la ciudad nos separó. esta noche nos junta
: pn gru 08, 2025 1:45 am
- No i co? Wyatt nie jest w to zamieszany, bo co? Bo ty tak powiedziałaś? - Laine wywrócił oczami, tymi niebiesko-zielonymi - bo co? Ty jesteś dobra? A my jesteśmy źli? - tutaj wskazał na siebie i Madoxa, który nawet nie ruszył się z miejsca -a może to Wyatt jest zły? Bo wchodzi w układy z kimś gorszym niż ten wasz Seeley? A ty wchodzisz z nim? - może i Tony Laine gadał od rzeczy, bo zawsze trochę gadał. A dzisiaj do tego był wciąż skokszony, co było nawet widać po jego ruchach, po tym jak kręcił się w tym fotelu. A jednak trochę racji miał... Bo tutaj, w tej pierdolonej piwnicy, zacierały się granice miedzy tym, kto jest dobry, kto jest zły. Tutaj wszyscy byli źli, wszyscy mieli coś na sumieniu. I Madox, i Tony, może tylko Pilar nie miała...
Ale jeśli jednak miała? Jeśli rzeczywiście wchodziła w jakieś układy z Wyattem? W zasadzie Noriegi nawet to nie obchodziło, czy je miała, czy nie, bo on i tak stanąłby po jej stronie. Powinien. Chciał. Ale im więcej myślał o tych kontenerach, tym bardziej głupiał.
Najpierw zginął Marco, który też wspominał nazwisko Wyatta, gdy przyszedł tutaj do klubu, gdy przyszedł porozmawiać z Madoxem o rozprowadzaniu prochów w Emptiness. A potem Todd Sandoval, Tod Sandoval to był dopiero pojeb, ale elegancik, coś pokroju tego Seeleya, w drogim garniturze, ale z psychopatycznym zacięciem.
Kiedy oni tak rozmawiali, Tony zwodził, a Pilar wciąż powtarzała o tych kontenerach, to Madox zaczął się zastanawiać, co może ich wszystkich łączyć. No i wnioski same nasuwały się od razu, pieniądze. Jakieś paskudne pieniądze, bo zawsze o to chodziło. Wszystko opierało się na forsie, prochy, dziwki, wszystko to sprowadzali dla pieniędzy, bo po co?
Nie dla rozrywki, tylko po to, żeby to przepchnąć dalej i spieniężyć.
Dopiero kiedy Pilar spojrzała na Madoxa, jakby on tutaj rzeczywiście coś robił, może handlował żywym towarem, to zrobił jakiś krok w bok. Odsunął się i wreszcie przejechał wierzchem dłoni po twarzy, ścierając tę szminkę, a może tylko rozmazując ją na policzku, razem z krwią, którą zebrał z rozwalonej wargi, albo policzka? Nie widział swojej gęby, dopiero, kiedy stanął przy barze, mógł spojrzeć na lustra znajdujące się za nim. Za tymi półkami zastawionymi różnymi flaszkami. Zmazał tą szminkę i nawet poprawił włosy, zanim Laine im polał.
Tutaj w Emptiness rzeczywiście wszystko było w ruchu, cały czas się coś działo. Rzadko kiedy można było posiedzieć i porozmawiać, może to za sprawą kokainy? A może po prostu kiedy masz na sumieniu tyle grzechów, co goście tego klubu ciężko jest usiedzieć w miejscu?
Tony'emu było ciężko.
A kiedy zniknął w tym kiblu, to Madox był pewny, że on jeszcze tam wciągnie kreskę, a może od razu dwie i znowu będzie pierdolił, i znowu będzie kręcił.
Aż Madox przez chwilę zastanawiał się czy on też nie powinien wciągnąć, dla rozjaśnienia myśli. Bo kurwa w tej chwili to miał w głowie prawdziwy chaos. I nawet ten zawód w oczach Pilar jakoś za specjalnie go nie ruszył, bo on cały czas się zastanawiał ile prawdy było w tym co mówił Laine. Może nic. A może sama prawda. Bo tacy ludzie jak Galen Wyatt też nie są wcale dobrzy. Może nawet gorsi niż Noriega, bo jeszcze ładniej potrafią wszystko ubrać w słowa. Sprzedać.
