27 y/o, 170 cm
prywatna asystentka prywatnego prezesa
Awatar użytkownika
zarobiona asystentka, która nie ma życia prywatnego bo ciągle zajmuje się swoim szefem, który kompletnie nie zna życia i przez niego chyba zaraz popadnie w alkoholizm albo skończy w więzieniu za zabicie go
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

#numer
Przekroczenie progu lotniska kosztowało ją naprawdę wiele, trzy razy cofała się do wyjścia ciągnąc za sobą podręczną walizkę, w której upchała same potrzebne rzeczy. W drugiej dłoni ściskała telefon, na którym po odblokowaniu miała wybrany numer Galena - bo dwa razy chciała do niego dzwonić i powiedzieć, że jednak nie może jechać, że złamała nogę, rękę czy zatrzasnęła się w mieszkaniu i totalnie nie wyrobi się na lot. Pluła sobie w brodę za to, że się zgodziła, mogła być dalej uparta, ale zrobiła to tylko dlatego, że nie chciała być na okładkach gazet po tym jak w tej cholernej restauracji "zagroził" jej tym, że będzie błagał na kolanach. Jego wizyty w swoim mieszkaniu też nie chciała, bo wtedy to już niegwarantowała, że sytuacja wymknęłaby się spod kontroli.
Reasumując: przez swoją głupotę stała na płycie lotniska, gdzieś w środku tłoku ludzi, którzy racali albo wybierali się gdzieś. Ciemnowłosa czuła jak w gardle jej zaschło, w żołądku czuła kamień, którego za nic w świecie nie umiała się pozbyć. W końcu stanęła w miejscu, schowała telefon do kieszeni szarych dresów (tak, miała na sobie komplet szarych dresów i włosy związane w kucyk, bo miała wrażenie, że zapiętę pod szyję guziki koszuli, którą zazwyczaj nosi sprawi, że będzie się dusić!)
Wiecie co jest w tym wszystkim najzabawniejsze i najgłupsze jednocześnie? Dorosła, opanowana i zorganizowana kobieta, którą Meena jest nie powiedziała prosto z mostu, że boi się samolotów, że boi się nimi latać. Niby do Teksasu to jest maksymalnie 4 godziny lotu, ale to już dla niej było za dużo. Przez jej głowę nawet przeszła taka myśl aby spakować się do kartonu i wysłać w jakiejś paczce, ale nie była pewna czy zmieściłaby się w limitach, bo nie stać jej na dopłacanie na swój ciężki tyłek, eh.
- Będzie dobrze, przecież samoloty nie spadają z nieba codziennie. - powiedziała głośno sama siebie pocieszając, w nosie miała to czy ktoś weźmie ją za wariatkę. Po prostu...chciała sobie jakoś pomóc, jakoś sama się wesprzeć, ale to też nie pomagało. Bo halo, jak takie ciężkie maszyny mogą latać i to kilka kilometrów na ziemią, niby dwa silniki, ale to nie możliwe. Gdyby ludzie mieli ladać dostaliby skrzydła, a skoro ich nie mają to znaczy, że mają być na ziemi. Proste? Proste!
Rozejrzała się po lotnisku szukając swojego szefa, oczywiście starała się wylapać w tłumie mężczyznę ubranego w cholernie drogi garnitur bo w przeciwieństwie do niej Galen leciał na spotkanie służbowe, tak.
- Nie, no nie, nie dam rady. Powiem mu, że nie mogę lecieć, po prostu. - westchnęła i wolną ręką przetarła twarz, zaraz jednak z kieszeni tych swoich ukochanych dresów wyciągnęła telefon i wykręciła numer do szefa, jeden sygnał, drugi i trzeci, nie odebrał. I nie była wcale tym zdziwiona, rozejrzała się po raz kolejny i wtedy go zobaczyła.
- Jesteś w końcu, ile można na Ciebie czekać. - odezwała się bez żadnego przywitania, z racji tego, że miała na sobie trampki, a nie szpilki to musiała zadrzeć głowę zdecydowanie wyżej niż zazwyczaj aby spojrzeć na jego twarz.
- Zmieniłam zdanie, nie mogę lecieć. Boję się, że sąsiadka zaleje mi mieszkanie, a ona jest stara i może nawet tego nie ogarnąć. Poza tym nie kupiłam kowbojek, nie mam sukienki na ten bal charytatywny co organizują. - zaczęła wymieniać wszystko po kolei, może zachowywała się jak dziecko, ale wolała powiedzieć mu wszystko niż to, że się boi. Bo w jej świecie strach nie był niczym strasznym, ale nie chciała stracić w jego oczach. Nie chciała aby spojrzał na nią jakoś inaczej, głupie prawda?
Chociaż teraz naszła ją pewna myśl: co jeśli Galen te wszystkie wykręty odbierze tak jakby nie chciała wcale spędzać z nim czasu? Że się dystansuje od niego czy coś takiego? Nie chciała tego, wręcz przeciwnie - dalej czeka na kolejne spotkanie biznesowe tym razem w obiecanym jacuzzi, ale wiecie.
Bała się, po prostu.
Galen L. Wyatt
izzy
jak coś mi nie będzie pasować dam znać
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie prezes Northexu, nieoficjalnie: człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Lubi dobre garnitury, gorsze decyzje i ludzi, którzy nie pytają o zbyt wiele.
Ma dyplom z Ivy League i doktorat z komplikowania sobie życia.
Prawdopodobnie jedyny człowiek w Toronto, który raz przespał się z profesorką, raz z modelką, i raz – z poczuciem winy (to ostatnie nie trwało długo).
Nie ogarnia Exceli, ale ma świetne wyczucie do ludzi.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

- 16 -


W zasadzie to Galen wolał samoloty, niż wszelkie inne środki transportu, nawet kiedyś długo się zastanawiał czy nie kupić prywatnego odrzutowca, bo dostał taką propozycję. Ale później stwierdził, że nie mógłby się powstrzymać i latałby cały czas, tylko po to żeby się chwalić swoją nową zabaweczką, mogłoby to mieć wtedy opłakane skutki dla planety. Więc dzięki Bogu, że się nie zdecydował.
W samolocie jednak mógł pracować, mógł wypić drinka, mógł kogoś poznać, same zalety. Chociaż, kiedy ostatnio poznał w samolocie pewną brunetkę, to skończyło się tragedią. Bardzo dosłownie.


Ta tragedia jednak, wróciła do niego po latach, jak bumerang. Najpierw Marceline, a później Morgan. Trochę za dużo jak na jednego człowieka. A teraz jeszcze na dokładkę, lot do Teksasu na spotkanie służbowe. Mdliło go, ale nie dlatego, że bał się lotu, po prostu kalkulował w swojej głowie, czy jak wyląduje tu, po powrocie z Teksasu, to w ogóle będzie miał do czego wracać. Czy w ogóle to wszystko ma sens, skoro jakaś tam Morgan Cortez może wszystko zniszczyć, gdy tylko sobie o nim przypomni.
Nic więc dziwnego, że pierwsze co zrobił, kiedy pojawił się na lotnisku, to skierował swoje kroki do sekcji VIP, gdzie już zdążył wypić podwójną szkocką. Może nie powinien tego robić i Meena by na pewno tego nie poparła, ale to był impuls, jakby jego nogi same go powiodły tą trasą, którą doskonale znał.
Spojrzał na zegarek, a właśnie... Meena.
Nie wyobrażał sobie lotu do Teksasu bez niej, sama jej obecność miała na niego jakiś taki łagodzący wpływ, czasami działała nawet lepiej niż ta whisky.
Zobaczył ją z daleka, w tym swoim dresie, ciekawe czy to ten dres, w którym chodziła po domu, gdy ustawiała mu spotkania, albo odbierała od niego dokumenty kurierem. Przez chwilę stał w miejscu, patrząc się na nią, z jakimś takim delikatnym uśmiechem wymalowanym na ustach.
On oczywiście ubrany był w drogi garnitur, w śnieżnobiałą koszulę i z tym swoim bajecznie drogim zegarkiem, po którym podobno można poznać każdego dupka. Spojrzał na telefon, kiedy do niego dzwoniła, ale w zasadzie stał tuż obok, dzielił ich tylko tłum rozbieganych ludzi, więc nawet się nie kłopotał, żeby odbierać. Pozwolił sobie jeszcze na chwilę zastanowienia, jakiejś takiej próby ułożenia w głowie niektórych rzeczy, ale przecież on nigdy sobie z tym nie radził. Teraz też chyba nie do końca.


