Strona 3 z 3

being intelligent doesn’t protect you from emotional damage

: wt paź 14, 2025 1:22 pm
autor: Milo Rivera
Im głębiej brnął tym bardziej jego koszmarna niezdolność do rzetelnego opisania swojego punktu widzenia doprowadzała go do szału. W innej sytuacji pewnie chwyciłby za jedną z porozrzucanych we własnym pokoju piłeczek, które przy wystarczająco mocnym uderzeniu w ścianę wydawały satysfakcjonujący dźwięk tłuczonego szkła. Wymieniał je średnio co miesiąc zamawiając po prostu paczkę z internetu i cały tuzin robił w kilka tygodni, woląc wyżywać się na czymś, czego nie byłoby mu szkoda zamiast rozładowywać frustracje na bogu ducha winnym sprzęcie elektronicznym.
I nagle coś zakliknęło.
To był niespodziewany moment olśnienia, brakujący puzzel, jakiego nie mógł znaleźć pośród reszty bałaganu. Po prostu musiał zmienić język, z emocjonalnego na racjonalny.
Niepotrzebnie pchał się w próby rozszyfrowania tych zbyt wielu na raz odczuć na głos, nie nadawał się do tego i wątpił, aby to się kiedykolwiek zmieniło. Mógł za to podsumować na chłodno wszystko, czego był pewny i przekazać to Dylanowi jak zwięzły, niepodważalny dowód matematyczny.
Wpatrzony w klepki ułożone w schludną jodełkę, Milo wydał z siebie ciche, optymistyczne och, zmarszczka na czole rozprostowała mu się świadcząc o tym, że doszedł do zadowalających go wniosków, kolana za to rozłożył i usiadł po turecku nie czując już żadnej potrzeby by się za nimi chować.
Bo przecież to było proste, cholera jasna!
Inaczej 一 odezwał się nagle, z mocą i przekonaniem. Spojrzenie uniósł nieco wyżej, na twarz Dylana wykrzywioną w bardzo niejednoznaczny sposób, jednak Milo miał dość prób odgadywania ukrytych za gestami znaczeń i uznał to za chwilowo nieistotne. 一 Znamy się od szesnastego października zeszłego roku, więc to będzie... 一 urwał, odchylił głowę i przez parę sekund bezwiednie poruszał ustami szepcząc pod nosem, tylko po to, by za moment opuścić ją z powrotem i pokiwać nią ze zrozumieniem oczywistym tylko dla niego samego. 一 ...trzysta sześćdziesiąt trzy dni. Jak chcesz mogę ci to przekonwertować na godziny, ale to może później, okay?
Różnica była znacząca i biorąc pod uwagę zwyczajowy modus operandi Rivery, skupienie się na faktach zamiast ślizgania się na podejrzeniach i niedopowiedzeniach było strzałem w dziesiątkę.

Nie pamiętam kiedy dokładnie zauważyłem, wydaje mi się, że to było... hmm. Jakoś początkiem grudnia? 一 Podrapał się w zastanowieniu w policzek, na parę sekund milknąc, jakby i to chciał przeliczyć. 一 W każdym razie wywnioskowałem z czasem, że mógłbym z tobą robić takie rzeczy, których na przykład zupełnie nie mógłbym robić z kimś innym.
I nie chodziło tu o górnolotny slogan, Milo miał to na myśli bardzo dosadnie, bo kategoriami ckliwych haseł i metafor nie posługiwał się wcale.

Nie zrozumiałem o co ci chodzi na początku, zacząłeś z tymi żartami i myślałem, że to z nimi jest coś nie tak. To było głupie z twojej strony 一 stwierdził płasko, nie do końca świadom, że typowa dla niego szczerość mogła nie być pożądanym elementem typowego wyznania miłosnego do czego dążył, choć pod inną nazwą. Dla niego było to zwyczajnie wyklarowaniem przesadnie napiętej atmosfery, w której czuł się kurewsko niewygodnie, a w takich warunkach nie był w stanie funkcjonować prawidłowo. Nie mógłby tego tak po prostu zostawić, nawet jeżeli Gauthier miałby być niezadowolony z konsekwencji podjęcia tematu, który z założenia wymagał od Rivery nadludzkiej gimnastyki w wielu dziedzinach.
Jeżeli o to chodzi, to ja cię lubię. Bardzo. Wydaje mi się, że to może być zauroczenie, pasowałoby do definicji 一 wypalił tym samym rzeczowym, przypominającym bardziej uczelniany wykład niż romantyczną scenę tonem, wreszcie bezpośrednio. Nie potrafił co prawda przewidzieć, czy była to jedna z tych sytuacji, gdzie perswadowanie na sucho faktów mogło grozić kolejną utraconą relacją i jeszcze większym nieporozumieniem, ale podjął próbę - zawsze przecież podejmował gdy chodziło o Dylana - aby naprawdę zrozumieć. Nie zawsze potrafił, czasami kompletnie rozmijali się z zamiarami, aczkolwiek Milo zauważył już, że Gauthier zawsze miał cierpliwość i chęć, aby spotkać się z nim w połowie drogi. Być może stąd wiedział.
Jesteś pierwszą taką osobą i zakładam, że nie mógłbym pomyśleć w ten sposób o kimś innym. W sensie, serio. Nie mógłbym. Nikt inny nie pasuje.
Ze wzrokiem utkwionym badawczo mniej więcej na wysokości jego nosa, Milo próbował przedwcześnie ustalić co na ten temat sądzi Gauthier i czy w ogóle tym był enigmatyczny cel tej rozmowy.