Sprzedać każdego za odpowiednią kwotę.
Z każdym jej słowem, kolejnym żalem, jakoś mocniej zaciskał palce na jej nadgarstku, mimo, że się cofnęła. Patrzył intensywnie w te jej piękne, brązowe oczy, takie pełne zawodu. I może nawet by go to dotknęło. Powinno go chyba dotknąć?
Tylko, że kiedy powiedziała to jakbyś mnie wcale nie znał, to Madox aż puścił jej rękę. Bo czy on ją znał?
Przez te trzy dni wydarzyło się tyle, że myślał, że zna.
Tylko, że on znał zupełnie inną Pilar, nie taką, która kazała mu się nie dotykać. Nie zbliżać.
I on też aż zrobił krok w tył, odchylił do tyłu głowę.
A jednak w momencie, w którym to ona ruszyła na niego, kiedy wbiła mu ten palec w klatkę piersiową, to jego spojrzenie znowu padło na jej oczy, znowu jakieś takie ogniste. Bardziej znajome niż przed chwilą, kiedy za każdym jebanym razem posyłała mu to chłodne spojrzenie, jakby był obcy.
- To ty mi każesz się nie dotykać, nie przyjeżdżać, odpychasz mnie, jakby to nic nie znaczyło, a mnie to pierdoli, kto nas widzi, kto co sobie pomyśli, bo ja jestem po twojej stronie - powiedział i chwycił tę jej rękę, przesunął ją sobie na szyję i przez chwilę chciał ją sobie oprzeć na karku, ale kiedy ona powiedziała, że chyba nic tu po niej, znowu... To Madox się cofnął.
- Cały czas będziesz mi uciekać? Ja nie chcę się bawić w kotka i myszkę - warknął i aż wywrócił oczami, a później odwrócił się na pięcie.
Bo Madox z tą swoją gorącą krwią, z tym wiecznym ruchem i biegiem, tym uzależnieniem od dziania się potrzebował może czegoś więcej niż tych pięciu smsów na krzyż, które wymienili w zeszłym tygodniu. Może chociaż jakiegoś jebanego tęskniłam, cześć Madox, jak się masz? Albo może chociaż tego jednego pocałunku skradzionego w cieniu. Bo w Medellin oni potrafili się za sobą stęsknić w kilka godzin, bo w Medellin nie było ważne gdzie, ważne tylko było, żeby mocno, intensywnie, do utraty tchu, ale to przecież nie było Medellin.
Znowu się do niej zwrócił i znowu zrobił krok w jej kierunku, tak, żeby te ciemne oczy utkwić w jej twarzy.
- Mogłaś mi... - zaczął, ale oczywiście znowu nie skończył, bo pojawił się Tony, jeszcze bardziej wesoły, jeszcze bardziej wystrzelony.
I kiedy Pilar na niego ruszyła, to Madox nawet nie ruszył się z miejsca, chociaż kiedy Laine się zamachnął, to zrobił ten krok do przodu, a jednak Stewart sama sobie poradziła. Noriegę to wcale nie zdziwiło, bo przecież... znał Pilar.
I ufał jej, nikomu tak nie ufał, jak jej.
Stanął z boku i skrzyżował ręce na piersi, tak, że te jego tatuaże wystawały spod tej białej koszuli. Przebijały przez materiał. Zwłaszcza ten lew.
- Powiedz jej to, co mi powiedziałeś Tony, ona nie żartuje - powiedział spokojnie, chociaż Laine jeszcze się szarpał, ale Madox tylko pochylił się nad nim, znowu tak blisko Pilar - naprawdę mam na górze kogoś, kto chce Cię odjebać - dodał.
Może i Tony Laine był dupkiem, nie można było mu ufać, ale był w bardzo podobnej sytuacji jak Madox, bo on też nie mógł ufać już nikomu.
