-
Cemil (czyt. Dżemil) jest kanadyjsko-tureckim aktorem. Należy do osób ambitnych i lubiących wyzwania. Mieszkał przez 12 lat w Stambule, do którego myśli się przeprowadzić w przyszłości.
Jest empatyczny, towarzyski i udziela się charytatywnie. Chciałby się ustatkować, ale jego ukochana Eden ma już chłopaka, tylko... czy to na pewno jest problem? ♥nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Przez pewien czas Cem rzadko kontaktował się z Eden, czując się fatalnie z tym, co ich ostatnio spotkało, gdy byli razem, albo raczej z tym, czego nie było, a mogło się wydarzyć. Pozostałością po tym miały być blizny na dłoni mężczyzny, po tym jak rozbił lustro w łazience. Kiedy nosił na niej opatrunek, wiele osób zadawało pytanie. On uparcie milczał, albo odpowiadał, że to był zwyczajny wypadek.
Jak obiecał, tak zrobił – wysłał bilet na samolot swojej przyjaciółce (o ile jeszcze mógł ją tak nazywać), ale nie spodziewał się cudów. Może nie zasłużył sobie na jej towarzystwo i miał zostać sam jak zawsze. Nie byłby zły, bo wiedział, że zawalił wszystko. Chciał jednak osiągnąć coś tą podróżą. Nie tylko pokazać Eden miasto, które nazywał drugim domem, ale też odzyskać chociaż część jej zaufania. Bo nie zniósłby, gdyby całkiem się od niego odwróciła. Wtedy nie będzie musiał wracać do Toronto. Zostanie w Turcji i poskłada swoje obolałe serce.
Siedząc już na lotnisku, zerkał na zegar z coraz większą niecierpliwością. Eden jednak nie było. Czyżby naprawdę go zostawiła samego? Musiał się chyba z tym pogodzić. Mimo to ciągle się rozglądał i nic.
Przeszedł przez kontrolę paszportową, oddał walizkę i pozostało mu już tylko czekać na sam lot. Wciąż nie dostrzegał kobiety za sobą, chociaż jeszcze miała czas. No właśnie, wtedy go nie mieli, a tak bardzo chciał pokazać, że zależy mu na tym świecie najbardziej na niej.
Czekając już tylko na samolot, usiadł gdzieś i wykonał telefon. Zadzwonił do swojego kuzyna, który opiekował się jego domem i zwierzętami, podczas jego nieobecności w kraju.
- Merhaba, Eren – przywitał się z nim i odpowiedział na jego pytanie.
- Evet, yakında Toronto'dan ayrılıyoruz. Her şey hazır mı? – zapytał. Pokiwał głową i uśmiechnął się słabo. - İstediğimi aldın mı? Tam yüz tane mi? – zadał kolejne pytanie.
Podczas rozmowy nie wypatrzył swojej przyjaciółki, dlatego się obawiał, że jednak go wystawiła.
Być może jego zlecone zakupy nie miały sensu i po prostu wszystko schowie gdzieś w domu, ale do końca pozostała mu nadzieja.
- Yalnız kalır mıyım bilmiyorum ama... göreceğiz – westchnął i znów zaczął czuć narastającą panikę. Jeśli go zostawi samego i nie przyjdzie, wszystko się odmieni. Zrozumie, że nie zasłużył na nic dobrego. Cały czas czuł się winny i było mu z tym bardzo źle. Mimo to, co mógł zrobić? Nie zmusi jej do niczego. Będą udawać nadal, że nic się nie wydarzyło.
- Tamam, sonra ararım. İstanbul'da görüşürüz – zakończył rozmowę i schował telefon do kieszeni. Na wszelki wypadek jeszcze go nie wyłączał, gdyby w ostatniej chwili ktoś postanowił się odezwać. Może Eden, pisząc mu ironicznie “miłego lotu”, czy coś takiego? Kto wie, kto wie...
W końcu znudziło go siedzenie i podszedł bliżej okien, by móc popatrzeć na samoloty. Jeden z nich należał do tureckich linii lotniczych, które jako jedyne oferowały lot bez przesiadki do Stambułu. Znali go już, często latał w obie strony, więc zwykle obsługa po prostu się z nim witała, wiedząc dobrze kim jest i co go sprowadza do kraju pochodzenia jego matki. Praca albo odpoczynek – jedno z dwóch.
Do lotu pozostało już niewiele czasu, a on coraz bardziej się denerwował. Jeśli Eden nie przyjdzie, pogrzebie nie tylko plany, ale przede wszystkim nadzieje mężczyzny. Z bolącym sercem czekał na przejście na płytę lotniska i wejście do samolotu. Czuł smutek i rozczarowanie. Urażona duma okazała się chyba ważniejsza niż przyjaźń. Teraz już naprawdę gardził sobą. No cóż, pozostało mu odpocząć, zrobić swoje i uciec na jakiś czas przed wszystkim i wszystkimi. Szkoda, że zrobi to sam.
Cem miał się rozejrzeć po raz ostatni, ale tego nie zrobił. Nie przyjdzie.
Wyciągnął telefon i zanim go wyłączył, napisał Erenowi wiadomość tekstową:
O gelmedi. Her şeyi olduğu gibi bırakın.
Potem już tylko zostało mu wyłączyć telefon.
Żegnaj, Eden.
eden de poesy
Jak obiecał, tak zrobił – wysłał bilet na samolot swojej przyjaciółce (o ile jeszcze mógł ją tak nazywać), ale nie spodziewał się cudów. Może nie zasłużył sobie na jej towarzystwo i miał zostać sam jak zawsze. Nie byłby zły, bo wiedział, że zawalił wszystko. Chciał jednak osiągnąć coś tą podróżą. Nie tylko pokazać Eden miasto, które nazywał drugim domem, ale też odzyskać chociaż część jej zaufania. Bo nie zniósłby, gdyby całkiem się od niego odwróciła. Wtedy nie będzie musiał wracać do Toronto. Zostanie w Turcji i poskłada swoje obolałe serce.
Siedząc już na lotnisku, zerkał na zegar z coraz większą niecierpliwością. Eden jednak nie było. Czyżby naprawdę go zostawiła samego? Musiał się chyba z tym pogodzić. Mimo to ciągle się rozglądał i nic.
Przeszedł przez kontrolę paszportową, oddał walizkę i pozostało mu już tylko czekać na sam lot. Wciąż nie dostrzegał kobiety za sobą, chociaż jeszcze miała czas. No właśnie, wtedy go nie mieli, a tak bardzo chciał pokazać, że zależy mu na tym świecie najbardziej na niej.
Czekając już tylko na samolot, usiadł gdzieś i wykonał telefon. Zadzwonił do swojego kuzyna, który opiekował się jego domem i zwierzętami, podczas jego nieobecności w kraju.
- Merhaba, Eren – przywitał się z nim i odpowiedział na jego pytanie.
- Evet, yakında Toronto'dan ayrılıyoruz. Her şey hazır mı? – zapytał. Pokiwał głową i uśmiechnął się słabo. - İstediğimi aldın mı? Tam yüz tane mi? – zadał kolejne pytanie.
Podczas rozmowy nie wypatrzył swojej przyjaciółki, dlatego się obawiał, że jednak go wystawiła.
Być może jego zlecone zakupy nie miały sensu i po prostu wszystko schowie gdzieś w domu, ale do końca pozostała mu nadzieja.
- Yalnız kalır mıyım bilmiyorum ama... göreceğiz – westchnął i znów zaczął czuć narastającą panikę. Jeśli go zostawi samego i nie przyjdzie, wszystko się odmieni. Zrozumie, że nie zasłużył na nic dobrego. Cały czas czuł się winny i było mu z tym bardzo źle. Mimo to, co mógł zrobić? Nie zmusi jej do niczego. Będą udawać nadal, że nic się nie wydarzyło.
- Tamam, sonra ararım. İstanbul'da görüşürüz – zakończył rozmowę i schował telefon do kieszeni. Na wszelki wypadek jeszcze go nie wyłączał, gdyby w ostatniej chwili ktoś postanowił się odezwać. Może Eden, pisząc mu ironicznie “miłego lotu”, czy coś takiego? Kto wie, kto wie...
W końcu znudziło go siedzenie i podszedł bliżej okien, by móc popatrzeć na samoloty. Jeden z nich należał do tureckich linii lotniczych, które jako jedyne oferowały lot bez przesiadki do Stambułu. Znali go już, często latał w obie strony, więc zwykle obsługa po prostu się z nim witała, wiedząc dobrze kim jest i co go sprowadza do kraju pochodzenia jego matki. Praca albo odpoczynek – jedno z dwóch.
Do lotu pozostało już niewiele czasu, a on coraz bardziej się denerwował. Jeśli Eden nie przyjdzie, pogrzebie nie tylko plany, ale przede wszystkim nadzieje mężczyzny. Z bolącym sercem czekał na przejście na płytę lotniska i wejście do samolotu. Czuł smutek i rozczarowanie. Urażona duma okazała się chyba ważniejsza niż przyjaźń. Teraz już naprawdę gardził sobą. No cóż, pozostało mu odpocząć, zrobić swoje i uciec na jakiś czas przed wszystkim i wszystkimi. Szkoda, że zrobi to sam.
Cem miał się rozejrzeć po raz ostatni, ale tego nie zrobił. Nie przyjdzie.
Wyciągnął telefon i zanim go wyłączył, napisał Erenowi wiadomość tekstową:
O gelmedi. Her şeyi olduğu gibi bırakın.
Potem już tylko zostało mu wyłączyć telefon.
Żegnaj, Eden.
eden de poesy
Angellore / dc: xangellorex
wyjdzie po ewentualnych ustaleniach
-
Wychowała się w cieniu ortodoksyjnych murów, gdzie cisza była językiem, a świat – zakazanym snem. Uciekła w słowa, które stały się jej wolnością i bronią, pisząc książkę, w której zakodowała własne dzieciństwo.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Eden powinna zostać nagrodzona za wiele zasług. To, że była wybitnie utalentowana w aspekcie artystycznym, wiedział każdy kto poprzebywał z nią chociaż kilka godzin. Ostatnio jednak odkryła kolejny talent, który do tej pory skrywała gdzieś głęboko przed światem - znęcanie się nad ludźmi z premedytacją.
Bo przecież od razu wiedziała, że pojawi się na tym nieszczęsnym lotnisku. Nawet sam Elias zachęcał ją do wyjazdu, twierdząc, że jest fantastyczną przyjaciółką i powinna wspierać Cema podczas premiery. Eden zastanawiała się czasami czy mężczyzna czegoś nie podejrzewa i czy nie igra z jej nerwami, jednak wszystko to okazywało się po prostu być ... ślepym zaufaniem i miłością. Pomógł jej nawet wybrać sukienkę, zapewnił, że odpowiednio zajmie się domem i polecił odpoczywać, co kilkukrotnie powtórzył nawet w drodze na lotnisko.
Czuła się z tym fatalnie. Wylatywała na bliżej nieokreślony czas z osobą, do której czuła bliżej nieokreślone c o ś. Udawało się jej jednak grać przed partnerem i nie sprawiać osoby zbyt zamyślonej. Obiecała, że będzie dzwonić, wysyłać zdjęcia i wróci do niego z jakimś nietypowym egzemplarzem kawy. Próbowała zachowywać pozory, chociaż mała się, że jej kołatające w piersi serce jest słyszalne nawet dla uszu Eliasa.
Nieśpiesznie oddała bagaż rejestrowany, a następnie przeszła kontrolę. Wiedziała, że ma jeszcze trochę czasu i z całych sił chciała odwlec moment spotkania. Bo co? Wpadną sobie w ramiona? Czy raczej wymienią kilka poprawnych pytań, pośmieją się z ciekawostek przeczytanych w gazecie, a później zamilkną na kolejne godziny. Wolała bezpiecznie przeciągnąć moment spotkania, zaszła więc jeszcze po kawę i spokojnym krokiem udała się w stronę bramek.
Ustawiła się na samym końcu kolejki. Nie spieszyła się nigdzie, a spokój który sobie tym zagwarantowała był cenniejszy niż przepychanie się w korytarzu samolotu. Odwdzięczyła się lekkim uśmiechem kobiecie z załogi, która przejrzała jej dokument i po weryfikacji życzyła miłej podróży. Miała uczucie, że wpada w paranoję, bo poczuła, jakby kobieta w i e d z i a ł a po co de Poesy zjawiła się na lotnisku.
Spokojnym krokiem przeszła po płycie lotniska, kierując się do odpowiedniego samolotu. Czuła się jakby robiła coś nieodpowiedzialnego, chociaż nie było już absolutnie miejsca na powrót. Nie mogła przecież wrócić do domu i przyznać się do wszystkiemu Eliasowi. Nie mogła liczyć na to, że spotka ją zrozumienie i łaska. Nie mogła, albo raczej nie chciała , bo bardziej pragnęła nieznanego, które czekało na nią w samolocie.
Skinieniem głowy powitała załogę samolotu. Przeniosła wzrok na dziesiątki rzędów siedzeń, a z jej ust uleciało ciche westchnienie. Pasażerowie wydawali się już być spokojni; większość z nich znalazła swoje miejsce, wcisnęła bagaże podręczne w odpowiednią przestrzeń i teraz czekało na start samolotu. Dzięki temu odnalezienie miejsca nie zajęło jej dużo czasu, jednak rozczarowanie, które spotkała stojąc przy swoim rzędzie spowodowało, że przewróciła teatralnie oczami.
Zajął jej miejsce. I na dodatek wpatrywał się niemrawo w okno, sprawiając wrażenie, że mu wszystko jedno. Cem wyglądał marnie, jednak Eden nie miała zamiaru podnosić go na duchu. Jeszcze nie teraz.
