34 y/o
CHRISTMASSY
171 cm
koronerka w toronto police service
Awatar użytkownika
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

036.
Już czwartą dzień z chorobliwą konsekwencją unikała konfrontacji. Wstawała wcześniej niż zwykle, zanim Evina zdążyła wyjść z sypialni. Po cichu krzątała się po kuchni, zamykała drzwi bez trzaskania, zostawiała na blacie kubek z kawą, której nie zdążała wypić. Kiedy Swanson wracała późo z pracy, Zaylee była już w innym pokoju, pod prysznicem, albo zbyt zajęta czymkolwiek, żeby zapoczątkować rozmowę. Nie dawała się również sprowokować, chociaż czasami brakowała naprawdę niewiele, żeby znów rozpętać bezsensowną awanturę.
Na komisariacie mijały się w wąskim korytarzu jak obce sobie osoby. Czasem patrzyły na siebie dłużej, jakby chciała coś powiedzieć, ale Miller zawsze znajdowała sposób, żeby być już krok dalej. Najbardziej dotkliwa była wieczorna cisza. Telewizor grał zbyt głośno, bo wtedy nie trzeba było rozmawiać. Jedna siedziała na kanapie, druga w fotelu. Dwa oddzielne światy pd jednym dachem, oddzielone przestrzenią, która robiła się coraz bardziej nieznośna od niewypowiedzianych pretensji.
Im bliżej było dnia spotkania rodzin, tym bardziej Zaylee potęgowała swoje uniki. Wychodziła bez słowa, wracała późno, zupełnie jakby próbowała udowodnić samej sobie, że potrafi funkcjonować obok narzeczonej, pozostając wierna swoimi przekonaniom i własnym racjom. A jednak ten dzień nadchodził nieubłaganie. Dzień, w którym Millerowie i Swansonowie mieli usiąść przy jednym stole, uśmiechać się do siebie i udawać wzajemną sympatię. A one przecież nie mogły mijać się w nieskończoność.
Może powinnyśmy to przełożyć? — zasugerowała w niedzielny poranek, stojąc przy ekspresie do kawy. Rodzice mieli przyjechać po południu, a samo spotkanie było zaplanowane od dawna, dopięte w kalendarzu i omówione w najdrobniejszych szczegółach jeszcze wtedy, gdy wszystko między nimi było prostsze. Teraz każda myśl o tym dzisiejszym popołudniu powodowała w Zaylee nieprzyjemny skurcz żołądka. — O tydzień. Albo o dwa — dodała, ignorując kolejną wiadomość od matki, w której przypomniała, że będą w porze obiadowej. Jej oczy mimowolnie powędrowały na telefon, ale szybko odwróciła wzrok.— Powiedzmy im cokolwiek — kontynuowała swoją próbę wymigania się od zapoznawczego spotkania. — Że coś nam wypadło w pracy. Albo, że jestem chora — wzruszyła ramionami i wcisnęła przycisk w ekspresie.
I nagle poczuła absurdalność tych słów, jakby wymyślając kłamstwo, kopała po schodach swoje własne sumienie. Czy to, że nie chciała ich teraz widzieć, było wystarczającym usprawiedliwieniem? Czy niechęć przed napięciem przy stole była ważniejszy niż uczciwość wobec nich albo wobec siebie samej? Z drugiej strony może przez kilka dni prawie się nie odzywały, więc pewnie przesunięcie przyjazdu niczego nie zmieni. A może jednak zmieni? Może te dwa tygodnie wystarczą, żeby w końcu przestały z Eviną na siebie tak warczeć.
Ekspres zamigotał, a czarna kawa zaczęła sączyć się wprost do kubka. Zaylee obserwowała ciemny płyn, ciągle analizując w głowie każde słowo, każde milczenie i każde spojrzenie. Przypominała sobie też te poranki sprzed miesiąca, kiedy kłótnie były krótkie, a potem znikały gdzieś w codziennym zgiełku.


Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
48 y/o
CHRISTMASSY
168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The Grinch stole Christmas and so did I
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Odkąd tylko po raz pierwszy zostały razem to pierwszy raz przechodziły przez taki kryzys. Ostatni raz takie ciche dni miały w momencie, gdy jeszcze nie zdawały sobie sprawy z tego jak wiele dla siebie znaczą. Wtedy też była to w głównej mierze wina Eviny, która powiedziała zbyt wiele ostrych słów... Tylko, że tym razem było dużo gorzej. Zwłaszcza, że nie chodziło o błahostkę.
