-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Cassian Lennox, outfit
Kto by się spodziewał.
Wygrała.
Podczas czytania wyroku spoglądała cały czas na Cassiana. Zjadała go wręcz wzrokiem. Jako prokurator miał w sobie jeden, duży problem. Nie był sympatyczny. Ponurak, szmurak jak go nazywała pieszczotliwie w myślach, zawsze będzie miał trudność zjednania sobie ludzi. Jak to zrobić, skoro się ich nie lubi? Z kolei Charlotte uwielbiała błyszczeć w świetle reflektorów. Gdyby nie prawo, zostałaby telewizyjną divą, która mówiłaby każdemu jak żyć.
Po odczytaniu wyroku wzięła numer od Cassiana, by mogli ustalić dogodny dla nich termin. Wymienili się kilkoma SMS'ami, a po ustaleniu daty i godziny napisała mu miejsce. Co najważniejsze, zabroniła mu przyjazdu autem. Drugi nakaz brzmiał następująco: ubierz się ładnie, a nie jak w sądzie. Jak weźmiesz sprane rzeczy, to zamówię Ci do biura nowe. Tak jak się nosisz, odbierają Cię inni. Wyjście na randkę miało się wiązać, chociażby z minimalną ilością alkoholu. Tak sobie wszystko zaplanowała, by wszystko było zapięte na ostatni guzik.
Właściwie to on miał organizować randkę, ale stwierdziła, że lepiej będzie po jej myśli.
Pięć minut przed umówioną godziną stała przed barem, z narzuconą na resztę outfitu czarną kurtką skórzaną. Te minuty ciągnęły się dla niej jak flaki z olejem. Szczerze zaczęła obawiać się, że mężczyzna się nie pojawi. Co by nie powiedziała, zaczęła go lubić. Czuła do niego dziwny rodzaj sympatii zmieszany z obrzydzeniem.
— Dobry wieczór, panie prokuratorze — rzuciła, kiedy tylko go zobaczyła. Od razu na jej twarzy wymalował się uśmiech, a z delikatnych nerwów włożyła sobie ten niesfornych kosmyk włosów za ucho. Ten, który wcale jej nie wychodził, ani nie przeszkadzał. Musiała coś zrobić z rękoma — Nie wiem, czy takie klimaty Tobie odpowiadają, ale dobrze byłoby się poznać w luźniejszej atmosferze — alkohol i nikotyna była jedyną racjonalną odpowiedzią, by oboje mogli się zrelaksować — kilka drinków, luźna atmosfera, można palić na zewnątrz. Trochę się rozerwiesz, chwilę może potańczymy — ostatnie powiedziała specjalnie, by go zdenerwować — a teraz powiedz mi jedno... — zamilknęła przez moment, wpatrując się prosto w jego oczy — ładnie się dla prokuratora wystroiłam? — była przerysowana. Dobrze, zdawała sobie z tego sprawę, ale miała to być kara.
Kto by się spodziewał.
Wygrała.
Podczas czytania wyroku spoglądała cały czas na Cassiana. Zjadała go wręcz wzrokiem. Jako prokurator miał w sobie jeden, duży problem. Nie był sympatyczny. Ponurak, szmurak jak go nazywała pieszczotliwie w myślach, zawsze będzie miał trudność zjednania sobie ludzi. Jak to zrobić, skoro się ich nie lubi? Z kolei Charlotte uwielbiała błyszczeć w świetle reflektorów. Gdyby nie prawo, zostałaby telewizyjną divą, która mówiłaby każdemu jak żyć.
Po odczytaniu wyroku wzięła numer od Cassiana, by mogli ustalić dogodny dla nich termin. Wymienili się kilkoma SMS'ami, a po ustaleniu daty i godziny napisała mu miejsce. Co najważniejsze, zabroniła mu przyjazdu autem. Drugi nakaz brzmiał następująco: ubierz się ładnie, a nie jak w sądzie. Jak weźmiesz sprane rzeczy, to zamówię Ci do biura nowe. Tak jak się nosisz, odbierają Cię inni. Wyjście na randkę miało się wiązać, chociażby z minimalną ilością alkoholu. Tak sobie wszystko zaplanowała, by wszystko było zapięte na ostatni guzik.
Właściwie to on miał organizować randkę, ale stwierdziła, że lepiej będzie po jej myśli.
Pięć minut przed umówioną godziną stała przed barem, z narzuconą na resztę outfitu czarną kurtką skórzaną. Te minuty ciągnęły się dla niej jak flaki z olejem. Szczerze zaczęła obawiać się, że mężczyzna się nie pojawi. Co by nie powiedziała, zaczęła go lubić. Czuła do niego dziwny rodzaj sympatii zmieszany z obrzydzeniem.
— Dobry wieczór, panie prokuratorze — rzuciła, kiedy tylko go zobaczyła. Od razu na jej twarzy wymalował się uśmiech, a z delikatnych nerwów włożyła sobie ten niesfornych kosmyk włosów za ucho. Ten, który wcale jej nie wychodził, ani nie przeszkadzał. Musiała coś zrobić z rękoma — Nie wiem, czy takie klimaty Tobie odpowiadają, ale dobrze byłoby się poznać w luźniejszej atmosferze — alkohol i nikotyna była jedyną racjonalną odpowiedzią, by oboje mogli się zrelaksować — kilka drinków, luźna atmosfera, można palić na zewnątrz. Trochę się rozerwiesz, chwilę może potańczymy — ostatnie powiedziała specjalnie, by go zdenerwować — a teraz powiedz mi jedno... — zamilknęła przez moment, wpatrując się prosto w jego oczy — ładnie się dla prokuratora wystroiłam? — była przerysowana. Dobrze, zdawała sobie z tego sprawę, ale miała to być kara.
-
I wish I never ever told you all about it, but I just had to let you know I never meant to hurt you thoughnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Z każdym dniem coraz bardziej żałował, że dał się na to złapać. Pewność siebie? Gówno prawda. Dał się wyruchać dwa razy i nie miał pojęcia, jak do tego doszło. Był głupi, że zaufał własnej ocenie sytuacji, ławnicy to banda łatwowiernych idiotów, którzy kupią każdą łzawą historyjkę. A Charlotte? Ta suka potrafiła grać lepiej niż niejeden aktor. Miał plan wnieść apelację, ale też nie chciał psuć jej fałszywego szczęścia od razu. Zresztą, skoro coś z nią ustalił, to był facetem słownym, nawet jeśli ta duma ciągnęła go w dół.
Nie miał ochoty się tu zjawiać. Od rana bolał go żołądek na samą myśl o tym spotkaniu. Wymyślał w głowie wymówki, one zawsze działały na rodzinę, ale ich zwyczajnie miał gdzieś. I tak nie cierpiał z nimi spędzać czasu. W końcu się zmusił i ubrał się w coś, co według niego wyglądało “w miarę”. Czarne rzeczy to zawsze bezpieczny wybór, pasują do wszystkiego, a przede wszystkim nie rzucają się w oczy. Zamówił taksówkę i pojechał tam, gdzie ona kazała. Miał nadzieję, że to będzie szybkie spotkanie - zjeść, wypić, wrócić do domu. Bez głupiego spoufalania się, bo nie chciał, żeby ktoś później w pracy znalazł powód, by się do niego doczepić.
Gdy podjechał pod lokal westchnął głęboko zanim wysiadł z ubera i od razu skierował się pod wejście, w kierunku wybranki tego wieczora. Uniósł brew, gdy usłyszał jej entuzjastyczne przywitanie, aż miał ochotę rzucić coś zgryźliwego, ale się powstrzymał. Kiwnął głową na znak, że słyszał. Jeszcze zanim zdążył otworzyć usta, wyciągnął telefon i wyłączył powiadomienia by pokazać, że bierze to na poważnie, choć miał wrażenie, że to tylko udawanie, bo i tak całą uwagę poświęcał na walce z irytacją, którą czuł w środku.
— Tutaj nie jestem prokuratorem — powiedział gładko i schował komórkę do kieszeni spodni. To było jasne, nie spotykali się tutaj w sprawach zawodowych, więc nieodpowiednim było aby tak się zwracali. — Dobry wieczór — dodał zmieszany po chwili.
Spojrzał na nazwę lokalu, nie ukrywając, że był tu pierwszy raz. Rzadko wychodził z domu, a po takich miejscach ostatnio włóczył się chyba na studiach, gdy jeszcze próbował bawić się w coś podobnego do życia towarzyskiego. Przeniósł wzrok z powrotem na nią, pochylił lekko głowę. Znów gadała jak nakręcona.
— Wiesz Charlotte… nie przepadam za takimi miejscami. Jestem tutaj tylko dlatego, że tobie to obiecałem, a staram się być słownym człowiekiem. — Całkowicie zignorował słowa o tańczeniu i całym “rozerwaniu się”. Nie było żadnej szansy na świecie, że mógł się na coś takiego zgodzić. Nie w tym życiu. W duchu obiecał sobie, że nie pozwoli, by to spotkanie wymknęło się spod kontroli. Ona mogła błyszczeć, ale on nie był tu po to, żeby się gubić w jej świetle i dać ośmieszać.
— Wchodzimy do środka? — rzucił z lekkim skinieniem głowy w stronę wejścia, mając ochotę jak najszybciej zacząć i zakończyć tę całą farsę. Ale gdy usłyszał jej słowa, na moment stanął jak wryty. Serio? Ta jej uwaga… zabrzmiała, jakby chciała go jeszcze bardziej zdenerwować. Prawie mu szczęka opadła, nie dosłownie, ale było blisko. Czuł się jak ostatni frajer, dając się tak podejść.
