Strona 4 z 4

teksańska przygoda pewnego prezesa i jego asystentki

: pn wrz 08, 2025 9:31 pm
autor: Meena Evans
- Twoje szczęście, że odrobinę Cię lubię to nie zniszczę Ci życia. - jako ona była wspaniałomyślna! Trzeba ją docenić, nawet go po ramieniu poklepała tak z sympatii aby bardziej podkreślić znaczenie swoich słów. Zapewniać go o swojej lojalności chyba nie musiała, jako sekretarka była mu wierna jak pies i jedyną osobą, z którą o nim plotkowała to była jej przyjaciółka, ale to się nie powinno liczyć. Za to w pracy nigdy nikomu złego słowa na jego temat nie mówiła, unikała nawet rozmów z innymi pracownikami kiedy on był głównym tematem, ale to wszystko przez te plotki, których podsycać nie miała zamiaru. Bo zaraz by wyszło, że to Meena leci na swojego szefa (bo leci i na razie chyba tylko ona to widzi, przynajmniej ma taką nadzieję!! Bo główny zainteresowany jest ślepy jak mysz.) i chce tylko jego kasy i pozycji. Bo ludzie mają takie płytkie myślenie, że jak laska jest z biednej rodziny, a jest miła dla bogatego faceta to liczy się dla niej tylko kasa. Nie była to prawda, bo w życiu chodziło o coś więcej niż tylko kasę, samochody i wakacje to wszystko to były tylko przyjemne dodatki.
- Musisz popracować nad komplementami, bo jeśli o to chodzi to przykro mi, ale jesteś fatalny. Łatwo Ci przychodzi powiedzenie, że jestem słodka, ale ciężko Ci powiedzieć cos typu "Spisałaś się" - w dalszym ciągu nie umiała tego ogarnąć, ten facet był tak bardzo zawiły, poplątany, ale chciała dalej bawić się w tą układankę, chciała rozplątać każdy sznurek i dowiedzieć się co skrywa jego koniec.
- I zniszczyłeś mi marzenia. - westchnęła wywracając oczami, faceci zawsze musieli być tacy? Nie mógł chociaż przez chwilę udawać, że miała zajebisty pomysł? Skoro przyleciała do Teksasu to mogłaby i lecieć na Hawaje czy do Tajlandi, potem miałaby wymówkę, że wróci za 5 lat bo ona samolotami lata tylko raz na ten czas i tyle.
- Skoro tak to zaklepuje miejsce jako pierwszy pasażer i błagam Cię, dopilnuj aby podawali tam lepszy alkohol niż ten dzisiaj w samolocie. - ona też była sprzeczna ze sobą, boi się lecieć samolotem, a do takiego prywatnego z Galenem to się pchała jako pierwsza, cóż...nie dodała najważniejszej informacji: że wtedy będzie zbyt zajęta aby myśleć o tym, że leci, wtedy nawet pioruny i burza nie robiłby na niej znaczenia.
Temat z podwyżką i ich rozmową zakończyła tylko kiwinieciem głowy, faktycznie było to złe miejsce i zły czas aby o tym rozmawiać.
- Tak, weźmiemy lekcje pływania na desce aby pasowała do Twoich hawajskich spodenek. - zaśmiała się, ciekawiło ją czy w Teksasie są jakieś większe plaże, jedyne z czym kojarzyło jej się to miejsce to z piaskiem i długimi autostradami z fajnymi widokami.
Chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią, miała minę tak jakby walczyła sama ze sobą czy jednak odpowiedzieć normalnie czy może znów jakoś zaczepnie.
- Prywatne. - rzekła, a to według niej była najbardziej neutralna odpowiedź, nie zdradzała wszystkiego, ale sprawiała też, że człowiek ma się nad czym zastanowić.
Nie miała niczego złego na myśli twierdząc, że widać, że to on rezerwował. Bo trzeba przyznać, że miał gust, widać też, że nie oszczędzał bo równie dobrze mógł wynająć hotel obok samego lotniska i też byłoby git. Tylko takiego czegoś po prostu się nie spodziewała.
- Że nie koniecznie czytasz opis pokoju. - dalej była rozbawiona całą sytuacją, chociaż nie powinno jej być do śmiechu bo planowała brać prysznic, a jedyny prysznic jakby był w tym pokoju to niemalże na jego środku i do tego oszklony. Niby nic przeciwko temu nie miała bo się nie wstydziła, ale jakby ktoś się dowiedział, że brała prysznic na oczach swojego szefa to równie dobrze mogłaby tego samego dnia położyć wypowiedzenie i zniknąć.
- Nie no naprawdę jest okej, wszystko lepsze niż kibel na stacji benzynowej. - o to akurat była szczera prawda, gdyby jednak pojechali na tą stację to Meena najpewniej po wejściu tam szybko by z krzykiem uciekła i wolałaby myć się tymi chusteczkami na tylniej kanapie tego wielkiego samochodu.
Stała wyprostowała wpatrujac sie w jego twarz, już otwierała usta aby go trochę ponaglić, ale w końcu Galen zebrał się w sobie i zaczął mówić.
- No dobrze, powiedz o co chodzi. - dopytała już bardzo przejęta tym wszystkim bo w jej głowie pojawiało się milion strasznych scenariuszy. Aż wyciągnęła swoje dłonie z walizki i usiadła na miękkim materacu tuż obok niej. Bo jeśli chciał jej powiedzieć tragiczne wiadomości to może lepiej aby usiadła.
Słuchała uważnie tego co do niej mówił, patrzyła na jego twarz i widziała jak zbierał się do tego aby przekazać jej te wiadomości. Milczała, nabrała tylko powietrza w usta i wypuściła je z cichym świstem, chyba nawet nieświadomie zacisnęła ręce na czystej białej pościeli.
- Tydzień temu? - zapytała i podniosła się z dużego podwójnego łóżka. Jej wzrok jak i mina zmieniły się, nie była już zamartwiona, była zła, a ta złość rosła z każdą kolejną sekundą. Zrobiła krok w jego stronę, potem kolejny i kolejny, nie zatrzymywała się, stanęła między jego nogami, dłonie oparła o jego ramiona i popchnęła na oparcie kanapy.
- Pytałam się Ciebie czy wszystko ogarnięte. - znów się odezwała mniej miło niż wcześniej, nachyliła się nad nim, patrzyła na niego z góry i w nosie miała, że przejęla niemalże całą jego bezpieczną strefę, jeszcze godzinę temu nie miał problemu z przytuleniem jej to teraz jak facet musi znieść jej bliskość.
Na kilka sekund przymknęła oczy i kiedy je otwarzyła znów wróciła nimi do tych jego.
- Sprawia Ci radość testowanie mojej cierpliwości? - wypaliła nagle pytanie marszcząc delikatnie brwii, szybko się odpaliła i tak szybko się zgasiła. Złość powoli ją opuszczała, nie mogła się wydzierać na niego bo owszem, zjebał nic jej nie mówiąc, ale chociaż zapewnił nocleg na te dwa dni aby spać w samochodzie nie musieli. Coś zjebał, ale też coś naprawił.
- Będziesz musiał odpracować swój błąd, prezesie. - rzuciła i uśmiechnęła się słodko i zdecydowanie bardziej się nad nim pochyliła przez co pasma jej ciemnych włosów opadły na jego ramię, musnęły policzki. I nie zamierzała mu odpuszczać, była moment od zaciśnięcia swoich dłoni na jego szyi, ale nie w tym przyjemnym znaczeniu. Ten facet doprowadzał ją do szaleństwa i tego złego i tego dobrego.
Przy nim i przez niego juz była gotowa na dzieci, nic jej nie zaskoczy.
Galen L. Wyatt