W normalnych okolicznościach już dawno by im przeszło. Byłyby w stanie przejść nad kłótnią do porządku dziennego, zapomnieć o niej i wrócić do normalnego funkcjonowania. W normalnych okolicznościach już dawno temu miałyby za sobą seks na zgodę, który pozwalał na rozładowanie frustracji i przywrócenie swoistej równowagi w związku.
Teraz jednak nie były w stanie nawet się dotknąć.
Od kilku dni mijały się i całkiem ignorowały swoją obecność. Być może Swanson robiła to po części z powodu nie tyle złości, a również poczucia winy. Nie potrafiła spojrzeć na nią po tym, co padło wtedy w prosektorium. Wiedziała, że nie powinna czynić tego jednego komentarza, który był wyraźnym ciosem poniżej pasa, ale nie potrafiła tak po prostu za niego przeprosić. Nie miała pojęcia jak mogłaby wytłumaczyć te słowa, gdyby padło pytanie dlaczego.
Chyba dlatego tkwiły w zawieszeniu... Dalej nie łamały swojej zasady odnośnie tego, że koniec końców kładły się do tego samego łóżka, ale specjalnie odkładały moment przejścia do sypialni, aby nie musieć mierzyć się z ciszą i zbyt bliską obecnością. Najłatwiej detektywce przychodziło zamykanie się w swoim gabinecie położonym na piętrze na coraz dłuższe godziny, aby móc zanurzyć się w pracy i rozmyślaniach nad wszystkimi rozpracowywanymi sprawami.
Sytuacji na pewno nie poprawiał również fakt, że czystym zbiegiem okoliczności nadszedł właśnie dzień, gdy ich rodziny miały przyjechać w odwiedziny na obiad, aby dokonać po raz pierwszy oficjalnego zapoznania się. Nie powinny były wcześniej z tym tak zwlekać. Właśnie przez to ten dzień złapał je w najgorszym możliwym momencie.
- Powiedz, że jesteś chora, a będą tu jeszcze szybciej z garnkiem rosołu - odpowiedziała bezbarwnym głosem, nie odrywając spojrzenia od telefonu, w którym przeglądała newsy zarówno z okolic jak i ze świata. - Powiemy, że coś nam wypadło w pracy to znowu się nasłuchamy na ten temat i będą nam suszyć głowę o to, że nie mamy wolnej nawet jednej niedzieli dla nich. Co wolisz?
Sama chętnie odwołałaby to wszystko w cholerę i po prostu pogrążała dalej w swoim depresyjnym nastroju przy gorzkiej herbacie earl grey i wiadomościach o kolejnych wyczynach Donalda Trumpa, które jedynie zdawały się potęgować wszystkie negatywne emocje, które czuła w związku z konfliktem, który zagnieździł się w domu. Nie wiedziała czy miała siły udawać. Nie miała też pewni sił na to, aby wymuszać jakieś kłamstwo i liczyć na to, że jednak którakolwiek ze stron im uwierzy.

zaylee miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o
CHRISTMASSY
171 cm
koronerka w toronto police service
Awatar użytkownika
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Niewątpliwie sytuacja była dla nich czymś zupełnie nowym. Zwykle potrafiły się wykłócać, a potem łagodzić spory w łóżku, gdzie intymność stawała się sposobem na odbudowanie więzi. Jednak teraz nawet nie potrafiły spojrzeć sobie w oczy. Zaylee wciąż dźwięczały w głowie niesprawiedliwe słowa Eviny, które padły w prosektorium. To tylko skumulowało się ze sprawą Blythe'a, tworząc między nimi mur. I żadna z nich nie wiedziała, jak go przeskoczyć.
Miała chwile, w których odczuwała pokusę, żeby przenieść się do pokoju gościnnego albo do salonu, byle tylko uniknąć spania obok Swansona. A jednak nie zrobiła tego. Twardo trzymała się ustaleń, które razem wypracowały — niezależnie od tego, co się działo i jak bardzo były na siebie wkurwione, noce spędzały razem. Nie było miejsca na kompromisy.
Miller prychnęła pod nosem, przyznając w duchu rację narzeczonej. Wiedziała, że żadna wymówka nie brzmiałaby wystarczająco przekonująco, aby odwlec spotkanie rodzinne. Ani nagła choroba, ani zasłanianie się pracą nie powstrzymałoby Millerów, ani Swansonów przed przyjazdem z Whitby. A świadomość, że rodzice i przyszli teściowie tak bardzo liczą na wspólnie spędzony czas, sprawiała, że chęć ucieczki wydawała się jeszcze bardziej absurdalna.
