28 y/o, 162 cm
Asystentka Dyrektora Strategii w Avalon Global Industries
Awatar użytkownika
I don't pay attention to the world ending. It has ended for me many times, and began again in the morning.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Nie dzisiaj, Navi.
To były zaledwie trzy słowa, które jednak w dziwny, niespodziewany sposób odbiły się w jej umyśle. Nie zatrzymywała go jednak. Odprowadziła spojrzeniem, a gdy wyszedł… nie mogła zasnąć. Myślała, próbując uporządkować swoje własne myśli, a także dziwne odczucia, które się w niej pojawiały. Nie wiedziała skąd się brały i co je powodowało, ale były i musiała sobie z nimi poradzić, bo to była część jej nowego życia. To była część jej kreującego się, prawdziwego ja, tego gdzie nie musiała udawać, ani grać. Zwykle sobie jednak nie pozwalała na prawdziwość, dlatego teraz nie bardzo wiedziała jak się zachować.
Ale miała na to całe życie. A to był zaledwie ułamek.
Kolejne dni minęły jej na zwiedzaniu. Tak jak zapowiedział mężczyzna, Gio pokazywał jej Kanadę. Kawałek, po kawałku. Widoki, krajobrazy, rzeczy, które warto było zobaczyć jak było się tu pierwszy raz. I chociaż miała sporo czasu, aby zwiedzać, bo przecież nigdzie się nie wybierała, to każdego dnia widziała co innego.
I szczerze? Nie mogła być szczęśliwsza. To były tylko nowe miejsca, ale dla niej to było wszystko. Widać było, a też czuła po sobie, jak każdego dnia odzyskuje siły, jak nabiera życia. Jak rośnie w niej podekscytowanie, jak odnawia się energia, która już dawno temu wydawała się być pogrzebana. Głęboko. Navi odżywała. Powoli, stopniowo, ale odkąd pojawiła się w Kanadzie, wstawała z nowymi siłami. Budziła się już bez strachu, bez stresu. Z uśmiechem na ustach oraz chęciami do robienia rzeczy, a to było… nowe. Świeże. To było tak naturalne i spokojne, że dziwiła się jak mogła tego nie czuć do tego czasu. Jak mogła żyć w stresie, niepewności i strachu przez tyle lat.
Zaczęła też robić rzeczy. Rzeczy, które chciała robić. Malowała, dużo. Szydełkowała - koce, ubrania, cokolwiek na co miała ochotę. Doszkalała swój angielski. Chodziła na zakupy, gotowała. Nie tylko dla siebie, ale też dla niego, bo to było naturalne. Robienie posiłków dla dwóch osób. I jak wychodził, zawsze wracał do domu, gdzie czekał na niego ciepły, domowy posiłek. Jak się budził, czekało śniadanie oraz świeżo zrobiona kawa. Nie robiła tego z przymusu, dlatego że musiała, robiła to bo chciała. Bo taka była.
Dzisiaj było tak samo. Wstała dość wcześnie. Ogarnęła się w łazience dołączonej do jej pokoju i wyszła do kuchni w swojej dwuczęściowej, satynowej pidżamie złożonej z krótkich spodenek oraz koszulce na ramiączkach. Przeszła do pomieszczenia, po drodze związując czarne włosy w wysoki kok, który mimo swojej „niedbałości”, wyglądał jak idealnie zaplanowany. Zaparzyła świeżą kawę w ekspresie, który zaczął ją mielić. W międzyczasie wzięła się za przygotowanie lekkiego, podwójnego śniadania. Nawet włączyła cichą muzykę do której dość nieświadomie podrygiwała, przygotowując kolejne elementy posiłku. Nie była jednak głośno, bo nie chciała obudzić mężczyzny, który spał w głównej sypialni, zwłaszcza, że wiedziała jak późno czasami wracał.
Kiedy jednak pojawił się przy jadalnianym stole, przywitała się z nim krótkim „dzień dobry”, a potem podała kubek świeżo zrobionej kawy. Na stole nawet już czekały drobne dodatki do dania, które powoli dochodziło do siebie na tyle, aby być podane.
Niagara? — rzuciła nieco zaskoczona, podając mu talerz ze śniadaniem. Giovanni codziennie ją zaskakiwał z miejscami, które chciał jej pokazać i chociaż znała Niagarę głównie z filmów, nie spodziewała się, że pewnego dnia zobaczy ją na żywo. I chyba nawet nie wiedziała, że znajduje się ona wcale nie tak daleko Toronto, w którym teraz mieszkała. — Proszę uważać, panie Salvatore, bo jeszcze przyzwyczaję się do naszych wycieczek po Kanadzie — powiedziała, zajmując miejsce na jednym z krzeseł. Subin jej nigdzie nie zabierał, więc to było dla niej nowe i odświeżające. Było czymś do czego mogłaby się przyzwyczaić, ale… zwyczajnie nie chciała, bo nauczona doświadczeniem, brała poprawkę na to, że wszystko co piękne szybko się kończyło. I chociaż jej nowe życie zaczynało się dobrze, to nie brała go za pewnik. Jak to się mówiło - zawsze bądź przygotowaną na najgorsze.

Giovanni Salvatore
36 y/o, 189 cm
Dyrektor strategii w AG Industries
Awatar użytkownika
Living in your mind now, too late 'cause you're mine now. I will make you free when you're all part of me.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
postać
autor