— No tak, ładnie wyglądasz… — mruknął z półuśmiechem, ledwie słyszalnie. — Znacznie lepiej niż na sali sądowej. Sukienki ci pasują.
Nie czekając, minął ją szybko. Chwycił klamkę i otworzył drzwi, gestem wpuszczając ją przed siebie.
Charlotte Kovalski
Nie miał ochoty się tu zjawiać. Od rana bolał go żołądek na samą myśl o tym spotkaniu. Wymyślał w głowie wymówki, one zawsze działały na rodzinę, ale ich zwyczajnie miał gdzieś. I tak nie cierpiał z nimi spędzać czasu. W końcu się zmusił i ubrał się w coś, co według niego wyglądało “w miarę”. Czarne rzeczy to zawsze bezpieczny wybór, pasują do wszystkiego, a przede wszystkim nie rzucają się w oczy. Zamówił taksówkę i pojechał tam, gdzie ona kazała. Miał nadzieję, że to będzie szybkie spotkanie - zjeść, wypić, wrócić do domu. Bez głupiego spoufalania się, bo nie chciał, żeby ktoś później w pracy znalazł powód, by się do niego doczepić.
Gdy podjechał pod lokal westchnął głęboko zanim wysiadł z ubera i od razu skierował się pod wejście, w kierunku wybranki tego wieczora. Uniósł brew, gdy usłyszał jej entuzjastyczne przywitanie, aż miał ochotę rzucić coś zgryźliwego, ale się powstrzymał. Kiwnął głową na znak, że słyszał. Jeszcze zanim zdążył otworzyć usta, wyciągnął telefon i wyłączył powiadomienia by pokazać, że bierze to na poważnie, choć miał wrażenie, że to tylko udawanie, bo i tak całą uwagę poświęcał na walce z irytacją, którą czuł w środku.
— Tutaj nie jestem prokuratorem — powiedział gładko i schował komórkę do kieszeni spodni. To było jasne, nie spotykali się tutaj w sprawach zawodowych, więc nieodpowiednim było aby tak się zwracali. — Dobry wieczór — dodał zmieszany po chwili.
Spojrzał na nazwę lokalu, nie ukrywając, że był tu pierwszy raz. Rzadko wychodził z domu, a po takich miejscach ostatnio włóczył się chyba na studiach, gdy jeszcze próbował bawić się w coś podobnego do życia towarzyskiego. Przeniósł wzrok z powrotem na nią, pochylił lekko głowę. Znów gadała jak nakręcona.
— Wiesz Charlotte… nie przepadam za takimi miejscami. Jestem tutaj tylko dlatego, że tobie to obiecałem, a staram się być słownym człowiekiem. — Całkowicie zignorował słowa o tańczeniu i całym “rozerwaniu się”. Nie było żadnej szansy na świecie, że mógł się na coś takiego zgodzić. Nie w tym życiu. W duchu obiecał sobie, że nie pozwoli, by to spotkanie wymknęło się spod kontroli. Ona mogła błyszczeć, ale on nie był tu po to, żeby się gubić w jej świetle i dać ośmieszać.
— Wchodzimy do środka? — rzucił z lekkim skinieniem głowy w stronę wejścia, mając ochotę jak najszybciej zacząć i zakończyć tę całą farsę. Ale gdy usłyszał jej słowa, na moment stanął jak wryty. Serio? Ta jej uwaga… zabrzmiała, jakby chciała go jeszcze bardziej zdenerwować. Prawie mu szczęka opadła, nie dosłownie, ale było blisko. Czuł się jak ostatni frajer, dając się tak podejść.
— No tak, ładnie wyglądasz… — mruknął z półuśmiechem, ledwie słyszalnie. — Znacznie lepiej niż na sali sądowej. Sukienki ci pasują.
Nie czekając, minął ją szybko. Chwycił klamkę i otworzył drzwi, gestem wpuszczając ją przed siebie.
Charlotte Kovalski
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Cassian Lennox
— Niech będzie. Nie będę Ci, aż tak grała na nerwach, Lennox — prychnęła, wywracając oczami. Tylko za te krótkie słowa powinien dać jej prawdziwą nagrodę. Mogła przejechać o jeden tor za daleko i nazwać go Cassianem. Ciut zapamiętała. Zdawała sobie sprawę, że samo przyjście mężczyzny tutaj było dla niego najprawdziwszą karą. Wraz z pierwszym szokiem mogła odrobinę stonować.
— Dlaczego? — spytała całkiem szczerze zainteresowana. Do klubów rozumiała, że ludzie nie chcieli chodzić. Była w stanie w pełni to zrozumieć, tak tego typu miejsca jak to były już dla niej lekko niezrozumiałe — myślisz, że tu nie pasujesz? — spytała, mierząc jednocześnie Cassiana. Możliwe. Nawet zbytnio do samej Charlotte nie pasował — różni ludzie tu przychodzą. Pewnie to dla Ciebie niecodzienne i wolałbyś czytać książkę gdzieś w podziemiu, ale normalni ludzie spędzają chwilę w ten sposób — wymruczała lekko niezadowolona. Całkiem szczerze, lubiła to miejsce. Pełne świateł, drzew, bardziej surowe wnętrze. Jedzenie na dobrym poziomie, a kolorwe drinki jeszcze smaczniejsze. Dodatkowe różne gry ich dzieciństwa gdzieś tam w tle.
— Jasne — rzuciła cała zadowolona z katastrofy, znaczy randki, którą zaplanowała. Powinien być jej wdzięczny, bo mógł trafić dużo gorzej — nie musisz się zachowywać jak przerażony i dziękuje — rzuciła, kiedy tylko go dogoniła. Czekała aż załapią przez krótki moment jakikolwiek kontakt wzrokowy i sama też postanowiła go skomplementować — też dobrze wyglądasz — po chwili dodała — pokażę Ci najlepsze miejsce przy barze, ale nie możesz się zgubić — w kącie sali stał stolik przy drzewie, otoczony światełkami, jedną świeczką na stole. Prawdziwa romantyczna otoczka — proszę to nasze miejsca, poczekaj moment — Charlotte bez słowa podeszła do baru, by odebrać ich pierwsze wspólne — a to mojito dla mojego przegranego. Na sam start coś na poprawę humoru — powstrzymała się, by na starcie krzyknąć, mojito dla mojej świni.
— Niech będzie. Nie będę Ci, aż tak grała na nerwach, Lennox — prychnęła, wywracając oczami. Tylko za te krótkie słowa powinien dać jej prawdziwą nagrodę. Mogła przejechać o jeden tor za daleko i nazwać go Cassianem. Ciut zapamiętała. Zdawała sobie sprawę, że samo przyjście mężczyzny tutaj było dla niego najprawdziwszą karą. Wraz z pierwszym szokiem mogła odrobinę stonować.
— Dlaczego? — spytała całkiem szczerze zainteresowana. Do klubów rozumiała, że ludzie nie chcieli chodzić. Była w stanie w pełni to zrozumieć, tak tego typu miejsca jak to były już dla niej lekko niezrozumiałe — myślisz, że tu nie pasujesz? — spytała, mierząc jednocześnie Cassiana. Możliwe. Nawet zbytnio do samej Charlotte nie pasował — różni ludzie tu przychodzą. Pewnie to dla Ciebie niecodzienne i wolałbyś czytać książkę gdzieś w podziemiu, ale normalni ludzie spędzają chwilę w ten sposób — wymruczała lekko niezadowolona. Całkiem szczerze, lubiła to miejsce. Pełne świateł, drzew, bardziej surowe wnętrze. Jedzenie na dobrym poziomie, a kolorwe drinki jeszcze smaczniejsze. Dodatkowe różne gry ich dzieciństwa gdzieś tam w tle.
— Jasne — rzuciła cała zadowolona z katastrofy, znaczy randki, którą zaplanowała. Powinien być jej wdzięczny, bo mógł trafić dużo gorzej — nie musisz się zachowywać jak przerażony i dziękuje — rzuciła, kiedy tylko go dogoniła. Czekała aż załapią przez krótki moment jakikolwiek kontakt wzrokowy i sama też postanowiła go skomplementować — też dobrze wyglądasz — po chwili dodała — pokażę Ci najlepsze miejsce przy barze, ale nie możesz się zgubić — w kącie sali stał stolik przy drzewie, otoczony światełkami, jedną świeczką na stole. Prawdziwa romantyczna otoczka — proszę to nasze miejsca, poczekaj moment — Charlotte bez słowa podeszła do baru, by odebrać ich pierwsze wspólne — a to mojito dla mojego przegranego. Na sam start coś na poprawę humoru — powstrzymała się, by na starcie krzyknąć, mojito dla mojej świni.
-
I wish I never ever told you all about it, but I just had to let you know I never meant to hurt you thoughnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
— Miło, że doceniasz, że jeszcze nie wybiegłem z krzykiem — rzucił sucho, zerkając na nią kątem oka. Doskonale wiedział, że jej słowa nie pokrywają się z rzeczywistością. Jej celem nie było zapoznanie się z nim, bo raczej zdążyła już zauważyć, że wybitnie ciężko się z nim funkcjonuje. Chciała go jak najbardziej zdenerwować i upokorzyć, i jak na razie wychodziło jej to fenomenalnie
— Dlaczego? — powtórzył po niej, jakby rozważał, czy odpowiedzieć z gracją, czy może jednak jak zwykle. — Bo nie lubię być w miejscach, gdzie wszystko jest za głośne i za kolorowe. — Wzruszył ramionami. — Wolę zaprosić kogoś do domu i tam spędzić czas przy muzyce, filmie albo w jakiś inny sposób. Nigdy nie spotykam się nawet w sprawach biznesowych na mieście, od czegoś mam budynek prokuratury. — To najpewniej było jednym z jego największych błędów, bo mogło być odbierane za nadmierne spoufalanie się, dlatego też nie każdy chciał korzystać z jego propozycji. Większość ludzi nie czuła się pewnie, gdy nie umawiali się w miejscu publiczne, ale dla niego to była forma selekcji. Nienawidził centrum miasta. I nienawidził szukać miejsca do parkowania jeszcze bardziej.