W końcu ruszył w jej kierunku. Znowu spojrzenie na zegarek, a później na nią, uniósł jedną brew.
- Spóźniłem się? - dzisiaj wyjątkowo nie. Nawet miał jeszcze, dokładnie trzy minuty. Dzisiaj to Meena była jakaś... pobudzona. Kąciki jego ust uniosły się ku górze, kiedy tak zaczęła trajkotać o tej sąsiadce, roz-bra-ja-ła go.
- Yhm… Myślę, że jestem w stanie z kosztów na służbową podróż, pokryć wydatki na tę sukienkę i kowbojki... A najwyżej remont Twojego mieszkania pokryję z własnej kieszeni - powiedział spokojnie i uśmiechnął się - wysłać tam kogoś Meena? - zapytał, już poważniej. No bo może rzeczywiście nie przemyślała sprawy i zostawiła mieszkanie pod opieką jakiejś geriatrycznej sąsiadki? Chociaż Galen znał ją na tyle, że mógłby dać sobie rękę uciąć, że wszystko zaplanowała, sprawdziła dziesięć razy czy pozamykała okna i wyłączyła kuchenkę. Bo to była Meena, a Meena była zorganizowana. Nie to co on. Pewnie nawet nie zamknął drzwi od mieszkania na klucz.
- Nie chcesz lecieć ze mną? Czy mam się domyślać o co chodzi? - spojrzał na nią z ukosa, bo może coś się zmieniło po tej kolacji? On do końca nie był pewny. Chociaż... pewny był, że do tego Teksasu chce lecieć właśnie z nią. Powoli ruszył w kierunku odprawy.
- Bo jeśli naprawdę chodzi o sukienkę, to już wiesz, że jak dla mnie możesz iść bez - tak, powiedziałeś jej to Galen dwadzieścia cztery razy.
Ale mógłby to powiedzieć drugie tyle.


Meena Evans
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
27 y/o, 170 cm
prywatna asystentka prywatnego prezesa
Awatar użytkownika
zarobiona asystentka, która nie ma życia prywatnego bo ciągle zajmuje się swoim szefem, który kompletnie nie zna życia i przez niego chyba zaraz popadnie w alkoholizm albo skończy w więzieniu za zabicie go
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Gdyby wiedziała, że Galen spokojnie siedział w sekcji VIP i sączył alkohol bez zająknięcia się dołączyłaby do niego i najpewniej sama uszczupiliłaby zapasy lotniskowe tylko po to aby nie czuć się tak strasznie jak teraz. Telepeła się cała od środka i doskonale wiedziała, że to dopiero początek. Ostatni lot na jaki się wybrała kilka lat temu skończył się na tym, że trzeba była wyprowadzić ją z samolotu tuż przed samym startem bo kompletnie zapomniała o czymś takim jak oddychaniu co było cholernie potrzebne. A jej to wyleciało z głowy w tym samym momencie, w którym pas siedzenia zbyt mocno zacisnał się w jej pasie.
Nie chciała go wystawiać, nie chciała też aby leciał z jakąś inną pracownicą, szczególnie tą ładną, którą mu sama podsyłała, bo kiedy oni by byli tam Meena dzwoniłaby co pięć minut z każdą najmniejszą głupotą, a jej wyobraźnia, którą zazwyczaj trzymała na wodzy poszybowałaby w górę jak ta wielka maszyna, do której lada moment mieli wejść.
- No nie, nie spóźniłeś, ale bałam się, że tak będzie. Przecież masz własną strefę czasową. - to akurat była prawda, bała się, że się spóźni a jakby nie było go o czasie ciemnowłosa pewnie sama uciekłaby z tego lotniska bo nie miał by jej kto zatrzymać.
Wzięła kilka głębokich oddechów chcąc opanować serce, które powoli zaczynało jej przyśpieszać i nie wiedziała czy to wina Galena i jego obecności czy tego, że zaraz do blaszanej trumny będzie musiała wejść.
Kiedy wyszedł z propozycją mina Evans była...dziwna. Ni to śmieszna, ni to rozbawiona, taka jakaś nieokreślona, może trochę zrezygnowana. Przecież wiedziała, że ten facet ma odpowiedź na każde pytanie, rozwiązanie na każdy możliwy problem, mogła się domyślić, że historyjka o mieszkaniu była tak słaba jak o chomiku, którą próbowała mu wcisnąć kilkanaście dni temu.
- Nie, nie trzeba. - odezwała się w końcu i zmarszczyła nos. Czuła jak dłoń, w której miała telefon zaczynała robić się mokra, dlatego przełożyła go do drugiej ręki i niby odniechcenia wygładziła szarą bluzę przecierając słową dłoń.
Była zestresowana, nie lubiła się stresować, nie była też najlepszym kłamcą i kłamać nie lubiła, ale innego wyjścia nie wiedziała.
- To nie tak, po prostu... - zamilkła chcąc znaleźc jakieś słowa, które nie brzmiałyby źle. Bo naprawdę chciała mu towarzyszyć, nie wyobrażała sobie nie być przy nim na tym wyjeździe, przecież też miała udział w tym sukcesie, też zarwała kilka nocek pomagając przy projekcie. To był ich wspólny sukces, który chciała świętować.
Kiedy on ruszył Meena stała w miejscu, w głowie toczyła wojnę czy się ruszyć czy nie, ale w końcu chwyciła za walizkę i ruszyła, powoli niczym dziecko, które naprawdę nie chciało iść tam gdzie rodzić kazał.
- Może powinniśmy pojechać autem? Albo popłynąć łodką? Czy coś? Na pewno wyrobimy się na czas, weźmiemy szofera bo ze mną za kierownicą będziemy jechać trzy lata, a z Tobą obawiam się, że zginiemy na autostradzie. - dalej trajkotała jak jakaś baba na straganie, oczywiście dalej szła za nim. W końcu dotarli do okienka do odpraw dla tych ważniejszych ludzi przez co poszło im to bardzo sprawnie i po kilku chwilach kierowali się w stronę gate i wejścia do samolotu.
- Nie wiem czy to najlepsza chwila na takie wyznania, ale.. - znów przerwała, ale tym razem miała powód. Tuż przy samym wejściu do rękawa za szybą dostrzegła wielki samolot, który mają właśnie lecieć, w głowie słyszała słowa, że ma uciekać gdzie pieprz rośnie.
- Nie myśl tylko, że jestem jakąś waraitką czy coś. Ogólnie to nie chodzi o Ciebie, chcę lecieć do tego cholernego Teksasu z Tobą bo nie wyobrażam sobie, że ma lecieć jakaś inna. - czy ona właśnie głośno wyznała to co myślała sobie kilka chwil temu? oczywiście, że tak, ale sama chyba tego nie zarejestrowała.
Spojrzała na wejście do rękawa, nie było już odwrotu, ruszyła się, ale zdecydowanie wolniej niż chciała, jakby miała do nóg przyczepione wielkie kóle, które utrudniają ruchy.
- Po prostu mam problem, z którym nie umiem sobie poradzić. I nie ważne jak bardzo bym się starała. - szła, obok niego, tuż przy jego boku tym cholernym rękawem, a przed sobą widziała uśmiechniętą uroczą dziewczynę, która była stweardesą.
- Przepraszam, czy mają Państwo może alkohol? Dużo alkoholu? - bezczenie na wejściu zapytała Meena, w odpowiedzi młoda dziewczyna kiwnęła jej głową. Ciemnowłosa była tak zestresowana, że nie dostrzegła nawet tego, że kroczyła pierwszą klasą. I tak wielki sukces, że weszła na ten pokład, ale znała swoją fobię, znała siebie i wiedziała, że cyrk to dopiero ich czekał, a ona dzisiejszego dnia była naczelnym klaunem, który zapewniał rozrywkę na ten lot.
- Mam paniczny lęk przed samolotami, cholernie boję się latać i nie mogę Ci obiecać tego, że tuż przed kołowaniem na pas startowy nie ucieknę, już zaczyna mnie trząść w środku, a jeszcze dobrze nie usiadłam. - te słowa wystrzeliła z siebie naprawdę szybko, niczym jakaś maszyna.
Odnaleźli swoje miejsca, Meena delikatanie pobladła widząc, że te jej przypisane jest przy oknie. Nie było takiej opcji, nie ma sznas.
- Usiądziesz przy oknie? - zapytała Galena i dopiero spojrzała na jego twarz, w jej ocach mógł dostrzec kiełkujący się strach, ale również dziwnego rodzaju błaganie, bo naprawdę nie chciała tam siedzieć. Wolała z brzegu, bo jak Galen odwróci głowę aby podziwiać widoki przed startem to Meena będzie mogła uciec i jej nie zatrzyma.
Galen L. Wyatt
izzy
jak coś mi nie będzie pasować dam znać
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie prezes Northexu, nieoficjalnie: człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Lubi dobre garnitury, gorsze decyzje i ludzi, którzy nie pytają o zbyt wiele.
Ma dyplom z Ivy League i doktorat z komplikowania sobie życia.
Prawdopodobnie jedyny człowiek w Toronto, który raz przespał się z profesorką, raz z modelką, i raz – z poczuciem winy (to ostatnie nie trwało długo).
Nie ogarnia Exceli, ale ma świetne wyczucie do ludzi.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

