Strona 3 z 3

Psycho killer, qu'est-ce que c'est?

: ndz gru 07, 2025 12:07 pm
autor: Evina J. Swanson
Wiedziała jak to wszystko się skończy i obawiała się tego. Nie chciała, aby po raz kolejny Zaylee zagłębiała się w to wszystko bardziej niż powinna. Jej miejsce w końcu nie znajdowało się gdzieś w terenie, gdzie mogłaby aktywnie poszukiwać przestępcy, który odgrażał się Swanson. Tylko, że wydawało się iż trzymanie jej na dystans i tak nie miało już większego sensu.
Już od pierwszego dnia, gdy Blythe się ujawnił jakaś troska i strach były obecne zawsze w podświadomości. Tylko na początku było łatwiej nie zwracać na nie uwagi. Przynajmniej do momentu, gdy ten nie zniknął z radaru, a przed ich drzwiami nie znalazła się wypełniona żyletkami koperta. Evina mogła wiedzieć jak w tym wszystkim czuła się Miller. W końcu sama drżała o nią, gdy tylko rozwiązywały sprawę mordercy koronerów. Chociaż wtedy nie mogła mieć pewności czy jej narzeczona znajduje się na liście do likwidacji czy też nie. Tutaj jednak takich wątpliwości nie było, co czyniło wszystko jeszcze straszniejszym.
Przypuszczała, że zostanie przywitana w ten sposób. Ze względu na Zaylee w ich przypadku ciche dni praktycznie nie istniały. Bardziej można było liczyć na lekko opryskliwe komentarze, bo te idealnie pasowały do charakteru gadatliwej koronerki.
- Sloan oficjalnie nas przypisał do sprawy... Da ci wgląd do pełnej dokumentacji - powiedziała w końcu, zbliżając się do stołu sekcyjnego, aby postawić na stoliku z przygotowanymi narzędziami kubek czarnej kawy.
W normalnych okolicznościach po wykonaniu tego gestu objęłaby jeszcze od tyłu narzeczoną, pragnąc w ten sposób pokazać swoją skruchę i udobruchać Zaylee, ale z pewnością nie zamierzała jej dotykać w momencie, gdy ta miała w dłoni skalpel oraz znajdowała się w stanie podwyższonego wkurwienia.
- Nie chciałam się kłócić o Sloanie. Wiem, że dla ciebie przypisanie do sprawy jest przyzwoleniem na to, abyś angażowała się w nią bardzie niż powinnaś - wyjaśniła w końcu, wiedząc, że od tego momentu dyskusja może rozgorzeć na nowo.
Może tym razem w końcu dojdą do jakiegoś porozumienia. Chociaż nie sądziła, aby którakolwiek z nich ochłonęła na tyle żeby nabrać dużo większego dystansu i być w stanie lepiej zaakceptować poglądy tej drugiej na aktualną sprawę. Gdyby tylko mogły kłócić się wyłącznie o takie kwestie jak każda zwyczajna para...

zaylee miller

Psycho killer, qu'est-ce que c'est?

