emotional motion sickness
: śr gru 10, 2025 4:44 pm
Nie oczekiwała niczego sensownego po tej krótkiej wymianie zdań. Właściwie mogła się spodziewać, że znów zaprowadzi je to donikąd. Tkwiły w miejscu, krążąc uparcie wokół tych samych pretensji i niewypowiedzianych żalów, tylko podsycając napięcie kolejnymi drobnymi sprzeczkami. Każde słowo, zamiast cokolwiek wyjaśniać, wkurwiało jeszcze bardziej. To było jak kolejny kamyk dorzucony do lawiny, która od kilka dni wisiała im nad głowami. I Zaylee znów poczuła, że rośnie w niej znajoma irytacja, która zwykle poprzedzała moment, w którym miała ochotę trzasnąć drzwiami i wyjść, byle dalej od Swanson. A jednak zostawała.
— Pieczeń będzie w porządku — odparła równie beznamiętnie. — Rodzice lubią wszystko, co mięsne. Zwłaszcza ojciec — zaznaczyła, wspominając upodobania obojga.
Kiedy to one przyjeżdżały do Whitby i zatrzymywały się u Millerów, Dorothy zazwyczaj przyrządzała dziczyznę. Nawet jeśli teraz kupowała ją w sklepie, to ojciec przez lata sam zapewniał podobne rarytasy. W wolnych chwilach wciąż wymykał się do okolicznych lasów, niby na spacer, ale wszyscy wiedzieli, że zawsze wracał z czymś więcej niż tylko świeżym powietrzem w płucach. Czasem przynosił króliki, rzadziej bażanta, a potem z dumą opowiadał, ile śladów musiał prześledzić, zanim pociągnął za spust strzelby. Jako emerytowany inżynier nadal udzielał konsultacji rolnikom i firmom związanym z agrotechniką, jednak teraz jego grafik był dużo luźniejszy. Dawało mu to czas na swoje małe wyprawy, jak sam je nazywał, choć cała rodzina wiedziała, że polowanie traktuje jako sposób, żeby udowodnić, że mimo wieku wciąż ma siłę, celne oko i tę upartą zaradność, z której był dumny przez całe życie i którą przekazał w genach najstarszej córce.
Zaylee sięgnęła po siatkę z ziemniakami oraz nóż, po czym stanęła przy jednym z kuchennych blatów. Mogłaby użyć obieraczki, która leżała na wyciągnięcie ręki, ale ostrz kuchenne zdecydowanie lepiej leżało w jej ręce. Lata autopsji sprawiły, że potrafiła prowadzić nóż z taką precyzją, jakby był przedłużeniem jej własnej dłoni. Gdyby tylko chciała, już dawno mogłaby wbić Evinie nóż pod żebra — to była brutalna prawda, o której Miller czasem myślała z ponurym rozbawieniem. A jednak miłość robiła swoje. Albo po prostu narzeczona nie doprowadziła jej jeszcze do ostateczności.
— Moi rodzice na pewno będą nalegać, żebyśmy przyjechały z Samem na święta — mruknęła, wrzucając kolejnego obranego ziemniaka do zlewu. Woda opryskała jej koszulkę, ale nawet tego nie zauważyła. — Możemy najpierw zajechać do nich, a później do Elaine i Davida. Tylko najpierw musimy się dowiedzieć, czy Wierzbowy Zakątek pozwoli nam zabrać Młodego na Gwiazdkę. — mówiąc to, zerknęła przez okno na śnieg, który szczelnie zasypał podjazd przed domem. Białe zaspy piętrzyły się przy ogrodzeniu, a ona przez moment zapatrzyła się w kolorowe lampki, które sąsiedzi zawiesili na swoim ganku.
Nie miała pojęcia, jak dokładnie wyglądały przedświąteczne procedury w domu dziecka i czy wychowawczyni Samuela w ogóle zgodzi się, żeby chłopiec spędził z nimi kilka dni. Pewne było jednak to, że Sam oszalałby z radości, gdyby mogli razem ubrać choinkę. Już ostatnim razem pytał, czy będzie mógł wziąć ze swojego pokoju w sierocińcu i powiesić na gałęzi ten wielki, czerwony dzwonek, co tak brzydko brzęczy, ale jest fajny. Oczywisćie musiały jeszcze pomyśleć o prezentach. Prawdopodobnie powinny wreszcie poważnie rozważyć zakup konsoli — głównie dla Młodego, ale Zaylee podejrzewała, że Evina również nie miałaby nic przeciwko kilku wspólnym wieczorom z grą i grzanym winem. Tym sposobem dawała Swnason do zrozumienia, że niezależnie od tego, jak bardzo były na siebie wkurwione, święta spędzą razem. Nie oznaczało to jednak, że wszystko w magiczny sposób wróciło do normy.