Zamierzasz gotować, czy mam coś zamówić? — zapytała, bo akurat Zaylee było zupełnie wszystko jedno. Jej umiejętności kulinarne kończyły się tam, gdzie trzeba było przygotować coś więcej niż jajecznicę, więc co najwyżej mogliby odbyć kurtuazyjną wymianę zdań nad patelnią ze smażonym jajkiem i dzbankiem herbaty.
Sięgnęła po kubek z kawą i dopiero teraz uświadomiła sobie, że użyła jednego z tych należących do Eviny. Nie zrobiła tego celowo, choć mogło to wyglądać zupełnie inaczej. Na chwilę zawahała się, przemykając myślą, czy nie powinna zmienić naczynia, ale uznała, że to zbędne, bo przecież nie warto było brudzić kolejnych naczyń dla tak drobnej sprawy. Upiła łyk gorącego napoju i spojrzała na wiszący na ścianie kalendarz.
W środę jest mecz — zakomunikowała, rzucając okiem na dzień, przy którym sama dorysowała piłkę do nogi. — Nie sądzę, żeby udało mi się wyrwać z pracy — dodała beznamiętnie, ale równie dobrze mogłaby nic nie mówić.
Gdyby naprawdę się postarała, pewnie zjawiłaby się na trybunach jako zagorzała kibicka, ale kompletnie nie miała na to nastroju. W ten sposób pewnie mocno zawiedzie dziewięciolatka, który z takim przejęciem liczył na ich obecność. Samuelowi zależało, aby obie przyszły na mecz i było niesprawiedliwe, że ich kłótnie odbijały się na chłopcu. A mimo to nie miała najmniejszej ochoty na udział w tego typu rozgrywkach.
Czy to czyniło ją złym człowiekiem, a może wręcz chujową przyszłą matką? Pewnie tak. Może powinna po prostu pozostać przy kotach i trupach, których nie rozczarowywała na każdym kroku. Koty okazywały swoje niezadowolenie w sposób prosty i przewidywalny, domagając się puszki i drapiąc, a trupy… Cóż, przynajmniej były milczące i nie wymagały od niej aż tak emocjonalnego zaangażowania.

Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
48 y/o
CHRISTMASSY
168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The Grinch stole Christmas and so did I
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Cały ten spór był po prostu męczący. Dokuczał im o wiele bardziej niż sądziły, ale nie potrafiły tak po prostu mu zaradzić. Od zawsze miały problem z przyznaniem się do błędu czy słabości. Nie umiały się przełamać, aby wykonać pewne gesty, a to odbijało się na nich w brutalny sposób... Największy problem leżał rzecz jasna po stronie detektywki, która czasami miała wrażenie jakby słowo przepraszam dławiło ją przy samej próbie wypowiedzenia. Wiedziała, że była w błędzie, ale czuła niemal fizyczne opory przed ukorzeniem się i próbą pojednania się z narzeczoną. Zwłaszcza, że chodziło tutaj o sprawy związane z jej bezpieczeństwem.
Evina skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie myślała przynajmniej raz o tym, aby przespać się w swoim domowym gabinecie pod pretekstem całonocnej pracy, ale ostatecznie i tak lądowała w łóżku obok narzeczonej. Nawet jeśli było to, co najmniej bolesne. Z jakiegoś powodu leżenie tuż obok niej, gdy usilnie starała się jej nie dotknąć było bardziej męczące niż nie spanie przez całą noc.
Wiedziała, że ma rację. Wiedziała to również Miller. Ich rodziny już wystarczająco wiele razy skarżyły się na to, że nie mają czasu na to, aby ugościć je w swoim domu. Przełożenie tego wszystkiego na później mogłoby skutkować jeszcze jedną katastrofą, a Swanson nie miała siły ani ochoty na to, aby siłować się z kimś jeszcze poza Zaylee.
- Ugotuję. Nie możemy ich ugościć zamówionym żarciem - odpowiedziała sucho, odrzucając w końcu telefon na blat po czym pociągnęła łyk herbaty.
Wciąż była zaspana. Nie miała energii, a czekała ją jeszcze wizja sterczenia w kuchni. Nienawidziła gotować, a fakt, że musiała to zrobić dla sześciu osób zamiast upichcić coś na szybko dla dwójki sprawiał, że była jeszcze bardziej rozdrażniona. Prawda była jednak taka, że jeśli zapraszały ich do siebie to musiały się postarać. Inaczej mogły równie dobrze zaaranżować spotkanie na mieście.