Gdyby Galen wiedział, że Meena boi się latać, to pewnie sam by ją do tej sekcji VIP zaprowadził i zamówił jej butelkę szampana, ale on nic nie wiedział. Nie dała tego po sobie poznać, chociaż tak kręciła z tym lotem. Dwa razy próbowała udawać, że jest "chora", ale na spotkanie może przyjść. Wymyślała jakieś niestworzone rzeczy, jak teraz z tą staruszką. Nie pasowało mu to, bo jeszcze potrafił połączyć fakty. Tylko, że on łączył złe kropki, bo zamiast jej lęku przed lataniem, to tę kolację, która może ją speszyła? Albo może była nie na miejscu? Albo może przekreślała wszystko? Gdyby tylko wiedział, że chodzi o samolot...

- Ale ja się dzisiaj specjalnie dla Ciebie postarałem, żeby być na czas - rzucił trochę tak jak rozkapryszony chłopiec, który właśnie zrobił coś dobrze, ale nikt tego nie docenił. Czemu Meena tego nie doceniła?
Patrzył na nią badawczo, bo zdecydowanie dzisiaj coś z nią było nią tak, jakby zjadła jakieś pobudzające tabletki, wypiła za dużo kawy, albo coś w tym stylu. A gdzie jest spokojna i opanowana Meena, która zawsze ma wszystko poukładane? Powinna mieć na sobie tę garsonkę z biura, a w ręce dwie opaski na oczy i powiedzieć mu, wyliczyłam, że mamy godzinę na spanie, bo przez resztę czasu musimy omówić kilka rzeczy na spotkanie.
A ona nie ma opasek, nie ma nawet garsonki i wcale nie wygląda jakby miała zamiar omawiać spotkanie.
Słuchał jej, bo kompletnie nie umiał jej rozgryźć, bardzo chciał i czasami to nawet mu się udawało, czasami to czuł, że ją zna, ale z tej strony to jej nie znał jeszcze wcale.
- Autem? - powtórzył po niej, to jakaś doba w podróży, doba za kierownicą. Musieliby mieć dwóch kierowców, albo zatrzymywać się po drodze. Może mogłaby to być i ciekawa wycieczka, ale jutro wieczorem mieli już być na tej imprezie charytatywnej.
Zamknął na moment powieki, bo chyba do niego dotarło, czyżby nieustraszona Meena Evans, ta sama, która nie boi się mu powiedzieć, że ma odrzucić ten milionowy kontrakt, bała się latać samolotem?
- Nie ma nawet takiej opcji, musielibyśmy wyjechać dwa dni wcześniej. Mogłaś powiedzieć, że chcesz żebym Cię zabrał na wycieczkę, to bym się jeszcze zastanowił. Ale jeśli nie chcemy się spóźnić na jutrzejszy bal, a nie chcemy, to nie masz wyboru Meena - powiedział trochę bardziej stanowczo, chociaż tak go bawiło to jej trajkotanie, a przede wszystkim chyba to, że odkrył jej mały sekret, że ledwo powstrzymał się od uśmiechu.
Odprawa przebiegła im szybko, zabrali bagaże i tylko wskazali gdzie mają iść dalej. Poszli, ale Meena zdawała się coraz bardziej przejęta. Kiedy powiedziała o tym wyznaniu, to Galen stanął w miejscu, zmrużył oczy.
- Nawet jeśli wyznałabyś mi teraz miłość, to to nic nie da. Nie mamy innego wyboru - powiedział to bardzo spokojnie, ale trochę ją podpuszczał. To co powiedziała później sprawiło, że kąciki jego ust uniosły się ku górze, chociaż naprawdę próbował podejść do tego poważnie. Ale jednak chciała z nim lecieć, to chyba jednak nie ta kolacja. Tylko samolot...
Galenowi trochę ulżyło, bo on cały czas się zastanawiał co ma zrobić, co powiedzieć, żeby nie zepsuć i naprawdę przez chwilę myślał, że już zepsuł, że już pozamiatane.
- Ale co to za problem Meena? - zapytał, ale już wiedział. Nie wiedział tylko czy bardziej go to bawi, czy bardziej rozczula. Z jednej strony irracjonalny lęk Meeny, z drugiej jej słabość, a Galen jeszcze nie poznał żadnej jej słabości. Uśmiechnął się do stewardesy, kiedy wchodzili na pokład. Szedł powoli, ramię w ramię z Meeną, zagadując ją i słuchając i dopiero, kiedy w końcu to powiedziała, to stanął w miejscu i spojrzał jej w oczy.
- Zaufaj mi Meena, dasz radę. Będzie w porządku, tylko mi zaufaj - chciał ją jakoś pokrzepić, nawet wyciągnął rękę, żeby dotknąć jej ramienia, ale stali w przejściu, więc po prostu byli zmuszeni przejść dalej. Stanęli dopiero przy swoich miejscach w pierwszej klasie. Gdyby Galen wiedział, to wziąłby miejsca na środku, ale przecież nic nie wspomniała.
Westchnął i uśmiechnął się delikatnie.
- Specjalnie wziąłem miejsce przy oknie i specjalnie zabukowałem lot nocą, żeby było na co popatrzeć, światła Toronto wyglądają nawet lepiej niż gwiazdy - powiedział kręcąc głową, chciał, żeby było romantycznie, ale teraz jakoś tego nie widział. Schylił się, żeby zaciągnąć roletkę nad oknem.
- Może jednak się zdecydujesz, a jeśli nie, to się zamienimy - zaproponował. Sama w końcu mu powiedziała, że może uciec, a nie mógł jej pozwolić na ucieczkę. Zresztą siedzenie od ściany mogło wydawać się bardziej bezpieczne, komfortowe, to tak jak spanie od ściany w obcym miejscu. Zawsze się człowiek czuje bez-piecz-niej.

