teksańska przygoda pewnego prezesa i jego asystentki
: ndz wrz 07, 2025 2:30 pm
- Owszem, może, ale mając na myśli męski chodziło mi o faceta, który ma własne zdanie, potrafi postawić jakieś granice. Związek powinien działać na zasadzie równowagi, jeśli jedno jest szalone to potrzebne jest drugie, które czasem powie, że warto się zatrzymać. - odpowiedziała zgodnie ze swoimi myślami i przekonaniami, ona chciała mieć kogoś takiego w swoim życiu, a że ona jest tą bardziej odpowiedzialną to potrzebowała faceta, który czasem lubi zaszaleć, ma w sobie trochę z dziecka. Każdy głupi by się domyślił, że mniej więcej opisywała Galena, ale czy on to ogarnie? Nie wiedziała, cicho liczyła, że tak, ale dosadnie tego nie powie.
- A jak to sobie wyobrażasz? Że w windzie ktoś będzie Ci opowiadał jakie plotki usłyszał? Zaufaj mi, dla swojego własnego zdrowia psychicznego nie chcesz słyszeć tych plotek, nie mówię tylko o tych, które są o nas. Ludzie potrafią być zawistni i gadać takie głupoty, że psychiatryk jest im potrzebny. - wywróciła oczami, ona sama miała nieprzyjemność słuchać o kilku innych plotkach. Jak to mawiała jej mama, mądrym nie musisz tłumaczyć, a głupiemu nie przetłumaczysz, a najlepiej trzymać się z dala od takich akcji. I chodziło też o Galena, po cholerę ktoś w firmie ma gadać o tym, że zamiast zająć się swoimi obowiązkami to chodzi i słucha plotek? Gdyby tylko zapytał ją o zatrudienie donisiciela to od razu by mu ten pomysł z głowy wybiła, bo takie zagrania będą działać tylko i wyłącznie na jego niekorzyść, a jako jego asystentka dbała nie tylko o organizacje jego pracy, ale też jego dobre imię.
- Bo nie jesteś taki straszny jak Ci się wydaje, chociaż czasem lubię jak jesteś taki władczy. - tak, to była mała zaczepka w jego stronę. Fakt faktem naprawdę się go nie bała, czasem miał swoje gorsze momenty i niekontrolowane wybuchy, a nawet kilka razy zdarzyło mu się rzucić papierami, ale Meena spokojnie stała i czekała aż się uspokoi, a potem rzucała standardowy tekst pt "już? emocje opadły?" Mówiła mu wiele rzeczy, których nie powinna mówić do szefa, nie powinna komentować jego życia prywatnego i to z kim się umawia, takie komentarze miała trzymać dla siebie, ale nie potrafiła. Mówiła co jej ślina na język przynosiła. Zaczynając pracę z Galenem jako jego sekretarka długo milczała, ale skoro pewnego dnia dał jej zadanie, w którym miała spławić jedną z jego randek to Evans uznała, że tym samym ma pozwolenie na komentowanie. Potem jakoś poszło, może ich relacja nie należała do takich standardowych na płaszczyźnie szef = sekretarka, ale to była ich relacja i najważniejsze aby czuli się w niej dobrze, a ciemnowłosa właśnie dobrze się czuła.
Burza na ziemi nie była wcale taka straszna, przeciwnie było to naprawdę ładne zjawisko, które można było obserwować z podziwem, pioruny, które tworzyły krótkotrwałe obrazy na ciemnym niebie, dźwięki grzmotów niosące się echem między budynkami. Na niebie, będąc w samolocie nie bylow tym nic fajnego, a tym bardziej miłego i ładnego.
Nie zaprotestowała kiedy jedną ze swoich dłoni położył na jej policzku, przymknęła swoje oczy na kilka chwil i instynktownie przekręciła delikatnie głowę tym samym wtulając swój policzek w jego dotyk. Był ciepły i sprawiał, że przyjemne ciepło rozlało się po jej ciele.
Nie odezwała się też kiedy zdecydował się na przytulenie jej do swojego boku, oparła policzek o jego klatkę piersiową, słyszała bicie jego serca, które było tak spokojne, skupiła się na tym dźwięku tak bardzo jak tylko mogła.
Słyszała jego słowa, propozycja wydawała się kusząca, ale pamiętała co powiedział, droga powrotna autem była długa i oboje nie daliby rady pokonać tylu kilometrów. Nie mogła mu tego zrobić, nie chciała aby ze względu na jej paniczny strach zmieniał wszystkie plany.
