Strona 2 z 2

ten, w którym on się spóźni do pracy ;)

: sob gru 06, 2025 6:27 pm
autor: Jamie Park
Atmosfera była naprawdę przyjemna i to pomimo wyłączonego prądu i stresu z tym związanego. Aż do momentu, kiedy nie zaczęła zapalać świec. Zaaferowana tym, że ma przymusowy dzień wolny, nawet nie zwróciła uwagi na to, że jej "obrońca" z każdą kolejną świeczką robi się coraz bardziej spięty. Lubiła przyćmione, ciepłe światło, może dlatego tak dużo tych świeczek zapalała, ale przez głowę jej nie przeszło, że dla kogoś to może być trauma. Tym czasem miała u siebie weterana, który był straumatyzowany.
- Dzięki... Wiem, jestem głupia, ale przez moment naprawdę spanikowałam z tymi zamieszkami. - odpowiedziała na kolejne, uspokajające zapewnienia ze strony Grahama. - Przyznam się, że od czasów pożaru tej kawiarni nie pamiętam żadnych awarii z prądem. Robiłam porządny remont, włącznie z elektryką, a miastu rzadko zdarzają się takie wpadki.
Wyjrzała przez okno, jakby liczyła na to, że zaraz przyjedzie pogotowie elektryczne i bohatersko włączy jej telewizor, żeby mogła obejrzeć Netflixa w czasie wolnego. Chociaż, jakby wrócił prąd, to sama powędrowałaby na dół, żeby dalej pracować.
Ale słowa o romantycznym poranku przecięły powietrze i świsnęły w nim niczym strzał z bicza. Aż Jamie schowała nieco głowę w ramionach smagnięta upomnieniem. Chwilę potem zadziałała reakcja walcz, lub uciekaj. Brwi Jamie zmarszczyły się groźnie, kiedy wbiła spojrzenie czarnych węgielków w Michaela. Brakowało tylko wzięcia się pod boki i tupnięcia nogą. Musiało to wyglądać przezabawnie z perspektywy żołnierza, patrzącego na dziewczynę dwa razy mniejszą od niego, próbującą teraz być dumną i zadziorną.
- Ej, przed chwilą mówiłeś, że to żadna apokalipsa! - odpowiedziała równie oschle, wręcz oskarżycielsko. - I nikt nie próbuje tutaj romansować!
Najwyraźniej nie do końca zrozumiała to, co miał na myśli. Chwilę potem on nieco spuścił z tonu, ale Jamie musiała chwilę dłużej się podąsać. Więc kiedy się przedstawił, zwlekła jeszcze chwilę, jakby była niechętna, po czym odpowiedziała, też nieco milej.
- Jamie. Miło mi Cię poznać Michaelu... Ale umówmy się od razu. Jesteś moim gościem. Bohatersko wspierającym mnie w trudnej sytuacji, ale gościem. To dalej mój dom i mogę w nim robić co chcę... - brzmiało to dziwnie.
Jakby starała się być gniewna, będąc jednocześnie miła. Chyba sama nie bardzo wiedziała w jakim tonie chciała utrzymać tę wypowiedź. Z resztą szybko się speszyła sama czując niezręczność tej wymiany zdań.
- Dobra... Jakoś tak niezręcznie wyszło. Oboje jesteśmy poddenerwowani. - dodała po chwili polubownie. -Byłeś głodny... Kanapki?
Zapytała, podchodząc do swojej lodówki, w której zaczęła grzebać za jakimiś smakołykami, które mogłaby wykorzystać na szybkie śniadanie.

Michael Graham

ten, w którym on się spóźni do pracy ;)