Nie zdążyła poprosić Cema o pomoc. Uprzedził ją bardzo miły, młody mężczyzna, siedzący w rzędzie za nimi.
- Przepraszam, wrzucić to pani na górę? - nieznajomy zabrzmiał ciepło, a w połączeniu z uśmiechem od razu sprawił, że chciało mu się oddać nie tylko bagaż, ale i o wiele więcej. - Jasne, dziękuję bardzo. - skorzystała z propozycji, a następnie zajęła puste miejsce, które pierwotnie należało do Cema, jednak nie chciała upominać go już na samym początku lotu. - Nie zaczekałeś. Znowu. - skarciła go, patrząc przed siebie. Nie miała odwagi spojrzeć mu w twarz, jeszcze nie teraz. Za to upiła dwa łyki trzymanej w dłoni kawy, która na całe szczęście jeszcze była ciepła i potrafiła pobudzić.
Cem Ayers
Bo przecież od razu wiedziała, że pojawi się na tym nieszczęsnym lotnisku. Nawet sam Elias zachęcał ją do wyjazdu, twierdząc, że jest fantastyczną przyjaciółką i powinna wspierać Cema podczas premiery. Eden zastanawiała się czasami czy mężczyzna czegoś nie podejrzewa i czy nie igra z jej nerwami, jednak wszystko to okazywało się po prostu być ... ślepym zaufaniem i miłością. Pomógł jej nawet wybrać sukienkę, zapewnił, że odpowiednio zajmie się domem i polecił odpoczywać, co kilkukrotnie powtórzył nawet w drodze na lotnisko.
Czuła się z tym fatalnie. Wylatywała na bliżej nieokreślony czas z osobą, do której czuła bliżej nieokreślone c o ś. Udawało się jej jednak grać przed partnerem i nie sprawiać osoby zbyt zamyślonej. Obiecała, że będzie dzwonić, wysyłać zdjęcia i wróci do niego z jakimś nietypowym egzemplarzem kawy. Próbowała zachowywać pozory, chociaż mała się, że jej kołatające w piersi serce jest słyszalne nawet dla uszu Eliasa.
Nieśpiesznie oddała bagaż rejestrowany, a następnie przeszła kontrolę. Wiedziała, że ma jeszcze trochę czasu i z całych sił chciała odwlec moment spotkania. Bo co? Wpadną sobie w ramiona? Czy raczej wymienią kilka poprawnych pytań, pośmieją się z ciekawostek przeczytanych w gazecie, a później zamilkną na kolejne godziny. Wolała bezpiecznie przeciągnąć moment spotkania, zaszła więc jeszcze po kawę i spokojnym krokiem udała się w stronę bramek.
Ustawiła się na samym końcu kolejki. Nie spieszyła się nigdzie, a spokój który sobie tym zagwarantowała był cenniejszy niż przepychanie się w korytarzu samolotu. Odwdzięczyła się lekkim uśmiechem kobiecie z załogi, która przejrzała jej dokument i po weryfikacji życzyła miłej podróży. Miała uczucie, że wpada w paranoję, bo poczuła, jakby kobieta w i e d z i a ł a po co de Poesy zjawiła się na lotnisku.
Spokojnym krokiem przeszła po płycie lotniska, kierując się do odpowiedniego samolotu. Czuła się jakby robiła coś nieodpowiedzialnego, chociaż nie było już absolutnie miejsca na powrót. Nie mogła przecież wrócić do domu i przyznać się do wszystkiemu Eliasowi. Nie mogła liczyć na to, że spotka ją zrozumienie i łaska. Nie mogła, albo raczej nie chciała , bo bardziej pragnęła nieznanego, które czekało na nią w samolocie.
Skinieniem głowy powitała załogę samolotu. Przeniosła wzrok na dziesiątki rzędów siedzeń, a z jej ust uleciało ciche westchnienie. Pasażerowie wydawali się już być spokojni; większość z nich znalazła swoje miejsce, wcisnęła bagaże podręczne w odpowiednią przestrzeń i teraz czekało na start samolotu. Dzięki temu odnalezienie miejsca nie zajęło jej dużo czasu, jednak rozczarowanie, które spotkała stojąc przy swoim rzędzie spowodowało, że przewróciła teatralnie oczami.
Zajął jej miejsce. I na dodatek wpatrywał się niemrawo w okno, sprawiając wrażenie, że mu wszystko jedno. Cem wyglądał marnie, jednak Eden nie miała zamiaru podnosić go na duchu. Jeszcze nie teraz.
Nie zdążyła poprosić Cema o pomoc. Uprzedził ją bardzo miły, młody mężczyzna, siedzący w rzędzie za nimi.
- Przepraszam, wrzucić to pani na górę? - nieznajomy zabrzmiał ciepło, a w połączeniu z uśmiechem od razu sprawił, że chciało mu się oddać nie tylko bagaż, ale i o wiele więcej. - Jasne, dziękuję bardzo. - skorzystała z propozycji, a następnie zajęła puste miejsce, które pierwotnie należało do Cema, jednak nie chciała upominać go już na samym początku lotu. - Nie zaczekałeś. Znowu. - skarciła go, patrząc przed siebie. Nie miała odwagi spojrzeć mu w twarz, jeszcze nie teraz. Za to upiła dwa łyki trzymanej w dłoni kawy, która na całe szczęście jeszcze była ciepła i potrafiła pobudzić.
Cem Ayers
-
Cemil (czyt. Dżemil) jest kanadyjsko-tureckim aktorem. Należy do osób ambitnych i lubiących wyzwania. Mieszkał przez 12 lat w Stambule, do którego myśli się przeprowadzić w przyszłości.
Jest empatyczny, towarzyski i udziela się charytatywnie. Chciałby się ustatkować, ale jego ukochana Eden ma już chłopaka, tylko... czy to na pewno jest problem? ♥nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Był pewien, że nie przyjdzie. I nawet nie patrzył za siebie. Po prostu tracił nadzieję, minuta za minutą. Pewnie wcześniej uprzedził ją, że będzie wcześnie, zawsze wolał załatwiać formalności na poczatku, by mieć spokój. Tym samym przeoczył przyjście Eden, która właśnie dotarła na ostatnią chwilę. Może i dobrze się stało, bo nie musiał oglądać pożegnania kobiety ze swoim chłopakiem i przy okazji nie musiał udawać, że wszystko jest między nimi dobrze.
Patrzył w okno, zastanawiając się, co zrobić po przylocie. Zmarnuje się tyle rzeczy, tyle niespodzianek i... będzie go bolało serce, ale nie wróci zbyt szybko. Co go tam trzymało? Rodzina, owszem, ale nie byli dzieciakami potrzebującemy pomocy na każdym kroku. Poradzą sobie. A Eden, czy będzie w ogóle ciekawa, co się z nim dzieje? Jakoś wątpił.
Kiedy usłyszał jej głos, odwrócił głowę. Nie od razu odpowiedział na jej uwagę. Po prostu na nią spojrzał, a ona wyraźnie unikała jego spojrzenia. Nie miał zamiaru być jednak nachalny i po prostu grzecznie się odezwał.
- Witaj, Eden. Ciebie też miło widzieć – może i miała rację, nie zaczekał, ale już sobie nie robił żadnych nadziei na to, że to, co planował w ogóle się na coś przyda. Zależało mu na tym, by zrozumiała, jak bardzo mu na niej zależy i jak wszystko wciąż się w nim trzęsło, wspominając ich pamiętne, nocne spotkanie. Ciągle przywoływał w głowie tamte chwile, bo chociaż był zły na siebie, że to sprowokował i pociągnął dalej, nie żałował niczego. Gdyby wiedziała jak bardzo chciał to pociągnąć do finału.
- Czekałem – powiedział spokojnie. - Przepraszam cię, gdy cię nie zobaczyłem, byłem pewien, że nie przyjdziesz – oznajmił, mówiąc dokładnie tak, jak było.
- Cieszę się, że jest inaczej, bo mam zamiar dotrzymać słowa i pokazać ci to wszystko, co planowałem. Mam nadzieję, że nie będziesz zawiedziona – rozmawiał z nią grzecznie, chociaż może trochę sztucznie. Nie chciał jej urazić w żaden sposób. Jeśli mieli mieć przyjemny pobyt, dobrze by było przynajmniej udawać, że między nimi jest dobrze. Pewnie zrobi niejedno zdjęcie i nie chciał wyglądać na żadnym jakby świat mu się rozsypał u stóp.
- I wybacz, że wcisnąłem się tutaj – odparł, poprawiając się na siedzeniu i zapinając pas bezpieczeństwa. – Po prostu nie chcę się rzucać w oczy – wyjaśnił. Chociaż to mogło się wydawać trochę głupie. Poza tym czuł się nienajlepiej. To pewnie jest dziwne, ale miał klaustrofobię i pomimo tego, że tak często latał, czuł się trochę nieswojo. Zwykle słuchał muzyki albo coś oglądał, byleby tylko zająć myśli i nie wyobrażać sobie, że samolot jest zamkniętą puszką, która może spaść do wody lub gdzieś się rozbić.
Jeśli Eden nie zdawała sobie z tego sprawy, to może jej się wydawać, że jest po prostu niewzruszony i obojętny. Wcale nie. Miał nadzieję, że porozmawiają trochę, ale nie będzie jej zmuszać do czegokolwiek. Tak wyglądał człowiek, który się poddawał. Mimo to chwycił się ostatniej deski ratunku i jeśli nic się nie zmieni, wiedział, że znów ich przyjaźń skończy na krawędzi i spadnie z wysoka.
- Jak nastroje przed lotem? – zapytał ot tak sobie. Próbował ją po prostu jakoś zagadnąć, ale jeśli nie miała ochoty do rozmów, nie będzie jej o to prosić na siłę.
Miał coś powiedzieć żartem o tym, że fajnie byłoby sobie pograć w coś, dla zabicia czasu, ale jakoś nie chciał przy niej wspominać o czymś, co przypominałoby jej tamtą noc. Jakby sama jego obecność nie wystarczała do tego.
- Mam nadzieję, że nie masz uczulenia na sierść zwierząt – powiedział w końcu. – W razie czego moje zwierzaki mogą zostać u sąsiada lub zaopiekuje się nimi mój kuzyn – mówił dalej. Elias wiedział, że Cem ugości ją w swoim domu. Tak miało być najlepiej, bo po co się szlajać po hotelach, gdy dom stoi pusty. I cóż takiego mogłoby się stać, prawda? Przecież nie miał żadnych podstaw do tego, by coś podejrzewał.
- Odpoczniesz po przylocie, nikt nie będzie ci przeszkadzał – zapewnił. On też nie będzie. Najwyżej, jeśli sam będzie kiepsko spać – a z tym miał ostatnio problemy – obudzą ją dźwięki gitary, gdy będzie siedzieć przy basenie i po prostu brzdąkać i nucić coś, jak zwykł robić, gdy powracał do swojego stambulskiego przybytku.
eden de poesy
Patrzył w okno, zastanawiając się, co zrobić po przylocie. Zmarnuje się tyle rzeczy, tyle niespodzianek i... będzie go bolało serce, ale nie wróci zbyt szybko. Co go tam trzymało? Rodzina, owszem, ale nie byli dzieciakami potrzebującemy pomocy na każdym kroku. Poradzą sobie. A Eden, czy będzie w ogóle ciekawa, co się z nim dzieje? Jakoś wątpił.
Kiedy usłyszał jej głos, odwrócił głowę. Nie od razu odpowiedział na jej uwagę. Po prostu na nią spojrzał, a ona wyraźnie unikała jego spojrzenia. Nie miał zamiaru być jednak nachalny i po prostu grzecznie się odezwał.
- Witaj, Eden. Ciebie też miło widzieć – może i miała rację, nie zaczekał, ale już sobie nie robił żadnych nadziei na to, że to, co planował w ogóle się na coś przyda. Zależało mu na tym, by zrozumiała, jak bardzo mu na niej zależy i jak wszystko wciąż się w nim trzęsło, wspominając ich pamiętne, nocne spotkanie. Ciągle przywoływał w głowie tamte chwile, bo chociaż był zły na siebie, że to sprowokował i pociągnął dalej, nie żałował niczego. Gdyby wiedziała jak bardzo chciał to pociągnąć do finału.
- Czekałem – powiedział spokojnie. - Przepraszam cię, gdy cię nie zobaczyłem, byłem pewien, że nie przyjdziesz – oznajmił, mówiąc dokładnie tak, jak było.
- Cieszę się, że jest inaczej, bo mam zamiar dotrzymać słowa i pokazać ci to wszystko, co planowałem. Mam nadzieję, że nie będziesz zawiedziona – rozmawiał z nią grzecznie, chociaż może trochę sztucznie. Nie chciał jej urazić w żaden sposób. Jeśli mieli mieć przyjemny pobyt, dobrze by było przynajmniej udawać, że między nimi jest dobrze. Pewnie zrobi niejedno zdjęcie i nie chciał wyglądać na żadnym jakby świat mu się rozsypał u stóp.
- I wybacz, że wcisnąłem się tutaj – odparł, poprawiając się na siedzeniu i zapinając pas bezpieczeństwa. – Po prostu nie chcę się rzucać w oczy – wyjaśnił. Chociaż to mogło się wydawać trochę głupie. Poza tym czuł się nienajlepiej. To pewnie jest dziwne, ale miał klaustrofobię i pomimo tego, że tak często latał, czuł się trochę nieswojo. Zwykle słuchał muzyki albo coś oglądał, byleby tylko zająć myśli i nie wyobrażać sobie, że samolot jest zamkniętą puszką, która może spaść do wody lub gdzieś się rozbić.
