Strona 2 z 2

Ready for Christmas Eve?

: sob gru 13, 2025 2:35 pm
autor: Valkyrae Callahan
  Cisnęło jej się na usta, by odciąć się pytaniem, czy w takim razie ona też może zacząć chodzić za nim wszędzie, bo również była przezorna. Nawet ta przezorność, choć początkowo wyglądająca jak choroba psychiczna – wystalkowała go we Włoszech i poleciała za nim, bo miała przeczucie – uratowała mu jego cztery litery. Ale domyślała się odpowiedzi. I domyślała się, że w tym rozdaniu nie ma równouprawnienia – poza tym, chyba szybciej ego by mu zmarło tragicznie, niż on sam przyznałby się, że dobrze by było, aby go pilnowała podczas wyjść czy misji.
   Decyzja o tym, by jednak to wszystko ukrócić, była trudna. Miała jednak postanowienie, którego musiała się trzymać, bo musiała iść na wieczór świąteczny z innymi pracownikami szpitala. Z ludźmi, z którymi nie łączyło jej absolutnie nic poza pracą. A biorąc pod uwagę, że w tej nie była dobrych kilka miesięcy ze względu na zwolnienie chorobowe, to tym bardziej nie czuła się z nimi jakkolwiek związana.
   Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że to, jak zareagował na odmowę, nie spodobało jej się. Wręcz przeciwnie – nawet w ten przewrotny sposób podniecało jeszcze bardziej. Dawał jej coś, czego całe życie jej brakowało, wręcz wyzierano. Dawał jej kontrolę. W tym wypadku kontrolę nad jej własnym ciałem, którą jej odbierano.
   Pewnie dlatego zaoferowała mu inne rozwiązanie, takie które miało nie naglić czasem i byłoby w pełni zarezerwowane dla niego, a później nagrodę pocieszenia. Albo aperitif, który miałby zaspokoić jego głód na jakiś czas przed większym posiłkiem.
  — Jestem pewna, że mój agent czarnego wywiadu poradzi sobie z czymś tak trywialnym jak prowadzenie samochodu w trakcie seksu oralnego — skomentowała zaczepnie, przemycając w zdaniu otwartą prowokację i deklarację.
  Wyślizgnęła się z jego objęć, co zostawiło na jej skórze, nawet pod ubraniem, uczucie chłodu i pustki. Działał na nią bardziej, niż planowała. Nie przeszkadzało jej to jednak w najmniejszym stopniu.
   Ubrała, podany przez niego, płaszcz, który też wyciągnęła wcześniej z najgłębszych czeluści szafy. Zazwyczaj chodziła w tym, co było wygodne; nawet w kwestii okrycia wierzchniego. Sportowa kurtka, ewentualnie jakaś bomberka, które za nic nie pasowałyby do tego ubioru. Opasała się szczelnie, by następnie wyjść z mieszkania i przejść przed budynek, odnajdując z Damonem przyprószony kolejną warstwą śniegu samochód.
   Kochana Kanada.
   Wsiadła do środka, czując że ziąb z dworu zajrzał nawet tutaj – a ona wcale nie była tak ciepło ubrana, przez co znów w myślach wyklęła obecny ubiór za jego niepraktyczność. Jeśli nabawi się zapalenia płuc, to niestety będzie to ostatni raz, kiedy założy jakąkolwiek sukienkę do wyjścia z domu.
   Samochód, na szczęście, dość szybko się nagrzewał w środku; grzanie foteli było bardzo przyjemnym akcentem.
   Sama ustawiła mu cel w nawigacji samochodowej, a już wtedy urządzenie poinformowało o tym, że droga zajmie dłużej, niż powinna, przez panujące korki, wynikłe z kolejnych opadów śniegu. Oraz świątecznego szału zakupowego.
  Jak tak dalej pójdzie, to może jeszcze zdoła się rozmyślić; prawie czterdzieści minut na wcale nie takiej długiej trasie nie wyglądało zachęcająco. Choć z drugiej strony to już na pierwszych światłach pojazd zdążył nagrzać się tak, że wyplątała się z płaszcza, najpierw odwiązując pasek, rozpinając guziki, na koniec zsuwając go z ramion. Przełożyła go na tylne siedzenie, a następnie zwróciła się na swoim miejscu bardziej w stronę kierowcy.
   Jej ręka opadła spokojnie, tak łagodnie na jego udo, że mógłby nawet tego nie zauważyć. Kciuk przesuwał się spokojnie po materiale jego spodni, w trakcie gdy ona przełączała stacje w samochodowym radiu, by znaleźć coś mniej holly and jolly czy nostalgicznie świątecznego.
   Gdy była już usatysfakcjonowana swoim wyborem, by leciało coś, co prosto mogła ignorować, oparła się grzbietem o fotel, odwracając głowę w stronę mężczyzny.
  — Wiesz jaki jest dzisiaj dzień?
   Sobota, odpowiedziała sobie sama w myślach jego głosem, spodziewając się akurat tej odpowiedzi po niej. Zawsze mógł też odpowiedzieć, że dzień loda w samochodzie, nawet by ją zaskoczył.