: wt gru 09, 2025 11:26 am
autor: Michael Graham
Same świece nie były dlań traumatyczne. To zwykła przezorność i chęć niesienia pomocy, przygotowania się na każdą ewentualność, także taką, że kiedy w ciągu paru godzin wszystkie świece zdążą się wypalić, a prądu nadal nie będzie, panna Park pozostanie bez światła. W jednym Jamie miała rację. Ludzie potrafili być nieprzewidywalni, kiedy świat wokół nich wpadał na minę. Skłonni byli rzucić się na cały zapas papieru toaletowego, cukier na promocji i zakorkować całe miasto przy pierwszym, wcale-nie-spodziewanym opadzie śniegu. Skutecznie utrudniali tym normalne funkcjonowanie, zwłaszcza służbom odpowiedzialnym za przywrócenie porządku, siejąc postrach wśród współtowarzyszy i wciągając ich w spiralę szaleństwa. Dlaczego ludzie tak bardzo pozbawiali się własnego rozumu i umiejętności trzeźwego myślenia, tylko dlatego, że ktoś głośno krzyczał złowrogie prognozy? Nie był to jednak temat, który zamierzał teraz podejmować, mając w zanadrzu zbyt wiele niepochlebnych słów względem ślepej, szarej masy.
Wypadek, czy podpalenie? — drgnął na wieść o przebytym pożarze. Kiedy był jeszcze na dole i zdążył obejrzeć przelotnie wnętrze kawiarni, sprawiała ona wrażenie dobrze utrzymanej, bez żadnego śladu kataklizmu.
I kiedy już myślał, że wszystko pozostaje na dobrym, względnie przyjaznym torze, kobiecą twarz przeciął gniew. W jednej chwili uprzejma sprzedawczyni przeszła z trybu sympatii do Terminatora, gotowego dostosować świat podług swojej woli. Czerń tęczówek nabrała groźnej głębi, tym mocniejszej w półmroku zgaszonej świecy. Każdy inny człowiek obruszyłby się w odpowiedzi, skulił w sobie, bądź wycofał, nie chcąc nastąpić jej na odcisk, ale Grahamowi daleko było do standardowego Kanadyjczyka. Spięta jeszcze przed momentem twarz nabrała cieplejszego wrażenia, a w oczach zatańczyły rozbawione ogniki.
Szkoda, ale dobrze, że mamy jasność — sięgnął po lekki ton, kiedy Jamie zaznaczyła swoją granicę, podkreślając niechęć do romansowania. Oczywiście, że wcale nie o to mu chodziło, ale spieranie się i wyjaśnianie każdego ze słówek nie było w jego stylu. — To twój dom, a ja jestem w nim gościem — powtórzył, jednocześnie zgadzając się z wytycznymi. Po tylu latach służby radził sobie z wykonywaniem poleceń.
Nie chcę nadwyrężać twojej gościnności, Jamie. Przyjmę, co tylko zaproponujesz. — Zasiadł przy stole i upił łyk gorącej kawy. Gorycz smaku rozlała się po przełyku, przyjemnie oblepiając kubki smakowe. W tym momencie zgodziłby się nawet na słodką bułkę z jeszcze słodszym kremem, ale był ciekaw, co też gospodyni będzie mieć w swojej ofercie. Jeśli całe dnie przesiadywała w pracy, wymyślając nowe smaki kremów i wypieków, mogła nie mieć czasu na wytrawne gotowanie. Michael zresztą miał podobnie, bo po powrocie ze szpitala, najczęściej zamawiał coś z dowozem, bądź zahaczał o restaurację. Poza tym jego doświadczenie kulinarne mówiło, że powinien trzymać się z dala od kuchni. Może i doskonale posługiwał się skalpelem, czy dowolnym, improwizowanym ostrzem, ale kiedy przychodziło do łączenia składników, ich odmierzania, mieszania i sprawdzania smaku, gubił się okrutnie. — Czy w życiu codziennym masz w ogóle czas, by dla siebie gotować? — zapytał o to, co krążyło mu w myślach, kiedy osadził wzrok na zaglądającej do lodówki kobiecie. Tylko na moment, bo kiedy spojrzenie ponownie zsunęło się na opięte w biały dżins pośladki, w głowie wybrzmiało upomnienie o nieromansowaniu. Uciekł nim więc na bok, szukając w głębi pomieszczenia czegoś równie interesującego.

