Strona 5 z 7

Türkiye'ye hoş geldiniz!

: czw sie 21, 2025 8:24 pm
autor: Cem Ayers
Podsumował to jednym zdaniem.
- Jesteśmy okropni – ale uśmiechnął się, co znaczyło, że naprawdę nie żałował. – Wiesz, często mnie doprowadzasz do szału, ale skoro tu jesteśmy, to oznacza, że potrafimy się dogadać. Chociaż ta sytuacja jest dla mnie dość nowa, nie powiem, że się nie cieszę, że tu jesteś. Cieszę się i to bardzo. To ze mnie naprawdę robi dupka, ale wiesz co? Mam to gdzieś i powinniśmy za to wypić, ale nie dzisiaj – tego dnia musiał się trzymać, żeby chociaż przez jakiś czas być na tyle trzeźwym, by ogarnąć problemy swoje i przyjaciela, podczas ich spotkania. Początek musiał być poważny.
- Bardzo doceniam prawdę – sam też starał się być szczery, ale nie zawsze mówił o wszystkim, co znaczyło, że nie dopowiadał wszystkiego. – Ale znasz mnie, wiesz o tym – odparł.
Temat agenta był dość poważny, bo pozostawał nierozwiązany, ale także o tym miał porozmawiać z Emirem.
- Skonsultuję się z Emirem. Chciałbym, żeby mi pomagał, ale wiesz, on jest tutaj, a ja potrzebuję kogoś, kto będzie mi podporą w Kanadzie i nie będzie się wahał, gdzie powinien być. Ale on mi poradzi, jest świetny w tym, co robi, ale nie wiem, jak u niego z przeprowadzką. Ma tutaj swoje życie i nie chciałbym go odrywać od niego. No chyba, że problem sam się rozwiąże i ja też tu zostanę – ale wcale tego nie chciał. Nie na stałe. Nie mógłby zrezygnować z najbliższych osób, chciał być obok nich, ale jeśli oni nie będą go chcieli, nie będzie mieć wyboru.
- Nie wiem, może… - odparł zamyślony. – Ale z drugiej strony skąd wiesz, że sobie radzę? Może dobrze udaję, a potrafię to robić, kiedy chcę – był aktorem, ale rzadko grał poza planem. Wolał być autentyczny, bo zbyt wiele kłamstw było wokół.
Przyjaciele. To było dla niego zbyt mało i chciał jej o tym powiedzieć, ale zanim to zrobi, musiał się poradzić osoby, która nie będzie go oceniać. Sam miał problemy z kobietami, więc skończą chyba ze szklankami alkoholu i smętnymi piosenkami Cema.
Trochę zaskoczyła go eden, mówiąc, że chce wracać, ale nie protestował.
- Jasne – ona była gościem i ona rządziła w tej chwili. Cem mieszkał tu dostatecznie długo, by przywyknąć do upału, który wiele osób męczył. Poza tym – a spojrzał na zegarek – miał jeszcze trochę czasu do wyjścia.
Kiedy wrócili, zamknął się w pokoju i zadzwonił w kilka miejsc. Mówił szybko po turecku, więc nawet jeśli Eden by go usłyszała, nie zrozumiałaby jego słów. Chciał kilka rzeczy dopiąć na ostatni guzik przed wielkim dniem i nie chodziło o premierę.
Potem ogarnął prysznic, ubrał coś luźnego, ale dość wyjściowego, no i wyszedł z domu. Zostawił Eden dom i zwierzaki, bo i koty pewnie już się zjawiły.

Wrócił późno, ale zachowywał się tak cicho, jak tylko potrafił. Trochę wypił, to prawda, ale czuł się na tyle dobrze, by poradzić sobie z dojściem do pokoju i łazienki. Zimny prysznic dobrze mu zrobił, a spędził tam dobrych kilka minut. Chciał się otrzeźwić i to wyraźnie doprowadziło go do lepszego stanu. Owinął się ręcznikiem i poszedł do swojego pokoju, gdzie ubrał coś, ale nie poszedł spać. Zszedł na dół, do salonu, gdzie zauważył swoje koty. W ich towarzystwie zasnął na kanapie.
Obudził się bez bólu głowy, więc to był jakiś plus. Nie chodził po domu, bo nie miał zamiaru przeszkadzać Eden w odpoczynku. Chciał, żeby odpoczęła i wstała w dobrym nastroju.
Wyszedł z domu i poszedł pobiegać. Zmęczenie dobrze mu zrobiło. Kiedy zatrzymał się, by odpocząć, czuł się o wiele lepiej. Usiadł na trawie i patrzył w dal, zastanawiając się, czy uda mu się zrobić wszystko tak, jak planował. W sumie postanowił improwizować, nawet jeśli pewne rzeczy miał zaplanowane. Wiedział jedno – tego dnia wyzna Eden prawdę odnośnie swoich uczuć. Najwyżej trzepnie go w twarz. Wiedział, że nie może tego ciągnąć, zasługiwała naprawdę, którą i tak dawkował jej, używając słów z innego języka. Nie było odwrotu – albo zostanie, albo ucieknie, ale on jej powie. Tak naprawdę gryzło go to tak mocno, że nie mógł tego przekładać. Ona była szczera, więc on też będzie. Postanowione.
Wrócił dłuższą drogą, a będąc już przed domem, ściągnął z siebie spoconą koszulkę i otarł nią czoło.
Wszedł na górę i skorzystał z prysznica. Musiał się odświeżyć, zmęczył się dość mocno. I oczywiście znów paradował w samym ręczniku po domu, bo miał w zwyczaju się przebierać u siebie. Zwykle nie miał gości, jak teraz.
I pewne takim zobaczyła go Eden, gdy wyszedł na korytarz i szedł do siebie.
- Dzień dobry, zaraz przyjdę – powiedział i faktycznie po kilku minutach był gotowy. Tylko woda skapywała mu z mokrych włosów, ale tym się nie przejmował.
- Jak ci minęła noc? – zapytał, dołączając do Eden. – Potrafiłaś odpocząć? – zapytał z troską.
- Gotowa na to, co przyniesie nowy dzień? – czuł się dziwnie spokojny, chociaż przed nim było trudne wyzwanie. Postanowił coś jednak i zrobi wszystko, jak mówił Emirowi. Eden zasługiwała na prawdę.
Uśmiechnął się do kobiety ciepło.
- Zapowiada się znowu ładna pogoda, można to wykorzystać – oby tylko nie było tak gorąco jak wcześniej, bo mieli wystarczająco wiele spraw, które miały podgrzać atmosferę.

eden de poesy

Türkiye'ye hoş geldiniz!