Dylan Gauthier

being intelligent doesn’t protect you from emotional damage

: śr paź 15, 2025 1:55 am
autor: Dylan Gauthier
Jeśli dotychczas czuł się zagubiony, nagły skręt o sto osiemdziesiąt stopni ze strony Milo dał radę niemalże go przestraszyć. Obrzucił go nieufnym spojrzeniem, kiedy ten zaczął zmieniać pozycję i, chociaż dopiero co zdawał się znajdować na skraju załamania nerwowego, przyjmować ton głosu zwykle przeznaczony do rozmów o zadaniach domowych. Nie miał najmniejszego pojęcia czego spodziewać się po nim w tym stanie, zwłaszcza kiedy sam czuł się jakby ktoś dopiero co wyrwał mu spod stóp dywan. Wyrzucił z siebie największy sekret, na którym siedział od początku roku, i jeszcze nie skończyło się to ani oznaką niechęci, ani wyproszeniem za drzwi. Za to doprowadziło kogoś do płaczu, czego wciąż w pełni nie pojmował i nie potrafił w pełni wyrzucić z głowy.
Uniósł pytająco brwi na wyciągnięcie dokładnej daty ich pierwszego spotkania, której prawdę powiedziawszy sam nie pamiętał i musiał uwierzyć mu na słowo, jednak nie wtrącał się i zaledwie przyglądał się z boku, na wpół z zaciekawieniem, na wpół z akceptacją, jak ten pogrąża się na chwilę w mini-transie. Przepłynął wzrokiem między zamkniętymi oczami, poruszającymi się wargami, przez wyeksponowaną szyję, aż do podrygujących palców i po raz kolejny zdał sobie sprawę, że chociaż zdarzały się momenty, kiedy kompletnie go nie rozumiał, ten chłopak nieświadomie i bezpowrotnie porwał jego serce. Inaczej nie potrafiłby wyjaśnić dlaczego samo oglądanie w ciszy jak ten odlicza dni od ich pierwszego spotkania z powodu własnego, niezrozumiałego widzi mi się, wyciągało na jego usta tak żałośnie rozczulony uśmiech.
- Godzinami możemy zająć się później - potwierdził i pokiwał głową, bez protestów pozwalając mu przeprowadzić się przez swoją logikę. W końcu naprawdę chciał go zrozumieć. I przez chwilę ponownie czuł się jakby coś go ominęło, bo co dokładnie stało się na początku grudnia, poza rozmową, która wbrew jego woli wciąż aktywnie zamieszkiwała mu głowę? Ta niepewność została rozwiana właściwie tak szybko jak się pojawiła i Dylan prawie zaczął krztusić się własną śliną. I chyba tylko to powstrzymało go przed wejściem mu w słowo z żądaniem wyjaśnień. Na obelgę względem własnego poziomu inteligencji obrzucił go oburzonym spojrzeniem człowieka gotowego do kłótni i tylko chęć usłyszenia do czego ten w ogóle dąży powstrzymała go przed wskoczeniem prosto w dyskusję na temat z cyklu tych mniej istotnych. Zdusił podirytowanie przewróceniem oczami, a zarówno wolę walki jak i zagubienie zmyło z niego kilka następnych zdań naprostowujących sytuację do tego stopnia, że dyskretnie uszczypnął się w przedramię by sprawdzić na ile to działo się naprawdę. Wysłuchał go w ciszy, przyjmując kolejne fakty jakimi chciał się z nim podzielić, na koniec czując się zarówno jakby serce miało wyskoczyć mu z piersi oraz jakby całe jego ciało miało za moment się rozpłynąć. Chęć rozpłakania się także ponownie wychyliła się na powierzchnię, chociaż tym razem z innych powodów niż wcześniej.
Nieświadomie otwarte w zaskoczeniu usta pozostały rozchylone przez cały czas przetwarzania jego wyznania w głowie. W kółko. Spod rozszalałego i rozregulowanego przez wydarzenia ostatnich godzin kalejdoskopu emocji wybiła się ta najsilniejsza, rozluźniająca spięcie w jego barkach i skręcony żołądek - ulga. Dotychczas nie pozwalał sobie wierzyć, że beznadziejne zauroczenie najbliższym kumplem mogło doprowadzić do jakiejkolwiek wzajemności, i wciąż nie do końca potrafił przyjąć to do wiadomości, a jednak czuł się jakby od początku rozmowy zrzucił z barków ciężar cisnący go do ziemi od kiedy pamiętał. Czy raczej - od kiedy zobaczył Milo po raz pierwszy te, jak się okazało, trzysta sześćdziesiąt trzy dni temu. Zanim cokolwiek powiedział, zanim w ogóle zaczął formułować sensowną odpowiedź mającą jakimś cudem odnieść się do tego, co właśnie usłyszał, po chwili bezruchu wyciągnął przed siebie dłoń, wnętrzem do góry. Najzwyczajniej w świecie chciał go dotknąć, złapać go za rękę, i pierwsz raz czuł się jakby było to dozwolone. Szczerze wątpił by w języku angielskim istniały słowa, którymi byłby w stanie ująć to co właśnie czuł, więc...
- Je suis fou de toi, niaiseux - mruknął, nie potrafiąc powstrzymać rozczulonego uśmiechu cisnącego mu się na usta. Jeszcze kilka sekund zajęło mu by trybiki pod czaszką ponownie zaczęły się obracać, a gdy tylko dotarło do niego co wyznanie Milo tak naprawdę znaczyło, zaczął łączyć fakty. I chociaż nie potrafił do końca zetrzeć czułości z twarzy, dołączyło do niej twarde spojrzenie jakie w niego wbił. - Czekaj. Od grudnia? I ty... od grudnia... próbowałeś mi to przekazać? W ten sposób? - upewnił się, podnosząc głos przez nutę niedowierzania przebijającą się ponad resztą. - I próbujesz mi wmówić, że to ja jestem głupi? - dodał, chyba pierwszy raz od kiedy się poznali naprawdę, szczerze zaczynając kwestionować ilość szarych komórek jakie twierdził, że gdzieś tam posiada. - Zacząłem od twoich durnych żartów, bo to one wyprowadzały mnie z równowagi od grudnia. Od tego fortu i od... - urwał i zagryzł policzek od środka. Chciał powiedzieć mu tak wiele, dopytać o szczegóły, zrozumieć jak doszło do tego, że tak źle się zrozumieli. Jednocześnie istniały rzeczy ważne i ważniejsze. - Milo, czemu płakałeś? - dopytał ciszej, spokojniej, przypominając sobie, że wszystko inne mogło poczekać.

Milo Rivera

being intelligent doesn’t protect you from emotional damage

: śr paź 15, 2025 2:01 pm
autor: Milo Rivera
Dla samego Milo bezpośredniość nie była problemem, tak długo jak dotyczyła faktów, a nie długich rozpraw o emocjach i podejrzeniach, co wydawało mu się zwyczajnym wróżeniem z fusów, kiedy on nawet nie lubił herbaty. Nie był to też żaden kamień milowy, choć z pewnością pierwsze tego typu wydarzenie i nie wiedział jeszcze jak do tego podejść, stąd kolejne kilka dni miały przynieść próby podchodów i obskakiwania jak zdziczały kot nowego obiektu w mieszkaniu.
Na wyciągniętą w swoją stronę dłoń spojrzał pytająco, tak, jakby chciał zapytać „no i co ja mam z tym niby kurwa zrobić?“ bo jak dotąd Dylan podawał mu rękę kiedy było to jakoś praktycznie uzasadnione. Teraz? Teraz nie miał pojęcia.
Mhm, no dokładnie 一 wtrącił tuż po tym, jak makaronizm wplótł się w rozmowę. 一 Totalnie, cokolwiek powiedziałeś: nie zgadzam się.
Dla zasady. Bo kto wie, może właśnie Gauthier obrażał go w języku, którego nie pojmował.
Nigdy za to nie widział Dylana w takim stanie, szczęśliwego chyba nawet bardziej niż wtedy, gdy jego ulubiona drużyna hokejowa zdobyła mistrzostwo w zeszłym roku. Milo pamiętał, bo zmusił się wówczas do obejrzenia dwunastu chłopów ślizgających się po lodzie za jakimś kaflem czy innym klockiem śmigającym z prędkością światła, nic z tego nie rozumiejąc. To było bodajże najnudniejsze sześćdziesiąt minut w jego życiu.