- Dobra powiem! Puść mnie - mruknął Tony i jeszcze raz się szarpnął, ale kiedy Stewart poluzowała uścisk, to przestał. To poprawił tę Madoxową czarną koszulę, przejechał rękami po klacie i oblizał wargi.
- Jesteś pierdolnięta. Lubię takie - i znowu posłał Pilar lubieżne spojrzenie, tylko kiedy ona posłała mu to mordercze, to Tony przeczesał palcami te swoje jasne włosy. Oparł się o ladę i zaczął bawić szklanką, ale w końcu się odezwał.
- Przed świętami będą jeszcze dwa transporty, ale to Seeley wyznacza daty, ustala je z Wyattem, czy kimś tam. Nie wiem kim, bo zawsze mówią SZEF - Tony aż strzelił oczami - no i ten szef, kazał zabić Marco i Toda - podniósł rozbiegane spojrzenie na Pilar, jakby chciał z niej cokolwiek wyczytać, bo z niego dało się w tym momencie wszystko, a przede wszystkim to strach, jakby było go czuć w powietrzu. Bo mimo, że Tony był idiotą, to wiedział, że szef teraz dał zlecenie na niego. Wszyscy to wiedzieli.
- Marco przez ciebie - tu wskazał na Madoxa - no i ta mała dziwka miała cię w to wrobić... Bo Ruby też może wie więcej niż ci się wydaje... - powiedział znowu patrząc na Noriegę, ale kiedy zerknął na Pilar, to aż strzelił oczami, bo widział chyba po jej minie, że znowu odchodził od tematu. A może sam do tego doszedł, że nie o to go pytała. Przesunął szklanką po ladzie.
- Seeley przekazuje informacje na temat transportu dwa dni przed, nigdy wcześniej. Chyba... dzwoni do tego szefa, nie wiem, ale teraz szykują się na coś dużego... I Seeley śmiał się, że Wyatt będzie miał niespodziankę na bankiet. Nie wiem, może on sobie te dziewczyny sprowadza i trzyma pod ziemią w tej willi za miastem, a później robi z nimi jakieś... bankiety? - spojrzał to na jedno, to na drugie, a Madox parsknął. Nie powinien się z tego śmiać, ale rozbawiły go jednak te bankiety i trzymanie...
- Northex co roku robi ten bożonarodzeniowy bankiet, dwa lata temu impreza była w Emptiness, w zeszłym roku w The Shop, a w tym nie wiem - wzruszył ramionami, bo szczerze go to nie obchodziło. Co prawda dwa lata temu nieźle na tym zarobił, ale ile później było sprzątania, po tej bawiącej się elicie, Madox obiecał sobie, że nigdy więcej.
Tony pokiwał głową i sięgnął po butelkę, żeby jeszcze sobie nalać, ale Madox znowu wbił w niego spojrzenie.
- Powiedz jej o nagraniach - rzucił, a Laine się wzdrygnął, bo chyba nie miał zamiaru. Spojrzał na Noriegą z wyrzutem, aż przez jego całą twarz przeszedł jakiś spazm.
- Już - warknął Madox - bo inaczej nikt ci nie da ochrony - dodał stanowczo. I tak mu nie da, chociaż... w tej chwili to dawał mu ją poniekąd Madox. Siedział sobie bezpiecznie w tej piwnicy.
Tony westchnął ciężko i aż usiadł na barowym stołku.
- Mam takie filmiki z Quebec, jak Seeley, i inni zabawiają się z tymi dziewczynami. Dużo różnych zdjęć i dużo filmów - na potwierdzenie swoich słów nawet wyjął swój błyszczący, bajerancki telefon i go odblokował, wszedł w galerię, ale miał tam tylko kilka jakiś skrinów, rzeczywiście z filmików, a na jednym z nich była Marie - bo Tony Laine nie jest taki głupi... Też się zabezpieczył - dodał, a Madox znowu parsknął. Tony tylko pokręcił głową.
- No powiedz jej kurwa co zrobiłeś... - powiedział Noriega i jego ciemne tęczówki z Tony'ego przeniosły się na Pilar. Ale Laine chyba nie zamierzał tego powiedzieć, zamiast tego nalał sobie rumu prawie do pełna i upił kilka łyków.