Na razie nie zauważyła jeszcze wpadki narzeczonej związanej z kubkiem. Może i faktycznie było to głupie, ale Evina miała już swoje dziwactwa. Podobnie jak Zaylee. Tylko, że tym, co drażniło był nie bałagan, a wykorzystywanie kilku z jej cennych kubków do parzenia kawy względem której czuła niesamowitą awersję.
- Postaraj się wyrwać. Sam będzie zawiedziony jeśli którejś z nas nie będzie - przypomniała jej, bo dziewięciolatek naprawdę liczył na to, że obie zjawią się na jego meczu.
Mogły być na siebie wściekłe, ale ze względu na dziecko powinny udawać, że wszystko było w porządku i nie pozwolić na to, aby ich konflikt w jakikolwiek sposób się na nim odbił. Nawet jeśli chodziło o coś z pozoru tak nieistotnego jak to, że któraś z nich nie pojawiła się na trybunach w czasie meczu piłkarskiego.
Wstała od stołu. Chciała powoli zabrać się już za przygotowywanie obiadu, a przynajmniej przejrzenie zawartości lodówki, bo możliwe było iż musiałaby jeszcze wykonać jakieś szybkie zakupy. Miała właśnie minąć narzeczoną, gdy jej uwagę przykuła charakterystyczna grafika na trzymanym przez nią kubku wypełnionym śmierdzącą kawą.
- Serio, kurwa? - prychnęła mimowolnie. - Miałyśmy jedną zasadę. Nie... zresztą. Nieważne. Weź go już sobie.
Nie było po co strzępić sobie języka. Lepiej po prostu to zignorować. Mogła obejść się bez jednego kubka w życiu.

zaylee miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o
CHRISTMASSY
171 cm
koronerka w toronto police service
Awatar użytkownika
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Dla niej ten spór był dla wyczerpujący w zupełnie inny sposób. Drażniło ją, jak bardzo Evina upierała się przy własnej dumie, bo przyznanie się do błędu było dla niej czymś w rodzaju zdrady samej siebie. A najbardziej irytowało ją to, że narzeczona wiedziała, że zawiniła, a mimo to nie potrafiła nawet wyszeptać prostego przepraszam. Każde milczenie było dla Zaylee jak kolejne uderzenie — niepotrzebne i frustrujące do granic możliwości.
Złość narastała i mieszała się z bezsilnością. Chciała po prostu, żeby Swanson odpuściła, żeby przestała udawać, że problem sam się rozwiąże. Jednocześnie wiedziała, że sama nie była całkowicie bez winy. W jej oczach postępowała słusznie. Chciała tylko przypilnować, żeby Evina nie angażowała się w sprawę Blythe’a. I choć kierowała się głównie troską i logiką, trudno było nie odczuwać żalu po słowach, które padły w prosektorium.
Jak uważasz — wzruszyła ramionami. Według Miller nie było nic niewłaściwego w zamówieniu jedzenia. Mogły wziąć na wynos coś domowego i udawać, że przyrządziły to w domu. Skoro i tak były zmuszone grać, że wszystko było w porządku, to dlaczego nie postąpić podobnie z obiadem? Ten dzień i tak już chuj strzelił, a przecież był dopiero ranek.
Nie skomentowała tego, że Sam będzie zawiedziony, kiedy nie uda jej się pojawić na meczu. W przypadku Zaylee milczenie mogło oznaczać dosłownie wszystko, ale tym razem wiedziała, że nie będzie się starać na siłę uszczęśliwić dziewięciolatka, pojawiając się na trybunach w towarzystwie narzeczonej. Albo co gorsza, będą stać z dala od siebie, co na pewno nie umknie uwadze Sama, który później zasypie ich tysiącem pytań. Ważne, żeby choć jedna z nich przyszła mu kibicować, a z nich dwóch to Swanson było bliżej do sportu.
Spodziewała się tej pogardliwej reakcji. Evina nie znosiła, kiedy coś cuchnęło kawą. Już miała wyjaśnić, że nie zrobiła tego umyślnie, ale zamiast tego bezmyślnie chwyciła kubek i cisnęła nim w stronę zlewu. Porcelana eksplodowała w drobne kawałki, rozpryskując ciemny napój na blacie i podłodze. Koty, które do tej pory kręciły się w pobliżu, czmychnęły na parapet.
A wsadź sobie ten kubek w dupę! — krzyknęła, wyrzucając ręce w powietrze.