Damon Tae

Ready for Christmas Eve?

: sob gru 13, 2025 5:52 pm
autor: Damon Tae
Brew mu drgnęła wyraźnie na jej słowa. To byłoby… spore rozkojarzenie. Jak wiele miał już dziwnych doświadczeń w życiu, tak jeszcze nie przeżył seksu oralnego podczas jazdy autem. To mógł być pierwszy raz. Skłamałby, że nuta ekscytacji nie przebiegła po jego kręgosłupie na samą myśl. Cieżko było go zdekoncentrować kiedy był na czymś skupiony, niemniej Senna miała warunki do wypróbowania wielu nowych możliwości.
A nie zamierzał jej tego utrudniać.
Zobaczymy — odpowiedział krótko.
Bo skoro już coś sugerowała, to z jednej strony na to liczył. W końcu był tylko prostym facetem, którego kręciła jego własna kobieta. I wszystko to, co z nią związane. Kto by pomyślał, że kiedyś będzie patrzeć na kobietę z pożądaniem dłużej niż dziesięć minut. A teraz, po kilku miesiącach, nic się nie zmieniało. Wydawało się, że nawet było wzmacniane każdego dnia coraz bardziej.
Ciekawe, rzadkie zjawisko.
Gdy już się oporządzili, a Damon zgarnął cały śnieg z auta, mogli w końcu ruszać w trasę wyznaczoną przez Sennę. Ostatnio bardzo dużo czasu spędzał za kółkiem i chociaż musiał się przyzwyczaić do ulicznego ruchu w Kanadzie, to jak wiadomo, szybko się adaptował to nowych sytuacji. Szybko więc ogarnął jazdę po zatłoczonych ulicach… i stanie w korkach. Nie był jednak typem, który przeklinał na ludzi i darł się w aucie. To był ten typ, do którego nie chcesz się rzucać, bo wyjdzie i pięścią przebije się przez szybę od strony kierowcy, aby chwycić cię za gardło.
W dodatku bez żadnego słowa.
Ruszyli bez słowa. Jechał po prostu przed siebie, kierując się tam, gdzie pokazywała nawigacja. I nawet korki go nie przerażały. On się jakby nie patrzeć nigdzie nie spieszył, a tych nie dało się przeskoczyć tak po prostu. Nie wymuszał też muzyki w aucie, więc Senna mogła ustawiać co chciała. Jakby nie patrzeć, auto podarowane przez Giovanniego miało wszystko co potrzebowali, a nawet więcej. Na pewno kosztowało dużo. Nie żeby go to obchodziło, bo i tak pewnie z połowy funkcji nie korzystał, bo po prostu go nie interesowały.
Ale funkcja szybkiego ogrzewania środka i podgrzewane fotele, w Kanadzie były najlepszym gadżetem. Tworzyły inny poziom komfortu jazdy niż rozklekotane auta na Północy.
Zerkał w stronę dziewczyny, gdy się ruszała bardziej niż normalnie. Jak ściąga płaszcz, gdy stało się odpowiednio ciepło i zmienia stację radiową, gdy spokojnym tempem kierowali się przez oświetlone ulice Toronto. Skupiał się jednak przede wszystkim na drodze… przynajmniej do momentu w którym nie wyczuł jej dłoni na swoim udzie. Drobny, ale bardzo wyczuwalny przez niego gest. Taki, którego nie dało się zignorować.
A jednak wydawał się nawet go nie zauważyć, bo nic z tym nie zrobił.
Powieka mu nawet nie drgnęła.
Czy to podchwytliwe pytanie? — spytał, unosząc wyraźnie brew, na sekundę przerzucając na nią swoje ciemne tęczówki. — Sobota. — Na pewno jej nie zaskoczył, ale Damon był mimo wszystko prostym człowiekiem. Może bezwględnym i niebezpiecznym, ale prostym. Nie był zabawowy i nie znał gier słownych. — Ale zgaduję, że to nie to chciałaś usłyszeć — dodał, zerkając na nią kątem oka, gdy zatrzymywał się na czerwonych światłach.
Biedny, nie ogarniający aluzji, Damon. Mimo kilku miesięcy, które tu spędził, musiał się jeszcze wiele nauczyć.


