Strona 3 z 3

Niagara Falls

: wt lip 15, 2025 2:14 pm
autor: Navi Yun
To nie było zaskoczeniem, że mieli zupełnie inne poglądy na pewne, nawet najprostsze rzeczy. Chociaż nie znała jego przeszłości. Nie wiedziała jak został wychowany, chociaż mając swoje spostrzeżenia, mogła się w jakiś sposób domyślać. Chociaż wiadomo, że mogło to odbiegać mocno od prawdy. Niemniej jego środowisko było zupełnie różne od jej. Może gdyby urodziła się mężczyzną, jej życie wyglądałoby o wiele lepiej, jak jej braci, którzy mieli pełną wolność w wyborach i nie byli ograniczani oraz poniżani na żadnym kroku. Mogli ukończyć studia, wybrać sobie z kim chcieli spędzić życie… nawet jeśli druga osoba tego nie chciała. Mogli pracować, wyjeżdżać kiedy chcą i gdzie chcą. A ona? Przez całe życie nie wiedziała, że ma taką możliwość. I że w ogóle kiedykolwiek będzie ją mieć. Dlatego jej „odskocznie” były tak dziecinnie proste dla normalnego człowieka, gdzie dla niej były balansem na krawędzi.
Nie kłamała. Była nim zafascynowana. Na dobrą sprawę od samego początku. Odkąd tylko zaczęła z nim rozmowę. Jako człowiek, który przeprowadzał ich wiele, a także sporo obserwował na wszelkich imprezach, bo to było jej główne zajęcie, to dość szybko doszła do wniosku, że nowy szef jej męża jest zupełnie inny od reszty tego zapatrzonego w siebie środowiska. I jak się okazało dość szybko, nie myliła się. Tak początkowy pociąg fizyczny, przerodził się też w coś więcej.
Z tego też powodu teraz zamieszkiwała Kanadę.
Nie skomentowała jego odpowiedzi. Przyjęła ją po prostu do wiadomości. Skoro nie miał czegoś, co miałoby go przerażać, to mogło oznaczać, że był niebezpieczny. Czuła, jak jakaś nitka fascynacji napięła się u niej mocniej. Ponoć żaden mechanizm nie był idealny i nawet najdoskonalszy może się zaciąć. Ale podobno miał być na to przygotowany.
Oparła się wygodniej bokiem o ściankę jacuzzi, a kącik ust jej drgnął w odpowiedzi na jego słowa.
Nie miałam na myśli pańskiej statystyki, tylko ogólnej, ale… bardzo podoba mi się ta odpowiedź — przyznała. W końcu nie chodziło o to, że miałaby być kolejną na jego liście, chociaż domyślała się, że z jego podejściem oraz aparycją, miał cały wianuszek kobiet, które by za nim poleciały. Niemniej utarło się, że kobieta, która jest kimś zainteresowana, zrobi wszystko, aby to zainteresowanie podtrzymać. Dlatego robiły wszystko, aby kogoś przy sobie utrzymać. — W zasadzie jest lepsza niż się spodziewałam. — Zapewne dlatego ją tak fascynował. Bo chociaż