A perfect picture is only perfect until the glass shatters
: czw lis 13, 2025 7:39 am
Obserwował ją czujnie, podczas gdy żaden z mięśni na jego twarzy nie drgnął. Nawet wtedy, gdy zaczęła w niego rzucać pierwszymi oskarżeniami. Stał tam, niewzruszony, pozwalając jej mówić, nawet kiedy już dawno uznał, że powinien ją był uciszyć. Bo powtarzała coś, co momentami było blisko prawdy, ale nie było nią.
Chłodno analizował to, w jaki sposób mówiła i w jaki sposób układało się jej ciało. Próbując temu wszystkiemu przypisać adekwatną emocję, która mogłaby być odpowiedzialna za jej zachowanie. Czy ją faktycznie dopasował? Cóż – bardzo rzadko, w małym tylko promilu, się mylił.
Ale w pewnym momencie uznał, że to, co widział, wystarczy.
Głośny huk przeciął zgęstniałe powietrze między nimi, a tuż po nim świst, tuż koło ucha kobiety, i finalnie trzask, tuż za nią. Stary regał skrzypnął przeraźliwie, kiedy jeden z pocisków broni palnej werżnął się w jego konstrukcję.
Strzelił w pełnie świadomie, wymierzył w pełni świadomie – tuż obok niej. By kula o kilka tyko centymetrów rozminęła się z jej głową. Ręka mu nawet nie drgnęła przy odrzucie i nawet teraz, po strzale, który był tym ostrzegawczym, nie zmienił układu swojego ramienia. Lufa jego broni wciąż spoglądała złowieszczo w jej stronę.
Chodziło o kontrolę i o przypomnienie rozkładu sił.
— Przypominam ci, Navi, że to nie ty jesteś tu w pozycji, aby dyktować przebieg tej rozmowy. Miej może trochę oleju w głowie i jak raz posłuchaj własnego instynktu, bo nie gramy w filmie. To jest prawda, a ty wciąż trochę za swobodnie się czujesz. Czy może po prostu chodzi o to, że dalej, mimo wszystko, mi ufasz i wierzysz, że następnym razem nie chybię?
Może to było to. Może dalej wierzyła, że mimo wycelowanej broni, on nigdy nie pociągnie za spust tak, aby kula sięgnęła jej ciała. Tyle tylko, że przecież do tego musiałby mieć jakieś uczucia, ale gdyby je miał, to nie byłby na tyle bezwzględny, by w ogóle do niej wymierzyć.
Może nie wiedziała, że wiązały go zasady, takie które zaakceptował i takie, które sam poczynił i pod którymi się podpisał. Takie, których był w pełni świadom i przez istnienie których teraz czuł tę rozrywającą stratę, choć ona wciąż tutaj była. Realna, żywa, namacalna. A jednak – dla niego to tak, jakby już przepadła.
— Kiedy się komuś ufa, Navi, nie przetrząsa się jego własności. Nie przeszukuje się biurka, w nadziei, że znajdzie się… właściwie co zamierzałaś znaleźć? Mówisz o zaufaniu, że nie pyta się o takie rzeczy. A ty nie spytałaś, a postanowiłaś sama, na własną rękę, szukać.
A wystarczyło zapytać. Czy by powiedział jej prawdę? Prawdopodobnie nie całą. Powiedziałby jej tyle, ile musiałaby wiedzieć i ile uznałby, że jest w stanie zaspokoić jej ciekawość i uciszyć odruch.
Tyle, ile musiałaby wiedzieć.
— Stajesz się głupia i naiwna w momencie, w którym sądzisz, że wszystko zrozumiałaś, Navi. Jesteś inteligentna, to przyznam. Ale to jest materia, która znacznie cię przerasta. — Było to brutalnie prawdziwe. Były rzeczy, które sięgały poza ludzkie wyobrażenie, jeśli ktoś nie miał z tym styczności. Jeśli ktoś nigdy w tym nie był, a swoją wiedzę opierał tylko i wyłącznie na filmach. — Wydaje ci się, że całe to zdarzenie z Tajlandii było tylko głupią ustawką? Abym ja wypadł na bohatera i żebyś ty mi zaufała? Wybacz, Navi, ale mam znacznie ważniejsze rzeczy do roboty niż to. — Ton jego głosu zadrgał kontrolowanym, sardonicznym rozbawieniem przez ułamek sekundy. — Po co ja kazałbym cię uprowadzić razem z tymi kobietami, a potem wszystko zmieniał. I czy gdybym był to ja, a zmieniłbym zdanie, to czy nie wystarczyłoby jedno skinienie, żeby cię wypuścili? Nie wysłałbym swoich ludzi, zamiast samodzielnie pchać się pod nóż? Poza tym, nie widzę tu twoich papierów. A gdyby istniały, to po co miałbym chować tylko je, w obawie, że je znajdziesz, kiedy dookoła jest jeszcze cała szafa pełna trupów? — Dał jej tylko parę krótkich sekund na zastanowienie, ale nie dał możliwości odpowiedzi. — Bo ich nie ma. Nie ma i nie było. Nigdy. Bo nigdy nie kazałem ciebie uprowadzać i nigdy nikomu cię nie sprzedałem. To nie był mój ruch.