No tak jakoś... od początku grudnia? Przed imprezą i tym fortem? Tak, chyba tak 一 przytaknął, zupełnie bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia czy wyczuwalnej ironii. I ledwie parę sekund później spojrzał na Gauthiera spod rzęs, ostrzegawczo mrużąc oczy. 一 Och, poważnie? Ja przynajmniej, nie wiem, próbowałem? Poza tym, hej hej, amigo, moje żarty są zawsze świetne 一 skorygował natychmiast, bo nie leżało mu, żeby ktokolwiek wytykał mu nieśmieszność. No, chyba, że był to ten Dylan sprzed paru minut, a Milo zupełnie przestrzelał z interpretacją.
Zapytany ni stąd ni zowąd o coś tak abstrakcyjnego, Rivera wpierw otworzył szerzej oczy (od mrużenia dla efektu już zaczynały go pobolewać powieki) by zaraz zacisnąć usta w cierpkim, asymetrycznym półuśmiechu.

Nie wiem 一 odparł zgodnie z prawdą, wzruszając przy tym ramionami. 一 Może sobie zatarłem? Nawet nie zauważyłem, to to chyba nie jest to samo, nie?
Przywołanie na zawołanie swojego stanu emocjonalnego sprzed chwili było dla niego wręcz awykonalne, dlatego nawet nie próbował w tym grzebać. Miał za to inny pomysł, co uzmysłowiła mu wciąż wyciągnięta ze strony Gauthiera ręka, być może w nadziei, że ktoś tak nielotny w kwestii łapania aluzji jak Milo wyłapie przekaz. Nie wyłapał.

W sumie to wiesz co? Dobrze się stało z tym wszystkim, bo chciałem coś sprawdzić. 一 Tak oto szlag trafił romantyczną atmosferę; Rivera miał eksperyment do przeprowadzenia, teorię do podważenia lub udowodnienia i jeśli Gauthier liczył na to, że po tylu miesiącach oczekiwań dostanie okład na serce w postaci czułostek, musiał faktycznie żyć głównie nadzieją.
Chwycił jego dłoń i podniósł się na równe nogi, ciągnąc za sobą mężczyznę bez zapytań i upraszania. Skoro - o ile należycie zrozumiał - miał teraz odgórne i wytłumaczalne prawo do wpraszania się z butami w przestrzeń osobistą Dylana, miał zamiar to wykorzystywać, choć wątpliwe, by chętnie i szybko oswoił się z dwustronnością tego atutu.

Jest coś, nad czym zastanawiałem się od kilku tygodni 一 wtrącił słowem wstępu, co jednak nie przybliżało celu w jakim Milo pchał się teraz z Gauthierem między pudła. 一 Miałem sytuację na zapleczu i przemyślenia, tylko nijak nie mogłem tego... espera, justo en el clavo.
Wąski kąt między łóżkiem a wysoką szafą ledwie go mieścił, gdy przykleił się plecami do ściany, a co dopiero Dylana, który ewidentnie był szerszy w ramionach.
Rivera zamilkł, co zdarzało się raczej rzadko, z palcami kurczowo zaciśniętymi na przegubie Gauthiera wstrzymywał go w odległości trzech, może dwóch kroków od siebie i tak, jak robił to z mocno niestabilnymi eksperymentami o ciężkim do przewidzenia rezultacie, obserwował go bez mrugnięcia powieką, z twarzą stężałą w oczekiwaniu.

Mógłbyś... o tak, hmm? 一 zapytał mocno przyciszonym głosem, kiedy z nie do końca jasnych dla niego przyczyn gardło zacisnęło mi się jakby miał lada moment dostać ataku astmy. Sięgnął po drugą dłoń Gauthiera, którą powoli i widocznie usiłując przypomnieć sobie konkretną konfigurację, oparł zaraz obok swojej twarzy, lekko umarszczył nos, kiedy to nie odpowiadało jego wizji i przemieścił ją może o cal wyżej. Niewiele, ale widocznie jemu robiło to wielką różnicę.
Świe-świetnie, no to... 一 nie dokończył, resztę instrukcji pozostawiając w swojej głowie. Powoli rozkładał obie ręce mężczyzny za sobą, nad sobą, obok siebie, chcąc odwzorować sytuację z Simply Fix It i zweryfikować, czy miał wówczas rację.
A tak... bliżej trochę? Och, jod-
Różnica jednego kroku przyblokowała go między twardą, raczej trwale nieruchliwą ścianą a Dylanem, zawieszonym nad nim niemal w identyczny sposób, jak zrobił to wówczas Bowie, nieświadom jaki mechanizm puścił w ruch.
Serce przyspieszyło mu podobnie, jak to się działo kiedy przekraczał swój dzienny limit energetyków, coś opadło mu na dno żołądka, a kolana złożyłyby się mu pewno w harmonijkę, gdyby w porę nad tym dygnięciem nie zapanował.
Przez dłuższy, rozwleczony niemożebnie moment patrzył na mężczyznę z dołu, uparcie, jakby na coś czekał, bez ani jednej myśli przetaczającej się aktualnie przez głowę i czymś, co określiłby mianem zupełnie nowego rodzaju paniki. Tego jeszcze nie znał.
Gdyby nie unosząca się pospiesznie i opadająca głęboko klatka piersiowa, Milo zastygłby w zupełnym bezruchu.

Mhmm, aaha, n-no, to tak właśnie... tak myślałem, no 一 wyrzucił z siebie z trudem, tak, jakby wypchnięcie każdego słowa wymagało nadludzkiego wysiłku z jego strony. Musiał sobie zwilżyć wargi końcem języka, bo ich suchość nagle zaczęła sprawiać mu wyraźny dyskomfort, mimo, że nigdy wcześniej nie zwracał na to szczególnej uwagi. 一 No to... no zgadza się, sprawdziłem. Potwierdzone. Tak.
Nerwowy, po części rozanielony rezultatem eksperymentu uśmiech pojawił się i nie chciał zniknąć, więc Milo z zażenowaniem obrócił głowę na bok, by rozgrzany policzek przytulić do cudownie chłodnej ściany. I chyba tylko on naiwnie wierzył, że Gauthier jak na przyzwoity obiekt badań przystało, cofnie się i pozwoli wypunktować wszystkie wnioski.
To, że Rivera nie do końca miał ochotę by go puszczono wolno z dusznej, małej klatki jaką sam sobie skonstruował przy uprzejmości Dylana było aż nazbyt dobitnym potwierdzeniem przypuszczenia.



