potrzebnym i przydatnym. Zmiana profilu kariery i w ogóle całej przyszłości nie wchodziła w grę, wszak nie po to dostosował każdy dzień okresu dorastania i późniejszej dorosłości pod medycynę, by poddawać się przy pierwszym lepszym potknięciu. — Jak to mówią, do wesela się zagoi — uśmiechnął się kwaśno, rozbawiony ironią przysłowia. Minęło zaledwie kilka miesięcy, od kiedy przestał nosić obrączkę, a do której to zdążył się przez lata przyzwyczaić. Podczas misji trzymał ją na łańcuszku, by nie przeszkadzała przy pracy, zaś dłoń zdobiła przy wszelkich spotkaniach z rodziną i przyjaciółmi, na każdym pamiątkowym zdjęciu zrobionym tylko po to, by urząd do spraw legalizacji pobytu w kraju uznał jego związek za prawdopodobny. — Oczywiście później była jeszcze pogawędka z przełożonym o sprzeciwianiu się rozkazom, gdzie rzeczywiście mogłem rzucić kilkoma niepotrzebnymi słowami, co tylko pogorszyło sprawę, ale kto by się tym przejmował. — Doskonale pamiętał warkot przełożonego, który darł się do słuchawki, zmuszając Grahama do odwrotu. Wykrzywiająca się w złości twarz Samuela Trembleya, piana tocząca się z jego ust, szelest rzucanych na biurko dokumentów i ta ślepa niechęć do słuchania wyjaśnień. Czy było jeszcze dla niego miejsce w wojsku? Nie widział się w roli przeciętnego medyka, przydupasa ratowników, zbyt szczerze oddanych rozkazom, żeby krytycznie ocenić szanse pacjenta na przeżycie, za to wpis w papierach raczej zamknął szczelnie drzwi do działania w terenie.
Przepchnięty do przodu, wzdrygnął się, a lewe przedramię gdzieś machinalnie przylgnęło do ciała w prostym, nabytym całkiem niedawno odruchu. Przestąpił dwa kroki i zasłuchał się w opowieści, równie barwnej w emocje, co jego własna. Usilnie spokojny ton pozwalał na analizę słów, czujne przyjrzenie się każdemu z nich. Oczy lekarza powiększyły się do rozmiarów spodeczków filiżanek, zamrugał nawet kilkakrotnie, nie wcinając się w zdanie, by nie pominąć żadnego istotnego elementu. Przekopał sieć pamięci, by wygrzebać zeń pyszniące się w gazetach nagłówki o seryjnym mordercy.
Kurwa mać, Zee, serio? — wypalił, mając głęboko w poważaniu panią w eleganckiej garsonce, która wychyliła się z kolejki, by posłać mu oburzone spojrzenie. — Jak w ogóle do tego doszło? Przyznaj się, że pchałaś palce między drzwi. — Nie do końca było pewne, czy bardziej przejął się porwaniem, czy świadomością, że znając życie, Miller dążyła do kontaktu ze zbrodniarzem, zapewne samej zgłaszając się na wabik. I jak w ogóle mógł być na tyle pochłonięty sobą i własnym nieszczęsnym losem, żeby ominąć tak ważne wydarzenie? — Wiadomo kiedy proces? Nie śledziłem tej sprawy zbyt uważnie. — Motyw plucia sobie w brodę miał już dawno za sobą, a przynajmniej tak sobie czasem powtarzał, nie chcąc obarczać się zbędnymi wyrzutami sumienia. Tymczasem wystarczyły dwa zdania Miller, by zrzedła mu mina.
Chciałem zamówić podwójne espresso, ale teraz nie wiem, czy po tej dawce nowinek nie stanie mi zaraz serce — mruknął, kiedy dotarli wreszcie do sprzedawczyni i Graham posłał jej szeroki uśmiech, mający niewiele wspólnego z mętlikiem w głowie. — Oczywiście zaryzykuję, bo jeśli mają to być moje ostatnie chwile, to należy mi się na koniec jakaś przyjemność. — Wsparł się bokiem o kontuar, zwracając przodem do Zaylee. — I przynajmniej jest ktoś, kto bezbłędnie zanotuje mój zgon.