Spojrzał jeszcze raz na nią, a później oparł jej delikatnie dłoń w pasie, żeby przeszła do swojego miejsca. Chciała czy nie, to już nie było odwrotu.
Kiedy siedzieli na swoich miejscach to Galen zamówił jej drinka. A sobie wodę. Miał zły dzień, może nawet zły tydzień, albo miesiąc i chętnie by się napił, ale w tej chwili to Meena była ważniejsza, a on przecież nie mógł po pijaku walczyć z jej lękami. Woda była najsłuszniejszym wyborem.
- A z kim w końcu został chomik? - zapytał, kiedy stewardesa lała mu do wysokiej szklanki masującą wodę, a Meenie podała pękaty kieliszek z Aperol Spritz. Zaraz będą startować, jeśli dobrze to rozegra, to może nawet Meena nie zauważy.
Oparł się wygodnie na fotelu i upił łyk wody.
- W ogóle zastanawia mnie, czy powinniśmy mieć jakiś prezent dla Braxtona i jego żony, bo wiesz zaprosili nas na to przyjęcie i do swojego domu... - zaczął, ale tak naprawdę pomyślał o tym wcześniej i wszystko miał przygotowane. Wiedział jednak, że jak Meena zaraz się dowie, że nie maja dla nich nic, a przecież jadą tam na ich zaproszenie, to może spanikuje bardziej niż przed lotem?
Może chociaż odrobinę uda się oderwać jej myśli o samolotu?
Na to liczył Galen.


Meena Evans
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
27 y/o, 170 cm
prywatna asystentka prywatnego prezesa
Awatar użytkownika
zarobiona asystentka, która nie ma życia prywatnego bo ciągle zajmuje się swoim szefem, który kompletnie nie zna życia i przez niego chyba zaraz popadnie w alkoholizm albo skończy w więzieniu za zabicie go
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Ostatnie czego chciała to to aby Galen pomyślał, że chciała się zdystansować od niego po tej kolacji. Nie miała takiego zamiaru, nawet przez głowę jej to nie przeszło. Po prostu w tym momencie była jak tonący człowiek, który chwyta się brzytwy aby przeżyć trochę dłużej. W sytuacji, w której lęk przejmował nad nią władze przestała myśleć racjonalnie, przestała zważać na uczucia innych i nie myślała czy coś wypada czy nie, tak. Każdy miał swoje fobie i słabości, a Evans należała do takiego grona ludzi, którzy nie lubią o tym rozmawiać i tym się dzielić. Wychowana została na silną kobietę, która potrafi sobie poradzić.
Doceniała jego starania, doceniała to, że przyszedł na czas, pierwszy raz z życiu odkąd z nim pracuje pojawił się trzy minuty przed czasem, mały sukces, który będą świętować innego dnia, najlepiej na ziemi, nie w niebie. Bo tam to jej się nie spieszyło.
Faktycznie jej dzisiejszy wygląd był zdecydowanie inny niż zazwyczaj, pewnie gdyby nie samolot to od samego pojawienia się mężczyzny rozmawiałaby o pracy, opowiedziałaby mu o rodzinie Braxtona, jakieś ciekawostki, może nawet znalazłaby kilka bezpiecznych tematów, o których mógłby rozmawiać z mężczyzną. Niestety nie miała do tego głowy, chociaż wcześniej się przygotowała, ale teraz czuła się jakby zamiast mózgu miała papkę, nie potrafiła się skupić.
- Aż dwa dni wcześniej, aha, tego nie wiedziałam. - wyznała zrezygnowana. Otwierała usta aby powiedzieć, że mogliby dojechać szybciej gdyby łamali przepisy drogowe, ale to było niepotrzebne. Powoli docierało do niej, że nie uniknie wejścia do tej śmiercionośniej maszyny, która według jej rozumowania nie powinna odrywać się od ziemi.
- Tak? A jakbym Ci teraz zaproponowała seks w toalecie? - wypaliła nagle, tonem tak luźnym jakby właśnie pytała go na jaką kawę na dzisiaj ochotę. To był cios trochę poniżej pasa, tym bardziej w stronę szefa, ale wspominałam coś wcześniej o brzytwie, nie? To była taka jej brzytwa. I tak szczerze? Z przyjemnością pewnie by poszła do tej toalety, ale tego to już mu nie powie!
- Jak co to za problem? To jest wielki problem, Galen. Gdyby człowiek miał oderwać swoje stopy od ziemi mielibyśmy skrzydła, a nie latające kupy złomu. Jak taki samolot ma lecieć? Przecież jest ciężki, do tego ludzie, bagaże. W niebie nie ma korków jak na autostradach, ale są pioruny. A co jak uderzy w Nas piorun? Boże, a co jeśli będzie burza? Sprawdzałeś pogode? - gadała, a kiedy wspomniała o burzy sama zaczęła się nakręcać jeszcze bardziej niż to było potrzebne. Czuła, że nogi miała jak z waty, ale twardo szła przed siebie, w stronę miejsc, które dla nich zarezerwował. Plus taki, że chociaż będą siedzieć obok siebie, minus dla niej taki, że nie ucieknie i ta myśl zaczęła jej przeszkadzać. Że kiedy będzie chciała wysiadać on ją powstrzyma.
- Nie, nie będzie dobrze, jak mam Ci zaufać? Przecież nie jesteś pilotem tej strasznej maszyny. - westchnęła, ufała mu, naprawdę, ale była też realistką, nie mógł zagwarantować jej wszystkiego, przecież osobiście nie sprawdzał tej maszyny, nie był przy jej składaniu czy produkcji.
Pewnie gdyby nie okoliczności to dostrzegłaby w tym jego geście romantyzm i nawet pewnie by się rozczuliła, ale no nie umiała myśleć o niczym innym.
- Wolę podziwiać światła miasta z ziemi, też wyglądają fajnie. - rzuciła obojętnie, kiedy zasłonił małe okno zagryzła policzek od środka. Zacisnęła usta w wąską kreskę i skierowała się w stronę tego fotela przy oknie. Niepewnie usiadła, ale było jej nie wygodnie, może dlatego, że siedziała wyprostowana i spięta jak struna od gitary.
Kiedy kobieta podała jej drinka Meena wyciągnęła z niego słomkę i upiła dwa spore łyki tym samym sprawiając, że połowa kieliszka była pusta. Dłonie jej drżały co było widać bardziej kiedy trzymała szkło w dłoni.
- Chomik? - zapytała przez chwilę wybita z rytmu, ale zaraz sobie przypomniała o jakiego chomika mu chodziło.
- Naprawdę będziemy udawać, że ten chomik istnieje? Skoro już Ci powiedziałam, że się boje to nie będę robić znów z siebie wariatki i wymyślać ciąg dalszy historii o nieistniejącym chomiku, który najpewniej ma ciekawsze życie niż ja. - nie chciała być wredna, naprawdę, ale jak sam zauważył dzisiaj nie była sobą.
- Co? - zaskoczenie w jej głosie było tak samo wielkie jak na jej twarzy. Przeniosła spojrzenie na swojego szefa i patrzyła na jego twarz kilka długich chwil. Jego spokojny wtraz twarzy był fajnym widokiem.
- Naprawdę nic nie masz? Ja nawet nie miałam czasu o tym pomyśleć. Braxton wspominał coś o wyrobie klonowym, że jest zdecydowanie lepszy niż ten u nich. Widziałam w sklepie na lotnisku, może jeszcze uda się wyjść i go kupić? Przecież nie możemy polecieć do nich z pustymi rękami. Dla jego żony kupi się kwiaty na miejscu, ale jakiś regionalny prezent wypada mieć. - o tak, wizja wyjścia z samolotu i pójścia po ten cholerny sylop klonowy był zajebistym pomysłem, była za tym, ba mogła nawet sama po niego iść i zapłacić własną kartą!
Zrobiłaby wszystko byleby nie siedzieć w tym fotelu.
Galen L. Wyatt
izzy
jak coś mi nie będzie pasować dam znać
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie prezes Northexu, nieoficjalnie: człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Lubi dobre garnitury, gorsze decyzje i ludzi, którzy nie pytają o zbyt wiele.
Ma dyplom z Ivy League i doktorat z komplikowania sobie życia.
Prawdopodobnie jedyny człowiek w Toronto, który raz przespał się z profesorką, raz z modelką, i raz – z poczuciem winy (to ostatnie nie trwało długo).
Nie ogarnia Exceli, ale ma świetne wyczucie do ludzi.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

