when the badges shine
: pn lis 24, 2025 1:03 am
Znała swoją kobietę. Wiedziała, jaką katorgą było spędzanie czasu w tym sztywnym towarzystwie, które niekiedy nijak różniło się od denatów, których Miller gościła na swoim stole sekcyjnym. Odnosiła wrażenie, że nawet oni są o wiele bardziej żywotni niż ci wszyscy dostojnicy, z zaciśniętymi szczękami i martwymi spojrzeniami. W takich sytuacjach nie pozostawało nic innego, jak zachować pozory w postaci chłodnego uśmiechu i uprzejmego skinienia głową. Wszystko, byle wtopić się w tłum i rzucać się w oczy.
— Zdradzę panu tajemnicę, panie Matthews — pochyliła się konspiracyjnie w stronie sierżanta. — W żadnym wypadku nie wolno dopuszczać do głodu nikotynowego — oznajmiła z poważną miną, chociaż jej ton wskazywał na rozbawienie.
Zaylee doskonale znała negatywne skutki palenia. Wielokrotnie przeprowadzała sekcję zwłok nałogowych palaczy, które były aż czarne od okładanej sadzy i tysięcy związków chemicznych z dymu tytoniowego. Dym powodował również przewlekłe zapalenia, przez co tkanka płucna stawała się mniej elastyczna, zgrubiona i bliznowata. Nie wspominając o zniszczeniu ścian pęcherzyków, których nie dało się naprawić. Ale czy to odwiodło ją od rzucenia nałogu? Nie. Tak samo, jak nowotwory i inne choroby.
Odprowadziła narzeczoną wzrokiem w kierunku posterunkowego Fullera, po czym na powrót odwróciła się do Matthewsa. Przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu, aż w końcu skrzyżowała ręce na piersiach i przestąpiła ze zniecierpliwieniem z nogi na nogę.
— O co chodzi? — zapytała, przyglądając się uważnie mężczyźnie. — Upewnia się pan, czy detektyw Swanson dobrze wybrała? To jakaś specjalna weryfikacja, czy przypadkiem nie sprowadzam jej na złą drogę? — zapytała, bo nie rozumiała, skąd ta chęć pilnowania dawnej podopiecznej. — Oboje wiemy, jak bardzo Evina nie znosi takich uroczystości — wymownie zerknęła na narzeczoną, która męczyła się niemożebnie w rozmowie z Fullerem, do której dołączył jeszcze jakiś inny funkcjonariusz. — Niech pan już skróci tę udrękę i pozwoli nam miło spędzić czas. Ostatnie miesiące były naprawdę podłe i proszę mi uwierzyć, że detektyw Swanson nie potrzebuje wymuszonych, kurtuazyjnych konwersacji. Po co aż tak ją torturować? — uniosła wysoko brwi, próbując odczytać intencje w spojrzeniu sierżanta Matthewsa.
Co właściwie nim kierowało? Czy naprawdę chciał uciąć sobie pogawędkę z narzeczoną swojej adeptki, czy po prostu, tak jak Zaylee, lubił mieć kontrolę nad sytuacją? Jej myśli nieustannie krążyły między zniecierpliwieniem a irytującym poczuciem absurdalności całego zdarzenia.
Znów zerknęła na narzeczoną, której nienaturalna uprzejmość sprawiała widoczną trudność. Tym bardziej nie potrafiła pojąć, dlaczego sierżant Matthews uważał, że musi jej pilnować. Przez tyle lat Swanson nie zmieniła swojego podejścia, więc niby dlaczego teraz miałoby być inaczej? W tym momencie jego obecność wydawała się niepotrzebną przeszkodą w tym, co dalej powinno być już prostym, zwykłym wieczorem.
Evina J. Swanson
— Zdradzę panu tajemnicę, panie Matthews — pochyliła się konspiracyjnie w stronie sierżanta. — W żadnym wypadku nie wolno dopuszczać do głodu nikotynowego — oznajmiła z poważną miną, chociaż jej ton wskazywał na rozbawienie.
Zaylee doskonale znała negatywne skutki palenia. Wielokrotnie przeprowadzała sekcję zwłok nałogowych palaczy, które były aż czarne od okładanej sadzy i tysięcy związków chemicznych z dymu tytoniowego. Dym powodował również przewlekłe zapalenia, przez co tkanka płucna stawała się mniej elastyczna, zgrubiona i bliznowata. Nie wspominając o zniszczeniu ścian pęcherzyków, których nie dało się naprawić. Ale czy to odwiodło ją od rzucenia nałogu? Nie. Tak samo, jak nowotwory i inne choroby.
Odprowadziła narzeczoną wzrokiem w kierunku posterunkowego Fullera, po czym na powrót odwróciła się do Matthewsa. Przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu, aż w końcu skrzyżowała ręce na piersiach i przestąpiła ze zniecierpliwieniem z nogi na nogę.
— O co chodzi? — zapytała, przyglądając się uważnie mężczyźnie. — Upewnia się pan, czy detektyw Swanson dobrze wybrała? To jakaś specjalna weryfikacja, czy przypadkiem nie sprowadzam jej na złą drogę? — zapytała, bo nie rozumiała, skąd ta chęć pilnowania dawnej podopiecznej. — Oboje wiemy, jak bardzo Evina nie znosi takich uroczystości — wymownie zerknęła na narzeczoną, która męczyła się niemożebnie w rozmowie z Fullerem, do której dołączył jeszcze jakiś inny funkcjonariusz. — Niech pan już skróci tę udrękę i pozwoli nam miło spędzić czas. Ostatnie miesiące były naprawdę podłe i proszę mi uwierzyć, że detektyw Swanson nie potrzebuje wymuszonych, kurtuazyjnych konwersacji. Po co aż tak ją torturować? — uniosła wysoko brwi, próbując odczytać intencje w spojrzeniu sierżanta Matthewsa.
Co właściwie nim kierowało? Czy naprawdę chciał uciąć sobie pogawędkę z narzeczoną swojej adeptki, czy po prostu, tak jak Zaylee, lubił mieć kontrolę nad sytuacją? Jej myśli nieustannie krążyły między zniecierpliwieniem a irytującym poczuciem absurdalności całego zdarzenia.
Znów zerknęła na narzeczoną, której nienaturalna uprzejmość sprawiała widoczną trudność. Tym bardziej nie potrafiła pojąć, dlaczego sierżant Matthews uważał, że musi jej pilnować. Przez tyle lat Swanson nie zmieniła swojego podejścia, więc niby dlaczego teraz miałoby być inaczej? W tym momencie jego obecność wydawała się niepotrzebną przeszkodą w tym, co dalej powinno być już prostym, zwykłym wieczorem.
Evina J. Swanson