Zerknął w jej stronę, gdy zaczęła filozofować o normalnych ludziach.
— Masz rację, nie jestem normalny. Zdecydowanie wolę podziemia. Ciche, chłodne, bez muzyki z tiktoka. — Skrzywił się. Zaczął się zastanawiać, kiedy ostatni raz był w miejscu, które nie wymagało od niego uprzedniego przygotowania psychicznego. Kiedyś to było kino, teraz chyba każde miejsce, gdzie pojawiała się więcej niż jedna nieznajoma osoba. Odwzajemnił jej spojrzenie uśmiechem, krótkim, kompletnie bez ciepła, wytrenowanym na potrzeby sądowych sytuacji i wymieniania tam grzeczności. — Wiesz co? Już myślę, jak się odwdzięczyć za zabranie mnie tutaj. Może zabiorę cię kiedyś na teatr improwizowany. — Spojrzał na nią z niepokojącym spokojem. — Gwarantuję, że oboje poczujemy zażenowanie. Albo zaproszę twoją matkę na kolację, żebyśmy byli kwita. Ty mnie tu niszczysz, ja ciebie tam. — Wiedział, że przesadza. Wiedział też, że to właśnie go ratowało przed zupełnym pogrążeniem się w tym spotkaniu. Zresztą, czy ona naprawdę myślała, że on to wszystko traktuje jak zabawę?
Spojrzał na nią, gdy rzuciła komplementem. Nie odpowiedział od razu, jakby jego mózg musiał sprawdzić, czy nie padł ofiarą jakiegoś ukrytego żartu.
— Nie wiem, czy dobrze wyglądam, ale przynajmniej czysto — mruknął i usiadł w miejscu, które wskazała. Miejsce kompletnie nie w jego guście, ale w tym lokalu prawdopodobnie nie istniało takie, które by mu odpowiadało. Gdyby miał wybór, usiadłby jak najdalej od wszystkich. W końcu chciała z nim rozmawiać, prawda? Do tego potrzebowali spokoju. Kiedy wróciła z drinkiem, spojrzał na mojito i westchnął cicho.
— Piękny gest. Gorzko-słodkie, jak moje życie. — Uniósł szklankę w geście toastu. — Za twoją wielkoduszność i moje tragiczne wybory.
Charlotte Kovalski
— Dlaczego? — powtórzył po niej, jakby rozważał, czy odpowiedzieć z gracją, czy może jednak jak zwykle. — Bo nie lubię być w miejscach, gdzie wszystko jest za głośne i za kolorowe. — Wzruszył ramionami. — Wolę zaprosić kogoś do domu i tam spędzić czas przy muzyce, filmie albo w jakiś inny sposób. Nigdy nie spotykam się nawet w sprawach biznesowych na mieście, od czegoś mam budynek prokuratury. — To najpewniej było jednym z jego największych błędów, bo mogło być odbierane za nadmierne spoufalanie się, dlatego też nie każdy chciał korzystać z jego propozycji. Większość ludzi nie czuła się pewnie, gdy nie umawiali się w miejscu publiczne, ale dla niego to była forma selekcji. Nienawidził centrum miasta. I nienawidził szukać miejsca do parkowania jeszcze bardziej.
Zerknął w jej stronę, gdy zaczęła filozofować o normalnych ludziach.
— Masz rację, nie jestem normalny. Zdecydowanie wolę podziemia. Ciche, chłodne, bez muzyki z tiktoka. — Skrzywił się. Zaczął się zastanawiać, kiedy ostatni raz był w miejscu, które nie wymagało od niego uprzedniego przygotowania psychicznego. Kiedyś to było kino, teraz chyba każde miejsce, gdzie pojawiała się więcej niż jedna nieznajoma osoba. Odwzajemnił jej spojrzenie uśmiechem, krótkim, kompletnie bez ciepła, wytrenowanym na potrzeby sądowych sytuacji i wymieniania tam grzeczności. — Wiesz co? Już myślę, jak się odwdzięczyć za zabranie mnie tutaj. Może zabiorę cię kiedyś na teatr improwizowany. — Spojrzał na nią z niepokojącym spokojem. — Gwarantuję, że oboje poczujemy zażenowanie. Albo zaproszę twoją matkę na kolację, żebyśmy byli kwita. Ty mnie tu niszczysz, ja ciebie tam. — Wiedział, że przesadza. Wiedział też, że to właśnie go ratowało przed zupełnym pogrążeniem się w tym spotkaniu. Zresztą, czy ona naprawdę myślała, że on to wszystko traktuje jak zabawę?
Spojrzał na nią, gdy rzuciła komplementem. Nie odpowiedział od razu, jakby jego mózg musiał sprawdzić, czy nie padł ofiarą jakiegoś ukrytego żartu.
— Nie wiem, czy dobrze wyglądam, ale przynajmniej czysto — mruknął i usiadł w miejscu, które wskazała. Miejsce kompletnie nie w jego guście, ale w tym lokalu prawdopodobnie nie istniało takie, które by mu odpowiadało. Gdyby miał wybór, usiadłby jak najdalej od wszystkich. W końcu chciała z nim rozmawiać, prawda? Do tego potrzebowali spokoju. Kiedy wróciła z drinkiem, spojrzał na mojito i westchnął cicho.
— Piękny gest. Gorzko-słodkie, jak moje życie. — Uniósł szklankę w geście toastu. — Za twoją wielkoduszność i moje tragiczne wybory.
Charlotte Kovalski
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Cassian Lennox
— Jak będziesz paskudnym wredotą, to będę nazywała Cię po imieniu — rzuciła przesłodzonym tonem. Wyjątkowo musiała zluzować ze swojego normalnego tonu. Umówmy się, gdyby chciała denerwować go na każdym kroku, nazywałaby go prokuratorem, lub Cassianem. Tyle się dowiedziała, że to niezbyt komfortowe dla niego.
Pewnie jak przegrana z nią w sądzie.
— Czemu od razu zakładasz, że to jedno z takich miejsc? — spytała, od razu marszcząc przy tym brwi. No tak, Cassian był człowiekiem wiecznie na nie. Zdążyła się już odrobinę na nim poznać. Sama miała w sobie duże pokłady szczęścia i radości. Głównie za sprawą przyjaciółek, które miała w życiu. Odrobina brokatu zawsze była dobrym pomysłem na gorszy humor — zdążyłam Cię rozpracować, Ponuraku Sraku — rzuciła finalnie, wytykając mu język. Mógł nie zdawać sobie z tego sprawy, ale to pesymistyczne podejście zaczynało ją irytować — strasznie się zamykasz na wszystko... Spróbuj się otworzyć i żyć, Lennox — od początku ich spotkania było to najbardziej szczere słowa, które od niej usłyszał. Nie kryły się w nich złośliwości, tylko zwykła chęć normalnego spotkania — najlepsze rzeczy Cię omijają w domu, a ty ich nawet nie widzisz — nawet osoby, które widziały świat w samych odcieniach szarości, miały dzień, w którym drink z brokatem potrafił poprawić nastrój.
— Już zdążyłam zauważyć, że jesteś największym smutasem, a nie nienormalnym — aż musiała go naprostować. Nie musiała, nawet wielce go denerwować. Sam to robił za samego siebie. Aż była zdziwiona, ile narzekania mogła usłyszeć w ciągu kilku minut. Nowy rekord — skoro mnie zapraszasz, to nie odmówię — odparła, unosząc delikatnie kąciki swoich ust do góry — kolejne bingo do skreślenia w moim życiu — zaśmiała się pod nosem — moja matka jest jeszcze bardziej kolorowa niż ja. Jesteś na to gotowy? — uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Chyba nie zdawał sobie sprawy z kim on chciał się umówić. Rodzice o polskich korzeniach to dopiero byli kolorowi ludzie, pełni wdzięku oraz krzyku.
— Gdy ktoś mówi Ci komplement, to za niego dziękujesz i nie dyskutujesz — aż musiała wywrócić oczami. Nie mogła się powstrzymać — podstawowe zasady kultury — rzuciła, próbując wyjąć ze swojej torebki papierosa. Widocznie nie tylko Cassian będzie potrzebował wsparcia związanego z ich spotkaniem.
— Jak twoja przegrana ze mną — poprawiła go — za wspólne spotkanie — stuknęła szklanki, po czym upiła duży łyk truskawkowego mojito — dobra, Ponuraku. Skoro nie lubisz kolorowych miejsc, to jakie byłoby dla Ciebie idealne miejsce do zamieszkania — chciała by się wysilił i dał od siebie coś poza: złe, brzydkie, głośne, niedobre — poza Toronto i twoim domem, to odpada — a jak powie, że trumna, to Charlotte wyjdzie z siebie i stanie obok.
— Jak będziesz paskudnym wredotą, to będę nazywała Cię po imieniu — rzuciła przesłodzonym tonem. Wyjątkowo musiała zluzować ze swojego normalnego tonu. Umówmy się, gdyby chciała denerwować go na każdym kroku, nazywałaby go prokuratorem, lub Cassianem. Tyle się dowiedziała, że to niezbyt komfortowe dla niego.
Pewnie jak przegrana z nią w sądzie.