- Este idiota amenazó a Seeley con llevar estos videos a la policía si no le pagaban - ten idiota zagroził Seeleyowi, że zaniesie te filmiki na policję jeśli mu nie zapłacą, wyjaśnił jej spokojnie Madox - i teraz chcą go odjebać, bo wiedzą, że on coś na nich ma... - dodał i wzruszył ramionami, a Tony chociaż tej pierwszej części pewnie nie zrozumiał, to aż jęknął.
Pilar Stewart
Ale jeśli jednak miała? Jeśli rzeczywiście wchodziła w jakieś układy z Wyattem? W zasadzie Noriegi nawet to nie obchodziło, czy je miała, czy nie, bo on i tak stanąłby po jej stronie. Powinien. Chciał. Ale im więcej myślał o tych kontenerach, tym bardziej głupiał.
Najpierw zginął Marco, który też wspominał nazwisko Wyatta, gdy przyszedł tutaj do klubu, gdy przyszedł porozmawiać z Madoxem o rozprowadzaniu prochów w Emptiness. A potem Todd Sandoval, Tod Sandoval to był dopiero pojeb, ale elegancik, coś pokroju tego Seeleya, w drogim garniturze, ale z psychopatycznym zacięciem.
Kiedy oni tak rozmawiali, Tony zwodził, a Pilar wciąż powtarzała o tych kontenerach, to Madox zaczął się zastanawiać, co może ich wszystkich łączyć. No i wnioski same nasuwały się od razu, pieniądze. Jakieś paskudne pieniądze, bo zawsze o to chodziło. Wszystko opierało się na forsie, prochy, dziwki, wszystko to sprowadzali dla pieniędzy, bo po co?
Nie dla rozrywki, tylko po to, żeby to przepchnąć dalej i spieniężyć.
Dopiero kiedy Pilar spojrzała na Madoxa, jakby on tutaj rzeczywiście coś robił, może handlował żywym towarem, to zrobił jakiś krok w bok. Odsunął się i wreszcie przejechał wierzchem dłoni po twarzy, ścierając tę szminkę, a może tylko rozmazując ją na policzku, razem z krwią, którą zebrał z rozwalonej wargi, albo policzka? Nie widział swojej gęby, dopiero, kiedy stanął przy barze, mógł spojrzeć na lustra znajdujące się za nim. Za tymi półkami zastawionymi różnymi flaszkami. Zmazał tą szminkę i nawet poprawił włosy, zanim Laine im polał.
Tutaj w Emptiness rzeczywiście wszystko było w ruchu, cały czas się coś działo. Rzadko kiedy można było posiedzieć i porozmawiać, może to za sprawą kokainy? A może po prostu kiedy masz na sumieniu tyle grzechów, co goście tego klubu ciężko jest usiedzieć w miejscu?
Tony'emu było ciężko.
A kiedy zniknął w tym kiblu, to Madox był pewny, że on jeszcze tam wciągnie kreskę, a może od razu dwie i znowu będzie pierdolił, i znowu będzie kręcił.
Aż Madox przez chwilę zastanawiał się czy on też nie powinien wciągnąć, dla rozjaśnienia myśli. Bo kurwa w tej chwili to miał w głowie prawdziwy chaos. I nawet ten zawód w oczach Pilar jakoś za specjalnie go nie ruszył, bo on cały czas się zastanawiał ile prawdy było w tym co mówił Laine. Może nic. A może sama prawda. Bo tacy ludzie jak Galen Wyatt też nie są wcale dobrzy. Może nawet gorsi niż Noriega, bo jeszcze ładniej potrafią wszystko ubrać w słowa. Sprzedać.
Sprzedać każdego za odpowiednią kwotę.
Z każdym jej słowem, kolejnym żalem, jakoś mocniej zaciskał palce na jej nadgarstku, mimo, że się cofnęła. Patrzył intensywnie w te jej piękne, brązowe oczy, takie pełne zawodu. I może nawet by go to dotknęło. Powinno go chyba dotknąć?