teksańska przygoda pewnego prezesa i jego asystentki

: wt wrz 09, 2025 5:40 pm
autor: Galen L. Wyatt
Galen myślał, że Meena jednak lubiła go trochę bardziej niż odrobinę, bo jednak jakby to rzeczywiście było tylko tak ciut, to chyba by z nim nie wytrzymała, pewnie rzuciłaby już dawno wypowiedzenie na jego biurko. On zresztą lubił też ją trochę bardziej niż odrobinę, dużo bardziej... I dużo bardziej niż w ogóle powinien.
Ktoś coś wspominał, że Meena leci na swojego szefa? Nie? Ok. Ślepy jak mysz.
Galen wbrew powszechnie panującej opinii nie był głupi, był tylko... nieżyciowy? Meena wydawała mu się trochę za bardzo, żeby lecieć na takiego dupka. Była za miła, za ładna, za mądra, za uczciwa, za ufna, po prostu za. Oczywiście, że Wyatt czuł te emocje wiszące miedzy nimi w powietrzu, czasami się bał, że wystarczy jeszcze jedna mała iskierka, a spłoną oboje. Czuł to napięcie, te niedopowiedzenia, to kuszenie, ale wolał to sobie tłumaczyć jako jakąś grę. Taka niewinna gra, gra w spojrzenia, gra w słowa, teraz gra już w kilka gestów, ale wciąż, coś co mogą w każdej chwili przerwać, gdy zrobi się zbyt poważnie.
Tylko czy naprawdę by mogli?
Uniósł jedna brew, gdy zarzuciła mu, że musi popracować nad komplementami. Naprawdę? On?
- Spisałaś się? To ma być w ogóle komplement? - zapytał i na moment się zamyślił, - myślę, że jakbyś chciała to mogłabyś prowadzić tę firmę lepiej niż ja - powiedział w końcu i liczył, że to był właśnie ten dobry komplement, a nie taki jak spisałaś się. Przecież ona zawsze się spisywała, to musiałby za nią chodzić i jej to powtarzać za każdym razem. Bez sensu, ale może mógł się jej nagrać i ona by sobie to puszczała? Już otworzył usta, żeby to zaproponować, ale wtedy Meena powiedziała, że zniszczył jej marzenia.
- Ja? Ja też mógłbym pracować z Hawajów, ale tak jak mówię, samoloty Meena, musisz najpierw pokonać ten strach - kiedy to mówił, to patrzył jej prosto w oczy, bo Galen to znał się na pokonywaniu słabości, a pewnie gdyby nie został prezesem Northexu, to zostałby jakimś coachem i powtarzał to ludziom cały czas, walcz i bądź lwem, a nie płotką. Sobie codziennie powtarzał to przed lustrem.
- Chcę to zobaczyć, ale jak tak dzisiaj na Ciebie patrzyłem Evans, to obawiam się, że musieliby tam podawać chloroform, a nie wiem czy to jest legalne - zażartował sobie, aż sam wyszczerzył się w uśmiechu, taki świetny żart, chociaż też trochę się bał, że dostanie za niego w łeb. Nie powinien żartować z jej lęku, traktował go poważnie, ale teraz, kiedy już byli na ziemi, to może odrobinę mógł?
- Umiem pływać na desce, ale zawsze mogę zrobić jakieś prywatne lekcje dla Ciebie Meena - uśmiechnął się. Galen właściwie próbował wszelkich sportów ekstremalnych, jakiś wyczynowych, to nie było tak, że był mistrzem, jak w liceum w szermierce, ale dużo rzeczy po prostu próbował.
- Takie poza godzinami pracy? Bo jeśli odbywasz prywatne spotkania w godzinach pracy Evans, to będziesz musiała mi zdać raport - rzucił niby z poważną miną, ale tak naprawdę się uśmiechnął. No przecież nie podejrzewał, że Meena założy tę spódniczkę, kowbojki i nagle pójdzie podrywać Teksańczyków do baru. Chociaż... chciałby to zobaczyć.