Valkyrae Callahan

Ready for Christmas Eve?

: ndz gru 14, 2025 11:55 pm
autor: Valkyrae Callahan
  Lekki półuśmiech zadrgał na jej ustach, słysząc jego ostateczną odpowiedź, którą już wcześniej wytypowała w myślach. Nie domyślała się, że będzie wiedział, o co pytała, a jednocześnie nie snuła żadnych podstępnych i dwuznacznych aluzji. Co innego, gdyby o to samo zapytała go w niesławną środę. Tego raczej bardzo szybko by się nauczył. I możliwie często egzekwował, bo przecież tak się mówi.
  Przesunęła nieznacznie wyżej na jego udzie swoją dłoń, gładząc kciukiem jego skórę pod materiałem jego spodni. Mało inwazyjny ruch, a z drugiej strony cały czas przypominający mu, że wciąż tam była. I była coraz bliżej.
  — Sprawdzałam, jak bardzo sentymentalny jesteś. Zastanawiałam się pomiędzy wcale a wcale. Nie zgadniesz – wychodzi na to, że wcale — odpowiedziała, unosząc kącik ust delikatnie do góry, w nikłym wyrazie rozbawienia. Poprawiła się na swoim miejscu, zatapiając w przyjemnie ciepłym fotelu, frontem jeszcze mocniej zwracając się w stronę mężczyzny. — Dokładnie rok temu wyciągnęłam cię z przyulicznego rowu. — Nie tak dokładnie, bo z rowu wyszedł sam, a ona odmówiła mu pomocy, bo był agresywny i, przede wszystkim, mimo ran wyglądał na niebezpiecznego. Bezczelnie kazała mu iść z buta do Seulu, z jakiejś podmiejskiej wiochy, ale była na tyle uprzejma, że zaczekała, aż jednak straci przytomność, by móc go zabrać jako pasażera do szpitala.
  Ostatecznie – nie do szpitala.
  Dokładnie rok, odkąd się to wszystko zaczęło.
  — Byłeś moim bożonarodzeniowym cudem — zakpiła, zakrzywiając tę nazwę odpowiednio ironicznie, aby zaznaczyć absurdalność tego zbiegu okoliczności. W cuda nie wierzyła. W Boże Narodzenie też nie.
  Minął rok, a ona nawet nie zauważyła, jak szybko to zleciało. Zwłaszcza, że pierwsze miesiące ich znajomości to było działanie po omacku – więcej faktycznej krzywdy, niż pożytku. Bardzo powolny rozwój, choć początkowo nawet nie wiadomo w którą stronę.
  — Gdybyś wtedy ktokolwiek mi powiedział, że skończymy… tak o — zatoczyła dłonią zamaszyste półkole, wskazując na całokształt i metaforycznie – na nich — to odesłałabym go na triaż z podejrzeniem uszkodzenia mózgu. — Bo wtedy wydawało się to tak nierealne. Choćby pod kątem tego, że nie widziała siebie w żadnej bliskiej, intymnej relacji z jakimkolwiek mężczyzną. Co dopiero takim… bucem. — Azjaci mi się wtedy nawet nie podobali — prychnęła pod nosem, bardziej do siebie niż do niego, wskazując na pewien niedorzeczność całej tej sytuacji.
  W zasadzie – dalej jej się nie podobali.
  Nie chodziło o to, że uważała takich za brzydkich czy nie brzydkich. Po prostu – nie zwracała na nich uwagi. Z drugiej strony – na żadną inną rasę też nie zwracała uwagi; zwyczajnie nie interesując się mężczyznami pod takim kątem. Widziała w nich jedynie potencjał na krzywdę.
  Paradoksalnie, Damon który wyglądał na najbardziej niebezpiecznego z nich wszystkich, był kimś, przy kim chciała być blisko. Kuriozalność tej sytuacji podbijał fakt, że to właśnie przy nim czuła się bezpiecznie. I to od bardzo długiego czasu – jeszcze od momentów, kiedy on był tylko dupkiem, któremu pozwoliła zająć kanapę w jej własnym mieszkaniu.
  Potrzebowała więc czegoś więcej niż wygląd, by w ogóle się kimś zainteresować.
  — Całe szczęście, cudzie, że nie jesteś sentymentalny. Jeszcze by ci przyszło do głowy pomyśleć, że wybieram jakąś imprezę firmową, zamiast zostać i świętować z tobą — westchnęła teatralnie, podczas gdy w trakcie tych słów jej dłoń już zdołała się wślizgnąć pomiędzy jego uda.
  Jej ciało naturalnie za tym ruchem przechyliło się delikatnie w jego stronę. Ona z kolei nie spuszczała spojrzenia z partnera, pozwalając by w jej spojrzeniu odbijało się coś więcej niż tylko zaczepność. Umyślnie go prowokowała, umyślnie zaczynała grę. Nową grę, gdzie przewaga warunków była mocno po jej stronie – to on był przecież odpowiedzialny za utrzymanie samochodu w ruch. Dla ich bezpieczeństwa. A oni mieli czas, a w zasadzie mnóstwo czasu, jeśli spojrzeć na rozrysowaną w nawigacji trasę, z uwzględnieniem zwiększonego natężenia ruchu. I tak się spóźni i tak.