: pt sie 22, 2025 6:52 pm
autor: eden de poesy
Miała za sobą naprawdę kiepską noc.
Podróż i zmęczenie dawały się we znaki, ale wiedziała, że nie może swoim nastrojem i stanem zepsuć pierwszych dni wspólnej podróży. Nafaszerowała się więc wszystkim co znalazła w swojej walizce i co mogłoby pozytywnie wpłynąć na jej zdrowie, wzięła szybki prysznic pod nieobecność Cema w domu i spróbowała doprowadzić się do względnego porządku. Nie wyglądała zachwycająco, jednak uznała uczciwie, że bywały dni, że wyglądała dużo gorzej.
Ze względu na swój stan, albo raczej obudzoną przez niego zupełną obojętność, w sytuacji gdy minęła w korytarzu Cema owiniętego jedynie ręcznikiem, odwróciła się za nim i nie bacząc na konsekwencje, otwarcie zawiesiła wzrok na jego tyłku. Pokręciwszy głową na boki, westchnęła cicho, wydając z siebie jedynie coś na kształt igrasz z ogniem, kolego, a następnie obrała kurs na salon, gdzie zajęła miejsce na kanapie, podsuwając kolana pod samą brodę. Gdy jej towarzysz pojawił się w pomieszczeniu, uśmiechnęła się delikatnie, nie potrafiąc podzielić z nim tego ogromnego entuzjazmu. - Chyba mam gorączkę. - wydusiła z siebie, niezbyt zadowolona tym faktem. Wiedziała, że przez to może zepsuć plany na dzisiejszy dzień, jeśli tylko okaże się, że Cem zaplanował im jakąś atrakcję, której nie da się odwołać.
Nachyliła się delikatnie w stronę mężczyzny, jakby domagając się, aby poprzez przyłożenie dłoni do jej czoła, sprawdził temperaturę jej ciała. Tak zawsze robił to Elias, co wydawało się jej co najmniej dziwne, bo ona nie posiadła tej wyszukanej umiejętności, jednak ufała, że Cem także to potrafi. Przymknęła na chwilę oczy, które otworzyła ociężale i z wielkim wysiłkiem, jednak wkładając w to tyle autentycznego zaangażowania, nie chcąc zawieźć przyjaciela. - Chciałabym dziś popływać w basenie, ale czuję, że na razie nie mam siły. Czy moglibyśmy jeszcze godzinkę poleżeć? Może wtedy lekarstwa zaczną działać. - miała co do tego głęboką nadzieję, bo naprawdę ostatnie o czym marzyła to przeleżenia urlopu w łóżku.
Poklepała miejsce obok siebie na kanapie. Naprawdę, ale to naprawdę miała ochotę wtulić się w kogoś i móc uśmierzyć swój ból i zmęczenie. Liczyła, że na wzgląd na ich przyjacielską relację, Cem pójdzie na taki układ i zechce poświęcić jej tę godzinę na wspólnym leżeniu. - Mógłbyś mi pośpiewać. Albo mówić coś po turecku, cokolwiek. Nie musisz nawet tłumaczyć, po prostu cokolwiek do mnie mów, dobrze? - kontynuowała, będąc spragnioną rzeczy, które mogłyby odwrócić jej uwagę.
Jej oddech stawał się ciężki, a powieki co raz bardziej ociężałe. Naprawdę potrzebowała czasu, bo to jedyne co mogło poprawić jej stan. Później zaplanowała sobie na śniadanie porcję świeżych owoców i wypicie ogromnej ilości wody, jednak teraz potrzebowała kogoś, kto się nią z a o p i e k u j e . Nie planowała tego, chociaż wyglądało to jak idealny plan na zmuszenie Ayersa do czułości. Zrozumiałaby także gdyby odmówił jej prośby; z tego co kilkukrotnie jej oświadczył, jego myśli krążyły już wokół innej kobiety. Domaganie się więc na siłę opieki byłoby nie w porządku.
Zmieniła swoją pozycję z siedzącej na leżącą. Nie oczekiwała już na obecność mężczyzny, sama ułożyła wygodnie głowę na poduszce i przymknęła oczy. - Później wypijemy herbatę. Mam ochotę na herbatę. Gorącą i gorzką. I jakieś ciastko. A później, jak już będę czuła się lepiej popływamy w basenie. - ciągnęła, po czym westchnęła głośno i otworzyła oczy na chwilkę, tylko po to aby w tym samym momencie posłać ciepły, jednak pełen zmęczenia, uśmiech przyjacielowi.

Cem Ayers

Türkiye'ye hoş geldiniz!

: pt sie 22, 2025 8:00 pm
autor: Cem Ayers
Faktycznie Eden nie wyglądała najlepiej. W sumie zdziwiłby się, gdyby powiedziała, że porządnie odpoczęła, bo w obcym miejscu bywało różnie, tym bardziej, że temperatura nocą też była dość wysoka. Kiedy kobieta przy nim stanęła, wyciągnął rękę w jej kierunku i sprawdził jej czoło i policzki.
- Faktycznie, jesteś trochę cieplejsza niż powinnaś być. Pozwól, że zajmę się tobą, jak zadbałby o ciebie mój serialowy bohater, doktor Ferman Eryiğit – uśmiechnął się.
- Nie przejmuj się, bo nawet jeśli dzisiaj zostaniemy w domu, to nic się nie stanie. Mamy jeszcze inne dni – zauważył. – Najważniejsze jest zdrowie i samopoczucie – powiedział ciepło i spojrzał na zegarek, który leżał na stoliku. Miał jeszcze jakiś czas do… niespodzianki dla Eden, która miał nadzieję poprawi jej trochę humor.
- Chodź tu do mnie – kiedy usiadł obok, rozłożył ramiona i służył za poduszkę. Zupełnie jak w samolocie, gdy usadowiła się wygodnie i drzemała sobie w najlepsze. Tak jak wtedy, zaczął gładzić ją po włosach i słuchał uważnie.
- To się da zrobić – powiedział i pocałował Eden w czubek głowy. – I zaśpiewam ci coś, mógłbym to też zagrać na gitarze, ale ponieważ absolutnie nie przeszkadza mi obecne położenie, nie ruszę się z miejsca – zapewnił i kontynuował rozmowę.
- Możesz mi nie uwierzyć, ale turecka herbata jest doskonała. Przekonali mnie do tego w pierwszym tygodniu moich pierwszych wakacji tutaj. I mają tu takie specjalne szklanki, w kształcie tulipanów. W każdym serialu czy filmie widać je na pierwszym planie. Chociaż ja uwielbiam pić z kubka z jakimś tekstem czy grafiką, tutaj nigdy nie podaję jej inaczej, jak właśnie w tych szklankach. Babcia dałaby mi po głowie, gdybym nie kultywował tej tradycji. A słowo daję, że kilka jej tych szklanek potłukłem jako dziecko – uśmiechnął się do wspomnień.
Znów zerknął na zegarek. Jego niespodzianka powinna dotrzeć tu za jakieś dziesięć minut. W tym czasie postanowił jej coś zaśpiewać.
- Mógłbym ci coś zagrać na gitarze, ale ponieważ nie chcę psuć położenia pani poduszki, po prostu to zaśpiewam. To jedna z bardzo dobrze znanych piosenek z serialu, którego nie widziałem, ale kompozytora poznałem osobiście, jest świetnym facetem i zdolnym muzykiem – odparł, nadal trzymając kobietę w ramionach.
- To piosenka o strachu, braku odwagi i topieniu smutków w alkoholu, ale jest jedną z moich ulubionych tureckich piosenek. Może dlatego, że jest taka szczera – powiedział i zaintonował melodię, by później przejść do słów:

Uyku nedir bilmeyen ben,
Bu aralar dertten midir kendimi yataklara atıyorum.
Ağzımın tadı pek bir bozuk, herkes havalardandır diyor.
Ben esas sebebi çok iyi biliyorum.