- A kto czyta opisy? - parsknął, bo tak, na pewno nie on i według niego nikt, ale kiedy spojrzał na jej minę, to dotarło do niego, że może jednak ktoś - następnym razem Ty wybierzesz pokój - powiedział w końcu, bo to była najlepsza i najbezpieczniejsza opcja. I tak dobrze, że nie było tutaj jakiś dziwnych sprzętów, albo... łóżko nie miało kształtu wielkiego serca? Nie do końca wierzył w jej zapewnienia, że jest okej, ale postanowił nie drążyć, żeby jednak nie kazała mu szukać innego pokoju. Kanapa była całkiem wygodna, na pewno na niej też się wyśpi, a prysznic był tak duży, że mogliby korzystać z niego równocześnie.
Co? Galen chyba znowu się trochę zagalopował, ale na szczęście na ziemię sprowadziły go jej słowa. Teraz musiał jakoś spokojnie jej to wyjaśnić. Tak, żeby go nie zabiła, nie zagroziła, że się zwolni, tylko może następnym razem... bardziej pilnowała maile, które wymienia z kontrahentami. Tak, tak byłoby najlepiej.
- Półtora... - jęknął kiedy zapytała, czy tydzień temu się o tym dowiedział, bo właściwie... to półtora tygodnia, ale to było przed weekendem, więc logiczne, że wypadło mu z głowy! Kiedy ona robiła krok w jego kierunku, to Galen cofał się na tej kanapie, jakby chciał zwiać, ale nie było ucieczki, gdy go popchnęła, to dotknął plecami chłodnej skóry. Poczuł ją przez koszulę. Dobrze, że to skóra, bo krew łatwo zejdzie z tapicerki.
Chciał jej powiedzieć, że jest ogarnięte, że było, że nie musi się martwic, a może nawet mógł skłamać, że zrobił to specjalnie? Ale jej bliskość sprawiła, że ugryzł się w język. Była za blisko, a do tego zbyt niebezpieczna, żeby w tej chwili sobie z tego żartować.
Patrzył się na nią z miną, która mogła wyrażać więcej niż tysiąc słów... albo kompletnie nic. Bo właściwie Wyatt nie wiedział co ma jej powiedzieć. Że znowu bez jej czujnego oka wszystko schrzanił? Znowu?
Przełknął ślinę, bo jej pytanie trafiło w punkt. Wiadomo, że sprawiało mu radość testowanie jej cierpliwości, bo wtedy widział ją taką... żywą, nabuzowaną, ostrą jak brzytwa, i może przemawiały przez niego jakieś masochistyczne zapędy, ale cholernie mu się to podobało. Kręciła go taka.
- Może trochę - rzucił w końcu, z tym swoim półuśmiechem, który nie wiadomo czy był przeprosiną, czy kolejną prowokacją. Nie odrywał od niej wzroku, nawet gdy pochylała się coraz bardziej. Czuł, jak jej włosy łaskoczą go po policzku, jak delikatnie pachną perfumami, nie drgnął jednak, nie odsunął się, choć serce przyspieszyło mu tak, jakby naprawdę czekał na wyrok.
- Odpracuję - mruknął, a jego dłonie powędrowały do jej bioder, jakby chciał się upewnić, że to on trzyma kontrolę, chociaż wiedział, że w tym momencie wcale jej nie miał. Jakby stracił też nad swoim ciałem, nad mózgiem w ogóle, bo wzrokiem przejechał powoli po jej sylwetce, po kształtnych piersiach i zatrzymał go dopiero na jej oczach. Nie powinien tak patrzeć na swoją sekretarkę, nie powinien rozbierać jej spojrzeniem. A jednak to zrobił, a do tego odezwał się później.
- Ale sposób wybierz sama, w końcu jesteś w tym lepsza ode mnie - powiedział i przyciągnął ją odrobinę bliżej siebie, nie tyle żeby ją zatrzymać, tyle żeby poczuła, że mogła sobie pozwolić na więcej, że nie miał nic przeciwko. Tym razem byli tu sami, bez tych wszystkich ciekawskich spojrzeń, a ona była tak blisko, że ta gra - zaczynała się robić nie-bez-piecz-na.