Dziwna to była codzienność, do której musiał się przyzwyczajać. Był to jego własny wybór, nic odgórnie narzuconego, ale moment, w którym podjął decyzję, aby zabrać Navi nie do domu, a z dala od tego, co znała i w czym była, zmienił jego codzienny porządek. Ale przede wszystkim to istotnym był cel. Bo nie chodziło o to, że chciał jej pomóc; że był dobroduszny, a jemu zrobiło się jej szkoda w obliczu wszelkich wydarzeń i po tym, jak dobrze ją poznał. Nade wszystko wznosiła się potrzeba kontroli nad nią. Posiadania jej przy sobie. Chodziło o posiadanie. To samo, którym przecież miał gardzić, gdy wytykał je Subinowi. A jednak. Różnica jednak była taka, że tak brzydką cechę ubierał tak pięknie, że nie sposób było się zorientować, jak toksyczne to było.
Sam pewnie nie zdawał sobie sprawy, jak zatrute było jego zachowanie. Bo nie oceniał siebie. Ale swoich pobudek był w pełni świadom.
Ale jej obecność, w jego własnym domu, była pewnym nieporządkiem, który sam wprowadził. Była chaosem, była zmianą. A on – choć adaptował się szybko – nie lubił zmian. Nie, gdy nie były zaplanowane. Ta była, w istocie, ale zaczepiała o momentum, które od zawsze było jego własnym. Naruszała miejsce, w którym mógł przestać być aktorem w spektaklu życia i nie musiał wszystkiego planować i rozkładać na czynniki pierwsze. Naruszała jego mir. Ten sam, którego zwyczajnie potrzebował.
Ale jednocześnie… Obecność Navi, choć sprzeczna z normatywną codziennością, jaka istniała w jego domu, działał też na niego w pewien sposób kojąco. Nie chodziło jednak o ten spokój, które dawało poczucie kontroli – że wiedział gdzie była i z kim była. Po prostu – jej dbanie o niego, choć niewymuszone (a jednak przez niego zrzucone na karb szybciej przyzwyczajenia, a nie dobrej woli) czy sama obecność, nienaruszona dialogiem, sprawiały że w tym napięciu było też rozluźnienie.
Coś niezrozumiałego. Albo raczej: jeszcze nieuporządkowanego. Coś, co z każdym kolejnym dniem po prostu nabierało kształu.
Wychodził rano, wracał późno. Nigdy o tej samej porze. Albo pojawiał się, by znaleźć czas na spełnienie swojej obietnicy. Na pokazanie jej nowego świata, w którym on ją osadził, a ona chciała być osadzona. A może nie miała wyboru.
Wrócił, a gdy zajął miejsce przy stole – co było pewną już rutyną i porządkiem, które akceptował, a nawet były mu przez tę powtarzalność na rękę – odruchowo pochwalił kuchnię Navi. Choć mniej było w tym odruchu, a więcej świadomego działania. Świadomego kształtowania jej psychiki i zakorzeniania się w jej zaufaniu.
A potem oświadczył, jaki ma plan.
Słysząc jej reakcję, niespiesznie przeniósł na nią wzrok, odrywając go od talerza z jedzeniem.
Nie brzmi to jak coś, co miałoby rozpieszczać — odpowiedział ze spokojem, wodząc za nią spojrzeniem. Zapoznanie ją z miastem, czy szerzej – krajem, w którym teraz mieszkała wydawało się być podstawą. Choć w istocie – nie musiał robić tego samodzielnie, tylko po prostu komuś to zlecić. Ale ta dziwna fascynacja kazała mu być przy niej, gdy stawiała swoje pierwsze kroki w Toronto. Kiedy kreowała nową siebie i sama nabierała kształtu. Miał jej w końcu dać wolność – tę względną – głównie po to, aby zobaczyć, co z nią zrobi.
Co innego, gdybym miał ci zaproponować wizytę w Kalabrii czy na Sycylii. Chociaż, kto wie, nie brzmi to tak odlegle. — Jego miejsce nie było już we Włoszech, choć bywał tam od czasu do czasu, za wezwaniem. Układał wszystko w Kanadzie i nie tęsknił za rodzinnym krajem. Co jednak nie zmieniało faktu, że nie dało się wykluczyć – i nawet tego nie robił – że Italia stanowiła nieodłączną część jego historii. Tą, do której lubił wracać i nie zamierzał wymazywać. Nie z sentymentu. Raczej z przyzwyczajenia. I faktycznej potrzeby integralności.
Uważał siebie, niezmiennie od ośmiu lat, za Włocha w Kanadzie. A nie za Kanadyjczyka, pomimo posiadanych, nawet legalnie, dokumentów.
Niemniej uważam, że nie powinnaś mieszkać w Kanadzie, nie znając Niagary. Nie widząc jej chociaż raz w życiu. Znajomość tutejszej kultury i dobytku, moim zdaniem, pomoże ci w szybszej adaptacji. Chociaż oboje wiemy, że ta idzie ci całkiem dobrze. — Nie mógł powiedzieć, że bezbłędnie, nawet jeśli nie dopatrzył się rażących potknięć. Ale takich określeń się nie używało. On nie używał ich, kiedy budował cudzą psychikę.
Spojrzał na drogi zegarek na swoim lewym nadgarstu.
Kierowca będzie tu za kwadrans. Mam nadzieję, że będziesz gotowa. — Bo opóźnienia wpływały na realizację planów. Zmieniały je, nawet w drobny sposób przez opóźnienia. A zmian – znów o tym mowa – nie lubił.

Navi Yun
pies (canine.west)
metagaming. meta-kurwa-gaming. całą resztę dzielnie zniosę.
28 y/o, 162 cm
Asystentka Dyrektora Strategii w Avalon Global Industries
Awatar użytkownika
I don't pay attention to the world ending. It has ended for me many times, and began again in the morning.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Nie czuła się jak w domu. W zasadzie nigdy się tak nie czuła, nawet jak mieszkała z Subinem. Nie miała tam swojego kąta. Bardziej traktowała ich mieszkanie jako więzienie, złotą klatkę w której mogła żyć w swego rodzaju dostatku, ale za odpowiednią cenę. Może po prostu nie wiedziała jak to jest się czuć „jak w domu”, bo patrząc na dzieciństwo, to chociaż mieli rodzinny dom, to do niego także nie lubiła wracać. Zwykle robiła to tak, aby opóźnić swój czas z rodziną, bo tam także były oczekiwania, obowiązki, surowe zasady. Niby miała swój pokój, ale nie miała prywatności i swobody. Można więc powiedzieć, że nie umiała się czuć gdzieś tak, że tu należała. Że tu było jej miejsce, gdzie mogła być w pełni sobą, gdzie mogła być bezpieczna.
Kanada jednak była miejscem, gdzie czuła się na pewno lepiej. Fakt, że była tysiące kilometrów z dala od własnego domu oraz męża, gdzie zostawiła wszystko i wszystkim był dziwnie… uspokajający. Już się godziła z faktem, że była tu sama. Oswajała się także z myślą, że nie miała takich samych obowiązków co niegdyś, że jej smycz została zerwana. I z każdym dniem ta świadomość wydawała się być coraz bardziej wyraźna, prawdziwa.
I chociaż obok był Renoir, to jego obecność nie była… przytłaczająca. Początkowo wydawało jej się, że będzie się czuć niezręcznie, ale dość szybko się przekonała, że nie było tak źle. Że w miarę sprawnie adaptowała się do nowego miejsca i otoczenia. I do niego. Chociaż nie był w domu często, bo znikał w ciągu dnia, to mimo obowiązków pojawiał się, aby zabrać ją jak nie na kolejną wycieczkę, to na kolację, a nie jak na to, to… ona sama szykowała coś w domu, aby miał co jeść jak wróci. Bo to był zwykły, ludzki odruch. Z troski, a nie przyzwyczajenia czy poczucia obowiązku.
Może dla pana — powiedziała, podnosząc na niego spojrzenie. Subin nawet by się nie pokusił o to, aby ją gdzieś zabrać, nawet jeśli byliby pierwszy raz w jakimś mieście, nie mówiąc o kraju. I chociaż dla niego pewne rzeczy, gesty i zachowania były normalne czy na porządku dziennym, dla niej… było to coś nowego. Chociażby to, że chwalił jej kuchnię. Że otwierał jej drzwi do samochodu, gdy gdzieś jechali. Że pokazywał jej miejsca czy restauracje. Że respektował jej czas, a także ją jako osobę. To było coś, czego nie miała wcześniej.
To było normalne dla każdego. Ale nie dla kogoś takiego jak ona.
Kącik ust jej jednak delikatnie drgnął na stwierdzenie, że może kiedyś faktycznie przyjdzie jej zwiedzić Kalabrię czy Sycylię, ale nie brała tych słów za pewnik. Nauczyła się, że pewnych rzeczy nie powinna oczekiwać, od nikogo, bo lepiej jest być przygotowanym na najgorsze, niż oczekiwać najlepszego. Musiała przed sobą przyznać, że była to przyjemna wizja.
Wyprawa na Sycylię czy Kalabrię brzmi dla mnie nierealnie… ale ja dalej przyzwyczajam się do faktu, że mieszkam w Kanadzie, a nie Korei. — I wciąż miała naleciałości kultury koreańskiej. Chociaż Kanada była bardziej zachodnia, swobodna i mniej rygorystyczna, to Navi całe życie spędziła wśród zasad, których nie dało się ot tak zapomnieć. Miała w sobie całe oprogramowanie kulturalnej, eleganckiej, idealnie ułożonej żony, więc zapewne sporo czasu minie, zanim jej zachowanie oraz podejście do niektórych rzeczy zmieni.
Ale część nie zmieni się nigdy. Bo to tworzy ją, jako osobę.
Staram się — odpowiedziała szczerze. Nie chciała bardzo odstawać, ale czasami się nie dało. Jej styl ubierania się był mocno koreański, sposób malowania się, dbania o siebie. Gesty, naleciałości. I chociaż mówiła po angielsku, to akcent także miała. I chociaż jeszcze poznawała Kanadę oraz jej kulturę, to musiała przyznać, że poznając kolejne miejsca z listy „koniecznie do obejrzenia”, zbliżało ją bardziej do samego kraju.
Będę na czas. — Odsunęła od siebie talerz ze zjedzonym, skromnym śniadaniem i wstała od stołu, aby częściowo posprzątać. Nie miała wiele czasu, ale miała tą zdolność, że wiedziała jak szybko się przygotować do wyjścia. Dlatego też dość prędko się ogarnęła, ubrała w typowy elegancki, ale przy tym dość luźny sposób i pojawiła przy drzwiach w pełnego gotowości do wyjścia.
Opuściła apartament razem z Wynterem i skierowała się do auta, które po nich podjechało. I nawet w drodze wyglądała przez okno, obserwując miasta, krajobrazy, ludzi. I chociaż podróż trwała lekko ponad godzinę, to nie odczuwała żadnego zmęczenia. Zamiast tego była w niej rosnąca, wewnętrzna ekscytacja, kiedy zauważyła ogromny wodospad, który było widać już z oddali.
Oh wow… już stąd robi wrażenie — przyznała, wyglądając przez okno samochodu. Ludzi było od groma i jeszcze więcej. Wszyscy ustawieni przy miejscach widokowych, a inni oczekujący na rejs, który zabierze ich w pobliże ogromnego wodospadu. — Podpłyniemy? — zapytała, przenosząc wzrok na Renoir. Może nie oczekiwała po nim, że założy ten śmieszny, kolorowy płaszczyk przeciwdeszczowy z kapturem, ale zapytać musiała.