Damon Tae

Ready for Christmas Eve?

: pn gru 15, 2025 10:40 am
autor: Damon Tae
Prychnął pod nosem na jej słowa. Był ostatnią osobą, która myślałaby o wszystkich datach, godzinach i rocznicach. Nie przykładał normalnie wagi do takich rzeczy, bo były dla niego zbyt… niepotrzebne. To człowiek, który wolał informacje, które coś znaczyły, ale sęk w tym, że pamiętał wszystko. Tylko decydował o tym co mógł ignorować. W przypadku ich spotkania, nie było ono tak ważne. Nie w tamtym momencie. I nie uważał też, że należało je uznawać jako coś znaczącego.
Doskonale jednak pamiętał ten dzień. Był to dzień w którym jego życie całkowicie miało się zmienić. I to nie tylko poprzez decyzję ucieczki z kraju i zostania dezerterem.
To już rok? — rzucił, zerkając na nią kątem oka. Miał wrażenie, że ich relacja trwa krócej, ale to może przez to, że zaczął się interesować dziewczyną ledwie kilka miesięcy temu, jak przestała być tylko „pomocą medyczną”. Wcześniej była dla niego zwykłą dogodnością, którą chciał trzymać przy sobie, bo to było wygodne. Dawała dach nad głową, dawała wyżywienie i ewentualną pomoc lekarską nawet jeśli o to nie prosił. Głupi by był, aby z tego nie skorzystać. Sęk w tym, że dopiero potem, zupełnie niespodziewanie, jej osoba zaczęła znaczyć coś więcej.
Chyba dalej nie był w pełni pewien co.
Kolejne prychnięcie wyrwało się z jego gardła.
Dziwnie wymawiasz słowo „przekleństwo” — poprawił ją, nie spuszczając spojrzenia z drogi przed sobą. Nie uważał siebie za cud, nawet jeśli ona mogła mieć o tym inne zdanie. Opowiadała, że była blisko końca, zanim go poznała, ale prędzej podejrzewałby siebie, że ją do tego grobu wtrąci niż z niego wyciągnie. Był w końcu człowiekiem, którego praca na tym polegała.
Ale ona była jego kolejnym wyjątkiem od reguły.
I gdyby jego spytano, to też by kogoś wyśmiał. Nie był człowiekiem, który się przywiązywał. Nie był człowiekiem, który nawiązywał relacje. Dlatego jeśli jakaś wróżka powiedziałaby mu, że w ciągu roku znajdzie kobietę, która zmieni jego życie, a także z którą oficjalnie się zwiąże na tyle, aby o nią dbać… to by nie uwierzył. I również miał do tego solidne podstawy.
Co się zmieniło? Mój urok osobisty i wspaniałe poczucie humoru cię przekonały? — spytał, gdy przyznała, że nawet Azjaci się jej nie podobali. On nie miał specjalnych wymogów. Nie obchodził go specjalnie wygląd, chociaż oczywiście miał swoje preferencje, ale nie patrzył na to pod względem ewentualnego związku. Generalnie nie patrzył na kobiety pod tym kątem, bo nigdy nie potrzebował „drugiej połówki”. Ona się sama pojawiła.
Ale Senna pociągała go w każdym punkcie, nie tylko w wyglądzie, ale też niezłomnym, upartym charakterze. Upierdliwy pilot, który przeżył piekło. I dalej się trzymał.
Spojrzał na nią kątem oka, kiedy wypowiadała ostatnie słowa, a jego brew powędrowała wyżej. Był ostatnią osobą, którą można by było podejrzewać o chęć świętowania rocznic. Prędzej będzie się na niego złościć, że ich nie obchodzi, niż że będzie się obrażał o kolejną okoliczność.
Mamy lepsze daty do świętowania — powiedział, na krótki moment przenosząc wzrok na jej dłoń, która przejechała po jego nodze, do wewnętrznej części uda. Kącik ust mu drgnął wyżej. Ledwo zauważalnie. I chociaż wydawał się skupiać na drodze, to jego ciało jej wyraźnie odpowiadało. A męskość między nogami twardniała. — Ale jeśli masz ochotę, to w życiu bym ci nie odmówił — dodał, a jego głos stał się niższy, bardziej ciężki. Przebijał się nawet przez muzykę, która płynęła z głośników samochodu. — Tylko pamiętaj, że jestem mściwym skurwysynem. I pamiętliwym.
To było ostrzeżenie. Spodziewał się jednak, że to prędzej ją zachęci, niż jakkolwiek odstraszy.

Valkyrae Callahan

Ready for Christmas Eve?