Jeśli Eden nie zdawała sobie z tego sprawy, to może jej się wydawać, że jest po prostu niewzruszony i obojętny. Wcale nie. Miał nadzieję, że porozmawiają trochę, ale nie będzie jej zmuszać do czegokolwiek. Tak wyglądał człowiek, który się poddawał. Mimo to chwycił się ostatniej deski ratunku i jeśli nic się nie zmieni, wiedział, że znów ich przyjaźń skończy na krawędzi i spadnie z wysoka.
- Jak nastroje przed lotem? – zapytał ot tak sobie. Próbował ją po prostu jakoś zagadnąć, ale jeśli nie miała ochoty do rozmów, nie będzie jej o to prosić na siłę.
Miał coś powiedzieć żartem o tym, że fajnie byłoby sobie pograć w coś, dla zabicia czasu, ale jakoś nie chciał przy niej wspominać o czymś, co przypominałoby jej tamtą noc. Jakby sama jego obecność nie wystarczała do tego.
- Mam nadzieję, że nie masz uczulenia na sierść zwierząt – powiedział w końcu. – W razie czego moje zwierzaki mogą zostać u sąsiada lub zaopiekuje się nimi mój kuzyn – mówił dalej. Elias wiedział, że Cem ugości ją w swoim domu. Tak miało być najlepiej, bo po co się szlajać po hotelach, gdy dom stoi pusty. I cóż takiego mogłoby się stać, prawda? Przecież nie miał żadnych podstaw do tego, by coś podejrzewał.
- Odpoczniesz po przylocie, nikt nie będzie ci przeszkadzał – zapewnił. On też nie będzie. Najwyżej, jeśli sam będzie kiepsko spać – a z tym miał ostatnio problemy – obudzą ją dźwięki gitary, gdy będzie siedzieć przy basenie i po prostu brzdąkać i nucić coś, jak zwykł robić, gdy powracał do swojego stambulskiego przybytku.
eden de poesy
Angellore / dc: xangellorex
wyjdzie po ewentualnych ustaleniach
-
Wychowała się w cieniu ortodoksyjnych murów, gdzie cisza była językiem, a świat – zakazanym snem. Uciekła w słowa, które stały się jej wolnością i bronią, pisząc książkę, w której zakodowała własne dzieciństwo.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Cały Cem. Spokojny, wyważony, nie sprawiający problemów. Zupełne przeciwieństwo Eden, która ewidentnie szukała zaczepki i chciała wycedzić przez zęby kilka zdań za dużo. Każde z nich miało swój własny sposób na walkę z demonami, które w sobie mieli. I oba te sposoby były słuszne, bo przynosiły ulgę. - Nie dałam Ci powodów, dla których miałbyś sądzić, że nie przyjadę. - wprost nie, ale cisza bądź odpowiadanie na jego wiadomości po godzinach milczenia mogłyby na to wskazywać. Była jednak zbyt dumna aby przyznać, że oczywiście ma rację i mógł zdecydować się na samotne wejście do samolotu.
Odwróciła w końcu głowę w jego stronę bo brzmiał jakoś dziwnie. Zmrużyła oczy, przyglądając się bacznie jego reakcjom. Wyglądał blado, jakby miał zaraz zwymiotować. Miała jednak nadzieję, że oszczędzi jej tych wrażeń i to jedynie jej błędne wrażenie. - Zobaczymy co zwiedzimy i czy będziemy w stanie, - odpowiedziała rzeczowo, podejrzliwie mu się przyglądając. Może miał kaca? Albo zatruł się jakimś jedzeniem? Pewnie jako samotny człowiek nawet nie gotował i spożywał jakieś niezdrowe mrożonki. Dopiła kawę do końca i odstawiła pusty kubek na odpowiednie miejsce. Miała nadzieję, że cokolwiek dolegało Cemowi, nie było zaraźliwe.
- Dobrze się czujesz? - spytała w końcu, ignorując pytanie o jej nastrój. Usiadła bokiem, aby nieco odseparować ich od reszty pasażerów. Dokładnie obejrzała jego sylwetkę; oprócz tego, że wyglądał na osobę, która nie chciała z nią rozmawiać - co wcale jej nie dziwiło - to na dodatek była pewna, że rozkładała go jakaś choroba. Gdyby nie rany na dłoniach, które odkryła podczas eksploracji jego ciała. - Ktoś ci spuścił łomot? - ściszyła ton, jakby zdradzając mu jakąś tajemnicę. Nie mogła uwierzyć w to, że znalazłby się ktoś kto miałby więcej siły niż siedzący obok niej mężczyzna.
Nie miała pojęcia o jego lękach i schorzeniach. Sama nie miała problemów ani z zamkniętymi przestrzeniami, ani z lękiem przed upadkiem. Loty były dla niej czymś oczywistym, nie analizowała ich tak bardzo, aby oddawać kontrolę nad nimi swojej głowie.
Nie wiedziała też, że ma zwierzęta. Nigdy o nich nie wspominał, albo po prostu ona nieuważnie go słuchała. Rozpromieniła się na tę wiadomość bo nigdy nie miała żadnego pupila: najpierw rodzice nie byli entuzjastami tego pomysłu, a później nie miała czasu aby poświęcić go na potencjalne zwierzęta. Była odpowiedzialna, wiedziała, że posiadanie pupila to nie zabawa. Należało mu zapewnić odpowiednie warunki i przede wszystkim dużo miłości. - Nie mam uczulenia, przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Ile i jakie masz te zwierzęta? - dopytała dużo spokojniej, naprawdę zaciekawiona jego zwierzyńcem. Nie miała nawet nic przeciwko temu jakby mogła rankiem spacerować z jakimś psem; uważała to za niebywale relaksujące i o wiele ciekawsze niż poranne, samotne bieganie po okolicy.
Elias był wdzięczny za opiekę, którą Cem otaczał Eden. On sam nie miał za wiele czasu; praktyka lekarska i ciągłe dyżury w szpitalu skutecznie odbierały mu możliwość spędzenia wspólnie czasu z dziewczyną. Byli ze sobą wiele lat i z roku na rok miał wrażenie, że było co raz gorzej. I chociaż bał się, że ktoś może ją mu zabrać, cieszył się za każdym razem, gdy Eden mogła zobaczyć świat z innej perspektywy u czyjegoś boku. A skoro tym razem jej kompanem została tak z a u f a n a osoba, nie mógł odmówić.
- Ten lot będzie na tyle długi, że wyśpię się chyba za wszystkie czasy. - nie miała innych planów. Raczej Cem nie zapewni jej żadnych rozrywek podczas gdy sam ledwie się trzymał. Długo jednak nie musiała czekać, ponieważ pan od bagażu podręcznego poczęstował ją - jak się okazało - jej ulubionymi cukierkami, omijając przy tym oczywiście Cema. - Moje ulubione, jakby pan zgadł! - odparła promiennie, naprawdę zaskoczona tym zbiegiem okoliczności.
Rozpakowała cukierka i wsunęła go sobie do ust, a następnie zapięła pas bezpieczeństwa. Całe szczęście nie mierzyła się z podobnymi problemami co jej współpodróżnik, jednak skłamałaby gdyby przyznała, że jego stan na nią nie wpływał. Kątem oka łypała na mężczyznę, nie chcąc dać poznać po sobie, że się o niego martwi. - Boisz się latać?! - wydusiła w końcu przez zęby, nie chcąc aby usłyszał to ktokolwiek, kto mógłby zarobić na sprzedaży tej informacji portalom plotkarskim.
Cem Ayers
Odwróciła w końcu głowę w jego stronę bo brzmiał jakoś dziwnie. Zmrużyła oczy, przyglądając się bacznie jego reakcjom. Wyglądał blado, jakby miał zaraz zwymiotować. Miała jednak nadzieję, że oszczędzi jej tych wrażeń i to jedynie jej błędne wrażenie. - Zobaczymy co zwiedzimy i czy będziemy w stanie, - odpowiedziała rzeczowo, podejrzliwie mu się przyglądając. Może miał kaca? Albo zatruł się jakimś jedzeniem? Pewnie jako samotny człowiek nawet nie gotował i spożywał jakieś niezdrowe mrożonki. Dopiła kawę do końca i odstawiła pusty kubek na odpowiednie miejsce. Miała nadzieję, że cokolwiek dolegało Cemowi, nie było zaraźliwe.
- Dobrze się czujesz? - spytała w końcu, ignorując pytanie o jej nastrój. Usiadła bokiem, aby nieco odseparować ich od reszty pasażerów. Dokładnie obejrzała jego sylwetkę; oprócz tego, że wyglądał na osobę, która nie chciała z nią rozmawiać - co wcale jej nie dziwiło - to na dodatek była pewna, że rozkładała go jakaś choroba. Gdyby nie rany na dłoniach, które odkryła podczas eksploracji jego ciała. - Ktoś ci spuścił łomot? - ściszyła ton, jakby zdradzając mu jakąś tajemnicę. Nie mogła uwierzyć w to, że znalazłby się ktoś kto miałby więcej siły niż siedzący obok niej mężczyzna.
Nie miała pojęcia o jego lękach i schorzeniach. Sama nie miała problemów ani z zamkniętymi przestrzeniami, ani z lękiem przed upadkiem. Loty były dla niej czymś oczywistym, nie analizowała ich tak bardzo, aby oddawać kontrolę nad nimi swojej głowie.
Nie wiedziała też, że ma zwierzęta. Nigdy o nich nie wspominał, albo po prostu ona nieuważnie go słuchała. Rozpromieniła się na tę wiadomość bo nigdy nie miała żadnego pupila: najpierw rodzice nie byli entuzjastami tego pomysłu, a później nie miała czasu aby poświęcić go na potencjalne zwierzęta. Była odpowiedzialna, wiedziała, że posiadanie pupila to nie zabawa. Należało mu zapewnić odpowiednie warunki i przede wszystkim dużo miłości. - Nie mam uczulenia, przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Ile i jakie masz te zwierzęta? - dopytała dużo spokojniej, naprawdę zaciekawiona jego zwierzyńcem. Nie miała nawet nic przeciwko temu jakby mogła rankiem spacerować z jakimś psem; uważała to za niebywale relaksujące i o wiele ciekawsze niż poranne, samotne bieganie po okolicy.
Elias był wdzięczny za opiekę, którą Cem otaczał Eden. On sam nie miał za wiele czasu; praktyka lekarska i ciągłe dyżury w szpitalu skutecznie odbierały mu możliwość spędzenia wspólnie czasu z dziewczyną. Byli ze sobą wiele lat i z roku na rok miał wrażenie, że było co raz gorzej. I chociaż bał się, że ktoś może ją mu zabrać, cieszył się za każdym razem, gdy Eden mogła zobaczyć świat z innej perspektywy u czyjegoś boku. A skoro tym razem jej kompanem została tak z a u f a n a osoba, nie mógł odmówić.
- Ten lot będzie na tyle długi, że wyśpię się chyba za wszystkie czasy. - nie miała innych planów. Raczej Cem nie zapewni jej żadnych rozrywek podczas gdy sam ledwie się trzymał. Długo jednak nie musiała czekać, ponieważ pan od bagażu podręcznego poczęstował ją - jak się okazało - jej ulubionymi cukierkami, omijając przy tym oczywiście Cema. - Moje ulubione, jakby pan zgadł! - odparła promiennie, naprawdę zaskoczona tym zbiegiem okoliczności.
Rozpakowała cukierka i wsunęła go sobie do ust, a następnie zapięła pas bezpieczeństwa. Całe szczęście nie mierzyła się z podobnymi problemami co jej współpodróżnik, jednak skłamałaby gdyby przyznała, że jego stan na nią nie wpływał. Kątem oka łypała na mężczyznę, nie chcąc dać poznać po sobie, że się o niego martwi. - Boisz się latać?! - wydusiła w końcu przez zęby, nie chcąc aby usłyszał to ktokolwiek, kto mógłby zarobić na sprzedaży tej informacji portalom plotkarskim.
Cem Ayers
-
Cemil (czyt. Dżemil) jest kanadyjsko-tureckim aktorem. Należy do osób ambitnych i lubiących wyzwania. Mieszkał przez 12 lat w Stambule, do którego myśli się przeprowadzić w przyszłości.
Jest empatyczny, towarzyski i udziela się charytatywnie. Chciałby się ustatkować, ale jego ukochana Eden ma już chłopaka, tylko... czy to na pewno jest problem? ♥nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Może tak, może nie. W każdym razie miał odmienne zdanie, jeśli chodziło o jej zachowanie. Miała prawo odmówić i czymś się wykręcił i nie miałby jej tego za złe. Sam nieźle nabroił i musiałby jakoś ponieść konsekwencje tego, co zrobił, albo raczej czego nie zrobił, a mógł…
- Czekałem, naprawdę – starał się jej to dobitnie przedstawić. - No nieważne. Przyszłaś, więc chyba nie mamy już o czym mówić – powiedział niby to obojętnie, ale tak naprawdę ciągle analizował jej zachowanie. Po prostu chciała mu zrobić na złość, był o tym więcej niż przekonany. A jednak cierpliwie znosił wszystko, bo dlaczego miałby jej się odgryźć? Jedną z cech Cema, była jego cierpliwość i opanowanie – szczególnie wobec Eden. To one decydowały o tym, że mówił spokojnie i wydawał się być pogodzony z tym, co się działo ostatnio. Mieli do tego nie wracać, dlatego też tego nie robił. Życie płynęło dalej, a on i tak miał jeszcze coś do powiedzenia.
Zapytany o samopoczucie, po prostu pokręcił głową w odpowiedzi. Było widać, że naprawdę coś się z nim działo, ale nie przyznał się głośno do tego. Jeszcze nie. Po prostu starał się nie myśleć o źródle swoich problemów. Eden całkiem dobrze sobie radziła w zagadywaniu go i dobrze. Nie musiał myśleć o tym, że znów czuje się jak tuńczyk w puszce. W klasie biznes miał więcej przestrzeni i lepsze warunki, ale teraz nie był sam, więc nie mógł narzekać.