Giovanni Salvatore
36 y/o, 189 cm
Dyrektor strategii w AG Industries
Awatar użytkownika
Living in your mind now, too late 'cause you're mine now. I will make you free when you're all part of me.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
postać
autor

Navi była fascynująca. Bo była dorosłym człowiekiem, a jak dziecko – można było nauczyć ją świata. Od nowa, całości. Nie powinno rzucać zachwytu to, że taka sytuacja wynikała z głębokiego i rozwlekającego się nadużycia, ale on był wyprany z empatii. I wewnętrznie nie musiał jej odgrywać przed samym sobą. Na głos, oczywiście, by o tym nie powiedział – nie wypadało. Ale co się działo w jego umyśle, było skrzętnie zapieczętowane i ukryte pod maską. Ale było to fascynujące – i być może dlatego poświęcał jej znacznie więcej czasu, niż zazwyczaj komukolwiek. Ciągnęło go do niej w pewien sposób. Nie ten prosty, choć fizycznie także. Ale ten wyższy – intelektualny. Chętny do zgłębienia jej i obserwowania, jakiego kształtu nabierze sama.
Dlatego jeszcze nie planuję żadnej takiej wycieczki. — Rzucił to tak luźno, jakby w ogóle wcześniej myślał o wspólnym wyjeździe. Jakby coś takiego miało być normalnym elementem codzienności, a przecież nie było. Ich relacja, choć na pozór skomplikowana, była jednak raczej prosta. Nie był to żaden związek, a jednak było to głębsze. Jeśli szukać jakiekolwiek relacji to na tym etapie chyba: ofiara – wybawca. Choć słowo wybawca brzmiało zbyt górnolotnie jak na jego.
Ale musiał przyznać, że radziła sobie znakomicie. Tak jak wcześniej ustalił – nie używał aż tak mocnych epitetów do opisywania tego, nie tak ciężkich jak wspaniałość, ale chwalił ją. Dla motywacji i pewnie też dla odbudowy jej samej. Może też dlatego, żeby głęboko zakorzenić w niej poczucie, że tutaj to jest dobre miejsce dla niej, dzięki czemu nie musiałby zbytnio się gimnastykować, by ją tu zatrzymać.
A chciał. Dla poczucia kontroli i własności. I może dla czegoś znacznie głębszego, ale przecież emocjonalnej głębi to na próżno w nim szukać.
Przez większość podróży do miejsca docelowego milczał. Przeglądał też telefon, czytając maile związane z pracą. W końcu jego umysł w sporym stopniu był nią zajęty, a on sam o tym głośno mówił. Mówił też o tym, jak większość godzin w dobie poświęca właśnie pełnionej funkcji. Bo wszystko musiało być idealne. A aby było idealne, wszystko musiał sprawdzić. Nie mówiąc już o tym, że tak naprawdę robił na dwa etaty, tylko o tym drugim głośno nie mówił.
Oderwał jednak spojrzenie od ekranu smartfona, kiedy usłyszał głos Navi. Zachwyt, który wyraziła, najprawdopodobniej na widok wodospadu, który mieli zobaczyć. Przeniósł wzrok na krajobraz za szybą, aby uświadomić sobie, że się zbytnio nie mylił.
Podpłyniemy — odpowiedział krótko. Nie miał problemu z zakładaniem czegoś, co nie było modne, ale było konieczne. Kaski na budowie nie były wyjściowe, a były wymagane. A kiedy doglądał remontu posiadłości rodzinnej w Kalabrii, to musiał go zakładać. Nawet gdyby nie musiał – wolał. Ze zdrowego rozsądku. I tak teraz, foliowe ubranie ochronne, które zakładano na czas wycieczki było czymś normalnym. W tym przypadku nie przejmował się tym jak wyglądał. Zresztą od początku jego zadaniem było blendować się z tłumem, a gdyby uparł się, że już prędzej zmoczy garnitur niż założy na siebie jakiś plastik, to pewnikiem zwróciłby na siebie większą uwagę.
Wysiadł z auta, a kierowca odjechał, aby zaparkować gdzieś dalej i na nich zaczekać. A on przeszedł z Navi do jednego z budynków, by tam pokazać potwierdzenie na telefonie. I zamiast czekać z całym tłumem, pani zaprosiła ich do luksusowej loży, informując że skipper zaraz podpłynie i ich zabierze. Bo przecież takie atrakcje jak ta musiały oferować pakiety dla VIPów. Kameralne i personalizowane. A to było znacznie lepsze udogodnienie niż faktyczne ciśnięcie się z resztą ludzi na promie. W ten sposób Navi miała cały ten… experience dla siebie.
Jeśli będziesz chciała — zaczął, siadając na skórzanej sofie — to oferują też przeloty śmigłowcem. Uznałem jednak, że będziesz wolała podpłynąć i zobaczyć to z tej perspektywy. I może trochę się zmoczyć. Choć nie ukrywam, że z góry widok też jest inny. Ale na tę okazję mamy kolację w Skylon Tower. I zabookowany pokój w Towerze. — Pomyślał o wszystkim. Być może teraz stosował pradawną technikę jednego z bliźniaków, który mieszkał w najwyższym apartamencie najwyższego wieżowca, z widokiem takim, że każda mu ulegała… Hotel-wieża z widokiem na Niagarę brzmiał obiecująco.
Tak jakby tego potrzebował.