Tylko, że kiedy powiedziała to jakbyś mnie wcale nie znał, to Madox aż puścił jej rękę. Bo czy on ją znał?
Przez te trzy dni wydarzyło się tyle, że myślał, że zna.
Tylko, że on znał zupełnie inną Pilar, nie taką, która kazała mu się nie dotykać. Nie zbliżać.
I on też aż zrobił krok w tył, odchylił do tyłu głowę.
A jednak w momencie, w którym to ona ruszyła na niego, kiedy wbiła mu ten palec w klatkę piersiową, to jego spojrzenie znowu padło na jej oczy, znowu jakieś takie ogniste. Bardziej znajome niż przed chwilą, kiedy za każdym jebanym razem posyłała mu to chłodne spojrzenie, jakby był obcy.
- To ty mi każesz się nie dotykać, nie przyjeżdżać, odpychasz mnie, jakby to nic nie znaczyło, a mnie to pierdoli, kto nas widzi, kto co sobie pomyśli, bo ja jestem po twojej stronie - powiedział i chwycił tę jej rękę, przesunął ją sobie na szyję i przez chwilę chciał ją sobie oprzeć na karku, ale kiedy ona powiedziała, że chyba nic tu po niej, znowu... To Madox się cofnął.
- Cały czas będziesz mi uciekać? Ja nie chcę się bawić w kotka i myszkę - warknął i aż wywrócił oczami, a później odwrócił się na pięcie.
Bo Madox z tą swoją gorącą krwią, z tym wiecznym ruchem i biegiem, tym uzależnieniem od dziania się potrzebował może czegoś więcej niż tych pięciu smsów na krzyż, które wymienili w zeszłym tygodniu. Może chociaż jakiegoś jebanego tęskniłam, cześć Madox, jak się masz? Albo może chociaż tego jednego pocałunku skradzionego w cieniu. Bo w Medellin oni potrafili się za sobą stęsknić w kilka godzin, bo w Medellin nie było ważne gdzie, ważne tylko było, żeby mocno, intensywnie, do utraty tchu, ale to przecież nie było Medellin.
Znowu się do niej zwrócił i znowu zrobił krok w jej kierunku, tak, żeby te ciemne oczy utkwić w jej twarzy.
- Mogłaś mi... - zaczął, ale oczywiście znowu nie skończył, bo pojawił się Tony, jeszcze bardziej wesoły, jeszcze bardziej wystrzelony.
I kiedy Pilar na niego ruszyła, to Madox nawet nie ruszył się z miejsca, chociaż kiedy Laine się zamachnął, to zrobił ten krok do przodu, a jednak Stewart sama sobie poradziła. Noriegę to wcale nie zdziwiło, bo przecież... znał Pilar.
I ufał jej, nikomu tak nie ufał, jak jej.
Stanął z boku i skrzyżował ręce na piersi, tak, że te jego tatuaże wystawały spod tej białej koszuli. Przebijały przez materiał. Zwłaszcza ten lew.
- Powiedz jej to, co mi powiedziałeś Tony, ona nie żartuje - powiedział spokojnie, chociaż Laine jeszcze się szarpał, ale Madox tylko pochylił się nad nim, znowu tak blisko Pilar - naprawdę mam na górze kogoś, kto chce Cię odjebać - dodał.
Może i Tony Laine był dupkiem, nie można było mu ufać, ale był w bardzo podobnej sytuacji jak Madox, bo on też nie mógł ufać już nikomu.
- Dobra powiem! Puść mnie - mruknął Tony i jeszcze raz się szarpnął, ale kiedy Stewart poluzowała uścisk, to przestał. To poprawił tę Madoxową czarną koszulę, przejechał rękami po klacie i oblizał wargi.
- Jesteś pierdolnięta. Lubię takie - i znowu posłał Pilar lubieżne spojrzenie, tylko kiedy ona posłała mu to mordercze, to Tony przeczesał palcami te swoje jasne włosy. Oparł się o ladę i zaczął bawić szklanką, ale w końcu się odezwał.
