Silbing Happy Hour
: czw lip 24, 2025 11:11 pm
Ashton Kovalski, Pavel Kovalski
Każdy dzień wydawał się wyglądać identycznie. Dla Charlotte dni wydawały się jednakowe, jedyne co je różniło to sprawy, które bywały wyjątkowe. Wszystko zaczynało się od kubka gorącej kawy, odpowiednio zbilansowanym posiłku, porannym biegu. Takie były początki, później prysznic, makijaż, praca przy sprawach, lunch. W trakcie sądowych dni dosyć często przebywała na palarni, mając nadzieję na wypatrzenie takiego jednego prokuratora. Unikał jej, zdawała sobie sprawę, ale nie miała zamiaru dać mu wolności, po tych całych jej podchodach.
Bawiła ją ta relacja.
Chociaż musiała zbiec z tego całego zagmatwania panem prokuratorem. Sprawa wyglądała dla niej jasno. Leciała na niego, on jej unikał. Musiała w końcu dać sobie z tym spokój. Pewnie by tego nie zrobiła, gdyby nie rodzinna afera. Z dnia na dzień zwołała rodzinne spotkanie, sama siedząc i nerwowo tupiąc przy tym nogą.
— Ile można na Was czekać? — spytała, kiedy wszedł Ashton, albo Pavel, lub oboje na raz by się jej nie narazić — zostawiłam otwarte akta, by czytać je na kacu. Ustawiłam sobie godzinę końca picia, liczbę drinków, tak byście mogli dowiedzieć się ode mnie wszystkiego — idealne dopasowanie, każda sekunda zliczyła. Charlotte mocno przypominała ojca. Zależało jej na pracy, była prawdziwą pracoholiczką. Nic innego mogłoby się dla niej liczyć, nic dziwnego, że nawet tak prozaiczne zajęcie było skrupulatnie zaplanowane — ale nie wliczyłam w tym spóźnienia, teraz musicie mnie szybciej upić — zauważyła sprytnie, uśmiechając się szeroko. Nie była zła na spóźnienie, ba nawet się na nie przygotowała. Wcześniej zamówiła dla siebie mimose, by dobrze zacząć wieczór. Przywitała się krótko z każdym z braci.
— Słyszeliście o tym, dlaczego was sprowadziłam? — spytała, upijając swojego drinka ze słomki. Była gotowa powiedzieć wszystko głosno.
Każdy dzień wydawał się wyglądać identycznie. Dla Charlotte dni wydawały się jednakowe, jedyne co je różniło to sprawy, które bywały wyjątkowe. Wszystko zaczynało się od kubka gorącej kawy, odpowiednio zbilansowanym posiłku, porannym biegu. Takie były początki, później prysznic, makijaż, praca przy sprawach, lunch. W trakcie sądowych dni dosyć często przebywała na palarni, mając nadzieję na wypatrzenie takiego jednego prokuratora. Unikał jej, zdawała sobie sprawę, ale nie miała zamiaru dać mu wolności, po tych całych jej podchodach.
Bawiła ją ta relacja.
Chociaż musiała zbiec z tego całego zagmatwania panem prokuratorem. Sprawa wyglądała dla niej jasno. Leciała na niego, on jej unikał. Musiała w końcu dać sobie z tym spokój. Pewnie by tego nie zrobiła, gdyby nie rodzinna afera. Z dnia na dzień zwołała rodzinne spotkanie, sama siedząc i nerwowo tupiąc przy tym nogą.
— Ile można na Was czekać? — spytała, kiedy wszedł Ashton, albo Pavel, lub oboje na raz by się jej nie narazić — zostawiłam otwarte akta, by czytać je na kacu. Ustawiłam sobie godzinę końca picia, liczbę drinków, tak byście mogli dowiedzieć się ode mnie wszystkiego — idealne dopasowanie, każda sekunda zliczyła. Charlotte mocno przypominała ojca. Zależało jej na pracy, była prawdziwą pracoholiczką. Nic innego mogłoby się dla niej liczyć, nic dziwnego, że nawet tak prozaiczne zajęcie było skrupulatnie zaplanowane — ale nie wliczyłam w tym spóźnienia, teraz musicie mnie szybciej upić — zauważyła sprytnie, uśmiechając się szeroko. Nie była zła na spóźnienie, ba nawet się na nie przygotowała. Wcześniej zamówiła dla siebie mimose, by dobrze zacząć wieczór. Przywitała się krótko z każdym z braci.
— Słyszeliście o tym, dlaczego was sprowadziłam? — spytała, upijając swojego drinka ze słomki. Była gotowa powiedzieć wszystko głosno.