— Czemu od razu zakładasz, że to jedno z takich miejsc? — spytała, od razu marszcząc przy tym brwi. No tak, Cassian był człowiekiem wiecznie na nie. Zdążyła się już odrobinę na nim poznać. Sama miała w sobie duże pokłady szczęścia i radości. Głównie za sprawą przyjaciółek, które miała w życiu. Odrobina brokatu zawsze była dobrym pomysłem na gorszy humor — zdążyłam Cię rozpracować, Ponuraku Sraku — rzuciła finalnie, wytykając mu język. Mógł nie zdawać sobie z tego sprawy, ale to pesymistyczne podejście zaczynało ją irytować — strasznie się zamykasz na wszystko... Spróbuj się otworzyć i żyć, Lennox — od początku ich spotkania było to najbardziej szczere słowa, które od niej usłyszał. Nie kryły się w nich złośliwości, tylko zwykła chęć normalnego spotkania — najlepsze rzeczy Cię omijają w domu, a ty ich nawet nie widzisz — nawet osoby, które widziały świat w samych odcieniach szarości, miały dzień, w którym drink z brokatem potrafił poprawić nastrój.
— Już zdążyłam zauważyć, że jesteś największym smutasem, a nie nienormalnym — aż musiała go naprostować. Nie musiała, nawet wielce go denerwować. Sam to robił za samego siebie. Aż była zdziwiona, ile narzekania mogła usłyszeć w ciągu kilku minut. Nowy rekord — skoro mnie zapraszasz, to nie odmówię — odparła, unosząc delikatnie kąciki swoich ust do góry — kolejne bingo do skreślenia w moim życiu — zaśmiała się pod nosem — moja matka jest jeszcze bardziej kolorowa niż ja. Jesteś na to gotowy? — uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Chyba nie zdawał sobie sprawy z kim on chciał się umówić. Rodzice o polskich korzeniach to dopiero byli kolorowi ludzie, pełni wdzięku oraz krzyku.
— Gdy ktoś mówi Ci komplement, to za niego dziękujesz i nie dyskutujesz — aż musiała wywrócić oczami. Nie mogła się powstrzymać — podstawowe zasady kultury — rzuciła, próbując wyjąć ze swojej torebki papierosa. Widocznie nie tylko Cassian będzie potrzebował wsparcia związanego z ich spotkaniem.
— Jak twoja przegrana ze mną — poprawiła go — za wspólne spotkanie — stuknęła szklanki, po czym upiła duży łyk truskawkowego mojito — dobra, Ponuraku. Skoro nie lubisz kolorowych miejsc, to jakie byłoby dla Ciebie idealne miejsce do zamieszkania — chciała by się wysilił i dał od siebie coś poza: złe, brzydkie, głośne, niedobre — poza Toronto i twoim domem, to odpada — a jak powie, że trumna, to Charlotte wyjdzie z siebie i stanie obok.
-
I wish I never ever told you all about it, but I just had to let you know I never meant to hurt you thoughnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Cassian milczał przez chwilę, przyglądając się jej, jakby próbował zrozumieć, dlaczego do diabła jeszcze tu siedzi. Może to przez ten głos - przesłodzony i absurdalnie wesoły. Albo przez to, jak mówiła do niego Ponuraku Sraku z taką pewnością, jakby właśnie rozkładała go na czynniki pierwsze, nie pytając nawet, czy ma ochotę być rozkładany. Już nawet się nie denerwował, odbierał to wszystko ze spokojem, bardziej przejmując się tym, co jeszcze gorszego może go spotkać. Wyjście do baru na pewno nie było najgorszym. Przesunął szklankę z mojito, patrząc na brokat w środku z miną człowieka przekonanego, że właśnie jest w ukrytej kamerze. Musiał być.
— Mojito, brokat, pseudofilozoficzne manifesty i diagnoza osobowości przy jednym drinku. Naprawdę świetnie — skwitował z rezygnacją. Zerknął na nią spod zmrużonych powiek. Nie umiał do końca stwierdzić, czy bardziej go irytuje, czy... nie, tylko irytuje. Na pewno. — Zamykasz się na wszystko — powtórzył szeptem, bardziej do siebie. — Cudownie. Dziękuję za darmową analizę. Następnym razem przyjdź z zeszytem, pytaniami o dzieciństwo i zacznij kompletować dokumentację na mój temat.
Oparł się o krzesło. Spojrzał w górę, jakby próbował się dowiedzieć od sufitu, co właściwie robi z własnym życiem. I czemu znów pozwolił się wciągnąć w rozmowę, która miała być żartem, a zmieniła się w coś prawdziwego. A tego nienawidził najbardziej. Nie bez powodu przez całe życie nie ciągał się po psychiatrach i psychologach. Miał świadomość, że nie było z nim całkowicie dobrze i to mu wystarczało. Nie potrzebował potwierdzenia.
W rzeczywistości te przemyślenia trwały krótką chwilę, ale w jego głowie szukanie odpowiedzi na suficie zajmowało dobre pięć minut.
— Nie wszyscy chcą się otwierać — odezwał się cicho, znów patrząc na nią. — Niektórzy wolą milczeć. Wolą siedzieć w domu, niż udawać, że dobrze się bawią w miejscu, które ich męczy. A brokat — wskazał drinka i po chwili podniósł go na wysokość oczu — przykro mi, ale nie jest rozwiązaniem terapeutycznym.
Wziął łyk mojito i skrzywił się teatralnie, ale nie odstawił szklanki. Potrzebował dużej ilości procentów, by z nią rozmawiać w miarę normalnie.
— W takim razie, prawda. Nie jestem gotowy na twoją matkę. Nie jestem w ogóle gotowy na ludzi, którzy są głośniejsi niż moje własne myśli. Ale jak widzisz, jakoś tu siedzę. — Po tych słowach zamilkł, próbując zrozumieć to, co sam powiedział. Dawno nie miał tak, żeby sam sobie zaprzeczał i to tak ostentacyjnie. Charlotte miała jakiś dar, którego bardzo nienawidził.
Odwrócił wzrok.
— A co do idealnego miejsca — odezwał się znów, tym razem spokojniej. — Mała, drewniana chatka nad jeziorem. Cisza. Nikt nie dzwoni, nikt niczego nie chce. Najlepiej, jakbym wtedy nie istniał dla innych ludzi, żeby po prostu nie pamiętali, że istnieję. Do tego jeden pies i kawa. — Przerwał. To, co powiedział, pewnie brzmiało banalnie, ale było jego największym marzeniem. Wyrwać się z tego świata, w którym nieustannie trzeba być dostępnym, obecnym, odpowiedzialnym. Ta praca go wykańczała, powoli z dnia na dzień.
Gdy zaczęła szukać czegoś w torebce, wyciągnął swoją zapalniczkę z kieszeni i wyciągnął rękę w jej kierunku, gotowy do rozpalenia papierosa. Było to mechaniczne, jakby robił tak setki razy. Pewnie robił, chociaż nie był tego całkiem pewien. Miał pamięć wybiórczą i szwankującą.
— Za przegrane procesy i dziwne spotkania — rzucił cicho, stukając szklanką o tę jej, stojącą na stoliku. — I za to, że mimo wszystko nie wyszłaś, kiedy zacząłem marudzić. Wielki szacunek. — Zanim zdążyła coś odpowiedzieć, dodał sarkastycznie: — A teraz przeproszę cię na chwilę. Muszę pogodzić się z faktem, że właśnie piłem najbardziej kobiecego drinka i wciąż nie umarłem ze wstydu.
Odchylił się do tyłu, wypił całą zawartość szklanki na raz, mimo że tego typu drinki raczej się sączy, nie pochłania. Spojrzał na nią raz jeszcze, jakby chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie nic z siebie nie wydobył. W końcu on nie mówi sam z siebie, jeśli nikt nie pyta.
Charlotte Kovalski
— Mojito, brokat, pseudofilozoficzne manifesty i diagnoza osobowości przy jednym drinku. Naprawdę świetnie — skwitował z rezygnacją. Zerknął na nią spod zmrużonych powiek. Nie umiał do końca stwierdzić, czy bardziej go irytuje, czy... nie, tylko irytuje. Na pewno. — Zamykasz się na wszystko — powtórzył szeptem, bardziej do siebie. — Cudownie. Dziękuję za darmową analizę. Następnym razem przyjdź z zeszytem, pytaniami o dzieciństwo i zacznij kompletować dokumentację na mój temat.
Oparł się o krzesło. Spojrzał w górę, jakby próbował się dowiedzieć od sufitu, co właściwie robi z własnym życiem. I czemu znów pozwolił się wciągnąć w rozmowę, która miała być żartem, a zmieniła się w coś prawdziwego. A tego nienawidził najbardziej. Nie bez powodu przez całe życie nie ciągał się po psychiatrach i psychologach. Miał świadomość, że nie było z nim całkowicie dobrze i to mu wystarczało. Nie potrzebował potwierdzenia.
W rzeczywistości te przemyślenia trwały krótką chwilę, ale w jego głowie szukanie odpowiedzi na suficie zajmowało dobre pięć minut.
— Nie wszyscy chcą się otwierać — odezwał się cicho, znów patrząc na nią. — Niektórzy wolą milczeć. Wolą siedzieć w domu, niż udawać, że dobrze się bawią w miejscu, które ich męczy. A brokat — wskazał drinka i po chwili podniósł go na wysokość oczu — przykro mi, ale nie jest rozwiązaniem terapeutycznym.
Wziął łyk mojito i skrzywił się teatralnie, ale nie odstawił szklanki. Potrzebował dużej ilości procentów, by z nią rozmawiać w miarę normalnie.
— W takim razie, prawda. Nie jestem gotowy na twoją matkę. Nie jestem w ogóle gotowy na ludzi, którzy są głośniejsi niż moje własne myśli. Ale jak widzisz, jakoś tu siedzę. — Po tych słowach zamilkł, próbując zrozumieć to, co sam powiedział. Dawno nie miał tak, żeby sam sobie zaprzeczał i to tak ostentacyjnie. Charlotte miała jakiś dar, którego bardzo nienawidził.