nie prosiła o żadne potwierdzenie, że jest na pewien sposób ważna, to je dostała. Co ciekawe, było to na tyle silne, że faktycznie poczuła się połechtana. A nawet mąż przez lata małżeństwa nie mówił jej tego typu rzeczy, no ale tam była po prostu pewnikiem. Nikt nie musiał jej niczego mówić, bo była narzędziem za które zapłacono i miała po prostu wywiązywać się ze swoich obowiązków.
No chyba, że publicznie. Wtedy nie oszczędzał na słowach.
Uśmiechnęła się, kiedy miała dostać to co chciała, bo oczekiwała, że z tego również się wymiga w swój elokwentny sposób. Ale nie. Dostała nie tylko zapewnienie o szacunku, ale także fakt o nim, który był dość zaskakujący. Zaciekawiła się, a może nawet w pewien sposób podekscytowała.
Przechyliła lekko głowę, jakby właśnie usłyszała coś wartego zapamiętania.
Mogłoby to być całkiem przerażające, gdyby nie to, że potrafi pan imitować emocje lepiej, niż niejeden człowiek, który je naprawdę przeżywa. — Jak chociażby Subin czy jego świta. Chociaż z drugiej strony, Renoir był zawsze opanowany, ale skoro nie czuł, nie powinien był robić wielu gestów, które mogłyby świadczyć o czymś innym. A on robił to perfekcyjnie. — A może powinno mnie to przerażać, że tak dobrze je pan odtwarza. — Nie czuł tak jak ona. Nie bała się tego, a może powinna. — Wydaje się pan jednak rozumieć to, czego pan nie czuje. — Może przeczuwała to od początku, bo przecież było coś w jego ruchach i jego technicznym opanowaniu. Jakby każda emocja, działanie i uśmiech były doskonale skrojone pod daną okoliczność, a jego reakcje nie wypływały z wnętrza, tylko były konsekwencją algorytmu.
Dla wielu to co powiedział, byłoby ostrzeżeniem. Ale nie dla niej.
Czy to znaczy, że nigdy nie musi się pan hamować? Nie musi walczyć z tym, co może być przytłaczające? Nie rozprasza pana namiętność, ani ból, ani ten impuls, który każe mówić czy robić głupie rzeczy, których mogą potem żałować? — Bo to było przecież ludzkie. Ludzie poddawali się emocjom, które nie raz ich przytłaczały. A skoro miał ich nie czuć, to oznaczałoby, że nie działa jak maszyna, bo się tego nauczył, tylko po prostu taki był. Od zawsze. — To musi dawać… niezwykłą przewagę. Ale czy to znaczy też, że jest pan całkowicie nietykalny? — Że nikt nie byłby w stanie go zranić i dotknąć tak, aby to odczuł? Nie mógł zastraszyć? A może było coś, co chciałby, żeby ktoś jednak poruszył? Chociaż czy w takim wypadku, on w ogóle odczuwa pragnienia tego typu, czy działał jak zaprogramowana na sukces maszyna?