: czw gru 18, 2025 8:44 am
autor: Valkyrae Callahan
   Relacja z nim była skomplikowana. Abstrahując już od tej części, kiedy między nimi nie było absolutnie nic, poza jej, z wolna powstającą, a później przez niego bezlitośnie sprostowaną interpretacją; momentem, kiedy ona wyrwała się przed szereg i myślała, że cokolwiek jest – nie w kwestii romantycznej i nie opartej na zależności. Damon jednak bardzo szybko wyprowadził ją z błędu – a może właśnie wprowadził w swój własny. Bo gdyby to było nic, to czy byliby teraz w tym punkcie i w takim układzie? W tej konfiguracji, na którą oboje się zgodzili i dla której oboje coś poświęcali? Z perspektywy czasu mogłaby nawet pokusić się o stwierdzenie, że to on wypierał schematycznie coś, jakąkolwiek – nieromantyczną również – bliskość.
   Całe szczęście, że lubiła pchać ręce, a za nimi całe ciało, w sam środek ogniska, by się w pełni poparzyć
   Całe szczęście, że była uparta.
   Czy nazwałaby go, mimo zrozumienia komplikacji tej relacji, przekleństwem? Nie, nie nazwałaby. Dużo w jej życiu zmienił, a w zasadzie pchnął ją, żeby w końcu znowu zaczęła żyć. Absolutnie nieświadomie, bez takiej intencji – po prostu: pojawił się i uruchomił ją. Odgrażając się przy tym, że wpuszcza demona do swojego życia.
   Damon, demon. Jedno i to samo – a ani jeden, ani drugi jej nie zagrażał.
   Prychnęła krótko pod nosem, słysząc jego pytania w kwestii wspomnianej, najwidoczniej nagłej zmiany w preferencjach.
   — Tak, to zdecydowanie to — zgodziła się, zapadając wygodniej w fotel pasażera. — Może trochę wzrost, bo według archetypu powinieneś być raczej niższy ode mnie, ale o romansie twojej matki z drabiną już rozmawialiśmy. — Chwilę, ledwie tyle. W kontekście suchego (przez to ich) żartu na lotniskowcu, kiedy tak po prostu podjęli rozgrywkę, w której chodziło wyłącznie o zadawanie pytań. Bardziej – w jego przypadku wobec niej, lub mniej – w jej przypadku, gdzie głupio szanowała granice, intymnych. — Nawet nie będę pytać, co ciebie przekonało — dodała pod nosem.
   Biorąc pod uwagę jej zaniżoną samoocenę – której nie pozwalała tak po prostu się wylewać i przeplatać w zwyczajnych zdaniach – raczej nie potrafiłaby wskazać w sobie niczego, co było faktycznie atrakcyjne. Z pewnością nie w kontekście wizualnym, a charakter też miała raczej mało przekonujący – choć z nieco innym kierunkiem niż on.