: ndz gru 07, 2025 1:21 pm
autor: zaylee miller
Byłoby o wiele łatwiej, gdyby ich sprzeczki dotyczyły wyłącznie porozrzucanych w salonie skarpetek, niepozmywanych naczyń albo innych błahostek, o które kłócą się normalne pary. Takie spory można przeczekać, wyśmiać, rozładować jednym gestem. One jednak nigdy nie były normalne. Ich związek od samego początku wymykał się wszelkim definicjom zwyczajności — przecież narodził się pośród policyjnych taśm, zapachu formaliny i spojrzeń rzucanych znad dokumentów. Wspólne śledztwo stało się ich początkiem, a jednocześnie przekleństwem, którego po dzisiejszy dzień nie potrafiły się pozbyć.
I teraz znowu kłóciły się o to samo. O granice, które od dawna były już zatarte. O to, że Zaylee — jako zwykła koronerka — powinna trzymać się z daleka od sprawy. Że nie jest śledczą, więc nie powinna ryzykować. Że to nie jej miejsce. A jednak ta sprawa nie dotyczyła wyłącznie osoby, którą kochała. Dotykała również jej samej, bo ktoś bez pytania o zgodę wciągnął ją w sam środek wydarzeń.
Mhm — mruknęła tylko, słysząc słowa narzeczonej. — Czyli dalej tkwimy w tym samym punkcie, tak? — dopytała, nie odwracając wzroku od denata.
Kątem oka dostrzegła kubek z parującą kawą. Zazwyczaj Evinie udawało się w ten sposób rozmiękczyć jej czarne serce, wyciągając ją na moment z chłodnego profesjonalizmu. Tym razem jednak Miller pozostawała niewzruszona. Zapach kawy nie koił nerwów, a cichy gest troski, jeden z tych drobnych rytuałów, które zwykle wystarcza, nie skruszył murów.
Kolejne wcale nie załagodziły sytuacji. Zaylee zacisnęła w złości szczękę, ale w końcu odwróciła głowę. Jedną ręką nasunęła gogle na czoło, aby móc spojrzeć Swanson prosto w oczy, a palce drugiej dłoni zacisnęła mocno na skalpelu.
Może dla ciebie to tylko angażowanie się bardziej, niż powinnam — powiedziała chłodno, siląc się na kompletną obojętność. — Ale dla mnie to jedyny sposób, żeby mieć jakąkolwiek kontrolę nad tym, co się dzieje — odrzuciła ostrze chirurgiczne na metalową tacę z narzędziami. Charakterystyczny brzęk rozległ się po prosektorium. — Myślisz, że to jest proste? — dodała już ostrzej, z wyraźnym napięciem w głosie. — Że nie widzę ryzyka? Widzę je aż za dobrze. Codziennie mam je na tym jebanym stole — wskazała podbródkiem w stronę nieruchomego ciała.
Zaylee oparła dłonie o krawędź stalowego stołu. Metal był lodowaty nawet przez rękawiczki. Przez chwilę wyglądało, jakby walczyła sama ze sobą, ale gdy znów podniosła wzrok na Evinę, w jej oczach widniał tylko upór.
Po prostu nie łudź się, że będę stać z boku — warknęła zacięcie. — Nie wtedy, gdy tobie grozi niebezpieczeństwo — uniosła rękę, nie dając narzeczonej dojść do słowa. — Gówno mnie obchodzi, czy to twoja robota, twoja sprawa czy twoja pierdolona obsesja. Jeśli ktoś mierzy do ciebie z broni, pcha cię pod pociąg albo zamierza cię poćwiartować, to odkąd jesteśmy razem, to jest również mój problem — dokończyła dobitnie.
Słowa jeszcze wibrowały na języku, ale w środku wszystko miała już rozedrgane. Złość była tylko wierzchem, cienką skorupą, pod którą kłębił się autentyczny strach. Ten sam, który ściskał ją w żołądku za każdym razem, gdy wyobraźnia podsuwała jej makabryczne obrazy. Nawet w tym momencie serce obijało się o żebra Miller, przypominając, jak wiele może stracić.

Evina J. Swanson

Psycho killer, qu'est-ce que c'est?

