kids get bored when it rains
: pt wrz 26, 2025 4:55 pm
Po cichu liczyła na to, że ktoś wyperswaduje im ten pomysł z głowy. Może nawet Sam, który teraz wydawał się oczarowany tym, jakie są i jakie życie prowadzą. Ale nie było powiedziane, że za jakiś czas chłopiec nie zmieni zdania i jednak nie stwierdzi, że wcale nie chce z nimi mieszkać. To tylko utwierdziłoby je w przekonaniu, że absolutnie nie nadawały się do roli matek i co najwyżej powinny pozostać przy opiece nad kotami.
Nie mogła nie zgodzić się ze Swanson, że sytuacja, która dotyczyła wtedy bezpośrednio ich dwóch, znacznie różniła się od tego, na jaki etapie były teraz. Przeszło rok temu uciekały i wzbraniały się przed własnymi uczuciami. Nie potrafiły rozmawiać, a każda próba podjęcia konwersacji kończyła się kłótnią. Albo seksem. Albo seksem poprzedzonym kłótnią, co pozwalało rozładować frustracje i pozwalało przez chwilę nie myśleć. To trochę tak, jakby nie umiały ze sobą żyć, ale nie umiały też żyć bez siebie. Musiało minąć wiele miesięcy, zanim wypracowały kompromisy i zaczęły się docierać. I przede wszystkim uświadomiły sobie, że chcą być razem, pomimo niektórych różnic.
— Naprawdę to rozważamy — przytaknęła i aż prychnęła pod nosem, nie wierząc, że w ogóle się dzieje. Zaylee była szczerze zdziwiona swoim zachowaniem i tym, że nie szła w zaparte, przystając przy swoich racjach. To chyba ta ucieczka Samuela z kuchni poruszyła w niej coś, czego nie potrafiła zrozumieć i ogarnąć swoim logicznym myśleniem. — Tylko jak powiedzą nam, że chyba nas pojebało, to będzie nam trochę przykro — posłała narzeczonej nieco rozbawione spojrzenie, bo o ile z jednej strony chciałaby, żeby ktoś sprowadził ją na ziemię, to z drugiej chyba wcale nie chciała usłyszeć, że nie jest w stanie zająć się dzieckiem z tysiąca różnych powodów.
Jeszcze mocniej zacisnęła ramiona wokół pasa Swanson i przyciągnęła ją do siebie, żeby musnąć jej usta. To miało przypieczętować ich wstępne ustalenia. Na razie musiały się rozeznać w tym, co powinny zrobić i jak wyglądały te wszystkie procedury, które pewnie będą się ciągnąć miesiącami. No i pozostawała jeszcze kwestia ślubu. O ile wcześniej nie musiały się w żaden sposób spieszyć i nawet nie miały sposobności przez brak czasu, to tutaj musiały wszystko dopiąć na ostatni guzik, bo inaczej żadna adopcja nie wchodziła w grę.
— Co powiemy Samowi? — zapytała, wymownie spoglądając w górę, gdzie na piętrze chłopiec zatrzasnął się w pokoju gościnnym. — Nie chcę robić mu nadziei, ale nie chciałabym, żeby myślał, że go nie chcemy. Bo to nieprawda — dodała już z większą pewnością, bez tych czających się wątpliwości. Dzięki Evinie coraz mocniej utwierdzała się w przekonaniu, że właściwie to mogłyby stworzyć rodzinę. Może nie przypadkowym dzieckiem, ale właśnie z Samuelem, którego już zdążyły trochę poznać i który dobrze czuł się w ich towarzystwie.
Evina J. Swanson
Nie mogła nie zgodzić się ze Swanson, że sytuacja, która dotyczyła wtedy bezpośrednio ich dwóch, znacznie różniła się od tego, na jaki etapie były teraz. Przeszło rok temu uciekały i wzbraniały się przed własnymi uczuciami. Nie potrafiły rozmawiać, a każda próba podjęcia konwersacji kończyła się kłótnią. Albo seksem. Albo seksem poprzedzonym kłótnią, co pozwalało rozładować frustracje i pozwalało przez chwilę nie myśleć. To trochę tak, jakby nie umiały ze sobą żyć, ale nie umiały też żyć bez siebie. Musiało minąć wiele miesięcy, zanim wypracowały kompromisy i zaczęły się docierać. I przede wszystkim uświadomiły sobie, że chcą być razem, pomimo niektórych różnic.
— Naprawdę to rozważamy — przytaknęła i aż prychnęła pod nosem, nie wierząc, że w ogóle się dzieje. Zaylee była szczerze zdziwiona swoim zachowaniem i tym, że nie szła w zaparte, przystając przy swoich racjach. To chyba ta ucieczka Samuela z kuchni poruszyła w niej coś, czego nie potrafiła zrozumieć i ogarnąć swoim logicznym myśleniem. — Tylko jak powiedzą nam, że chyba nas pojebało, to będzie nam trochę przykro — posłała narzeczonej nieco rozbawione spojrzenie, bo o ile z jednej strony chciałaby, żeby ktoś sprowadził ją na ziemię, to z drugiej chyba wcale nie chciała usłyszeć, że nie jest w stanie zająć się dzieckiem z tysiąca różnych powodów.
Jeszcze mocniej zacisnęła ramiona wokół pasa Swanson i przyciągnęła ją do siebie, żeby musnąć jej usta. To miało przypieczętować ich wstępne ustalenia. Na razie musiały się rozeznać w tym, co powinny zrobić i jak wyglądały te wszystkie procedury, które pewnie będą się ciągnąć miesiącami. No i pozostawała jeszcze kwestia ślubu. O ile wcześniej nie musiały się w żaden sposób spieszyć i nawet nie miały sposobności przez brak czasu, to tutaj musiały wszystko dopiąć na ostatni guzik, bo inaczej żadna adopcja nie wchodziła w grę.
— Co powiemy Samowi? — zapytała, wymownie spoglądając w górę, gdzie na piętrze chłopiec zatrzasnął się w pokoju gościnnym. — Nie chcę robić mu nadziei, ale nie chciałabym, żeby myślał, że go nie chcemy. Bo to nieprawda — dodała już z większą pewnością, bez tych czających się wątpliwości. Dzięki Evinie coraz mocniej utwierdzała się w przekonaniu, że właściwie to mogłyby stworzyć rodzinę. Może nie przypadkowym dzieckiem, ale właśnie z Samuelem, którego już zdążyły trochę poznać i który dobrze czuł się w ich towarzystwie.
Evina J. Swanson