Giovanni Salvatore

Niagara Falls

: śr lip 16, 2025 10:36 am
autor: Giovanni Salvatore
  Zawsze wiedział, co powiedzieć.
  Wystarczyła mu krótsza, czasem dłuższa, obserwacja konkretnego środowiska, zachowań osoby i, po prostu, słuchanie jej i czytanie między wierszami, aby rozpoznać się w tym, co chciała usłyszeć. W tym, czego jej brakowało. Ludzie się zdradzali, mniej lub bardziej. Jedni się maskowali – mniej lub brdziej. Ale dla osoby wyprutej z emocji, które nierzadko zakrzywiały to spojrzenie, a także dla ludzi z taką pasją, w dodatku wieloletnią, a nawet jeszcze dłuższą, wszystko zdawało się czytelne.
  No, może nie wszystko.
  Znaczna, znaczna większość.
  Więc posłał jej tylko minimalistyczny uśmiech.
  Chociaż w jej przypadku nie było to tylko to, co chciałaby usłyszeć. Była to też prawda, bo pamiętał te rzeczy, o których mówił. I to było znaczące. Bo zwykle kobiety, z którymi bywał, sprowadzały się właśnie tylko do ciała. Relacja była płytka. A on zapominał po wszystkim jak miały na imię lub nawet w ogóle o to nie pytał. Jeśli chodziło o nią, to potrafił wskazać, co ją interesowało i co lubiła. Potrafił też wskazać, za czym właśnie nie przepadała. Znał jej imię, znał jej obawy i znał to, przez co przechodziła. I, mimo spełnionej już kiedyś cielesności, nie zapomniał o niej i nie odciął się od niej. A jednocześnie nie zostawiał jej tylko przy sobie, aby móc raz kolejny sięgnąć po jej ciało. Bo to faktycznie były już dwa miesiące, w których rozgrywała się gra intelektów a nie ciał.
  Co nie zmieniało faktu, że nie tęsknił – tylko metaforycznie – za jej nagością.
  — To raczej znak, że ktoś jest niebezpieczny. — I nie miał problemu z przyznaniem tego na głos. Zdawał sobie sprawę, że był niebezpieczny, bo miał kontrolę nad samym sobą. Ludzie ją często tracili przez emocje i w wyniku impulsów, przez nie wywołanych, podejmowali nierzadko głupie i godnie pożałowania decyzje. Logika zanikała i ustępowała emocjonalności.
  — Rozumiem, bo spędziłem lata na poznawaniu ludzi i ich psychiki. Studiowałem i pogłębiałem wiedzę z zakresu psychologii. Rozumiem, co ludzie czują. Wiem, skąd się to bierze. Ale po prostu nie odczuwam tego tak głęboko jak inni. Emocje we mnie są blade i często niezauważalne. — Tak działała jego psychika. W wyniku zaburzenia, z którym się urodził, a które być może pogłębiło się przez tragiczną śmierć rodziców, był pozbawiony możliwości odczuwania tego wszystkiego głębiej.
  Dla jednych to będzie przewaga, dla innych przekleństwo. Dla niego to było po prostu jedno i drugie. Choć to drugie, do niedawna, ledwo odczuwalne. Metkę przekleństwa dostało dopiero wtedy w Tajlandii. Kiedy miał Navi przed sobą taką kruchą i zmarnowaną. A nie poczuł znowu niczego głębokiego.
  — To znaczy — pociągnął za nią, kiedy wylała na niego swoje pytania i przemyślenia — że nie działam według impulsu. A nic we mnie nie jest głębokie. Kiedy pytasz, co lubię, to odpowiadam, że nie ma dla mnie to znaczenia. Bo ludzie bardzo często to, co lubią, wiążą z jakąś emocją. Nie zawsze. Ale na przykład lubią iść na plażę, bo dzięki słońcu czują się szczęśliwi albo mają jakieś miłe wspomnienie z tym związane. Mówią, że lubią dany utwór, bo kojarzy im się z czymś dobrym. Unikają jakiegoś miejsca, bo wspomnienie o nim budzi emocje. Strach czy złość. I tak jak powiedziałem ci już kiedy – nie ma we mnie głębi, której szukasz. To nie było naciągane, ani nie był to tekst z taniego romansu, Navi. Po prostu chodzi o to, że w wymiarze emocjonalnym jestem zwyczajnie płytki. Coś może mi się podobać, bo jest estetyczne albo jedzenie ma ciekawą teksturę. Ale jak usłyszę kolejnym razem, że tej potrawy nie ma, to nie mam problemu ze zmianą wyboru. — Powtórzył w zsadzie to, co powiedział wcześniej. Tyle że teraz zdawało się to nabierać nieco więcej sensu. — To, że emocje nie dyktują mi działań to przewaga. Całkiem spora. Nie podejmę nigdy decyzji w oparciu o to, co właśnie poczułem. Przekalkuluję wszystko spokojnie i wybiorę to, co jest logiczne i się opłaca. — Sięgnął w tym momencie po butelkę szampana, którą zostawił wcześniej na stoliku, aby uzupełić najpierw jej kieliszek, a później swój. — Ale to też pewne przekleństwo. Zdarzyło mi się zastanawiać, jak to jest czuć. Mogę sobie to wyobrazić, ale to tylko teoria. Potrafiłabyś sobie wyobrazić jak coś będzie smakować zgodnie z opisem w książce kucharskiej, ale dopóki tego nie spróbujesz, to nie będziesz wiedziała, jakie to jest. Chociaż to nie jest najlepsze porównanie. W skład jakiejś potrawy będą wchodziły składniki, których smak już znasz, więc to łatwiejsze.