: ndz gru 07, 2025 4:24 pm
autor: Evina J. Swanson
Niby wiedziały na co się piszą w momencie, gdy wchodziły ze sobą w związek, ale w rzeczywistości chyba nie były po prostu przygotowane na te wszystkie największe komplikacje oraz to jak często będą musiały z nimi mieć do czynienia. W końcu była to druga tak ekstremalna sprawa w krótkim czasie, która sprawiała, że wprost szalały z powodu nerwów oraz strachu. O wiele prościej byłoby, gdyby ich jedynym zmartwieniem były kłótnie z powodu planów na wieczór, niewykonanych obowiązków domowych czy innych drobiazgów to świat byłby lepszym miejscem.
Praktycznie nigdy w ich związku nie istniały granice. Od samego początku wszystko przeplatało się i tworzyło wybuchową mieszankę. Wprowadzenie jasnego rozgraniczenia teraz wydawało się być niemożliwe. Mało tego jedynie wprowadzało niepotrzebne napięcie i doprowadzało do awantur, które niczego nie rozstrzygały ani nie wnosiły.
- Na to wygląda... Szczerze to Sloan nie chce żadnej z nas wypuszczać do działam poza komendą - odpowiedziała z lekkim niezadowoleniem pobrzmiewającym w głosie.
Była funkcjonariuszką wystawioną na wysokie ryzyko. Dlatego nie chciał, aby Swanson również działała w terenie. Zakładał, że mogłoby się to skończyć dla niej tragicznie, gdyby tylko podczas działań faktycznie natknęli się na Blythe'a. Ten wtedy mógłby z pełną premedytacją skupić się przede wszystkim na wyeliminowaniu znienawidzonej detektywki.
- Nie możesz mieć wiecznie nad wszystkim kontroli - przypomniała jej, przenosząc na nią spojrzenie bladoniebieskich oczu, które zdążyło się już nieco ocieplić. - Wiem, że ci się to nie podoba, ale taka jest prawda.
Obie miały ten problem. Chciały panować nad wszystkim jak tylko się dało, a za każdym razem, gdy coś wymykało im się z palców niczym przesypujący się przez nie piasek. Nienawidziły bezsilności, bezradności i poczucia, że ktoś inny ma dużo większą władzę w tym momencie.
- Myślisz, że mi było łatwo jak Foster się pałętał na wolności i nie wiedziałam czy ma wobec ciebie jakiekolwiek plany, a ty z tego kpiłaś? - odparowała, bo sama przechodziła przecież przez coś podobnego.
Trudno nawet było powiedzieć, która z nich miała gorzej. Czy Zaylee, bo musiała mierzyć się ze świadomością, że ktoś poluje na jej narzeczoną czy może Evina, która przez tygodnie tkwiła w nieświadomości i mogła jedynie snuć domysły, co do tego czy właśnie miały na ogonie seryjnego mordercę.
Skrzyżowała ramiona na piersiach i spojrzała na narzeczoną, która nie zamierzała odpuszczać w żaden sposób. Wiedziała, że obiecały być zawsze przy sobie, zawsze wspierać się i być kimś na kogo zawsze można było liczyć niezależnie od sytuacji. Chciała być z tą kobietą przez resztę życia, a w słowach przysięgi wyraźnie znajdowały się słowa o tym, że powinny być razem na dobre i na złe...
- Chcemy mieć dziecko, Zaylee... Chociaż jedna z nas powinna grać bezpiecznie dla Sama - upomniała ją, bo może narzeczona zdążyła już zapomnieć o tym jaki miały plan na przyszłość. - Nie powinnyśmy pogarszać sytuacji.
Leniwie oparła się biodrem o stojącą pod ścianą szafkę. Miała wrażenie, że w powietrzu wciąż wibruje dźwięk rzuconego na metalowy blat skalpela. Na pewno było o wiele łatwiej skupić się na nim niż na tym, co właśnie działo się w jej własnej głowie. Moze dlatego, że nie potrafiła tego w żaden sposób skatalogować.

zaylee miller

Psycho killer, qu'est-ce que c'est?