Korkuyorum cesaretim kayıp.
Dünya mı zor bünyem mi zayıf?
Derdime suları katıp katıp
İçiyorum...
Üzülüyorum kayıplarımı sayıp.
İçinden aşkları ayıklayıp
Geriye hiçbir şey kalmadığını
Görüyorum...

Sanki hayata bir buzlu camdan bakıyoruz.
Netliği kaybetmişiz dolaylara çok sapmışız.
Sarf edilen güçle orantılı büyüyor içteki aşk.
Biz çabalamamış sadece güç birliği yapmışız.
Korkuyorum, korkuyorum...


Kiedy zakończył piosenkę, przez chwilę nucił ją jeszcze, a potem się odezwał.
- Turcy mają różne sposoby na pokazanie uczuć i emocji, ale mają wiele świetnych piosenek i wybranie jakiejś jest trudne. Ale może jeszcze ta, tę też lubię, chociaż jest dość smutna.
I zaczął śpiewać kolejną piosenkę

Aşk dediğin belkide budur
Hep acıtır arkandan vurur
Belkide bu son sefer olur
Kalbim durur dertler son bulur

Sanma üç günlük bu hislerim
Ben burda hergün seni beklerim
Gel beni kendinden mahrum etme ne olur
Bu hayat sen yoksan zehir olur

Duy beni duy ne olur
Dön bana dön ne olur
Aşk dediğin elbet bir yol bulur
Gel beni kendinden mahrum etme ne olur
Bu hayat sen yoksan zehir olur

Aşk dediğin böyle son bulur
Kalbin durur sevdiğin el olur
Belkide yarın unutulur
Aşk dediğin bir masal olur

Son yokken de atıyorsa kalbim
Atmasın öyle dursun isterim
Gel beni kendinden mahrum etme ne olur
Bu hayat sen yoksan zehir olur

Duy beni duy ne olur
Dön bana dön ne olur
Aşk dediğin elbet bir yol bulur
Gel beni kendinden mahrum etme ne olur
Bu hayat sen yoksan zehir olur


Kiedy zakończył, nastąpiła cisza, bo Cem po prostu się zamyślił. Piosenka o miłości, tej niekoniecznie spełnionej, ale za to prawdziwej i takiej, która też bolała. O czekaniu i powrotach.
Nagle ciszę przerwał dzwonek do drzwi. Cem znów zerknął na zegarek – idealnie o czasie.
- Przeproszę cię na chwilę, ale muszę wyjść na dwie minuty – powiedział i delikatnie podniósł Eden, by sobie usiadła, a sam Ayers po prostu udał się do wyjścia, by otworzyć drzwi. Stał tam kurier z bukietem kwiatów. Cem je odebrał i podpisał papierek o doręczeniu ich, a później po prostu schował je za sobą i wrócił do Eden.
- Mam coś specjalnie dla ciebie, może to ci poprawi humor – powiedział i wyciągnął je, by wręczyć piękne kwiaty w różnych kolorach (a każdy miał swoją symbolikę: czerwone: gorące uczucie, białe – szacunek, żółte – radość, pomarańczowe – entuzjazm i fioletowe – bogactwo).
- Bukiet powitalny ode mnie i mam nadzieję, że ci się podoba– powiedział trochę nieśmiało, patrząc na to, jak zareaguje.
Kiedy on to zorganizował? Przed spotkaniem z Emirem poprzedniego dnia. Chciał jej zrobić przyjemność tym gestem, może i miał w tym jakiś cel, ale… to był też miły, przyjacielski gest, bo pewnie nie doszuka się w tym niczego więcej, a jednak była w tym głębia.

eden de poesy

Türkiye'ye hoş geldiniz!

: sob sie 23, 2025 9:00 am
autor: eden de poesy
Nie zdawała sobie sprawy z tego, że najbardziej tego poranka potrzebowała obecności Cema. Była mu wdzięczna za otoczenie jej troską i realnym zmartwieniem jej stanu zdrowia. Nie chciała użalania się, potrzebowała jedynie kogoś, kto wesprze ją w chwilach słabości. Więc po zaproszeniu ze strony mężczyzny, bez oporów urządziła sobie poduszkę z jego ciała.
Oddychała dużo spokojniej, nie tylko dlatego, że bliskość mężczyzny dawała jej poczucie bezpieczeństwa. Chciała powoli i starannie zaciągać się przyjemnym zapachem jego ciała, który okazał się być świetnym lekiem, może nawet lepszym niż przyjęte specyfiki. - Czy doktor Ferman także przytulał swoje pacjentki? - próbowała nawet zażartować, nie chcąc skupiać się jedynie na złych stronach tej sytuacji.
W spokoju wysłuchała całej historii dotyczącej herbaty. Nie wiedziała dlaczego o ten napój poprosiła, jednak gdy Cem wspomniał o specjalnych szklankach, westchnęła cicho. - Kiedyś Twój tata dał w prezencie takie naczynia mojej mamie. Były piękne, zazdrościłam mamie, że dostała taki prezent, ale nie chciałam z nich pić. Wydawało mi się, że to ja powinnam dostać taki prezent od Ciebie, a tym buntowaniem się chciałam Cię ukarać. - co było zupełnie bezsensowne, a jedyne co uzyskała to to, że nigdy nie skosztowała herbaty z dedykowanego naczynia. Takich sytuacji było więcej, ciągnęły się one za nią przez lata, a żal pozostawienia ją przez Cema samej sobie, nie zniknął wraz z jego zniknięciem. Czasami nawet upatrywała się jego w kolegach z uczelni, jednak nigdy nie okazało się, że spotkała tam kolegę sprzed lat. Tęskniła za nim, jednak w akcie buntu nie oglądała jego produkcji, nie interesowała się jego życiem. Aż w końcu się uleczyła. A on wtedy się pojawił.
Czerpała wszystko co najlepsze z chwili, w której jej śpiewał. Nie musiała nic rozumieć, bo Cem był tak autentyczny w tym co robił, że mogła odczytać każdą z jego intencji. Uspokajał ją, chociaż jeszcze miesiąc temu taka sytuacja wzbudziłaby w niej salwę śmiechu. Nie było to dla niej naturalne, wydawało się istnieć tylko na serialach. Teraz jednak, wtulona w ciało najbliższej osoby, chłonęła całą sobą każde nieznane jej słowo. Ile by dała, aby takie sytuacje stały się dla niej codziennością. Nie tylko w chorobie, ale podczas zwykłego wieczoru, gdy wracała z wyczerpującego spotkania bądź wizyty u rodziców. Potrzebowała takiej twierdzy, muru, o który mogła oprzeć wszystkie swoje troski.
Rozczarowała się więc gdy w domu rozległ się dzwonek. Obawiała się, że to jakiś niespodziewany gość, który zaskoczy ich w momencie, w którym wolałaby mieć Cema na wyłączność. Nie protestowała jednak, nie wydusiła z siebie, o dziwo, żadnego komentarza. Podniosła się do pozycji siedzącej i czekała na powrót mężczyzny.
Nie spodziewała się jednak, że wróci w takim stylu. Z kwiatami, których konfigurację lubiła najbardziej. Łąka, którą przypominał jej bukiet wywołała na jej twarzy ogromny uśmiech. Wyciągnęła przed siebie ręce aby przejąć od mężczyzny podarunek a następnie zbliżyła twarz do kwiatów, aby zaciągnąć się zapachem ich świeżości. - Są takie piękne! - przyznała szczerze i na jej opinię nie miała wpływu gorączka. Szybko jednak jej uśmiech zamienić się we wzruszenie, widoczne jako zaszklenie się oczu łzami. - Nie musiałeś tego robić. W zasadzie to ja powinnam dziękować tobie, E zdecydowałeś się mnie przyjąć i znosić. - nie kokietowała, mówiła zgodnie ze swoimi myślami. Eden, gdyby nadal wierzyła, powinna zamówić za niego mszę dziękczynną i opłacić ofiarę na rok do przodu w jego intencji. Dawno już nikt z taką cierpliwością i swobodą nie znosił jej osoby. I to na własne życzenie.
Podniosła się z miejsca i ruchem ręki poprosiła, aby mężczyzna się nachylił. Niestety różnica wzrostu była zbyt duża, aby mogła bezkarnie i bez uprzedzenia skraść mu niewinnego całusa. Całe szczęście w takich sytuacjach Cem nie protestował, a ona pod przykrywką podziękowania, mogła musnąć jego policzek. Niebezpiecznie blisko kącika ust.
Minęła go jednak po chwili i ruszyła do kuchni w poszukiwaniu wazonu, do którego mogłaby wstawić kwiaty. - Czy mógłbyś dać mi coś, do czego mogłabym je włożyć? Nie chcę aby przedwcześnie umarły. - były zbyt piękne aby nie zdobić domu. - Są naprawdę niezwykłe. Dziękuję. - powtórzyła po raz kolejny tuż po tym gdy u jej boku ponownie pojawił się Ayers.