Navi Yun
pies (canine.west)
metagaming. meta-kurwa-gaming. całą resztę dzielnie zniosę.
28 y/o, 162 cm
Asystentka Dyrektora Strategii w Avalon Global Industries
Awatar użytkownika
I don't pay attention to the world ending. It has ended for me many times, and began again in the morning.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Nie oczekiwała od niego żadnych wycieczek. Ani po Kanadzie, a już na pewno nie poza jej granice. Sam fakt, że znajdowała się tutaj, z dala od Korei i swojego dotychczasowego życia, bo zwyczajnie ją zabrał z tamtego środowiska było dla niej wystarczające. Nie musiał tego robić. Nie wiedziała w sumie dlaczego to zrobił i chociaż powiedział, to ten powód wydawał się być… niespotykany. W końcu nikt nikomu nie zapewniał nowego życia tylko dlatego, że się kimś fascynuje i chce przeprowadzić swego rodzaju eksperyment socjalny. Nikt nie oferował mieszkania, nowych dokumentów i osobowości. I może dla niego to było nic takiego, dla niej w dalszym ciągu było to niespodziewane. Niemniej była wdzięczna i nie pytała. Pytania mogłyby jej tylko zaszkodzić, a ona zwykle nie działała na swoją niekorzyść, tylko adaptowała się do sytuacji, próbując wyciągnąć z niej jak najwięcej korzyści.
A Renoir dawał jej więcej i więcej. Każdego dnia, chociaż nigdy nie prosiła. Jak to działało?
Nie powinno jej to interesować. Zawsze starała się dbać o swoje dobro i nie pytała skąd się brały pewne kwestie. Jak mąż robił coś dla niej, to po prostu to akceptowała, nawet jeśli niezbyt często się to działo. Dopóki działano w jej interesie, to co jej po powodach? A jednak, była zwyczajnie ciekawa i w pewien sposób też zafascynowana jego sposobem działania. Miała wrażenie, że każdego dnia widzi w nim więcej, chociaż nie pokazywał zbyt wiele. Widziała rzeczy, które wcześniej jej umykały. I chociaż nie spędzali ze sobą dużo czasu ze wzgląd na jego wychodne, to kiedy już była obok, wydawała się widzieć więcej niż wcześniej.
A może jej się wydawało. A może chciała to widzieć… chociaż „chcieć” to duże słowo.
Kąciki ust jej drgnęły w zadowolonym grymasie, kiedy potwierdził, że podpłyną bliżej, aby zobaczyć Niagarę. Wydawała się to być normalna atrakcja, ale dla kogoś takiego jak ona, wiecznie zamkniętego w czterech ścianach, taka wycieczka była pozytywnym przeżyciem, które na pewno zapamięta. Doceniała takie gesty, nawet jeśli dla niego nie było to nic wielkiego. To ona miała wyjść zadowolona. To ją zabierał na prom. Robił to dla niej.
I jakiekolwiek powody za tym nie stały, nawet jej to nie obchodziło.
Wysiadła z auta i wraz z nim przeszła dalej, do budynku, gdzie przeszli dalej, ale zupełnie innym wejściem niż reszta tłumu. Ludzi było od groma, ale oni z nimi nie czekali. Na dobrą sprawę, byli tu tylko oni. I chociaż powinna się już przyzwyczaić, że od jakiegoś czasu nie doświadczała rzeczy jak normalni ludzie, to w dalszym ciągu było to swego rodzaju… coś nowego.
Podpłynięcie jest lepszym doświadczeniem. Przynajmniej tak mi się wydaje. Bardziej namacalnym. — Bo będzie blisko, bo poczuje wodę z Niagary skapującą na jej ciało. I chociaż lot nad wodospadem brzmiał bardzo egzotycznie, to w tym momencie płynięcie wydawało się bardziej atrakcyjne. — Może innym razem spróbujemy przelotu. — Bo nic przecież nie stało na przeszkodzie, nie? Jedynie jego wolny czas, bo ona, dopóki była bez pracy, miała całe dni dla siebie oraz swoich aktywności.
Nie spodziewałam się, że spędzimy tu noc. — Nie to, żeby miała z tym problem, po prostu zawsze pracował, dużo, wychodził, a wracał, jak ona już spała. Plus nie byli tak daleko od apartamentu, bo zaledwie ponad godzinę drogi od Toronto. Nie mówiąc o tym, że nie miała nic na przebranie, jak chodziło o spanie czy kosmetyki. Zawsze mogła spać nago, znaczy co? — Ma pan dzisiaj wolne? — Czy on kiedykolwiek miał wolne? Pewnie nawet jeśli nie był nigdzie osobiście, to wszystko działało swoim tempem, z jego nadzorem. Ale wychodziło na to, że nie będzie musiał nigdzie jeździć, skoro zaplanował nie tylko kolację, ale też nocowanie w apartamencie z widokiem na Niagarę.

Giovanni Salvatore
36 y/o, 189 cm
Dyrektor strategii w AG Industries
Awatar użytkownika
Living in your mind now, too late 'cause you're mine now. I will make you free when you're all part of me.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
postać
autor