: ndz gru 07, 2025 8:27 pm
autor: zaylee miller
Nie zdziwiło jej, że Sloan — mimo deklarowanej chęci opracowania sensownego planu — najchętniej trzymałby je obie z dala od tej sprawy. Już wtedy, gdy pojawił się w ich domu, żeby zabrać do analizy kopertę z żyletkami, wyglądał na wyraźnie zaniepokojonego. Dopiero później dotarło do niego, że bez Swanson daleko nie zajdzie. Potrzebował jej doświadczenia, instynktu, bezbłędnego wyczucia szczegółów. Oficjalnie zapewne tłumaczył to faktem, że należała do grona jego najlepszych ludzi, jednym z filarów wydziału zabójstw. W przekonaniu Miller nie tyle angażował Evinę w śledztwo, ile świadomie wysyłał prosto na rzeź, licząc. W końcu Blythe polował właśnie na nią, więc łatwiej byłoby, gdyby przyjęła pierwszy cios na siebie.
Nie porównuj tych dwóch spraw — zastrzegła natychmiast, ostrzegawczo wymierzając w narzeczoną palcem. — Ja nie pchałam się z premedytacją w łapy Fostera. To się po prostu stało i żadna z nas nie miała na to wpływu. A ty? Ty świadomie chcesz robić za przynętę. Serio, Swanson? — prychnęła w złości. — Czy ty w ogóle się słyszysz, kiedy mówisz to na głos?
Zaylee pokręciła głową, bo wszystko to brzmiało dla niej kompletnie absurdalnie. Nie potrafiła pojąć, jak Evina mogła z taką łatwością mówić o wystawieniu się na celownik człowieka, który już raz pokazał, do czego jest zdolny. Nawet dziś Blythe udowodnił, że był gotów wciągać w to osoby zupełnie niezwiązane ze Swanson, więc nikt nie miał pewności, do czego dopuści się następnym razem. Miller nie rozumiała, skąd u narzeczonej ta gotowość do poświęcenia i to cholerne samobójcze poczucie obowiązku. Czy naprawdę wierzyła, że wszystko obejdzie się bez konsekwencji? Że tym razem los okaże się łaskawszy?
Wzmianka o dziecku była niczym zapalnik. Ciemne tęczówki znów skrzyżowały się z błękitnymi oczami. Wciąganie w rozmowę Sama nie było w porządku. Ta cała gra na emocjach nie była ani trochę w porządku.
Właśnie, chcemy mieć dziecko — przytaknęła Zaylee. Przynajmniej w tej kwestii były już zgodne. — My. Razem. To była nasza wspólna decyzja. Jeśli cokolwiek ci się stanie, co ja mam wtedy zrobić? Oświeć mnie, proszę. Bo ja, kurwa nie mam pojęcia. Mam bawić się w samotną matkę? Udawać, że dam sobie radę? I nie, tylko nie mów, że wszystko będzie dobrze, bo nie możesz mi tego zagwarantować — ściągnęła lateksowe rękawiczki i odrzuciła je na tacę, tuż obok narzędzi chirurgicznych.
Samuel był dla niej ważny. Stał się częścią jej świata, kimś, kogo nie chciała stracić. Ale nawet on nie mógł zastąpić Swnason. Miller wiedziała to aż nazbyt dobrze. Bez niej nie umiałaby udawać, że wszystko ma jeszcze jakiś sens.
Cały czas rozchodzi się tutaj o bezpieczeństwo — mruknęła, nerwowym ruchem zsuwając gogle na szyję. — Nasze i Sama. Bez przerwy próbuję ci to uświadomić, Evina. Dlatego nie chcę, żebyś tak ryzykowała. A skoro i tak zamierzasz to zrobić, nie możesz oczekiwać ode mnie, że będę stała z boku z założonymi rękami — wytłumaczyła tak spokojnie, jak tylko potrafiła, chociaż napięcie w rozmowie sięgało zenitu.
Trudno było mówić o cierpliwości, kiedy skronie Zaylee wciąż pulsowały od nadmiaru emocji, a myśli kłębiły się w głowie jak rozszalały rój. Wiedziała, że każde kolejne słowo może zostać odebrane jak oskarżenie, lecz nie potrafiła już się wycofać. Stawka była zbyt wysoka.


Evina J. Swanson

Psycho killer, qu'est-ce que c'est?