Dylan Gauthier

being intelligent doesn’t protect you from emotional damage

: śr paź 15, 2025 5:24 pm
autor: Dylan Gauthier
Niewygodna kwestia nawracająca w najgorszych momentach przez ostatnie miesiące bardzo szybko zdobywała tytuł jednej z najzabawniejszych sytuacji jakie przydarzyły mu się w życiu. Dopiero zaczynało do niego docierać w jak bardzo komicznym układzie znajdowali się przez cały ten czas, jak ślepi i niezdolni do otwartej komunikacji tak naprawdę byli. Cofanie się myślami do jakiejkolwiek chwili niepewności, żalu czy kopania się za niekontrolowane uczucia i absolutnego odmawiania by przyznać się do nich na głos, było załamujące i sprawiało, że miał ochotę wyłącznie schować twarz w dłoniach i zostać tak do końca swoich dni. Dochodziły do tego jeszcze nowe fakty zyskane dzięki perspektywie zaoferowanej przez Milo, myślącego że śmiechem przekona go do swojej sympatii, co być może nawet trochę by go zirytowało, gdyby nie był w tej chwili tak bardzo szczęśliwy.
- Oczywiście, że są - odparł sarkastycznie i z rozbawieniem wypuścił powietrze nosem na widok jego groźnie zmrużonych oczu, oraz na całe jego przekonanie o poziomie swojego humoru. Nie mógłby powiedzieć by go nie lubił, wręcz przeciwnie, jednak ze względu na sytuację nie mógł przyznać mu racji. Być może od teraz, w świetle nowych rewelacji, będzie w stanie docenić jego dowcipy bardziej. Lub zrobić z nimi coś całkowicie innego.
Mieli wiele do dogadania, ustalenia, samo podzielenie się odczuciami względem siebie nie rozjaśniało na dobrą sprawę nic co do tego na czym stali, a możliwości wydawały się nieskończone. Wzajemne zauroczenie, sympatia, czy jakkolwiek chcieli to nazwać, otwierało nowe drzwi, dawało im pewna swobodę emocjonalną i komfort, jednocześnie zostawiając ich z większą ilością pytań niż odpowiedzi. Tak jak najwidoczniej wyciągnięta w stronę Milo dłoń, którą ten zdecydował się zignorować, wpychając Dylana na granicę między urazą i rozbawieniem. No tak, nie wiedział czego się po nim spodziewał.
- O...kej? Co? - dopytał na nagłą zmianę tematu. Mógł zostawić w spokoju jego wymykającą się niekontrolowanie łzę, przynajmniej na razie, zwłaszcza kiedy ten w końcu zdecydował się skorzystać z oferty kontaktu fizycznego, nawet jeśli niekoniecznie w ten sposób jakiego oczekiwał Gauthier. Ulegle podniósł się na równe nogi, spoglądając na niego z zaciekawieniem i odrobiną nieufności. Taki rozwój wydarzeń był jednak stukrotnie bardziej mile widziany niż wszelkie negatywne reakcje czy niezręczność, więc Dylan, chociaż nie miał pojęcia co się właśnie działo, szedł za nim między kartony bez zbędnych pytań. Właściwie wszystko to było dla niego wyjątkowo zabawne i niemałą rolę odgrywało w tym dziwne wrażenie jakby właśnie wychylił butelkę wina na pusty żołądek. Po drodze, między upewnianiem się, że tym razem nie wlezie w żadne pudło ani nie potknie się o paski rzuconej pośrodku pokoju torby, zerkając na palce zamknięte wkoło swojego nadgarstka czuł przyjemne mrowienie w żołądku, będące miłą odmianą po wcześniejszym ścisku jaki towarzyszył mu w takich chwilach.
- Czy zmieścimy się razem za szafą..? - upewnił się, kiedy zobaczył dokąd ten go ciągnie. Dziwna kwestia do rozważania przez kilka tygodni, chociaż sam czasem łapał się na nietypowych myślach związanych z Milo, więc nie mógł oceniać. - Bo do szafy nie wchodzę, już dawno mnie tam nie było - dodał z rozbawieniem, chociaż śmiech nieco ugrzązł mu w gardle, kiedy zdał sobie sprawę w jakiej pozycji ostatecznie wylądowali. Uniósł pytająco brwi na to nowe ułożenia dla swoich dłoni, chociaż nie pisnął ani słowem podczas całego procesu, uważnie śledząc wzrokiem zmieniającą się mimikę twarzy przyciśniętego do ściany Rivery. Nie żeby nie chciał go kiedyś postawić pod ścianą, odcinając mu drogę ucieczki, to spokojnie można było nazwać jedną z najbardziej typowych fantazji jakie posiadał, jednak nie spodziewał się, że dojdzie do tego w ten konkretny sposób. Ani, że chłopak patrzący na niego z dołu z miną, jakby zbliżał mu się atak paniki, będzie traktował to jak projekt naukowy. Od kiedy wstali z podłogi temperatura powietrza zdawała się skakać do niemalże niekomfortowych poziomów, serce Dylana wybijało partię perkusyjną pierwszej lepszej piosenki heavy metalowej, a jego myśli zdawały się całkowicie wyciszyć. Delikatny uśmiech wykwitł na jego twarzy, jakby spróbował wesprzeć Milo w czymkolwiek przez co ten właśnie przechodził, chociaż rozrósł się do niebezpiecznych poziomów, kiedy ten ponownie się odezwał.
- Jesteś pewny? Bo wiesz, zawsze mogę być jeszcze bliżej - przyznał i dla udowodnienia swojej tezy przesunął się o parę centymetrów i pochylił nieco niżej. Zawiesił wzrok na jego policzku, zdobiących skórę piegach i krzywiźnie wygiętych w uśmiechu ust, nawet nie wątpiąc, że sam wyglądał w tej chwili podobnie. Oderwał od ściany jedną rękę by zahaczyć kciuk o jego szczękę i delikatnie, chociaż stanowczo, zachęcić go do ponownego spojrzenia w swoją stronę. Obrzucił jego twarz uważnym spojrzeniem, jakby szukał na niej odpowiedzi na niezadane pytanie, i prawdę powiedziawszy chętnie zostałby tak jeszcze dłużej, korzystając z faktu, że w końcu może, gdyby nie fakt, że miał jeszcze ciekawsze plany. Pochylił się i łagodnie, trochę niepewnie, przycisnął usta do jego, odsuwając dłoń od jego twarzy i opuszczając ją by oprzeć palce na biodrze Milo. Słyszał szum krwi w uszach i chociaż w teorii czuł się uzasadniony w tej próbie zainicjowania czegoś więcej, wciąż nie był do końca pewny na ile przekraczał w tej chwili niepisaną granicę. Pocałunek nie był długi ani nachalny i kiedy Dylan wrócił do wcześniejszej pozycji, kontrolnie przesunął wzrokiem po jego twarzy.
- Jest okej? Czy psuję ci eksperyment? - upewnił się niemalże szeptem jakby nie chciał zakłócać bardzo ostrożnie przygotowanego środowiska naukowego, jednocześnie chcąc dać mu łatwą drogę ucieczki jakby mimo wszystko wolał aby Dylan zostawił go w spokoju. Potrafił odpuścić i bez problemu mógłby się wycofać, jednak jeśli zależałoby to od niego bez wahania przekroczyłby wszystkie potencjalne granice.