Odwrócił wzrok.
— A co do idealnego miejsca — odezwał się znów, tym razem spokojniej. — Mała, drewniana chatka nad jeziorem. Cisza. Nikt nie dzwoni, nikt niczego nie chce. Najlepiej, jakbym wtedy nie istniał dla innych ludzi, żeby po prostu nie pamiętali, że istnieję. Do tego jeden pies i kawa. — Przerwał. To, co powiedział, pewnie brzmiało banalnie, ale było jego największym marzeniem. Wyrwać się z tego świata, w którym nieustannie trzeba być dostępnym, obecnym, odpowiedzialnym. Ta praca go wykańczała, powoli z dnia na dzień.
Gdy zaczęła szukać czegoś w torebce, wyciągnął swoją zapalniczkę z kieszeni i wyciągnął rękę w jej kierunku, gotowy do rozpalenia papierosa. Było to mechaniczne, jakby robił tak setki razy. Pewnie robił, chociaż nie był tego całkiem pewien. Miał pamięć wybiórczą i szwankującą.
— Za przegrane procesy i dziwne spotkania — rzucił cicho, stukając szklanką o tę jej, stojącą na stoliku. — I za to, że mimo wszystko nie wyszłaś, kiedy zacząłem marudzić. Wielki szacunek. — Zanim zdążyła coś odpowiedzieć, dodał sarkastycznie: — A teraz przeproszę cię na chwilę. Muszę pogodzić się z faktem, że właśnie piłem najbardziej kobiecego drinka i wciąż nie umarłem ze wstydu.
Odchylił się do tyłu, wypił całą zawartość szklanki na raz, mimo że tego typu drinki raczej się sączy, nie pochłania. Spojrzał na nią raz jeszcze, jakby chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie nic z siebie nie wydobył. W końcu on nie mówi sam z siebie, jeśli nikt nie pyta.
Charlotte Kovalski
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Cassian Lennox
Charlotte próbowała się dobrze bawić, ale każde słońce mogło zostać ukryte za stertą szarych chmur. Mogłaby zrobić nawet salto, a miała wrażenie, że mężczyzna przejdzie obok tego obojętnie. Był trudnym orzechem do zgryzienia i musiała przyznać, że zaczęło ją to kręcić. Lubiła te krótkie momenty, w których unosił kąciki ust, bo, o zgrozo, przecież by się nie uśmiechnął w jej stronę.
— Słuchaj, jak z Ciebie taki ponurak, to następna randka z winem na rybach — w dzieciństwie miała wrażenie, że ojciec wolałby, żeby była chłopcem. Przekazanie całej rodzinnej fortunny facetowi, a nie jakiejś, ha tfu, kobiecie. Może dlatego zabierał ją na ryby. Dosyć relaksujące, ale niesamowicie nudne zajęcie — dobrze, jeszcze nałożę moje zerówki, by bardziej przypominać terapeutę — aż zaczęła się zastanawiać, czy go to nie kręciło. Albo miał już kobietę i tylko próbował nie urazić jej uczuć. Tego w sumie nie wiedziała — nie moja wina, że jesteś jak całoroczny Grinch. Pewnie jesteś dla mnie taki, bo masz żonę i dzieci — chciała zobaczyć jego reakcję. Czysta prowokacja. Istniała bardzo mała szansa na to, by faktycznie kogoś miał. Takie ponuraki szybko odstraszały ludzi od siebie, a ona przyczepiła się do niego jak rzep do psiego ogona.
— Raczej boją się otwierać — poprawiła Charlotte, upijając sporego łyka mojito — mogłeś nie przychodzić — mruknęła ledwo słyszalnie pod nosem — alkohol jest tańszy i szybciej działa niż terapeuta — rzuciła, wysilając się na uśmiech. Momentami czuła, jakby to nie była randka, a skrócona rozprawa, gdzie tylko oni się mierzyli. Czyja energia przeważy spotkanie?
— A może byś tak... spróbował się ponieść i zaczął się oszukiwać, że nie siedzisz tu za karę? — zaproponowała, unosząc wysoko swoją brew. Głośniejsi niż jego myśli? Charlotte była głośniejsza niż jego jelitówka na pełnym gazie — może i wygrałam zakład, ale dalej spędziłam dla Ciebie dwie godziny, próbując się wyszykować — czy Kovalski próbowała zagrać na emocjach? Owszem. Chociaż wynikało to też głównie z jednego powodu, naprawdę długo się dla niego szykowała. Potraktowała to spotkanie jako randkę. Mimo że zabierał jej każdą możliwą energię, to chyba go lubiła. Na pewno do kolejnej rozprawy tak będzie miała.
— Myślałam, że powiesz o trumnie — rzuciła szczerze, krótko śmiejąc się pod nosem — to dalej całkiem przyjemny obraz. Kiedy ostatnio pojechałeś na wakacje? — pełno było miejsc, które wyglądały jak wyjęte z jego idealnej wizji — zarządzam konkurs, jak trafię dla Ciebie idealnego drinka. Będziesz dla mnie miły — sama nie była jeszcze w połowie swojego truskawkowego mojito, ale szybko wstała do stołu, podchodząc do barmana. Wyszeptała mu kilka słów i wróciła za kilka minut. Nie pozwoliła mu się nawet postawić. Chciała postawić go przed faktem dokonanym.
— Dla mnie tequila sunrise, bo mam nadzieję, że wieczór szybko nie zniknie — szła do niego tyłem, by przypadkiem nie zobaczył, co dla niego wynalazła. Jej drink szybko znalazł się na stole — a dla Ciebie drink zrobiony specjalnie na moją prośbę — idealna zapowiedź, czy to drink dla jednorożca rzygającego tęczą? No nie — Czarna dziura, trochę jak ty. Główne składniki? Whiskey i kawa. — naprawdę, starała się, żeby ten wieczór minął dobrze. Stąd spojrzała na nią wyczekującym spojrzeniem na reakcję.
Charlotte próbowała się dobrze bawić, ale każde słońce mogło zostać ukryte za stertą szarych chmur. Mogłaby zrobić nawet salto, a miała wrażenie, że mężczyzna przejdzie obok tego obojętnie. Był trudnym orzechem do zgryzienia i musiała przyznać, że zaczęło ją to kręcić. Lubiła te krótkie momenty, w których unosił kąciki ust, bo, o zgrozo, przecież by się nie uśmiechnął w jej stronę.
— Słuchaj, jak z Ciebie taki ponurak, to następna randka z winem na rybach — w dzieciństwie miała wrażenie, że ojciec wolałby, żeby była chłopcem. Przekazanie całej rodzinnej fortunny facetowi, a nie jakiejś, ha tfu, kobiecie. Może dlatego zabierał ją na ryby. Dosyć relaksujące, ale niesamowicie nudne zajęcie — dobrze, jeszcze nałożę moje zerówki, by bardziej przypominać terapeutę — aż zaczęła się zastanawiać, czy go to nie kręciło. Albo miał już kobietę i tylko próbował nie urazić jej uczuć. Tego w sumie nie wiedziała — nie moja wina, że jesteś jak całoroczny Grinch. Pewnie jesteś dla mnie taki, bo masz żonę i dzieci — chciała zobaczyć jego reakcję. Czysta prowokacja. Istniała bardzo mała szansa na to, by faktycznie kogoś miał. Takie ponuraki szybko odstraszały ludzi od siebie, a ona przyczepiła się do niego jak rzep do psiego ogona.
— Raczej boją się otwierać — poprawiła Charlotte, upijając sporego łyka mojito — mogłeś nie przychodzić — mruknęła ledwo słyszalnie pod nosem — alkohol jest tańszy i szybciej działa niż terapeuta — rzuciła, wysilając się na uśmiech. Momentami czuła, jakby to nie była randka, a skrócona rozprawa, gdzie tylko oni się mierzyli. Czyja energia przeważy spotkanie?
— A może byś tak... spróbował się ponieść i zaczął się oszukiwać, że nie siedzisz tu za karę? — zaproponowała, unosząc wysoko swoją brew. Głośniejsi niż jego myśli? Charlotte była głośniejsza niż jego jelitówka na pełnym gazie — może i wygrałam zakład, ale dalej spędziłam dla Ciebie dwie godziny, próbując się wyszykować — czy Kovalski próbowała zagrać na emocjach? Owszem. Chociaż wynikało to też głównie z jednego powodu, naprawdę długo się dla niego szykowała. Potraktowała to spotkanie jako randkę. Mimo że zabierał jej każdą możliwą energię, to chyba go lubiła. Na pewno do kolejnej rozprawy tak będzie miała.
— Myślałam, że powiesz o trumnie — rzuciła szczerze, krótko śmiejąc się pod nosem — to dalej całkiem przyjemny obraz. Kiedy ostatnio pojechałeś na wakacje? — pełno było miejsc, które wyglądały jak wyjęte z jego idealnej wizji — zarządzam konkurs, jak trafię dla Ciebie idealnego drinka. Będziesz dla mnie miły — sama nie była jeszcze w połowie swojego truskawkowego mojito, ale szybko wstała do stołu, podchodząc do barmana. Wyszeptała mu kilka słów i wróciła za kilka minut. Nie pozwoliła mu się nawet postawić. Chciała postawić go przed faktem dokonanym.