Siedziała w ramionach swojego szefa łamiąc tym samym wszystkie możliwe zasady etyki pracy, wiedziała, że nie powinna, że takie coś nie powinno mieć miejsca, ale nie miała w sobie odwagi aby to przerwać, nawet nie chciała tego, bo w jego ramionach czuła się bezpieczna. Tak jakby weszła do bezpiecznej bańki, która chroni ją przed całym złem tego świata.
Jej modlitwy zostaly całkowicie wysłuchane, kilka minut później samolot już przestał się telepać, dźwięki burzy ucichły, a ona mogła odetchnąć z ulgą. Kiedy pojawiła się obok nich stewardessa Evans delikatnie odsunęła się od Galena.
- Przepraszam, ja.. - było jej głupio, naprawdę bo nie przywykła do tego, że ktoś się o nią martwi, że otwiera się przed kimś. Odkąd straciła ojca, a jej matka była w hospicjum to ona martwiła się o nią, martwiła się o to czy stać ją będzie na utrzymanie chorej kobiety w ośrodku, martwiła się o to czy sąsiadka nie zaleje jej mieszkania. Musiała troszczyć się sama o siebie, a więc troska płynąca z innej trony była dla niej czymś nowym, bo zapomniała jakie to uczucie.
- Jak będziemy wracać to po prostu walniesz mnie w głowę i prześpię cały lot, albo wpakujesz mnie do luku bagażowego. - uśmiechnęła się delikatnie, nie lubiła być problemem, nie lubiła być ciężarem.
- I nie przepraszaj mnie, to ja zachowałam się jak dziecko, powinnam postawić sprawę jasno, a nie obracać kota ogonem. Nie miałeś pojęcia o moim lęku, w całej tej sytuacji to ja wyszłam na idiotkę. - skrzywiła się delikatnie i uniosła dłoń aby ogarnąć roztrzepane włosy. Powoli odkleiła się od jego boku z widoczną niechęcią, którą starała się ukryć, powróciła na swój fotel.
Kobieta za chwilę przyniosła alkohol, który od razu podała Meenie, ta chwyciła szklankę w dłoń i upiła łyka. Skrzywiła się, a nawet lekko zakaszlała, smak był okropny, nie lubiła tak mocnego alkoholu.
- Jezu, i ty naprawdę takie coś pijesz? - przeszły ją ciarki i delikatnie potrząsnęła głową aby w jakikolwiek sposób odgonić to od siebie.
Galen L. Wyatt
- A jak to sobie wyobrażasz? Że w windzie ktoś będzie Ci opowiadał jakie plotki usłyszał? Zaufaj mi, dla swojego własnego zdrowia psychicznego nie chcesz słyszeć tych plotek, nie mówię tylko o tych, które są o nas. Ludzie potrafią być zawistni i gadać takie głupoty, że psychiatryk jest im potrzebny. - wywróciła oczami, ona sama miała nieprzyjemność słuchać o kilku innych plotkach. Jak to mawiała jej mama, mądrym nie musisz tłumaczyć, a głupiemu nie przetłumaczysz, a najlepiej trzymać się z dala od takich akcji. I chodziło też o Galena, po cholerę ktoś w firmie ma gadać o tym, że zamiast zająć się swoimi obowiązkami to chodzi i słucha plotek? Gdyby tylko zapytał ją o zatrudienie donisiciela to od razu by mu ten pomysł z głowy wybiła, bo takie zagrania będą działać tylko i wyłącznie na jego niekorzyść, a jako jego asystentka dbała nie tylko o organizacje jego pracy, ale też jego dobre imię.
- Bo nie jesteś taki straszny jak Ci się wydaje, chociaż czasem lubię jak jesteś taki władczy. - tak, to była mała zaczepka w jego stronę. Fakt faktem naprawdę się go nie bała, czasem miał swoje gorsze momenty i niekontrolowane wybuchy, a nawet kilka razy zdarzyło mu się rzucić papierami, ale Meena spokojnie stała i czekała aż się uspokoi, a potem rzucała standardowy tekst pt "już? emocje opadły?" Mówiła mu wiele rzeczy, których nie powinna mówić do szefa, nie powinna komentować jego życia prywatnego i to z kim się umawia, takie komentarze miała trzymać dla siebie, ale nie potrafiła. Mówiła co jej ślina na język przynosiła. Zaczynając pracę z Galenem jako jego sekretarka długo milczała, ale skoro pewnego dnia dał jej zadanie, w którym miała spławić jedną z jego randek to Evans uznała, że tym samym ma pozwolenie na komentowanie. Potem jakoś poszło, może ich relacja nie należała do takich standardowych na płaszczyźnie szef = sekretarka, ale to była ich relacja i najważniejsze aby czuli się w niej dobrze, a ciemnowłosa właśnie dobrze się czuła.