Meena Evans

teksańska przygoda pewnego prezesa i jego asystentki

: wt wrz 09, 2025 9:47 pm
autor: Meena Evans
Może leciała na niego właśnie dlatego, że był takim dupkiem? Był facetem, który jak dobrze wiemy potrafił doprowadzić ją do szweckiej pasji, był dla niej wyzwaniem, nie tylko w grach słownych, ale również na płaszczyźnie psychologicznej (kurwa, nie wiem czy o to mi chodzi, haha) sprawiał, że godzinami coś rozkminiała, rozmyślała nad jego słowami i spojrzeniem. Potrzebowała nieznanego i adrenaliny, a on jako jedyny facet na tej ziemi zapewniał jej to wszystko. I tylko pod wpływem jego dotyku czuła jak po jej żyłach przepływa każda pojedyńcza krwinka.
- Dobrze wiesz o co mi chodzi, możesz też powiedzieć, że jestem niezastąpiona, że cieszysz się, że mnie masz, to już są komplementy, prawda? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, a na słowa o tym, że mogłaby przejąć jego firmę kiwnęła twierdząco głową, z tym to akurat zgadzała się w 100%.
- Tworzymy dobrą parę, jedno jest do wszystkiego... - tutaj wskazała na siebie. - a drugie prawie do niczego. - i wtedy wskazała na niego.
- Dobrze się uzupełniamy, poza tym jak bym nie mogła pić ten okropnej szkockiej z każdym potencjalnym klientem firmy, szkoda mi wątroby, wciąż jestem młoda. - tutaj akurat była bardzo rozbawiona, bo przy swoim szefie to wyglądała jak młoda gazela, chociaż jemu też nie można było ujmować, był wysoki, wysportowany i cholernie przystojny. CUDEM, CUUUUDEM Meena przez tyle lat wytrzymała u jego boku nie rzucając się ani raz, nawet czasem zdarza jej się udawać, że wcale go nie kręci, teraz to już liczyła na to, że dalej jej się to udaje.
- A ty jak radzisz sobie z lękiem przed klaunami? - uniosła brew w górę i twardo patrzyła na niego, może znał jakiś sposób jak sobie radzić z własnymi lękami? Niech się podzieli, weźmie z niego przykład.
- Haha, zabawne, z resztą miałam wrażenie, że nawet podoba Ci się to, że trzymam się Ciebie jak mojej ostatniej deski ratunku. Nie słyszałam marudzenia. - a tak trochę bezczelnie przypomniała sytuację z tym jak trzymał ją za rękę, a potem w ramionach. Nawet korciło ją aby dodać tekst, że stworzy sobie z niego swój własny i osobity lek na strach przed lataniem i na każdej podróży będą latać w takiej konfiguracji, wtedy może jakoś sobie poradzi z tym lękiem.
- Jak Nacho dla Laury? - wypaliła bez chwili namysłu, aż w jej głowie pojawiła się ta scena z filmu, ale zamiast aktorów to ona widziała tam siebie i Galena, jak dobrze się bawią i śmieją, jak ciepłe fale oceanu uderzają w ich ciała, jak są blisko siebie...wracamy na ziemię.
- Jestem profesjonalistką, oczywiście, że poza godzinami pracy. - jej głos był dumny, nawet wypięła cycki do przodu i wyprostowała plecy. Nie no tego to nigdy nie zobaczy, w sensie Meeny podrywającej gości, bo szybciej pokaże mu się w tej spódniczce i kowbojkach, wtedy byłby wilk syty i owca cała, ale z kusej spódniczki nie zostałoby nic, strzępy.
- Dobry wybór, szefie. - skwitowała bo nie miała zamiaru prowadzić dyskusji i przekonywać go o tym, że jest lepszą ogarniaczką takich rzeczy, a czytanie opisów jest potrzebne, bo one po coś tam są. Gdyby go nie znała wchodząc do tego pokoju pomyślałaby, że coś jej sugeruje albo proponuje, ale wiedziała, że naprawdę wybrał ten pokój kierując się tylko tym, że jest tam jacuzzi. I nawet uśmiechnęła się sama do siebie bo zrobiło jej się miło, bo wiedziała, że zrobił to dla niej.
