Türkiye'ye hoş geldiniz!
: śr sie 06, 2025 10:41 pm
Szczerze go rozbawiła, więc nie krył tego nawet.
- Spokojnie, zapamiętamy – odparł. Mogła sobie z tego korzystać, ile tylko chciała. Palnął tak sobie na poczekaniu, ale jeśli pasowało do czegokolwiek, to droga wolna.
Rozmowa o tym, co było dobrze widziane, a co nie, do łatwych nie należała. On sam czuł się często niezrozumiany, bo nie chciał nikogo urazić. Traktował sprawy religijne i obyczajowe dość poważnie, po prostu je szanując. Tyle mógł zrobić.
- Wiesz… - zaczął. – Zawsze jest tak, że jedna osoba będzie się czepiać, a druga nie będzie widzieć niczego złego. Nie można zadowolić każdego. I prawdę mówiąc ja nie zamierzam się tym przejmować. Ważne, że nie robię nikomu nic złego – powiedział poważnie.
- Jesteś tutaj, to jest najważniejsze. Bardzo się z tego cieszę i naprawdę nie myśl o tym, że ktoś byłby tym zniesmaczony. Mamy dwudziesty pierwszy wiek, poza tym, czy to coś złego, że chciałem tu być z kimś bliskim? – była mu nawet bliższa niż sądziła. I wkrótce się o tym dowie.
- Jasne, używaj kuchni kiedy zechcesz. Możecie coś zrobić wspólnie, czuj się tu swobodnie – zachęcał, myśląc, że to całkiem dobry pomysł. Jeśli tylko chciała i miała takie życzenie, Eden mogła robić, co ją cieszyło i nie będzie jej niczego zabraniać.
- Myślę, że Ezgi by się ucieszyła – to był całkiem fajny pomysł. Przy okazji poznałaby to, co lubiła kobieta i jak ona widziała życie w tym kraju. – I będę spokojny o was. Kobieta kobietę też zrozumie inaczej, niż facet. Zajrzyjcie na Kapalı Çarşı – Wielki Bazar. Tam można znaleźć wszystko – można się tam było także zgubić, ale wierzył, że sobie poradzą.
- Polecam wpaść po perfumy. Kiedyś kupowałem dla Mavi, która bardzo lubiła jeden zapach, ale ciężko go dostać gdzieś indziej. Może tobie też coś się spodoba – niektóre były bardzo kuszące. Gdyby Eden jakieś wybrała dla siebie i skropiła się nimi… ach, chyba uwiodłaby go jeszcze bardziej. Zwracał uwagę na zapachy, nutka orientalna by do niej pasowała.
- Nie martw się, nikt nie będzie chciał cię do czegoś przekonywać. Turcy są tolerancyjni, mimo wszystko. Mieszka tu taka liczba ludzi, z tak wielu krajów, że przywykli do różnych stanowisk. Co kraj, to obyczaj. To, że komuś się nie będzie coś podobać, nie oznacza, że wszyscy tacy będą. Mamy wolną wolę, możemy robić, co chcemy ze swoim życiem – przynajmniej on tak uważał. Wspomniał o pewnych sprawach, by nie zdziwiła się, jeśli coś się wydarzy lub ktoś coś powie.
Zsunął się ze stołka i przemył ręce pod kranem. Mogli iść w każdej chwili, był gotowy. A Vito pewnie wybierze się z nimi, bo każda chwila z Cemem będzie dobra. Poza tym Eden mogła się przyzwyczaić do zwierzaka.
- Pokażę ci widok, który mnie uspokaja. Można popatrzeć na Bosfor i rozmyślać o wszystkim. Albo pozwolić myślom uciec i po prostu się rozmarzyć? To nie tylko moje miejsce, czasem spotykam tam innych ludzi, głównie lokalną młodzież. Bywają hałaśliwi i zaczepiają dziewczyny, szczególnie te atrakcyjne, więc uważaj na siebie – powiedział to serio, nie zgrywał się. – Mimo wszystko to urokliwy zakątek. Lubię tam też biegać – wszystko jedno co, ale często tam bywał.
Zapytany o długość pobytu, odpowiedział szybko.
- Dziesięć dni – tyle dawał sobie czasu na wszystko. O ile Eden oczywiście nie zostawi go tam samego i zwieje jak najprędzej. Miał nadzieję, że zostanie i wykorzystają ten czas wspólnie, na rozmowy, podróże krótkie i te dłuższe, na relaks– co tylko będzie chciała. Wszystko zależało od tego, w jakiej relacji będą po tym, co jej wyzna.
- Po tym czasie będę musiał wrócić, bo mam kilka zobowiązań. Oczywiście, jeśli wolałabyś zostać dłużej, to się nie krępuj. Mój dom jest do twojej dyspozycji – zapewnił.
- Jeśli chcesz, możemy wyjść – przywołał psa i zapiął mu smycz.
Jak powiedział, tak zrobili. Cem zamknął dom i mogli się przejść.