Odnosiła wrażenie, że od kilku dni Swanson celowo testowała jej cierpliwość. Milczenie narzeczonej i jej kamienna twarz, przyprawiały Zaylee o zawroty głowy. Sama nie była bez skazy, nie powinna tak łatwo dawać się prowokować, ale nie mogła nic zaradzić na to, że tłumiona frustracja czekała tylko na to, żeby przelać się przez każdy drobny pretekst.
Spojrzała na rozsypane kawałki porcelany i na poplamioną kawą podłogę. Bez podeszła do blatu i sięgnęła po papierowy ręcznik, który rzuciła na ciemną plamę, a potem schyliła się, żeby zebrać pozostałości po kubku. Koty, wciąż niepewne sytuacji, obserwowały ją z parapetu, sycząc przy tym cicho. Miller machnęła ręką, zirytowana ich nieuzasadnionym strachem. Chciała znowu wrzasnąć, żeby Evina w końcu zrobiła choć jeden krok w stronę przyznania się do błędu, ale zamiast tego wzięła się do sprzątania z jeszcze większą determinacją.

Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
48 y/o
CHRISTMASSY
168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The Grinch stole Christmas and so did I
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Niezależnie od powodów obie czuły się niezwykle źle z tym wszystkim. Już dawno powinny się pogodzić, ale jakby coś je przed tym powstrzymywało. Swanson nie miała pojęcia jak długo ten stan będzie się jeszcze utrzymywał, ale zdawała sobie sprawę, że powinna być tą, która jako pierwsza wyciągnie dłoń na zgodę... To jednak nie potrafiło jej jakoś przyjść.
Złość, poczucie winy, żal i wszystko co możliwe zdawało się czasami wręcz rozrywać ją od środka, ale nie miała pojęcia, co takiego mogłaby zrobić, aby naprawić sytuację. Zwykłe przepraszam wydawało się niewystarczające choć stanowiło zawsze jakiś pierwszy krok.
To zawsze ona decydowała o jedzeniu, gdy przychodziło do gotowania. Chyba, że Zaylee miała ochotę na coś konkretnego. Często jednak stołowały się na mieście lub decydowały się na zamówienie czegoś na wynos, bo chciały spędzić nieco więcej czasu zajmując się sobą zamiast marnować ją w kuchni. Teraz jednak biorąc pod uwagę istniejące między nimi napięcie może nawet wizja sterczenia przy garach była dużo lepsza od znoszenia milczącego towarzystwa koronerki.
Zdążyły już zauważyć, że Sam był niezwykle spostrzegawczy jak na swój wiek. Błyskawicznie wyłapywał zmiany nastroju i potrafił stwierdzić, gdy tylko było coś nie tak. Zapewne w tym przypadku byłoby podobnie i musiałyby wymyślić coś przekonującego, aby wytłumaczyć to, co się między nimi obecnie działo. Nie zmieniało to jednak faktu, że chłopiec na pewno będzie zawiedziony tym, że obie nie znajdowały się na trybunach.
Nie chciała wszczynać kolejnej kłótni o jakiś durny kubek, ale rozdrażnienie wprost się z niej wylewało. Na pewno też nie przypuszczała, że w przypływie wściekłości narzeczona ciśnie rzeczonym kubkiem o zlew.
Siłą odruchu Evina zasłoniła się ramieniem przed odłamkami porcelany, które rozbryzgnęły się tuż obok niej. Zdenerwowanie, które towarzyszyło jej jeszcze chwilę temu zamieniło się w zwyczajną furię. Nie mogła uwierzyć, że doszło aż do tego.
- Pojebało cię? - zapytała ostrym tonem, przyglądając się z nieukrywaną wściekłością narzeczonej.
Przez chwilę nawet chciała chwycić ją za ramię i przyciągnąć do siebie, ale wtedy ta rzuciła się do sprzątania. Jak zawsze. Nie potrafiła usiedzieć jeśli tylko widziała gdzieś jakąkolwiek oznakę nieporządku.
- Jak się musisz wyżyć to lepiej mnie uderz zamiast demolować kuchnię - zaproponowała bez większego zastanowienia, dalej nie mogąc pozbyć się kipiącej z głosu wściekłości.
Może i nie było to żadne rozwiązanie dla problemów, ale może dzięki temu ulżyłoby im obu. Miller musiała to wszystko z siebie wyrzucić, a Evina wolała odczuć to na własnej skórze, aby się przekonać o wszystkim zamiast patrzeć na to jak jej ukochane kubki obracają się w perzynę.