Skłamałaby mówiąc, że jego reakcja jej nie cieszyła, wręcz przeciwnie, osiągnęła to co chciała. Skoro uważał, że była słodka chciała pokazać mu się też z innej strony, strony, której nigdy nie widział w całej okazałości. Jej złość i chęć mordu wymieszana była z tymi wszystkimi niedopowiedzeniami, tymi spojrzeniami i iskrami, które wisiały między nimi od dłuższego czasu. A fakt, że byli tutaj sami sprawiał, że powoli ściągała nogę ze swoich wewnętrznych hamulców.
- Mhmmmm... - mruknęła przeciągle w odpowiedzi, mentalnie pewnie sama sobie w czoło strzeliła, że nie sprawdziła wszystkiego, robiła to za każdym razem, ale tym razem było inaczej. Wyszła z założenia, że ona żyć wiecznie nie będzie, a jej szef musi się nauczyć czasem sam coś ogarniać, to była jej wina i miała właśnie tego efekty.
- A może trochę bardziej? - zapytała patrząc na niego, jej głos był niższy, tak jakby się bała, że ktoś mógłby ich podsłuchiwać, a jej zależało na tym aby każde słowo docierało tylko i wyłącznie do niego.
Na kolejne słowa uśmiechnęła się lekko, nie zaprotestowała kiedy poczuła jego ciepłe dłonie na swoich biodrach, nie zdrgnęła nawet o milimetr, nie spuszczała wzroku również z jego niebieskich tęczowek, jakby bojąc się, że sekunda nieuwagi sprawi, ze przegapi coś bardzo ważnego. I dzięki temu widziała jak rozbierał ją wzrokiem, co spodobało jej się jeszcze bardziej.
- Nawet mam kilka ciekawych opcji. - wyznała zagryzając delikatnie swoją dolną wargę, kiedy przyciągnął ją bardziej do siebie to był dla niej znak, więcej nie potrzebowała. Zrobiła coś czego nie powinna, usiadła na niego okrakiem tym samym już całkowicie odbierając mu możliwość ucieczki, no chyba, że ją zrzuci ze swoich kolan, ale może na to się nie zapowiadało?
Przyległa swoją klatką piersiową do tej jego minimalizując ich dystans całkowicie do zera.
- Może powinnam spełnić jedną ze swoich fantazji. - westchnęła dalej patrząc mu w oczy, powoli przesunęła swoje dłonie na jego szyję, pod opuszkami palców czuła każdy jego oddech, to jak przełyka ślinę i ciśnienie, które liczyła, że zaraz się podniesie. Chyba głośno mówić nie musiała, że jedną z nich jest uduszenie go.
- A może... - przerwała zbliżając swoją twarz do jego, delikatnie swoim nosem trąciła ten jego, zbliżyła swoje usta do jego, na kilka milimetrów, czuła jego oddech na swojej twarzy, on mógł poczuć ten jej. Z premedytacja poprawiła się na jego biodrach.
- Powinnam pozwolić Ci odpracować to fizycznie. - teraz to na bank nie musiała mówić o co jej chodziło. Znów zbliżyła swoje usta, tak jak między ich całami tak teraz wystarczył drobny ruch, niemalże mikroskopijny aby się pocałowali.
- Masz wybór, prezesie. - szepnęła i czekała, dała mu wybór. Zaprowadziła go do samej granicy, której nie powinni przekraczać, pozwoliła mu zdecydować czy ją minął, bo jeśli coś po drodze się spierdoli to zawsze będzie mogła zrzucić to na niego.
Ciekawa też była tego co zrobi, czy pozwoli ponieść się chwili nie myśląc o konsekwencjach? Evans była gotowa na każdą ewentualność, po jej płonącym spojrzeniu można wywnioskować jasno, która z tych opcji jej bardziej odpowiada.
Tym razem to ona była górą, bo to ona siedziała na nim, czuła się wygrana.
Galen L. Wyatt