Cem Ayers

Türkiye'ye hoş geldiniz!

: sob sie 23, 2025 11:24 am
autor: Cem Ayers
Cem uśmiechnął się do swojej towarzyszki i odpowiedział.
- Nie przytulał, ani nie opuścił żadnej, gdy potrzebowała pomocy – zauważył. – I w sumie to był chirurgiem, więc wyższa liga – zaśmiał się. I pamiętał dobrze, że bolały go plecy, gdy musiał się tak nachylać nad pacjentami. Potem sobie z tego żartował, ale mimo wszystko wspomnienia braku komfortu go nawiedzały.
O szklankach nigdy nie słyszał, ale to było ciekawe wspomnienie. Nigdy by nie podejrzewał ojca o takie prezenty, tym bardziej, że on sam rzadko bywał w ojczyźnie swojej żony. Mimo to, musiał to być bardzo miły gest.
- Na bazarze zobaczysz, jak szybko sprzedają się te komplety. Tam handlują wszystkim. Polecam mix przypraw uniwersalnych. Zawsze zabieram paczuszkę ze sobą do Kanady. Bardzo podkręcają smak potraw – no właśnie, typowe rzeczy to jeszcze nic, ale było tego więcej.
Mógł pokazać jej wiele miejsc i rzeczy, które stanowiły popularne podarki i pamiątki z Turcji, ale wiele pozostawało nieosiągalnym. To nic, może kiedyś wrócą i zobaczą coś innego?
Tymczasem mógł ją pocieszyć bukietem kwiatów. Tak niewiele i tak wiele równocześnie.
Dla Cema symbolika była bardzo ważna. Najchętniej wręczyłby jej tulipany – narodowe kwiaty Turcji, ale było po sezonie, chociaż w szklarniach można je było spotkać. Zdecydował się jednak na pomieszanie różnych, w ładną i ciekawą kompozycję. Pamiętał jak jego matka dostawała od ojca kwiaty na różne okazje i pani Miray była tym zachwycona. On rzadko miał możliwość dzielenia się nimi z kimś. Najczęściej po prostu przynosił je swojej babci, która także je kochała.
- Nie musiałem, ale chciałem – odparł na uwagę Eden. Kobiety lubiły takie gesty, poza tym uważał to za coś romantycznego i wymownego. Oznaczały szacunek i pomagały powiedzieć coś więcej swoim kolorem. – Bardzo mi miło, że się cieszysz – uśmiechnął się.
Pocałunek w formie podziękowania też był bardzo miły. On mógł ją zaskakiwać tak częściej, bo jednak ta przewaga wzrostu była dość znaczna, no ale… dla chcącego nic trudnego – jak to się mawia : )
Gdy mu uciekła, nadal się uśmiechał, bo sprawiło mu to radość. Chciał jej zrobić niespodziankę i się udało. To był jednak mały przedsmak tego, co zaplanował, ale jeśli będzie mieć czas na improwizację, też z niej skorzysta. Bardzo chciał, żeby Eden poczuła się wyjątkowo, na tym mu zależało. Chciał, żeby zobaczyła, jak bardzo mu na niej zależy i jak ceni każdy uśmiech, który mu ofiarowywała.
- Jasne, zaraz coś znajdę – powiedział i przyszedł za nią do kuchni. Na pewno był tam jakiś wazon, bo chociaż kwiaty były w sumie rzadkością w jego domu, to posiadał jakieś naczynie, do których można je było włożyć. Zajrzał więc do różnych szafek, aż w końcu znalazł w jednej dolnej to, czego szukał.
- Może się nada – powiedział i wlał wodę do niego, by można było włożyć kwiaty i na dłużej zachować ich świeżość. Okazało się, że pasowały idealnie. Ani zbyt małe, ani zbyt duże. Niestety jeden z kwiatków się trochę połamał i oklapł, ale Cem miał pomysł, co zrobić, by go nie wyrzucić.
Wziął go i skrócił jego i tak urwaną w połowie łodyżkę, a potem włożył kwiat za ucho Eden.
- O, tak lepiej i kwiatek się nie zmarnuje – zauważył, podziwiając swoje dzieło. Przy okazji musnął palcami policzek kobiety. Taki niewinny gest, może nawet został odebrany jako przypadkowy, ale on swoje wiedział. – Mam nadzieję, że wkrótce poczujesz się lepiej – czekało na nią jeszcze trochę niespodzianek tego dnia.
Oparł się o szafkę i spojrzał na Eden uważnie.
- Moja mama uwielbiała dostawać kwiaty – po turecku to çiçekler. A szczególnie uwielbiała tulipany – laleler – powiedział, przy okazji ucząc ją kolejnych słówek. Teraz jego matka dostawała je od niego na cmentarzu. Wolał zdecydowanie przynosić je osobie żywej, która na nie zasługiwała i której mogły przynieść radość. Ukochana była najlepszą osobą, której można było je wręczyć.
- Powiedziała mi kiedyś, żebym nie zapominał o tym, że to bardzo miły gest i na pewno jest często cenniejszy niż inne rzeczy – miał na myśli ozdoby, błyskotki czy inne prezenty. – Chciałem cię nimi powitać, przy okazji robiąc coś miłego. Naprawdę się cieszę, że tu jesteś – powiedział ciszej.
I zobaczysz dzisiaj, że to naprawdę dopiero wstęp do czegoś wyjątkowego – dodał w myślach.
Przyglądał się Eden z uśmiechem, który naprawdę wyrażał szczere zadowolenie. On bardzo był zadowolony z tego, że nie był sam. I z tego, że to właśnie ona była przy nim.

eden de poesy

Türkiye'ye hoş geldiniz!