Jamie Park

ten, w którym on się spóźni do pracy ;)

: śr gru 10, 2025 9:56 am
autor: Jamie Park
Jak to zwykle bywa Jamie po prostu źle zinterpretowała ostrzejszy ton, którym smagną ją przy okazji świec. Tak z perspektywy rzeczywiście wyglądało to niepoważnie, chociaż pozwalało uspokoić się duchowo dziewczynie. I mogło wyglądać tak, jakby chciała zbudować romantyczną atmosferę. Nawet jeśli nie o to chodziło Michaelowi. Ach te niedopowiedzenia i braki umiejętności komunikacyjnej.
Za to wyobraź sobie jaką zrobiła minę, kiedy powiedział te krótkie: "Szkoda, ale dobrze, że mamy jasność..." Totalnie zbita z tropu, nie wiedząc, czy to nie jest jedna z tych sztuczek podrywaczy. Najpierw skarcona, kiedy się odgryzła, to on zagrał kartą: "mogło być fajnie, ale zjebałaś". No dobra, pewnie nie o to chodziło, ale Jamie aż potrząsnęła głową, czując się lekko zagubiona. Wcześniej nawet nie sądziła, że flirtują... Ale mogliby. Byłoby miło.
Zamknęła dzioba i zabrała się za przygotowanie kanapek. Świeża bagietka, upieczona przez nią, do tego wędlina, warzywa, sałata, pomidor...
- Cebula?
Zapytała rozsmarowując majonez na przekrojonej bułce. Szynka, salami, kanapki na bogato, ale takie uwielbiała.
- Szkoda, że skończył mi się sos z klopsikami... Zjadłbyś najlepszą kanapkę ever.
Dodała, najwyraźniej odzyskując rezon. Mozzarella, trochę musztardy. I gotowe.
- Wybacz, że nie podgrzane, ale jak widzisz... Nie mam na czym, a gaz chcę zaoszczędzić na wszelki. Za to mogę Cię poczęstować czymś z lodówek na dole. - powiedziała stawiając wielgachną kanapkę, z której wysypywały się składniki na talerzu przed Grahamem.
- Przepraszam, że zareagowałam tak ostro... Miałam wrażenie, że się mnie czepiasz i jakoś mnie to skołowało. Nie sądziłam, że robię coś złego z tymi świecami. - odpowiedziała, zwalczając nagłą ochotę, żeby pogasić połowę z nich teraz.
- Co do kawiarni, to był to wypadek, ale uprzedzając Twoje obawy, nie ze świecami. Coś w instalacji było za słabe, klejone drutem czy coś. Mama kupiła ten lokal bardzo dawno temu, jeszcze nie pilnowano tak dobrze wszystkich zasad. - wyjaśniła, siadając na przeciwko swojego rozmówcy ze swoją słuszną, choć znacznie mniejszą porcją kanapki.
Uśmiechnęła się pod nosem. Bardzo mile łechtało ją jego zainteresowanie. Ale rzeczywiście, zazwyczaj ostatnią rzeczą na jaką miała ochotę było gotowanie. I tak spędzała mnóstwo czasu w kuchni na dole, robiąc smakołyki.
- Nie... Dla mnie samej rzadko chce mi się gotować. Zazwyczaj jak mam jeden, albo dwa dni wolne, to gotuję sobie coś na cały tydzień. Kiedyś podpatrzyłam taki kanał na Instagramie, gość gotuje wysoko białkowe, pyszne żarcie w dużych ilościach i mrozi. Ja robię podobnie, tylko z sosami do ryżu. Mam ryżowar, to właściwie nie muszę się martwić o gotowanie. - ale fajnie byłoby gotować dla kogoś...
W głębi serducha chyba wcale nie lubiła bycia "silną i niezależną", od niedawna czuła nawet, że wolałaby zajmować się domem i dziećmi. Gdyby miała to robić dla kogo.
- No i w okolicy jest świetna jadłodajnia. Znakomite burgery. I wytrawne śniadania, więc nie będę im robiła konkurencji. - spojrzała w oczy Michaela, jakby próbowała z nich coś wyczytać.
Myślami ciągle wracała do tego "szkoda", zastanawiając się czy rzeczywiście miał na myśli to, co chciałaby, żeby miał? Skomplikowane, nawet na mój rozum, a co dopiero na rozum Jamie.