Evina J. Swanson
— Pieczeń będzie w porządku — odparła równie beznamiętnie. — Rodzice lubią wszystko, co mięsne. Zwłaszcza ojciec — zaznaczyła, wspominając upodobania obojga.
Kiedy to one przyjeżdżały do Whitby i zatrzymywały się u Millerów, Dorothy zazwyczaj przyrządzała dziczyznę. Nawet jeśli teraz kupowała ją w sklepie, to ojciec przez lata sam zapewniał podobne rarytasy. W wolnych chwilach wciąż wymykał się do okolicznych lasów, niby na spacer, ale wszyscy wiedzieli, że zawsze wracał z czymś więcej niż tylko świeżym powietrzem w płucach. Czasem przynosił króliki, rzadziej bażanta, a potem z dumą opowiadał, ile śladów musiał prześledzić, zanim pociągnął za spust strzelby. Jako emerytowany inżynier nadal udzielał konsultacji rolnikom i firmom związanym z agrotechniką, jednak teraz jego grafik był dużo luźniejszy. Dawało mu to czas na swoje małe wyprawy, jak sam je nazywał, choć cała rodzina wiedziała, że polowanie traktuje jako sposób, żeby udowodnić, że mimo wieku wciąż ma siłę, celne oko i tę upartą zaradność, z której był dumny przez całe życie i którą przekazał w genach najstarszej córce.
Zaylee sięgnęła po siatkę z ziemniakami oraz nóż, po czym stanęła przy jednym z kuchennych blatów. Mogłaby użyć obieraczki, która leżała na wyciągnięcie ręki, ale ostrz kuchenne zdecydowanie lepiej leżało w jej ręce. Lata autopsji sprawiły, że potrafiła prowadzić nóż z taką precyzją, jakby był przedłużeniem jej własnej dłoni. Gdyby tylko chciała, już dawno mogłaby wbić Evinie nóż pod żebra — to była brutalna prawda, o której Miller czasem myślała z ponurym rozbawieniem. A jednak miłość robiła swoje. Albo po prostu narzeczona nie doprowadziła jej jeszcze do ostateczności.
— Moi rodzice na pewno będą nalegać, żebyśmy przyjechały z Samem na święta — mruknęła, wrzucając kolejnego obranego ziemniaka do zlewu. Woda opryskała jej koszulkę, ale nawet tego nie zauważyła. — Możemy najpierw zajechać do nich, a później do Elaine i Davida. Tylko najpierw musimy się dowiedzieć, czy Wierzbowy Zakątek pozwoli nam zabrać Młodego na Gwiazdkę. — mówiąc to, zerknęła przez okno na śnieg, który szczelnie zasypał podjazd przed domem. Białe zaspy piętrzyły się przy ogrodzeniu, a ona przez moment zapatrzyła się w kolorowe lampki, które sąsiedzi zawiesili na swoim ganku.
Nie miała pojęcia, jak dokładnie wyglądały przedświąteczne procedury w domu dziecka i czy wychowawczyni Samuela w ogóle zgodzi się, żeby chłopiec spędził z nimi kilka dni. Pewne było jednak to, że Sam oszalałby z radości, gdyby mogli razem ubrać choinkę. Już ostatnim razem pytał, czy będzie mógł wziąć ze swojego pokoju w sierocińcu i powiesić na gałęzi ten wielki, czerwony dzwonek, co tak brzydko brzęczy, ale jest fajny. Oczywisćie musiały jeszcze pomyśleć o prezentach. Prawdopodobnie powinny wreszcie poważnie rozważyć zakup konsoli — głównie dla Młodego, ale Zaylee podejrzewała, że Evina również nie miałaby nic przeciwko kilku wspólnym wieczorom z grą i grzanym winem. Tym sposobem dawała Swnason do zrozumienia, że niezależnie od tego, jak bardzo były na siebie wkurwione, święta spędzą razem. Nie oznaczało to jednak, że wszystko w magiczny sposób wróciło do normy.
Evina J. Swanson