Solo lo hace arder en silencio.
A wydawało mu się, jakby jakąś wieczność. I on naprawdę by do niej przyjechał. Już dwa razy przecież parkował na jej ulicy, już dwa razy wszedł do jej kamienicy z jakąś uroczą staruszką, a raz z listonoszem, ale nie zapukał. Sam nawet nie wiedział dlaczego.
Dlatego, że mu nie pozwoliła? A od kiedy Madox się takim czymś przejmował? No przecież on wiecznie łamał jakieś zasady, nie przestrzegał żadnych reguł, a teraz się tak jej posłuchał i nie przyjechał. Przyjechał, ale jej nie zobaczył.
A później jeszcze te smsy, w które wszedł chyba dwadzieścia razy. I dziesięć nawet miał napisać coś więcej niż to żałośne ok, które tak naprawdę nie wiadomo do czego się odnosiło. Do tego, że nie przyjedzie? Albo do tego, że znajdzie sobie kogoś na pocieszenie?
Ale to już nawet rum nie działał, nawet ta słaba kokaina z Toronto. Jedynie tylko ta praca, to głośne Emptiness działało jakoś tak, że zajmowało myśli. Kiedy w głośnikach znowu leciała salsa, a na parkiecie tańczyło więcej takich loca chica jak Pilar. Tylko, że żadna nie miała tej pierdolonej czerwonej sukienki.
Ale dzisiaj jedna dziewczyna miała ją na sobie, i dzisiaj stała sobie koło Noriegi jakby nigdy nic, z wysoko uniesionym podbródkiem i twarzą ukrytą pod czarną maską. Ta Madoxa też była schowana pod maską, ale przecież zdradzały go tatuaże, nawet te na samych dłoniach, przedramionach i szyi.
Emptiness miało dziś nieco inny klimat, jakiś taki bardziej tajemniczy, ta muzyka latynoska też nie do końca była gorąca, bardziej klubowa, bardziej masująca mózg, miała w sobie sensualność, ale też jakiś taki spokój, który miał się udzielić gościom. Madoxowi wcale się nie udzielał, bo on odwrócił się do tej brunetki w czerwonej, dopasowanej sukience, która była od niego sporo niższa i szeptał jej coś na ucho pochylając głowę nad jaj ramieniem.
Ruby, bo to właśnie ona stała obok Noriegi, nie wcale dlatego, że miała tę czerwoną sukienkę i nie dlatego, że łaziła za nim od powrotu z Medellin, tylko dlatego, że wpadła w oko Tonyemu.
Już ostatnio o nią pytał, więc dzisiaj miała specjalne zadanie, dbanie o to, żeby Laine był zadowolony, żeby jego szklanka była cały czas pełna.
Madox zerknął na zegarek, zbliżała się godzina zero, zaraz powinien pojawić się Tony. Tylko, że Noriega wcale nie wypatrywał Laina, bo jego spojrzenie szukało sukienki, którą jej wysłał. Czarnej. Bo on też dzisiaj był cały na czarno. W końcu mieli się nie rzucać w oczy. W końcu mieli dzisiaj panować nad tym swoim ogniem.
I Madox naprawdę się starał, chociaż kiedy stanął przed nim Tony Laine, cały na biało, to aż strzelił oczami.
- Ja jebę, czemu biały? - rzucił, bo ten jego garniak aż raził w oczy, a do tego ta biała maska. Popchnął Ruby w kierunku Tonyego.
- Zaprowadź go do loży, ja jeszcze na kogoś czekam... - rzucił jej do ucha, znowu pochylając się nad nią. I chociaż Ruby na początku się skrzywiła, to zaraz uśmiechnęła się ładnie i złapała Tonyego Laina pod ramię, żeby zaprowadzić go do tej loży na piętrze, którą Madox im na dzisiaj przygotował.
A on czekał, przy barze, i nawet przez chwilę dyskutował z tą nową, latynoską barmanką na temat tego, że dzisiejsza karta drinków jest obłędna. Była, bo Madox sam ją układał. I nawet był tam taki jeden drink, który skomponował z myślą o...
- Szefie jest problem - za jego plecami wyrosła Maddie ubrana w krótką sukienkę całą w cekiny i maskę z piórami.
- Jaki problem?
- Złapali typa z bronią i rzuca się do chłopaków przed klubem - powiedziała powoli, a Madox odwrócił się w jej kierunku.
- Jak nie będzie chciał odejść, to wezwiemy psy... - rzucił ostrożnie Madox, ale Maddie pochyliła się w jego kierunku.
- Ale to jest pies.
- Kto?
- Nick Dalton.
- Nick Dalton? - powtórzył Noriega, jeszcze jego było mu tutaj dzisiaj potrzeba. Myślał, że już da mu spokój po tym przesłuchaniu, ale jednak chyba się przeliczył.
- I jest z nim Pilar - i dopiero na te słowa Madox poderwał się z miejsca i zrobił krok w kierunku Maddie. Pilar z Nickiem Daltonem, a miała przyjść kurwa sama.
- Popierdoliło ją - mruknął i ruszył przed ten klub. Złapał tylko po drodze czarny płaszcz, żeby zarzucić go na grzbiet, bo śnieg wcale nie ustępował i przed klubem było naprawdę zimno. Płatki śniegu tańczyły w świetle latarni, w czerwonym świetle sączącym się z klubu i osadzały się na tych jej czarnych, niesfornych włosach
Dalton kurwa był chyba pijany, naćpany, jakiś dziwny, nabuzowany. A Pilar…
Pilar była przepiękna i w pierwszej chwili jak Madox tam stanął, to te jego ciemne tęczówki padły właśnie na nią. I nie mógł ich od niej oderwać, dopiero jak Nick wyrwał się w jego kierunku, a jeden z ochroniarzy złapał go za bety, to Noriega spojrzał na nich.
- O co tu kurwa chodzi? - zapytał i przejechał dłonią po tych swoich dzisiaj jasnych i krócej ściętych włosach, których Pilar pewnie nie widziała, bo on zaszalał tak kilka dni temu. Może właśnie, żeby trochę dzisiaj zmylić tych, którzy mogli ich obserwować.
A teraz to obserwowała ich cała kolejka do wejścia. Bo przy okazji nie miał kto dalej sprawdzać gości i ich wpuszczać do środka. Madox zerknął na Daltona, a później na ochroniarzy.
- Wracać do roboty, goście czekają, poradzę sobie - rzucił tylko i wyszedł do przodu, żeby stanąć przed tym Daltonem, który teraz namiętnie poprawiał sobie swój melanżowy płaszcz.
- Czego? - warknął Madox, na co Nick od razu się wyprostował.
- Wchodzimy - powiedział pewny swego. A Noriega strzelił oczami, przy okazji zatrzymując na moment spojrzenie na Pilar. Miała być sama, ale ten pierdolony Dalton był jak jakiś wrzód na tyłku.
- Ty nie... - powiedział powoli Madox, na co Nick znowu wyrwał się do przodu.
- Jak to?
- Nie wpuszczamy nikogo z bronią.
- Ale ja jestem...
- Chuj mnie to obchodzi - przesadził z tym chujem? Chyba, bo Nick chciał go złapać za bety, ale Madox go odepchnął łokciem. Nie uderzył, tylko go odepchnął, a mógł mu przy okazji wyjebać prosto w nos. Mógłby.
Gdyby nie Pilar.
Pilar Stewart