Milo Rivera

being intelligent doesn’t protect you from emotional damage

: śr paź 15, 2025 11:23 pm
autor: Milo Rivera
Pomimo pozornie optymistycznego scenariusza, Milo zdawał sobie sprawę, że był pewien problem. Cóż, może nie jeden, przynajmniej ze dwa, z czego ten pierwszy rokował lepiej i Rivera miał nadzieję jakoś tę kwestię przeskoczyć.
Pierwszym problemem, z którym prawdopodobnie z czasem dałby sobie radę ułatwiając przy tym życie nie tylko sobie ale i otoczeniu, był jego kompletny i żenująco zauważalny - jeśli nie w tym momencie, to zapewne wkrótce - brak doświadczenia w relacjach wymagających emocjonalnego zaangażowania w sposób otwarty. Mógł przecież zawsze poprosić o więcej czasu na zastanowienie, doprecyzować na tyle, na ile się dało i z pomocą Dylana jakoś to uporządkować. Również to, że Gauthier, z czego Milo zdał sobie sprawę w tej chwili, gdy utknął między ścianą a tkniętym zainteresowaniem mężczyzną, raczej nie będzie zachwycony samym trzymaniem się za ręce, patrzeniem sobie nawzajem w oczy i słuchaniem monologów o komponentach elektronicznych. Będzie zapewne chciał robić rzeczy fizyczne i fizjologiczne, a na tym Rivera znał się jeszcze mniej niż na sferze emocjonalnej.
Sama wyobraźnia nie była problemem, na dobrą sprawę nie był to dramat, którego nie rozwiązałoby wnikliwsze przejrzenie dostępnego w internecie materiału, chodziło głównie o dość niekonwencjonalne potrzeby i reakcje, te o których wiedział i te, co autentycznie go przerażało, o których jeszcze nie miał zielonego pojęcia.
W podobnej sytuacji gdy Bowie zakleszczył go na zapleczu dostawał już zaczątków histerii, w obecności Dylana co najwyżej poczuł jakieś jej skubnięcie, bardziej natomiast dokuczało mu duchotliwe gorąco i wciąż mocno niespokojne serce.
No no no, por favor, espera, es... 一 Reszta próśb jakie zamierzał sformułować została stłumiona, a Milo, który jeszcze przed chwilą miotał się pod ścianą, uciekał palcom i z przerażeniem obserwował jak Dylan schyla się coraz niżej, nagle stracił werwę do protestów. Zostało tylko chwilowe, niekomunikatywne mrukotanie bez przekonania, potem cisza i wreszcie kilka nieśmiałych skubnięć w odpowiedzi na pocałunki Gauthiera. Nie wiedział kiedy zacisnął mocno powieki ani kiedy wreszcie trochę się rozluźnił. Wiedział za to, bo zrobił to w pełni świadomie, że miał ochotę spróbować jeszcze raz.
No no, regrese por a- po prostu... mógłbyś się przez chwilę, hmm, nie ruszać? Proszę?
Miał jakieś nikłe pojęcie o tym, że pewnie zabrzmiało to dziwnie, że, no cóż, sam był po prostu dziwny, mimo to kiedy trafiała go momentalnie jakaś hiperfiksacja ciężko było znaleźć siłę i argument, by go zniechęcić. W tym momencie miał ochotę sprawdzić czy potrafi, czy była to wyłącznie kwestia adrenaliny czy może mógłby to polubić.
Oburącz otulił jego policzki, w międzyczasie odetchnął sobie głębiej i utkwił spojrzenie dokładnie na ustach Gauthiera. Nie miał ochoty stawać na palcach, więc trochę niedelikatnie przychylił go do siebie i bez ustalonego wcześniej planu najpierw prawie się z nim rozminął, ledwo stykając się z jego wargami. Za chwilę próbował inaczej, podskubując go trochę jak złota rybka, a skojarzenie rozbawiło go dość, by odruchowo aby zdławić śmiech przycisnął swoje usta do ust Dylana.
Nie miał wprawy i było to tak widoczne, że aż komiczne, co wcale nie ostudziło jego entuzjazmu. Płytko liznął go nawet w dolną wargę, pocałunki były krótkie, brakowało im zapewne satysfakcjonującego rozwinięcia, ale było ich dużo i Milo wyglądał na zadowolonego ilekroć Gauthier coś przemruknął, szukał go gdy odchylał się aby zaczerpnąć powietrza lub zaczepiał go nosem.
Obecność jego dłoni na swoim biodrze pominął, widocznie Rivera nie potrafił skupiać się aż na tylu rzeczach jednocześnie.
Robię to trzeci raz w życiu 一 wcisnął mu nieco mechatym od nieużywania głosem pomiędzy jeden powierzchowny pocałunek a drugi, trafiając tym razem w kącik ust.
Ironicznie, jednym ze wspomnianych szczęśliwców był inny Dylan i były to czasy szkoły średniej, a tamten okres wspominał wyjątkowo słodko-gorzko.
Dłonie zawilgociły mu się i zaczynały drętwieć, a chociaż sam tego nie zauważał, drżały mu odkąd odważył się go dotknąć. Po paru minutach bardzo angażujących, choć nadal nieumiejętnych i niepełnych pocałunków, Milo wciąż miał ochotę na więcej, tak, jak to miało miejsce gdy dobierał się do opakowania ulubionych cieniutkich czekoladek i przysięgał sobie, że nie pożre ich bez opamiętania za jednym posiedzeniem.

To tak ma być?
Nie wiedział na pewno, opierał się wyłącznie o często zawodną intuicję, dwie poprzednie okazje oraz to, czego się człowiek mógł naoglądać na studenckich imprezach. Co innego Dylan. Dylan z pewnością wiedział i potrafił, miał doświadczenia, miał wyczucie i w przeciwieństwie do niego zdawał się doskonale orientować w tych międzyludzkich celebrach.