- Przed świętami będą jeszcze dwa transporty, ale to Seeley wyznacza daty, ustala je z Wyattem, czy kimś tam. Nie wiem kim, bo zawsze mówią SZEF - Tony aż strzelił oczami - no i ten szef, kazał zabić Marco i Toda - podniósł rozbiegane spojrzenie na Pilar, jakby chciał z niej cokolwiek wyczytać, bo z niego dało się w tym momencie wszystko, a przede wszystkim to strach, jakby było go czuć w powietrzu. Bo mimo, że Tony był idiotą, to wiedział, że szef teraz dał zlecenie na niego. Wszyscy to wiedzieli.
- Marco przez ciebie - tu wskazał na Madoxa - no i ta mała dziwka miała cię w to wrobić... Bo Ruby też może wie więcej niż ci się wydaje... - powiedział znowu patrząc na Noriegę, ale kiedy zerknął na Pilar, to aż strzelił oczami, bo widział chyba po jej minie, że znowu odchodził od tematu. A może sam do tego doszedł, że nie o to go pytała. Przesunął szklanką po ladzie.
- Seeley przekazuje informacje na temat transportu dwa dni przed, nigdy wcześniej. Chyba... dzwoni do tego szefa, nie wiem, ale teraz szykują się na coś dużego... I Seeley śmiał się, że Wyatt będzie miał niespodziankę na bankiet. Nie wiem, może on sobie te dziewczyny sprowadza i trzyma pod ziemią w tej willi za miastem, a później robi z nimi jakieś... bankiety? - spojrzał to na jedno, to na drugie, a Madox parsknął. Nie powinien się z tego śmiać, ale rozbawiły go jednak te bankiety i trzymanie...
- Northex co roku robi ten bożonarodzeniowy bankiet, dwa lata temu impreza była w Emptiness, w zeszłym roku w The Shop, a w tym nie wiem - wzruszył ramionami, bo szczerze go to nie obchodziło. Co prawda dwa lata temu nieźle na tym zarobił, ale ile później było sprzątania, po tej bawiącej się elicie, Madox obiecał sobie, że nigdy więcej.
Tony pokiwał głową i sięgnął po butelkę, żeby jeszcze sobie nalać, ale Madox znowu wbił w niego spojrzenie.
- Powiedz jej o nagraniach - rzucił, a Laine się wzdrygnął, bo chyba nie miał zamiaru. Spojrzał na Noriegą z wyrzutem, aż przez jego całą twarz przeszedł jakiś spazm.
- Już - warknął Madox - bo inaczej nikt ci nie da ochrony - dodał stanowczo. I tak mu nie da, chociaż... w tej chwili to dawał mu ją poniekąd Madox. Siedział sobie bezpiecznie w tej piwnicy.
Tony westchnął ciężko i aż usiadł na barowym stołku.
- Mam takie filmiki z Quebec, jak Seeley, i inni zabawiają się z tymi dziewczynami. Dużo różnych zdjęć i dużo filmów - na potwierdzenie swoich słów nawet wyjął swój błyszczący, bajerancki telefon i go odblokował, wszedł w galerię, ale miał tam tylko kilka jakiś skrinów, rzeczywiście z filmików, a na jednym z nich była Marie - bo Tony Laine nie jest taki głupi... Też się zabezpieczył - dodał, a Madox znowu parsknął. Tony tylko pokręcił głową.
- No powiedz jej kurwa co zrobiłeś... - powiedział Noriega i jego ciemne tęczówki z Tony'ego przeniosły się na Pilar. Ale Laine chyba nie zamierzał tego powiedzieć, zamiast tego nalał sobie rumu prawie do pełna i upił kilka łyków.
- Este idiota amenazó a Seeley con llevar estos videos a la policía si no le pagaban - ten idiota zagroził Seeleyowi, że zaniesie te filmiki na policję jeśli mu nie zapłacą, wyjaśnił jej spokojnie Madox - i teraz chcą go odjebać, bo wiedzą, że on coś na nich ma... - dodał i wzruszył ramionami, a Tony chociaż tej pierwszej części pewnie nie zrozumiał, to aż jęknął.
Pilar Stewart