Pan "krzyczę, a potem jestem miły za kanapki"

ten, w którym on się spóźni do pracy ;)

: pt gru 12, 2025 10:47 am
autor: Michael Graham
Czy rzeczywiście miał na myśli to, co chciałaby, żeby miał? Trudno określić, biorąc pod uwagę, że bardziej gasił tym sposobem pożar, niż przyznawał się do oczekiwań. Zaskoczył ją słowami, a ona zaś jego reakcją. Nie uważał się za członka zaszczytnego klubu podrywaczy, acz rzeczywiście zdarzało mu się traktować flirt, jako zwykły sposób prowadzenia rozmowy. Podteksty zostawały w strefie słów, nie nosząc za sobą żadnych czynów — zazwyczaj, bo od lat nie widział się w roli poważnego partnera, zadowalając przelotnymi romansami bez przyszłości. Całość była zdecydowanie łatwiejsza, kiedy miał świadomość rychłego powrotu za granicę i braku potrzeby stabilizacji. Wciąż nie oswoił się jednak z myślą, że na front już nigdy nie wróci, a wizja kolejnych lat zdawała się wiązać już tylko z Toronto.
Brzmi dobrze — oznajmił, mając głęboko w poważaniu teksty o ciężkim oddechu, jakim rzekomo raczy się swoich rozmówców po zjedzeniu cebuli, czy czosnku. Jako osoba uzależniona od kawy i świadoma kwasowości w ustach, zawsze miał przy sobie gumę do żucia. Przyglądał się poczynaniom gospodyni, teraz już bez skrępowania obserwował kolejne etapy powstawania kanapki. Złożone z dodatków piętra zyskiwały na objętości, aż wreszcie wylądowało przed nim imponujących rozmiarów śniadanie, na co aż zagwizdał z podziwem. — Nie trzeba i tak pewnie pęknę, jeśli zjem to wszystko. Dziękuję. — Skinął głową, szczerze wdzięczny za to całe poświęcenie, o które się przecież nie dopraszał.
Wielu mi to mówi, nie przejmuj się. — Machnął lekceważąco ręką, niezrażony komentarzem o czepialstwie. Wcale się nie dziwił, że mógł wywrzeć takie wrażenie, zresztą Jamie nie była pierwszą, która z miejsca go oceniła, opacznie interpretując ton głosu i słowa. — Bywam dość metodyczny — wyjaśnił, sięgając do subtelnego określenia na swoje przytyki i podsunął nieco rękawy, nim zabrał się za kanapkę. Było, minęło, bez sensu to roztrząsać.
Opanowanie kanapki nie należało do najłatwiejszych zadań. Przy pierwszych kęsach jeszcze starał się pilnować, by nic z jej wnętrza się nie wysypywało, lecz wreszcie złożył broń i poddał nieszczęsnej grawitacji, palcami zbierając wysypujące się kawałki pomidora i cebuli.
Mhm — mruczał w odpowiedzi na znak, że słucha, acz z pełnymi ustami ciężko było powiedzieć coś konkretnego. Zresztą otrzymane śniadanie było naprawdę smaczne, wręcz rozpływało się w ustach, nawet pomimo braku sosu z klopsikami. Kiedy Park opowiadała o gotowaniu, zdążył pochłonąć niemal połowę porcji, nie zadając sobie sprawy, że w istocie musiał być głodny. Ostatni posiłek jadł poprzedniego wieczora, następny miał go czekać już w szpitalnej stołówce. — Może powinnaś. Kanapka jest doskonała — przyznał, kiedy zdołał przełknąć potężny kęs. — Zakładam, że będzie to przysparzać więcej roboty, ale może i klientela się poszerzy. Za taką kanapkę, dawaliby fortunę. — I wcale tak nie mówił, by być uprzejmym, czy podłechtać jej ego. Daleki był od wszelkich sztucznych uśmiechów, byleby pozostawić po sobie dobre wrażenie.
Hm? Umazałem się? — spytał nagle, kiedy po raz któryś zawiesił wzrok na kobiecie, wychwytując, że mu się przygląda. Zaczął po kieszeniach szukać chusteczki, by nie przynosić sobie więcej wstydu, niż już zdążył zaliczyć. Niby wychodził z założenia, że podczas jedzenia nie warto się co chwilę wycierać, skoro za moment twarz wróci do podobnego stanu, acz dobitnie wpojone zasady dobrego wychowania zmuszały do jakiegoś porządku.