- Czasem zabierałem tam ze sobą scenariusze i uczyłem się roli na pamięć. Albo przychodziłem, kiedy coś musiałem przemyśleć. Wiesz, jakiś problem, albo ważną decyzję. Dobrze mieć taki zakątek.
eden de poesy
- Spokojnie, zapamiętamy – odparł. Mogła sobie z tego korzystać, ile tylko chciała. Palnął tak sobie na poczekaniu, ale jeśli pasowało do czegokolwiek, to droga wolna.
Rozmowa o tym, co było dobrze widziane, a co nie, do łatwych nie należała. On sam czuł się często niezrozumiany, bo nie chciał nikogo urazić. Traktował sprawy religijne i obyczajowe dość poważnie, po prostu je szanując. Tyle mógł zrobić.
- Wiesz… - zaczął. – Zawsze jest tak, że jedna osoba będzie się czepiać, a druga nie będzie widzieć niczego złego. Nie można zadowolić każdego. I prawdę mówiąc ja nie zamierzam się tym przejmować. Ważne, że nie robię nikomu nic złego – powiedział poważnie.
- Jesteś tutaj, to jest najważniejsze. Bardzo się z tego cieszę i naprawdę nie myśl o tym, że ktoś byłby tym zniesmaczony. Mamy dwudziesty pierwszy wiek, poza tym, czy to coś złego, że chciałem tu być z kimś bliskim? – była mu nawet bliższa niż sądziła. I wkrótce się o tym dowie.
- Jasne, używaj kuchni kiedy zechcesz. Możecie coś zrobić wspólnie, czuj się tu swobodnie – zachęcał, myśląc, że to całkiem dobry pomysł. Jeśli tylko chciała i miała takie życzenie, Eden mogła robić, co ją cieszyło i nie będzie jej niczego zabraniać.
- Myślę, że Ezgi by się ucieszyła – to był całkiem fajny pomysł. Przy okazji poznałaby to, co lubiła kobieta i jak ona widziała życie w tym kraju. – I będę spokojny o was. Kobieta kobietę też zrozumie inaczej, niż facet. Zajrzyjcie na Kapalı Çarşı – Wielki Bazar. Tam można znaleźć wszystko – można się tam było także zgubić, ale wierzył, że sobie poradzą.
- Polecam wpaść po perfumy. Kiedyś kupowałem dla Mavi, która bardzo lubiła jeden zapach, ale ciężko go dostać gdzieś indziej. Może tobie też coś się spodoba – niektóre były bardzo kuszące. Gdyby Eden jakieś wybrała dla siebie i skropiła się nimi… ach, chyba uwiodłaby go jeszcze bardziej. Zwracał uwagę na zapachy, nutka orientalna by do niej pasowała.
- Nie martw się, nikt nie będzie chciał cię do czegoś przekonywać. Turcy są tolerancyjni, mimo wszystko. Mieszka tu taka liczba ludzi, z tak wielu krajów, że przywykli do różnych stanowisk. Co kraj, to obyczaj. To, że komuś się nie będzie coś podobać, nie oznacza, że wszyscy tacy będą. Mamy wolną wolę, możemy robić, co chcemy ze swoim życiem – przynajmniej on tak uważał. Wspomniał o pewnych sprawach, by nie zdziwiła się, jeśli coś się wydarzy lub ktoś coś powie.
Zsunął się ze stołka i przemył ręce pod kranem. Mogli iść w każdej chwili, był gotowy. A Vito pewnie wybierze się z nimi, bo każda chwila z Cemem będzie dobra. Poza tym Eden mogła się przyzwyczaić do zwierzaka.
- Pokażę ci widok, który mnie uspokaja. Można popatrzeć na Bosfor i rozmyślać o wszystkim. Albo pozwolić myślom uciec i po prostu się rozmarzyć? To nie tylko moje miejsce, czasem spotykam tam innych ludzi, głównie lokalną młodzież. Bywają hałaśliwi i zaczepiają dziewczyny, szczególnie te atrakcyjne, więc uważaj na siebie – powiedział to serio, nie zgrywał się. – Mimo wszystko to urokliwy zakątek. Lubię tam też biegać – wszystko jedno co, ale często tam bywał.
Zapytany o długość pobytu, odpowiedział szybko.
- Dziesięć dni – tyle dawał sobie czasu na wszystko. O ile Eden oczywiście nie zostawi go tam samego i zwieje jak najprędzej. Miał nadzieję, że zostanie i wykorzystają ten czas wspólnie, na rozmowy, podróże krótkie i te dłuższe, na relaks– co tylko będzie chciała. Wszystko zależało od tego, w jakiej relacji będą po tym, co jej wyzna.
- Po tym czasie będę musiał wrócić, bo mam kilka zobowiązań. Oczywiście, jeśli wolałabyś zostać dłużej, to się nie krępuj. Mój dom jest do twojej dyspozycji – zapewnił.
- Jeśli chcesz, możemy wyjść – przywołał psa i zapiął mu smycz.
Jak powiedział, tak zrobili. Cem zamknął dom i mogli się przejść.
- Czasem zabierałem tam ze sobą scenariusze i uczyłem się roli na pamięć. Albo przychodziłem, kiedy coś musiałem przemyśleć. Wiesz, jakiś problem, albo ważną decyzję. Dobrze mieć taki zakątek.
eden de poesy