- Mówisz o tym? – spojrzał odruchowo na swoją rękę. Zupełnie zapomniał o tym, że ona nie wiedziała o jego wyczynie. – Sam to sobie zrobiłem – powiedział to takim tonem, jakby nie było o czym mówić. – To znaczy… to był wypadek – zaczął kręcić. – Naprawdę, to nic takiego – oczywiście nie drążył tematu, bo musiałby przyznać kiedy i co zrobił, a przecież tamta noc została skreślona z ich historii. Teoretycznie, bo on nie mógł o tym zapomnieć.
Rozmowa była dobra, odwracała uwagę i po prostu nie musiał się kulić w sobie, co patrząc na faceta jego gabarytów, wyglądało dość dziwnie. Tak, dobrze wyczuwała, że coś było nie tak i za kilka minut miała się o tym dowiedzieć. Nie było to coś wstydliwego, bardziej szkodliwym i destrukcyjnym był lęk przed samotnością, o którym wiedziała jedynie jego siostra. Kiedyś powie o tym Eden, ale w odpowiednim miejscu i chwili. Kto wie, może właśnie tam, w Stambule? W mieście, który był jego domem i schronieniem, gdzie nie bywał samotny, a jednak nie miał z kim dzielić się najważniejszym – swoimi nadziejami i obawami. Miał zwierzaki, to one dotrzymywały mu towarzystwa, one były szczere, potrzebowały tylko zainteresowania i miłości. Był przy nich spokojniejszy.
- Mam psa i dwa koty – wyjaśnił. – Wiesz, cisza w dużym domu bywa czasami nieznośna, a tak mam chociaż kompanów i nie jestem tam sam – unikał jej spojrzenia. Samotność – najbardziej nieznośne ze słów w jego słowniku. Chociaż wydawało się, że jemu to nie grozi, właśnie to dobijało go najbardziej.
Eden miała swojego faceta, a on? Miał zwierzaki. Rozmawiał z nimi, gdy miał obok tylko je. Dbał o nie i tęsknił, gdy musiał siedzieć w Toronto.
- Eren dba o dom i zajmuje się zwierzętami. Poznasz go, gdy dolecimy. Odbierze nas z lotniska – najchętniej sam by prowadził, ale po długim locie nigdy się tego nie podejmował. – Niestety słabo zna angielski, więc jeśli zarzucisz jakimś zdaniem po turecku, będzie mu miło – mieli dużo czasu na lekcje, tak w razie czego. No chyba, że ściągnęła sobie aplikację tłumaczącą na telefon, by było jej łatwiej ogarniać, co i jak. Pewnie Cem jej to podpowiedział.
- Pewnie, śpij jeśli chcesz – zgodził się, ale tak naprawdę miał nadzieję, że poświęci mu trochę czasu, w imię przyjaźni, której nie chciał nagle zakończyć. Mogli ze sobą rozmawiać jak ludzie, teraz był tego najlepszy przykład. Jeśli chcieli, to potrafili coś osiągnąć.
- Ja raczej nie dam rady – odparł spokojnie, chociaż daleko mu było do zachowania równowagi. I nawet gdyby ktoś chciał go czymś poczęstować, odmówiłby. Za bardzo był nerwowy, co chyba wyczuła sama Eden. Przetarł palcami oczy, niby ot tak sobie, ale był widocznie spięty i nie wiedział, co ze sobą zrobić.
- Mam klaustrofobię – wyznał. Mina kobiety chyba najlepiej świadczyła o tym, że nie miała pojęcia o tym, co mu dokuczało. – Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale tak właśnie jest. Za każdym razem kiedy latam, czuję się jakbym był wciśniętą do puszki rybą. Nie miałaś okazji tego zauważyć, ale zawsze wybieram schody, a nie windy. No chyba, że nie mam wyjścia. Unikam ich jak mogę, nawet na ekranie, chociaż z tym różnie bywa. Kiedy już gdzieś lecę, staram się tam spędzić trochę czasu, bo każdy lot to powtórka z rozrywki – tak właśnie wyglądała jego rzeczywistość. To była tajemnica, ale chyba nie miała zamiaru z nikim o tym rozmawiać.
- Dla mnie każda minuta w samolocie to wieczność, ale kto by pomyślał, prawda? – odetchnął głęboko. Już przeżywał zmianę wysokości, ciasnotę maszyny i to, że będzie w niej uwięziony na długie godziny. Na szczęście miał Eden. I nawet jeśli będzie spać, on będzie się uspokajał patrząc na jej spokojną twarz. Jej widok zawsze dobrze na niego działał.
eden de poesy
- Czekałem, naprawdę – starał się jej to dobitnie przedstawić. - No nieważne. Przyszłaś, więc chyba nie mamy już o czym mówić – powiedział niby to obojętnie, ale tak naprawdę ciągle analizował jej zachowanie. Po prostu chciała mu zrobić na złość, był o tym więcej niż przekonany. A jednak cierpliwie znosił wszystko, bo dlaczego miałby jej się odgryźć? Jedną z cech Cema, była jego cierpliwość i opanowanie – szczególnie wobec Eden. To one decydowały o tym, że mówił spokojnie i wydawał się być pogodzony z tym, co się działo ostatnio. Mieli do tego nie wracać, dlatego też tego nie robił. Życie płynęło dalej, a on i tak miał jeszcze coś do powiedzenia.
Zapytany o samopoczucie, po prostu pokręcił głową w odpowiedzi. Było widać, że naprawdę coś się z nim działo, ale nie przyznał się głośno do tego. Jeszcze nie. Po prostu starał się nie myśleć o źródle swoich problemów. Eden całkiem dobrze sobie radziła w zagadywaniu go i dobrze. Nie musiał myśleć o tym, że znów czuje się jak tuńczyk w puszce. W klasie biznes miał więcej przestrzeni i lepsze warunki, ale teraz nie był sam, więc nie mógł narzekać.
- Mówisz o tym? – spojrzał odruchowo na swoją rękę. Zupełnie zapomniał o tym, że ona nie wiedziała o jego wyczynie. – Sam to sobie zrobiłem – powiedział to takim tonem, jakby nie było o czym mówić. – To znaczy… to był wypadek – zaczął kręcić. – Naprawdę, to nic takiego – oczywiście nie drążył tematu, bo musiałby przyznać kiedy i co zrobił, a przecież tamta noc została skreślona z ich historii. Teoretycznie, bo on nie mógł o tym zapomnieć.
Rozmowa była dobra, odwracała uwagę i po prostu nie musiał się kulić w sobie, co patrząc na faceta jego gabarytów, wyglądało dość dziwnie. Tak, dobrze wyczuwała, że coś było nie tak i za kilka minut miała się o tym dowiedzieć. Nie było to coś wstydliwego, bardziej szkodliwym i destrukcyjnym był lęk przed samotnością, o którym wiedziała jedynie jego siostra. Kiedyś powie o tym Eden, ale w odpowiednim miejscu i chwili. Kto wie, może właśnie tam, w Stambule? W mieście, który był jego domem i schronieniem, gdzie nie bywał samotny, a jednak nie miał z kim dzielić się najważniejszym – swoimi nadziejami i obawami. Miał zwierzaki, to one dotrzymywały mu towarzystwa, one były szczere, potrzebowały tylko zainteresowania i miłości. Był przy nich spokojniejszy.
- Mam psa i dwa koty – wyjaśnił. – Wiesz, cisza w dużym domu bywa czasami nieznośna, a tak mam chociaż kompanów i nie jestem tam sam – unikał jej spojrzenia. Samotność – najbardziej nieznośne ze słów w jego słowniku. Chociaż wydawało się, że jemu to nie grozi, właśnie to dobijało go najbardziej.
Eden miała swojego faceta, a on? Miał zwierzaki. Rozmawiał z nimi, gdy miał obok tylko je. Dbał o nie i tęsknił, gdy musiał siedzieć w Toronto.
- Eren dba o dom i zajmuje się zwierzętami. Poznasz go, gdy dolecimy. Odbierze nas z lotniska – najchętniej sam by prowadził, ale po długim locie nigdy się tego nie podejmował. – Niestety słabo zna angielski, więc jeśli zarzucisz jakimś zdaniem po turecku, będzie mu miło – mieli dużo czasu na lekcje, tak w razie czego. No chyba, że ściągnęła sobie aplikację tłumaczącą na telefon, by było jej łatwiej ogarniać, co i jak. Pewnie Cem jej to podpowiedział.
- Pewnie, śpij jeśli chcesz – zgodził się, ale tak naprawdę miał nadzieję, że poświęci mu trochę czasu, w imię przyjaźni, której nie chciał nagle zakończyć. Mogli ze sobą rozmawiać jak ludzie, teraz był tego najlepszy przykład. Jeśli chcieli, to potrafili coś osiągnąć.
- Ja raczej nie dam rady – odparł spokojnie, chociaż daleko mu było do zachowania równowagi. I nawet gdyby ktoś chciał go czymś poczęstować, odmówiłby. Za bardzo był nerwowy, co chyba wyczuła sama Eden. Przetarł palcami oczy, niby ot tak sobie, ale był widocznie spięty i nie wiedział, co ze sobą zrobić.
- Mam klaustrofobię – wyznał. Mina kobiety chyba najlepiej świadczyła o tym, że nie miała pojęcia o tym, co mu dokuczało. – Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale tak właśnie jest. Za każdym razem kiedy latam, czuję się jakbym był wciśniętą do puszki rybą. Nie miałaś okazji tego zauważyć, ale zawsze wybieram schody, a nie windy. No chyba, że nie mam wyjścia. Unikam ich jak mogę, nawet na ekranie, chociaż z tym różnie bywa. Kiedy już gdzieś lecę, staram się tam spędzić trochę czasu, bo każdy lot to powtórka z rozrywki – tak właśnie wyglądała jego rzeczywistość. To była tajemnica, ale chyba nie miała zamiaru z nikim o tym rozmawiać.
- Dla mnie każda minuta w samolocie to wieczność, ale kto by pomyślał, prawda? – odetchnął głęboko. Już przeżywał zmianę wysokości, ciasnotę maszyny i to, że będzie w niej uwięziony na długie godziny. Na szczęście miał Eden. I nawet jeśli będzie spać, on będzie się uspokajał patrząc na jej spokojną twarz. Jej widok zawsze dobrze na niego działał.
eden de poesy
Angellore / dc: xangellorex
wyjdzie po ewentualnych ustaleniach
-
Wychowała się w cieniu ortodoksyjnych murów, gdzie cisza była językiem, a świat – zakazanym snem. Uciekła w słowa, które stały się jej wolnością i bronią, pisząc książkę, w której zakodowała własne dzieciństwo.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Nie spodobało jej się to, że mógł sam sobie wyrządzić krzywdę. Wprawdzie nie miała pomysłu co do tego w jakich okolicznościach mogło dojść do ran na jego dłoni, jednak nie sprawiło to, że pozostawała obojętna. Naprawdę martwił ją stan mężczyzny. Nie powiązywała tego z ostatnim i n c y d e n t e m, bo próbowała to wyrzucić z głowy. Sądziła, że był po prostu na nią zły, a rany na dłoniach to po prostu niebezpieczny wypadek. - Widział to chociaż lekarz? - to, że on nie chciał drążyć tematu, nie znaczyło, że ona tak szybko odpuści. Może gdyby chodziło o coś innego, ale nie o coś co miało wpływ na jego zdrowie.
Uśmiechnęła się na wzmiankę o zwierzyńcu. Naprawdę nie mogła doczekać się tego spotkania. Jej zdaniem domy pełne zwierząt miały w sobie coś czarującego, przyjaznego. Sam fakt, że cały czas kręcił się w pobliżu ktoś, kto był ci oddany, był fascynujący. Kto wie, może dostąpi tego zaszczytu i któreś z pupili Cema zechce spędzać z nią czas na tarmoszeniu, głaskaniu i ciągłym przytulaniu. - Jak się nazywają? - pytała spokojnie, chcąc zakodować jak najwięcej szczegółów. Uważała, że zaangażowanie było najwyższą formą szacunku. Zdawała sobie sprawę z tego ile warte było dla niego życie w Turcji i zignorowanie tego nie było zupełnie w jej stylu. Nawet jeśli mogła wydawać się na niego wściekła, a jej obrażenie było widoczne na twarzy na pierwszy rzut oka, nadal pozostawała przecież sobą. - Jak w takim razie powinnam powiedzieć: cześć, jestem Eden i miło mi cię poznać? - drążyła temat, skoro byli już wątkiem przy obecności w Stambule. Mieli ogrom czasu, którego nie chciała tracić na studiowanie słowników czy aplikacji. Była przekonana, że Cem - pomimo swojej niedyspozycji - udzieli jej kilku wskazówek, rad i nauczy podstawowych pojęć. Wiadomo, że nie zrozumie zbyt dużo, jednak za miłe uważała poprawne przywitanie kogoś w sklepie czy podziękowanie za przyrządzenie obiadu. Cem będzie musiał zostać jej osobistym tłumaczem, jednak sama także chciałaby od czasu do czasu sprawić komuś przyjemność.
Zupełnie nie spodziewała się takiego wyznania. Sądziła, że jest na nią obrażony i zdystansowany. Jednak to wiele wyjaśniało, bo nawet jeśli nie chciałby z nią rozmawiać, raczej nie wyglądałby tak jakby miał opróżnić zawartość żołądka.