Jamie Park

ten, w którym on się spóźni do pracy ;)

: pt gru 12, 2025 4:11 pm
autor: Jamie Park
- Skoro wielu Ci to mówi, to może warto byłoby się nad tym pochylić? - zasugerowała, udając zupełnie niewinną osóbkę po czym schowała się za swoją jedną trzecią bagietki.
Kanapka rzeczywiście była wyśmienita, chociaż Jamie pewnie kręciła nosem, bo brakowało podgrzania i rozpuszczenia się trochę mozzarelli, bo brakowało konfitury z czerwonej cebuli, albo marynowanej papryki, jakiegoś sosu innego niż musztarda. No cóż, tworząc słodycze miała podobne podejście, przez co czasem zdarzało jej się przekombinować. Odkąd postawiła na sprawdzone przepisy ukradzione przeróżnym, znajomym babciom, nie miała tego problemu. Trochę odświeżała je tak, by nie były mega nie zdrową bombą, albo zmieniała lekko ich formę, żeby zaciekawić ludzi, ale i tak zostawały to te same słodycze robione przez nasze babcie i chyba tym najbardziej wygrywały.
- This is nice... - powiedziała, kiedy na moment zapadło milczenie.
Nie dlatego, że poczuła się niezręcznie, tylko dlatego, że naprawdę było jej miło. Wieki nie przygotowywała dla kogoś jedzenia innego niż wypieki. A nawet to nie było takie samo, bo przecież sprzedawała je. Wieki po prostu się kimś nie zaopiekowała, nawet w tak małym stopniu. Uśmiechnęła się za komplement.
- Albo cukiernia, albo jadłodajnia... A tutaj niedaleko są jeszcze włoskie delikatesy, od nich podpatrzyłam kanapki. Chociaż może... Jeśli znudzą mi się słodycze, to przerzucę się na wytrawne jedzenie.
Niemniej pomysł był rzeczywiście niegłupi. Tylko dodawał jej pracy. Musiałaby zatrudnić jakiegoś kucharza, albo szykować kanapki wcześniej. Tutaj jednak śniadania były czymś nowym, więc też nie było na nie aż tak wielkiego popytu. Natomiast komplement mile połechtał ego Jamie. Na pewno pomyśli o tym czy nie wprowadzić takich kanapek na stałe, albo przynajmniej od czasu do czasu. Tylko czy wytrawne śniadania nie gryzą się z cukiernią? Z kawiarnią może nie... Ale na kawie się tak bardzo nie znała.
- Pokaż! - odpowiedziała na pytanie o umazanie się, po czym wstała i z jednej z szuflad wyjęła serwetki, o których zapomniała wcześniej.
Jedną z nich wzięła, żeby obetrzeć mu dzioba, ale w świetle ostatnich rewelacji "tutaj nikt nie romansuje", zawahała się i po prostu podała mu ją, po czym wróciła lekko zażenowana na swoje miejsce.
- Cieszę się, że Ci smakuje. Może jeszcze mnie kiedyś odwiedzisz, bo chyba jesteś tutaj pierwszy raz?

Michael Graham

ten, w którym on się spóźni do pracy ;)

