constellations
: pn wrz 29, 2025 3:20 pm
Ściągnął brwi myśląc o tym, bo w zasadzie to coś w tym było, Eveline patrzyła na nich jakby rzeczywiście było coś na rzeczy, a oni przecież wtedy jeszcze się nie cierpieli, wtedy jeszcze po wyjściu z kolacji... No właśnie po tym wyjściu z kolacji wcale nie skakali sobie do gardeł, to był jakiś taki pierwszy przełomowy krok, z konstelacją Łabędzia nad głowami.
- Z żoną, nawet nie wypada samego... w końcu oni też zaprosili nas z osobami towarzyszącymi. Dobrze, że to nie wypaliło - jakby Cherry przyszła z narzeczonym gejem, a Galen z jakąś swoją... koleżanką, to mogłoby się zupełnie inaczej potoczyć. Zastanowił się nad tym widokiem Cherry w za dużym dresie, ale wciąż nie był pewny czy ona wtedy wyglądałaby źle. Może zawsze dobrze, w dresie, w worku po ziemniakach, nago, w szczególności, i w każdej sukience, którą dla niego założy.
Na jej kolejne słowa uniósł jedną brew, a potem jeden kącik jego ust podskoczył momentalnie do góry. Nie musiała mu tego dwa razy powtarzać.
- Tutaj Cherry? - zapytał, ale jednak chyba nie tutaj, za dużo lampionów, trochę niebezpiecznie. Bo jak ich zacznie trawić ten ogień pożądania, który miedzy nimi wybucha za każdym razem... to lepiej żeby też nie strawił tej willi, trochę byłoby szkoda. Chociaż, bez ryzyka nie ma zabawy?
U Wyattów nie było domku dla królików, był tylko taki dla ogrodnika gdzieś z tyłu i kiedyś naprawdę mieszkał tam ogrodnik z rodziną, jeszcze za czasów dziadka Galena, później powstał tam składzik. Za to była ta cześć spa i oranżeria i podziemny garaż jak u Batmana, w którym ojciec Galena parkował swoje samochody, Porsche też tam kiedyś stało, ale zdecydowanie nie pasowało do tamtych starych, ekskluzywnych samochodów.
- To już wiem gdzie - powiedział trochę tajemniczo, ale widać było na jego twarzy, że do tej części relaksacyjnej, żeby mogli... się zrelaksować, odpowiednio, razem.
Na kolejne słowa się zamyślił, prawie skrzywił, ale się powstrzymał. Uporządkowany porządek... może być ciężko. Bo u niego w mieszkaniu panował ten porządek, ale wszystko za sprawą Lucity. Nawet te ubrania w szafie układała jakaś dziewczyna, której Galen za to płacił, żeby odbierała mu ubrania z pralni i wieszała je kolorystycznie w jego szafie.
- Cherry… to nie masz od tego ludzi? Żeby pilnowali porządku? - zapytał, bo on miał, bo on myślał, że wszyscy ludzie na podobnych stanowiskach mają, bo jaki prezes miałby czas na segregowanie skarpetek? On nie miał. Miał czas, żeby posiedzieć, napić się whisky, ale nie na skarpety.
- Bardziej chodziło mi o ślub z Tobą, to jest rzecz? Nie użyłbym tego słowa w stosunku do kobiety, którą kocham - chociaż Galen dość przedmiotowo traktował inne kobiety, zważając na to jak je zmieniał, to jednak Cherry należał się szacunek. Jednak Cherry miała u niego zupełnie inne względy. Podniósł jej dłoń do góry i złożył na niej delikatny pocałunek, kiedy powiedziała, że też go chce, ale później znowu posłał jej ten zaczepny uśmiech.
- Na tym stole? - zapytał, ale wtedy na pewno narobili by tutaj bałaganu i jak by to przeżyła jej pedantyczna natura? Galena chaotyczna byłaby zachwycona, rozbitymi kryształowymi kieliszkami i zastawą, która pewnie kosztowała krocie. Miłość płonie, a zostają gruz i zgliszcza.
Kiedy ją prowadził do tej części spa przez ogród, to rzeczywiście myślał już tylko o tych koronkach, które kupiła dla niego.
- Jestem ciekawy, czy trafiłaś w mój gust - szepnął jej po drodze do ucha, ale prawda jest taka, że jakie by nie były, to na pewno trafiła, bo dla niego Cherry wyglądała dobrze we wszystkim, a w koronkach to już musiał być poziom Bo-gi-ni - trzy? - zapytał unosząc jedną brew. Ale ostatnio Galen miał trochę inne rzeczy na głowie, trochę więcej myślał o tej akcji z kontenerami, niż o tym, że w ich erotycznym kalendarzyku nie otworzyli trzech okienek. A jednak teraz to myślał już tylko o jednym.
- Nadrobimy to... - powiedział i pocałował ją wprowadzając do tego zaszklonego budynku, gdzie był basen, jacuzzi i w ogóle taka strefa wypoczynku, oczywiście z barkiem i wygodnymi meblami, sufit był składany, więc w słoneczny dzień można było łapać promienie słońca, ale dzisiaj przez oszklony dach i tak było widać gwieździste niebo. Galen zaprowadził Cherry do jakiegoś odtwarzacza muzyki, trochę oldskulowego, ale widać, że drogiego.