zaylee miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o
CHRISTMASSY
171 cm
koronerka w toronto police service
Awatar użytkownika
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

To były emocje, a ona była pierdolnięta.
Jeszcze czuła drżenie w palcach, kiedy porcelana poszła w diabły. Wcale nie chciała rzucać, przynajmniej nie świadomie. Po prostu nie była już w stanie dłużej trzymać tego wszystkiego w środku. Miała wrażenie, że coś od wewnątrz zaczyna ją rozsadzać, że jeżeli nie zrobi czegoś w tym momencie, to albo zacznie krzyczeć, albo… już sama nie wiedziała. A może właśnie chciała to zrobić? Chciała rozpierdolić ten cholerny kubek w drobny mak, zanim zacznie kruszyć własne zęby w pył.
Teraz jednak ogarniała ją paranoiczna potrzeba kontroli, która przeradzała się w kompulsywne sprzątanie. Skupiała się na tym, dopóki Swanson nie otworzyła ust. Jej słowa sprawiły, że Zaylee aż prychnęła pod nosem. Nie zliczyłaby nawet, ile razy wzajemnie obrzucały się tym pytaniem. Tak, najwyraźniej ją pojebało. Już miała coś odpyskować, ale ugryzła się w język, gdy Evina palnęła kolejną genialną myśl.
Jak się musisz wyżyć, to lepiej mnie uderz.
W jednej sekundzie aż zrobiło jej się gorąco. Rzuciła zużyty ręcznik papierowy na blat, a odłamki kubka posypały się z powrotem na kafelki.
Kpisz sobie ze mnie? — zapytała, pierwszy raz od kilku dni unosząc wzrok w taki sposób, żeby dokłądnie zmierzyć ją wzrokiem. W jej oczach tliła się mieszanka zdenerwowania i niedowierzania. — Nie, absolutnie nie mam takiego zamiaru — odparła szorstko. Nie miała pojęcia, co musiałoby się wydarzyć, żeby faktycznie podniosła rękę na narzeczoną. Miller była furiatką, to prawda, ale nigdy nie dopuszczała się przemocy wobec innych. Wyjątkiem był jedynie Bobby Hackman — i to tylko dlatego, że on naprawdę sobie na to zasłużył. — Ty byś to zrobiła? — parsknęła, łapiąc za szczotkę z zamiarem zamiecenia pozostałych drobinek porcelany.
Wiedziała, że nie. Wiedziała, że Evina wolałaby walić pięścią w ścianę, niż wymierzyć jej policzek. I to działało w obie strony. Zaylee wyżyła się na kubku i to był tylko zwykły kubek. Trudno, odkup jej taki sam.
To i tak niczego nie zmieni — dodała jeszcze, pochylając się, aby zgarnąć drobinki na szufelkę. Tak, jak nie zmieniały nic żałosne niby-przeprosiny, które Swanson wypowiedziała w prosektorium. Nie przepraszała jednak za słowa, które Miller dotknęły najbardziej, a za… za co właściwie?
Kiedy wtedy tam przyszła, rzeczywiście przeprosiła ją, ale co konkretnie miała na myśli? Za to, że była tak uparcie nieustępliwa i bez względu na wszystko chciała wyjść Blythe'owi naprzeciw? Czy może chodziło o to, że sprzeczały się w obecności Sloana i uczyniły go świadka tych wszystkich okropnych ocen i podłych słów? A może za coś jeszcze innego, o czym Miller nawet nie miała pojęcia.
Wrzuciła resztki po kubku do kosza na śmieci, opłukała dłonie pod strumieniem chłodnej wody i przycisnęła palce do nasady nosa, chcąc przynajmniej po części zapanować nad buzującymi emocjami. Nie było nic bardziej wyczerpującego niż ich kłótnie. Nawet po najtrudniejszej i najbardziej wymagającej autopsji Zaylee nie czuła się tak skrajnie zmęczona.

Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
48 y/o
CHRISTMASSY
168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The Grinch stole Christmas and so did I
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Zdawała sobie sprawę z tego jak wybuchowa potrafiła być jej narzeczona. Tym razem jej ofiarą padł niczego niewinny kubek. Wszystko przez to, że Evina rościła sobie do niego wyłączne prawo i musiała o tym napomknąć. Tyle dobrego, że odłamki nie wyrządziły którejkolwiek z nich żadnej krzywdy.