   Nie pytała o to nawet na poważnie, oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi.
   Wykrzywiła usta w krótkim uśmiechu, słuchając jego słów, a bardziej w reakcji na to, jak bezwiednie odpowiadał jej swoim ciałem. Jego groźba zrobiła na niej wrażenie, ale nie takie – jakie powinna robić jakakolwiek pogróżka .
   — Och, Demonie — westchnęła teatralnie, tonem tak protekcjonalnym jak gdyby miała go upomnieć, wychyliwszy się już w jego stronę, zwracając się bardziej w jego stronę. — Już nie musisz mnie bardziej zachęcać — mruknęła już do jego ucha, pozwalając by jej ciepły oddech zderzył się z nim wraz ze słowami, w których zamknęła nutę zgrywy podszytej prowokacją. Jedną ręką otoczyła zagłówek jego fotela, by stabilniej wyciągnąć się w jego stronę, druga przesunęła się powoli i ciężko po nierówności w jego spodniach, naciskając na nią.
   Koniuszkiem języka przesunęła po ramie płatka jego ucha, zaraz go przygryzając. Wślizgnęła się zdradziecko w każde jego zagłębienie w powolnej pieszczocie, w trakcie gdy jej dłoń tylko gładziła wyczuwalnie materiał. Przerwała drugą czynność na tyle, by zsunąć jego kurtkę najpierw z jednego ramienia, a następnie drugiego, wysuwając okrycie zza jego pleców, by odrzucić niedbale na tył samochodu.
   Zostawiła jego ucho, przyciskając swoje wargi do skóry na jego szyi, tuż pod szczęką, na której zostawiła widoczny, czerwony stempel od jej własnej szminki. Ucałowała go kawałek dalej, dłonią zsuwając się po jego klatce piersiowej, by wrócić na stanowisko przy jego spodniach. Odpięła je, rozwiązała, zsunęła minimalnie – czort jeden wiedział, bo nie skupiała się na tym, dążąc do jednego – by móc znaleźć się nią na jego nabrzmiałej męskości uciśniętej pod materiałem bielizny.
   Równolegle znaczyła powoli i niespiesznie skórę na jego szyi – nie chciała go aż za bardzo oznaczać kosmetykiem, dlatego gdy zatrzymywała się na jego ciele wargami to również po to, by musnąć je językiem.
   Ukąsiła go, bez większego wyczucia, kiedy jej dłoń przestała się poruszać po tkaninie, a znalazła się pod nią, zaciskając palce na jego przyrodzeniu.

Damon Tae

Ready for Christmas Eve?