teksańska przygoda pewnego prezesa i jego asystentki

: wt wrz 09, 2025 11:01 pm
autor: Galen L. Wyatt
- Cieszę się - powtórzył po niej, bo taka była prawda. Ale teraz w Galenie walczyły te dwa wilki, jeden, który się rzeczywiście cieszył, że ją ma, że jest jego niezastąpioną prawą ręką, jego najlepszą na świecie sekretarką. I ten drugi... który nie chciał, żeby była jego asystentką. Bo za takie rzeczy, jakie chodziły mu po głowie, z sekretarkami w roli głównej, lądowało się albo w pornolu, albo w więzieniu.
Zmarszczył na moment brwi, kiedy zaczęła mu tak obrazowo przedstawiać, do czego on jest, a do czego ona, ale zaraz się uśmiechnął i pokręcił głową.
- No wybacz Evans, ale ktoś musi te kontrakty sygnować swoim podpisem, te pieniążki, które potem mogę wydawać na zachcianki mojej sekretarki, same się nie zarabiają, chociaż wiem, że połowa firmy myśli, że jednak tak - parsknął śmiechem. Nie dałby sobie rady bez niej, ale też Northex sporo zyskał na jego prezesurze, nie można mu było tego odbierać, chociaż... Jakby się bardziej przykładał, to na pewno mogło być jeszcze lepiej.
- Można pić też wodę, nawet w biurze był jej dystrybutor, ale kazałem go wynieść i wstawić barek, żeby było bardziej elegancko - powiedział to bardzo poważnie, ale przy Meenie Evans oczy wciąż mu się śmiały, igrały w nich takie wesołe ogniki, nawet jeśli chciał UDAWAĆ powagę.
Na to pytanie o klauny ściągnął usta w wąską linię i wstrzymał powietrze. No tak klauny.
- Czasem się maluje i ubieram w takie ciuchy - (XDDDD) naprawdę starał się zachować powagę, ale powieka aż zaczęła mu drgać, dobrze, że zaczęła mówić o tym trzymaniu za rękę, więc Wyatt wypuścił powietrze z płuc i mógł odwrócić jej uwagę od klaunów.
- Tak, to było dość przyjemne - powiedział to jakoś tak sztywno, bo cały czas myślał o tych klaunach, ale potem pochylił się i chwycił ją za rękę - jeśli będziesz kiedyś, jeszcze potrzebować mojego wsparcia Meena, to... musisz mi tylko powiedzieć - te słowa wypowiedział patrząc jej w oczy. Żeby tylko nie wracała do tych klaunów, to mógłby ją tak trzymać za rękę do jutra. Odsunął się jednak, gdy zapytała, czy jak Nacho dla Laury.
- Kto? - uniósł jedną brew, bo jemu Nacho kojarzyło się jedynie z meksykańskimi przekąskami (ale ja wiem o co chodzi, Galen nie jest taki oczytany). Na jej kolejne słowa zmarszczył brwi, temu to się nie dało zaprzeczyć, że Meena była profesjonalistką, ale chyba nie przy Galenie, nie skomentował, on też przy niej nie był. Nieprofesjonalnie nawet teraz na nią patrzył myśląc o tej spódniczce.
Zgodził się z nią tylko skinieniem głowy. Najlepsze wybory Galena Wyatta, to były wybory, które podejmowała za niego Meena Evans. Tylko on wciąż sobie wmawiał, że jest inaczej, że jest wielkim szefem, a tak naprawdę to najlepsze decyzje zawsze były kierowane jakimiś jej sugestiami, może kiedyś w końcu się do tego przyzna. Nie dzisiaj.
Chociaż dzisiaj Galen też czuł, że Meena tutaj przejęła kontrolę, tylko zrobiła to wiele sprytniej niż w biurze. Wbił w nią spojrzenie tych niebieskich tęczówek, taka Meena, nie ta słodka, tylko taka, która wie czego chce podobała mu się jeszcze bardziej.
Szkoda tylko, że on nie do końca wiedział co chce, z jednej strony oparł dłonie, na jej kształtnych biodrach, przyciągnął ją do siebie, z drugiej wciąż jeszcze się wahał. Granice. Jak ją przekroczą, to może już nie być powrotu. A jak nie będzie powrotu, to jak on sobie poradzi bez niej. Nie poradzi sobie.
Kiedy usiadła na nim okrakiem, to w pierwszej chwili oparła ręce na jej udach, jakby chciał ją z siebie zdjąć, ale wcale tego nie zrobił, podciągnął ją wyżej, poprawił, westchnął przeciągle, jakby z tym westchnieniem wszystkie wątpliwości z niego uleciały. Jutro będzie się o to martwił. Dzisiaj hamulce puściły.
- Możesz wszystkie - wymruczał w odpowiedzi na jej słowa, przełknął ślinę, mogła to poczuć pod opuszkami swoich palców, na jego szyi. Te jego przesunęły się wyżej po jej udach, powoli, delikatnie, jakby z namaszczeniem, wsunął ich końcówki pod jej koszulkę, dotknął rozgrzanej skóry na jej brzuchu.
Jej ciepły oddech na twarzy drażnił zmysły, sprawiał, że powietrze w płucach robiło się coraz bardziej gęste. Galen przekręcił na bok głowę, patrzył prosto w jej oczy. Nie widział w nich już żadnych blokad, żadnej odmowy. Powoli musnął wargami jej usta, delikatnie, tak tylko, tylko, jakby chciał poczuć ich smak, skosztować ich i odpuścić, ale... miały słodszy smak, niż go sobie wyobrażał. Później sięgnął ręką do jej policzka, przejechał po nim kciukiem, w dół, do linii żuchwy, oparł na niej dwa palce i tym razem przytrzymując jej podbródek pocałował ją po raz kolejny, dłużej, bardziej namiętnie, ale wciąż jeszcze nie poszedł na całość. Odsunął się na chwilę, żeby pozwolić sobie na złapanie oddechu, na zaczerpniecie tego powietrza, które stawało się coraz gęstsze. Jego ręka przesunęła się na jej kark, wplótł palce w jej włosy i tym razem pocałował ją po raz trzeci, długo i namiętnie, tak jakby jutra miało wcale nie być.