Galen czasem myślał za dużo, a czasem za mało... Mógłby roztrząsać i analizować tę kolację, rozłożyć ją na czynniki pierwsze. A z drugiej strony mógł zrobić coś kompletnie nie przemyślanego. Cały czas robił takie rzeczy, z lepszym, albo gorszym skutkiem.
Toteż nie brał tego do siebie, a jednak się nad tym zastanowił, a jednak trochę mu ulżyło, gdy okazało się, że tego nie zepsuł jakimś głupim tekstem, który mógł wtedy rzucić będąc pod wrażeniem tej jej seksownej sukienki. Ciekawe czy zapakowała ją na wyjazd?
Chociaż trzeba przyznać, że ta Meena w dresie, która cały czas coś papla, która nie zasypuje go od razu pytaniami o pracę i która jest tak... uroczo zestresowana, również mu się podobała. Galen był od-kry-wcą i odkrywanie tej innej Meeny, było dla niego bardzo pociągające.
- No proszę... Ktoś się tutaj nie przygotował Evans - rzucił i pokręcił głową. Ktoś tutaj tak się stresował, że nie sprawdził trasy, biedna Meena. Dobrze, że on to zrobił. Zresztą raz pokonywał tę samą drogę samochodem. To było męczące. Dlatego teraz bez zastanowienia wybrał samolot. Zresztą nie przypuszczał, że to może być jakiś problem. Przecież mógł na to wpaść już wcześniej, gdy tak starała się wykręcić z tego wyjazdu. Ale przy Meenie Galen Wyatt po prostu czasami wolniej kojarzył fakty. Jakby za bardzo się skupiał na jej oczach, na jej ustach i na zapachu jej perfum. Nie za dobrze, bo później sobie przypominał, że nie powinien, a później znowu to robił i był roz-ko-ja-rzo-ny.
Gdy wypaliła z tym seksem w toalecie, to na moment stanął w miejscu, może mógłby odwołać tą imprezę charytatywną, a na spotkanie biznesowe i tak by zdążyli, wynająłby samochód i... Po co on to w ogóle kalkulował, skoro Meena nie mówiła poważnie? Zresztą, nawet Galen Wyatt nie wykorzystałby takiej sytuacji. Kiedyś wykorzysta, ale nie będzie nią kierował wtedy strach przed lataniem.
- Nie tym razem Meena, nie ma już odwrotu - pokręcił głową. Prawie się jej udało, a jednak Galen nie uległ, aż był sam z siebie dumny. Powinien za to dostać jakiś order.
Uśmiechnął się, kiedy tak zaczęła panikować, no nie mógł się powstrzymać.
- Pierwsza klasa, najlepsze Kanadyjskie linie, myślę, że jednak to nie będzie złom, a nawet, śmiem twierdzić, że będzie bardziej luksusowo niż w naszym biurze - mrugnął do nie jednym okiem, ale ona była nieustępliwa - zresztą Meena wypadki lotnicze to naprawdę rzadkość, prędzej moglibyśmy zginać na autostradzie - może nie powinien wcale mówić o tych wypadkach samolotów? No, ale przecież to się nie zdarzało, a zwłaszcza na takich trasach, a zwłaszcza w takich samolotach.
- Sprawdzałem, nie będzie burzy, zresztą pilot przecież nie wleci w burzę z piorunami, żeby nam zafundować jakiś laserowy pokaz - wywrócił oczami, ale w sumie to wcale nie sprawdzał, tak jej tylko powiedział, żeby może mniej się denerwowała? Spojrzał na nią z ukosa.
- Czułabyś się bezpieczniej gdybym ja był pilotem? W zasadzie Porsche już mi się znudziło, może mógłbym zrobić kurs pilota... - zaczął się zastanawiać, ciekawy pomysł. Będzie musiał sprawdzić po powrocie jak to wygląda, taki kurs na pilota.
- A ja bym wolał, żebyś skupiła się na mnie, nie na światłach... - rzucił trochę z wyrzutem, bo jednak Galen lubił być na świeczniku, a tutaj jakiś samolot kradł cały show. Ale jednak też przejął się Meeną i tym jej irracjonalnym, panicznym strachem. Spojrzał na jej rozdygotane ręce, jeszcze nie widział jej w takim stanie.
Oparł się wygodnie o oparcie siedzenia, łokieć wsparł na podłokietniku i zwrócił się w jej kierunku.
-Moglibyśmy, porozmawiać o chomiku, albo o staruszce, która zalewa Ci pewnie właśnie mieszkanie, albo na przykład o Twojej czerwonej sukience, albo o tym, co zjemy na obiad - tak zaczął spokojnie wymieniać z nadzieją, że może trafi na coś, co chociaż na chwilę oderwie jej myśli od tego samolotu.
Chyba trochę mu się udało, gdy wspomniał o tym prezencie.
- No tak, bo myślałaś tylko o tym, że się rozbijemy, ale ja mam na ten wyjazd trochę inne plany - znowu się uśmiechnął, a w tym samym czasie podeszła stewardessa i poprosiła ich łagodnym tonem o zapięcie pasów. Galen najpierw sięgnął do tego Meeny, ale zrobił to powoli, pochylając się w jej kierunku. Pozwolił sobie spojrzeć w jej twarz z bardzo bliska.
- Syrop klonowy? Że też ja na to nie wpadłem... - ale tak naprawdę to wpadł, pomyślał też o kilku innych regionalnych specjałach, a przede wszystkim o whisky, bo na tym znał się najlepiej. Kiedy ona już był zapięta, to zajął się swoim pasem, a później znowu spojrzał na Meenę. Tak jakoś odruchowo oparł jej rękę na udzie, ale to wcale nie było tak, że Galen Wyatt korzystał z okazji i obłapiał swoją sekretarkę, po prostu chciał odwrócić jej uwagę, a może trochę pokrzepić, bo doskonale wiedział co zaraz usłyszą. Miły głos stewardessy oznajmił, że są gotowi do lotu i zaraz samolot wjedzie na pas startowy.
A Galen wtedy wypalił.
- Kwiaty? A ja bardziej myślałem o koronkowej bieliźnie - nie no nawet Galeny Wyatt nie wpadłby na to, żeby kupować żonie swojego kontrahenta koronkową bieliznę. Ale w sumie... może Meena mogłaby w to uwierzyć?

