Did u miss me?
: śr lip 16, 2025 9:32 am
— Nie możesz mi tego odebrać — powiedział z udawanym oburzeniem. To on w ich dwójce był tym bardziej nieogarniętym, tym na granicy dobrego smaku i dobrego wrażenia. Ona była poukładana, dobra i grzeczna, a on był jej całkowitym przeciwieństwem. Więc jeśli ktoś tutaj już miał robić beznadziejne wrażenie, to on. I nie dało się temu zaprzeczyć.
Na ułamek sekundy wydawało się być po staremu. Bardzo krótki ułamek sekundy, jakby niewiele się zmieniło, albo prawie w ogóle. Ale wiedział, że wszystko było inaczej. Stała daleko od niego, wycofana i chociaż ten krótki żart był luźny, to podświadomie wiedział, ze to niczego nie zmieniało, a ona po prostu była miła. Zawsze była miła. Nawet na początku, jak był upierdliwym wrzodem, który spotykał ją tam, gdzie zwykle się pojawiała, bo był jej ciekaw. Wtedy, gdy go nie znała i zachowywał się jak skończony dupek, to dalej była dla niego miła. I to sprawiło, że zostawał dłużej, i dłużej, aż w końcu przepadł… a potem zjebał i został sam. To powinien być dla niego powrót do żywiołu, do naturalności, ale jak się okazywało, powrót na „stare śmieci” nie był taki, jak można było oczekiwać. Nie czuł wolności i swobody, ale tego, że czegoś, albo raczej kogoś, mu brakuje. I nie dało się tej dziury wypełnić kolejnym drinkiem, imprezą czy koleżanką spod baru.
Ale poczuł to przyjemne łaskotanie żołądka, jak tylko ją zobaczył.
— A co? Wkurwiają cię? — Bo jak coś, to przecież można było komuś spuścić łomot, jeśli ją denerwował czy, nie daj boże, jej dokuczał. — Ludzie w liceum są różni, ale ze swoim urokiem stawiałbym, że ich kupisz — dodał, zerkając na nią z tym swoim delikatnym, ale wymownym smirkiem. Skoro jego przekonała, to uważał, że mogła to zrobić z każdym. Tylko problemem mogło być, że nie każdy chciał się poddać. On się dał, a nawet nie wiedział kiedy.
Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że była w nieco cięższej pozycji, jeśli chodziło o adaptację, bo żyła w zamknięciu przez wszystkie lata. On nigdy nie miał problemów z tym, aby z kimś się zapoznać i wpasować, bo… no wszędzie było go pełno. I jak w Korei panowała zasada „każdy znał Huntera, Hunter znał każdego”, tak tutaj prawdopodobnie minie trochę czasu, zanim będzie podobnie.
— Nie zapomniałem, o tobie nie da się zapomnieć — rzucił szybciej, zanim pomyślał jak mogłoby to zabrzmieć. Prawdziwie. — Myślałem po prostu, że nowe życie w Kanadzie otworzy dla ciebie trochę drzwi i wiesz, spróbujesz wszystkiego, czego nie mogłaś — dodał szybko. Doskonale pamiętał jaka była, bo właśnie to go do niej przybliżyło. Ta całkowita sprzeczność z nim. Zastanawiał się jednak czy po zdobyciu wolności oraz nowego życia, będzie próbować nowych rzeczy. Może nie ciągnęło jej tak bardzo na miasto, bo to było głównie jego środowisko, ale teraz bez żadnego problemu mogła chociażby pójść gdzieś ze znajomymi. A stawiał na to, że na pewno miała jakichś nowych znajomych.
Hati grzecznie siedział, nie spuszczając dwójki ze swojego spojrzenia, zupełnie jakby wiedział, że to o nim się teraz mówi, bo zamiatał ogonem ziemię, jak tylko któreś na niego spojrzało. Lub jak usłyszał swoje imię. Normalnie nie miał problemu z ludźmi, ale nie reagował taką miłością oraz chęcią dotyku przy wszystkich, bo tylko przy dwóch osobach. Tych, które były teraz z nim. I chociaż wychodził na miasto z Hunterem praktycznie zawsze, to obcy i przypadkowi znajomi go tak nie dotykali. Pogłaskali raz, na co pozwolił, ale Hati bardzo ładnie się komunikował i wyznaczał granice, nie tylko psom, ale także innym ludziom. Więc albo odchodził, albo pokazywał zęby, kiedy ktoś nie przestawał. Więc nie można go było nazwać misiakiem w pełni, bo nim się stawał tylko dla wybranych. Do reszty podchodził z dystansem.