Od urodzenia jego życie było na poziomie. Gdy był dzieckiem – nie brakowało w jego domu pieniędzy. Ani u rodziców, ani później u wujostwa. Ale czy znaczyło to, że był rozpuszczony? Niby nie jemu to oceniać, sam przecież nie mógłby postawić sobie obiektywnej opinii, ale gdyby jednak spytać jego o zdanie, to odpowiedziałby, że nie. Znał pieniądz, obracał nim bardzo często w ogromnych sumach i nie odmawiał sobie tego, co było wysokiej klasy. Ale nigdy się z tym nie obnosił i nigdy nie nabrał tego snobistycznego usposobienia, jakie nierzadko przywierało do osób, którym się w życiu powiodło. Ale to, że on wciąż trzymał fason, mogło być też przecież pokłosiem faktu, że nigdy tak naprawdę nie był sobą, a zawsze tym, co inni chcieliby zobaczyć. Albo co budziłoby w nich respekt. Zakładał maskę taką, jaka była mu potrzebna w danym momencie. I nigdy się w tych kłamstwach nie gubił.
Więc może, gdyby jeszcze raz się nad tym pytaniem zastanowić, to ciężko jednak stwierdzić czy był rozpuszczony czy nie, bo nigdy nie był sobą.
Nie wyobrażał sobie jednak, mając wybór, stać w tłumie ściśniętych ja sardynki ludzi. Chciał dla siebie tego, co najlepsze. Ale jednocześnie uważał, że takie przegęszczenie wpłynęłoby na odbiór tego doświadczenia u Navi, a tego po prostu nie chciał.
Lecąc jesteś w stanie obejrzeć wszystko szerzej. I z nieludzkiej perspektywy. — Bo ludzie nie latali. Mogli pływać, nawet jeśli nie statkiem, ale nie unosili się. Zresztą czy to nie z dronów są najlepsze ujęcia wszelkich lagun czy plaż? A kiedy przyjeżdża się na miejsce to okazuje się, że – cóż – jest ładnie, ale to nieco mniejszy poziom.
Samej sugestii następnego razu jednak nie skomentował, bo nieszczególnie widział w planach kolejną wycieczkę na Niagarę. Nie byłaby przecież konieczna, skoro po dzisiejszym dniu można by było odhaczyć tę wycieczkę, jako zrobioną. Miną też niczego nie zdradził, bo to było naturalne. Ale nie podjął dyskusji, co mogło być sygnałem samym w sobie, że tego wariantu nie rozpatrywał. Ale wszystko mogło się zmienić, zależnie u tego jak głęboko Navi zasiedli się w jego zlodowaciałym sercu. A Włosi, cóż, potrafili być naprawdę oddani. I pełni gorącej miłości.
O ile byli zdolni do odczuwania tak głębokich emocji.
Podniósł spojrzenie znad telefonu na nią. Już normalnym elementem ich towarzystwa było to, że Renoir cały czas operował w smartfonie, non stop pracując. Ale kiedy do niego mówiła i kiedy on jej odpowiadał, poświęcał jej pełnię uwagi.
Nie mam — odpowiedział najpierw na jej pytanie. On nigdy nie miał wolnego. Nawet kiedy był po drugiej stronie świata, kiedy spotykał ją, to wciąż był w interesach. Ale nie było tak, że ich nigdy nie zawiesił. Jak chociażby na czas „podróży” do Tajlandii. — Ale nie muszę też być cały czas w biurze. — To akurat wiedziała. Jeszcze nie poznała jego rytmu w Kanadzie aż tak dobrze, ale Renoir dość płynnie przechodził między pracą w biurze, a wyjazdami. I w domu też przecież pracował, tylko w nienormowanych ustawą godzinach. — Pomyślałem — zaczął, chwytając się jej wcześniejszego stwierdzenia, nie chcąc pozostawiać go bez sprostowania — że w ramach wdzięczności za to, jak dbasz o to, abym nie chodził głodny, ja pozwolę innym o ciebie zadbać. Sam niczego ci raczej nie ugotuję, to mogłoby się skończyć fatalnie. Ale kolację i śniadanie mogę ci zapewnić. W hotelu mają też SPA, zabookowałem ci także rytuał ze złotem. — Oświadczył to, jakby była to najzwyklejsza i najnormalniejsza rzecz w świecie. Jak gdyby sponsorowanie takich prezentów komuś, kto z jednej strony po prostu dla niego pracował, a z drugiej – był bliżej niedookreśloną, ale na pewno nie oficjalnie bliską, było rzeczą całkowicie normalną. Pomógł jej na pewno już dostatecznie, aby dni czy tygodnie domowych posiłków, teoretycznie nie mogłyby się do tego umywać.
Ale on widział to inaczej.
Nie miał większych planów na ten wieczór. A gdy bookował hotel, to nie z myślą o tym jak spędzi noc. Popsułby sobie niespodziankę. Bo w niektórych przypadkach wolał pozostawiać rzeczy poza własną kontrolą i rozrywką. Chociaż ta zasada sprowadzała się raczej tylko do niej. Wcześniej nawet seks planował i do niego doprowadzał, jeśli miał taką potrzebę.
Navi traktował zgoła inaczej/ I może też przez to sam był tą relacją tak zafrapowany.
Odłożył na moment telefon na podłokietnik siedzenia, nie wypuszczając go jednak z dłoni. Spojrzenie jego błękitnych oczu na dobre osiadło na sylwetce Navi. Nie po to, by ją czytać. I nie po to, by ją analizować. Po prostu, aby patrzeć. Aby w subtelny sposób skarmić własny wzrok.
Nie trwało to jednak długo, bo pojawił się, ubrany w całkiem schludny mundur, skiper i zaprosił ich na pokład niedużej, ale też nie przesadnie małej, łodzi. Wręczono im ochronne ubrania, w kolorze czarnym, a pani która ich przyjmowała, nawet pomogła im je założyć. A potem pożyczyła miłej wycieczki i ulotniła się.
Sardynki z łodzi nieopodal z pewnością na nich spojrzały. I niechybnie pomyśleli o nich to, co się myśli o ludziach w tego typu sytuacjach. Że się bogolom w dupach poprzewracało.
A nikomu się nigdzie nie przewróciło.
Jak ci się podoba? — spytał, kiedy skiper podpłynął odpowiednio blisko, jednocześnie pitoląc coś po angielsku o samej Niagarze. Szum wodospadu skutecznie utrudniał usłyszenie, o co mu chodzi.