- Puść coś, a ja zrobię nam drinka, a później, to już przejdziemy do tej części z koronkami - jeszcze musnął wargami jej policzek, kiedy zostawiał ją przy odtwarzaczu, a później poszedł do imponującego barku. Nalał sobie whisky, a dla Cherry znalazł coś bezalkoholowego, z bąbelkami w lekko różowym odcieniu.
Cherry Marshall
- Z żoną, nawet nie wypada samego... w końcu oni też zaprosili nas z osobami towarzyszącymi. Dobrze, że to nie wypaliło - jakby Cherry przyszła z narzeczonym gejem, a Galen z jakąś swoją... koleżanką, to mogłoby się zupełnie inaczej potoczyć. Zastanowił się nad tym widokiem Cherry w za dużym dresie, ale wciąż nie był pewny czy ona wtedy wyglądałaby źle. Może zawsze dobrze, w dresie, w worku po ziemniakach, nago, w szczególności, i w każdej sukience, którą dla niego założy.
Na jej kolejne słowa uniósł jedną brew, a potem jeden kącik jego ust podskoczył momentalnie do góry. Nie musiała mu tego dwa razy powtarzać.
- Tutaj Cherry? - zapytał, ale jednak chyba nie tutaj, za dużo lampionów, trochę niebezpiecznie. Bo jak ich zacznie trawić ten ogień pożądania, który miedzy nimi wybucha za każdym razem... to lepiej żeby też nie strawił tej willi, trochę byłoby szkoda. Chociaż, bez ryzyka nie ma zabawy?
U Wyattów nie było domku dla królików, był tylko taki dla ogrodnika gdzieś z tyłu i kiedyś naprawdę mieszkał tam ogrodnik z rodziną, jeszcze za czasów dziadka Galena, później powstał tam składzik. Za to była ta cześć spa i oranżeria i podziemny garaż jak u Batmana, w którym ojciec Galena parkował swoje samochody, Porsche też tam kiedyś stało, ale zdecydowanie nie pasowało do tamtych starych, ekskluzywnych samochodów.
- To już wiem gdzie - powiedział trochę tajemniczo, ale widać było na jego twarzy, że do tej części relaksacyjnej, żeby mogli... się zrelaksować, odpowiednio, razem.
Na kolejne słowa się zamyślił, prawie skrzywił, ale się powstrzymał. Uporządkowany porządek... może być ciężko. Bo u niego w mieszkaniu panował ten porządek, ale wszystko za sprawą Lucity. Nawet te ubrania w szafie układała jakaś dziewczyna, której Galen za to płacił, żeby odbierała mu ubrania z pralni i wieszała je kolorystycznie w jego szafie.
- Cherry… to nie masz od tego ludzi? Żeby pilnowali porządku? - zapytał, bo on miał, bo on myślał, że wszyscy ludzie na podobnych stanowiskach mają, bo jaki prezes miałby czas na segregowanie skarpetek? On nie miał. Miał czas, żeby posiedzieć, napić się whisky, ale nie na skarpety.
- Bardziej chodziło mi o ślub z Tobą, to jest rzecz? Nie użyłbym tego słowa w stosunku do kobiety, którą kocham - chociaż Galen dość przedmiotowo traktował inne kobiety, zważając na to jak je zmieniał, to jednak Cherry należał się szacunek. Jednak Cherry miała u niego zupełnie inne względy. Podniósł jej dłoń do góry i złożył na niej delikatny pocałunek, kiedy powiedziała, że też go chce, ale później znowu posłał jej ten zaczepny uśmiech.
- Na tym stole? - zapytał, ale wtedy na pewno narobili by tutaj bałaganu i jak by to przeżyła jej pedantyczna natura? Galena chaotyczna byłaby zachwycona, rozbitymi kryształowymi kieliszkami i zastawą, która pewnie kosztowała krocie. Miłość płonie, a zostają gruz i zgliszcza.
Kiedy ją prowadził do tej części spa przez ogród, to rzeczywiście myślał już tylko o tych koronkach, które kupiła dla niego.
- Jestem ciekawy, czy trafiłaś w mój gust - szepnął jej po drodze do ucha, ale prawda jest taka, że jakie by nie były, to na pewno trafiła, bo dla niego Cherry wyglądała dobrze we wszystkim, a w koronkach to już musiał być poziom Bo-gi-ni - trzy? - zapytał unosząc jedną brew. Ale ostatnio Galen miał trochę inne rzeczy na głowie, trochę więcej myślał o tej akcji z kontenerami, niż o tym, że w ich erotycznym kalendarzyku nie otworzyli trzech okienek. A jednak teraz to myślał już tylko o jednym.
- Nadrobimy to... - powiedział i pocałował ją wprowadzając do tego zaszklonego budynku, gdzie był basen, jacuzzi i w ogóle taka strefa wypoczynku, oczywiście z barkiem i wygodnymi meblami, sufit był składany, więc w słoneczny dzień można było łapać promienie słońca, ale dzisiaj przez oszklony dach i tak było widać gwieździste niebo. Galen zaprowadził Cherry do jakiegoś odtwarzacza muzyki, trochę oldskulowego, ale widać, że drogiego.
- Puść coś, a ja zrobię nam drinka, a później, to już przejdziemy do tej części z koronkami - jeszcze musnął wargami jej policzek, kiedy zostawiał ją przy odtwarzaczu, a później poszedł do imponującego barku. Nalał sobie whisky, a dla Cherry znalazł coś bezalkoholowego, z bąbelkami w lekko różowym odcieniu.
Cherry Marshall