my crash, your calling
: ndz lip 20, 2025 3:56 pm
Nie zamierzała się z nim poszarpać, a i przy okazji chciała uniknąć rozmowy – czy na pewno uważa to za dobry pomysł i czy sama jest przekonana. Wydawało się to być czymś, może nie tyle co – normalnym – ale co nie powinno sprawiać problemu. Nie zapraszała go do fizycznej bliskości i faktycznie do łóżka w tym drugim znaczeniu. Ale bóg jeden wiedział, co jeszcze przed nimi, a wolałaby, aby dał swojemu ciału wypocząć.
To nie tak, że teraz próbowała go zwabić do swojego łóżka, żeby potem go wykorzystać. Była raczej ostatnią osobą do tego.
A poza tym – już wszyscy widzą, jak ona by sobie poradziła z wyrośniętym Koreańczykiem, który żołnierzy zdmuchiwał ledwie kichnięciem.
Ale skoro się dostosował, to może i lepiej.
Nie, żeby już uczyła się go rozstawiać po kątach. I nie, żeby on się do tego stosował. Jak choćby w kwestii wybierania filmu, miejsca do spania i teraz jedzenia. Oczywiście, jeśli ktoś go zapyta o zdanie, to pewnie powie, że on po prostu dostosował się do sugestii, bo była logiczna, albo „nie robiło mu to problemu, bo miał to gdzieś”
Wylosowała coś, co faktycznie miało być dokumentem – nie miała tego za wiele.
— O, to narodowy specjał NK? — sarknęła. Przejęła jednak podaną jej rację żywnościową. Smak, powiedzmy, już znała. Chociaż chyba w amerykańskich standardach, a nie rosyjskich. Nie mogło się to chyba jednak za bardzo różnić? Chociaż – nie zdziwiłaby się, gdyby wszystko tutaj smakowało jak gorzała. I nie zdziwiłaby się, gdyby suchary okazały się nie być sucharami, tylko też namoczone w spirytusie.
Gardło wciąż ją bolało, możliwe że wskutek wychłodzenia rozwijała się w niej infekcja. Ale zmusić się zmusiła do przegryzienia tego, co jej dał. Zerknęła tylko krótko na niego, gdy się układał, zostawiając miedzy nimi miejsce dla Jezusa. Zupełnie jak ona na początku ich znajomości. Tylko, że u niej ten Jezus to chyba miał srogą nadwagę.
Ale po tej jeździe, jaką mu zrobiła, było nawet zrozumiałe, dlaczego tak się zachowywał. I wolał zostawić rezerwę w przestrzeni, niż znowu się mierzyć z tym, co parę godzin wcześniej. Choć to, co miało miejsce parę godzin wcześniej było mocno uzasadnione. Ale tylko dla niej.
Jemu, wyprutemu z głębszej empatii, raczej ciężko byłoby to faktycznie zrozumieć-zrozumieć.
Sięgnęła po koc z ziemi, gdy uporała się już z przepyszną kolacją. A potem rozłożyła go na swoim towarzyszu. Tak, aby jej przypadkiem nie zmarzł. Choć mogła się spodziewać, że pewnie i spać w temperaturach ujemnych potrafił. Ale to był ten z jej ludzkich odruchów. Zwykłej troski.
Tej, której tak bardzo nie lubił.
— O biednym, smutnym cywilu, który miał takie smutne życie w swoim kraju, że zdecydował się uciec na drugi koniec świata. Tak po prostu. Aż tak mu smutno było. — To, że była sarkastyczna, to jedno. Ale to nie było, a przynajmniej – nie miało być, nieprzyjemnie uszczypliwe czy bezpośrednio prowokacyjne. Jeśli już, to niewinną zaczepką. Taką, która do niczego – a już na pewno nie do żądania wyjaśnień – nie prowadziła.
Zerknęła na niego kontrolnie. Miała wrażenie, że nie do końca skupia się na filmie. I, choć być może się myliła, miała wrażenie z czym to się wiąże. W zasadzie też z tym, co mówił na lotniskowcu, kiedy to ona miała próbować spać spokojnie, bo on zapewnił ją, że będzie czuwał.
Wyplątała się z kołdry na chwilę, by odłożyć laptopa na stolik przed łóżkiem, a potem usadowiła się z powrotem po turecku w okolicach głowy. Ułożyła sobie na nogach swoją poduszkę i spojrzała w jego kierunku znowu. Już teraz oficjalnie. A raczej tak, aby widział.