Navi Yun
pies (canine.west)
metagaming. meta-kurwa-gaming. całą resztę dzielnie zniosę.
28 y/o, 162 cm
Asystentka Dyrektora Strategii w Avalon Global Industries
Awatar użytkownika
I don't pay attention to the world ending. It has ended for me many times, and began again in the morning.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Prawda — odpowiedziała tylko krótko. Musiała się z nim zgodzić, ale jeśli miała wybrać przelot czy przepłynięcie tuż przy wodospadzie, wybrałaby w dalszym ciągu statek. To było dla niej lepsze doświadczenie, ale może tylko dla niej. A może po prostu potrzebowała czegoś namacalnego, takiego bliskiego spotkania z samą Niagarą.
I nawet jeśli on nie będzie chciał już tu wracać, nic przecież nie stało jej na przeszkodzie, aby nie zrobiła tego sama, prawda? Nie była już od nikogo uzależniona. Nie musiała na nim polegać. Nie musiała wszędzie jeździć z nim. Sam fakt, że jej pokazywał rzeczy i jej towarzyszył był oczywiście bardzo miły, ale odkąd opuściła Koreę, miała uchodzić za wolnego człowieka. Mogła robić rzeczy. Mogła je robić samodzielnie i nie pytać nikogo o zdanie. I chociaż musiała się jeszcze do tego przełamać, bo gdzieś z tyłu głowy dalej miała, że nie powinna tego robić, to… z drugiej strony wiedziała, że mogła.
Przytaknęła głową na jego wyjaśnienie, że nie musiał być w biurze.
Rozumiem — odpowiedziała spokojnie, naturalnie, wracając do oglądając spojrzeniem pomieszczenia w którym się znajdowali. Do zdjęć wodospadu, do zdjęć sław, które korzystały z usług firmy, do pamiątek wystawionych na widok publiczny. I nie przeszkadzał jej fakt, że Renoir wciąż siedział na telefonie, bo też.. była do tego przyzwyczajona. Subin przecież całe życie siedział na telefonie, a jak nie na telefonie, to i tak nie zwracał na nią większej uwagi. Przynajmniej dopóki nie chciał spełnić swoich własnych zachcianek. Wtedy stawała się wyjątkowo ciekawa i atrakcyjna. Niemniej w przypadku Włocha, wiedziała, że przecież nic ich głębszego nie łączy, więc też nie powinna oczekiwać od niego nic więcej, niż to co jej dawał. A i tak uważała, że to więcej niż dostawała od kogokolwiek.
Zwłaszcza, kiedy powiedział jej, że ma dla niej umówione zabiegi w SPA.
Brew jej drgnęła i odwróciła się do niego raz jeszcze, aby na niego spojrzeć z lekkim zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Nie spodziewała się, że poza wycieczką, zadba też o dodatkowe atrakcje. Specjalnie dla niej.
Dziękuję, ale nie trzeba było — zaczęła, unosząc delikatnie kąciki ust w łagodnym uśmiechu. — To zwykły objaw troski. Dużo pan pracuje, a ja i tak siedzę w domu. Chociaż tak mogę się odwdzięczyć za wszystko co pan dla mnie robi — powiedziała. Może też to nie była taka prawdziwa oznaka wdzięczności, bo to nie tak, że odczuwała potrzebę wynagrodzenia mu czegokolwiek. To była tylko troska. Widziała ile pracował, a wolała, aby zjadł coś domowego, w pełni zbilansowanego i świeżego, niż zamówiony catering, którym często się posiłkował w Korei. — A jeśli będzie pan chciał, jak raz to ja pana mogę czegoś nauczyć — dodała. Skoro on nie umiał gotować, to mogli kiedyś coś ugotować razem, nie? Chociaż domyślała się, że było to marzenie ściętej głowy, bo patrząc na jego plan dnia, harmonogram oraz całą resztę, to domyślała się, że do tego raczej nie dojdzie. Ale nic nie szkodziło, aby nie rzucić propozycji w eter.
Zapewne jak będzie mieć też więcej czasu, postara się nauczyć przyrządzać prawdziwą włoską kuchnię. Nie tylko dla niego, ale też dla samej siebie oraz własnych urozmaiceń.
Oglądała galerię, gdy w końcu pojawił się pracownik z ich wycieczki, który zaprosił ich na pokład. Przeszła wraz z nim na pokład i ubrała się w płaszczyk, który miał ją chociaż częściowo ochronić przed opadającą wodą. I gdy tylko byli gotowi, ruszyli przed siebie, a Navi skierowała się do barierki, aby znajdować się jak najbliżej wodospadu przed którym przepływali. I chociaż jednym uchem słuchała tego co pilot opowiadał o Niagarze, to skupiała się przede wszystkim na wielkości wodospadu. Zachwyt na jej twarzy był wręcz zauważalny i odbijał się w jej ciemnych oczach. I nawet fakt, że krople coraz mocniej opadały na jej włosy i twarz, kompletnie jej nie przeszkadzał.
Jest niesamowity — odpowiedziała dość głośno, aby Renoir mógł usłyszeć jej głos przebijający się przez szum wody. Przeszła dalej, aż na sam początek łodzi, gdzie woda jej nie oszczędzała, bo chociaż nie byli aż tak blisko, to jednak krople wiedzione przez wiatr osadzały się na całym ciele.
I chociaż starała się słuchać to co opowiadał skiper, to szum faktycznie dużą część zagłuszał. Niemniej to czego się dowiedziała, to już jej. Wycieczka co prawda nie była długa, ale same przeżycia związane z płynięciem oraz jednoczesnym zmoknięciem, zostaną z nią już na zawsze. Nie mówiąc o tym, że kompletnie nie miała nic przeciwko temu, aby faktycznie zmoknąć. Dobrze, że umalowała się kosmetykami wodoodpornymi, jak jej powiedziano gdzie jadą.
Kiedy wrócili do portu, podano im oczywiście ręczniki, a nawet były przygotowane suszarki, jakby chcieli się wysuszyć, bo chcąc nie chcąc, było mokro.
Dziękuję, to było… fantastyczne doświadczenie. Nic dziwnego, że jest uznawana za cud natury — powiedziała, po doprowadzeniu się do względnego porządku. Włosy co prawda miała jeszcze lekko wilgotne, ale patrząc na pogodę, szybko doschną one naturalnie. — Chociaż uważam, że powinna zostać uznana za ósmy cud świata. — Bo patrząc na jej rozmiar oraz samo zjawisko, to aż dziwne, że jej nie uznano.

Giovanni Salvatore
36 y/o, 189 cm
Dyrektor strategii w AG Industries
Awatar użytkownika
Living in your mind now, too late 'cause you're mine now. I will make you free when you're all part of me.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
postać
autor

Cóż, nie przytaknę, ani nie zaprzeczę temu pomysłowi. — Powiedział to w sposób uprzejmy, ale jednocześnie taki, który nie sugerował, że po prostu chce ją taktownie zbyć. Zresztą Renoir, jeśli czegoś nie chciał to po prostu o tym mówił. Jeśli coś mu nie pasowało to po prostu o tym mówił. A jeśli było odwrotnie – czyli jeśli czegoś chciał – to o tym także mówił. Zdarzało się, że nie wprost, ale całym sobą. Albo w sposób taki, który nie pozostawiał ani cienia wątpliwości.
Sama wizja nauki gotowania w danym momencie ani go nie ziębiła, ani nie grzała. Na dobrą sprawę nie mógł teraz stanowczo określić, czy to, że nie gotuje, wynikało z braku umiejętności czy po prostu z braku czasu. Chociaż odpowiedź nasuwała się na myśl sama z siebie. Jeśli ktoś w dobie znajdował blisko osiemnaście godzin na pracę, czasem i więcej, to raczej nie był w stanie przeznaczyć już niczego więcej na coś tak, w tym momencie, trywialnego jak gotowanie.
Kuchnia Navi skradła mu serce, to fakt. W ogóle można było powiedzieć, że azjatyckie smaki – dosłownie i w przenośni – przypadły mu do gustu. Ale, jak rodowity Włoch, pewnie największą słabość miał do swojej kuchni regionalnej. Stąd też posiadał skrupulatnie przebraną i przetestowaną listę knajp w Toronto, które mogły mu spełnić te smaki.
Ale to był odległy temat. Zresztą – w kwestii jedzenia to mieli wszystko zapewnione na dzień dzisiejszy i kawałek jutra, a szkoda by było, żeby zgłodniał za bardzo na grubo przed kolacją. Chociaż był raczej wysoki, co samo w sobie narzucało nieprzeciętny metabolizm.
Płynnie przeszli jednak z oczekiwania do faktycznego punktu wycieczki, gdzie odziani w foliowe ubranka, na pokładzie niewielkiego kutra, przemierzali spienioną wodę przy wodospadzie. W tym całym przedsięwzięciu więcej uwagi poświęcał samej Navi, obserwując jak ona reaguje na bodźce i na widoki – on, po pierwsze, już je widział, a po drugie, u niego ciężko było o naturalny i autentyczny zachwyt.
Co innego u niej. Emocje znajdujące układ na jej twarzy i ciele były dla niego bardzo wyraźne, a przy tym – fascynujące. Być może to było dziwne dla kogoś, kot spojrzałby na to z boku, że jej reakcje tak go fascynują, ale w przypadku kogoś, kto sam tego nie odczuwał, na pewno nie tak głęboko, to było nawet coś, czego można było pozazdrościć. Również – nie tak głęboko, bo zazdrość też była uczuciem, ale była tym wyczuwalnym, podskórnym mrowieniem.
Wodził więc wzrokiem za nią, gdy przemieszczała się po pokładzie, milczeniem jednak kwitując jej odpowiedź na zadane wcześniej pytanie. Milczeniem i niewielkim, oszczędnym, ale cieplejszym uśmiechem, który wpuścił na twarz.
Sama wycieczka nie trwała szczególnie długo. Ale robiła wrażenie.
Jest wiele takich miejsc, które na to zasługują. Nigdy nie zrozumiem kryteriów — odpowiedział, oddając ręcznik kobiecie z obsługi. — Niby nie nam oceniać, ale znów – schodzimy na ten sam temat, co kiedyś. Że to, co jest uważane przez wielu za dzieło sztuki, nie dla wszystkich musi nim być. I odwrotnie. — Skinął głową kobiecie, która pożegnała ich i życzyła udanego dnia. — Zawsze możemy stworzyć własną listę cudów. Ba, samodzielnie przypisać im nawet miejsca w tym rankingu. — Niczym Ryan i Hayley, chociaż oni tak naprawdę oceniali Airbnb. Tak czy siak – koncept nawet niegłupi, choć warto było mieć na uwadze, że zobowiązywał do czegoś. Konkretniej – do większej liczby podróży. I gdyby naprawdę znajdował czas i sytuacja by na to pozwalała, to by to robił. Inna sprawa, że sytuacja w firmie zależała w sporej mierze od niego. A on, jak chciał, to panował nad wszystkim.
Kierowca w samochodzie, który ich przywiózł, po wcześniejszym sygnale od Renoir, przybył do punktu, gdzie ich wysadził. Otworzył też drzwi Navi, a Włoch w tym czasie sam zajął miejsce.
Do hotelu nie było daleko. Było go nawet widać z oddali. Ale panujący upał nie zachęcał do spaceru, a oni mieli napięty grafik.
Wysiedli i odebrali rezerwacje, a następnie odprowadzono ich do dwupokojowego apartamentu na górnym piętrze. Lokal miał spory salon, jeszcze większy taras z widokiem na Niagarę i jacuzzi. A to pewnie była tylko kropla udogodnień.
Jeśli się nie mylę, to niedługo masz rytuał. — I to nie przywołania demona. Szereg zabiegów. Z kosmetycznym złotem. Kąpiel, masaż, maskę. Sporo czasu na relaks. Odwrócił spojrzenie w stronę przeszklonych drzwi na taras. Stąd widać było też wieżę widokową przy wodospadzie i „spodek” na jej szczycie. Ten, który był tyle samo częścią widokową, co restauracyjną. — Czeka cię jeszcze trochę niespodzianek, więc zrelaksuj się. — I wyglądaj jak bóstwo. Chociaż to pozostało między wierszami. Niepisana zasada, której oczekiwał od niej. A którą dobrze wypełniała.