Meena Evans

teksańska przygoda pewnego prezesa i jego asystentki

: śr wrz 10, 2025 12:27 am
autor: Meena Evans
Jego powierdzenie wcale jej nie usatysfakcjonowało, owszem powiedział to co chciała usłyszeć, ale nie do końca, bardziej chciała dostać pełne zdanie, a nie tylko fragment. Powinien powiedzieć, że "Cieszę się, że CIĘ MAM." niby to były tylko słowa, mało znaczące, ale dla niej wręcz przeciwnie, znaczyły dla niej wiele, bo co jak co, ale po tylu latach ciężkiej pracy należało jej się to. Nie mówiła tego jednak głośno i tak Galen zrobił postęp, wszystko powoli, małymi kroczkami, cieszmy się z małych sukcesów.
- Nie chcę Cię martwić, ale jeśli miałbyś spełniać moje zachcianki to nie wiem czy starczyłoby Ci kasy. - wzruszyła delikatnie ramionami, jej słowa były żartem i to wiedzieli oboje bo Meena była prostą dziewczyną, nie potrzebowała dużo, cieszyła się z małych rzeczy i pieniędze nigdy nie były najważniejsze w jej życiu. Bo szczęścia czy zdrowia nie da się za nie kupić, ale Galen pewnie jak każdy bogacz uważał, że lepiej płakać w porshe niż maluchu. Tego nie była jednak pewna.
- Po prostu chodzi o to, że ja nie mogę być prezesem bo klienci by mnie podrywali, a facet szybciej dogada się z facetem. - o i to była jej złota myśl, jak wspomniała była profesjonalistką, ale nie nadawała się na bycie szefem, nie mogłaby zwolnić kogoś i patrzeć na łzy, a nie daj boże ktoś jeszcze jej powie, że ma małe dziecko albo kogoś chorego, to już Meena byłaby na przegranej pozycji. Dobrze jest jak jest.
- Dobrze, że nie zaaopatrujesz go w alkohol. - to była akurat słuszna uwaga i przyznac musiała, że taki barek faktycznie wyglądał bardziej elegancko niż plastikowe poidło jak dla psa tylko w dużej wersji. A nawet takie rzeczy sprawiają, że zwykli (np Meena) ludzie czują się dobrze w miejscu pracy.
Dobra, naprawdę chciała powiedzieć coś o tych klaunach i przebierankach, ale jego kolejne słowa, nachylenie się i złapanie jej za rękę kompletnie wybiło ją z rytmu. Dobrze, że miała tak silną wolę, że nie padła na ziemię bo czuła jak nogi jej zmiękły, kurde wiedziała, że ten facet potrafi złapać kobietę, jego słowa były jak zaklęcia.
- Powiem. - szepnęła trochę rozkojarzona, to było dobre posunięcie Galena bo ona już zapomniała co mówił o tych klaunach. Zamrugała kilka razy w tym samym momencie, w którym się od niej odsunął, musiała szybko ogarnąć siebie i swoje rozbiegane myśli.
- Nie widziałeś tego filmu? Z resztą...może to i nawet lepiej. - skwitowała bo wystarczyło, że dogryzał jej jak mu powiedziała o Greyu, już sobie wyobrazała co by gadał jakby wiedział o jaką serile filmów jej chodzi. Wtedy na bank by pomyślał, że serio brakowało jej faceta, że ogląda tylko takie filmy. A ona oglądała je tylko do widoku fajnych i przystojnych aktorów, co po dłuższym przemyśleniu również sugerowało, że jakiś czas żyje jak zakonnica. Może dlatego tak szybko się wkurzała? Wiadomo jak to mówią, kobieta bez polca dostaje pierdolca i z nią pewnie było tak samo.
Skoro uważał, że to jego wybory były najlepsze to dobrze, równowaga w naturze zachowana, a Meena spełniała swój obowiązek jako kobieta. Bo jak to mówili kiedyś, kobieta jest szyją, a meżczyzna głową, tylko kobiety były na tyle sprytne, że podejmowały decyzję już wcześniej i pozwoliły facetą myśleć, że to był ich pomysł i plan. Tak, było wszystko jak jak być powinno.
W odpowiedzi na jego słowa tylko się uśmiechnęła, nie wiedział jednak na co się pisał, Evans była bardzo reaktywna, miała wiele pomysłów, a jeszcze więcej fantazji. Połowa, a nawet więcej była z nim w roli głównej i to nie jako szefa, chociaż nawet było to podniecające, szef, wielki prezes, który posłusznie robił to co chciała jego podwładna.
Czuła jak jego duże i ciepłe dłonie powoli przesuwają się po jej udach, na jej biodra, a potem pod materiał białej koszulki, poczuła opuszki jego palców na swoim brzuchu, mógł poczuć jak wstrzymała oddech i delikatnie zadrżała pod wpływem jego dotyku.
Czekała, dość cierpliwie na jego ruch, milion myśli przebiegało w jej głowie, jedna gorsza od kolejnej, zaraz jednak wszystko ucichło. Musnął swoimi ustami te jej, było to tak delikatne, że gdyby przymknęła powieki pomyślałaby, że nie miało to miejsca.
Siedziała na nim, oparta o jego klatkę piersiową i pozwalała aby dotknął jej policzka, podbródka, była grzeczna, czekała, chciała więcej co łatwo można było wyczytać z jej oczu.
Odwzajemniła pocałunek, spijała z jego ust te wszystkie emocje, które czuli oboje, te miesiące gier, spojrzeń i niedopowiedzień, w końcu doszli do momentu, w którym atmosfera była tak gorąca, że strzelały iskry, chociaż wybuch dopiero miał nadejść.
Kiedy się od niej oderwał miała lekko rozchylone usta, starała się odrobinę zwolnić swój oddech, a na jej pulsujacych od pocałunku ustach pojawił się lekki uśmiech. Długo jednak nie pozwolił jej patrzeć na swoją twarz, znów się wbił w jej usta, tym razem z pasją i pragnieniem.
Meena nie pozostawała w tyle, wyszła przed szereg, pogłębiła pocałunek zdradzając w nim całe swoje napięcie, pragnienie i chęci na więcej.
Nie zastanawiała się nad niczym, wszystko dookoła zniknęło, czuła się jak w bańce, w której była tylko ona i Galen. Jedną dłoń przesunęła na jego kark, a drugą na jego klatkę piersiową, przyległa do niego, a może raczej przykeliła się do jego klaty jeszcze bardziej, tak jakby chciała aby pochłonął ją całą.
Nie wiedziała czy robiła dobrze, nie wiedziala czy jutro nie będzie niczego żałować, ale wiedziała, że żałować będzie tego, że nie spróbowała. Żyło się raz, a gdyby po tym wszystkim ją odtrącił i zwolnił nie byłaby wcale zdziwiona.
Galen L. Wyatt