Chciała mu pomóc, jednak była słabą terapeutką. Mogłaby podzielić się z nim swoimi lękami, jednak nie był to plebiscyt na najbardziej nietypowe schorzenie. Zamiast tego oparła się wygodnie o fotel, lecz głowę odwróciła w jego stronę. Niepewnie ułożyła dłoń na jego kolanie, wewnętrzną stroną ku górze. Zapraszając go do uścisku, poruszyła delikatnie palcami. Nie miała planu - improwizowała. Gdyby powiedział jej wcześniej, może skonsultowałaby z kimś to, jak pomóc osobie z klaustrofobią w samolocie. Jednak Cem postanowił zatrzymać tę tajemnicę aż do dzisiaj, z niewiadomych jej powodów. - Zamknij oczy. - poprosiła spokojnie. - Jak już dolecimy i Eren zabierze nas do domu, pierwsze co zrobię to zjem owoc. - zaczęła półszeptem swoją opowieść, masując kciukiem wierzch dłoni przyjaciela. - Ale najpierw przywitamy się z Twoimi zwierzakami. Pewnie ucieszą się na Twój widok. Dawno cię nie widziały, więc początkowo mogą być nieufne. Później jednak każde z nich będzie łaknęło Twojej obecności. - ciągnęła, mając nadzieję, że chociaż odrobinę przybliży go do celu, który był niedaleką, choć bardzo wyczerpującą przyszłością. - Ale mi będzie zależało na owocu. Chcę spróbować czegoś, na co teraz w Turcji jest sezon. Chwycę to w dłonie i łapczywie się wgryzę. Owoc będzie tak mięsisty i aromatyczny, że jego sok spłynie po mojej dłoni, przedramieniu, aż do łokcia. Będzie miał słodki smak, a jego zapach będzie czuć w całym pomieszczeniu. Powstrzymam się ostatkiem sił, aby nie zlizać spływającego miąższu z dłoni. - przerwała na chwilę, jednak nie dlatego, że nie wiedziała jak kontynuować. Badała jego reakcję, sprawdzała czy skupił się na tym co mówiła i czy chociaż na chwilę jego świadomość zbłądziła już w jego stambulskich salonach. - Jaki owoc dla mnie przygotowałeś? - spytała niespodziewanie, chcąc aby stał się częścią tej opowieści. Nie chciała wymuszać na nim realizacji jej fantazji. Owoc był tylko narzędziem do wprowadzenia go w pewien rodzaj hipnozy, nie chciała aby miał wyrzuty sumienia gdyby okazało się, że nie przygotował dla niej żadnego lokalnego owocu.
Cem Ayers
Uśmiechnęła się na wzmiankę o zwierzyńcu. Naprawdę nie mogła doczekać się tego spotkania. Jej zdaniem domy pełne zwierząt miały w sobie coś czarującego, przyjaznego. Sam fakt, że cały czas kręcił się w pobliżu ktoś, kto był ci oddany, był fascynujący. Kto wie, może dostąpi tego zaszczytu i któreś z pupili Cema zechce spędzać z nią czas na tarmoszeniu, głaskaniu i ciągłym przytulaniu. - Jak się nazywają? - pytała spokojnie, chcąc zakodować jak najwięcej szczegółów. Uważała, że zaangażowanie było najwyższą formą szacunku. Zdawała sobie sprawę z tego ile warte było dla niego życie w Turcji i zignorowanie tego nie było zupełnie w jej stylu. Nawet jeśli mogła wydawać się na niego wściekła, a jej obrażenie było widoczne na twarzy na pierwszy rzut oka, nadal pozostawała przecież sobą. - Jak w takim razie powinnam powiedzieć: cześć, jestem Eden i miło mi cię poznać? - drążyła temat, skoro byli już wątkiem przy obecności w Stambule. Mieli ogrom czasu, którego nie chciała tracić na studiowanie słowników czy aplikacji. Była przekonana, że Cem - pomimo swojej niedyspozycji - udzieli jej kilku wskazówek, rad i nauczy podstawowych pojęć. Wiadomo, że nie zrozumie zbyt dużo, jednak za miłe uważała poprawne przywitanie kogoś w sklepie czy podziękowanie za przyrządzenie obiadu. Cem będzie musiał zostać jej osobistym tłumaczem, jednak sama także chciałaby od czasu do czasu sprawić komuś przyjemność.
Zupełnie nie spodziewała się takiego wyznania. Sądziła, że jest na nią obrażony i zdystansowany. Jednak to wiele wyjaśniało, bo nawet jeśli nie chciałby z nią rozmawiać, raczej nie wyglądałby tak jakby miał opróżnić zawartość żołądka.
Chciała mu pomóc, jednak była słabą terapeutką. Mogłaby podzielić się z nim swoimi lękami, jednak nie był to plebiscyt na najbardziej nietypowe schorzenie. Zamiast tego oparła się wygodnie o fotel, lecz głowę odwróciła w jego stronę. Niepewnie ułożyła dłoń na jego kolanie, wewnętrzną stroną ku górze. Zapraszając go do uścisku, poruszyła delikatnie palcami. Nie miała planu - improwizowała. Gdyby powiedział jej wcześniej, może skonsultowałaby z kimś to, jak pomóc osobie z klaustrofobią w samolocie. Jednak Cem postanowił zatrzymać tę tajemnicę aż do dzisiaj, z niewiadomych jej powodów. - Zamknij oczy. - poprosiła spokojnie. - Jak już dolecimy i Eren zabierze nas do domu, pierwsze co zrobię to zjem owoc. - zaczęła półszeptem swoją opowieść, masując kciukiem wierzch dłoni przyjaciela. - Ale najpierw przywitamy się z Twoimi zwierzakami. Pewnie ucieszą się na Twój widok. Dawno cię nie widziały, więc początkowo mogą być nieufne. Później jednak każde z nich będzie łaknęło Twojej obecności. - ciągnęła, mając nadzieję, że chociaż odrobinę przybliży go do celu, który był niedaleką, choć bardzo wyczerpującą przyszłością. - Ale mi będzie zależało na owocu. Chcę spróbować czegoś, na co teraz w Turcji jest sezon. Chwycę to w dłonie i łapczywie się wgryzę. Owoc będzie tak mięsisty i aromatyczny, że jego sok spłynie po mojej dłoni, przedramieniu, aż do łokcia. Będzie miał słodki smak, a jego zapach będzie czuć w całym pomieszczeniu. Powstrzymam się ostatkiem sił, aby nie zlizać spływającego miąższu z dłoni. - przerwała na chwilę, jednak nie dlatego, że nie wiedziała jak kontynuować. Badała jego reakcję, sprawdzała czy skupił się na tym co mówiła i czy chociaż na chwilę jego świadomość zbłądziła już w jego stambulskich salonach. - Jaki owoc dla mnie przygotowałeś? - spytała niespodziewanie, chcąc aby stał się częścią tej opowieści. Nie chciała wymuszać na nim realizacji jej fantazji. Owoc był tylko narzędziem do wprowadzenia go w pewien rodzaj hipnozy, nie chciała aby miał wyrzuty sumienia gdyby okazało się, że nie przygotował dla niej żadnego lokalnego owocu.
Cem Ayers
-
Cemil (czyt. Dżemil) jest kanadyjsko-tureckim aktorem. Należy do osób ambitnych i lubiących wyzwania. Mieszkał przez 12 lat w Stambule, do którego myśli się przeprowadzić w przyszłości.
Jest empatyczny, towarzyski i udziela się charytatywnie. Chciałby się ustatkować, ale jego ukochana Eden ma już chłopaka, tylko... czy to na pewno jest problem? ♥nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Nie mógł jej opowiedzieć o tym zdarzeniu, bo wiązało się z nocą, którą miał zapomnieć. Tylko, że to było niemożliwe. Bo jak miałby nie wracać pamięcią do chwil, gdy byli tak blisko ze sobą, jak nigdy wcześniej? Chciał tego, ponad wszystko, ale musiał to przerwać. I był wściekły na siebie, że nie potrafił się zatrzymać i zabrnęli tak daleko. Zapominał się czasem, że nie mógł prosić o nic, ale chciał, tak bardzo chciał, że z ja i ty, stało się my. Złość wyładował na lustrze, a ból zapijał alkoholem. Nie wyszło mu to na dobre.
- Nie martw się tym, poszedłem gdzie trzeba. Prawdę mówiąc, dopiero co zdjąłem opatrunek. Zostanie kilka blizn, ale to nic takiego – powiedział to tak, jakby nie było o czym mówić. – Trzeba będzie tylko coś z tym zrobić przed premierą – coś się wymyśli, jak zawsze. Ból bywa dobry. Przynajmniej czujesz, że żyjesz – dopowiedział sobie w myślach.
Lubił mówić za to o zwierzętach. To byli jego przyjaciele. Dawali bezwarunkową miłość i nie skarżyli się. Nie popełniali błędów, nie odchodziły nagle znudzone, czy urażone – po prostu tam byli.
- Vito był ze mną od szczenięcia. Przygarnąłem go ze schroniska. Chociaż to smutne miejsce, dziwnie dodaje otuchy, bo wiesz, że spotkasz tam dobrych ludzi. Tylko żal patrzeć na tyle samotnych zwierząt.
Dużo podróżuję, ale ma dobrą opiekę. Koty to Ares i Orion. One również trafiły do mnie przypadkiem. Bo widzisz, w Stambule jest pełno kotów. Są wszędzie, to prawdziwa mafia tego miasta. Wszyscy je dokarmiają, więc nie mają źle. Ta dwójka chodziła do portu, gdzie jest taka klimatyczna knajpka. Często tam chodziłem i widziałem tę dwójkę razem. Pewnego dnia po prostu poszły za mną w stronę samochodu. Wiedziałem już, że mnie polubiły. Zabrałem je do weterynarza, a później do domu. Na szczęście Vito nie miał z nimi problemu – opowiadał i czuł się nieco lepiej. Zajęcie umysłu innym tematem niż lot, było naprawdę dobre.
Tak samo było z lekcją tureckiego. Mógł się chociaż na coś przydać, przynajmniej Eden miała od razu lekcję wymowy. Nie uważał się za dobrego nauczyciela, ale przecież mógł pomóc.
- Merhaba, ben Eden – mówił to wolno i wyraźnie. - Tanıştığıma memnun oldum – dopowiedział.
- Może być ci trudno na początku, ale zapamiętasz. Litery nie są trudne do nauki, a przynajmniej coś byś mogła odczytać. Mimo to Stambuł to miasto wielu kultur, usłyszysz tam różne języki, a angielski jest na porządku dziennym. Mimo to uważam, że dobrze jest znać jakieś podstawy, ciekaw jestem ile słówek podchwycisz na miejscu – był przekonany o tym, że dobrze jej pójdzie. To było ciekawe, uczyć się czegoś nowego w nowo poznanym kraju. – I jestem bardzo ciekawy tego, z czym będzie ci się kojarzyć Turcja, czym pachnieć i czym smakować. Zabiorę cię w miejsca, gdzie można zjeść tradycyjne potrawy, posłuchać tureckiej muzyki, pokażę ważne miejsca historyczne. Mam nadzieję, że zakochasz się w nich tak, jak ja – zakochałem się w tobie – zakończył w myślach.
Eden skutecznie odrywała jego myśli od swojej fobii. Poza tym nawet gdyby była zła i próbowała spać, on patrzyłby na nią i od tego widoku czerpałby siłę i spokój. Mógł przecież patrzeć na nią godzinami i nie mieć dosyć. Od kiedy poznał smak jej ust i delikatność skóry, nie potrafił o nich zapomnieć. Gdy położyła swoją dłoń na jego kolanie, zdziwił się temu. Przeszedł go miły dreszcz, ale nie od razu wyciągnął ku niej swoją własną. W końcu jednak zrobił to, widząc, że nie zwodzi go i coś chce tym osiągnąć. Był spięty i na pewno to wyczuła, ale chyba chodziło właśnie o to, by mu pomóc zapomnieć chociaż przez jakiś czas.
Zamknął oczy, chociaż wolałby pewnie na nią patrzeć. Mimo to zrozumiał jej intencje, gdy tylko wypełnił polecenie i starał się zrelaksować. Skupiał się na jej słowach i na dotyku. Napięcie powoli ustępowało. Krok po kroku. Myślał o Eden i słuchał jej głosu.
- Vito będzie chciał się z tobą pobawić. To taka wielka i żywa maskotka – przypominał sobie, jak sam lubił tarmosić swego przyjaciela. Zdecydowanie polubi nową znajomą, a co do owoców…
- Teraz najlepsze są figi i morele – odpowiedział. – Na pewno je znajdziesz. I będę się śmiać, widząc zapał, z jakim pochłaniasz kolejne sztuki – uśmiechnął się do swoich wizji.
- Chciałbym, żeby spodobało ci się tam i żebyś znalazła coś dla siebie – dodał, nie otwierając oczu.
- Będziesz miała przestronny pokój, z najlepszym widokiem na okolicę. I pójdziemy na plażę, do mojego ulubionego miejsca. Tam jest cicho i spokojnie. Można pomyśleć i po prostu się zrelaksować. I nie będę sobą, jeśli nie spróbuję cię wrzucić do basenu – zaśmiał się cicho. Eden chyba znalazła na niego dobry sposób. Wkręcał się w tę opowieść i wracał do miejsc, które lubił.
eden de poesy
- Nie martw się tym, poszedłem gdzie trzeba. Prawdę mówiąc, dopiero co zdjąłem opatrunek. Zostanie kilka blizn, ale to nic takiego – powiedział to tak, jakby nie było o czym mówić. – Trzeba będzie tylko coś z tym zrobić przed premierą – coś się wymyśli, jak zawsze. Ból bywa dobry. Przynajmniej czujesz, że żyjesz – dopowiedział sobie w myślach.
Lubił mówić za to o zwierzętach. To byli jego przyjaciele. Dawali bezwarunkową miłość i nie skarżyli się. Nie popełniali błędów, nie odchodziły nagle znudzone, czy urażone – po prostu tam byli.