: śr sie 27, 2025 8:19 pm
autor: eden de poesy
Cem też jej nie opuści.
Czuła to.
Wiedziała, że będąc w takim stanie może liczyć na niego w stu procentach. Że wesprze ją, zrobi wszystko, aby nie myślała o tym, że źle się czuje. Był dobrym przyjacielem, nawet jeśli nie wchodził w rolę serialowego lekarza. Mogła godzinami leżeć oparta o niego, opowiadać bzdety spowodowane gorączką i nie wstydzić się żadnego ze swoich słów. Właśnie na tym polegała przyjaźń.
Przymknęła oczy i wyobraziła sobie opisywany przez mężczyznę targ. Czuła intensywnie zapachy przypraw, słyszała gwar rozmów i mogłaby przysiąc, że dokładnie odczuwała na swoim ciele intensywność dzisiejszych promieni słonecznych. - Też kupię tę przyprawę. Myślę, że to świetna pamiątka. - a przecież miała kogo obdarowywać tureckimi smakołykami. Nie tylko Elias czy rodzice liczyli na pamięć, ale koleżanki czy nawet jej wydawca złożył zamówienie na lokalne przyprawy. Wszyscy chcieli skorzystać na tym, że Eden zapuściła się w tak daleki i egzotyczny, z ich perspektywy, kraj.
Zupełnie nie spodziewała się tego gestu. Na chwilę mogła zapomnieć o swoim stanie zdrowia i skupić całą swoją uwagę na pięknym bukiecie. Widocznie poprawił on jej humor, co sygnalizowała szerokim uśmiechem. Lubiła takie niespodzianki, chociaż rzadko była nimi obdarowywana. Nie to, że narzekała, jednak tak niewielki gest mógł naprawdę poprawić humor. Nawet jeśli nie miało się bólu zatok i gorączki.
Zawstydziła się, gdy wcisnął kwiat za jej ucho. Nie często udawało się komukolwiek wydusić z niej taką emocję, jednak Cem zrobił to z taką lekkością, że nie chciała nawet protestować. Było to przyjemne, chociaż stawiało ją w świetle bezbronności i uległości, a ona przecież broniła się przed tymi stanami z całych sił.
A męska dłoń, muskająca niby przypadkiem jej policzek, sprawiła, że po jej karku przebiegł przyjemny dreszcz, który, gdyby tylko pozostawała nadal w swojej radykalnej wierze, nazwałaby n i e o d p o w i e d n i m.
Powtórzyła szeptem tureckie wzmianki, naprawdę wykazując ogromną chęć nauki tego języka. Nie sądziła, aby miał się jej kiedykolwiek jeszcze przydać, jednak chwile wykorzystywane na naukę były przecież czymś wartościowym. Być może kiedyś, w towarzystwie, będzie mogła zabłysnąć jakąś anegdotką, bądź znajomością tureckiego słownictwa. - Twoja mama nauczyła Cię wielu pięknych rzeczy. - pamiętała kobietę jak przez mgłę, jednak sama postawa i wychowanie Cema mogły wskazywać na to, że była odpowiedzialną kobietą. Nie miała pojęcia o przeszłości młodszego z braci Ayers, więc wychodziła z założenia, że ich matka wychowała całą trójkę na porządnych, słownych i dobrych ludzi. - Moja matka z kolei powiedziałaby, że to niepotrzebne i mnie rozpieszcza. Nigdy, w jej oczach, nie zasługiwałam na nic dobrego. - westchnęła cicho. Doskonale znała mechanizm matki, więc w jej wypowiedzi nie było nic oceniającego, a samo przekazanie faktów. Eden miała być zaprogramowana do życia w posłuszeństwie, jednak wystąpił niespodziewany błąd i życie jedynej córki państwa de Poesy skręciło w zupełnie innym kierunku.
- Niewiele brakowało, a by mnie tu nie było. - zaznaczyła, ostatni raz zaciągając się świeżym zapachem kwiatów. Wiele musieli przejść, aby znaleźć się w miejscu, w którym byli aktualnie. I nie chodziło już o ostatni czas, a o całe ich wspólne życie. Przecież jeszcze rok temu żadne z nich nie myślało o tej drugiej osobie, w absolutnie żadnych kategoriach. Zapomnieli o sobie na długie lata, po długim i ciężkim szukaniu się wzajemnie w twarzach innych osób. Później musieli poznać się na nowo, nauczyć nawyków i strachów, a na koniec zaakceptować.
Cofnęła się o krok i oparła biodrami o kuchenny blat, wciskając swoje ciemne spojrzenie w postać mężczyzny. Nabrała do płuc powietrza i skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej. - Otwieram się przed Tobą. Jestem skłonna pokazać Ci moje wzruszenia, smutki i radość. Jeśli będziesz tego tylko chciał. - zadeklarowała, po raz pierwszy nie mówiąc na końcu groźby o tym, że jeśli ją zawiedzie - zniknie. To był pierwszy krok do ukazania jej strony, która potrzebowała opieki i zrozumienia.
Potrzebowała u t u l e n i a.

Cem Ayers

Türkiye'ye hoş geldiniz!

