dinner with the enemy
: wt wrz 02, 2025 8:40 pm
W zasadzie to w ogrodzie tej opuszczonej posiadłości było może nawet ciszej niż w głębi lasu, może nawet gdzieś w tle było słychać pluskot wody w fontannie, tej która była uwieńczeniem podjazdu. Tej, w której Galen jako dzieciak puszczał zabawkowe statki.
- Plaża jest taka... zwyczajna - rzucił, czyżby sugerował, że Charity Marshall była niezwykła? Nie, raczej nie.
- Nie przyzwyczajaj się Marshall, uznaj to za chwilę mojej słabości, jedną, jedyną - powiedział, przez moment te niebieskie tęczówki zawieszając na jej oczach, w których odbijały się gwiazdy. Ciemne oczy miały w sobie coś takiego, co mogło urzekać, zwłaszcza takie oczy jak jej, jak czarna bezgwiezdna noc, tajemnicza, pociągająca.
Galen odwrócił spojrzenie, w momencie kiedy padło to pytanie.
Czy jej się bał?
Na pewno nie.
Bardziej bał się siebie.
- Prowokujesz mnie? - zapytał odpowiadając pytaniem na pytanie. Spojrzał na nią tak, jakby rzeczywiście czekał na odpowiedź. Bo może mogła zmienić wszystko w jednej chwili?
Nie, nie mogła. Dobrze, że Galen wypił dzisiaj tylko lampkę szampana, bo może sam w tej chwili opierał by już dłoń na zgrabnej talii Marshall i odchylał ją do tyłu. A gdyby wypił więcej, to na pewno szukałby już pod tą jej sukienką tej koronki, którą przecież miała dzisiaj na sobie.
Spojrzał na nią badawczo, coś tutaj było na rzeczy i chociaż Galen był bystry, to nie wiedział jeszcze co, zerknął na jej pierścionek, którym zaczęła się bawić, czyżby ją parzył?
- To makabryczne, czy miłosne, musisz zdecydować jaki masz dzisiaj humor Cherry - znowu użył zdrobnienie jej imienia, znowu też stanął bliżej niej. Oparł rękę na jej talii, żeby przekręcić ją odrobinę w bok. Może po to, żeby udowodnić, że się jej nie boi?
Przysunął policzek do jej ucha i powiedział do niego ciszej.
- Niedaleko Andromedy... - już wiedziała, gdzie ona jest, więc nawet nie kłopotał się, żeby ją jej znowu pokazać - jest Cestus, morski potwór, który miał ją pożreć... - ostatnie słowo wypowiedział wolniej pozostawiając na jej uchu swój ciepły oddech.
Cherry Marshall
- Plaża jest taka... zwyczajna - rzucił, czyżby sugerował, że Charity Marshall była niezwykła? Nie, raczej nie.
- Nie przyzwyczajaj się Marshall, uznaj to za chwilę mojej słabości, jedną, jedyną - powiedział, przez moment te niebieskie tęczówki zawieszając na jej oczach, w których odbijały się gwiazdy. Ciemne oczy miały w sobie coś takiego, co mogło urzekać, zwłaszcza takie oczy jak jej, jak czarna bezgwiezdna noc, tajemnicza, pociągająca.
Galen odwrócił spojrzenie, w momencie kiedy padło to pytanie.
Czy jej się bał?
Na pewno nie.
Bardziej bał się siebie.
- Prowokujesz mnie? - zapytał odpowiadając pytaniem na pytanie. Spojrzał na nią tak, jakby rzeczywiście czekał na odpowiedź. Bo może mogła zmienić wszystko w jednej chwili?
Nie, nie mogła. Dobrze, że Galen wypił dzisiaj tylko lampkę szampana, bo może sam w tej chwili opierał by już dłoń na zgrabnej talii Marshall i odchylał ją do tyłu. A gdyby wypił więcej, to na pewno szukałby już pod tą jej sukienką tej koronki, którą przecież miała dzisiaj na sobie.
Spojrzał na nią badawczo, coś tutaj było na rzeczy i chociaż Galen był bystry, to nie wiedział jeszcze co, zerknął na jej pierścionek, którym zaczęła się bawić, czyżby ją parzył?
- To makabryczne, czy miłosne, musisz zdecydować jaki masz dzisiaj humor Cherry - znowu użył zdrobnienie jej imienia, znowu też stanął bliżej niej. Oparł rękę na jej talii, żeby przekręcić ją odrobinę w bok. Może po to, żeby udowodnić, że się jej nie boi?
Przysunął policzek do jej ucha i powiedział do niego ciszej.
- Niedaleko Andromedy... - już wiedziała, gdzie ona jest, więc nawet nie kłopotał się, żeby ją jej znowu pokazać - jest Cestus, morski potwór, który miał ją pożreć... - ostatnie słowo wypowiedział wolniej pozostawiając na jej uchu swój ciepły oddech.
Cherry Marshall