: ndz gru 07, 2025 10:55 pm
autor: Evina J. Swanson
Od samego początku Sloan chciał trzymać ją możliwie daleko od tego, co się działo w związku ze śledztwem. Tłumaczył to faktem, że byłą w to za bardzo zaangażowana personalnie i nie będzie w stanie zachować wymaganego dystansu. Polegał na niej wyłącznie w charakterze konsultanta. Głównie dlatego, że przecież była ta, która pracowała przy zabójstwie, za które Blythe został posadzony na przeszło dwie dekady. Poza tym jednak wolał nie angażować jej w to zbytnio.
- Świadomie, bo wiem, co mi grozi - odparowała, czując jak na nowo wzbiera w niej wściekłość. - To ma być przemyślane działanie. Konkretny plan, a nie wyjście po fajki.
Dopiero po chwili uświadomiła sobie, co właśnie powiedziała. Poczuła jak oddech sam zamiera jej w piersi, gdy tylko zdała sobie sprawę z tego jak wielką wagę mają jej słowa. Starała się jednak zachowywać jakby wcale nie miała pojęcia, że jej wypowiedź wybrzmiała tak jakby oskarżała narzeczoną, że to z jej winy Foster dorwał ją w swoje ręce. W końcu nie była winna, ale... biorąc pod uwagę, że dokonał tego, gdy wróciła się po durną paczkę papierosów sprawiał, że to wszystko nabierało jakiegoś... szczególnego wydźwięku.
W tej chwili zdecydowanie nie grała czysto. Była tego świadoma. Zwłaszcza w momencie, gdy palec narzeczonej był w nią oskarżycielsko wymierzony albo, gdy słyszała kolejne ostre tony, które pojawiały się w jej wypowiedziach czy też to jak agresywnie odrzuciła lateksowe rękawiczki na stół.
- Nie wiem, ale w najgorszym wypadku nie powinien tracić nas obu - odparła, bo dla niej przynajmniej to było jasne.
Naprawdę nie sądziła, że tak to się skończy. Przyszła tutaj w nadziei na to, że jednak pogodzą się jeszcze przed powrotem do domu, a z jakiegoś powodu było jeszcze gorzej niż wtedy w gabinecie.
- Zawsze z nami się tak kończy, co? - zapytała dużo spokojniej, ale wciąż czuła jak w środku ją dusi od nadmiaru emocji. - Zawsze obie musimy pchać się w jakieś jebane bagno, bo po prostu nie można inaczej.
To już była swoista reguła. Za każdym razem w ich życiu coś musiało się spieprzyć i nawet jeśli nie istniała taka potrzeba to druga zawsze się w to pchała. Zupełnie jakby pakowanie się w niebezpieczeństwo było najlepszą rozrywką w ich związku.

zaylee miller

Psycho killer, qu'est-ce que c'est?