: śr sie 27, 2025 10:11 pm
autor: Cem Ayers
Bardzo mu brakowało matki, ojca także, ale z nim długo wojował, więc zupełnie inaczej to odbierał. Miray była dobrą osobą. Taką, którą nie sposób było wspominać inaczej, jak tylko w pozytywny sposób.
- Matka była wspaniała. Kiedy byłem mały, śpiewała mi różne piosenki, uczyła języka, pokazywała, że świat jest różny, nie zawsze dobry, ale ciągle piękny. Nauczyłem się od niej szacunku dla kobiet, broniłem więc mojej siostry przed tym, co złe. Powiedziała mi kiedyś, że najprostsze słowa i drobne gesty są bardziej wymowne, niż tysiące najpiękniejszych słów. Myślę, że miała rację – powiedział to przyznając tym samym, że skorzystał z okazji, by jakoś przekazać to, co czuł do Eden. Kwiaty były początkiem, bo musiał się zabrać także za coś innego – właśnie za słowa.
Nie chciał już kłamać, zatajać czy udawać, że nic się nie działo. Jego serce nie wytrzyma dłużej niepewności. Chyba nadchodził czas na to, by w końcu ujawnić to, co kryło się za jego tęsknym spojrzeniem niebieskich oczu, kierowanym właśnie w stronę Eden.
Wysłuchał słów kobiety i pokręcił głową.
- Zasługujesz na wiele dobrego – odparł poważnie. – Nigdy nie miałem nikogo, komu chciałbym je dać – wskazał na bukiet. Chciał zobaczyć jej uśmiech i udało mu się to. To był już pewien sukces, ale chciałby osiągnąć coś jeszcze.
- Wiem i przepraszam cię za to – zrozumiał jej kolejne słowa. – Nigdy sobie nie wybaczę tego, że zniknąłem i że przez tyle lat byłem daleko. Uwierz mi, że to napawa mnie odrazą do siebie – tak właśnie było, on zawsze będzie sobie to wyrzucał. Bardzo był na siebie zły, że zawalił. I czuł się winny, bo tak powinno być. Nie chciał nigdy jej krzywdy, cenił sobie jej towarzystwo i uczciwość.
- Wszystko mogło być inaczej, prawda? = zapytał, ale nie oczekując odpowiedzi. – Nie wiem, może fakt, że żyliśmy daleko od siebie też miał na nas wpływ? Może to się musiało tak potoczyć? – nigdy się tego nie dowiedzą. Może coś by zniszczyło ich przyjaźń? A może byliby razem, szczęśliwi?
Tak, uczyli się siebie od nowa, życie nauczyło ich różnych rzeczy, ale tak czy inaczej, spotkali się znowu. Nie mogli nadrobić tych straconych lat, ale mogli ich mieć przed sobą jeszcze wiele.
Cem doceniał to, że Eden była obok. Nie sądziła zapewne, że aż tak bardzo. To był dzień prawdy, dla niego także, więc nie mówił zagadkami. Już nie.
- Czy chcę? – zapytał i uśmiechnął się. – Dziewczyno, ja tego potrzebuję. Chcę cię poznawać i dzielić z tobą jak najwięcej chwil. Dobrych i złych, bo w życiu nie jest albo tak, albo tak. Sam wychodzę z siebie, żebyś zrozumiała, ile dla mnie znaczysz ty i twoje zaufanie. Błądziłem przez długi czas, nie odpowiedziałem sobie nigdy na jedno pytanie – zaczął, patrząc wprost w oczy Eden. Jeśli mieli być szczerzy, on rozpocznie.
- Wiesz jakie? – wiedział, że nie odgadnie, dlatego nie męczył jej niedopowiedzeniami. – Czego tak naprawdę potrzebuję w tym życiu – odpowiedział, tym samym nakierowując rozmowę na odpowiednie tory.
- Wszystko, co mam jest dobre. Domy, pieniądze, czy możliwość poznawania ludzi, kariera, wejściówki na różne imprezy, uwaga fanów. Tak, korzystam z tego i mnie to cieszy, ale gdybym tylko mógł, oddałbym to wszystko za coś innego. Za uśmiech, za ciepło, za bliskość, za słowa osoby, która jest dla mnie najważniejsza – mówił dalej. Jeśli się teraz nie otworzy, będzie mu ciężko zebrać się do tego ponownie. Świece i róże poczekają, o ile w ogóle będą potrzebne. Może się łudził, że czuje to samo, co on? Nie wiedział, ale chciał poznać prawdę.
- Powiedziałem ci, że zakochałem się tylko raz. To fakt, który przyjąłem do siebie, widząc ile znaczyły dla mnie inne kobiety, a ile ona. Nigdy jej nie powiedziałem, co czuję, bo czułem, że się spóźniłem i nic, co powiem, nie będzie miało znaczenia. Bałem się tego uczucia, ale im bardziej starałem się je stłumić w sobie, tym bardziej czułem jego siłę – mówił dalej, a głos lekko mu drżał.
- Na moje pytanie, jest tylko jedna odpowiedź, ale do teraz bałem się wypowiedzieć ją na głos – nie odwracał spojrzenia tylko mówił wprost ze swojego serca. – Naprawdę potrzebuję tylko jednego w życiu. Sevgiye ihtiyacım var. Potrzebuję miłości – powiedział to odważnie, ale nie skończył na tym. Czuł jak serce biło mu mocno w piersi. Dlaczego mówił to wszystko teraz? Nie wiedział. Jakiś wewnętrzny głos podpowiadał mu, że musiał. Miejsce mało romantyczne, to prawda, ale za to jego słowa były prawdziwym srebrem, bo złotem była tylko ona. Jeśli ucieknie od niego, nie będzie się dziwić. Mimo to, miał jakąś nadzieję, że jego uczucia nie zostaną wyśmiane czy okpione. Lubił szczerość i ona o tym wiedziała. Poza tym obiecał, że zrobi coś, co przybliży ją do prawdziwych uczuć Cema.
- Senin aşkın. Sen – odparł po turecku, ale po chwili powiedział to tak, by zrozumiała, chociaż czuł, że i tak pojęła sens tych słów. – Twojej miłości. Ciebie – odparł. Zbliżył się do niej, by dokończyć to, co chciał powiedzieć.
- Eden, to ty jesteś kobietą, o której mówiłem przez cały czas. I nie wiesz, jak bardzo walczyłem ze sobą kiedy my... – nie musiał kończyć zdania. Mieli o tym zapomnieć, a tymczasem trzeba było do tego wrócić. – Właśnie przez to, że cię pokochałem, nie mogłem tego zrobić. Zasługiwałaś na to, by wiedzieć i powiedziałem ci prawdę wiele razy. Przez piosenki, przez słowa, których nie rozumiałaś. Chciałaś, bym był szczery. I tak wygląda prawda – powiedział to, nie spuszczając wzroku z kobiety.
- Przyjmę wszystko z twych rąk, nawet truciznę, która mnie uciszy na zawsze – rzekł spokojnie. Nie spodziewał się fajerwerków, czy zachwytu. Musiał jej nieźle teraz namieszać w głowie. Nie taka była jego intencja. Musiała wiedzieć. Po prostu. Ale dlaczego teraz, gdy planował tak wiele? Nie wszystko jeszcze stracone, wystarczyło jedno jej słowo, a otrzyma więcej. W jego sercu było mnóstwo miejsca dla innych, ale to właśnie stojąca przed nim kobieta zajmowała w nim najwięcej miejsca.
- Pozwol mi cię kochać – wyciągnął ku niej swoją dłoń, która zawisła w powietrzu. Chciał dotknąć jej policzka, bez strachu i zakłopotania. Dotknąć w sposób, którym mógłby wyrazić więcej niż te wszystkie słowa. – Pozwól mi się tobą zaopiekować i być przy tobie zawsze, kiedy będziesz tego potrzebować. Seni seviyorum, Eden - powiedział niemalże szeptem.
- Kocham cię, Eden ♥

eden de poesy

Türkiye'ye hoş geldiniz!