Meena Evans
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
27 y/o, 170 cm
prywatna asystentka prywatnego prezesa
Awatar użytkownika
zarobiona asystentka, która nie ma życia prywatnego bo ciągle zajmuje się swoim szefem, który kompletnie nie zna życia i przez niego chyba zaraz popadnie w alkoholizm albo skończy w więzieniu za zabicie go
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

- Raz, jeden jedyny raz się nie przygotowałam. - westchnęła i wywróciła oczami, jak widać nawet taka osoba jak Meena Evans miała czasem gorszy czas. Czy było jej głupio, że nie sprawdziła tej informacji? Owszem, ale w tym momencie miała na głowie co innego, przez kilka ostatnich dni skupiła się nad tym jak wykręcić się z tego wyjazdu. Do głowy jej nie przyszło aby sprawdzić jakieś alternatywne trasy czy wyjścia bo wtedy też musiałaby się przyznać do lęku, którego się wstydziła. Dziwna była z niej kobieta, co zrobić.
Skłamałaby mówiąc, że jego słowa jej nie zaskoczyły, w sensie dobrze, że jednak nie podchwycił tychj słów o tym seksie w toalecie bo co jak co, ale to była delegacja służbowa, a nie wyjazd na spotaniczne wakacje. Słowa o bezpieczeństwie jej nie pocieszyły co łatwo można było wywnioskować z jej dość nietęgiej miny. Nie było niczego ani nikogo na świecie kto byłby w stanie ją uspokoić i zapewnić, że bez żadnego cyrku doleci na miejsce. W jej głowie biegało milion myśli na minutę, zastanawiała się nawet nad tym czy powinna spisać jakiś testament przed lotem, ale na to to już było chyba za późno.
- Może to być nawet najlepsza na świecie linia, ale nikt nie przewidzi pogody czy ptaków, jeśli trafi nam się skrzydlaty samobójca? Jak wleci w śmigło i silnik? A co z porwaniem samolotu? Przecież nie mamy pojęcia jacy wariaci siedzą obok nas. - znów gadała to co jej ślina na język przyniesie. Nie skupiała się też nad tym, że ktoś mógłby ich usłyszeć i zacząć się stresować. Evans nie była typem osoby, która życie widzi w czarnych barwach, nie była też pesymistką, jako osoba trzeźwomyśląca brała pod uwagę każdy scenariusz jaki może być, a że w tym momencie miała same czarne to już nie jej wina.
- Pogoda jest zmienna. - odezwała się nabierając w płuca powietrze i po chwili wypuszczając je z siebie z cichym świstem.
- Tego nie powiedziałam, a co do Twojego kursu na pilota to się nie zgadzam, nie wyrażam na niego zgody. Z resztą w co ty się bawisz? W Kanadyjskiego Greya? On miał patent na śmigłowiec, nie samolot. - trajkotała i trajkotała. Oczywiście nie mogła decydować za swojego szefa i nie powinna bojkotować jego planów bo skoro chciał mieć patent to by go zrobił, ale wtedy tym samolotem latałby sam...albo z tymi swoimi modelkami czy innymi Lolami, którego obok niego kręcą się jak sępy. Powównywanie go do Greya też jej wyjdzie bokiem, czekała na jakiś tekst.
- Dwa lata skupiam się na Tobie, mam Ci przypomnieć, że przez pracę dla Ciebie nie mam życia towarzyskiego? - uniosła brew w górę i spojrzała na jego twarz. Była taka spokojna, jego jasne oczy działały kojąco na jej nerwy. Zacisnęła usta w wąską kreskę.
- Podobała Ci się ta sukienka, prawda? Może powinnam dać Ci ją w prezencie? Wcisnąć się w nią nie wciśniesz, ale jako ozdobę możesz sobie powiesić. - próbowała zażartować, ale w przeciwieństwie do tego samolotu jej żarty nie wzniosą się wyżej.
Doceniała to, że próbował ją zagadać na wszystkie możliwe sposoby, robił wszystko aby nie myślała o tym, że lada moment będą startować. Może i wszystko by się udało gdyby nie głos kobiety z prośbą o zapięcie pasów.
- Jak przeżyje ten lot to stawiam Ci drinka. - zaproponowała, dlaczego to zrobiła? Bo znała siebie i wiedziała, że wypadałoby mu się odwdzięczyć za ten cyrk, który odwali za kilka chwil. Nigdy nie dotrwała do momentu bycia na pasie startowym, bo zazwyczaj wtedy uciekała z samolotu, w sensie od razu po zapięciu pasów.
Poczuła w swoim nosie jego perfumy, chociaż były one ostre i ciężkie to wywoływały w niej jakiś rodzaj spokoju, trochę jak lawenda. Spojrzała w jego oczy w tym samym momencie co on na jej twarz, byli tak blisko siebie, że niemalże czula jego oddech na swoich policzkach. Była tak zaczarowana tym momentem, że nie poczuła kiedy jej ten pas zapiął. Dotarło to do niej dopiero jak usłyszała sprzączkę w tym jego.
Nie usłyszała jego kolejnych słów, była zapatrzona na swój pas, obserwowała go tak jakby bała się, że za chwilę zacznie wciągać ją w fotel, w którym siedziała. Brała głębokie oddechy, a serce przyśpieszało jej coraz bardziej, znów czuła jak robi się cholernie spięta. Walczyła ze sobą aby nie rozpiąć tego cholernego pasa, aż nagle poczuła dłoń na swoim udzie. Przekręciła delikatnie głowę i spojrzała najpierw na tą dłoń, a potem na Galena, uśmiechnęła się delikatnie, ale wyglądało to raczej jak grymas niż uśmiech.
Za chwilę będziemy kierować się w stronę pasu startowego.
- te pare słów wystarczyło aby Meena swoją dłonią złapała za dłoń ciemnowłoego, który opierał ją o jej udo. Mógł poczuć jej drżenie, nie przejęła się nawet tym, że ta jej była zimna i delikatnie mokra od potu.
- T-tak, dobry pomysł, no. - wymamrotała, nie skupiła się nawet na tym co powiedział, w uszach słyszała bicie swojego serca, które przyśpieszyło jak poczuła, że samolot powoli zaczynał kołować. Instynktownie swolną dłoń położyła na swoim pasie, chciała go rozpiąć, ale palce jej tak zdrętwiały, że nie miała siły. Tą drugą dłoń zacisnęła na tej jego, której od tamtej chwili nie puszczała.
- Nie dam rady, nie dam rady. - mamrotała sama do siebie, zamknęła swoje oczy zaciskając je tak mocno jak tylko potrafiła. Jej ciało drżało, a ona łapała płytkie oddechy tak jakby zaraz miała się utopić.
Pluła sobie w brodę, cholernie. Mogła zostać w domu i wysłać swojego szefa z jakąś inną babką, w przeciwieństwie do lotu jego weekend z obcą babą by przeżyła.
Galen L. Wyatt
izzy
jak coś mi nie będzie pasować dam znać
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie prezes Northexu, nieoficjalnie: człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Lubi dobre garnitury, gorsze decyzje i ludzi, którzy nie pytają o zbyt wiele.
Ma dyplom z Ivy League i doktorat z komplikowania sobie życia.
Prawdopodobnie jedyny człowiek w Toronto, który raz przespał się z profesorką, raz z modelką, i raz – z poczuciem winy (to ostatnie nie trwało długo).
Nie ogarnia Exceli, ale ma świetne wyczucie do ludzi.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