— Dla mnie tequila sunrise, bo mam nadzieję, że wieczór szybko nie zniknie — szła do niego tyłem, by przypadkiem nie zobaczył, co dla niego wynalazła. Jej drink szybko znalazł się na stole — a dla Ciebie drink zrobiony specjalnie na moją prośbę — idealna zapowiedź, czy to drink dla jednorożca rzygającego tęczą? No nie — Czarna dziura, trochę jak ty. Główne składniki? Whiskey i kawa. — naprawdę, starała się, żeby ten wieczór minął dobrze. Stąd spojrzała na nią wyczekującym spojrzeniem na reakcję.
-
I wish I never ever told you all about it, but I just had to let you know I never meant to hurt you thoughnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
To też nie tak, że nie czuł nic i był obojętny na każde jej słowo. Czuł wiele, aż za wiele, ale po tych wszystkich latach życia w rodzinie Lennoxów, Cassian już nawet nie wiedział, czy cokolwiek może pokazać na zewnątrz, bo nie było to mile widziane. Później zdobywając pracę jako prokurator emocje poszły na dalszy plan, bo były po prostu przeszkadzające; by mieć spokój musiał ignorować większość rzeczy, nie pokazywać słabości czy wrażliwości. Miał te cechy, potrafił się wzruszyć na filmie przyrodniczym, gdy były zabijane niewinne zwierzątka przez niesprawiedliwość świata, ale to wszystko w zaciszu domowym.
— Ale ty łowisz ryby, ja co najwyżej piję — rzucił jej w odpowiedzi i uśmiechnął się, zauważając jakie głupie to było. Czuł jakąś wdzięczność, że Charlotte wyrwała go z domu i chciała go poznać, mimo że zamykał się przed nią coraz bardziej. Była to reakcja obronna umysłu.
— Może być — mruknął i wbił w nią swój wzrok, próbując sobie wyobrazić ją w okularach. Może zapatrzył się za bardzo, bo jej następne słowa całkowicie go otrzeźwiły, bo dostał nimi w twarz. Żona? Dzieci? Abstrakcja. — Nie, nie lubię robić innym ludziom pod górkę. Sam często czuję się w niebezpieczeństwie, nie chciałbym by przez moje wybory ktoś inny cierpiał — powiedział chłodno, chociaż w środku czuł się tak, jakby miał wybuchnąć. Nie wyobrażał sobie niszczyć życia jakiejś niewinnej kobiecie przez to, że jakimś cudem się w nim zakochała. To nie była najprostsza praca, szczególnie gdy oskarżało się gangsterów czy innych niebezpiecznych zbirów. Dostawał pogróżki i życzenia śmierci jak chyba każdy prokurator.
Przemilczał jej następne słowa, szczególnie te, które go najbardziej zabolały. Może dawał sobą takie wrażenie, że nie chciał tu się pojawiać (co było prawdą!), ale zrobił to dla niej. Może jak głupi oczekiwał fanfarów i wiwatów z tego powodu?
— Okej, zacznę się oszukiwać, że nie siedzę tu za karę — powtórzył po niej zupełnie tak, jakby próbował się na to zaprogramować. Nie był robotem, było to awykonalne, ale liczył, że po powiedzeniu sobie tego raz czy dwa razy w pamięci będzie mu łatwiej ukryć wszystkie złośliwości. — Nie musiałaś tyle czasu poświęcasz, ale wyglądasz ślicznie, Charlotte. — Trochę go skręciło w środku, ale wewnętrznie czuł, że chciał jej to powiedzieć tak dobitnie, by zapamiętała z tego wieczoru coś więcej niż jego wieczne narzekanie.
— Trumna też jest całkiem realnym marzeniem — przyznał i kiwnął głową, a następnie uniósł kącik ust ku górze. Pytanie pułapka, które dostawał od rodziców. Nie pamiętał kiedy ostatni raz był nawet poza miastem, nie w sprawach służbowych. Nie ciągnęło go do żadnego morza, jeziora ani w góry, wszędzie w wakacje, ale i nawet nie w sezonie urlopowym był przepych ludzi. Za granicę nie chciał latać, bo nie lubił podróży samolotem. Wzruszył ramionami nie mogąc znaleźć dobrej odpowiedzi.
Zanim cokolwiek powiedział uciekła od ich stolika, zostawiając go samego. Obserwował ją, gdy stanęła przy barze i rozmawiała z barmanem. Pozwolił jej dokonać tego wyboru i te kilka minut spędził w ciszy, przeglądając wiadomości na swoim telefonie. Skoro miała to być niespodzianka to nie zamierzał jej psuć na starcie. Podniósł głowę dopiero wtedy, gdy wróciła ze szklankami.
— Brzmi to jak zawał w szklance. Tak prędko chcesz mnie się pozbyć? — zapytał z uniesioną brwią i przyjrzał się swojemu drinkowi. Zupełnie tak jakby szukał czy żadna tabletka gwałtu czy inny proszek w nim nie pływa. Chyba bardziej ufał alkoholowi z brokatem niż takiej mieszance.
Ale zaufał jej i spróbował. Przechylił szklankę, przez chwilę nic nie mówił. Potem spojrzał na nią z tym swoim półuśmiechem.
— Smakuje jak załamanie nerwowe z nutą kofeiny. Podoba mi się. I naprawdę nazwałaś to Czarna dziura? — parsknął cicho.
Charlotte Kovalski
— Ale ty łowisz ryby, ja co najwyżej piję — rzucił jej w odpowiedzi i uśmiechnął się, zauważając jakie głupie to było. Czuł jakąś wdzięczność, że Charlotte wyrwała go z domu i chciała go poznać, mimo że zamykał się przed nią coraz bardziej. Była to reakcja obronna umysłu.
— Może być — mruknął i wbił w nią swój wzrok, próbując sobie wyobrazić ją w okularach. Może zapatrzył się za bardzo, bo jej następne słowa całkowicie go otrzeźwiły, bo dostał nimi w twarz. Żona? Dzieci? Abstrakcja. — Nie, nie lubię robić innym ludziom pod górkę. Sam często czuję się w niebezpieczeństwie, nie chciałbym by przez moje wybory ktoś inny cierpiał — powiedział chłodno, chociaż w środku czuł się tak, jakby miał wybuchnąć. Nie wyobrażał sobie niszczyć życia jakiejś niewinnej kobiecie przez to, że jakimś cudem się w nim zakochała. To nie była najprostsza praca, szczególnie gdy oskarżało się gangsterów czy innych niebezpiecznych zbirów. Dostawał pogróżki i życzenia śmierci jak chyba każdy prokurator.
Przemilczał jej następne słowa, szczególnie te, które go najbardziej zabolały. Może dawał sobą takie wrażenie, że nie chciał tu się pojawiać (co było prawdą!), ale zrobił to dla niej. Może jak głupi oczekiwał fanfarów i wiwatów z tego powodu?
— Okej, zacznę się oszukiwać, że nie siedzę tu za karę — powtórzył po niej zupełnie tak, jakby próbował się na to zaprogramować. Nie był robotem, było to awykonalne, ale liczył, że po powiedzeniu sobie tego raz czy dwa razy w pamięci będzie mu łatwiej ukryć wszystkie złośliwości. — Nie musiałaś tyle czasu poświęcasz, ale wyglądasz ślicznie, Charlotte. — Trochę go skręciło w środku, ale wewnętrznie czuł, że chciał jej to powiedzieć tak dobitnie, by zapamiętała z tego wieczoru coś więcej niż jego wieczne narzekanie.
— Trumna też jest całkiem realnym marzeniem — przyznał i kiwnął głową, a następnie uniósł kącik ust ku górze. Pytanie pułapka, które dostawał od rodziców. Nie pamiętał kiedy ostatni raz był nawet poza miastem, nie w sprawach służbowych. Nie ciągnęło go do żadnego morza, jeziora ani w góry, wszędzie w wakacje, ale i nawet nie w sezonie urlopowym był przepych ludzi. Za granicę nie chciał latać, bo nie lubił podróży samolotem. Wzruszył ramionami nie mogąc znaleźć dobrej odpowiedzi.
Zanim cokolwiek powiedział uciekła od ich stolika, zostawiając go samego. Obserwował ją, gdy stanęła przy barze i rozmawiała z barmanem. Pozwolił jej dokonać tego wyboru i te kilka minut spędził w ciszy, przeglądając wiadomości na swoim telefonie. Skoro miała to być niespodzianka to nie zamierzał jej psuć na starcie. Podniósł głowę dopiero wtedy, gdy wróciła ze szklankami.
— Brzmi to jak zawał w szklance. Tak prędko chcesz mnie się pozbyć? — zapytał z uniesioną brwią i przyjrzał się swojemu drinkowi. Zupełnie tak jakby szukał czy żadna tabletka gwałtu czy inny proszek w nim nie pływa. Chyba bardziej ufał alkoholowi z brokatem niż takiej mieszance.
Ale zaufał jej i spróbował. Przechylił szklankę, przez chwilę nic nie mówił. Potem spojrzał na nią z tym swoim półuśmiechem.
— Smakuje jak załamanie nerwowe z nutą kofeiny. Podoba mi się. I naprawdę nazwałaś to Czarna dziura? — parsknął cicho.
Charlotte Kovalski
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Cassian Lennox
W trakcie swojego rozwoju Kovalski podjęła bardzo ważną decyzję. Zaczęła szybko chodzić do terapeuty. Chodzi do niego jeszcze dzisiaj. Miała prawo pozwolić sobie na odczuwanie emocji. Lubiła posługiwać się faktami. Jej też to pomagało w pracy, tylko wynosiła te, które miały pozwolić jej na lepszą pracę jako pani mecenas. Nie liczyła się czysta zbrodnia, ale to co poza nią. Od gangsterów musiała wyciągać fakty z ich życia, które umożliwiłyby ich obronę.
