Strona 1 z 1

You make me wanna go home and never come back again

: ndz lip 20, 2025 12:54 pm
autor: Veronica Rockefeller
#1
Misja przymusowe zderzenie z rzeczywistością – choć Veronica wolała określać to mianem „ratowania młodej”, jak lubiła na nią mówić, przy okazji przyprawiając Andrulytė o kolejny grymas twarzy.
Nie wypaliła kawiarnia w Distillery District ani bardziej fancy Daldongnae z grillem i koreańskim BBQ, ale Ronnie miała jeszcze w zanadrzu parę pomysłów, gdzie zaciągnąć Tylę w ramach mini projektu społecznej integracji. Była w tym dobra. Gdyby nie modeling, śmiało mogłaby zostać psychologiem – z ręką na sercu.
A Tyla… była dosyć ciężkim przypadkiem. Nie rozgryzła tej dziewczyny nawet w jednej dziesiątej, mimo że miały za sobą kilka spotkań, po których normalni ludzie dowiedzieliby się o sobie właściwie czegokolwiek.
Nie zamierzała się poddawać, nie tak łatwo.
Tym razem padło na Woodbine Beach i zwyczajny deptak z widokiem na jezioro. W razie czego znajoma zawsze mogła poudawać, że przez odgłosy plażowiczów i wody nie słyszy paplaniny Rockefeller.

A Rockefeller była spóźniona.
Czuła, że te dziesięć minut mogło przesądzić o tym, że zastanie pustkę zamiast czekającej Tyli. Zaparkowała czarnego jeepa przy krawężniku i z prędkością światła wyskoczyła z auta, łapiąc za telefon, kluczyki oraz papierową podstawkę z dwoma mrożonymi napojami. Było na tyle gorąco, że nawet w szortach i krótkiej bokserce czuła, jak się gotuje. Nie było lepszego wyboru picia niż zimne, owocowe bubble tea.
Przemknęła między krzakami i wparowała na chodnik, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu znajomej sylwetki. Nic. I wtedy spojrzała przed siebie – idealnie w czas. Ktoś najwyraźniej próbował się ulotnić. Zmiana taktyki: przełożyła wszystkie rzeczy do jednej dłoni, ledwo je trzymając. Truchtem podbiegła do brunetki i wolną rękę wsunęła pod jej ramię, ciągnąc za sobą w kierunku wolnej ławki, która znajdowała się całkowicie w cieniu drzew.
Nie, nie, nie, nie uciekamy — rzuciła. — Już jestem! Nie dam ci siedzieć w chacie, w taką pogodę.
Niemalże usadowiła ją na tej ławce, zaraz siadając obok. Położyła między nimi kartonik z napojami i telefon, klucze wylądowały w kieszeni spodenek. Zsunęła z oczu przeciwsłoneczne okulary, wciskając je sobie na czubek głowy.
Sorka, korki. — Uśmiechnęła się do Tyli, która miała taką minę, jakby właśnie zepsuła jej zaplanowaną ewakuację. — Tutaj mango-marakuja, a tutaj truskawka-jagoda. Wybieraj. Nie ma reklamacji, za daleko — powiedziała, wskazując palcem na oba kubki.

Tyla Andrulyte

You make me wanna go home and never come back again

: ndz lip 20, 2025 9:02 pm
autor: Tyla Andrulyte
3.
Dlaczego ludzie mieli wiecznie problem o to, że Tyla siedziała grzecznie na tyłku, zamiast imprezować do upadłego? Dla niej było logiczne, że preferowała grę w Genshina zamiast zadawania się z szemranym towarzystwem, ale ludzie ciągle wchodzili jej z buciorami w życie. Mogłaby wykazać się wdzięcznością, to prawda. Ale zazwyczaj padało na dni, gdy absolutnie zrobiłaby wszystko, byleby tylko nie wyjść na zewnątrz.
Nie mogła jednak ukryć swojego szoku, widząc, co próbuje zrobić Veronica. I to niejednokrotnie. Jej działania śmiało można by przyrównać do praktyk jej matki i kuzyna, a jako że nie były nawet powiązane rodzinnie, tylko dodawały temu wszystkiemu więcej mocy. Być może dlatego zgadzała się, co prawda niechętnie, na każde wyjście. Nie była jednak zdolna do kooperacji, nawet jeśli by chciała. Nawet, jeśli w pewnej części naprawdę jej się podobało i dobrze się bawiła. Chyba zbyt dużo czasu minęło, odkąd poddała się z bitwą pod tytułem Socjalizacja. Kto wie, czy tę usterkę w ogóle dało się naprawić. Ludzie nie byli komputerami, a jako ekspertka, doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
Czasami jednak szczerze żałowała, że nie potrafi sobie wymienić mózgu - na nowszy, inteligentniejszy. I nietknięty przez depresję.
Nie zdawała sobie sprawy, że jej koleżanka się spóźnia. Nawet mając telefon pod nosem. Godzina znikała, gdy z nudów przeglądała filmiki z uroczymi zwierzakami. Zwłaszcza, gdy się na tym mocno skupiała. Nie inaczej było tym razem - myślami musiała jakoś uciec od tego niemożebnego skwaru, więc wybrała pierwszą lepszą możliwość. A gdy ta przestała spełniać swoją funkcję, przerzuciła się na Project Sekai. A raczej chciała to zrobić - wtedy zobaczyła godzinę. I tym samym podjęła niezwykle szybką decyzję.
Ale chyba niezbyt prędką, skoro dopadnięto ją w połowie drogi w kierunku stacji metra. Aż przymknęła oczy, mając nadzieję, że to jakaś symulacja. Ale ta najwidoczniej pragnęła powrotu na ławkę, gdzie jeszcze przed kilkoma chwilami spociła sobie tyłek. Mogła stawiać opór, ale pewnie by sobie nie poradziła. Była chucherkiem.
Nie uciekam. Spóźniłaś się, więc spotkanie anulowane. — aż miała ochotę na głos wyrazić swoją frustrację, co w porę powstrzymała. Jej oczy jednak nie wyrażały zachwytu. Klapnęła na ławkę z miną, jakby siedziała tam za karę. — Żartujesz? Spalić się można w tym słońcu. A cień jest gówno wart. — rzekła, ściągając brwi i z dezaprobatą kręcąc głową. Jej ręce dalej trzymały telefon na kolanach, bez zamiaru jego schowania.
Bez tłumaczeń. Anulowane i tyle. — prychnęła. Żeby wyładować frustrację, na nowo odblokowała telefon. Tylko po to, by przescrollować przez listę aplikacji i znowu go zablokować. — Mango. Ale nie kupisz mnie napojem. — najpierw dopadła odpowiedni kubek, żeby go jej czasem nie zabrano. Dopiero po krótkiej, niezręcznej ciszy, zdecydowała się rzucić Veronice ukradkowe spojrzenie i odezwać się. — Dzięki. — mimo to, nie przytknęła słomki od napoju do własnych ust. Chyba napawała się jego chłodem za pomocą dotyku.

Veronica Rockefeller