when the badges shine
: wt lis 25, 2025 1:24 pm
Z pewnością moment, w którym Evina Swanson przejdzie na emeryturę, będzie trudny nie tylko dla samej zainteresowanej. Zaylee również będzie mieć spory problemy z odnalezieniem się w nowej rzeczywistości ze świadomością, że ukochanej nie będzie kręcić się po komisariacie. W końcu odkąd Miller zaczęła pracę w prosektorium, ona zawsze tutaj była. Zaglądała do kostnicy w sprawach zawodowych jeszcze długo, zanim się zeszły. Obie wiedziały, że właściwie już teraz Evina mogłaby zakończyć swoją przygodę z policją, ale miały też świadomość, że dopóki będzie na siłach, to nigdzie się nie ruszy. A koronerka nie zamierzała w żaden sposób naciskać, bo doskonale rozumiała, czym jest pracoholizm. Ktoś inny mógłby mieć z tym problem, ale ona była równie mocno uzależniona od wykonywania swojego zawodu, więc wyszłaby na kompletną hipokrytkę.
Widziała to spojrzenie, kiedy zjawiła się w pobliżu niczym najprawdziwsza wybawicielka. Mogłaby przysiąc, że ukochana od początku wieczoru czekała na ten moment i nie marzyła o niczym innym, jak ulotnić się z gali rozdania nagród. I tak uczestniczyły w niej dłużej, niż zamierzała, ze względu na odebranie statuetki i sierżanta Matthewsa, który strzegł wyjścia. Zaylee pieszczotliwie nazwała go w myślach Gestapo.
Pożegnały się krótko z dociekliwymi funkcjonariuszami i natychmiast ruszyły do wyjścia. Miller automatycznie przyspieszyła kroku, bo nie chciała, żeby znów ktoś je zaczepił i odwlekł od ewakuacji. Wystarczająco długo zabawiły na uroczystości, na której i tak sporo osób przyglądało im się podejrzliwie, jakby zaraz miały rzucić się na siebie i zacząć obściskiwać.
— Zrobiłabym to wiele szybciej, gdyby nie sierżant Mattherw — mruknęła, popychając drzwi prowadzące na korytarz. — Nie zrozum mnie, to miły gość, ale z premedytacją podłożył ci nogę, twierdząc, że pilnuje, abyś należycie wypełniała obowiązki. Chyba nie wyczuł niedyskretnych aluzji, że twoje miejsce jest między moimi udami — dodała z rozbawieniem, chociaż wcale nie rzucała zbereźnych tekstów w obecności Matthewsa. A mogłaby.
Skręciły w korytarz, który ciągnął się w kierunku schodów, a te z kolei prowadziły do piwnicy, gdzie mieściło się prosektorium. Zaylee zbiegła w dół, przez cały czas ściskając w dłoni statuetkę o bliżej niezidentyfikowanym kształcie i odłożyła ją, dopiero gdy znalazły się w czymś, co w teorii było biurem koronerów. W praktyce była to miejsce, gdzie Bobby Hackman sypiał, kiedy pokłócił się z żoną, a Miller używała tego pomieszczenia do schadzek z narzeczoną. Dawniej przyprowadzała tu inne kobiety, ale to nie miało znaczenia. Najważniejsze, że tego dnia Bobby i jego żona nie mieli cichych dni.
— Czy ja wspominałam coś wcześniej o dodatkowej nagrodzie? — zapytała w udawanym zamyśleniu, zatrzaskując za sobą metalowe drzwi, o które oparła się plecami i popatrzyła na Swanson spod zmrużonych oczu. — Czy tak mi się tylko jakoś palnęło?
Zanim jednak Evina zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Zaylee chwyciła ją za szlufkę od spodni i przyciąga do siebie. Przestrzeń między nimi skurczyła się do minimum, a ich usta zetknęły się w czułym, choć nieco rozbawionym pocałunku. Miller wplotła swój język pomiędzy rozchylone wargi, a jej dłonie już błądziły po dobrze znanej sylwetce narzeczonej.
Evina J. Swanson
Widziała to spojrzenie, kiedy zjawiła się w pobliżu niczym najprawdziwsza wybawicielka. Mogłaby przysiąc, że ukochana od początku wieczoru czekała na ten moment i nie marzyła o niczym innym, jak ulotnić się z gali rozdania nagród. I tak uczestniczyły w niej dłużej, niż zamierzała, ze względu na odebranie statuetki i sierżanta Matthewsa, który strzegł wyjścia. Zaylee pieszczotliwie nazwała go w myślach Gestapo.
Pożegnały się krótko z dociekliwymi funkcjonariuszami i natychmiast ruszyły do wyjścia. Miller automatycznie przyspieszyła kroku, bo nie chciała, żeby znów ktoś je zaczepił i odwlekł od ewakuacji. Wystarczająco długo zabawiły na uroczystości, na której i tak sporo osób przyglądało im się podejrzliwie, jakby zaraz miały rzucić się na siebie i zacząć obściskiwać.
— Zrobiłabym to wiele szybciej, gdyby nie sierżant Mattherw — mruknęła, popychając drzwi prowadzące na korytarz. — Nie zrozum mnie, to miły gość, ale z premedytacją podłożył ci nogę, twierdząc, że pilnuje, abyś należycie wypełniała obowiązki. Chyba nie wyczuł niedyskretnych aluzji, że twoje miejsce jest między moimi udami — dodała z rozbawieniem, chociaż wcale nie rzucała zbereźnych tekstów w obecności Matthewsa. A mogłaby.
Skręciły w korytarz, który ciągnął się w kierunku schodów, a te z kolei prowadziły do piwnicy, gdzie mieściło się prosektorium. Zaylee zbiegła w dół, przez cały czas ściskając w dłoni statuetkę o bliżej niezidentyfikowanym kształcie i odłożyła ją, dopiero gdy znalazły się w czymś, co w teorii było biurem koronerów. W praktyce była to miejsce, gdzie Bobby Hackman sypiał, kiedy pokłócił się z żoną, a Miller używała tego pomieszczenia do schadzek z narzeczoną. Dawniej przyprowadzała tu inne kobiety, ale to nie miało znaczenia. Najważniejsze, że tego dnia Bobby i jego żona nie mieli cichych dni.
— Czy ja wspominałam coś wcześniej o dodatkowej nagrodzie? — zapytała w udawanym zamyśleniu, zatrzaskując za sobą metalowe drzwi, o które oparła się plecami i popatrzyła na Swanson spod zmrużonych oczu. — Czy tak mi się tylko jakoś palnęło?
Zanim jednak Evina zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Zaylee chwyciła ją za szlufkę od spodni i przyciąga do siebie. Przestrzeń między nimi skurczyła się do minimum, a ich usta zetknęły się w czułym, choć nieco rozbawionym pocałunku. Miller wplotła swój język pomiędzy rozchylone wargi, a jej dłonie już błądziły po dobrze znanej sylwetce narzeczonej.
Evina J. Swanson