Navi Yun

Niagara Falls

: śr lip 16, 2025 9:56 pm
autor: Navi Yun
On był niesamowicie fascynujący.
Nie spotkała drugiej takiej osoby, która mogłaby ją na tyle zainteresować, aby chcieć zostać na dłużej. Przez jej życie przewijali się ludzie z podobnych środowisk, tam gdzie królował patriarchat. Może to przez to wydawał się taki ciekawy? Że traktował ją po ludzku? A może jednak chodziło o coś innego. Bo od początku wiedziała, że jest inny niż każdy kogo poznała. I teraz miało się okazywać, że dobrze jej się wydawało. Nie czuł, ale przecież rozumiał. To rozróżnienie fascynowało ją najbardziej. Bo oto siedział obok niej ktoś, kto znał wszystkie kolory palety emocji, ale sam widział świat w odcieniach szarości. Kto potrafił powiedzieć, że coś powinno być czerwone, albo niebieskie, ale sam nigdy nie był w stanie ich odróżnić.
Sama czasem nie rozumiała swoich uczuć, a on wydawał się je definiować doskonale.
Fakt, że nie czuł na takim poziomie co inni, był mocno niespotykany. Mogłaby pomyśleć, że przesadza, gdyby poznała go dzisiaj. Znała go jednak już jakiś czas, więc wiedziała jak mniej więcej funkcjonuje. Jak się zachowuje. Jakie ma schematy postępowania. Czego mogła się po nim spodziewać, jakich reakcji. I wiedziała, że nie przesadza, tylko mówi poważnie. Była w stanie uwierzyć, że kompletnie nic nie czuje. Że nie odczuwa tych samych emocji co ona. To by też wiele tłumaczyło i dopełniało pewne podejrzenia, które miałaby wobec niego.
I odpowiadało na kilka pytań.
Ale co to znaczyło? Że ludzie byli dla niego tylko swego rodzaju tłem? Dekoracją, którą można się było posługiwać? Bo skoro nie odczuwał czegoś takiego jak przywiązanie ani miłość, to w ogóle potrzebował kogoś przy sobie? Odczuwał coś takiego jak samotność? Czy tylko zaspokajanie potrzeb? I jeśli to drugie, to dlaczego w zasadzie ją przy sobie trzymał tyle czasu. Czy po prosty fascynacja była na tyle silna?
Nie odpowiedziała od razu. Słuchała go, to jak jej tłumaczył skąd brało się to, że tak dobrze rozumie innych. Że tak dobrze emituje wszelkie emocje i wydaje się ludzki, chociaż miało tak nie być. I miało to sens. Studiowanie czegoś, nawet jeśli się tego nie odczuwało, mogło dać zrozumienie… ale zapewne nie w pełni. Teoria, a praktyka zawsze się różniły. I chociaż mógł rozumieć co skąd wychodzi, to nie czując, zawsze w jakiś sposób będzie odstawał. Nigdy nie będzie idealnym odwzorowaniem, ale musiała przyznać, że i tak był świetny.
Spojrzała na swój kieliszek, przez chwilę kręcąc nim powoli w dłoni, zerkając w wirujące bąbelki.
Nie czuje pan emocji jak inni, ale przecież je pan zna. Studiował je pan. Obserwuje je pan. Rozumie. To znacznie więcej niż robi większość ludzi. Pan nie działa pod wpływem impulsu, a ja z kolei często tak działam. — Uśmiechnęła się krótko, jakby w pół żartu. Była człowiekiem. Ona czuła. I chociaż mogła być najbardziej cierpliwą osobą, to nie dało się nie postępować zgodnie z tym, co się czuło. Przez to właśnie znalazła się w Kandzie. Bo dostała szansę i poczuła, że powinna to zrobić, nawet jeśli nie potrwa to długo i Subin ją znajdzie. — Wychodzi na to, że ciągnie mnie do niebezpiecznych ludzi. — Kącik ust jej drgnął, gdy sobie uświadomiła. Bo sam zaznaczył, że jest niebezpieczny. I zgadzała się z nim, że brak emocji i uczuć właśnie taki był. Nie dało się go zastraszyć, nie dało się go złamać. Bo jak zaszantażować człowieka, który się nie boi? I w zasadzie nie ma słabych stron?
Upiła ze dwa łyki szampana, którego jej wcześniej polał.
Skoro emocje pana nie napędzają — zaczęła powoli, spokojnym tonem — to co pana motywuje? — spytała, nie spuszczając z niego swojego spojrzenia ciemnych tęczówek. — Co sprawia, że się panu chce? Że coś pan robi, buduje, wchodzi w relacje. Jeśli nie czuje pan potrzeby bliskości, nie odczuwa lęku przed stratą, nie kieruje się pan pożądaniem ani pasją, to co zostaje? Bo jeśli wszystko jest tylko kalkulacją, to musi być jakiś wynik, dla którego w ogóle siada pan do równania. — Może pieniądze? A może chęć wygranej? Kontroli? Coś musiało nim kierować, więc nie był aż taki pusty w środku. A przynajmniej tak jej się wydawało. Wszystko mogło być jednak fikcją, gdy chodziło o człowieka bez prawdziwej twarzy.