Navi Yun
pies (canine.west)
metagaming. meta-kurwa-gaming. całą resztę dzielnie zniosę.
28 y/o, 162 cm
Asystentka Dyrektora Strategii w Avalon Global Industries
Awatar użytkownika
I don't pay attention to the world ending. It has ended for me many times, and began again in the morning.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Nie spodziewała się, że jej propozycja jakkolwiek zostanie wzięta na poważnie, bo co jak co, to ona była od gotowania i od większości wolnego czasu. Poza tym, nie wyobrażała sobie go w kuchni. Przy garach. Krojąc cebulę czy robiąc jakiekolwiek ciasto, nawet takie na makaron. Widziała i wiedziała jak zapracowanym był człowiekiem. Wiedziała też kim jest oraz jaki jest. Niemniej propozycja była zwyczajna, ludzka i dość naturalna, ale wiedziała jak zostanie potraktowana - zostanie zwyczajnie zbyta. Ale przynajmniej musiała przyznać, że było to taktowne. Taki Subin od razu na przykład by ją wyśmiał i kazał nie żartować, bo to nie on tu jest od gotowania. Przecież to była czynność, która mu ujmowała, a on nie będzie się zniżał do poziomu kucharki.
Ale spróbowała. I fakt, że będzie też probować z kuchnią włoską, nawet sama, będzie próbą dla niej. Może częściowo dyktowaną jego osobą oraz preferencjami, ale chociaż spróbuje czegoś nowego. Znowu dzięki niemu.
Musiała przyznać, że zwiedzanie Niagary było niesamowite. Samo to przeżycie, płynięcie niedaleko opadu wody, bycie zmoczonym, widoki, dźwięki… wszystko tworzyło przeżycie samo w sobie, jedyne w swoim rodzaju. I chociaż nie widziała wiele, bo przecież przez większość swojego życia nie wychodziła poza Seul, to musiała przyznać, że wodospad był jednym z tych atrakcji, które na pewno na długo zapamięta.
Przez to też była tak skupiona na tym co się działo dookoła, że nawet nie zauważyła, że Renoir w tym wszystkim przede wszystkim obserwuje ją. Jakby nie było, nie była nikim fascynującym, zwłaszcza w tak normalnym zachowaniu. Jakby spojrzał na łódź kawałek dalej, zauważyłby całą masę zachwyconych osób, których emocje malowały się na twarzy, a także ciele. Ale może to nie chodziło też o samą ekscytację, ale też o osobę.
Ale co ona wiedziała.
Zaskoczyła się jednak jego słowami, kiedy zaproponował jej czynność o którą by go nie podejrzewała, bo jakby miała się nad tym głębiej zastanowić, to było to angażujące zajęcie. Wymagało czasu, swego rodzaju poświęcenia. To było coś, co robiły osoby, które były ze sobą bliżej, a przynajmniej tak jej się wydawało, a Renoir był dla niej w dalszym ciągu dość zagadkowy. Dawał różne, często sprzeczne ze sobą sygnały, przez co nie do końca wiedziała czego się spodziewać i czego oczekiwać.
Chce pan stworzyć ze mną własną listę cudów? — upewniła się, bo w jego ustach, w tym momencie wydawało się być to dość nietypowe. Zwłaszcza, że to już bardziej osobiste doświadczenia i przemyślenia, które w pewnym sensie by ich łączyły. — Propozycja nie do odrzucenia, ale wymagałoby to od pana sporo wolnego czasu. — A kto wie ile pociągnie ich znajomość? Może miesiąc, zanim nie poprosi jej, aby się wyprowadziła. Może dwa, zanim nie znajdzie czegoś własnego, aby nie zabierała mu już prywatnej przestrzeni. Bo chociaż wiele jej dał i zaoferował, to nie spodziewała się, że ich układ będzie stały. Dlatego też nie brała tej propozycji w pełni na poważnie. — Niemniej, jeśli jest pan chętny, to na ten moment, patrząc na to, że wiele nie widziałam i Niagara zapada w pamięć, aktualnie jest na pierwszym miejscu — stwierdziła z lekkim uśmiechem. Żyli aktualnie jako współlokatorzy, a ona starała się nie wchodzić z butami w jego życie bardziej, niż to było konieczne. Nie pytała, nie węszyła, nie proponowała wyjść, bo wiedziała, że miał swój rytm życia oraz swoją pracę. Zwykle starała się zajmować sobą, być samodzielną, dorosłą osobą, która umie wyjść na miasto i robić rzeczy, ale jak proponował jej wycieczki, to nigdy nie odmawiała. I przez to też zaczynała się zastanawiać jak określić tą relację, ale… chyba nie było dobrej definicji.
Przeszła z nim do auta, które już na nich czekało, aby przewieźć do zarezerwowanego wcześniej hotelu. Już z zewnątrz robił wrażenie, a w środku wystrój był również zachęcający. Gdy odprowadzono ich do apartamentu, weszła do środka i pierwsze co zobaczyła, to oczywiście piękny widok rozciągający się przez wielkie okna. Podeszła do drzwi do tarasu, które otworzyła i wyszła na zewnątrz, aby spojrzeć na Niagarę z góry. Z bliska robiła wrażenie, ale z tej perspektywy, z oddali, miała wrażenie, że wodospad był jeszcze piękniejszy.
To już? — zapytała, odwracając głowę w kierunku mężczyzny, gdy informował ją o zamówionym rytuale. Kącik ust jej drgnął wyżej w odpowiedzi, kiedy powiedział, że czeka ją jeszcze trochę niespodzianek. Chcąc nie chcąc czuła się rozpieszczana. Wcześniej nikt nie dbał o to, aby zarezerwować jej masaż czy chociaż kolację, nawet jej mąż na to nie patrzył, a teraz, ten mężczyzna z którym nawet nie wiedziała co ją łączyło, dawał jej wszystko, czego nie miała do tej pory. — Poleciłabym panu to samo, ale wszyscy wiemy, że pan się raczej nie relaksuje. — Nawet nie wiedziała czy potrafił tak po prostu odpoczywać. Bardziej był jak pies pracujący, który ciągle coś robił i chociaż wydawałoby się, że nic nie robił, wciąż był w pracy.
Gdy nadeszła jej godzina, opuściła apartament, aby przejść się na niższe piętro, do SPA, gdzie przywitano ją z uśmiechem. Podano nawet bieliznę na przebranie, a także szlafrok. I przez długi czas o nią dbano - jak nie poprzez masaże, to przez maseczki, kremy, head spa i całą resztę. Musiała przyznać, że dawno nie czuła się tak rozpieszczona i zrelaksowana. W końcu jednak zabiegi dobiegły końca. Zadbana, rozanielona, nawet z umytą głową, bo przecież miała olejowanie i masaż skóry głowy, wróciła do apartamentu.
Mam nadzieję, że pana czas minął równie przyjemnie co mi — powiedziała po tym, jak odnalazła go spojrzeniem. — Muszę przyznać, że dawno nikt nie zrobił mi tak dobrze. — Głównie rękoma. I oczywiście chodziło o te wszystkie masaże relaksacyjne, nie tylko pleców, ale nawet twarzy.