Navi Yun
Chłodno analizował to, w jaki sposób mówiła i w jaki sposób układało się jej ciało. Próbując temu wszystkiemu przypisać adekwatną emocję, która mogłaby być odpowiedzialna za jej zachowanie. Czy ją faktycznie dopasował? Cóż – bardzo rzadko, w małym tylko promilu, się mylił.
Ale w pewnym momencie uznał, że to, co widział, wystarczy.
Głośny huk przeciął zgęstniałe powietrze między nimi, a tuż po nim świst, tuż koło ucha kobiety, i finalnie trzask, tuż za nią. Stary regał skrzypnął przeraźliwie, kiedy jeden z pocisków broni palnej werżnął się w jego konstrukcję.
Strzelił w pełnie świadomie, wymierzył w pełni świadomie – tuż obok niej. By kula o kilka tyko centymetrów rozminęła się z jej głową. Ręka mu nawet nie drgnęła przy odrzucie i nawet teraz, po strzale, który był tym ostrzegawczym, nie zmienił układu swojego ramienia. Lufa jego broni wciąż spoglądała złowieszczo w jej stronę.
Chodziło o kontrolę i o przypomnienie rozkładu sił.
— Przypominam ci, Navi, że to nie ty jesteś tu w pozycji, aby dyktować przebieg tej rozmowy. Miej może trochę oleju w głowie i jak raz posłuchaj własnego instynktu, bo nie gramy w filmie. To jest prawda, a ty wciąż trochę za swobodnie się czujesz. Czy może po prostu chodzi o to, że dalej, mimo wszystko, mi ufasz i wierzysz, że następnym razem nie chybię?
Może to było to. Może dalej wierzyła, że mimo wycelowanej broni, on nigdy nie pociągnie za spust tak, aby kula sięgnęła jej ciała. Tyle tylko, że przecież do tego musiałby mieć jakieś uczucia, ale gdyby je miał, to nie byłby na tyle bezwzględny, by w ogóle do niej wymierzyć.
Może nie wiedziała, że wiązały go zasady, takie które zaakceptował i takie, które sam poczynił i pod którymi się podpisał. Takie, których był w pełni świadom i przez istnienie których teraz czuł tę rozrywającą stratę, choć ona wciąż tutaj była. Realna, żywa, namacalna. A jednak – dla niego to tak, jakby już przepadła.
— Kiedy się komuś ufa, Navi, nie przetrząsa się jego własności. Nie przeszukuje się biurka, w nadziei, że znajdzie się… właściwie co zamierzałaś znaleźć? Mówisz o zaufaniu, że nie pyta się o takie rzeczy. A ty nie spytałaś, a postanowiłaś sama, na własną rękę, szukać.
A wystarczyło zapytać. Czy by powiedział jej prawdę? Prawdopodobnie nie całą. Powiedziałby jej tyle, ile musiałaby wiedzieć i ile uznałby, że jest w stanie zaspokoić jej ciekawość i uciszyć odruch.
Tyle, ile musiałaby wiedzieć.
— Stajesz się głupia i naiwna w momencie, w którym sądzisz, że wszystko zrozumiałaś, Navi. Jesteś inteligentna, to przyznam. Ale to jest materia, która znacznie cię przerasta. — Było to brutalnie prawdziwe. Były rzeczy, które sięgały poza ludzkie wyobrażenie, jeśli ktoś nie miał z tym styczności. Jeśli ktoś nigdy w tym nie był, a swoją wiedzę opierał tylko i wyłącznie na filmach. — Wydaje ci się, że całe to zdarzenie z Tajlandii było tylko głupią ustawką? Abym ja wypadł na bohatera i żebyś ty mi zaufała? Wybacz, Navi, ale mam znacznie ważniejsze rzeczy do roboty niż to. — Ton jego głosu zadrgał kontrolowanym, sardonicznym rozbawieniem przez ułamek sekundy. — Po co ja kazałbym cię uprowadzić razem z tymi kobietami, a potem wszystko zmieniał. I czy gdybym był to ja, a zmieniłbym zdanie, to czy nie wystarczyłoby jedno skinienie, żeby cię wypuścili? Nie wysłałbym swoich ludzi, zamiast samodzielnie pchać się pod nóż? Poza tym, nie widzę tu twoich papierów. A gdyby istniały, to po co miałbym chować tylko je, w obawie, że je znajdziesz, kiedy dookoła jest jeszcze cała szafa pełna trupów? — Dał jej tylko parę krótkich sekund na zastanowienie, ale nie dał możliwości odpowiedzi. — Bo ich nie ma. Nie ma i nie było. Nigdy. Bo nigdy nie kazałem ciebie uprowadzać i nigdy nikomu cię nie sprzedałem. To nie był mój ruch.
Navi Yun