- Vito był ze mną od szczenięcia. Przygarnąłem go ze schroniska. Chociaż to smutne miejsce, dziwnie dodaje otuchy, bo wiesz, że spotkasz tam dobrych ludzi. Tylko żal patrzeć na tyle samotnych zwierząt.
Dużo podróżuję, ale ma dobrą opiekę. Koty to Ares i Orion. One również trafiły do mnie przypadkiem. Bo widzisz, w Stambule jest pełno kotów. Są wszędzie, to prawdziwa mafia tego miasta. Wszyscy je dokarmiają, więc nie mają źle. Ta dwójka chodziła do portu, gdzie jest taka klimatyczna knajpka. Często tam chodziłem i widziałem tę dwójkę razem. Pewnego dnia po prostu poszły za mną w stronę samochodu. Wiedziałem już, że mnie polubiły. Zabrałem je do weterynarza, a później do domu. Na szczęście Vito nie miał z nimi problemu – opowiadał i czuł się nieco lepiej. Zajęcie umysłu innym tematem niż lot, było naprawdę dobre.
Tak samo było z lekcją tureckiego. Mógł się chociaż na coś przydać, przynajmniej Eden miała od razu lekcję wymowy. Nie uważał się za dobrego nauczyciela, ale przecież mógł pomóc.
- Merhaba, ben Eden – mówił to wolno i wyraźnie. - Tanıştığıma memnun oldum – dopowiedział.
- Może być ci trudno na początku, ale zapamiętasz. Litery nie są trudne do nauki, a przynajmniej coś byś mogła odczytać. Mimo to Stambuł to miasto wielu kultur, usłyszysz tam różne języki, a angielski jest na porządku dziennym. Mimo to uważam, że dobrze jest znać jakieś podstawy, ciekaw jestem ile słówek podchwycisz na miejscu – był przekonany o tym, że dobrze jej pójdzie. To było ciekawe, uczyć się czegoś nowego w nowo poznanym kraju. – I jestem bardzo ciekawy tego, z czym będzie ci się kojarzyć Turcja, czym pachnieć i czym smakować. Zabiorę cię w miejsca, gdzie można zjeść tradycyjne potrawy, posłuchać tureckiej muzyki, pokażę ważne miejsca historyczne. Mam nadzieję, że zakochasz się w nich tak, jak ja – zakochałem się w tobie – zakończył w myślach.
Eden skutecznie odrywała jego myśli od swojej fobii. Poza tym nawet gdyby była zła i próbowała spać, on patrzyłby na nią i od tego widoku czerpałby siłę i spokój. Mógł przecież patrzeć na nią godzinami i nie mieć dosyć. Od kiedy poznał smak jej ust i delikatność skóry, nie potrafił o nich zapomnieć. Gdy położyła swoją dłoń na jego kolanie, zdziwił się temu. Przeszedł go miły dreszcz, ale nie od razu wyciągnął ku niej swoją własną. W końcu jednak zrobił to, widząc, że nie zwodzi go i coś chce tym osiągnąć. Był spięty i na pewno to wyczuła, ale chyba chodziło właśnie o to, by mu pomóc zapomnieć chociaż przez jakiś czas.
Zamknął oczy, chociaż wolałby pewnie na nią patrzeć. Mimo to zrozumiał jej intencje, gdy tylko wypełnił polecenie i starał się zrelaksować. Skupiał się na jej słowach i na dotyku. Napięcie powoli ustępowało. Krok po kroku. Myślał o Eden i słuchał jej głosu.
- Vito będzie chciał się z tobą pobawić. To taka wielka i żywa maskotka – przypominał sobie, jak sam lubił tarmosić swego przyjaciela. Zdecydowanie polubi nową znajomą, a co do owoców…
- Teraz najlepsze są figi i morele – odpowiedział. – Na pewno je znajdziesz. I będę się śmiać, widząc zapał, z jakim pochłaniasz kolejne sztuki – uśmiechnął się do swoich wizji.
- Chciałbym, żeby spodobało ci się tam i żebyś znalazła coś dla siebie – dodał, nie otwierając oczu.
- Będziesz miała przestronny pokój, z najlepszym widokiem na okolicę. I pójdziemy na plażę, do mojego ulubionego miejsca. Tam jest cicho i spokojnie. Można pomyśleć i po prostu się zrelaksować. I nie będę sobą, jeśli nie spróbuję cię wrzucić do basenu – zaśmiał się cicho. Eden chyba znalazła na niego dobry sposób. Wkręcał się w tę opowieść i wracał do miejsc, które lubił.
eden de poesy
Angellore / dc: xangellorex
wyjdzie po ewentualnych ustaleniach
-
Wychowała się w cieniu ortodoksyjnych murów, gdzie cisza była językiem, a świat – zakazanym snem. Uciekła w słowa, które stały się jej wolnością i bronią, pisząc książkę, w której zakodowała własne dzieciństwo.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Sądziła, że była to jedynie krótka chwila zapomnienia. Że zamienili jej lęk i niepewność w coś bardziej znanego, porządanie. Rozumowała tak samolubnie, że sądziła iż była to forma t e r a p i i , nie czegoś więcej. Nie sądziła, że Cem mógłby dazyć ją tak wielkim uczuciem, którego ucieleśnieniem było wszystko to co dał jej tamtej nocy. Czy to nie była bylko mamiąca chuć, której na całe szczęście się nie poddał?
I że żałował tak bardzo, że był w stanie się okaleczyć.
- Ale pod kątem estetycznym czy medycznym? - nie wiedziała czy chce to w jakiś sposób zakryć czy jeszcze raz skonsultować z lekarzem. Może do czasu premiery nie będzie to na tyle widoczne, aby musieć zajmować tym głowę. Wypadki się zdarzają, nawet najlepszym. Więc nawet jeśli ktoś zauważy tę niedospozycję, będzie w stanie podzielić się historią nabycia ran. Przynajmniej tak sądziła.
Z ciekawością wysłuchała historii zwierząt. Takie ciekawostki sprawiały, że poznawała Cema na nowo, co było bardzo przyjemne. Fascynowało ją to ile mógł jeszcze mieć do ukrycia.
Faktem było, że Cem bardzo sobie cenił przyjaźń ze swoimi czworonożnymi towarzyszami. Było to widać, więc z przyjemnością wsłuchiwała się w każde słowo z nimi związane, kodując w głowie ich imiona, aby później móc ich przywitać jak należy. Przyjaciele jej przyjaciela byli ważni także i dla niej. Miała nadzieję, że sprawdzi się to też w drugą stronę i zwierzęta z zazdrości nie będą próbowały pozbyć się jej z domu ich pana.
Powtórzyła po nim pokracznie te kilka wyrazów po turecku, zapewne robiąc przy tym sporo, nieświadomych błędów. Ten język wydawał się jej być bardzo obcy i niepodobny absolutnie do niczego. Nie kojarzyła go z niczym, więc nawet jeśli teraz robił z niej żarty i uczył zupełnie innego zwrotu, nie zweryfikuje tego.
- Boję się, że zupełnie się tam nie odnajdę. - przyznała. Doceniała to jak bardzo Cem chciał jej zaprezentować kraj swojej matki. Wierzyła w każde z jego słów, jednak wiedziała, że było ono podszyte sentymentem. Ona miała zupełnie inne podejście, jechała tam jako turysta głodny ciekawostek. Chciała skosztować dobrego jedzenia, poznać ludzi, zobaczyć piękne miejsca, a na koniec wrócić tam, gdzie od zawsze toczyło się jej życie. Kochała Toronto, to ono pachniało dla niej miłością. Dawała jednak też szansę Turcji, bo nie miała powodów, aby nie wierzyć Cemowi w jej wyjątkowość. - Przeraża mnie też Twoja popularność tam. - nie wiedziała czego się spodziewać, jednak zdawała sobie sprawę z tego, że jego kariera w kraju matki wyglądała zupełnie inaczej. Chciała być anonimowa, nie przyciągać wzroku, nie zatrzymywać się co kilkanaście metrów tylko dlatego, że jej towarzysz sprawiał, że wszystkie panie w Turcji traciły świadomość. Lubiła swoje życie, to, że nawet jeśli ktoś był fanem jej twórczości, rzadko pamiętał jej twarz. Odpowiadało jej to, bo pozwalało na więcej swobód.
Chciała ulżyć mu w podróży. Widziała jak się męczył, ile kosztowała go ta wyprawa. Zaczęła żałować, że wymusiła na nim tę klasę ekonomiczną, bo faktycznie było ciasno: ona ledwie dawała sobie radę, a co mówić taki rosły mężczyzna. Nie powinien jej tak często słuchać, bo jak widać, nie prowadzi to do niczego dobrego. Miała swoje kaprysy, ale skoro ma na tym cierpieć to nie miało to absolutnie sensu.
Teraz musiała pomóc mu to przetrwać, skoro była sprawcą całego zamieszania. - Nie ma problemu, będę się z nim bawić ile tylko będzie chciał. - zgodziła się, lekko się przy tym uśmiechając. Przez tę opowieść sama miała wrażenie, że jest już na miejscu, chociaż nigdy nie widziała nawet zdjęć z domu Cema. Rozmarzona, zamknęła także oczy, pozwalając sobie oddać się fantazjom. - Morele. Zjem morele. Dam ci nawet jedną, abyś przestał się śmiać, skosztował i zrozumiał dlaczego mam na nie taką ochotę. - szeptała, a jej palce nie przestawały gładzić męskiej dłoni. Oddychała co raz ciszej, a jej głowa tworzyła kolejne obrazy, którymi chciała się podzielić.
Pozwoliła mu przejąć na chwilę inicjatywę i podzielić się fantazjami. Sprawiły, że poczuła przyjemne ciepło i chęć szybszej realizacji tych planów. Wiedziała, że czeka na nią wiele pięknych momentów, które nie mogłyby mieć miejsca podczas zwykłych wakacji. - Pamiętaj tylko, że umiem pływać ale bardzo boję się wody. Panikuję, gdy tracę kontrolę. - uprzedziła, bo na samo wspomnienie o wrzuceniu do basenu skrzywiła się lekko. Nie pamiętała, aby miała kiedykolwiek incydent z podtopieniem, jednak lęk przed wodą był na tyle silny, że wolała nie szaleć. - Chciałabym pooglądać tureckie niebo nocą. - wierzyła w różnice, które mogłaby na nim dostrzec. Chciała poczuć je, zasmakować. Odszukałaby kilka gwiezdnych konstelacji, ułożyła z nich nowe wzory i podzieliła się swoimi pomysłami z przyjacielem. - I mam ochotę na wino. Macie ten dobre wina? - zapytała, wzdychając rozanielona.
Cem Ayers
I że żałował tak bardzo, że był w stanie się okaleczyć.
- Ale pod kątem estetycznym czy medycznym? - nie wiedziała czy chce to w jakiś sposób zakryć czy jeszcze raz skonsultować z lekarzem. Może do czasu premiery nie będzie to na tyle widoczne, aby musieć zajmować tym głowę. Wypadki się zdarzają, nawet najlepszym. Więc nawet jeśli ktoś zauważy tę niedospozycję, będzie w stanie podzielić się historią nabycia ran. Przynajmniej tak sądziła.
Z ciekawością wysłuchała historii zwierząt. Takie ciekawostki sprawiały, że poznawała Cema na nowo, co było bardzo przyjemne. Fascynowało ją to ile mógł jeszcze mieć do ukrycia.
Faktem było, że Cem bardzo sobie cenił przyjaźń ze swoimi czworonożnymi towarzyszami. Było to widać, więc z przyjemnością wsłuchiwała się w każde słowo z nimi związane, kodując w głowie ich imiona, aby później móc ich przywitać jak należy. Przyjaciele jej przyjaciela byli ważni także i dla niej. Miała nadzieję, że sprawdzi się to też w drugą stronę i zwierzęta z zazdrości nie będą próbowały pozbyć się jej z domu ich pana.
Powtórzyła po nim pokracznie te kilka wyrazów po turecku, zapewne robiąc przy tym sporo, nieświadomych błędów. Ten język wydawał się jej być bardzo obcy i niepodobny absolutnie do niczego. Nie kojarzyła go z niczym, więc nawet jeśli teraz robił z niej żarty i uczył zupełnie innego zwrotu, nie zweryfikuje tego.
- Boję się, że zupełnie się tam nie odnajdę. - przyznała. Doceniała to jak bardzo Cem chciał jej zaprezentować kraj swojej matki. Wierzyła w każde z jego słów, jednak wiedziała, że było ono podszyte sentymentem. Ona miała zupełnie inne podejście, jechała tam jako turysta głodny ciekawostek. Chciała skosztować dobrego jedzenia, poznać ludzi, zobaczyć piękne miejsca, a na koniec wrócić tam, gdzie od zawsze toczyło się jej życie. Kochała Toronto, to ono pachniało dla niej miłością. Dawała jednak też szansę Turcji, bo nie miała powodów, aby nie wierzyć Cemowi w jej wyjątkowość. - Przeraża mnie też Twoja popularność tam. - nie wiedziała czego się spodziewać, jednak zdawała sobie sprawę z tego, że jego kariera w kraju matki wyglądała zupełnie inaczej. Chciała być anonimowa, nie przyciągać wzroku, nie zatrzymywać się co kilkanaście metrów tylko dlatego, że jej towarzysz sprawiał, że wszystkie panie w Turcji traciły świadomość. Lubiła swoje życie, to, że nawet jeśli ktoś był fanem jej twórczości, rzadko pamiętał jej twarz. Odpowiadało jej to, bo pozwalało na więcej swobód.
