kids get bored when it rains
: ndz wrz 28, 2025 6:03 pm
Z obserwacji wywnioskowała, że Samuelem targają mieszane uczucia. Niewątpliwie było mocno podekscytowany możliwością trafienia pod ich opiekę, ale widać było, że nie potrafił się tym w pełni cieszyć. Ewidentnie coś go martwiło i chyba nie był przekonany, czy może im do końca zaufać. A one musiały go zapewnić, że naprawdę chciały, aby stał się częścią ich małej rodziny. Że będzie miał tutaj swój pokój, dwa kręcące się pod nogami koty i wszystko, czego tylko zapragnie. Bo Sam w pełni zasługiwał na ciepły, kochający dom i dwie mamy, które poświęcą mu tyle uwagi, ile pozwolą im na to wykonywane przez nie zawody.
— To znaczy, że teraz będziemy widywać się cały czas? — zapytał, wodząc wzrokiem od Eviny do Zaylee. W jego głosie nadzieja mieszała się z niedowierzaniem. Miał tylko dziewięć lat, potrzebował bezustannych zapewnień. Albo wyprowadzenia z błędu. I ta niewdzięczna rola przypadła właśnie Miller, która musiała spokojnie wyjaśnić mu, jak to najprawdopodobniej będzie wyglądać w najbliższej przyszłości
— Nie przez cały czas — zaczęła ostrożnie, żeby Młody znów nagle nie posmutniał. — Ale najczęściej, jak to będzie możliwe. Porozmawiamy o tym z panią Rose, na jakiej miałoby to być zasadzie. I musisz pamiętać, Sam, że dużo pracujemy, więc nie zawsze będziemy mogły cię odwiedzić, czy zabrać do siebie.
Chłopiec skinął powoli głową, przetwarzając te informacje w swojej głowie. Miał już przedsmak tego, jak długo musiał wyczekiwać obiecanego maratonu Gwiezdnych Wojen, kiedy to ze względu na prowadzone sprawy, Miller i Swanson przekładały spotkanie. I musiał przywyknąć, że nie zawsze będą na jego zawołanie, ale zrobią wszystko, żeby nieco przeorganizować swoje życie.
— Jesteście super — wypalił szczerze Sam. — Każde dziecko chciałoby z wami zostać — dodał i w końcu na jego piegowatej buzi pojawił się delikatny, ale niewymuszony uśmiech.
Zaylee podniosła się z przysiadu i usiadła na łóżku. Samuel przysunął się tak blisko jej, jak to tylko możliwe, więc otoczyła go ramieniem i odruchowo zmierzwiła mu włosy. Jego kręcone włosy wyglądają tak, jakby jakiś ptak uwił sobie w nich gniazdo. Beznadziejny przypadek. Przypadek wyswobodził się z uścisku Miller i przycisnął głowę do ramienia Eviny.
— Chciałbym, żeby wszystko szybko się udało — powiedział cicho i przez chwilę trwał tak z, wtulając się w Swanson, aż w końcu podniósł na nią niebieskie ślepia. — A czy przed tym tymi lodami ciasteczkami zamówimy pizzę?
Miller nie mogła powstrzymać uśmiechu. To niesamowite, jak szybko potrafił przechodzić z jednych emocji w drugie. Trochę pod tym względem przypominał jej samą siebie.
— Zamówimy — powiedziała, wymieniając wcześniej porozumiewawcze spojrzenie ponad ramieniem Młodego.
— I będzie dużo sera? — upewnił się.
— Tak jest — zgodziła się bez szemrania.
— I bez papryki?
— Bez papryki.
— I duża?
— Wielka — zapewniła Zaylee, dźgając go palcem pod żebra. — Taka wielka, że jak zjesz, to pękniesz.
Sammy kwiknął głośno i przysunął się bliżej Eviny, żeby ta broniła go przed łaskotkami.
— Nie pęknę — odparł szybciutko. — Muszę dużo jeść, żebym był duży.
Evina J. Swanson
— To znaczy, że teraz będziemy widywać się cały czas? — zapytał, wodząc wzrokiem od Eviny do Zaylee. W jego głosie nadzieja mieszała się z niedowierzaniem. Miał tylko dziewięć lat, potrzebował bezustannych zapewnień. Albo wyprowadzenia z błędu. I ta niewdzięczna rola przypadła właśnie Miller, która musiała spokojnie wyjaśnić mu, jak to najprawdopodobniej będzie wyglądać w najbliższej przyszłości
— Nie przez cały czas — zaczęła ostrożnie, żeby Młody znów nagle nie posmutniał. — Ale najczęściej, jak to będzie możliwe. Porozmawiamy o tym z panią Rose, na jakiej miałoby to być zasadzie. I musisz pamiętać, Sam, że dużo pracujemy, więc nie zawsze będziemy mogły cię odwiedzić, czy zabrać do siebie.
Chłopiec skinął powoli głową, przetwarzając te informacje w swojej głowie. Miał już przedsmak tego, jak długo musiał wyczekiwać obiecanego maratonu Gwiezdnych Wojen, kiedy to ze względu na prowadzone sprawy, Miller i Swanson przekładały spotkanie. I musiał przywyknąć, że nie zawsze będą na jego zawołanie, ale zrobią wszystko, żeby nieco przeorganizować swoje życie.
— Jesteście super — wypalił szczerze Sam. — Każde dziecko chciałoby z wami zostać — dodał i w końcu na jego piegowatej buzi pojawił się delikatny, ale niewymuszony uśmiech.
Zaylee podniosła się z przysiadu i usiadła na łóżku. Samuel przysunął się tak blisko jej, jak to tylko możliwe, więc otoczyła go ramieniem i odruchowo zmierzwiła mu włosy. Jego kręcone włosy wyglądają tak, jakby jakiś ptak uwił sobie w nich gniazdo. Beznadziejny przypadek. Przypadek wyswobodził się z uścisku Miller i przycisnął głowę do ramienia Eviny.
— Chciałbym, żeby wszystko szybko się udało — powiedział cicho i przez chwilę trwał tak z, wtulając się w Swanson, aż w końcu podniósł na nią niebieskie ślepia. — A czy przed tym tymi lodami ciasteczkami zamówimy pizzę?
Miller nie mogła powstrzymać uśmiechu. To niesamowite, jak szybko potrafił przechodzić z jednych emocji w drugie. Trochę pod tym względem przypominał jej samą siebie.
— Zamówimy — powiedziała, wymieniając wcześniej porozumiewawcze spojrzenie ponad ramieniem Młodego.
— I będzie dużo sera? — upewnił się.
— Tak jest — zgodziła się bez szemrania.
— I bez papryki?
— Bez papryki.
— I duża?
— Wielka — zapewniła Zaylee, dźgając go palcem pod żebra. — Taka wielka, że jak zjesz, to pękniesz.
Sammy kwiknął głośno i przysunął się bliżej Eviny, żeby ta broniła go przed łaskotkami.
— Nie pęknę — odparł szybciutko. — Muszę dużo jeść, żebym był duży.
Evina J. Swanson