: czw gru 18, 2025 9:39 am
autor: Damon Tae
Nawet nie będę pytać, co ciebie przekonało.
Szczerze nie wiedział. Nie była to w jego przypadku strzała amora, która już po pierwszym spotkaniu uzmysłowiło mu jak bardzo potrzebował tej kobiety w swoim życiu. Nie miał objawienia. Nie miał oświecenia. To nie było nic romantycznego, rodem z książki czy bajki Disneya. Nie spojrzał na nią i nie poczuł magicznego przypływu miłości. To nie było to. To co do niego przyszło, było bardziej skomplikowane. Po drodze było wiele niedopowiedzeń, krzywdzenia, bólu i nawet śmierci, patrząc po ofiarach postronnych. Była niechęć, która dopiero stopniowo zaczęła przeradzać się w jakąś drobną sympatię, aż w końcu była na tyle wyczuwalna, że nie mógł jej ignorować.
Tak więc…
Nie umiałbym na to dokładnie odpowiedzieć — przyznał otwarcie, skupiając swoje spojrzenie na drodze oraz mijanych autach. — Wszystko — stwierdził. Nie było to też niewiadomo jak romantyczne, bo jego ton był roboczy. Jakby mówił o czymś oczywistym, co nie było podszyte większym uczuciem czy zaangażowaniem.
Można było się jednak domyślać, że nie będzie mówił ładnie. Że nie będzie używał ładnych słów. Był prostym człowiekiem, który raczej nie umiał w romantyzm, a nawet jeśli próbował, to był on szorstki oraz mało elegancki. To po prostu nie był on, ale po tym wspólnym roku, Senna raczej wiedziała z kim się związała. Musiała wiedzieć po tych wszystkich przejściach jakie mieli.
Prychnął pod nosem. To była jedna, mała część za którą faktycznie ją lubił. To właśnie ta zadziorność, której wcześniej nie znał, a która pojawiła się dopiero, gdy stali się sobie bliscy. Ten pazur w spojrzeniu, który go prowokował i podnosił ciśnienie jak mało co. Wcześniej sobie zdawał sprawę z tego, że lubiła życie na krawędzi, bo w końcu była pilotem. I to nie byle jakim. Uwielbiała adrenalinę. Żyć szybko i intensywnie, przynajmniej zanim wojsko częściowo jej nie zniszczyło. Widział to w jej spojrzeniu i wyrazie twarzy, kiedy pojawili się na lotniskowcu.
A teraz codziennie żyła blisko niebezpieczeństwa. I lubiła je prowokować.
Igrasz z ogniem — odpowiedział, zerkając na nią kątem oka, gdy wyczuł jak blisko była. Nie tylko obok, ale też na jego kroczu.
Nie był głupi. Wiedział do czego zmierzała. Wiedział co planowała.
I nie zamierzał jej w tym przeszkadzać.
Ciśnienie mu rosło na samą myśl, a jej obecność wszystko potęgowała. Jej gorący oddech, a także palce, które zsuwały jego kurtkę z ramion. Nawet odsunął się plecami od fotela, aby mogła mu ją swobodnie ściągnąć. Nie zamierzał jej przeszkadzać w rozbieraniu go.
Elektryczny impuls przebiegł po jego ciele, gdy poczuł jej język na własnym uchu. Jego palce mocno zacisnęły się na kierownicy auta, gdy zaczęła się rozkręcać i zsuwać na szyję. Nie był typem, który lubił pieszczoty. To prędzej on wolał doprowadzać na skraj swoją partnerkę, ale musiał przyznać, że jej wargi były w tym momencie bardzo… rozpraszające.
I nie mógł nic z tym zrobić. Jechał. Auto posuwało się do przodu, kolejnymi ulicami w tym samym momencie, gdy Senna zaczęła kręcić się przy jego spodniach. Gdy je odpinała z jedną, wyraźną intencją. Męskość w jego spodniach nie mogła być bardziej twarda.
Senna — ostrzegł ją przez zaciśnięte zęby, z całych sił starając się wlepić wzrok na drogę.
I wtedy poczuł jak jej palce wślizgują się pod bieliznę, aby zacisnąć się na jego podnieconym przyrodzeniu. Wciągnął mocniej powietrze nosem, a jego knykcie aż zbielały od uścisku na kierownicy. Najchętniej zatrzymałby się teraz, na środku drogi i rzucił ją na tył kanapy, ale w pewnym sensie był… uwiązany. Do fotela. I ona to wiedziała. On to wiedział.
Więc nawet jeśli milion myśli oraz scenariuszy przebiegło mu przez głowę, to nie zwalniał. Zatrzymał się na jednych ze świateł, opierając pewniej głowę o zagłówek, pozwalając jej tym samym działać. Skoro chciała się nim zająć… to dawał jej, heh, wolną rękę.

Valkyrae Callahan