Zawsze byłem, hmm, ciekawy 一 obwieścił mu tuż przy ustach, na krótką chwilę robiąc przerwę. Zassał się na swojej dolnej wardze kiedy po raz kolejny zanurkował w bardzo odległe wspomnienie swoich dwóch pierwszych prób, jednak było ono mocno przykurzone i z nerwów jakie mu wówczas towarzyszyły automatycznie wymiótł większość sensownych informacji z pamięci. 一 Tylko nie było... nie miałem na kim. W sensie, z kim, nie miałem z kim.


Dylan Gauthier

being intelligent doesn’t protect you from emotional damage

: czw paź 16, 2025 12:58 am
autor: Dylan Gauthier
Obyło się bez fajerwerków wybuchających pod zamkniętymi powiekami, krótki kontakt ust nie zmienił trajektorii jego życia i nie czuł się jakby trafił go piorun przeznaczenia, jednak miał coś, co liczyło się dla niego bardziej niż te bajeczki. Pierwszy raz od dawna znajdowanie się tak blisko Milo przychodziło ze spokojem ducha, każdy gest wymieniony od kiedy zyskał nowe informacje przychodził z zastrzykiem ekscytacji i, co najważniejsze, był szczerze i niezaprzeczalnie szczęśliwy. Paniczne hiszpańskie słowa wypadające z ust niższego mężczyzny, nie brzmiące jak żadne ze znanych przez niego przekleństw czy obelg, wyciągnęły z niego rozbawiony uśmiech.
- Jak będę potrzebował indywidualnych lekcji hiszpańskiego to będę robił tak częściej - zapowiedział, jako że najwidoczniej zaskakiwanie go przełączało jakiś pstryczek w jego głowie i przechodził w pełni na jeden język. I nieważne jak zabawne by to nie było, miło było go rozumieć, zwłaszcza w tej chwili, kiedy odkrywali nowe tereny i Dylan potrzebował dostatecznych informacji zwrotnych by wiedzieć jak się po nich poruszać. Na prośbę skinął głową, zmywając humor z twarzy by przypadkowo nie zniechęcić go śmiechem. -Sí, claro - odparł, chwaląc się tym najdrobniejszym zwrotem jaki dał radę od niego podłapać. Nie pojmował większości słów, kilka wstawek rozumiał na słuch lub z kontekstu, jednak zaledwie garstkę rzeczy potrafił powtórzyć z całkowitą pewnością co do znaczenia. I wszystkie wyłącznie dzięki przebywaniu w jego najbliższym otoczeniu.
Chwilę później nie spieszyło mu się już ani do mówienia ani do śmiechu, chociaż drobne pocałunki przywracały na jego usta niekontrolowany uśmiech. Jako że nigdy tak naprawdę nie wierzył w dotarcie do tego momentu, nie posiadał co do niego konkretnych oczekiwań i szedł w to wszystko z chęcią odkrycia co tak naprawdę pasowało im obu, a podchodzenie do tematu na tyle ostrożnie i, wciąż, jakby było projektem do rozpracowania metodą prób i błędów, pasowało do Milo tak bardzo, że nie potrafił nawet zebrać się do najmniejszego zaskoczenia. Zamiast tego podłapał jego rytm, pochylając się by możliwie ułatwić mu sprawę, i zwyczajnie cieszył się chwilą bez pchania się w to za szybko i zbyt gwałtownie. Zostawił ręce tam gdzie leżały, skoro to najwidoczniej nie wydawało się być problemem, a kiedy jeden z pocałunków wylądował w kąciku jego ust skwitował to uśmiechem. Albo było to reakcją na wrzuconą mimochodem informację o ilości osób, jakie dopuścił do siebie tak blisko. Zostawił to jednak bez komentarza, zbyt zajęty by przejmować się rzeczami tak trywialnymi jak rozmowa, a jego uwagę w pełni odwróciło dopiero bezpośrednie pytanie.
- Tak może być - potwierdził, jako że bynajmniej nie planował narzekać na nawet tak drobne i eksperymentalne pocałunki. Podniósł rękę do jednej z drżących dłoni okalających swoją twarz i otoczył ją swoją, chcąc go trochę uspokoić. - Wiem, że raczej nie to chcesz usłyszeć, ale tu naprawdę nie ma konkretnych zasad - dodał i posłał mu łagodny uśmiech, w nadziei, że wyglądał na chociaż w jakimś stopniu zachęcający. Ostatnie czego chciał to żeby ten czuł się w jego towarzystwie spięty albo w jakikolwiek sposób w siebie wątpił. Trącił nosem czubek jego nosa i na chwilę oparł się o jego czoło, łagodnie mrużąc oczy jakby w głębokim zamyśleniu.
- Jak chcesz możesz na mnie trenować - zapewnił go od razu i posłał mu szeroki uśmiech, przenosząc dłoń ze ściany na bok jego szyi. Pogładził kciukiem skórę przy jabłku Adama, resztę palców wsuwając między drobne włoski na jego karku. - Jak jesteś ciekawy to mogę ci coś pokazać. Tylko... daj mi się poprowadzić - zaoferował, strategicznie ułożonym kciukiem łagodnie podnosząc jego podbródek by jeszcze trochę odchylił głowę. - I nie gryź - dodał, jako że o ile faktycznie nie istniała jednolita instrukcja, do takich elementów wolał dotrzeć w swoim czasie jak opanują podstawy. Uznając brak protestów za zielone światło, ponownie zbliżył usta do jego, tym razem łagodnie przechylając głowę pod kątem, i po kilku chwilach nacisku, który raczej powinien być dla Rivery znajomy, rozchylił wargi i naparł językiem na jego, by ten pozwolił mu pogłębić pocałunek. Nigdzie im się nie spieszyło, chciał korzystać z każdej mijającej sekundy i chociaż byłby otwarty na przerobienie z nim całego boiska baseballowego za jednym posiedzeniem, każdy niespieszny ruch warg przejmował jego pełną uwagę i dawał mu nowy zastrzyk endorfin. Zwalniając tempo po wcześniejszych, drobnych buziakach, przeciągnął czułość na tyle, by Rivera miał czas na chociaż wstępne podłapanie o co mu chodziło, po czym odsunął się zanim ten faktycznie zdążyłby ugryźć go w język. Odetchnął przy jego wargach, jeszcze przez chwilę zostając w bezruchu z zamkniętymi oczami i pozwalając by usta ponownie przyozdobił mu ten sam, wciąż trochę niedowierzający w jego szczęście, uśmiech, jaki nosił od jakiegoś czasu.
- I jak? - dopytał, spoglądając na Milo z wesołymi iskierkami w oczach. Wyraźnie chodzili po tematyce, w której nie miał szczególnego doświadczenia, a Dylan był co najmniej chętny by pomoc mu je zdobyć. - Jak wolisz zostać przy drobniejszych to możemy - mruknął, dla całkowitej transparentności. - Ale jak chcesz poeksperymentować to też starczy słowo - dodał, dając mu pełną wolność w pokierowaniu ich tam, gdzie czuł się komfortowo. Zdążył wyłapać, że ten nie przepadał za nawigowaniem w całkowicie nowych sytuacjach i nie zamierzał go do niczego przyciskać. Mógł co najwyżej zaoferować własne doświadczenia i otwartość co do metod okazywania uczuć. Na ten moment cieszył się z samej niespodziewanej bliskości i faktu, że Rivera jeszcze nie uciekał z krzykiem.