: czw sie 28, 2025 7:30 pm
autor: eden de poesy
Nie przypuszczała, że jednym, z pozoru prostym zdaniem, otworzy wrota do takich zwierzeń. Niejednokrotnie przecież zbaczali z tematów, krążąc wokół rzeczy głębszych i bardziej filozoficznych, jednak nigdy nie spowodowały one takiego wodospadu wylewności jak dziś.
Eden była zaskoczona. Wpatrywała się w przyjaciela z widocznym na twarzy niezrozumieniem. Sądziła, że to gorączka podskoczyła do niebezpiecznej granicy, przez co rzeczywistość zaczęła zacierać się jej ze snem. Mrugnąwszy kilkukrotnie, miała nadzieję, że przestanie śnić na jawie i wszystko okaże się jedynie jej wyobrażeniem. Jednak tak się nie działo: Cem stał nadal w niedalekiej odległości i z każdym słowem przybliżał ją do faktu, że to co sobie przez długi czas wytwarzała w swojej głowie, nie było pomyłką. Piętrzące się w niej uczucia były nie do zidentyfikowania: z jednej strony czuła ekscytację, z drugiej zaś ogromną złość na mężczyznę, który dopiero teraz zebrał się na wyznania. Z dala od jej bezpiecznego miejsca, w obcym kraju. - Wywiozłeś mnie celowo żeby mi to powiedzieć czy to przypadek? - na pewno nie takiej reakcji spodziewał się na swoje wyznanie. Znał jednak na tyle dobrze pannę de Poesy, że powinien spodziewać się absolutnie wszystkiego. Bo czuła się z a a t a k o w a n a i zupełnie bezbronna. Nie mogła się schować, uciec. Musiała działać teraz i szybko przetworzyć zaistniałą sytuację, a zasłyszane słowa poukładać w swoim chaotycznym pojmowaniu m i ł o ś c i .
Niespodziewanie sięgnęła po kwiat za jej uchem i cisnęła nim o ziemię. Była wściekła. Na niego, na siebie, na cały wszechświat. - Jesteś samolubnym złamasem! - wykrzyczała w jego kierunku, wskazując na niego palcem. Minęła go prędko, jednak po wykonaniu energicznych trzech kroków, odwróciła się w jego stronę. - Teraz mi o tym mówisz?! Gdy ja uczyłam się funkcjonować jakoś bez Ciebie? Bo za każdym razem gdy wydawało mi się, że możesz widzieć we mnie kogoś więcej niż przyjaciółkę, Ty zaczynałeś swoje romantyczne pieprzenie o jakiejś kobiecie, którą nagle okazuję się być ja?! - rozłożyła ręce, prześmiewczo, jednak z dużą dozą nerwów, wykrzykując wszystkie słowa. - Chciałam Cię kochać, ale Ty odwlekałeś to w czasie. Karmiłeś mnie pięknymi słowami, których być może wyuczyłeś się kiedyś do jednej z ról! Chciałam wyrzec się swojego dotychczasowego życia, zrezygnować z człowieka, z którym tworzę wieloletni związek, ale Ty wolałeś bawić się w podchody! - zdawała się zapomnieć już dawno o fizycznym bólu ciała spowodowanym chorobą, bo skutecznie zastąpił go ten dotyczący złamanego serca. - Chcesz mojej miłości? - powtórzyła po nim, ponownie wskazując na niego palcem. - To się przygotuj, bo moja miłość nie jest ani cierpliwa, ani tym bardziej łaskawa! - skoro on pozwalał sobie na tureckie wstawki, ona postanowiła wesprzeć się tym, czym przez lata karmili ją rodzice, czyli cytatami dotyczącymi wiary. Niestety, ale nadal często, w stresowych sytuacjach, sięgała po tę broń, przypominając sobie czasy, w których okazywała się być ona jedną ze skuteczniejszych. - I nie potrzebuję opieki! Sama sobie radzę świetnie! Bo jak masz się mną opiekować tak samo jak wyznawać mi miłość, to ta opieka może okazać się niezwykle odwleczona w czasie! - ciągnęła dalej, poruszając się nerwowo po kuchni, ze wzrokiem wbitym w podłogę.
Cwaniak. Wywiózł ją z dala od domu i kazał konfrontować się z taką informacją. Nie dał przestrzeni do ucieczki, zatrzasnął ją nie tylko w swoich czterech ścianach ale także w ciężarze zobowiązania, które wypowiedział. - Po co ja brałam od Ciebie tę cholerną czekoladę? Henry z sąsiedztwa przychodził do mnie z super zabawkami i z nim tata przynajmniej pozwalał mi się bawić! Poza tym nie miał takiej głupiej fryzury jak Ty i umiał super piosenki ze szkoły! - brnęła, pozwalając sobie na zupełnie niepotrzebny słowotok. Wiedziała jednak, że to ją zwentyluje, da jej przestrzeń do rozmyślań albo ewentualnie spowoduje ucieczkę. - I wcale mi ta czekolada nie smakowała! - dodała na koniec, ponownie wskazując ostrzegawczo palcem wprost w tors Ayersa.

Cem Ayers

Türkiye'ye hoş geldiniz!

: czw sie 28, 2025 8:19 pm
autor: Cem Ayers
Spodziewał się tego, bo nie sądził, że przyjmie to spokojnie. Owszem, zbyt wiele sobie poczynał, ale musiał wyznać prawdę, bo inaczej byłoby o wiele gorzej. Dlatego też cierpliwie znosił jej gadkę, nawet się nie zdobywając na słowo czy westchnięcie w komentarzu. Dał jej czas na wygadanie się, bo zwyczajnie tego potrzebowała.
Kiedy w końcu się wyszumiała, powiedział tylko:
- Weź może głęboki oddech, dobrze? – bał się, że mu tam padnie, no ale sam się o to prosił.
Odpowiedział też na nurtujące ją pytanie.
- Tak, planowałem to zrobić tutaj. Inaczej, ale tu – przyznał rację. Tu czuł się bezpieczniej. Poza tym…
- Sama dałaś mi nadzieję, wiesz? – obserwował uważnie kobietę i naprawdę miał nadzieję, że sobie trochę odpuści. Bał się o jej zdrowie, wyglądała jak chmura gradowa – ale bardzo pociągająca chmura gradowa.
- I nie chciałem wtrącać się w twój związek, ja po prostu… - powiedz to Cem. Musisz to mówić, żeby Eden przyzwyczaiła się do tej myśli. – Ja się po prostu w tobie zakochałem. Kiedy my… no tamtej nocy, o której mi kazałaś zapomnieć – jaaaasne – ja nie byłem gotów na to wszystko, ale chciałem ci powiedzieć od początku. I wtedy poczułem nadzieję, że może… - nie dokończył zdania. Nie potrafił. Co by nie powiedział na swoją obronę, to i tak zostanie źle odebrane, bo tak. Ona powie coś, a on znów zostanie zgaszony jakąś ciętą ripostą. Może nie powinien do tego dopuścić? Może czas zrobić coś innego, niż tylko mową.
- Łaskawa i cierpliwa czy nie, ale ważne, żeby ona istniała. Myślisz, że mnie nie denerwujesz? Czasem doprowadzasz mnie do szału, a jednak nie zmieniłam zdania. Z każdym dniem kochałem cię bardziej. Co to znaczy? Ano to, że jestem idiotą, skończonym kretynem, ale takim, który nie żałuje niczego, wiesz? – stawiał się, bo tak należało z nią porozmawiać. Dobitnie. Może i był spokojnym człowiekiem, ale o swoje potrafił walczyć i ani myślał udawać, że czuł się winny. Przeciwnie – on się naprawdę cieszył. A dlaczego? Ponieważ zareagowała jakoś. Mogła go wyśmiać, mogła odepchnąć, a tymczasem się złościła. Co to oznaczało? Może to, że jednak w niej było coś, co pozwalało mu mieć nadzieję na ciąg dalszy?
- Powiedz mi, co cię tak złości, hmm? – zapytał wprost. – Jaki masz problem? – dodał wyzywająco. Nie był jednak ostry, oddawał jej uwagi, ale… sama się prosiła o taki ton. Zwykle potrafiła go przegadać, a on? Słuchał cierpliwie. Dość tego dobrego. On też miał dość udawania.
- Co chcesz usłyszeć? Tak, zawaliłem. Tak, zrobiłem to specjalnie. Tak, nadal cię kocham, chociaż czasem jesteś nie do zniesienia, masz tego świadomość, co? – wygarnął jej, a kiedy powiedziała mu o czekoladzie, parsknął śmiechem.
- Nie smakowała, tylko oblizywałaś palce – zauważył. – Kiepsko kłamiesz, wiesz? – uśmiechnął się.
- Po co ta złość, hmm? No po co? – był ciekaw, co mu odpowie, ale lepiej będzie to sprawdzić inaczej.
- Jeśli mnie nie chcesz widzieć, powiedz mi to prosto w twarz. Wyjdę i nie wrócę, póki mi nie powiesz, że mogę przyjść. Tak, zostawię ci pod opieką dom, zwierzęta, wszystko. Powiedz, że mam odejść i to zrobię – patrzył jej cały czas w oczy, o ile miał na to możliwość.
- I nie wrócę do tego nigdy więcej. Będę udawać, że nic nie miało miejsca – powiedział poważnie. – Ty o tym zdecyduj. Mam odejść? Odejdę. Mam zostać? Zostanę. Co byś nie powiedziała, to i tak nie zmieni moich uczuć wobec ciebie. Kocham cię i powiedziałbym to całemu światu. Chociaż nie wiem, co w tobie widzę. Bywasz pyskata, niegrzeczna, egoistyczna, a ja i tak cię kocham. Chyba naprawdę mi odbiło, nie? I tak, uważam, że naprawdę potrzebujesz kogoś, kto się tobą zaopiekuje, a nie przychodzi tylko po to, by ci powiedzieć dzień dobry i dobranoc. Gdybyś tylko odwzajemniała moje uczucie, nigdy bym cię nie zostawił. Rzuciłbym wszystko w cholerę, swoje podróże i karierę. Tak bym zrobił, uwierzysz? Bo tak cię kocham, ale chyba i tak masz to gdzieś. Już widzę, że szykujesz się do jakiejś ciętej odpowiedzi i co ci na to odpowiem? – nie kazał jej długo czekać na swoją reakcję. Kiedy tylko miała coś odpowiedzieć, po prostu wziął ją z zaskoczenia i… pocałował (wcale nie delikatnie, bo chciał pokazać jej siłę swojego uczucia). Może i dostanie za to w twarz, może zawali sprawę jeszcze bardziej, ale to był jego największy argument w tej wymianie zdań. On po prostu ją kochał i co by nie było, on i tak wybierał ją.
- Teraz mogę odejść – odwrócił się i nie czekał na jej odpowiedź. Sam odejdzie, da jej spokój i nie przyjdzie znowu. Eden mogła go jeszcze zawrócić; jedno jej słowo lub gest i będzie obok. Zdecyduj, Eden.