— Mi to nie przeszkadza, będę bardziej męska niż ty — odparła, wzruszając ramionami. Wędkowanie powinno mu się spodobać, Kovalski musiałaby siedzieć cicho, inaczej nie udałoby się jej nic złapać, a tak? Miałby swoją ciszę nad jeziorem i jedynie dźwięki ptaków oraz owadów mogłyby zagłuszyć ciszę między nimi — mam coś na twarzy? — spytała, gdy zauważyła, że bardzo się w nią wpatrzył. Spodziewała się, że ma jakiegoś alkoholowego wąsa z piany. Chociaż nic takiego nie zdążyła wypić, to kto tam ich wiedział — a powinieneś. Na pewno ktoś by się znalazł, kto miałby takie same kłopoty jak ty. Jakaś gorąca pani prokurator? — zażartowała Charlotte, unosząc delikatnie kąciki swoich ust. Przecież nie był jedynym prokuratorem w całym Toronto. Byli też inni, a każdy zajmował się inną, równie ważną sprawą. Dla niej było to oczywiste, że nie tylko on musiał obawiać się o własne życie. W końcu nie był jedyny. Jej praca wydawała się o tyle łatwiejsza, że współpracowała z kryminalistami, próbując ich wybielić. Nie za każdym razem się to udawało, ale walczyła o nich jak lwica. Niestety, momentami wzbudzali w niej sympatię, za to inni przerażenie — każdy może lubić samotność, ale po czasie trudniej ją znieść — rzuciła, obdarzając go badawczym spojrzeniem. Charlotte myślała analitycznie, ale nie wyobrażała sobie życia bez innych ludzi. Miała swoich przyjaciół, z którymi dzieliła gorsze i lepsze chwilę. Tylko dzięki nim nie mogła się poddać. Bycie kobietą w branży, nawet z dużymi koneksjami, zmuszało do poświęceń. Musiała być najlepsza, inaczej nie byłaby brana pod uwagę.
— Cassian, nie powtarzaj za mną! — rzuciła, słysząc praktycznie jej słowa. Za to po chwili lekko się speszyła. Mogła próbować wydobyć z niego komplement, ale dalej nie spodziewała się go. Mógł być ponurakiem, ale czuła jak na jej twarzy pojawił się rumieniec. Dobrze, że był skryty pod delikatną warstwą makijażu — dziękuję, ale chciałam go poświęcić. Skoro miałeś wyjść ze swojej jamy, to przynajmniej do gwiazdy — uniosła delikatnie kąciki swoich ust, biorąc większy łyk drinka. Zlustrowała jeszcze raz wzrokiem Cassiana. Dobrze wyglądał w czerni, pewnie był to jego ulubiony i jedyny kolor, który mógłby zakładać. No może jeszcze biała koszula.
— To nie marzenie, a koniec każdego człowieka — skwitowała krótko. Dobrze, że ruszyła po drinka, bo zrobiłaby mu na ten temat tyradę życia. Niby pasowało jej to do jego osobowości, ale czuła, że nie w ten sposób powinno to wyglądać. Powinien być bardziej optymistyczny. Życie wcale nie malowało się tak okropnie i w czarnych barwach.
— Nie, ale stwierdziłam, że to są dwie rzeczy, które powinieneś lubić. Poza tym lubię podnosić Ci ciśnienie — przyznała, uśmiechając się szeroko. Faktycznie, lubiła powodować na jego twarzy różne emocje, by móc je obserwować. Wcześniej nazwałaby go białą ścianą, dopiero po czasie zaczynał pojawiać się na niej kolor — nawet lubię, jak mi narzekasz, to całkiem zabawne, że taki stary, a tak narzeka — zaśmiała się pod nosem, wyjmując w końcu papierosa z paczki. Przysunęła sobie bliżej popielniczkę — jeszcze biodro Ci wypadnie na tym wyjściu — zażartowała, biorąc pierwszego bucha i wypuszczając po chwili dym z ust — specjalnie dla Ciebie znalazłam ten przepis w internecie. Trudno jest znaleźć rzeczy, za którymi mógłbyś przepadać. Za to kawa i whiskey brzmi jak coś rozsądnego, są tam też inne rzeczy, ale te dwa się najbardziej przebijają — tak, przyszła przygotowana na odbywanie kary. Powinien ją tym bardziej docenić — cieszę się, że Ci smakuje. Za to by twoja kara nie była aż taka straszna. To gdzie na te wakacje? — spytała jeszcze raz. Doskonale pamiętała o tym pytaniu.
W trakcie swojego rozwoju Kovalski podjęła bardzo ważną decyzję. Zaczęła szybko chodzić do terapeuty. Chodzi do niego jeszcze dzisiaj. Miała prawo pozwolić sobie na odczuwanie emocji. Lubiła posługiwać się faktami. Jej też to pomagało w pracy, tylko wynosiła te, które miały pozwolić jej na lepszą pracę jako pani mecenas. Nie liczyła się czysta zbrodnia, ale to co poza nią. Od gangsterów musiała wyciągać fakty z ich życia, które umożliwiłyby ich obronę.
— Mi to nie przeszkadza, będę bardziej męska niż ty — odparła, wzruszając ramionami. Wędkowanie powinno mu się spodobać, Kovalski musiałaby siedzieć cicho, inaczej nie udałoby się jej nic złapać, a tak? Miałby swoją ciszę nad jeziorem i jedynie dźwięki ptaków oraz owadów mogłyby zagłuszyć ciszę między nimi — mam coś na twarzy? — spytała, gdy zauważyła, że bardzo się w nią wpatrzył. Spodziewała się, że ma jakiegoś alkoholowego wąsa z piany. Chociaż nic takiego nie zdążyła wypić, to kto tam ich wiedział — a powinieneś. Na pewno ktoś by się znalazł, kto miałby takie same kłopoty jak ty. Jakaś gorąca pani prokurator? — zażartowała Charlotte, unosząc delikatnie kąciki swoich ust. Przecież nie był jedynym prokuratorem w całym Toronto. Byli też inni, a każdy zajmował się inną, równie ważną sprawą. Dla niej było to oczywiste, że nie tylko on musiał obawiać się o własne życie. W końcu nie był jedyny. Jej praca wydawała się o tyle łatwiejsza, że współpracowała z kryminalistami, próbując ich wybielić. Nie za każdym razem się to udawało, ale walczyła o nich jak lwica. Niestety, momentami wzbudzali w niej sympatię, za to inni przerażenie — każdy może lubić samotność, ale po czasie trudniej ją znieść — rzuciła, obdarzając go badawczym spojrzeniem. Charlotte myślała analitycznie, ale nie wyobrażała sobie życia bez innych ludzi. Miała swoich przyjaciół, z którymi dzieliła gorsze i lepsze chwilę. Tylko dzięki nim nie mogła się poddać. Bycie kobietą w branży, nawet z dużymi koneksjami, zmuszało do poświęceń. Musiała być najlepsza, inaczej nie byłaby brana pod uwagę.
— Cassian, nie powtarzaj za mną! — rzuciła, słysząc praktycznie jej słowa. Za to po chwili lekko się speszyła. Mogła próbować wydobyć z niego komplement, ale dalej nie spodziewała się go. Mógł być ponurakiem, ale czuła jak na jej twarzy pojawił się rumieniec. Dobrze, że był skryty pod delikatną warstwą makijażu — dziękuję, ale chciałam go poświęcić. Skoro miałeś wyjść ze swojej jamy, to przynajmniej do gwiazdy — uniosła delikatnie kąciki swoich ust, biorąc większy łyk drinka. Zlustrowała jeszcze raz wzrokiem Cassiana. Dobrze wyglądał w czerni, pewnie był to jego ulubiony i jedyny kolor, który mógłby zakładać. No może jeszcze biała koszula.
— To nie marzenie, a koniec każdego człowieka — skwitowała krótko. Dobrze, że ruszyła po drinka, bo zrobiłaby mu na ten temat tyradę życia. Niby pasowało jej to do jego osobowości, ale czuła, że nie w ten sposób powinno to wyglądać. Powinien być bardziej optymistyczny. Życie wcale nie malowało się tak okropnie i w czarnych barwach.
— Nie, ale stwierdziłam, że to są dwie rzeczy, które powinieneś lubić. Poza tym lubię podnosić Ci ciśnienie — przyznała, uśmiechając się szeroko. Faktycznie, lubiła powodować na jego twarzy różne emocje, by móc je obserwować. Wcześniej nazwałaby go białą ścianą, dopiero po czasie zaczynał pojawiać się na niej kolor — nawet lubię, jak mi narzekasz, to całkiem zabawne, że taki stary, a tak narzeka — zaśmiała się pod nosem, wyjmując w końcu papierosa z paczki. Przysunęła sobie bliżej popielniczkę — jeszcze biodro Ci wypadnie na tym wyjściu — zażartowała, biorąc pierwszego bucha i wypuszczając po chwili dym z ust — specjalnie dla Ciebie znalazłam ten przepis w internecie. Trudno jest znaleźć rzeczy, za którymi mógłbyś przepadać. Za to kawa i whiskey brzmi jak coś rozsądnego, są tam też inne rzeczy, ale te dwa się najbardziej przebijają — tak, przyszła przygotowana na odbywanie kary. Powinien ją tym bardziej docenić — cieszę się, że Ci smakuje. Za to by twoja kara nie była aż taka straszna. To gdzie na te wakacje? — spytała jeszcze raz. Doskonale pamiętała o tym pytaniu.
-
I wish I never ever told you all about it, but I just had to let you know I never meant to hurt you thoughnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Cassian uniósł brew i uśmiechnął się. To nie był jednak uśmiech rozbawienia, raczej coś w rodzaju wyzwania, prowokacji rzuconej w przestrzeń. Zaciągnął się powietrzem przez nos, jakby miał zaraz coś odpowiedzieć, ale zamiast tego parsknął cicho. Myśl o niej, cichej, milczącej, kontemplującej jezioro w całkowitej samotności była tak absurdalna, że aż zabawna.