: pn gru 08, 2025 11:06 am
autor: zaylee miller
Zabolało ją to bardziej, niż chciałaby przyznać.
Wyjście po fajki. Tak po prostu. Rzucone w irytacji i bez zastanowienia. A jednak to zdanie sprawiło, że Zaylee poczuła się, jakby dostała obuchem w twarz. W pierwszej chwili nic nie powiedziała. Cała reakcja została odruchowo zamknięta pod skórą, ale w środku aż zawrzała. Przez długi czas była przekonana, że sama się w to wpakowała. Że Foster nawet nie musiał jej szukać. Że wyszła mu naprzeciw. I Swanson dobrze wiedziała o jej samobiczowaniu. Noc po nocy, gdy budziła się zlana potem, powtarzała sobie, że nikt jej tam nie wepchnął. Że drzwi do piekła otworzyła sobie sama, tym jednym, durnym krokiem w stronę zapomnianej paczki. A mimo to Evina użyła tych słów, jakby to była jakaś głupia, przypadkowa anegdota, a nie moment, który wywrócił ich życie do góry nogami.
Wkurwienie gwałtownie rozlało się po ciele. Czuła je w skroniach, w barkach i w tym, jak mimowolnie zacisnęła palce w pięści. W tym nagłym impulsie, żeby coś rozwalić, abo wykrzyczeć prosto w twarz narzeczonej, że nie ma pojęcia, o czym mówi. Że pieprzy. Ale Swanson znowu w niej to uruchomiła. To pierdolone, wdrukowane poczucie winy, które wracało zawsze szybciej niż rozsądek.
Zacisnęła zęby tak mocno, że aż zabolała ją szczęka.
Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? — zapytała niby obojętnie i odwróciła się do metalowej tacy, gdzie zaczęła równo układać narzędzia chirurgiczne. Musiała czymś zająć ręce. A przede wszystkim nie chciała patrzeć na Evinę, dlatego unikała jej spojrzenia. — Jak wspomniałam, jestem zajęta, więc byłoby miło, gdybyś zaczęła się streszczać.
Miała do niej żal. I miała do tego pełne prawo. Nie chciała rozmawiać o tym, że Sam może stracić którąkolwiek z potencjalnych matek. Ani o tym, że jak zwykle wjebały się w jakieś gówno, bo najwyraźniej nie potrafiły inaczej i inaczej się nie dało.
Ona również nie przypuszczała, że wszystko potoczy się w ten sposób. Była przekonana, że zaraz zapomną o tych nieprzyjemnościach, że na spokojnie wyjaśnią sobie to, o czym dyskutowały w gabinecie Swanson i w końcu wszystko wróci do normy. Przecież tak już bywało. Tym razem jednak padło o kilka słów za dużo. Granica została przekroczona, a Zaylee straciła ochotę na jakiekolwiek zakopywanie wojennego topora.
W tej chwili próbowała wmówić sobie, że kompletnie nie dba o to, jakie decyzje podejmie narzeczona, bo i tak zawsze robiła po swojemu. W rzeczywistości wcale nie było jej to obojętne. Teraz jednak szarpały nią sprzeczne emocje, od złości po rozczarowanie i bezsilność, kończąc na dobrze znanym lęku, którego nie chciała dopuścić do głosu.
Możesz wracać do siebie. Zobaczymy się w domu. Albo i nie — rzuciła jeszcze chłodno, dając jej do zrozumienia, że zamierza wrócić sama. O ile, oczywiście, nikt nie postanowi jej uprowadzić w chwili, gdy sięgnie do samochodu po paczkę papierosów.
Kawa na niewiele się tu zdała. Miller podejrzewała, że w tym przypadku nawet seks nie zdziałałby cudów, chociaż właśnie w taki sposób zazwyczaj rozładowywały napięcie. Na razie nie miała żadnej chęci, żeby opuszczać prosektorium i rozważała opcję, czy nie spędzić nocy w biurze koronerów.

Evina J. Swanson

Psycho killer, qu'est-ce que c'est?

: pn gru 08, 2025 9:33 pm
autor: Evina J. Swanson
Zjebała. Była tego boleśnie świadoma. Może Zaylee nie dała po sobie niczego poznać, ale Evina po prostu wiedziała. To było coś, czego nie powinna nigdy powiedzieć. Znała bardzo dobrze myśli narzeczonej związane z pojmaniem przez Fostera. Wystarczająco często je wyrażała. Swanson z kolei zapewniała ją, że nie jest temu winna. Naprawdę w to wierzyła. Winiła raczej policjantów, którzy kręcili się w pobliżu czy siebie, że pozwoliła po prostu jej odejść. Nie chciała winić Zaylee, ale… Może skrycie to robiła i nie potrafiła tego przyznać? W końcu paczka fajek mogła poczekać.
Własne okrucieństwo i podłość bolały ją samą. Ten jeden raz powinna ugryźć się w język i po prostu zamilknąć. Czemu w innych momentach nie sprawiało jej to takiego problemu, ale gdy miało to prawdziwe znaczenie nie potrafiła tego zrobić.
- Przepraszam - powiedziała w końcu, czując rezygnację rozlewającą się po ciele. - Przyszłam po to, żeby ci to powiedzieć, ale to raczej nic nie zmienia.
Aktualnie była wściekła na siebie za to, że przekroczyła granicę, do której nawet nie powinna się zbliżać. Było już za późno, aby cokolwiek zdziałać. Rozmowy zakończyły się. Wolała wycofać się nim jeszcze bardziej pogorszy sytuację.
- Idę do siebie… Jakby co… To wiesz - mruknęła dosyć nieskładnie, ale chciała już czym prędzej się ewakuować.
Nie chciała się rozstawać w takiej atmosferze, ale na pewno było to dużo lepsze niż kontynuowanie tego sporu. Obie musiały ochłonąć. Może przy odrobinie szczęścia wszystko minie samoistnie... albo i nie.

zaylee miller
koniec