eden de poesy

Türkiye'ye hoş geldiniz!

: ndz sie 31, 2025 11:45 am
autor: eden de poesy
Nie było nic gorszego dla Eden de Poesy niż zasugerowanie jej, że powinna się uspokoić.
Bo ona przecież ZAWSZE była spokojna. Tylko on niewiele o tym spokoju wiedział.
Gdy usłyszała, że dama dawała mu nadzieję, z wyrzutem ułożyła dłoń na klatce piersiowej, a na jej twarzy pojawił się grymas zdziwienia. Oczywiście, że dawała mu nadzieję. Świadomie czasami nadwyrężała jego granice, jednak przyznanie się do tego aktualnie, było dla niej równoznacznie z porażką. Wolała więc zagrać zdziwioną, niż powiedzieć, że przecież każdego wieczoru przed snem przypominała sobie ich wspólną noc.

Ja się po prostu w tobie zakochałem.

Te słowa odbijały się echem w jej głowie. Nie przypominała sobie, aby ktokolwiek powiedział jej coś takiego. Początek jej aktualnego związku był logicznym ciągiem dalszym, nie zakochaniem. Było to rozsądne, przemyślane, przekalkulowane. Niewiele było w nim emocjonalności. To był rezultat.
Serce kołatało jej jak oszalałe. Wiele wskazywało na to, że Cem wcale nie zapomniał o ich sekrecie. Żył nim tak samo jak ona i tak samo jak ona świetnie radził dotychczas z udawaniem, że nie miało do żadnego wpływu na ich relację. Wielu z jego słów nie słyszała, wpatrywała się w jego twarz, jednak myślami była w zupełnie innym miejscu.
Dopiero zadane pytanie o powód jej złości zbiło ją zupełnie z pantałyku. Nie znała odpowiedzi na to proste pytanie. Nie potrafiła podać logicznego powodu, dla którego ciskała w niego tymi wszystkimi przykrymi zdaniami. Przecież mówił o tym, co chciała od dawna usłyszeć. Może nie w takich okolicznościach, bo prawie czterdziestostopniowa gorączka i czerwony od kataru nos nie były dobrymi sprzymierzeńcami do takich rozmów, jednak powinna docenić jego otwartość. A ona znowu się buntowała. Bo pierwszy raz musiała zmierzyć się z czymś nieznanym, do czego nikt jej nie przygotował. - Bo to nie ma sensu. - nie doprecyzowała jednak co dokładnie. Nie miała na myśli uczucia, o którym ją poinformował, a całego procesu, tego, że mieli się tylko przyjaźnić, a wszystko wymknęło się im spod kontroli.
- Nie do zniesienia?! - powtórzyła po nim, gdy kolejny raz najzwyczajniej w świecie rzucił jej prawdą prosto w twarz. - Sam taki jesteś! Z tym swoim romantyzowaniem wszystkiego! - wcale tak nie myślała, jednak w jej procesie myślowym jedyną obroną był atak. Nie było opcji na przyznanie mu racji, całą tę sytuację odbierała jak starcie. I tak samo miała zareagować na fakt kolejnego emocjonalnego wyrzutu z jego strony. Buzowało aż w niej, gdy słyszała wyznania miłości naprzemiennie z prawdą na jej temat. Nie była fanką przemocy, jednak uważała, że w takiej chwili zostałaby uniewinniona przez każdy sąd, gdyby tylko rzuciła się na niego z rękoczynami. Nie zdążyła jednak nic powiedzieć, ani tym bardziej zareagować werbalnie. Cem przejął inicjatywę, albo raczej jej usta i całe jej ciało. Nie spodziewała się takiego kroku po tym co usłyszała, jednak wyparcie z siebie uczucia satysfakcji i szczęścia z tego powodu, byłoby kłamstwem. Oddała mu się, odwzajemniła pocałunek i z niezrozumiałą lekkością pozwoliła mu zakończyć ten akt miłości. Westchnęła głośno, nie tylko z powodu zawodu spowodowanego końcem pocałunku, ale także z powodu jego końcowej deklaracji. Nie chciała, aby odchodził. I to wcale nie z powodu obowiązków, które by zostały na jej głowie. Chciała, aby został, bo go p o t r z e b o w a ł a.
Mogłaby teraz zarzucić mu, że ponownie nie dotrzymuje obietnicy. Że podejmuje próbę zniknięcia, chociaż jeszcze niedawno deklarował, że nigdy do tego nie dojdzie. Mogłaby wyrzucić mu dziesiątki rzeczy, które bezpodstawnie, oczywiście w jej ocenie, zarzucił jej podczas tej emocjonalnej rozmowy. Jednak zrozumiała, że nie chodziło tym razem o wygranie bitwy, a dojście do wspólnego celu. Bo to, że zależy im na tym samym, udało im się ustalić pomimo całego zajścia. - Mam niedosyt. - zarzuciła mu. Nie chodziło o kontynuowanie kłótni. Chciała ponownie poczuć jego ciepłe wargi na swoich ustach. - Chcę abyś został. - i znowu mnie pocałował z taką samą pasją, uczuciem. Tak, aby czuła, że jest tylko jego. Jakby nie było wokół nich reszty świata, z którą niedługo będą musieli się niestety zmierzyć.

Cem Ayers