Wiedziała, że powinny się w jakiś sposób wyzbyć tych złych emocji. Swanson w tym momencie nie miałaby nic przeciwko zostaniu workiem treningowym. Głównie dlatego, że chyba wszystko było dużo lepsze od tej pełnej napięcia ciszy przerywanej jedynie cichymi warknięciami i ostrymi komentarzami, które nie uderzały tak boleśnie i celnie jak by mogły. Nie miała pojęcia czemu nie potrafiły ze sobą rozmawiać, ale jakoś musiały to rozwiązać.
- Nie sądzisz, że zasłużyłam? Za to w prosektorium - przypomniała jej.
Słowa, które wtedy wypowiedziały były zbyt brutalne. W jej mniemaniu jak najbardziej Zaylee miałaby prawo do tego, aby dać jej w twarz. Jednak nawet siarczyście wymierzony policzek nie bolałby tak bardzo jak wykorzystanie przeciw koronerce jej największego poczucia winy związanego z przeżytą niedawno traumą.
- Wiesz, że nie... - mruknęła, bo taka była prawda.
Niezależnie od tego, co by się działo to nie potrafiłaby podnieść na nią ręki. Nie tak wprost. Mogłoby się zdarzyć, że złapałaby ją mocniej za rękę, szturchnęła czy odrzuciła jej dłoń, ale nigdy nie zaatakowałaby jej. Z innymi nie miałaby takich oporów, ale Miller nie mogłaby skrzywdzić w fizyczny sposób i choć potrafiły zabawiać się ostrzej w łóżku to wszystko pozostawało w ramach zapewniania sobie obopólnej przyjemności. Nie miało nic wspólnego z przemocą.
- Może i nie, ale chociaż wyładowałabyś frustrację na czymś innym niż Bogu ducha winnym kubku - odparowała szorstko, przesuwając się w stronę lodówki.
Musiała się czymś zająć. Obie musiały, bo inaczej jedynie zwariują.
Przymknęła oczy, starając się uspokoić. Miały mieć niedługo gości, na których powinny się przygotować. To powinno je teraz zajmować, a nie toczenie głupiego sporu, który na dłuższą metę nie miał żadnego sensu. Tylko, że przełknięcie dumy było niezwykle trudne. Jeszcze trudniejsze, bo Evina nie miała pojęcia jak powinna ją w zasadzie przeprosić.

zaylee miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o
CHRISTMASSY
171 cm
koronerka w toronto police service
Awatar użytkownika
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Zaylee była impulsywna i doskonale zdawała sobie z tego sprawę, nawet jeśli czasem wolałaby temu zaprzeczyć. Bywało, że wystarczało jedno słowo czy jeden nieodpowiedni gest, żeby wywołać w niej natychmiastową, często przesadną reakcję. I dopiero później, kiedy adrenalina powoli opadała, zaczynała dostrzegać konsekwencje swoich decyzji. Różniło ją jednak od Swanson to, że Zaylee potrafiła przyznać się do błędu. Może nie od razu, może niechętnie, ale jednak.
Na wspomnienie słów wypowiedzianych w prosektorium Miller parsknęła krótkim, gardłowym śmiechem. Nadal nie mieściło jej się w głowie, że jej narzeczona zrobiła z tamtego incydentu jebaną anegdotkę. Powiedziała to takim tonem, jakby chodziło o wpadkę na imprezie, a nie o wydarzenia, które mogły skończyć się tragedią. Ciekawe, czy wśród znajomych również tak przedstawiała historię Fostera.
No i wiecie, wtedy moja narzeczona wróciła do samochodu po fajki i dała się złapać. Frajerka. Oczywiście Evina nie powiedziała tego w taki sposób, ale wydźwięk był ten sam.
Może i zasłużyłaś — mruknęła, odciągając dłoń od twarzy, a potem osunęła się na krzesło przy stole. Była zmęczona, a wizja przyjazdu rodziców i teściów nie napawała ją entuzjazmem. — Ale to nie oznacza, że nagle się na ciebie rzucę. Za kogo ty mnie masz? — fuknęła pretensjonalnie. Nie dość, że uchodziła za frajerkę, która sama wlazła w łapy seryjnego mordercy, to jeszcze za babę, która wymachuje pięściami na swoją kobietę?
Oczywiście, że Evina wolałaby przyjąć cios na siebie, niż spisać na straty kilka idiotycznych kubków. To było do niej tak bardzo podobne. Zaylee natomiast czuła coś zupełnie odwrotnego. Najchętniej otworzyłaby tę choler­ną szafkę i z pełną premedytacją roztrzaskała całą porcelanę o podłogę. Każdy kubek, każdy talerz, wszystko. Bo gdyby miała wyrządzić jakąkolwiek fizyczną krzywdę własnej kobiecie, choćby najmniejszą, poczułaby się tylko znacznie gorzej.