: ndz gru 14, 2025 10:03 am
autor: Michael Graham
Nie zamierzał udawać, że nie rozumie, o czym Jamie mówi. Bezpośredniość kobiety była intrygująca, biorąc pod uwagę, że z jednej strony uśmiechała się przymilnie, z drugiej wyciągała oręż i miała śmiałość go pouczać. Bezczelność w niewinnej skórze, to najgroźniejszy typ — czyżby wszystko wskazywało na to, że trafił na jeden z tych podstępnych przypadków?
Może — odburknął tylko, wzruszywszy ramionami. Niby jak miałby to zrobić? Najłatwiej byłoby, gdyby ci, którym przeszkadza jego zachowanie, zwyczajnie się z nim więcej nie spotykali. Albo przynajmniej niech wrzucą na luz, zamiast brać do siebie każdy, nawet rzucony w żarcie przytyk. — Spodziewam się, że masz w zanadrzu jakieś wskazówki. — Wzniósł jedną brew, utkwiwszy w rozmówczyni wyczekujące spojrzenie. Skoro zdawała się być specjalistką od komunikacji międzyludzkich, to chętnie przyjąłby uwagi, może nawet nieironicznie.
Oczywiście, że mogło być lepiej, przytaknąłby na każdą uwagę Park, ale wcale nie chodziło o to, aby było idealnie. Jeśli Michael miałby sięgnąć pamięcią do najsmaczniejszych przygód, z pewnością jako pierwsze nasunęłyby się sentymentalne smaki z domu rodzinnego. Kiedy miał zaledwie parę lat, a jego ojciec dopiero zdobywał sławę na medycznym polu, Dorothy gotowała sama. Rodzina Grahamów zyskała na zamożności Johna i możliwości zatrudnienia kuchennego zastępu, ale pomijając fakt, że za chochli Dorothy szczęśliwie nikt nie zginął, jej potrawy miały w sobie coś specyficznego, co przywodziło uśmiech na usta.
Wczoraj słodycze, dziś kanapki, jutro gwiazdka Michelin. — Zastukał palcem w blat stołu dla podkreślenia siły swoich słów. — Nie, żebym cię do czegoś przymuszał, finalnie decyzję i tak podejmiesz sama, ale wydaje mi się, że w życiu każdego rzemieślnika pojawia się myśl, by przekuć swój talent w zarobek. Nie zawsze zdaje to egzamin, moja matka pisze wspaniałe wiersze, ale zdecydowanie lepiej idzie jej sprzedaż obrazów. — Sam nie wiedział, dlaczego podzielił się czymś tak prywatnym; może ze względu na tą dziwną siłę, jaką Jamie przyciągała go do siebie, pomimo drobnych zgrzytów, sprawiając, że w jakiś sposób jej… ufał?
Zauważył ten niezgrabny ruch ręką, wskazujący na zatrzymanie w połowie opiekuńczego gestu. Wycofała się ze względu na jakąś względną przyzwoitość i fakt, że nie wypada dotykać nieznajomego, czy przez jego opryskliwość? A raczej interpretację opryskliwości, bo przecież w żadnym momencie przy pannie Park nie zamierzał być niemiły! Nie zrobił niczego złego, a wszelki dyskomfort, to wynik nadinterpretacji, do której się nie poczuwał. Przyjął serwetkę i przetarł nią usta oraz trochę policzków. Szybkie zerknięcie zdradziło fałszywy alarm — a więc spojrzenie Jamie, to wyłącznie czujna obserwacja, na której ją przyłapał. To znak, że nadchodzi najwyższy czas, by się ewakuował, czy może znajdzie się zaraz pod kolejnym ostrzałem pytań?
Powinienem się zbierać — stwierdził wreszcie, podnosząc się z miejsca, kiedy talerz zaświecił pustkami. — Jeśli nie chcesz moich pieniędzy, to przynajmniej pozwól pozmywać. — Co do tego nie chciał przyjmować sprzeciwu. Głupio czuł się z taką uprzejmością i chciał się w jakiś sposób odwzajemnić.

Jamie Park

ten, w którym on się spóźni do pracy ;)

: ndz gru 14, 2025 3:24 pm
autor: Jamie Park
Uśmiechnęła się nieco rozczulona tym naburmuszeniem po jej małym przytyku.
- Wiesz, to nie moje miejsce, by Ci doradzać... Po prostu potrafisz sieknąć werbalnym plaskaczem znienacka. Jak wtedy przy świecach. Wszystko było miło i nagle bum. Dostałam zjebę. Może nie taką miałeś intencję, ale poczułam się jak gówniara przy Tobie. A tego nikt nie lubi. - wyjaśniła swoją myśl, po czym przekrzywiła głowę na bok i uśmiechnęła się pojednawczo. - No już... Nie można się boczyć na kogoś, kto zrobił Ci najlepszą kanapkę w Twoim życiu. Gdybym Cię nie polubiła, to musiałbyś się obejść smakiem.
Wstała ze swoim talerzem, już prawie pustym, minęła Michaela znów omiatając go zapachem swoich perfum, który tak bardzo pasował do charakteru jej pracy. Pachniała niczym wypiek... Wanilią. W drodze do aneksu kuchennego dojadła swoją kanapkę i włożyła talerz do zlewu. Na dole miała porządną zmywarkę przemysłową, ale nie było sensu instalować czegoś takiego na górze, zważywszy na to, że mieszkała sama.
- Przemyślę to, ale raczej nie widzę się w roli restauratorki. To chyba odebrałoby mi kontakt z klientem. Z resztą dalej po cichu liczę, że poznam przystojnego milionera, weźmiemy ślub, urodzę mu dzieci i będę się opiekowała jego domem. - zachichotała i puściła mu oczko, dając znać, że to tylko żart. - Kiedyś słyszałam, że jak znajdziesz coś co kochasz robić, to w życiu nie przepracujesz jednego dnia. Ale to srogie uproszczenie. Zawsze trafi się coś, co robisz tylko dlatego, że musisz. Nawet jeśli kochasz swoją pracę. To chyba ciekawe być synem artystki?
Zapytała, odbierając pusty talerz z jego rąk, by wstawić go do zlewu.
- No tak... Odpowiedzialna praca. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tutaj zabłądzisz. - chciała zaprotestować, co do zmywania, ale w końcu sprawi to, że jeszcze chwilę dłużej nie będzie sama.
Dlatego kiwnęła głową i cofnęła się kawałek, dając mu przestrzeń do działania.
- Mam nadzieję, że nie utkniesz nigdzie. - dodała jeszcze.