Burza na ziemi nie była wcale taka straszna, przeciwnie było to naprawdę ładne zjawisko, które można było obserwować z podziwem, pioruny, które tworzyły krótkotrwałe obrazy na ciemnym niebie, dźwięki grzmotów niosące się echem między budynkami. Na niebie, będąc w samolocie nie bylow tym nic fajnego, a tym bardziej miłego i ładnego.
Nie zaprotestowała kiedy jedną ze swoich dłoni położył na jej policzku, przymknęła swoje oczy na kilka chwil i instynktownie przekręciła delikatnie głowę tym samym wtulając swój policzek w jego dotyk. Był ciepły i sprawiał, że przyjemne ciepło rozlało się po jej ciele.
Nie odezwała się też kiedy zdecydował się na przytulenie jej do swojego boku, oparła policzek o jego klatkę piersiową, słyszała bicie jego serca, które było tak spokojne, skupiła się na tym dźwięku tak bardzo jak tylko mogła.
Słyszała jego słowa, propozycja wydawała się kusząca, ale pamiętała co powiedział, droga powrotna autem była długa i oboje nie daliby rady pokonać tylu kilometrów. Nie mogła mu tego zrobić, nie chciała aby ze względu na jej paniczny strach zmieniał wszystkie plany.
Siedziała w ramionach swojego szefa łamiąc tym samym wszystkie możliwe zasady etyki pracy, wiedziała, że nie powinna, że takie coś nie powinno mieć miejsca, ale nie miała w sobie odwagi aby to przerwać, nawet nie chciała tego, bo w jego ramionach czuła się bezpieczna. Tak jakby weszła do bezpiecznej bańki, która chroni ją przed całym złem tego świata.
Jej modlitwy zostaly całkowicie wysłuchane, kilka minut później samolot już przestał się telepać, dźwięki burzy ucichły, a ona mogła odetchnąć z ulgą. Kiedy pojawiła się obok nich stewardessa Evans delikatnie odsunęła się od Galena.
- Przepraszam, ja.. - było jej głupio, naprawdę bo nie przywykła do tego, że ktoś się o nią martwi, że otwiera się przed kimś. Odkąd straciła ojca, a jej matka była w hospicjum to ona martwiła się o nią, martwiła się o to czy stać ją będzie na utrzymanie chorej kobiety w ośrodku, martwiła się o to czy sąsiadka nie zaleje jej mieszkania. Musiała troszczyć się sama o siebie, a więc troska płynąca z innej trony była dla niej czymś nowym, bo zapomniała jakie to uczucie.
- Jak będziemy wracać to po prostu walniesz mnie w głowę i prześpię cały lot, albo wpakujesz mnie do luku bagażowego. - uśmiechnęła się delikatnie, nie lubiła być problemem, nie lubiła być ciężarem.
- I nie przepraszaj mnie, to ja zachowałam się jak dziecko, powinnam postawić sprawę jasno, a nie obracać kota ogonem. Nie miałeś pojęcia o moim lęku, w całej tej sytuacji to ja wyszłam na idiotkę. - skrzywiła się delikatnie i uniosła dłoń aby ogarnąć roztrzepane włosy. Powoli odkleiła się od jego boku z widoczną niechęcią, którą starała się ukryć, powróciła na swój fotel.
Kobieta za chwilę przyniosła alkohol, który od razu podała Meenie, ta chwyciła szklankę w dłoń i upiła łyka. Skrzywiła się, a nawet lekko zakaszlała, smak był okropny, nie lubiła tak mocnego alkoholu.
- Jezu, i ty naprawdę takie coś pijesz? - przeszły ją ciarki i delikatnie potrząsnęła głową aby w jakikolwiek sposób odgonić to od siebie.
Galen L. Wyatt