law & order
: pn lip 14, 2025 10:50 am
Cassian Lennox
— Naprawdę znowu chcesz się ze mną zakładać? — spytała, unosząc obie brwi do góry. Po paru sekundach parsknęła śmiechem, kręcąc przy tym głową. Nie spodziewała się tak szybko kolejnego wyzwania, które mógłby jej zaserwować. Wzięła głęboki oddech, spoglądając ze spokojnym uśmiechem — najpierw musiałbyś wziąć plecak i pojechać do mnie do dziczy. Co jest bardziej prawdopodobne moja cisza, czy nasze, kolejne spotkanie poza sądem? — ręce splotła ze sobą i ułożyła na stole. Łokcie na blacie, a głowę położyła na wierzchu dłoni, spoglądając na Cassiana prowokującym wzrokiem. Piętnaście minut było jak kropla w morzu. Nie była aż tak przesadną gadułą, by nie być w stanie nie przestraszyć ryb.
— Oh, naprawdę? — spytała, udając delikatnie zdziwienie. Wyprostowała się, próbując złapać kontakt wzrokowy z Lennoxem — nie pomyliłeś naszych twarzy? Jeszcze nie zdążyłam powiedzieć nic kąśliwego, panie ponuraku — zaczęła bawić się jednym kosmykiem włosów, nie wiedząc, co zrobić z rękoma. Wzięła szklankę drinka i upiła z niej spory łyk. Próbowała ukryć delikatną niezręczność, która wdarła się między nich spotkanie. Jednocześnie uwielbiała to dziwne przepychanie, z drugiej wolałaby porozmawiać z człowiekiem, a nie robotem zaprogramowanym na złośliwości. Im dłużej spędzała czas z Cassianem, tym bardziej wzięła sobie jeden cel. Sprawienia, by zachowywał się jak człowiek.
— To spróbuj z kolejną durniu. Na tym polega życie, szukasz osoby, która akceptuje wszystkie twoje zalety i wady. Kto wie, pewnie jest jakaś pani mecenas równie ponuracka jak ty — mówiła przekonującym tonem, sama tego poszukiwała. Różni ludzie przewijali się w jej życiu, ale nigdy na tyle, by coś kliknęło między nimi na dłużej. Mogła nie być jak rekin. Nie poszukiwała aktywnie swojej ofiary miłosnej, ale była otwarta na to, co mogłoby się wydarzyć w jej życiu. — przesadzasz — skwitowała krótką, gdy usłyszała, że robił z siebie ofiary — nie jesteś jakimś chodzącym Jezusem, tak praca prokuratora jest niebezpieczna, ale na ile przypadków faktycznie dzieje się coś złego? To nie powód, by zamykać się na ludzi — a na pewno na miłość. Praca Kovalski też nie należała do najprzyjemniejszych. Widziała się z różnymi osobami w więzieniu. Bywały momenty, kiedy kupowała szampon na wszy, bo bała się, że coś na nią przeskoczyło od klienta. Inaczej bywało, gdy miała za klienta gangstera. Za każdym razem bała się wyjść z biura, mając wrażenie, że jego ludzie ją obserwują. Bywała na świeczniku, ale nigdy by jej to przed niczym nie zatrzymało. Miała rodzinę, przyjaciół i to dla nich tak zapierdalała.
— A więc mamy do czynienia z autodiagnozą. Jednak mnie nie potrzebujesz — odparła, klaszcząc delikatnie w dłonie. Poprawiła swoje wyimaginowane okulary terapeutki — Aż zaczęłabym się zastanawiać, czy to ucieczka, czy obrona — zamilknęła na moment, przechylając głowę. Ciekawiło ją, co dokładnie działo się w głowie prokuratora — poświęcasz sporo energii, żeby z nią ćwiczyć. Wysoki masz ten mur, Lennox — uniosła swojego drinka i zaczęła go przechylać na jedną, czy drugą stronę. To był jeden z tych momentów, w których zastanawiała się, co powinna powiedzieć dalej. Czy to była pora na słaby żart, by rozluźnić atmosferę? Widziała przed sobą ponuraka, który z całych sił próbował nim zostać. Mógłby zapierać się rękoma i nogami, byleby nic nie zmieniać.