Chciała ulżyć mu w podróży. Widziała jak się męczył, ile kosztowała go ta wyprawa. Zaczęła żałować, że wymusiła na nim tę klasę ekonomiczną, bo faktycznie było ciasno: ona ledwie dawała sobie radę, a co mówić taki rosły mężczyzna. Nie powinien jej tak często słuchać, bo jak widać, nie prowadzi to do niczego dobrego. Miała swoje kaprysy, ale skoro ma na tym cierpieć to nie miało to absolutnie sensu.
Teraz musiała pomóc mu to przetrwać, skoro była sprawcą całego zamieszania. - Nie ma problemu, będę się z nim bawić ile tylko będzie chciał. - zgodziła się, lekko się przy tym uśmiechając. Przez tę opowieść sama miała wrażenie, że jest już na miejscu, chociaż nigdy nie widziała nawet zdjęć z domu Cema. Rozmarzona, zamknęła także oczy, pozwalając sobie oddać się fantazjom. - Morele. Zjem morele. Dam ci nawet jedną, abyś przestał się śmiać, skosztował i zrozumiał dlaczego mam na nie taką ochotę. - szeptała, a jej palce nie przestawały gładzić męskiej dłoni. Oddychała co raz ciszej, a jej głowa tworzyła kolejne obrazy, którymi chciała się podzielić.
Pozwoliła mu przejąć na chwilę inicjatywę i podzielić się fantazjami. Sprawiły, że poczuła przyjemne ciepło i chęć szybszej realizacji tych planów. Wiedziała, że czeka na nią wiele pięknych momentów, które nie mogłyby mieć miejsca podczas zwykłych wakacji. - Pamiętaj tylko, że umiem pływać ale bardzo boję się wody. Panikuję, gdy tracę kontrolę. - uprzedziła, bo na samo wspomnienie o wrzuceniu do basenu skrzywiła się lekko. Nie pamiętała, aby miała kiedykolwiek incydent z podtopieniem, jednak lęk przed wodą był na tyle silny, że wolała nie szaleć. - Chciałabym pooglądać tureckie niebo nocą. - wierzyła w różnice, które mogłaby na nim dostrzec. Chciała poczuć je, zasmakować. Odszukałaby kilka gwiezdnych konstelacji, ułożyła z nich nowe wzory i podzieliła się swoimi pomysłami z przyjacielem. - I mam ochotę na wino. Macie ten dobre wina? - zapytała, wzdychając rozanielona.
Cem Ayers
-
Cemil (czyt. Dżemil) jest kanadyjsko-tureckim aktorem. Należy do osób ambitnych i lubiących wyzwania. Mieszkał przez 12 lat w Stambule, do którego myśli się przeprowadzić w przyszłości.
Jest empatyczny, towarzyski i udziela się charytatywnie. Chciałby się ustatkować, ale jego ukochana Eden ma już chłopaka, tylko... czy to na pewno jest problem? ♥nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Nie zależało mu na wizerunku, zawsze wyglądał tak, jak chciał, ale to… Była to forma ukarania samego siebie. To nie tak, że nie panował nad emocjami, przeciwnie. Zwykle sobie radził, ale wtedy było inaczej. Nie chciał o tym mówić, by się nie zdradzić.
- To i to. Chyba – odpowiedział. – Wiesz, nie chcę, by dziennikarze zajmowali się tym tematem – każdemu zdarzają się wypadki, a on mógł swój podpiąć pod coś innego, niż to, co wydarzyło się naprawdę. Może kiedyś o tym opowie, musiał pomyśleć i mieć dobry moment na to.
Opowieści były dobre, zajmowały umysły i sprawiały, że człowiek myślał o czymś innym, niż to, co go męczy. Powinien się przyzwyczaić, tymczasem za każdym razem było podobnie, po prostu czuł się nieswój. Może przez swoją klaustrofobię tak bardzo lubił otwarte przestrzenie, ciszę i naturę, która była na wyciągnięcie ręki. Wybierał samotne spacery nad morze, albo do lasu. Lub po prostu przesiadywał w ogrodzie ze swoimi zwierzętami.
- Poradzisz sobie, nie będziesz tam przecież sama – zauważył i spojrzał na Eden uważnie. – Będę obok, pomogę ci i wszystko pokażę i opowiem – zapewnił.
- Językiem się nie przejmuj, jest trudny i specyficzny – taka była prawda. Wcale nie było łatwo się go nauczyć. Gdyby nie to, że matka zawsze mówiła do niego w tym języku, nie nauczyłby się go tak łatwo. Może nawet nigdy? Pamiętał, że angielski i turecki były z nim od zawsze.
- Tam jest inaczej – przyznał. – Ale Stambuł jest ogromny i to nie tak, że nie mogę się nigdzie ruszyć. Wybieram często nieoczywiste miejsca, w których rzadko ktoś zwraca na mnie uwagę. Ludzie są raczej wyrozumiali, pytają, czy mogą zrobić sobie zdjęcie, a nie narzucają się. To prawda, że trudno mi się wmieszać w tłum – a był chyba jednym z najwyższych aktorów w kraju – ale jeśli chcę, mogę zniknąć. I ty też nie odczujesz tego wszystkiego, zobaczysz – dziennikarze za nim nie chodzili, na szczęście.
- Pokażę ci to, co zobaczyłem będąc tam pierwszy raz i dołożę jeszcze to, w czym zakochałem się później. Nie wiem, czy nadaję się na przewodnika, ale to nie będzie zwyczajna wycieczka. Chcę, żebyś poczuła coś więcej, niż inni – można się było zachwycać architekturą, czy widokami, a można było tam znaleźć coś o wiele lepszego, ten klimat, małe rzeczy, które nie wpadają w oko od razu, zapachy, kolory, dźwięki.
- Mieszkam na obrzeżach, tam jest spokojnie i można odpocząć. Sąsiedzi też nie zaglądają mi do ogrodu – w sumie to słabo ich znał, ale wydawali się być w porządku. – Pokażę ci dwa oblicza tego miasta, mam nadzieję, że zrozumiesz, co w nim mnie tak bardzo ujęło. Chciałbym jeszcze pozwiedzać resztę kraju, w swoim pokoju mam pełno mapek i rozpisanych tras, które czekają na odkrycie – mówił dalej. – Nie wiem, czy się na coś przydadzą, bo… - urwał. Nie powiedział na głos tego, co chciał wykrzyczeć: nie chcę być wtedy sam.
- Morele, dobrze – zgodził się. – Zjemy i oboje się nimi upaćkamy, ale będziemy zadowoleni. Teraz jest ich sezon. Mówiłem ci już, że lubię gotować? Dbam o to, by mieć świeże produkty, kupuje wszystko na targowiskach, nie w supermarketach. Turcja pachnie przyprawami, przekonasz się jak bardzo – mówił dalej, wciągnąwszy się w rozmowę i skupiając się też na jej dotyku. Eden bawiła się jego dłonią, a on odpowiadał jej czasem drobnym gestem.
- Nie martw się, nie utopię cię – uśmiechnął się. Miewał dziwne pomysły, ale nie chciał jej zrobić niczego na złość. – Będziesz bezpieczna – on o to zadba. Nie pozwoli na to, by coś się stało.
- Chcę, byś odpoczęła i miała czas dla siebie. Chcę ci pokazać tak wiele, opowiedzieć różne historie. I czasem pomilczeć wspólnie, to też bywa potrzebne – zauważył. Gdy wspomniała o niebie, po raz kolejny pojawił się uśmiech na jego twarzy.
- Sam lubię rozłożyć sobie koc na trawie i po prostu patrzeć w gwiazdy. To uspokajający widok. Nieraz usnąłem tak leżąc, noce są bardzo ciepłe i sprzyjają siedzeniu na zewnątrz – on potrafił zasnąć nawet słuchając muzyki. Czasem obudził go mokry nos Vito, który domagał się zainteresowania lub kolejnej porcji jedzonka. – Spacery po pięknie oświetlonym mieście też ma swój urok. Młodzi ludzie chętnie wychodzą wtedy i bawią się do późna – opowiadał. Najbardziej chciałby to zrobić z nią, iść, trzymając się za ręce i uśmiechając się do siebie. To było dobre marzenie, ale pewnie nierealne. Było przecież tylko przyjaciółmi.
- Tak, są tam dobre wina. Nawet takie, których nigdzie indziej nie znajdziesz, z lokalnej odmiany i o wyjątkowym smaku. Jest jeszcze rakı, wódka, którą pije się rozcieńczoną z wodą. Robi się wtedy mętna, z białym zabarwieniem. Spotkasz ją wszędzie – narodowy napój alkoholowy, jakby nie było.
- Zjeść możesz tam prawie wszystko, ale polecam tradycyjną kuchnię, jest lekka i zupełnie inna od tych dobrze znanych zachodnich potraw. Tak, lubię hamburgery i colę, ale börek czy lahmacun, to drugie to taka turecka pizza, są nie do podrobienia. Wiem, że kraj kojarzy się z kebabem, ale ma do zaaferowania dużo więcej – zauważył. – A ty, na co masz ochotę? Może na słodycze? – zapytał ciekawy jej odpowiedzi. – Znajdziemy coś, czego jeszcze nie jadłaś – postanowione. Eden na pewno nie mogłaby narzekać na brak wyboru. Znajdzie tam wiele pokus na każdym kroku.
- I jeśli będziesz chciała, mogę ci pograć na gitarze i pośpiewać trochę tureckich hitów – nie tykał tylko prawie żadnej piosenki swojej zmarłej mamy, ze względu na szacunek do jej twórczości.
- O, jaką sukienkę założysz na premierę? – nie zapytał jeszcze o to, a był ciekaw. Najbardziej lubił klasykę, prostotę, ale nie narzucał żadnego wzorca. We wszystkim wyglądała obłędnie.
eden de poesy
- To i to. Chyba – odpowiedział. – Wiesz, nie chcę, by dziennikarze zajmowali się tym tematem – każdemu zdarzają się wypadki, a on mógł swój podpiąć pod coś innego, niż to, co wydarzyło się naprawdę. Może kiedyś o tym opowie, musiał pomyśleć i mieć dobry moment na to.
Opowieści były dobre, zajmowały umysły i sprawiały, że człowiek myślał o czymś innym, niż to, co go męczy. Powinien się przyzwyczaić, tymczasem za każdym razem było podobnie, po prostu czuł się nieswój. Może przez swoją klaustrofobię tak bardzo lubił otwarte przestrzenie, ciszę i naturę, która była na wyciągnięcie ręki. Wybierał samotne spacery nad morze, albo do lasu. Lub po prostu przesiadywał w ogrodzie ze swoimi zwierzętami.
- Poradzisz sobie, nie będziesz tam przecież sama – zauważył i spojrzał na Eden uważnie. – Będę obok, pomogę ci i wszystko pokażę i opowiem – zapewnił.
- Językiem się nie przejmuj, jest trudny i specyficzny – taka była prawda. Wcale nie było łatwo się go nauczyć. Gdyby nie to, że matka zawsze mówiła do niego w tym języku, nie nauczyłby się go tak łatwo. Może nawet nigdy? Pamiętał, że angielski i turecki były z nim od zawsze.
- Tam jest inaczej – przyznał. – Ale Stambuł jest ogromny i to nie tak, że nie mogę się nigdzie ruszyć. Wybieram często nieoczywiste miejsca, w których rzadko ktoś zwraca na mnie uwagę. Ludzie są raczej wyrozumiali, pytają, czy mogą zrobić sobie zdjęcie, a nie narzucają się. To prawda, że trudno mi się wmieszać w tłum – a był chyba jednym z najwyższych aktorów w kraju – ale jeśli chcę, mogę zniknąć. I ty też nie odczujesz tego wszystkiego, zobaczysz – dziennikarze za nim nie chodzili, na szczęście.
- Pokażę ci to, co zobaczyłem będąc tam pierwszy raz i dołożę jeszcze to, w czym zakochałem się później. Nie wiem, czy nadaję się na przewodnika, ale to nie będzie zwyczajna wycieczka. Chcę, żebyś poczuła coś więcej, niż inni – można się było zachwycać architekturą, czy widokami, a można było tam znaleźć coś o wiele lepszego, ten klimat, małe rzeczy, które nie wpadają w oko od razu, zapachy, kolory, dźwięki.
- Mieszkam na obrzeżach, tam jest spokojnie i można odpocząć. Sąsiedzi też nie zaglądają mi do ogrodu – w sumie to słabo ich znał, ale wydawali się być w porządku. – Pokażę ci dwa oblicza tego miasta, mam nadzieję, że zrozumiesz, co w nim mnie tak bardzo ujęło. Chciałbym jeszcze pozwiedzać resztę kraju, w swoim pokoju mam pełno mapek i rozpisanych tras, które czekają na odkrycie – mówił dalej. – Nie wiem, czy się na coś przydadzą, bo… - urwał. Nie powiedział na głos tego, co chciał wykrzyczeć: nie chcę być wtedy sam.
- Morele, dobrze – zgodził się. – Zjemy i oboje się nimi upaćkamy, ale będziemy zadowoleni. Teraz jest ich sezon. Mówiłem ci już, że lubię gotować? Dbam o to, by mieć świeże produkty, kupuje wszystko na targowiskach, nie w supermarketach. Turcja pachnie przyprawami, przekonasz się jak bardzo – mówił dalej, wciągnąwszy się w rozmowę i skupiając się też na jej dotyku. Eden bawiła się jego dłonią, a on odpowiadał jej czasem drobnym gestem.
- Nie martw się, nie utopię cię – uśmiechnął się. Miewał dziwne pomysły, ale nie chciał jej zrobić niczego na złość. – Będziesz bezpieczna – on o to zadba. Nie pozwoli na to, by coś się stało.
- Chcę, byś odpoczęła i miała czas dla siebie. Chcę ci pokazać tak wiele, opowiedzieć różne historie. I czasem pomilczeć wspólnie, to też bywa potrzebne – zauważył. Gdy wspomniała o niebie, po raz kolejny pojawił się uśmiech na jego twarzy.