Giovanni Salvatore

Niagara Falls

: czw lip 17, 2025 8:51 pm
autor: Giovanni Salvatore
  Znał już jej schematy. Uczył się ich. I chociaż mówił, że tego nie robił, to obserwował ją uważnie. To było silniejsze od niego, bo to było jak wbudowany mechanizm. Jak gdyby był zaprogramowany do tego. Od początku musiał się szybko adaptować, a żeby tak się stało, musiał rozumieć ludzi dookoła. Musiał tworzyć projekcję tego, co chcieli widzieć. A aby stworzyć wierną kopię ich wyidealizowanego wyobrażenia – musiał je najpierw zrozumieć.
Każdy jeden element tej konstrukcji.
  — Powiedziałbym, że jeśli już, to do ludzi pragmatycznych. — Nawet jeśli sam wcześniej określił siebie, jako człowieka niebezpiecznego. Ale, jeśli się głębiej nad tym zastanowić, to określenie „niebezpieczny” mogło budzić w głowie raczej kiepskie skojarzenia, bo przede wszystkim strach. W skrajnych przypadkach – fascynację, ale wtedy można już śmiało doszukiwać się jakiegoś zaburzenia – większego czy mniejszego. Określenie „niebezpieczny” też nie mówiło za wiele, natomiast odniesienie się do pragmatyzmu zdradzało już całkiem sporo – jaką postawę niosła sobą dana osoba. I jakie miała wartości.
  Niebezpieczne chciały być tylko postacie z Wattpada. I jeszcze głośno opowiadały o tym, jakim zagrożeniem mogą być. W sumie nie tylko w wattpadowej literaturze, o ile w ogóle można było przy tym z tego określenia korzystać.
  Podobało mu się to, jak reagowała. Było to, co prawda, zrozumiałe, że zadawała pytania, nawet sporo, bo przypadek, o którym słyszała był raczej nowy. I, opisany dokładniej, tym właśnie mniej zrozumiały. Trochę jak żywa legenda, bo niby o takich ludziach mówiono, choć też nieszczególnie często, to ostatecznie się ich nie spotykało.
  A jeśli już to w filmach dokumentarnych o seryjnych mordercach.
  Albo w serialach, jako główną rolę.
  — Zadajesz strasznie dużo pytań, mogę śmiało tu mówić o pewnej nierówności — odpowiedział, posyłając jej małostkowy uśmiech. — Ale to dobre pytania, choć przy tym dość proste. — Dość oczywiste, bo chodziło o chęć zrozumienia tego, co dla innych wydawało się abstrakcją. Naturalnym było przecież, aby człowiek rodził się z podstawową gamą emocji, które będą pomagały mu w życiu. Albo przeszkadzały, zależnie od sytuacji. Ale, że po prostu, będą obecne. Jeśli nie w decyzjach, to przy tworzeniu preferencji czy wspomnień. I przede wszystkim – przy relacjach.
  — Jestem praktyczny. I moje życie to po prostu cele do zrealizowania. Mniejsze lub większe, ale zawsze jest jakiś cel. Dużo ludzi potrafi powiedzieć, że go nie ma, ale to nie prawda – bo każdy ma jakiś. Problemem może być tylko zrozumienie tego, czym ma być. Czasem to trudniejsze, przy chorobach jak depresja czy zaburzeniach. I, jak już mówiłem, zostaje jeszcze fascynacja. Mniejsza lub większa, bez emocji. Fascynacja to ciekawość. I chociaż mówi się, że ciekawość jest emocją, to nie do końca. To jednak podstawowa funkcja poznawcza. — Instrumentalna ciekawość polegała na tym, że ktoś taki jak on interesował się ludźmi bądź zdarzeniami, jeśli czuli, że mogą wynieść z tego korzyść. To było podporządowane konkretnemu celowi , takiemu jak manipulacja czy kontrola. A te dwie rzeczy były do niego dość silna. — Ciekawość, chociaż u normalnych ludzi to ciekawość empatyczna, ma też drugą stronę. To już kwestia instrumentalności. — Nawet zwyczajna potrzeba stymulacji własnego umysłu, która u niego była dość głęboko rozwinięta. Jego umysł dążył do niej i szukał jej w przerwach, ale nigdy nie tracił skupienia na celu. Szybciej: wliczał to wszystko do własnego bilansu i wyprowadzał plan działania.
  Wcisnął się wygodniej w róg jacuzzi, na nowo opierając ramiona o ramy. Na moment tylko przymknął powieki, co było świadomym i celowym działaniem z jego strony. Nie tyle, co dla dramatyzmu, co dla krótkiej przerwy.
  Nie chodziło jednak o to, że go to męczyło.
Ale upraszczając odpowiedź: interesuje mnie tylko to, co może przynieść jakiś praktyczny skutek. Emocje, w większości, są we mnie stłumione. — Co nie oznaczało, że nie zdarzało mu się, gdzieś pod czaszką, czuć pewnego ucisku, który mógłby przypiąć pod pewne, ale tylko rzeczowe, rozczarowanie związane z tym zdarzeniem. Może chodziło o pewną blokadę rozwojową, która mogła budzić frustrację. Bo jednak było coś, czego nie był w stanie zrozumieć, a jego życiowym celem był właśnie: rozumieć.

Navi Yun