— W to akurat nie wątpię — stwierdził, zerkając na zwierzaka. Owczarek szybko zdobywał sympatię ludzi, bo był psem. Niemniej jego wygląd też sprawiał, że nie wyciągali tak bezczelnie łap. Gdy tylko zauważali, że jak szanują jego granice, to jest super towarzyszem, bardzo szybko się do niego w pełni przekonywali, aż w końcu stawał się wiernym kompanem wyjść.
Dość instynktownie zerknął w kierunku telefonu, który wyciągnęła, podświadomie wiedząc, że to był znak, że spotkanie dobiegło końca. Przytaknął więc na jej stwierdzenie, że musi już iść, ale dość szybko kącik ust mu drgnął, gdy zaproponowała mu drogę powrotną. Wspólną.
Znaczy, Hatiemu.
— A widziałaś go? On to się pali do tego, aby pójść ten kawałek, nie? — spytał psa, a ten jak tylko zauważył spojrzenie człowieka, zamerdał ogonem, wydając z siebie przedłużony pisk podekscytowania.
Puścił psa i gwizdnął krótko, aby przypadkiem nie rzucił się na nowo do Suczin. Hati oczywiście zrobił kilka kroków w jej kierunku, ale zatrzymał się i obiegł ją, a potem odbiegł na odpowiednią odległość w park, zajmując się sobą. Wąchając, truchtając, zwiedzając, nie oddalając się jednak zbyt daleko od swoich ludzi, których wciąż miał na oku.
— To co tu robisz ciekawego? Dalej jesteś królową lodu czy porzuciłaś to całkiem? — spytał, kierując się powoli w wyznaczonym przez nią kierunku. Nie był już za bardzo w temacie, ale chciał wiedzieć. O niej zawsze chciał wiedzieć rzeczy.
Raina Bouchard
Na ułamek sekundy wydawało się być po staremu. Bardzo krótki ułamek sekundy, jakby niewiele się zmieniło, albo prawie w ogóle. Ale wiedział, że wszystko było inaczej. Stała daleko od niego, wycofana i chociaż ten krótki żart był luźny, to podświadomie wiedział, ze to niczego nie zmieniało, a ona po prostu była miła. Zawsze była miła. Nawet na początku, jak był upierdliwym wrzodem, który spotykał ją tam, gdzie zwykle się pojawiała, bo był jej ciekaw. Wtedy, gdy go nie znała i zachowywał się jak skończony dupek, to dalej była dla niego miła. I to sprawiło, że zostawał dłużej, i dłużej, aż w końcu przepadł… a potem zjebał i został sam. To powinien być dla niego powrót do żywiołu, do naturalności, ale jak się okazywało, powrót na „stare śmieci” nie był taki, jak można było oczekiwać. Nie czuł wolności i swobody, ale tego, że czegoś, albo raczej kogoś, mu brakuje. I nie dało się tej dziury wypełnić kolejnym drinkiem, imprezą czy koleżanką spod baru.
Ale poczuł to przyjemne łaskotanie żołądka, jak tylko ją zobaczył.
— A co? Wkurwiają cię? — Bo jak coś, to przecież można było komuś spuścić łomot, jeśli ją denerwował czy, nie daj boże, jej dokuczał. — Ludzie w liceum są różni, ale ze swoim urokiem stawiałbym, że ich kupisz — dodał, zerkając na nią z tym swoim delikatnym, ale wymownym smirkiem. Skoro jego przekonała, to uważał, że mogła to zrobić z każdym. Tylko problemem mogło być, że nie każdy chciał się poddać. On się dał, a nawet nie wiedział kiedy.
Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że była w nieco cięższej pozycji, jeśli chodziło o adaptację, bo żyła w zamknięciu przez wszystkie lata. On nigdy nie miał problemów z tym, aby z kimś się zapoznać i wpasować, bo… no wszędzie było go pełno. I jak w Korei panowała zasada „każdy znał Huntera, Hunter znał każdego”, tak tutaj prawdopodobnie minie trochę czasu, zanim będzie podobnie.
— Nie zapomniałem, o tobie nie da się zapomnieć — rzucił szybciej, zanim pomyślał jak mogłoby to zabrzmieć. Prawdziwie. — Myślałem po prostu, że nowe życie w Kanadzie otworzy dla ciebie trochę drzwi i wiesz, spróbujesz wszystkiego, czego nie mogłaś — dodał szybko. Doskonale pamiętał jaka była, bo właśnie to go do niej przybliżyło. Ta całkowita sprzeczność z nim. Zastanawiał się jednak czy po zdobyciu wolności oraz nowego życia, będzie próbować nowych rzeczy. Może nie ciągnęło jej tak bardzo na miasto, bo to było głównie jego środowisko, ale teraz bez żadnego problemu mogła chociażby pójść gdzieś ze znajomymi. A stawiał na to, że na pewno miała jakichś nowych znajomych.
Hati grzecznie siedział, nie spuszczając dwójki ze swojego spojrzenia, zupełnie jakby wiedział, że to o nim się teraz mówi, bo zamiatał ogonem ziemię, jak tylko któreś na niego spojrzało. Lub jak usłyszał swoje imię. Normalnie nie miał problemu z ludźmi, ale nie reagował taką miłością oraz chęcią dotyku przy wszystkich, bo tylko przy dwóch osobach. Tych, które były teraz z nim. I chociaż wychodził na miasto z Hunterem praktycznie zawsze, to obcy i przypadkowi znajomi go tak nie dotykali. Pogłaskali raz, na co pozwolił, ale Hati bardzo ładnie się komunikował i wyznaczał granice, nie tylko psom, ale także innym ludziom. Więc albo odchodził, albo pokazywał zęby, kiedy ktoś nie przestawał. Więc nie można go było nazwać misiakiem w pełni, bo nim się stawał tylko dla wybranych. Do reszty podchodził z dystansem.
— W to akurat nie wątpię — stwierdził, zerkając na zwierzaka. Owczarek szybko zdobywał sympatię ludzi, bo był psem. Niemniej jego wygląd też sprawiał, że nie wyciągali tak bezczelnie łap. Gdy tylko zauważali, że jak szanują jego granice, to jest super towarzyszem, bardzo szybko się do niego w pełni przekonywali, aż w końcu stawał się wiernym kompanem wyjść.
Dość instynktownie zerknął w kierunku telefonu, który wyciągnęła, podświadomie wiedząc, że to był znak, że spotkanie dobiegło końca. Przytaknął więc na jej stwierdzenie, że musi już iść, ale dość szybko kącik ust mu drgnął, gdy zaproponowała mu drogę powrotną. Wspólną.
Znaczy, Hatiemu.
— A widziałaś go? On to się pali do tego, aby pójść ten kawałek, nie? — spytał psa, a ten jak tylko zauważył spojrzenie człowieka, zamerdał ogonem, wydając z siebie przedłużony pisk podekscytowania.
Puścił psa i gwizdnął krótko, aby przypadkiem nie rzucił się na nowo do Suczin. Hati oczywiście zrobił kilka kroków w jej kierunku, ale zatrzymał się i obiegł ją, a potem odbiegł na odpowiednią odległość w park, zajmując się sobą. Wąchając, truchtając, zwiedzając, nie oddalając się jednak zbyt daleko od swoich ludzi, których wciąż miał na oku.
— To co tu robisz ciekawego? Dalej jesteś królową lodu czy porzuciłaś to całkiem? — spytał, kierując się powoli w wyznaczonym przez nią kierunku. Nie był już za bardzo w temacie, ale chciał wiedzieć. O niej zawsze chciał wiedzieć rzeczy.
Raina Bouchard