— Wiesz co, z tego co pamiętam to, ja przekonałam ławników — przyjęła minę myśliciela i zamilknęła na dobre dziesięć sekund — z tego wynika, że mówię z większym sensem niż ty — parsknęła krótko Kovalski, przekładając nogę na nogę. Już powoli sama nie wiedziała, w jaki sposób powinna siedzieć. Stukała cicho obcasem z delikatnego zdenerwowania. Takie pole bitwy wydawało się jej niemożliwe do obalenia. Na twarzy za to panował u niej spokój. Zaciągnęła się papierosem, po chwili wypuszczając dym z ust.
— Gwiazda — odparła miękkim tonem — świecę z daleka, bo nie dopuszczasz mnie do siebie — brzmiała, jakby żartowała. Jednak już wiedziała, że było to trafne stwierdzenie. Znowu zaciągnęła się dymem tytoniowym. Potrzebowała, chociażby na chwilę zatrzymać myśli w swojej głowie. Jednocześnie bawiło ją męczenie ponuraka, jak i męczyło. Momentami miała wrażenie, że zaczyna widzieć w nim prawdziwego człowieka nieowiniętego w pancerny mur.
— Oczywiście, zabijam wyłącznie z klasą. To czysta strategia — odparła, unosząc delikatnie kąciki ust do góry — A co do Europy… — wzięła ostatniego bucha i zgasiła szluga w popielniczce —Jeśli lubisz klimat noir i nieco egzystencjalnego smutku to Islandia. Jeśli wolisz zatapiać się w winie i cynizmie, polecam Lizbonę. Za to jeśli chciałbyś znaleźć siebie, to niestety, nie ma takiego kraju. — zaczęła się bacznie przyglądać Cassianowi, zastanawiała się, czy jej wypowiedzi były w jakikolwiek sposób trafne. Czy łechtała, chociażby odrobinę jego ego. Polubiła tę zabawę w kotka i myszkę.
— Naprawdę znowu chcesz się ze mną zakładać? — spytała, unosząc obie brwi do góry. Po paru sekundach parsknęła śmiechem, kręcąc przy tym głową. Nie spodziewała się tak szybko kolejnego wyzwania, które mógłby jej zaserwować. Wzięła głęboki oddech, spoglądając ze spokojnym uśmiechem — najpierw musiałbyś wziąć plecak i pojechać do mnie do dziczy. Co jest bardziej prawdopodobne moja cisza, czy nasze, kolejne spotkanie poza sądem? — ręce splotła ze sobą i ułożyła na stole. Łokcie na blacie, a głowę położyła na wierzchu dłoni, spoglądając na Cassiana prowokującym wzrokiem. Piętnaście minut było jak kropla w morzu. Nie była aż tak przesadną gadułą, by nie być w stanie nie przestraszyć ryb.
— Oh, naprawdę? — spytała, udając delikatnie zdziwienie. Wyprostowała się, próbując złapać kontakt wzrokowy z Lennoxem — nie pomyliłeś naszych twarzy? Jeszcze nie zdążyłam powiedzieć nic kąśliwego, panie ponuraku — zaczęła bawić się jednym kosmykiem włosów, nie wiedząc, co zrobić z rękoma. Wzięła szklankę drinka i upiła z niej spory łyk. Próbowała ukryć delikatną niezręczność, która wdarła się między nich spotkanie. Jednocześnie uwielbiała to dziwne przepychanie, z drugiej wolałaby porozmawiać z człowiekiem, a nie robotem zaprogramowanym na złośliwości. Im dłużej spędzała czas z Cassianem, tym bardziej wzięła sobie jeden cel. Sprawienia, by zachowywał się jak człowiek.