zaylee miller
space cadet
34 y/o
CHRISTMASSY
171 cm
koronerka w toronto police service
Awatar użytkownika
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

W pewnym momencie chciała wspomnieć, że w sumie to mogą sobie pokazywać blizny, bo ponad rok temu również została postrzelona, ale chyba nie chciała mu dokładać. Już wystarczyło, że pewnie podczas tego spotkania zrzuci na niego niejedną bombę. Po cichu liczyła na to, że Mike nie będzie dopytywał o jej życie prywatne i unikną niektórych niezręczności, jednak jeśli te wynikną z rozmowy, nie będzie przecież niczego zatajać. Była szczęśliwa i nie miała nic do ukrycia.
Zależy czyjego wesela — dodała niby zwyczajnym tonem, ale przecież swoje własne planowała na wiosnę.
Organizacja ślubu była w rozsypce. Były w to wciągnięte wszystkie osoby, które mogły jakkolwiek pomóc, bo zarówno Zaylee, jak i Evina nie miały do tego głowy. A już na pewno nie miały pojęcia, jak się do tego zabrać, pomimo że Swanson była już kiedyś mężatką. Obyłoby się bez tego cyrku, gdyby pani detektyw nie zależało ja przyjęciu wśród najbliższych. Miller była pragmatyczką, jak dla niej to mogły stawić się w urzędzie jeszcze dzisiaj, ale związek polegał na wypracowaniu kompromisów, więc wesele faktycznie odbędzie się, ale bez żadnej większej pompy.
Och, mówisz tak, jakbyś ty nigdy nie wychylał się przed szereg — skarciła go spojrzeniem, bo to wcale nie było tak! Przynajmniej nie tym razem. — Pracowałam przy tej sprawie i sekcjonowałam zamordowanych koronerów. Gość zabił mojego mentora. Pamiętasz Harlana Beckera? — zapytała, bo doktor Becker wykładał na uniwersytecie w Ottawie. Wprawdzie zajmował się stricte medycyną sądową, ale był dość znany na ich uczelni. — Po prostu nie mogłam tego tak zostawić. A później to już pociągnęło za sobą całą lawinę dziwnych zdarzeń. Było, minęło — machnęła niedbale dłonią. Cafu i tak nie cofnie, a rozpamiętywanie tamtych wydarzeń w niczym nie pomagało. Już wystarczająco długo zmagała się z traumą, z której w końcu udało jej się mozolnie wygrzebać. Trzeba przyznać, że i tak poradziła sobie całkiem nieźle, niektórzy z wychodzili po czymś takim nawet latami. — Przy dobrych wiatrach proces rozpocznie się w pierwszym kwartale przyszłego roku. Wszystko przeciąga się w nieskończoność i pewnie jeszcze trochę potrwa. Próbują zrobić z niego wariata, żeby zamknąć go w szpitalu psychiatrycznym — wzruszyła lekko ramionami, bo nie mogła nic na to zaradzić. Kilka razy ją przesłuchiwano, a teraz czekała na wezwanie do sądu, żeby raz na zawsze zamknąć ten rozdział.
Zaśmiała się i pokiwała entuzjastycznie głową.
Nie mogłeś trafić lepiej, mój drogi — oznajmiła, podchodząc jeszcze bliżej lady. — Chciałabym powiedzieć, że jesteś w dobrych rękach, ale to w niczym nie pomoże, jak fikniesz na zawał — stwierdziła, a kiedy przyszła ich kolei, zamówiła dwa podwójne espresso, odebrali zamówienie i wraz z Grahamem ruszyli do stolika, przy którym Zaylee zostawiła kurtkę.
Zajęła miejsce naprzeciwko mężczyzny i teraz, w tym naturalnym świetle przy oknie, mogła przyjrzeć mu się lepiej. Po chwili jednak stwierdziła, że niewiele się zmienił. Może miał nieco więcej zmarszczek wokół oczu, a na jego głowie pojawiły się pierwsze siwe włosy, ale wciąż był po prostu Michaelem.
Co u twoich rodziców? — zagadnęła, sięgając po swoją filiżankę. Zawsze darzyła Grahamów dużym szacunkiem, chociaż napsuli jej krwi. Za to oni za nią przepadali.

Michael Graham
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ontario Science Centre”