Michael Graham

ten, w którym on się spóźni do pracy ;)

: wt gru 16, 2025 9:37 am
autor: Michael Graham
Werbalny plaskacz? Poczucie bezsilności? Wojsko przyzwyczaiło go do ostrych zasad i jeszcze ostrzejszych komunikatów. Krzyk komendy ścierał się z dumą, jaką należało schować do kieszeni, nie poddając się własnym słabościom, by nie brać wszystkich komentarzy do siebie. Skinął wolno głową, przyjmując wszelkie uwagi ze zrozumieniem.
Przepraszam, postaram się, by to się więcej nie powtórzyło — w męskim głosie wybrzmiała zgoda na pojednawczy ton. Czy to pewien sposób na wyrażenie nadziei, że jeszcze się spotkają? Teraz już wiedział, gdzie ją znaleźć, reszta pozostała w jego rękach — albo opatrzności, która zdecyduje ponownie skrzyżować ich losy.
Wychwycił wirujący w powietrzu zapach wanilii, przyjemną słodycz, kojarzącą się z domowym ciepłem. Podniósł nawet głowę, przenosząc znów wzrok na drobnej postury kobietę, rozpogadzając się na dowcipny ton.
Do miliona jeszcze mi trochę brakuje, ale zapamiętam sobie, żeby zakręcić się w pobliżu — odpowiedział też w żarcie, wychwytując puszczone sobie oczko. Mógł się widzieć w roli jedynego żywiciela rodziny, oglądał podobny obrazek przez cały czas mieszkania w domu rodzinnym, tyle że kobiety, którymi się interesował, raczej preferowały aktywny tryb życia i chciały rozwijać własne kariery. — To dość… chaotyczne - stwierdził, szukając dyplomatycznego słowa na określenie życia z Dorothy. — Poszukiwanie natchnienia potrafi być żmudnym procesem. Stanie przeszkodą na drodze ku prawdziwemu dziełu, to też problem. Trzeba być elastycznym, nauczyć się znać swoje miejsce. — Trochę żartował, a trochę dzielił się życiową prawdą. Wcześniej, oceniając życie z rodzicami, najczęściej skupiał się raczej na konflikcie z ojcem, staniu w kontrze do jego oczekiwań, ale to z matką spędzał więcej czasu, kiedy zostawała w domu.
Zdjął marynarkę i podwinął rękawy koszuli, by zająć się naczyniami. Zmywanie szło mu zdecydowanie lepiej, niż gotowanie.
Następnym razem przyjdę celowo, mając więcej czasu na rozmowę. Może wtedy los okaże się bardziej łaskawy i oszczędzi problemów z prądem. — Zerknął na Park przez ramię i tym razem sam puścił jej oczko. Skoro udało im się przejść z neutralnego nastroju, przez krępujący, z powrotem do względnej sympatii i uśmiechu, chciał to podtrzymać.
Dzięki, Jamie. Jakbyś miała kiedyś trafić na ostry dyżur w szpitalu Mount Sinai, to nie pozwolę, byś wpadła w ręce przeciętnego rezydenta. — Uniósł szerzej kącik ust, kiedy wytarł dłonie do sucha i stanął naprzeciwko gospodyni. Rezydenci wcale nie byli tacy straszni, zwyczajnie niepewni, pokładający zbyt wiele wiary w podręczniki, zamiast intuicję, ale może jeszcze będą z nich ludzie. — Do zobaczenia.
Pozbierał swoje rzeczy i zszedł na dół, posyłając właścicielce cukierni uśmiech z niskim skinieniem głowy, by zaraz wsiąść do samochodu, licząc na to, że sygnalizacja świetlna wróciła do normalności.

Jamie Park
koniec