— Chodź, zawrzemy układ. Ty mi dasz pierwszą wartę, w zamian zrobię ci coś miłego. — I nie chodziło o nic zboczonego, Damon. Przykro mi. Ciekawe, czy ktokolwiek w twoim życiu, poza Senną i mamą, robił ci coś miłego. Poza dawaniem ci dupy faktycznie. — Kładź się. — Na poduszce. Nie na niej. I chyba raczej uznała, że deal został przyjęty, tak czy siak.
Damon Tae
To nie tak, że teraz próbowała go zwabić do swojego łóżka, żeby potem go wykorzystać. Była raczej ostatnią osobą do tego.
A poza tym – już wszyscy widzą, jak ona by sobie poradziła z wyrośniętym Koreańczykiem, który żołnierzy zdmuchiwał ledwie kichnięciem.
Ale skoro się dostosował, to może i lepiej.
Nie, żeby już uczyła się go rozstawiać po kątach. I nie, żeby on się do tego stosował. Jak choćby w kwestii wybierania filmu, miejsca do spania i teraz jedzenia. Oczywiście, jeśli ktoś go zapyta o zdanie, to pewnie powie, że on po prostu dostosował się do sugestii, bo była logiczna, albo „nie robiło mu to problemu, bo miał to gdzieś”
Wylosowała coś, co faktycznie miało być dokumentem – nie miała tego za wiele.
— O, to narodowy specjał NK? — sarknęła. Przejęła jednak podaną jej rację żywnościową. Smak, powiedzmy, już znała. Chociaż chyba w amerykańskich standardach, a nie rosyjskich. Nie mogło się to chyba jednak za bardzo różnić? Chociaż – nie zdziwiłaby się, gdyby wszystko tutaj smakowało jak gorzała. I nie zdziwiłaby się, gdyby suchary okazały się nie być sucharami, tylko też namoczone w spirytusie.
Gardło wciąż ją bolało, możliwe że wskutek wychłodzenia rozwijała się w niej infekcja. Ale zmusić się zmusiła do przegryzienia tego, co jej dał. Zerknęła tylko krótko na niego, gdy się układał, zostawiając miedzy nimi miejsce dla Jezusa. Zupełnie jak ona na początku ich znajomości. Tylko, że u niej ten Jezus to chyba miał srogą nadwagę.
Ale po tej jeździe, jaką mu zrobiła, było nawet zrozumiałe, dlaczego tak się zachowywał. I wolał zostawić rezerwę w przestrzeni, niż znowu się mierzyć z tym, co parę godzin wcześniej. Choć to, co miało miejsce parę godzin wcześniej było mocno uzasadnione. Ale tylko dla niej.
Jemu, wyprutemu z głębszej empatii, raczej ciężko byłoby to faktycznie zrozumieć-zrozumieć.
Sięgnęła po koc z ziemi, gdy uporała się już z przepyszną kolacją. A potem rozłożyła go na swoim towarzyszu. Tak, aby jej przypadkiem nie zmarzł. Choć mogła się spodziewać, że pewnie i spać w temperaturach ujemnych potrafił. Ale to był ten z jej ludzkich odruchów. Zwykłej troski.
Tej, której tak bardzo nie lubił.
— O biednym, smutnym cywilu, który miał takie smutne życie w swoim kraju, że zdecydował się uciec na drugi koniec świata. Tak po prostu. Aż tak mu smutno było. — To, że była sarkastyczna, to jedno. Ale to nie było, a przynajmniej – nie miało być, nieprzyjemnie uszczypliwe czy bezpośrednio prowokacyjne. Jeśli już, to niewinną zaczepką. Taką, która do niczego – a już na pewno nie do żądania wyjaśnień – nie prowadziła.
Zerknęła na niego kontrolnie. Miała wrażenie, że nie do końca skupia się na filmie. I, choć być może się myliła, miała wrażenie z czym to się wiąże. W zasadzie też z tym, co mówił na lotniskowcu, kiedy to ona miała próbować spać spokojnie, bo on zapewnił ją, że będzie czuwał.
Wyplątała się z kołdry na chwilę, by odłożyć laptopa na stolik przed łóżkiem, a potem usadowiła się z powrotem po turecku w okolicach głowy. Ułożyła sobie na nogach swoją poduszkę i spojrzała w jego kierunku znowu. Już teraz oficjalnie. A raczej tak, aby widział.
— Chodź, zawrzemy układ. Ty mi dasz pierwszą wartę, w zamian zrobię ci coś miłego. — I nie chodziło o nic zboczonego, Damon. Przykro mi. Ciekawe, czy ktokolwiek w twoim życiu, poza Senną i mamą, robił ci coś miłego. Poza dawaniem ci dupy faktycznie. — Kładź się. — Na poduszce. Nie na niej. I chyba raczej uznała, że deal został przyjęty, tak czy siak.
Damon Tae