A co mogę zrobić Galen - tego się właśnie spodziewał, w każdym jednym scenariuszu, który układał sobie w głowie, który analizował, wypowiadała to zdanie, co mogę zrobić. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, żeby zasugerować jej wyjście z tej sytuacji, tylko problem tkwił w tym, że nie znał wyjścia, zastanawiał się nad tym tak długo, a nie wiedział co ma jej powiedzieć, nie wiedział właściwie czego od niej chciał. Żeby była jego, nie tylko tutaj na Lanzarote, ale też w Toronto, wszędzie, zawsze.
Zamknął usta i wbił w nią spojrzenie, te niebieskie oczy utkwione były w jej twarzy, takiej smutnej, że serce pękało mu na pół. Chciałby jej pomóc, ale nie wiedział jak. To co powiedziała później sprawiło, że poczuł się, jakby na głowę zawalił mu się cały świat. Jakby dostał w twarz, nie to nawet nie dało się porównać do tego. Szpilka wbita prosto w serce. Ale czego się spodziewał? Czy w jednym z tych pierdolonych scenariuszy, które cały poranek tworzył, nie odpowiedziała mu właśnie w ten sposób?
Czy nie brał tego w ogóle pod uwagę?
Galen Wyatt nie był gotowy na ślub, nigdy nie brał tego pod uwagę, ślub... Abstrakcja, coś, co nie było mu wcale potrzebne do szczęście, w żadnym wypadku. Tylko...
Tylko teraz do szczęścia była mu potrzebna Cherry, nic więcej.
Czuł, że robi mu się niedobrze, łyk kawy, który wziął do ust sprawił, że naprawdę go zemdliło.
Dobrze wiemy, że nie weźmiesz ze mną ślubu - odbiło mu się echem w głowie. Dobrze wszyscy to wiemy, wie to Charity Marshall, wie to cały świat dookoła, ale nie wiedział tego sam Galen Wyatt.
Znowu otworzył usta, chciał powiedzieć tylko dwa słowa. Dwa słowa, które mogłoby dużo zmienić, wszystko. Które siedziało mu w głowie od poranka, ale wtedy Cherry powiedziała o tym narzeczonym. Przełknął ślinę i te słowa
zróbmy to, które miał już na języku również. Sięgnął do jej ręki, żeby zacisnąć palce na jej dłoni.
-
Cherry, wcale nie musisz tego robić, nie musisz wychodzić za mąż... za jakiegoś geja - powiedział, chociaż głos mu się odrobinę łamał, ale nie dlatego, że nie był pewny swoich słów, tylko dlatego, że prawie jej powiedział coś innego, może to co leżało gdzieś tam na dnie duszy. Z jednej strony odetchnął z ulgą, że tego nie powiedział, z drugiej... może tego by chciał?
Ale może wcale nie, może to ten klimat Lanzarote? Te jej drżące usta i szklące oczy?
Tym razem to on spuścił wzrok na stolik. TA kobieta sprawiła, że sam nie wiedział czego chce, co czuje. Galen Wyatt, który zawsze to wie, wie czego chce i po prostu to bierze, dzisiaj był niezdecydowany, zagubiony, jak dziecko we mgle.
Dopiero po chwili podniósł na nią spojrzenie, sięgnął do jej policzka, przejechał po nim kciukiem.
-
Wiem Cherry, ta firma, ona należy się Tobie bardziej niż komukolwiek - każde jedno słowo wypowiadała powoli. Zawiesił się na moment, ze wzrokiem utkwionym w jej ustach, gdzieś pod skórą jeszcze czuł ich smak.
-
Może... - zaczął i znowu słowa więzły w gardle, znowu nie wiedział jak ma je odpowiednio poukładać, co zrobić, żeby nie musieć podejmować decyzji w tej chwili, ale też żeby jej nie stracić. Nie chciał jej stracić. Obiecał jej, że jej nie wypuści. A on zawsze dotrzymywał słowa.
-
Może mógłbym porozmawiać z Twoim ojcem? - zaproponował w końcu, teraz trzymał w swoich rękach jej obie dłonie, mocno, pewnie. Na pewno jej tak łatwo nie wypuści.
Cherry Marshall