— To spróbuj z kolejną durniu. Na tym polega życie, szukasz osoby, która akceptuje wszystkie twoje zalety i wady. Kto wie, pewnie jest jakaś pani mecenas równie ponuracka jak ty — mówiła przekonującym tonem, sama tego poszukiwała. Różni ludzie przewijali się w jej życiu, ale nigdy na tyle, by coś kliknęło między nimi na dłużej. Mogła nie być jak rekin. Nie poszukiwała aktywnie swojej ofiary miłosnej, ale była otwarta na to, co mogłoby się wydarzyć w jej życiu. — przesadzasz — skwitowała krótką, gdy usłyszała, że robił z siebie ofiary — nie jesteś jakimś chodzącym Jezusem, tak praca prokuratora jest niebezpieczna, ale na ile przypadków faktycznie dzieje się coś złego? To nie powód, by zamykać się na ludzi — a na pewno na miłość. Praca Kovalski też nie należała do najprzyjemniejszych. Widziała się z różnymi osobami w więzieniu. Bywały momenty, kiedy kupowała szampon na wszy, bo bała się, że coś na nią przeskoczyło od klienta. Inaczej bywało, gdy miała za klienta gangstera. Za każdym razem bała się wyjść z biura, mając wrażenie, że jego ludzie ją obserwują. Bywała na świeczniku, ale nigdy by jej to przed niczym nie zatrzymało. Miała rodzinę, przyjaciół i to dla nich tak zapierdalała.
— A więc mamy do czynienia z autodiagnozą. Jednak mnie nie potrzebujesz — odparła, klaszcząc delikatnie w dłonie. Poprawiła swoje wyimaginowane okulary terapeutki — Aż zaczęłabym się zastanawiać, czy to ucieczka, czy obrona — zamilknęła na moment, przechylając głowę. Ciekawiło ją, co dokładnie działo się w głowie prokuratora — poświęcasz sporo energii, żeby z nią ćwiczyć. Wysoki masz ten mur, Lennox — uniosła swojego drinka i zaczęła go przechylać na jedną, czy drugą stronę. To był jeden z tych momentów, w których zastanawiała się, co powinna powiedzieć dalej. Czy to była pora na słaby żart, by rozluźnić atmosferę? Widziała przed sobą ponuraka, który z całych sił próbował nim zostać. Mógłby zapierać się rękoma i nogami, byleby nic nie zmieniać.
— Wiesz co, z tego co pamiętam to, ja przekonałam ławników — przyjęła minę myśliciela i zamilknęła na dobre dziesięć sekund — z tego wynika, że mówię z większym sensem niż ty — parsknęła krótko Kovalski, przekładając nogę na nogę. Już powoli sama nie wiedziała, w jaki sposób powinna siedzieć. Stukała cicho obcasem z delikatnego zdenerwowania. Takie pole bitwy wydawało się jej niemożliwe do obalenia. Na twarzy za to panował u niej spokój. Zaciągnęła się papierosem, po chwili wypuszczając dym z ust.
— Gwiazda — odparła miękkim tonem — świecę z daleka, bo nie dopuszczasz mnie do siebie — brzmiała, jakby żartowała. Jednak już wiedziała, że było to trafne stwierdzenie. Znowu zaciągnęła się dymem tytoniowym. Potrzebowała, chociażby na chwilę zatrzymać myśli w swojej głowie. Jednocześnie bawiło ją męczenie ponuraka, jak i męczyło. Momentami miała wrażenie, że zaczyna widzieć w nim prawdziwego człowieka nieowiniętego w pancerny mur.
— Oczywiście, zabijam wyłącznie z klasą. To czysta strategia — odparła, unosząc delikatnie kąciki ust do góry — A co do Europy… — wzięła ostatniego bucha i zgasiła szluga w popielniczce —Jeśli lubisz klimat noir i nieco egzystencjalnego smutku to Islandia. Jeśli wolisz zatapiać się w winie i cynizmie, polecam Lizbonę. Za to jeśli chciałbyś znaleźć siebie, to niestety, nie ma takiego kraju. — zaczęła się bacznie przyglądać Cassianowi, zastanawiała się, czy jej wypowiedzi były w jakikolwiek sposób trafne. Czy łechtała, chociażby odrobinę jego ego. Polubiła tę zabawę w kotka i myszkę.