Kiedyś to miejsce tętniło życiem, drogie samochody podjeżdżające na podjazd, kobiety w sukniach, które zapewne nie widziały jeszcze sklepowych wystaw, prosto z wybiegu. Mężczyźni ze szklaneczkami drogiej whisky, otoczeni dymem z najlepszych cygar, na tarasie. I dzieci biegające wesoło po ogrodzie.
Teraz willa Wyattów stała cicha, z ogrodem, który odrobinę zarósł od ostatniej wizyty ogrodnika. Ale z zapalonymi przed domem latarniami. Z liśćmi zamiecionymi z podjazdu, bo Galen kazał to zrobić. Kazał posprzątać kurz, który osiadł na ciężkich kotarach w oknach, kazał ustawić w salonie świeże kwiaty, a nawet odkurzyć każdą jedną książkę w domowej biblioteczce sięgającej aż po same wysokie sklepienia. Marmurowe podłogi lśniły pod stopami, a wielkie okna nie nosiły na sobie żadnej skazy, wszystko było dopięte na ostatni guzik, idealne, nawet tek kryształowy żyrandol w holu mienił się w świetle, jakby każdy jeden koralik został starannie wyczyszczony. Zapewne tak było.
Galen zaparkował na podjeździe, a willa rozświetliła się, jakby ktoś tam rzeczywiście mieszkał.
- Nie ma służby, będziemy sami, ale mam nadzieję, że to Ci nie przeszkadza Cherry - zwrócił się do niej zanim jeszcze wysiadł. Zgasił silnik i przez chwilę patrzył na Charity, nigdy nie zaprosił tutaj żadnej kobiety, oprócz niej. Nigdy nie pokazał żadnej wnętrza domu. Domu, w którym przecież się wychował, w którym spędził może te najgorsze lata swojego życia, ale te kilka dobrych też. Z siostrą, z matką, która czasem opowiadała im o gwiazdach, z ojcem, z którym jako maluch układał domki z klocków. Wysokie wierze, takie jak te które stawiał Northex.
W końcu Wyatt wysiadł, poprawił marynarkę zapinając guziki i okrążył auto, żeby otworzyć Cherry drzwi, żeby podać jej rękę. Zmierzchało, ale jeszcze nie było widać gwiazd.
Ujął dłoń Cherry i pomógł jej wysiąść, ale później wcale jej nie puścił, tylko splótł jej palce ze swoimi i poprowadził ją w kierunku domu. Serce biło mu zdecydowanie szybciej niż powinno, i chociaż w domu nie było jego rodziny, to czuł się właśnie, jakby prowadził Charity na zapoznanie. Jakby pokazywał jej jakąś część swojego świata. Tę, którą starał się wyprzeć, ale która odbiła na nim największe piętno.
Cherry Marshall

 
				
 
									