Uśmiechnął się delikatnie, kiedy stwierdziła, że jeden jedyny raz się nie przygotowała, bo to była prawda. Meena zawsze była przygotowana, nigdy nie musiał jej tego mówić, nigdy nie musiał jej pytać, a ona każdego poranka kładła na jego biurku raporty i streszczała najważniejsze informacje, ale dzisiaj nie było raportów, dzisiaj nie było streszczeń, dzisiaj pokazała mu się z zupełnie innej strony.
Galen musiał przyznać, że ta strona również mu się podoba, ale też odrobinę go bawi, chociaż starał się w ogóle tego nie okazywać. Nie będzie się śmiał przecież z jej lęków, nie ważne jak one wydawały się dla niego irracjonalne.
- Pogoda będzie piękna, żebyś mogła oglądać gwiazdy, jeśli tylko się odważysz. Ptaki w nocy śpią Meena, no chyba, że to będzie nietoperz, ale podejrzewam, że spłonie zanim ktokolwiek to zauważy. A te paszporty, które podawaliśmy przy wejściu, to wiesz, oni je sprawdzają, już pewnie widzą, co masz wpisane w akta, mam nadzieję, że nie nagrzeszyłaś, bo moje mogą pękać w szwach - roześmiał się, a później zapytał - coś jeszcze? - każde jej wątpliwości zamierzał rozwiać, nawet te najbardziej absurdalne. Nie wyglądało na to, żeby ktokolwiek inny panikował, ludzie po prostu siedzieli na swoich fotelach i czekali, aż będą mogli włączyć sobie jakiś film, albo poczytać książkę, gdy samolot będzie spokojnie sunął pośród chmur.
- Ty jesteś zmienna Meena - rzucił znowu strzelając oczami, jeszcze wczoraj nie zająknęła się ani słowem, że boi się latać, a dzisiaj siedziała tutaj taka roztrzęsiona - jakbyś mi powiedziała, to inaczej bym to zaplanował - powiedział spokojnie, bo może teraz da jej odrobinę do myślenia, że niektórymi rzeczami powinna się dzielić ze swoim szefem, swoimi lękami dotyczącymi latania na przykład. Parsknął śmiechem na jej słowa.
- Na śmigłowiec też mogę zrobić, przelecisz się wtedy ze mną? - zapytał z zaczepnym uśmiechem na ustach. Śmigłowiec nawet brzmiał bardziej ekscytująco. Będzie się musiał nad tym zastanowić.
- Chyba dużo romansów do poduszki czytasz Evans, co? I co Grey to Twój ulubieniec, bo kojarzy Ci się ze mną? - tak ją podpuszczał, czekał tylko, aż zaraz mu się za to oberwie, ale nie mógł się powstrzymać. Oparł się o oparcie i westchnął.
- A ja właśnie przez to, że się skupiasz to mam, może powinniśmy negocjować warunki umowy, w piątki życie towarzyskie masz Ty, a w soboty ja, co o tym myślisz Meena? - Galen wiedział ile jej zawdzięcza, a było tego naprawdę dużo, gdyby nie trzymała w ryzach jego firmy, a przede wszystkim to jego samego, to mogłoby to skończyć się różnie. Może rzeczywiście powinien ją wysłać na urlop? Tylko jak on to przeżyje?
- Możesz w niej do mnie przyjść, zdjąć, zostawić i zapomnieć... a ja może powieszę ją sobie wtedy na drzwiach, jako pamiątkę po Twojej wizycie - znowu się uśmiechnął, znowu zaczepnie, bo trochę chciał ją sprowokować, ale ona się dzisiaj kompletnie nie dawała. Myślami była zdecydowanie gdzieś indziej niż przy nim.
- Drinka? Spodziewałem się czegoś innego - rzucił jeszcze zanim zapiął jej pas, ale w zasadzie to był nawet dobry moment, bo mogła sobie teraz wyobrazić, czego się spodziewał, a on mógł zadziałać, z jej pasem.
Za chwilę będziemy kierować się w stronę pasu startowego.
Właściwie dziwnie to zabrzmiało w momencie, w którym Galen oparł jej rękę na udzie, ale tego już nie skomentował, bo wtedy Meena złapała go za dłoń, poczuł, że jej jest zimna i zrobiło mu się jej naprawdę szkoda. Patrzył się na nią zastanawiając jakby mógł jej pomóc, sięgnął do tej jej drugiej ręki którą oparła na pasie.
- Hej... Meena przecież nic się nie dzieje, wszystko jest w porządku - powiedział zaciskając długie palce na jej drobnych dłoniach - otworzysz oczy i wszystko będzie dobrze... - mówił do niej łagodnym tonem, kciukiem gładził wierzch jej dłoni - wyobraź sobie, że wcale nie jesteś w samolocie, tylko w kinie, masz swój fotel, swojego drinka i zaraz puścisz mi pewnie jakąś drętwą komedię romantyczną, ale to przeżyję, spokojnie... - w zasadzie linie lotnicze, które wybrał Galen to były ogromne samoloty, bardzo luksusowe i to jak wjeżdżali na pas startowy, a potem kołowali było niewyczuwalne, jakby rzeczywiście siedzieli w jakimś kinie. W tle słychać było tylko równomierny szum wentylatorów, żadnych trzasków i zgrzytów, które sugerowałyby jakąś awarię. Puścił jej jedną dłoń i dotknął delikatnie jej policzka, przejechał po jej gładkiej skórze knykciami.
- I co, poczułaś coś? - zapytał, tylko nie do końca wiadomo było czy chodzi mu o jego dotyk, czy o to, że samolot już wzniósł się w powietrze?

Meena Evans
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
27 y/o, 170 cm
prywatna asystentka prywatnego prezesa
Awatar użytkownika
zarobiona asystentka, która nie ma życia prywatnego bo ciągle zajmuje się swoim szefem, który kompletnie nie zna życia i przez niego chyba zaraz popadnie w alkoholizm albo skończy w więzieniu za zabicie go
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