— Zobaczymy, kto pierwszy się odezwie — mruknął z rozbawieniem, ale też lekką złośliwością. — Daję ci piętnaście minut i potem zaczniesz mówić do robaków.
Nie mógł się powstrzymać, żeby na nią nie spojrzeć. Tym razem nie patrzył jej w oczy. Jego wzrok zatrzymał się na ustach, potem przesunął wzdłuż linii szczęki. Gdy się zorientował, było już za późno - został przyłapany. Odwrócił wzrok za szybko, za gwałtownie, jakby próbował zamaskować to, co właśnie zrobił. Przejechał kciukiem po kąciku ust, jakby chciał zmyć z niego resztki drinka, próbował grać nonszalancją. Nigdy nie wychodziło mu to najlepiej, ale zawsze uparcie próbował.
— Poza złośliwością? To nic. — powiedział to odruchowo ze spokojem. Kiedy jednak znów na nią spojrzał, coś w jego spojrzeniu się zmieniło. Było bardziej skupione, może nawet poważniejsze. Skrzyżował ramiona na piersi, oparł się na krześle. Celowo odwrócił wzrok gdzieś ponad jej ramieniem, ściana była bezpieczniejszym punktem do zawieszenia myśli niż twarz.
— Już próbowałem z jedną gorącą mecenas i wystarczy na całe życie. — Ton jego głosu był spokojny, może nawet zbyt spokojny. Sam się zdziwił, że zabrzmiał aż tak szczerze. — Poza tym… kto by chciał randkować z chodzącym celem? — Wzruszył ramionami, ale gest był wymuszony. Zerknął na szklankę, gdzie topniał tylko lód.
Potem zapadła cisza. A potem, zdanie, które wręcz go zaczęło dusić, przygniatać i poddawać pod wątpliwość. Nie odpowiedział od razu. Patrzył przed siebie, zupełnie nieruchomo. Takie słowa nie brzmiały jak żart, nie dało się z nich zażartować. Były zbyt prawdziwe. Zbyt bliskie.
— Samotność to kwestia dyscypliny. — Głos mu lekko zadrżał. Ledwo zauważalnie. — Albo się ją ćwiczy, albo ona ćwiczy ciebie. — Unik. Taktowny unik w postaci łyku whisky. Dłoń mu lekko zadrżała, gdy trzymał szkło. Tylko trochę. Ale wystarczająco, by się na siebie w duchu wkurzyć. Nie wiedział czy to był jej cel, ale zaczynała rozbrajać jego tykającą bombę; nie potrzebował jej analizy, doskonale wiedział jaki był. Ale mówiła niezwykle trafnie, co chyba jeszcze bardziej go stresowało.
— Nie mogę się powstrzymać, kiedy mówisz sensownie, to rzadkość — odpowiedział bezczelnie, z krzywym uśmiechem. Był z niego zadowolony, aż za bardzo. W tej jednej chwili naprawdę wyglądał, jakby coś wygrał. I może faktycznie tak było, ale gra istniała w jego głowie i nikt nie znał zasad tej gry oprócz niego. Parsknął z rozbawieniem, kiedy usłyszał zaczepkę. Nie spodziewał się tego.
— Gwiazda?— powtórzył z ironią, przeciągając słowo. — Myślałem, że gwiazdy świecą z daleka. — Zsunął wzrok w dół, po jej ramionach, szyi, aż wrócił na usta. Jasne, że przesadzał. Wiedział o tym. Ale równie dobrze wiedział, że nie przestanie.
I wtedy powiedziała coś, co zdjęło z niego całą tę zgryźliwą pewność siebie. Jego uśmiech zgasł w jednej chwili. Oparł się ciężej o stół, jakby coś nagle zaczęło ważyć więcej. Uniósł brwi, nie wiedząc czy w ogóle chce jej odpowiedzieć. Jej słowa wciąż brzmiały mu w uszach. Podniósł głowę, przechylił ją lekko. W jego oczach znów pojawiła się ta znajoma, lekka drwina, ale tym razem była jakby… łagodniejsza. Może nawet prawdziwa. To, co określiła końcem każdego człowieka był jego największym marzeniem, o którym myślał całymi dniami. Nonsens. Pokręcił głową, by wyrzucić to z umysłu i znowu się napił.
— Widać, że lubisz. Nie sądziłem, że jesteś tak humanitarna, widać, że chcesz mnie zabić z klasą. — Nachylił się trochę do przodu. Mówił ciszej, niż zwykle. Jakby jego głos nagle zsunął się niżej, nabrał barwy. — Może za pięć lat... realnie to chciałbym gdzieś do Europy. Ale nie wiem gdzie. — Zrobił krótką pauzę. To pytanie nie było rzucone przypadkowo. — Chyba się na tym znasz. Poleć coś, co będzie mi odpowiadało.
Charlotte Kovalski
— Zobaczymy, kto pierwszy się odezwie — mruknął z rozbawieniem, ale też lekką złośliwością. — Daję ci piętnaście minut i potem zaczniesz mówić do robaków.
Nie mógł się powstrzymać, żeby na nią nie spojrzeć. Tym razem nie patrzył jej w oczy. Jego wzrok zatrzymał się na ustach, potem przesunął wzdłuż linii szczęki. Gdy się zorientował, było już za późno - został przyłapany. Odwrócił wzrok za szybko, za gwałtownie, jakby próbował zamaskować to, co właśnie zrobił. Przejechał kciukiem po kąciku ust, jakby chciał zmyć z niego resztki drinka, próbował grać nonszalancją. Nigdy nie wychodziło mu to najlepiej, ale zawsze uparcie próbował.
— Poza złośliwością? To nic. — powiedział to odruchowo ze spokojem. Kiedy jednak znów na nią spojrzał, coś w jego spojrzeniu się zmieniło. Było bardziej skupione, może nawet poważniejsze. Skrzyżował ramiona na piersi, oparł się na krześle. Celowo odwrócił wzrok gdzieś ponad jej ramieniem, ściana była bezpieczniejszym punktem do zawieszenia myśli niż twarz.
— Już próbowałem z jedną gorącą mecenas i wystarczy na całe życie. — Ton jego głosu był spokojny, może nawet zbyt spokojny. Sam się zdziwił, że zabrzmiał aż tak szczerze. — Poza tym… kto by chciał randkować z chodzącym celem? — Wzruszył ramionami, ale gest był wymuszony. Zerknął na szklankę, gdzie topniał tylko lód.
Potem zapadła cisza. A potem, zdanie, które wręcz go zaczęło dusić, przygniatać i poddawać pod wątpliwość. Nie odpowiedział od razu. Patrzył przed siebie, zupełnie nieruchomo. Takie słowa nie brzmiały jak żart, nie dało się z nich zażartować. Były zbyt prawdziwe. Zbyt bliskie.
— Samotność to kwestia dyscypliny. — Głos mu lekko zadrżał. Ledwo zauważalnie. — Albo się ją ćwiczy, albo ona ćwiczy ciebie. — Unik. Taktowny unik w postaci łyku whisky. Dłoń mu lekko zadrżała, gdy trzymał szkło. Tylko trochę. Ale wystarczająco, by się na siebie w duchu wkurzyć. Nie wiedział czy to był jej cel, ale zaczynała rozbrajać jego tykającą bombę; nie potrzebował jej analizy, doskonale wiedział jaki był. Ale mówiła niezwykle trafnie, co chyba jeszcze bardziej go stresowało.
— Nie mogę się powstrzymać, kiedy mówisz sensownie, to rzadkość — odpowiedział bezczelnie, z krzywym uśmiechem. Był z niego zadowolony, aż za bardzo. W tej jednej chwili naprawdę wyglądał, jakby coś wygrał. I może faktycznie tak było, ale gra istniała w jego głowie i nikt nie znał zasad tej gry oprócz niego. Parsknął z rozbawieniem, kiedy usłyszał zaczepkę. Nie spodziewał się tego.
— Gwiazda?— powtórzył z ironią, przeciągając słowo. — Myślałem, że gwiazdy świecą z daleka. — Zsunął wzrok w dół, po jej ramionach, szyi, aż wrócił na usta. Jasne, że przesadzał. Wiedział o tym. Ale równie dobrze wiedział, że nie przestanie.
I wtedy powiedziała coś, co zdjęło z niego całą tę zgryźliwą pewność siebie. Jego uśmiech zgasł w jednej chwili. Oparł się ciężej o stół, jakby coś nagle zaczęło ważyć więcej. Uniósł brwi, nie wiedząc czy w ogóle chce jej odpowiedzieć. Jej słowa wciąż brzmiały mu w uszach. Podniósł głowę, przechylił ją lekko. W jego oczach znów pojawiła się ta znajoma, lekka drwina, ale tym razem była jakby… łagodniejsza. Może nawet prawdziwa. To, co określiła końcem każdego człowieka był jego największym marzeniem, o którym myślał całymi dniami. Nonsens. Pokręcił głową, by wyrzucić to z umysłu i znowu się napił.
— Widać, że lubisz. Nie sądziłem, że jesteś tak humanitarna, widać, że chcesz mnie zabić z klasą. — Nachylił się trochę do przodu. Mówił ciszej, niż zwykle. Jakby jego głos nagle zsunął się niżej, nabrał barwy. — Może za pięć lat... realnie to chciałbym gdzieś do Europy. Ale nie wiem gdzie. — Zrobił krótką pauzę. To pytanie nie było rzucone przypadkowo. — Chyba się na tym znasz. Poleć coś, co będzie mi odpowiadało.
Charlotte Kovalski