Strona 1 z 1

Rhys Madden

: śr lip 16, 2025 9:16 pm
autor: meow
Rhys Madden
Joel Kinnaman
homeprofilebiopermits
Obrazek
data i miejsce urodzenia
15.08.1988 | Toronto, Kanada
zaimki
on/jego
zawód
detektyw wydziału zabójstw
miejsce pracy
Toronto Police Service
orientacja
heteroseksualny
dzielnica mieszkalna
Parkdale
pobyt w toronto
od zawsze
umiejętności
WYPISZ CO POTRAFI TWOJA POSTAĆ (np. umie tańczyć, posiada prawo jazdy typu G (kanadyjskie B), umie gotować)
słabości
WYPISZ TU SŁABOŚCI POSTACI (np. czego się boi, co sprawia jej szczególną trudność)
carnage on my tounge
petal-veined devouer
Prawo było dziurawe.
Zaglądał w powstałe w nim szczeliny oczami siedmiolatka przyklejonego do zamkniętych drzwi. Słyszał jego niedoskonałości, gdy zza drugiej strony dobiegały go krzyki. Pamiętał swoje starcie z nim do dziś, pamiętał stertę butelek porzuconą w nieładzie kuchni, pamiętał chrapanie przewalonego przez kanapę ojca i sfrustrowany wzrok stojącego w progu policjanta. Pamiętał zapewnienia własnej matki o tym, że znów potknęła się schodząc ze schodów, że znów przypadkiem przyłożyła rękę do palnika, który był odpalony. Lekkie wzruszenie ramion funkcjonariusza, który, w świetle prawa, nie mógł niczego zrobić, nie mógł interweniować, a może wręcz nie chciał. Wszystko to, co wydawało się czarne na białym, co było tak proste dla dzwoniącego dziecka, okazywało się cholernie skomplikowane w świecie dorosłych. Było dżunglą pełną cieni. Niektóre były przyjazne, pomocne, jak cień dużego drzewa rosnącego w ich ogrodzie w upalny dzień. Inne były chłodne, śmierdziały stęchlizną piwnicy, w której zamknięto go za karę.
Mama zawsze bała się go wyciągnąć na zewnątrz. Bała się poprosić o klucz, a nawet wyciągnąć go z zaciśniętej dłoni odlatującego w swoim alkoholowym śnie męża.
A on? On bał się ciemności, nie nadlatującej pięści.
paint the night
with colours of my rage
Świata nie można zmienić.
Wiedział to, gdzieś w głębi siebie. Czuł to w tyle głowy, niczym podszept intuicji wieszczący o byciu obserwowanym, który trudno zignorować. Ale nawet żelazna logika i podsycana strachem paranoja nie potrafiły powstrzymać go przed spróbowaniem. Przed chęcią bycia silnym, dzielnym, stającym w obronie tych, którzy tego potrzebowali. Przed staniem się przeciwieństwem osób, które go wychowały. Przeciwieństwem tchórzostwa matki, która nigdy nie zdołała go ochronić. Przeciwieństwem ojca, który w słabościach innych ludzi widział jedynie okazję i wentyl własnego okrucieństwa.
Wiedział, jak wygląda prawdziwy świat. Wiedział to w ten sam sposób, w jaki narkoman ma świadomość swojego problemu, sięgając po narkotyk. Świadomość nigdy niczego nie zmieniała. Nie, gdy jego młodzieńcze serce pałało potrzebą bycia zaprzeczeniem rzeczywistości, która go zrodziła. Napędzała go do działania na każdym treningu, każdym szkoleniu, pchała naprzód ku lepszej przyszłości, którą budował fundamentami ciężkiej pracy i pięknych ideałów.
forge the stars
from all that remains
Sprawiedliwość to iluzja.
A on musiał stawać naprzeciw tej wizji każdego ranka. Towarzyszyła mu, gdy robił sobie kawę, dudniła w uszach zagłuszając szum rzucającego nim na prawo i lewo metra. Każdego dnia, z każdym wypełnionym raportem, z każdym szczeblem kariery, po której się wspinał, jakaś cząstka jego młodzieńczej, idealistycznej natury schodziła znów do piwnicy, do tłamszącej, zimnej ciemności, do której nie docierały promienie porannego słońca. Od zawsze myślał, że on jeden, wybraniec, pieprzony bóg, będzie policjantem, który coś zmieni. Tym, który będzie parł naprzód pomimo prawników wyciągających największe szumowiny z pierdla, pomimo jawnych przestępców wypuszczanych na wolność przez brak odpowiednich dowodów. Tym, którego barki nie ugną się pod jarzmem doświadczenia, który nie spojrzy beznamiętnie w oczy osoby potrzebującej, przekazując jej złe wieści.