Milo Rivera

being intelligent doesn’t protect you from emotional damage

: czw paź 16, 2025 1:17 pm
autor: Milo Rivera
Chociaż Milo nie pamiętał szczegółów, wiedział już, że w tamtym czasie z pewnością nie było tak interesująco pod względem poznawczym jak w tym momencie. Dylan pozwolił mu na powolną eksplorację we własnym tempie, bez asysty złośliwych komentarzy czy presji, a on chętniej niż chętnie z tego skorzystał.
Tak? Może? 一 podchwycił entuzjastycznie, tylko po to by zaledwie parę sekund później, na kontakt palców Gauthiera ze swoim odsłoniętym karkiem zakląć kwieciście w ojczystym języku, wzdrygnąć się i odruchowo odchylić głowę w tył. 一 Oh no no no, déjalo...! 一 wysyczał jak kot, któremu ktoś nadepnął na ogon. 一 Mam wrażliwy kark, bardzo wrażliwy kark!
Gdyby mógł, przy próbach zniechęcenia Gauthiera do tak bezczelnego obtykania, wykręciłby sobie głowę, skończyło się jednak na trzepnięciu potylicą w ścianę i niezadowolonym, pretensjonalnym jęku. I to nie tak, że było w tym geście coś szczególnie zdrożnego, a on pretendował do miana lokalnej przyzwoitki, Milo po prostu był człowiekiem wybitnie wrażliwym fizycznie. Stąd upodobanie do konkretnych modeli obuwia, do koszulek, których po przetestowaniu i pozytywnej opinii zamawiał tuzinami oraz znoszonych, paskudnych, często dziurawych, poprzypalanych albo strzępiących się bluz lub swetrów, bo nie miał ochoty szukać nowych, które odpowiadałyby mu nieinwazyjnością szwów, odpowiednią fakturą i materiałem. Sztruks i wełna mogły dla niego nie istnieć.

O ile zostawisz w spokoju... ah, no, właśnie. Tak jest okay.
Ciekawska dłoń Dylana nie przeszkadzała mu aż tak bardzo, gdy grzecznie trzymała się boku szyi, a nawet wtedy, kiedy kciukiem badał sobie jego grdykę, nawet jeśli przypominało mu to kilka podobnych i jednocześnie diametralnie odmiennych sytuacji. Wątpił jakkolwiek, by Gauthier chował do niego jakąś długo trzymaną urazę, poza koszulką niczego mu przecież więcej nie zwinął (pomijając kilka długopisów, jedną kartę po tym, jak pokazywał swój trik z talią, paczkę frytek, rękawiczkę...).

Czemu miałbym gryźć? 一 Nie połączyłby kropek nawet wtedy, gdyby zagospodarowano mu godzinę na domysły, ale może i lepiej, że czasu było mało, bo tak przynajmniej nie zdążył się ani wyzłośliwić, ani zawczasu zestresować.
Pocałunek był... inny. Zupełnie nie taki jak te, którymi sam zasypał mężczyznę chwilę temu, niepodobny również do tych sprzed lat, do tego stopnia, że stracił rezon i wrósł w parkiet, prawie zjednoczył się ze ścianą i znieruchomiał. Język Dylana zaskoczył go swoją obecnością na tyle, że w pierwszym odruchu Milo wydał z siebie jakiś rozeźlony protest, chwycił go nawet za przód bluzy jakby chciał odepchnąć, ale tego nie zrobił. Plan uległ zmianie - póki co - w połowie, aczkolwiek mocno zaciśnięte na materiale palce sugerowały, że Rivera był gotów zmienić zdanie w każdym momencie.
Nikt nigdy nie całował go w taki sposób, pomijając nawet to, że chętnych było niewielu, typowo młodzieńczy promiskuityzm omijał go szerokim łukiem z wzajemnością, i podczas gdy rówieśnicy tracili dziewictwo na lewo i prawo, on wolał produkować swoje piękne, zgrabne kody i automatyzować każdy powtarzalny proces.
Zrozumiał również do czego odnosiła się ta ostatnia uwaga, jaką Gauthier podzielił się z nim zanim skłonił go do tej chwilowej bierności, wobec której w ostrej kontrze stała jego niechęć do ulegania czemukolwiek. Tym razem naprawdę mógł z czystym sumieniem stwierdzić, że był prawdziwie dwujęzyczny i chociaż była to zupełnie nowa kategoria odczucia, Milo nie mógłby jednoznacznie stwierdzić, że nie podobało mu się to doświadczenie. Było po prostu nietypowe, wilgotne, ciepłe i rozmiękczające każdy proces myślowy, jaki towarzyszył mu jeszcze chwilę temu.
Kiedy już wyrwał się z tego odrętwienia w jakie popadł w wyniku łagodnego szoku, było za późno na reakcję; Dylan wycofywał się i Rivera zdążył go na odchodne liznąć w język czubkiem swojego, w pełni intuicyjnie i jednocześnie niezręcznie.
Och. I dopiero teraz dotarło do niego, że potrzebował powietrza.

Hmm? A nie, nie. W porządku, po prostu to coś, hmm... 一 przerwał mu krótki, trochę histeryczny śmiech. 一 ...nowego. I...
Zaciął się, tym razem na dobre gdy Gauthier zaproponował mu dalsze eksperymenty. Wątpił, by kiedykolwiek wcześniej tak bardzo paliły go policzki, nawet wtedy, gdy jako dzieciak zbyt długo przebywał na słońcu. Uczucie gorąca obecne nie tylko w obrębie twarzy, ale również rozlewające się falą po klatce piersiowej też było względnie nowe, choć okołożołądkowe sensacje do nowinek nie należały. Znajome mrowienie ud, spięcie podbrzusza, charakterystyczne łaskotanie od środka - to wszystko kojarzył, tylko problem polegał na tym, że do podobnych anomalii dochodziło wtedy kiedy faktycznie do nich dążył, na osobności i w zaciszu zamkniętego pokoju. W tych okolicznościach były kompletnie niewskazane.