Giovanni Salvatore
36 y/o, 189 cm
Dyrektor strategii w AG Industries
Awatar użytkownika
Living in your mind now, too late 'cause you're mine now. I will make you free when you're all part of me.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
postać
autor

Listę cudów, ich własną, pozostawił jako temat niezamknięty. Nie była to tylko luźna myśl i propozycja bez pokrycia – on takich nie stawiał. Skomentował tylko, żartobliwym tonem, że tak samo jak i od niego wymagałoby to sporo czasu, tak i od niej wymagałoby sporo dni urlopowych. I zgody przełożonego. Którym był on. Całe to przedsięwzięcie nie brzmiało aż tak abstrakcyjnie – Renoir podróżował, nawet często. Potwierdzeniem była jego, przedłużająca się nieco, wizyta w Korei. Odwiedziny w Kalabrii były raczej czymś, co było obowiązkową częścią jego kwartału. A i do innych państw zdarzało mu się wyjeżdżać w interesach. Tylko rzadziej w tych faktycznie związanych z firmą, którą reprezentował na co dzień.
Solidne, pierwsze miejsce. — I jedyne, jak na razie, jeśli mówić o ich wspólnej liście. On widział znacznie więcej, tyle wiedzieli. Ale dlatego może był tak atrakcyjny dla niej – bo miał wiele, widział wiele i nie krył się z tym, że chciał jej to dać. Zaczynając od kuszącej wizji wolności i nowego życia. I to wszystko za bezcen. A przynajmniej tak to wyglądało na pozór, bo w istocie Salvatore niczego od niej nie oczekiwał. Ani też tego, że będzie mu grzała łóżko każdego dnia. Posiłków też, dbania o gospodarstwo także. Zamiast tego przywłaszczał ją sobie. Zwiększał swoją kontrolę nad nią i nad tym, gdzie i z kim była. To była jakaś pogmatwana chęć posiadania, której wcześniej nie czuł. Nie zauważał w tym żadnych większych emocji, bo przecież nie mógł ich mieć. Nie aż tak głębokich. A jednak – może diagnozowanie samego siebie nie było dobrym pomysłem?
Może żył tak bardzo przekonany tym, że zna samego siebie i wszystko ma jak w zegarku, że drobne odchylenia od normy zaczynały być… no właśnie, jego normą.
Gdy Navi oddaliła się na swój kilkugodzinny zabieg w SPA, Renoir spokojnie zasiadł na fotelu w salonie i zajął się pracą. I teraz już swobodniej tą, o której Navi nie mogła wiedzieć. Było lepiej, aby nie wiedziała. Jej pojawienie się w jego domu nieco skomplikowało – nie lubił tego, ale to była cena, na którą sam się zgodził – nie mógł już tak swobodnie rozmawiać, chociaż z drugiej strony – większość ciężkich dialogów prowadził w języku ojczystym, ale też nie wszystkie.
Ale z ostrożności starał się tego nie robić już wcale. Nie ufał nikomu, podobną zasadę stosował wobec Navi. Bo, jak to niedawno powiedział pewien mądry człowiek, im mniej wiedziała, tym lepiej spała. Poza tym – gdyby się o wszystkim dowiedziała, choćby przypadkiem i choćby mogła to zaakceptować – stałaby się problemem, który raczej musiałby usunąć.
A byłoby szkoda.
Podniósł spojrzenie na drzwi, gdy zamek cyfrowy zabzyczał, a potem otworzył rygiel po zeskanowaniu karty.
Przesunął spojrzeniem po kobiecie, nie taksując jej wzrokiem, a w swój sposób skanując ją. I to, czy jej się podobało. Aby wiedział o tym, zanim jeszcze zapyta. To była przewaga, którą często wykorzystywał w rozmowie z ludźmi – to trochę tak, jakby czytał w myślach. Choć może bez przesady. Ale to była przewaga, której deklarował się nie używać wobec niej. A jednak – ciężko jest wyplenić pewne zachowania. I z drugiej strony brał na nią poprawkę, bo miał teorię, że Navi mogłaby być zbyt grzeczna na powiedzenie mu czegoś, co teoretycznie mogłoby być uznane za nieuprzejme. Bo przecież nieuprzejmością mogłoby być powiedzenie, że zabieg był beznadziejny, kiedy dostało się go w prezencie. Nieważne, że dla niego żadna prawda nie była bolesna czy nietaktowna.
Całkiem przyjemnie. Na pracy — odpowiedział, posyłając jej niewielki uśmiech. Drugiego jednak jej zdania początkowo nie skomentował, zdając sobie jednak sprawę, że wybrzmiewało dość dwuznacznie i chyba w niej samej, w jej twarzy, szukając tego, co byłoby potwierdzeniem.
Może je znalazł, może nie. Ale odezwał się:
Dawno? — powtórzył, przechylając nieznacznie głowę w zabawny, może nawet figlarny sposób. — A jak zdefiniujesz dawno, Navi? — spytał, z lekkim, ale filuternym uśmiechem, który przywdział na swoją twarz. Jeśli „dawno” tyczyło się okresu większego niż ten miesiąc czy dwa, to chyba powinien potraktować to jako przytyk. Albo pewnego rodzaju bat ukręcony na niego, aby się postarał bardziej. Przy robieniu dobrze. Rękoma. Mowa oczywiście o masażu, bo przecież sam jej jeden zaserwował.

Navi Yun
pies (canine.west)
metagaming. meta-kurwa-gaming. całą resztę dzielnie zniosę.
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Po Kanadzie”