W swojej naiwnej, szczeniackiej potrzebie niesienia pomocy, bycia bohaterem, dostrzegł własny egoizm. Dostrzegł desperacką, palącą potrzebę pozbycia się własnej słabości, ucieczki od świata, który każdego dnia wyciągał ku niemu swoje macki. Usłyszał podszept, który tak długo ignorowało serce - świadomość, która zakorzeniła się w jego umyśle od najmłodszych lat.
Świat nie stawał się lepszy dzięki jego pracy. Zamiast bohatera z dziecięcych marzeń, stał się ogrodnikiem. Każdego dnia usuwał chwasty spomiędzy betonowych płyt tylko po to, by dostrzec, jak zielone wierzchołki następnych wysuwają się z innych szczelin. Każdego dnia gdy jedna osoba dziękowała mu za pomoc, inna spluwała na jego buty za wszystko to, czego nie udało mu się osiągnąć.
grief has made me blind
cruel, quick, hungry
Każdy podarunek losu posiada haczyk.
Pamiętał dotyk jej gładkiej, gorącej skóry pod swoimi palcami. To, jak wiatr niósł jej śmiech w stronę nocnego nieba. Pamiętał zapach jej włosów, rozrzuconych na jego poduszce każdego ranka. Miękkie usta, które pierwszej nocy smakowały rumem.
Pamiętał jak surrealistyczny wydawał mu się każdy dzień, który spędzał przy jej boku. Jak trawa zdawała się zieleńsza, niebo bardziej błękitne, chmury nieco bielsze. Z jaką desperacją splatał swoje palce z jej, gdy ta sama, niepokojąca świadomość czaiła się w tle jego myśli - świadomość nadciągającego końca, choć przecież byli jeszcze na początku.
Odnalezienie jej było jego przekleństwem. Szczęście, które mu podarowała, ukazało jałowość życia, które wiódł dotychczas. Być może powinien zawdzięczać swojej paranoi to, z jaką czcią wielbił każdy spędzony z nią dzień, tydzień, miesiąc. Powinien cieszyć się z wizji przyszłości, którą budowali we dwoje, nawet jeśli ta przyszłość wydawała się obca. Należąca do kogoś innego. Wsuwając na jej palec pierścionek wiedział, że świat, którego pragnął, nie istniał. Ale pragnął go, całym swoim sercem. Pragnął go i pozwolił, by szczęście wypełniło jego trzewia, by zabarwiło jego świat kolorami, których wcześniej nie potrafił dostrzegać.
Póki los nie upomniał się o swoje, odbierając mu to, co nigdy do niego nie należało.
for i had held
the sunlight in my arms
Toronto jest gnijącym ciałem pełnym jątrzących się ran.
Strata pozbawiła go resztek chęci i determinacji, z którymi zajmował się każdą z nich. Wyszarpała z niego cierpliwość, z którą patrzył, jak na miejsce jednego zgaszonego pożaru pojawiał się drugi. Zabiła tę wątłą iskierkę, która z zainteresowaniem przyglądała się nowym sprawom i chętnie przesiadywała na komisariacie dłużej, niż powinna.
Zaprowadziła go do cieni, z których z taką desperacją usiłował uciec. Do miejsc, w których pielęgnował własną destrukcję. Do szemranych ludzi, oferujących brudne pieniądze w zamian za resztki honoru, który zawsze wydawał mu się ułudą. Do swobody oferowanej przez luźną definicję prawa.

Zapędziła go w objęcia gorzkiego alkoholu, który przypominał mu smak jej ust.
zgoda na powielanie imienia
nie
zgoda na powielanie pseudonimu
nie
Zgody MG
poziom ingerencji
wysoki
zgoda na śmierć postaci
nie
zgoda na trwałe okaleczenie
nie
zgoda na nieuleczalną chorobę postaci
nie
zgoda na uleczalne urazy postaci
tak
zgoda na utratę majątku postaci
tak
zgoda na utratę posady postaci
tak