- Sam lubię rozłożyć sobie koc na trawie i po prostu patrzeć w gwiazdy. To uspokajający widok. Nieraz usnąłem tak leżąc, noce są bardzo ciepłe i sprzyjają siedzeniu na zewnątrz – on potrafił zasnąć nawet słuchając muzyki. Czasem obudził go mokry nos Vito, który domagał się zainteresowania lub kolejnej porcji jedzonka. – Spacery po pięknie oświetlonym mieście też ma swój urok. Młodzi ludzie chętnie wychodzą wtedy i bawią się do późna – opowiadał. Najbardziej chciałby to zrobić z nią, iść, trzymając się za ręce i uśmiechając się do siebie. To było dobre marzenie, ale pewnie nierealne. Było przecież tylko przyjaciółmi.
- Tak, są tam dobre wina. Nawet takie, których nigdzie indziej nie znajdziesz, z lokalnej odmiany i o wyjątkowym smaku. Jest jeszcze rakı, wódka, którą pije się rozcieńczoną z wodą. Robi się wtedy mętna, z białym zabarwieniem. Spotkasz ją wszędzie – narodowy napój alkoholowy, jakby nie było.
- Zjeść możesz tam prawie wszystko, ale polecam tradycyjną kuchnię, jest lekka i zupełnie inna od tych dobrze znanych zachodnich potraw. Tak, lubię hamburgery i colę, ale börek czy lahmacun, to drugie to taka turecka pizza, są nie do podrobienia. Wiem, że kraj kojarzy się z kebabem, ale ma do zaaferowania dużo więcej – zauważył. – A ty, na co masz ochotę? Może na słodycze? – zapytał ciekawy jej odpowiedzi. – Znajdziemy coś, czego jeszcze nie jadłaś – postanowione. Eden na pewno nie mogłaby narzekać na brak wyboru. Znajdzie tam wiele pokus na każdym kroku.
- I jeśli będziesz chciała, mogę ci pograć na gitarze i pośpiewać trochę tureckich hitów – nie tykał tylko prawie żadnej piosenki swojej zmarłej mamy, ze względu na szacunek do jej twórczości.
- O, jaką sukienkę założysz na premierę? – nie zapytał jeszcze o to, a był ciekaw. Najbardziej lubił klasykę, prostotę, ale nie narzucał żadnego wzorca. We wszystkim wyglądała obłędnie.
eden de poesy
Angellore / dc: xangellorex
wyjdzie po ewentualnych ustaleniach
-
Wychowała się w cieniu ortodoksyjnych murów, gdzie cisza była językiem, a świat – zakazanym snem. Uciekła w słowa, które stały się jej wolnością i bronią, pisząc książkę, w której zakodowała własne dzieciństwo.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Wiedziała, że będzie obok.
Jednak tu nie chodziło o to, że będzie tam sama. Chodziło o to, że będzie s a m o t n a, z dala od życia, które przecież lubiła. Obcość ją przerażała, bo nie dawała jej kontroli, której tak bardzo potrzebowała. Wpadała w panikę za każdym razem gdy coś wymykało się z jej rąk. Nie lubiła być nieświadoma, ominięta, a bariera językowa właśnie na to ją skazywała. Co z tego, że była oczytana i zaznajomiona z wieloma kulturami skoro w bezpośrednim zderzeniu okaże się, że nie potrafi się odpowiednio zachować? Że nie umie oddać czci wtedy, gdy należało to zrobić bądź po prostu uszanować czegoś co będzie dla niej niezrozumiałe.
Bała się, że będą ją oceniać. Że będzie obca, inna. Obawiała się braku otwartości, przekonana o hermetyczności tego państwa, chociaż nie miała ku temu podstaw. Cem jako ucieleśnienie Turcji wcale nie emanował brakiem akceptacji do innych, więc sama już nie wiedziała skąd wzięły się te lęki i wątpliwości.
To ona miała plan na odwrócenie uwagi mężczyzny. Szybko jednak okazało się, że pałeczka została przejęta i zaczęła chętnie towarzyszyć wyimaginowanej podróży po Stambule. Jej wyobrażenia nie mogły jednak być nawet zbliżone do tego, co chciał jej pokazać Cem. Liczyła w tej chwili jedynie na swoją bujną wyobraźnię, obejrzane wcześniej zdjęcia czy filmy. Była pod tym względem ograniczona, przez co chciała nadrobić jak najwięcej podczas zbliżającej się wizyty. - Chcę pójść na taki targ. - poprosiła, gdy wspomniał o tym gdzie zaopatruje się w spożywcze rzeczy. W Toronto nie miała nigdy okazji uczestniczyć w czymś takim: zawsze liczyła na asortyment ogromnych marketów. Wizyta na lokalnym targu także mogła zrobić na niej ogromne wrażenie i na pewno wpisywała się w obietnicę Cema, który twierdził, że nie będzie zwiedzała jego rodzinnego kraju jak zwykła turystka.
- Chcę móc czytać książki. - a wierzyła, że okoliczności będą sprzyjające. Doceniała wszelkie zaplanowane atrakcje i wycieczki, jednak ceniła sobie także to, że będzie mogła w spokoju, w jego ogrodzie, sięgnąć po egzemplarz jakiegoś klasyku i zatopić się w nim w zupełnie nowych okolicznościach. Chciała też spędzać czas po swojemu, a wiedziała, że Cem nie będzie miał nic przeciwko. Fakt, była zwierzęciem stadnym i lubiła być otaczana innymi ludźmi. Jednak nadchodził też taki czas, w którym otwarcie mówiła, że potrzebuje być sama i nie czekając na zgodę, właśnie to robiła. Zaszywała się w sypialni, w biurze, gdziekolwiek i tam odszukiwała siebie w natłoku myśli. I nie było to nic personalnego: tak samo traktowała rodziców, przyjaciół czy Eliasa.
- W takim razie pokaż mi to życie także nocą. Zabierz mnie tam gdzie ludzie chcą spędzać swój czas nie patrząc na zegarek. - dawno nie pozwoliła sobie na coś takiego. Teraz jednak leciała na wakacje, dlaczego więc nie poświęcić spokoju jednej nocy na rzecz tego szaleństwa, o którym opowiadał? Chciała kosztować tych wszystkich dobrodziejstw i nie ważne czy byłby to alkohole czy jedzenie. Każdym zmysłem chciała pochłaniać Turcję, aby mieć z czym wrócić do Kanady.
Zasypał ją propozycjami. Miała wrażenie, że opracował już cały plan, nie pozostawiając sobie ani godziny na spontaniczność. Doceniała to. - Możesz nawet porecytować wiersze, nie ma problemu. Pod warunkiem, że będę miała właśnie to obiecane wino i coś pysznego do jedzenia. - brzmiało to idealnie ale nadal poza granicami wyobrażeń. Zaśmiała się więc gdy tylko ten obraz pojawił się przed jej oczami. Wyglądało to jak scena z jakiegoś filmu, bo przecież takie rzeczy nie działy się na co dzień.
Nie wiedziała czy powinna zdradzać wygląd swojej kreacji. Może większe wrażenie zrobiłaby, gdyby utrzymywała to w tajemnicy? Jednak nie znała wszystkich zasad panujących w świecie celebrytów: może ta informacja była potrzebna mu do spokoju ducha i świadomości, że nie ubierze się niestosownie. Skonsultowanie tej kwestii było naprawdę kluczowe. Tak się jej przynajmniej wydawało po krótkiej analizie. - Czarną, długą. Z odkrytymi ramionami i gorsetową górą. Dół sukienki jest delikatny, jego materiał jest zwiewny. Mam też złotą biżuterię, jednak bardzo delikatną. Nie lubię pokaźnych egzemplarzy. Mam też tę bransoletkę, tę którą dałeś mi na siódme urodziny. Ale nie jestem pewna czy sobie życzysz abym ją nosiła. - znała przecież historię tego elementu biżuterii. Być może noszenie bransoletki matki było dla niego czymś niewygodnym, co sprawiało ból. Wzięła ją ze sobą nie tylko ze względu na premierę, ale także z myślą, że może Cem powinien zwrócić ją krajowi, z którego pochodziła jego rodzicielka. W ramach oddania jej czci i szacunku.
Cem Ayers
Jednak tu nie chodziło o to, że będzie tam sama. Chodziło o to, że będzie s a m o t n a, z dala od życia, które przecież lubiła. Obcość ją przerażała, bo nie dawała jej kontroli, której tak bardzo potrzebowała. Wpadała w panikę za każdym razem gdy coś wymykało się z jej rąk. Nie lubiła być nieświadoma, ominięta, a bariera językowa właśnie na to ją skazywała. Co z tego, że była oczytana i zaznajomiona z wieloma kulturami skoro w bezpośrednim zderzeniu okaże się, że nie potrafi się odpowiednio zachować? Że nie umie oddać czci wtedy, gdy należało to zrobić bądź po prostu uszanować czegoś co będzie dla niej niezrozumiałe.
Bała się, że będą ją oceniać. Że będzie obca, inna. Obawiała się braku otwartości, przekonana o hermetyczności tego państwa, chociaż nie miała ku temu podstaw. Cem jako ucieleśnienie Turcji wcale nie emanował brakiem akceptacji do innych, więc sama już nie wiedziała skąd wzięły się te lęki i wątpliwości.
To ona miała plan na odwrócenie uwagi mężczyzny. Szybko jednak okazało się, że pałeczka została przejęta i zaczęła chętnie towarzyszyć wyimaginowanej podróży po Stambule. Jej wyobrażenia nie mogły jednak być nawet zbliżone do tego, co chciał jej pokazać Cem. Liczyła w tej chwili jedynie na swoją bujną wyobraźnię, obejrzane wcześniej zdjęcia czy filmy. Była pod tym względem ograniczona, przez co chciała nadrobić jak najwięcej podczas zbliżającej się wizyty. - Chcę pójść na taki targ. - poprosiła, gdy wspomniał o tym gdzie zaopatruje się w spożywcze rzeczy. W Toronto nie miała nigdy okazji uczestniczyć w czymś takim: zawsze liczyła na asortyment ogromnych marketów. Wizyta na lokalnym targu także mogła zrobić na niej ogromne wrażenie i na pewno wpisywała się w obietnicę Cema, który twierdził, że nie będzie zwiedzała jego rodzinnego kraju jak zwykła turystka.
- Chcę móc czytać książki. - a wierzyła, że okoliczności będą sprzyjające. Doceniała wszelkie zaplanowane atrakcje i wycieczki, jednak ceniła sobie także to, że będzie mogła w spokoju, w jego ogrodzie, sięgnąć po egzemplarz jakiegoś klasyku i zatopić się w nim w zupełnie nowych okolicznościach. Chciała też spędzać czas po swojemu, a wiedziała, że Cem nie będzie miał nic przeciwko. Fakt, była zwierzęciem stadnym i lubiła być otaczana innymi ludźmi. Jednak nadchodził też taki czas, w którym otwarcie mówiła, że potrzebuje być sama i nie czekając na zgodę, właśnie to robiła. Zaszywała się w sypialni, w biurze, gdziekolwiek i tam odszukiwała siebie w natłoku myśli. I nie było to nic personalnego: tak samo traktowała rodziców, przyjaciół czy Eliasa.
- W takim razie pokaż mi to życie także nocą. Zabierz mnie tam gdzie ludzie chcą spędzać swój czas nie patrząc na zegarek. - dawno nie pozwoliła sobie na coś takiego. Teraz jednak leciała na wakacje, dlaczego więc nie poświęcić spokoju jednej nocy na rzecz tego szaleństwa, o którym opowiadał? Chciała kosztować tych wszystkich dobrodziejstw i nie ważne czy byłby to alkohole czy jedzenie. Każdym zmysłem chciała pochłaniać Turcję, aby mieć z czym wrócić do Kanady.
Zasypał ją propozycjami. Miała wrażenie, że opracował już cały plan, nie pozostawiając sobie ani godziny na spontaniczność. Doceniała to. - Możesz nawet porecytować wiersze, nie ma problemu. Pod warunkiem, że będę miała właśnie to obiecane wino i coś pysznego do jedzenia. - brzmiało to idealnie ale nadal poza granicami wyobrażeń. Zaśmiała się więc gdy tylko ten obraz pojawił się przed jej oczami. Wyglądało to jak scena z jakiegoś filmu, bo przecież takie rzeczy nie działy się na co dzień.
Nie wiedziała czy powinna zdradzać wygląd swojej kreacji. Może większe wrażenie zrobiłaby, gdyby utrzymywała to w tajemnicy? Jednak nie znała wszystkich zasad panujących w świecie celebrytów: może ta informacja była potrzebna mu do spokoju ducha i świadomości, że nie ubierze się niestosownie. Skonsultowanie tej kwestii było naprawdę kluczowe. Tak się jej przynajmniej wydawało po krótkiej analizie. - Czarną, długą. Z odkrytymi ramionami i gorsetową górą. Dół sukienki jest delikatny, jego materiał jest zwiewny. Mam też złotą biżuterię, jednak bardzo delikatną. Nie lubię pokaźnych egzemplarzy. Mam też tę bransoletkę, tę którą dałeś mi na siódme urodziny. Ale nie jestem pewna czy sobie życzysz abym ją nosiła. - znała przecież historię tego elementu biżuterii. Być może noszenie bransoletki matki było dla niego czymś niewygodnym, co sprawiało ból. Wzięła ją ze sobą nie tylko ze względu na premierę, ale także z myślą, że może Cem powinien zwrócić ją krajowi, z którego pochodziła jego rodzicielka. W ramach oddania jej czci i szacunku.
Cem Ayers