Co chcesz ugotować? — zagaiła, dokonując taktycznej zmiany tematu. Cokolwiek, byle tylko nie rozkładać teraz na czynniki pierwsze tego, o czym i tak prędzej czy później będą musiały porozmawiać. — W czym ci pomóc? Mogę pokroić warzywa, tylko musisz dać mi jasne instrukcje — dodała od razu, bo dobrze wiedziała, jak to między nimi wyglądało w kuchni. Swanson przejmowała dowodzenie, łączyła składniki, doprawiała potrawy i organizowała cały chaos, a ona nadawała się co najwyżej do krojenia mięsa i warzyw, o ile akurat nie przeszkadzała.
Przynajmniej tym razem Evina miała absolutną pewność, że Zaylee nie będzie jej w niczym zawadzać. W normalnych okolicznościach najpewniej zaczęłaby się do niej dobierać, jeszcze zanim woda na makaron zdążyłaby się zagotować. Ale w obecnej sytuacji nie miała na nic podobnego najmniejszej ochoty. I raczej nie będzie mieć, dopóki nie wyjaśnią sobie wszystkiego do końca.
Nie chodziło o to, żeby Swanson padała przed nią na kolana i błagała o wybaczenie. Chciała tylko, żeby narzeczona szczerze pojęła swój błąd, żeby zobaczyła, co właściwie zrobiła. Nie tylko w kwestii niefortunnych słów, które padły, ale też w sprawie Blythe'a. Bo Miller od samego początku uważała, że pomysł z przynętą był katastrofalny.

Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
48 y/o
CHRISTMASSY
168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The Grinch stole Christmas and so did I
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Ta impulsywność potrafiła objawiać się na wiele różnych sposobów. Zapewne, gdyby Zaylee miała w sobie ten pierwiastek odpowiadający za przemoc to Swanson zdążyłaby się już dawno o tym przekonać, biorąc pod uwagę jak bardzo testowała cierpliwość narzeczonej i jak okropna potrafiła być.
W normalnych okolicznościach nigdy nie wypowiedziałaby się w ten sposób na temat tego, co przydarzyło się koronerce. To były chwile pełne grozy dla nich obu. Nikt nie pomyślał nawet, że morderca mógł kryć się niedaleko miejsca zbrodni i podjąć próbę uprowadzenia Miller pod nosem policji. Nie miała pojęcia czemu wykorzystała w kłótni tę traumę, ale stało się. Nie mogła tego zmienić. Mogła jedynie tego żałować.
- Zapomnij - rzuciła od niechcenia, bo nie chciała kontynuować tej całej wymiany zdań.
Nie umiała w żaden sposób tego tekstu, którego jedynym celem było sprowokowanie koronerki i doprowadzenie jej do wrzenia. W takich momentach miała wrażenie, że sama nie panuje nad sobą. Zupełnie jakby kontrolę przejmowała jakaś inna osobowość, która robiła i mówiła rzeczy, których sama Evina do końca nie rozumiała.
Nie wiedziała, co chodziło jej po głowie. Zresztą powinna teraz skupić się na gotowaniu, a nie kolejnych sporach. Nie miały w końcu aż tak wiele czasu, aby przygotować się na przyjazd rodziców z obu stron. Ten dzień z każdą chwilą zyskiwał możliwość stania się jeszcze dziesięć razy gorszym.
- Nie wiem. Pieczeń? Masz podpowiedź, co twoim by przypadło do gustu? - dopytała, bo o ile preferencje swoich rodziców znała całkiem dobrze to Millerowie wciąż pozostawali dla niej pewną zagadką. - Na pewno możesz obrać ziemniaki.
Inni pewnie obawialiby się powierzać koronerce nóż przy tak napiętej atmosferze. Jeszcze całkiem niechcący cisnęłaby nim w detektywkę, gdyby tylko ta ją czymś sprowokowała. Całe szczęście ustaliły chwilę temu, że coś takiego się nie stanie.
Miała też pewność, że tym razem pewnie uda im się ze wszystkim wyrobić. W normalnych okolicznościach zapewne już dawno pieprzyłyby się na kuchennym blacie, chcąc skorzystać z okazji, że wciąż miały dom tylko dla siebie oraz starając się pozbyć na chwilę nerwowego wyczekiwania na stresującą wizytę rodziców. Jednak tym razem wszystko było inaczej...

zaylee miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
ODPOWIEDZ

Wróć do „#33”