- Nie wiedziałam, że z Ciebie taki romantyk, Galen. - rzekła delikatnie kręcąc głową z niedowierzaniem. Gdyby nie okoliczności najpewniej zachwycała by się tymi romantycznymi tekstami i wizjami, ale w jej głowie nic nie było romantycznego. Walczyła o przetrwanie, wyłączyła trzeźwe myślenie itp.
- Nie jestem taka grzeczna na jaką wyglądam, prezesie. Może się okazać, że moje akta są grubsze niż te Twoje. - tutaj to akurat kłamała, była najnudniejszą na świecie osobą, jako nastolatka nie miała czasu na imprezowanie czy łamanie prawa, kiedy Galen wyrywał młode studentki i bawił się na imprezach bractw Meena biegała od pracy do pracy aby jakoś związać koniec z końcem. Przykre jest też to, że nigdy nie dostała mandatu, nie brała udział w miss mokrego podkoszulka czy jeszcze jakieś inne akcje. Musiała szybko dorosnąć, ale halo, przecież on tego nie wiedział, mogła poudawać aby jakoś sama siebie podbudować, bo i tak było jej głupio, że robi cyrk z powodu latania samolotem.
- Znalazło by się jeszcze kilka rzeczy, ae mój mózg się wyłączył, powiesił białą flagę, ma wolne. Nie będę się bardziej pogrążać. - zacisnęła usta w wąską kreskę.
- Kobieta zmienną jest, nie? Masz w tym doświadczenie. Z resztą, co miałam powiedzieć? Że boję się latać? Ja, Meena Evans najbardziej poukładana, ogarnięta i zaradna babka boi się latać samolotem. Ty lubisz przyznawać się do swoich słabości? Bo ja niekoniecznie, z resztą pewnie ty szybciej latałeś samolotami niż nauczyłeś się chodzić. Poza tym... - przerwała ten swój monolog, musiała nabrać powietrza w płuca bo strzelała słowami jak z karabinu maszynowego, aż zadyszki dostała.
- Było mi głupio, okej. Wstydziłam się tego. - prawie szepnęła i nie obchodziło ją to czy słyszał czy nie, powiedziała mu teraz, powinien docenic, tak. Co z tego, że za póżno się dowiedział. Teraz już wiedział.
- Nigdy w życiu, N I E. - mało mu było, podczas kierowania helikopterem nie będzie miał czasu aby pilotować i ogarniać jej panikę. Ale skoro o przeleceniu mowa, to ona miałaby inną propozycję, ale chyba nie wypada mówić tego do szefa.
- Ty masz życie towarzystkie od poniedziałku do niedzieli, a ja nie umiem chodzić na randki, a nawet jakbym na jakąś poszła w piątek to wiem, że mój telefon rozładowałby się od nadmiaru połączeń od Ciebie. - powiedziała zgodnie z prawdą, przywykła już do samotnych wieczorów z winem i książką, była to jej wieczorna turyna, której nie potrafiłaby chyba zmienić.
- Czuję, że jakbym przyszła w niej do Ciebie to nie zostałoby z niej nic, a szkoda mi dobrej sukienki. - gówno prawda, przyszłaby do niego, nie przejmowałaby się sukienką, najwyżej wyszłaby w jednej z jego cholernie drogich koszul, ale po co mieli psuć coś co mają teraz? Niebezpiecznie zbliżali się do granicy, a Meena nie chciała przekraczać jej pierwsza.
Nie skomentowała jego zawiedzionego tonu na temat tego drinka, bo i po co? Halo, chociaż starajmy zachować profesjonalizm.
Nie była przekonana do tego co mówił, ale jego dotyk i ciepły ton sprawiał, że serce biło odrobine wolniej niż chwile wcześniej. Słuchała uważnie słów, które do niej mówił, skupiała się na tym aby wyobrazić sobie to cholerne kino. Z każdą kolejną sekundą jej oddech zwalniał i stawał się coraz bardziej głęboki. Kilka chwil później zdecydowała się otworzyć swoje oczy, dotyk, który poczuła na swoim policzku sprawił, że spojrzała na jego twarz. Widziała jak ruszał ustami, ale słowa w jej uszach pojawiły się jakby z opóźnieniem.
- Tak, ciepło Twojej dłoni. - odezwała się w końcu nie odrywając wzroku od jego spojrzenia. Sama nie wiedziała czy dokładnie o to pytał, ale była w delikatnym amoku i szoku.
- Mam prośbę... - dodała nabierając powietrza w płuca, tak jakby szukała w sobie odwagi aby powiedzieć to co chodziło jej po głowie.
- Nie puszczaj mojej ręki, Galen. - wyznała w końcu i zacisnęła swoją na tej jego, za którą dalej ją trzymał. Nie wypadało prosić o to szefa, ale kurcze...może zabrzmi to śmiesznie, ale ten dotyk, jego dotyk sprawiał, że strach był odrobinę mniejszy.
Galen L. Wyatt
izzy
jak coś mi nie będzie pasować dam znać
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie prezes Northexu, nieoficjalnie: człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Lubi dobre garnitury, gorsze decyzje i ludzi, którzy nie pytają o zbyt wiele.
Ma dyplom z Ivy League i doktorat z komplikowania sobie życia.
Prawdopodobnie jedyny człowiek w Toronto, który raz przespał się z profesorką, raz z modelką, i raz – z poczuciem winy (to ostatnie nie trwało długo).
Nie ogarnia Exceli, ale ma świetne wyczucie do ludzi.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

Ale Galen był trochę romantykiem, chociaż właściwie to nikt go o to pewnie nie podejrzewał, bo zazwyczaj zamiast patrzeć w gwiazdy, to on pozwalał kobietą patrzeć w jedną ze ścian swojego apartamentu, w tą pod prysznicem, nad łóżkiem albo obok kanapy, a to było wcale nie romantyczne.
- Teraz to mnie zaciekawiłaś Evans, jakie grzeszki masz na sumieniu? - zapytał unosząc jedną brew - przejście przez pasy na czerwonym się nie liczy - uśmiechnął się zadziornie. Czy tymi słowami pobudziła trochę jego wyobraźnie? Owszem. On sobie chyba nawet ją wyobrażał w roli jakiejś miss mokrego podkoszulka. Gorącej imprezowiczki, która mogłaby mieć zatargi z prawem.
Patrzył na nią kiedy mówiła, usta jej się nie zamykały, a Galen słuchał, przechylił tylko na bok głowę.
- Słabości nas definiują Meena, nie ma się co ich wstydzić - powiedział z poważną miną jak jakiś coach, ale naprawę tak uważał. Każdy się czegoś bał, Galen też, chociaż niektórych rzeczy w ogóle do siebie nie dopuszczał, udawał, że nie istnieją, a jednak znał je doskonale, sprecyzował je już ze swoim drogim terapeutom na sesjach. Już je nazwali i poukładali, nie doszli jeszcze do tego jak z nimi walczyć. Na to pewnie Wyatt będzie musiał wydać kolejną małą fortunę. Może nie mówił o swoich słabościach głośno, ale wiedział, że one istnieją, wiedział, że go definiują.
- Następnym razem, możesz mi powiedzieć, najbardziej poukładana Meena Evans też ma prawo się czegoś bać, to nawet słodkie - skwitował. Sam nie wiedział, czy z tym, że bała się mu o tym powiedzieć wcześniej, czuł się dobrze, czy źle. Nie miała do niego na tyle zaufania? A może się go bała? A może właśnie się bała, bo jej zależało? Galen znowu to wszystko nadinterpretował.
Uśmiechnął się nieznacznie, kiedy tak kategorycznie odmówiła wsiada z nim do helikoptera. Sam też bałby się trochę z nią lecieć, bo wiedział jak na niego działa, ale postanowił to przemilczeć.
- Mogę Ci dać jeden wieczór wychodnego, obiecuję, że nie będę wtedy dzwonił, ale tylko jeden i nie we wtorki, bo w środy mamy spotkania zarządu, więc wszystko trzeba dopiąć na ostatni guzik, i nie koniec miesiąca, bo wiesz... Początek też nie - Galen zdawał sobie sprawę, że naprawdę jej lista zadań jest ogromna, a on dokłada jej coraz to nowe i nie daje spokoju. Każdy czasem potrzebuje spokoju, tylko czy Meena właściwie chciała odpoczywać od swojego szefa? A czy on chciał od niej?
- Zawsze możesz ściągnąć ją zaraz za drzwiami, wchodzisz, zdejmujesz i jest ocalona - znowu kąciki jego ust uniosły się delikatnie ku górze. Nie chciał jej sobie wyobrażać w swojej koszuli, ale sobie wyobrażał. Nie powinien w ogóle się do niej tak odzywać, bo była jego sekretarką, ale się odzywał, nie pierwszy raz zresztą. Ta granica się za-cie-ra-ła.
A właściwie ciekawe, czy w ogóle jakaś jeszcze istniała?

A może łamała się w momencie, kiedy Galen trzymał jej dłonie, albo kiedy dotknął jej policzka? W drzazgi. Bezpowrotnie.
- To dobrze - powiedział spokojnie i uśmiechnął się patrząc jej prosto w oczy, zabrał rękę i sięgnął do pasa, żeby go odpiąć, żeby czuła się mnie skrępowana, odpiął też swój. Już lecieli, teraz przyszła ta chwila, żeby się zrelaksować, tylko chyba ich to nie dotyczyło...
- W porządku, nie puszczę - oparł łokieć na podłokietniku wciąż trzymając jej rękę - no to co? Film, książka? Mamy teraz kilka godzin, żeby się czymś zająć. Możemy też przejrzeć raporty, albo po prostu porozmawiać. Możesz wybrać - powiedział i oparł się wygodniej o oparcie, ale nie puścił - tylko nie Grej, chyba że jakieś pikantne momenty i będziesz mi je czytać na głos, wtedy może jakoś to przeżyje - zerknął na nią z ukosa. W pierwszej klasie zawsze było tak spokojnie, półmrok, cisza, stewardessy, które zdawały się sunąć między pasażerami. Galen nawet to lubił. Latanie działało na niego uspokajająco. Miał nadzieję, że trochę tego spokoju udzieli się Meenie.

Meena Evans
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Po Świecie”