No tak. Sprawdziłem wszystko, myślę, że na razie wystarczy. I w ogóle, to sam nie wiem czy ci wierzę, bo-aha, bo może po prostu starasz się być miły, ja to sobie muszę wszystko, rozumiesz, poukładać, tak? No, dokładnie 一 zgodził się sam ze sobą, w ogóle nie czekając na odpowiedź ze strony Gauthiera. Wypieki na jego policzkach przez wzgląd na barwę skóry przybrały kolor bliższy późnojesiennej malinie niż tym, jakie w książkach kwieciście określano mianem różanych, karminowych, piwoniowych lub innych szlachetnych odpowiedników, ale tego całe szczęście nie widział, więc nie zdążył zrobić kolejnej afery. Wystarczyło, że mnogość bodźców zaczęła go przytłaczać, dlatego przykucnął i przemknął pod ramieniem Dylana usilnie starając się uniknąć kontaktu.
To skoro sobie wyjaśniliśmy, bo wyjaśniliśmy, to ja będę u siebie. W sensie, że w pokoju. W moim pokoju na przeciwko. Dokładnie.
Wolał po prostu uciec jak tchórz, nienawykły do grzebania we własnych rozterkach na widoku, zwłaszcza, że jego organizm jak na złość nie był w tym momencie po jego stronie. Z nerwowym, zduszonym „no to cześć!“ ulotnił się z sypialni Gauthiera, a zaraz za progiem miał przemożną chęć strzelenia się w pysk za tak oczywisty rejter godny piętnastolatka z zaburzeniami emocjonalnymi.



Dylan Gauthier

being intelligent doesn’t protect you from emotional damage

: czw paź 16, 2025 8:50 pm
autor: Dylan Gauthier
Z każdą reakcją wyciągniętą od Milo katalogował nowe informacje, których wcześniej nie miał skąd zdobyć. Nie pierwszy raz znajdował się w jego strefie personalnej, przez ostatni rok zdarzało im się przecież podpierać na sobie wzajemnie, kiedy grawitacja przestawała być po ich stronie, czy czasem zasypiać ramię w ramię podczas oglądania wyjątkowo nudnego filmu, jednak nigdy nie wyglądało to w ten sposób. Dopiero teraz sprawdzał na ile musi pochylić głowę by musnąć nosem jego policzek, uczył się jak ten reagował na najmniejsze gesty wykraczające poza przyjacielskie progi, jak drżała jego krtań kiedy wydawał dźwięki mając zajęte usta, oraz najwidoczniej, że potrafiłby przyprawić się o wstrząśnienie mózgu byle tylko zrzucić palce ze swojego karku. Ledwo powstrzymał się przed ponownym sięgnięciem za jego głowę by sprawdzić czy nie zrobił krzywdy, jednak wolał nie ryzykować, że tylko pogorszy sprawę i zwyczajnie przesunął dłoń w nowoodkryte, bezpieczne rejony. I sam fakt, że myślał o boku jego szyi jak o komfortowej lokalizacji dla swojej ręki, dał radę go w tym momencie zaskoczyć. W ciągu kilkunastu minut przeszedł gładko od stresu o przyszłość ich przyjaźni, dukając i gubiąc się we własnych myślach, do testowania jak ten reagował na język w ustach i palce we włosach. Wszelka niezręczność i wątpliwości nie miały szans bytu przy radości jaką się zachłysnął, kiedy Rivera otworzył przed nim nowy wachlarz możliwości. Wciąż odrobinę wątpił czy to wszystko działo się na prawdę, czy gdzieś w trakcie przenoszenia kartonów zasłabł i był to wyjątkowo przyjemny sen w oczekiwaniu na karetkę na dole schodów. Zamiast małych kroczków wyglądało to bardziej jakby wzajemnie zachęcali się do skoków w dal, jednak po takim czasie nie potrafiłby inaczej. Czuł się jakby odhaczyli już dość dużo etapów znajomości by móc pozwolić sobie na chwilę pod ścianą po wylaniu przed sobą serc.
Obserwował go uważnie, kiedy w końcu pozwolił mu wziąć oddech, poszukując wszelkich oznak dezaprobaty czy niechęci. Zamiast tego mężczyzna wydawał się przede wszystkich zagubiony, a uwagę Dylana przejęły urokliwie zaczerwienione policzki. Słuchając jak ten relacjonuje nowe doświadczenie, podniósł dłoń by pogładzić go kciukiem po nienaturalnie rozgrzanej skórze, po części dumny z faktu, że sam doprowadził go do tego stanu, a po części rozczulony nowym widokiem. Gdzieś pod tym wszystkim pojawiło się też ukłucie nowej ciekawości, cichej fascynacji zastanawiającej się jakie jeszcze reakcje byłby w stanie z niego wyciągnąć. Była to ta część świadomości, jaką uciszał przez tak długi czas, a teraz w końcu zaczynało braknąć mu argumentów by dalej trzymać ją w ryzach. Milo nie miał zielonego pojęcia w co się wpakował.
I najwidoczniej Dylan też nie.
- Ja... Co? - mruknął, całkowicie wybity z rytmu wrzuconą w środek wypowiedzi sugestią jakoby to wszystko było bardzo zawiłym kłamstwem. Rozchylił wargi w niemałym szoku, szukając na twarzy Rivery jakiegoś znaku czy może tym razem także naszło go na żarty, jednak nie był w stanie doszukać się niczego w tej krótkiej chwili między przyswojeniem jego słów, a Milo wymykającym mu się pod ręką. Odwrócił się za nim, wciąż z wrażeniem jakby ten właśnie przydzwonił mu w łeb patelnią. - No nie powiedział-... Uh... To cześć - rzucił do już pustego pokoju i zamkniętych drzwi, nie otrzymując szansy by wykłócić się względem zarzuconej przez swojego współlokatora sugestii jakoby cokolwiek było między nimi wyjaśnione. Chyba, że Milo wyjątkowo sprawnie czytał z ruchu warg. Przeczesując zmierzwione przez wszystkie wydarzenia tego dnia włosy, rozejrzał się bezradnie po swoim nowym pokoju. Pogoń za swoim narwanym obiektem westchnień uznał za zbędny wysiłek, przynajmniej w tej chwili - w końcu daleko nie zaszedł. Mógł zacząć go męczyć swoim towarzystwem kiedy sam także ułoży sobie w głowie wszystko co między nimi zaszło i co mogłoby to dla nich oznaczać. Przygryzł wnętrze dolnej wargi, nieudolnie powstrzymując się przed głupawym uśmiechem, i przysiadł na brzegu łóżka. Wnosząc tu swoje rzeczy zaczął nie jeden, a dwa nowe etapy w życiu i chociaż chęć skoczenia na główkę w jeden z nich bez wątpienia przeważała, miał jeszcze regał do złożenia.
Nie pamiętał by kiedykolwiek wcześniej uśmiechał się tak szeroko podczas kurwienia na wszystkie luźne wkręty uciekające mu między palcami w trakcie dokręcania półek.

/zt x2

Milo Rivera