teksańska przygoda pewnego prezesa i jego asystentki

: śr wrz 10, 2025 1:40 pm
autor: Galen L. Wyatt
W zasadzie nie można było za dużo od niego wymagać, i tak to, że w ogóle dotarło do jego głowy, że potrzebuje jej, że jest niezastąpiona, że bez niej nie dałby rady, to jest dużo. Małymi kroczkami, a może kiedyś do tego dojdą. Tylko, żeby wtedy nie było za późno...
- Powiedz tylko co to za zachcianki - albo nie wyłapał, że ona żartuje, albo po prostu był ciekawy co mogłaby wymyślić, gdzie mogłaby ponieść ją wyobraźnia. Chyba to drugie, bo lubił testować nie tylko jej cierpliwość, ale też jej fantazje.
Uśmiechnął się delikatnie na jej kolejne słowa, a później pokiwał głową.
- Tak, o to właśnie chodzi, dlatego prezesi to najczęściej mężczyźni po pięćdziesiątce, bo nikt ich nie podrywa, mnie wybrali w ramach wyjątku od reguły - Meena go rozbrajała na łopatki, wydawała mu się taka niezorientowana w męskim świecie, taka niewinna, słodka. Tak, jakby naprawdę wierzyła, że piękna kobieta będąca prezesem nie mogłaby się odgonić od adoratorów. A może by nie mogła?
Znowu zrobił jakąś dziwną minę, gdy powiedziała, że dobrze, że nie zaopatruje barku w alkohol. Aż sięgnął do jej policzka, żeby odgarnąć z niego jakiś niesforny kosmyk włosów, delikatnie, powoli. Z jego ust wyrwało się jakieś przeciągłe westchnienie, tak niewinna. Każdy wiedział, że Galen ma tam trzy rodzaje whisky, najlepszą - tylko dla siebie, ciut gorszą dla kontrahentów, i tanią, gdyby musiał poczęstować kogoś z biura. Z zarządu na przykład.
Może i chciał odwrócić jej uwagę od tego słowa na k, ale gdy powiedziała, że mu powie o swoich słabościach, to uśmiechnął się ciepło i szczerze.
Na pytanie o film pokręcił powoli głową, nie wyobrażał sobie co to może być za film, na pewno coś z Meksykiem w tle, może jakieś pewnego razy w Meksyku? Chociaż Laura jakoś nie pasowała do meksykańskiej femme fatale, takie nosiły imiona bardziej w stylu Maria, Lucita, czy piękna Dolores.
Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description


Meena Evans

teksańska przygoda pewnego prezesa i jego asystentki

: ndz wrz 14, 2025 12:50 pm
autor: Meena Evans
- Na to to musisz jeszcze zasłużyć, wbrew pozorą nie jestem taka łatwa jak myślisz, a może jakbyś chciał. - zaśmiała się krótko. To chyba wiedział, bo nie ma co ukrywać, że Meena była inną kobietą od tych, z którymi ma styczność. Jej nie wystarczały ładne słowa i słodkie oczy aby otworzyła się z tym wszystkim, prawda była też taka, że nie marzyła o drogiej biżuterii czy mega drogich wakacjach. Jak widać jej do szczęścia potrzebne było np. jacuzzi - prosta rzecz, a jak cieszy!
Zagryzła delikatnie swoją dolną wargę kiedy potwierdził jej słowa, oczywiście w tym temacie miała wiele do powiedzenia, ale sytuacja kierowała się trochę w inną stronę, a ona byłaby głupia gdyby skupiała się na tym temacie.
- Z resztą wszyscy wiedzą, że za każdym odnoszącym sukcesem mężczyzną stoi ogarnięta kobieta, który pomaga mu ten sukces osiągnąć. U nas to działa idealnie. - ostatnie słowa, które wypowiedziała były pełne dumy. I to nie chodziło o to, że trochę mu ujmowała, wręcz przeciwnie, po prostu chodziło jej bardziej o to, że byli idealnym duetem, mieli świetną relację i potrafili się zrozumieć. Duet nie do zdarcia, który poradzi sobie ze wszystkim. Przynajmniej do tej pory i na obecny moment.
Znów jej dotknął, znów zgarnął jej zagubiony kosmyk włosów za ucho. W jednej chwili potrafił sprawić, że czuła się jak jakaś nastolatka, która nie potrafi skupić się na niczym innym, perfekcyjnie potrafił wybić ją z rytmu, a wystarczył tylko jego dotyk. Nie ważne jakby się starała, nie umiała się mu oprzeć i coraz częściej to pokazywała, swoją słabość, słabość jaką miała do niego.
Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

Galen L. Wyatt

teksańska przygoda pewnego prezesa i jego asystentki

: ndz wrz 14, 2025 2:02 pm
autor: Galen L. Wyatt
Galen to właśnie nigdy nie chciał łatwo, on lubił zdobywać, no i wiedział, że Meena właśnie łatwa nie jest. Jest śliczna, jest mądra, słodka nawet, ale nie łatwa, chociaż... chwilami miał wrażenie, że jest między nimi tak wyraźna chemia, że po prostu pewne rzeczy były nie uniknione, ale nie takie łatwe. Utrudniał sam fakt, że razem pracowali. A może on właśnie podkręcał atmosferę? Wyatt już sam nie wiedział.
Z jej kolejnymi słowami nie mógł się nie zgodzić, bo tak właśnie było, gdyby nie Meena to na pewno nie wypadłby tak dobrze na spotkaniu z inwestorem z Teksasu, w ogóle na żadnym spotkaniu, pewnie w ogóle chodziłby w pogniecionej koszuli i zastanawiał się ile spotkań dzisiaj w ogóle ma. A ona robiła to wszystko, planowała spotkania, przygotowywała materiały, oddawał mu nawet do prasowania te pieprzone koszule.
- Chyba musze Cię wreszcie bardziej docenić Evans - powiedział to kompletnie szczerze, bo tak myślał. Przez ten czas, kiedy ze sobą pracowali, to dopasowali się do siebie idealnie. Tylko, że do Galena chyba zaczynało też trochę docierać, że jednak on z tej ich relacji czerpie więcej, że bez niej nie dałby rady. Może mógłby dać od siebie też więcej? Chciałby. Ale może małymi kroczkami, bardziej od tych przyziemnych zachcianek, jak to jacuzzi, albo ten pocałunek, który wisiał w powietrzu już chyba od momentu, kiedy dotknął w samolocie jej policzka...

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description


Meena Evans