ten, w którym on się spóźni do pracy ;)
: sob gru 06, 2025 6:27 pm
Atmosfera była naprawdę przyjemna i to pomimo wyłączonego prądu i stresu z tym związanego. Aż do momentu, kiedy nie zaczęła zapalać świec. Zaaferowana tym, że ma przymusowy dzień wolny, nawet nie zwróciła uwagi na to, że jej "obrońca" z każdą kolejną świeczką robi się coraz bardziej spięty. Lubiła przyćmione, ciepłe światło, może dlatego tak dużo tych świeczek zapalała, ale przez głowę jej nie przeszło, że dla kogoś to może być trauma. Tym czasem miała u siebie weterana, który był straumatyzowany.
- Dzięki... Wiem, jestem głupia, ale przez moment naprawdę spanikowałam z tymi zamieszkami. - odpowiedziała na kolejne, uspokajające zapewnienia ze strony Grahama. - Przyznam się, że od czasów pożaru tej kawiarni nie pamiętam żadnych awarii z prądem. Robiłam porządny remont, włącznie z elektryką, a miastu rzadko zdarzają się takie wpadki.
Wyjrzała przez okno, jakby liczyła na to, że zaraz przyjedzie pogotowie elektryczne i bohatersko włączy jej telewizor, żeby mogła obejrzeć Netflixa w czasie wolnego. Chociaż, jakby wrócił prąd, to sama powędrowałaby na dół, żeby dalej pracować.
Ale słowa o romantycznym poranku przecięły powietrze i świsnęły w nim niczym strzał z bicza. Aż Jamie schowała nieco głowę w ramionach smagnięta upomnieniem. Chwilę potem zadziałała reakcja walcz, lub uciekaj. Brwi Jamie zmarszczyły się groźnie, kiedy wbiła spojrzenie czarnych węgielków w Michaela. Brakowało tylko wzięcia się pod boki i tupnięcia nogą. Musiało to wyglądać przezabawnie z perspektywy żołnierza, patrzącego na dziewczynę dwa razy mniejszą od niego, próbującą teraz być dumną i zadziorną.
- Ej, przed chwilą mówiłeś, że to żadna apokalipsa! - odpowiedziała równie oschle, wręcz oskarżycielsko. - I nikt nie próbuje tutaj romansować!
Najwyraźniej nie do końca zrozumiała to, co miał na myśli. Chwilę potem on nieco spuścił z tonu, ale Jamie musiała chwilę dłużej się podąsać. Więc kiedy się przedstawił, zwlekła jeszcze chwilę, jakby była niechętna, po czym odpowiedziała, też nieco milej.
- Jamie. Miło mi Cię poznać Michaelu... Ale umówmy się od razu. Jesteś moim gościem. Bohatersko wspierającym mnie w trudnej sytuacji, ale gościem. To dalej mój dom i mogę w nim robić co chcę... - brzmiało to dziwnie.
Jakby starała się być gniewna, będąc jednocześnie miła. Chyba sama nie bardzo wiedziała w jakim tonie chciała utrzymać tę wypowiedź. Z resztą szybko się speszyła sama czując niezręczność tej wymiany zdań.
- Dobra... Jakoś tak niezręcznie wyszło. Oboje jesteśmy poddenerwowani. - dodała po chwili polubownie. -Byłeś głodny... Kanapki?
Zapytała, podchodząc do swojej lodówki, w której zaczęła grzebać za jakimiś smakołykami, które mogłaby wykorzystać na szybkie śniadanie.
Michael Graham
- Dzięki... Wiem, jestem głupia, ale przez moment naprawdę spanikowałam z tymi zamieszkami. - odpowiedziała na kolejne, uspokajające zapewnienia ze strony Grahama. - Przyznam się, że od czasów pożaru tej kawiarni nie pamiętam żadnych awarii z prądem. Robiłam porządny remont, włącznie z elektryką, a miastu rzadko zdarzają się takie wpadki.
Wyjrzała przez okno, jakby liczyła na to, że zaraz przyjedzie pogotowie elektryczne i bohatersko włączy jej telewizor, żeby mogła obejrzeć Netflixa w czasie wolnego. Chociaż, jakby wrócił prąd, to sama powędrowałaby na dół, żeby dalej pracować.
Ale słowa o romantycznym poranku przecięły powietrze i świsnęły w nim niczym strzał z bicza. Aż Jamie schowała nieco głowę w ramionach smagnięta upomnieniem. Chwilę potem zadziałała reakcja walcz, lub uciekaj. Brwi Jamie zmarszczyły się groźnie, kiedy wbiła spojrzenie czarnych węgielków w Michaela. Brakowało tylko wzięcia się pod boki i tupnięcia nogą. Musiało to wyglądać przezabawnie z perspektywy żołnierza, patrzącego na dziewczynę dwa razy mniejszą od niego, próbującą teraz być dumną i zadziorną.
- Ej, przed chwilą mówiłeś, że to żadna apokalipsa! - odpowiedziała równie oschle, wręcz oskarżycielsko. - I nikt nie próbuje tutaj romansować!
Najwyraźniej nie do końca zrozumiała to, co miał na myśli. Chwilę potem on nieco spuścił z tonu, ale Jamie musiała chwilę dłużej się podąsać. Więc kiedy się przedstawił, zwlekła jeszcze chwilę, jakby była niechętna, po czym odpowiedziała, też nieco milej.
- Jamie. Miło mi Cię poznać Michaelu... Ale umówmy się od razu. Jesteś moim gościem. Bohatersko wspierającym mnie w trudnej sytuacji, ale gościem. To dalej mój dom i mogę w nim robić co chcę... - brzmiało to dziwnie.
Jakby starała się być gniewna, będąc jednocześnie miła. Chyba sama nie bardzo wiedziała w jakim tonie chciała utrzymać tę wypowiedź. Z resztą szybko się speszyła sama czując niezręczność tej wymiany zdań.
- Dobra... Jakoś tak niezręcznie wyszło. Oboje jesteśmy poddenerwowani. - dodała po chwili polubownie. -Byłeś głodny... Kanapki?
Zapytała, podchodząc do swojej lodówki, w której zaczęła grzebać za jakimiś smakołykami, które mogłaby wykorzystać na szybkie śniadanie.
Michael Graham