No Way Back
: pn lip 28, 2025 8:35 pm
Gwen Reed
Smith rzadko zapuszczała się w przestrzenie, których nie znała. Ciemność nocy dodawała tylko odrobiny tajemniczości do spotkania. Pierwszy raz nie znała klienta. To powodowało u niej dyskomfort. Po ostatnim poturbowaniu zaczęła nosić ze sobą paralizator z gazem pieprzowym. Trudno było powiedzieć o tym głośno, ale obawiała się o własne życie. Ulica nigdy nie była dobrym wyznacznikiem życia. Ona spędziła na niej całe swoje życie. Nigdy nie znalazła miejsca, które mogłaby nazwać domem. To najbardziej kuło ją w serce. Nie przyzna tego nawet przed samą sobą, ale bała się zapomnienia.
To spotkanie mimo wszystko nie miało odbiegać od innych. Szybka sprawa. Zobaczyła z daleka faceta w czarnej bluzie z naciągniętym kapturem. Jedyne czego się spodziewała to kilka słów, wymiana towaru na forsę. Nic różniącego się od norm, do których była przyzwyczajona. Kręciła się po ciemnej uliczce parku, praktycznie nieoświetlonej. Nawet w najbardziej tłocznym mieście Kanady zdarzają się miejsca totalnego pustkowia. Widząc mężczyznę, czuła, że coś jest nie tak. W głębi umysłu odliczała sekundy. Szybki chód, ręce w kieszeniach, a w powietrzu zapach tanich papierosów. Nawet ona paliła droższe.
Nie zdążyła zrobić kroku w tył, ani zorientować się, kiedy napastnik złapał ją za ramię i popchnął na mur z tyłu. Przez moment zabrakło jej tchu w gardle. Zaczęła się szarpać, dociskać paznokcie na jego ciele, a on tylko krótko się uśmiechnął. Drugą ręką przyłożył do jej szyi nóż. Wtedy Smith się poddała. Długi, a śmierć wydawały się marną wyborem, ale któryś musiała podjąć. Przesunął nim po jej szyi, sprawdzając, ile jest w stanie wytrzymać. Serce waliło jej niemiłosiernie. Zdążył warknąć coś na temat narkotyków. Oto chodziło. Musiała go znać.
— Pomocy! — tyle dała rady z siebie krzyknąć. Nie liczyła na ratunek. Nikogo o dwudziestej drugiej się tutaj nie spodziewała. Mógł się jedynie spłoszyć.
Smith rzadko zapuszczała się w przestrzenie, których nie znała. Ciemność nocy dodawała tylko odrobiny tajemniczości do spotkania. Pierwszy raz nie znała klienta. To powodowało u niej dyskomfort. Po ostatnim poturbowaniu zaczęła nosić ze sobą paralizator z gazem pieprzowym. Trudno było powiedzieć o tym głośno, ale obawiała się o własne życie. Ulica nigdy nie była dobrym wyznacznikiem życia. Ona spędziła na niej całe swoje życie. Nigdy nie znalazła miejsca, które mogłaby nazwać domem. To najbardziej kuło ją w serce. Nie przyzna tego nawet przed samą sobą, ale bała się zapomnienia.
To spotkanie mimo wszystko nie miało odbiegać od innych. Szybka sprawa. Zobaczyła z daleka faceta w czarnej bluzie z naciągniętym kapturem. Jedyne czego się spodziewała to kilka słów, wymiana towaru na forsę. Nic różniącego się od norm, do których była przyzwyczajona. Kręciła się po ciemnej uliczce parku, praktycznie nieoświetlonej. Nawet w najbardziej tłocznym mieście Kanady zdarzają się miejsca totalnego pustkowia. Widząc mężczyznę, czuła, że coś jest nie tak. W głębi umysłu odliczała sekundy. Szybki chód, ręce w kieszeniach, a w powietrzu zapach tanich papierosów. Nawet ona paliła droższe.
Nie zdążyła zrobić kroku w tył, ani zorientować się, kiedy napastnik złapał ją za ramię i popchnął na mur z tyłu. Przez moment zabrakło jej tchu w gardle. Zaczęła się szarpać, dociskać paznokcie na jego ciele, a on tylko krótko się uśmiechnął. Drugą ręką przyłożył do jej szyi nóż. Wtedy Smith się poddała. Długi, a śmierć wydawały się marną wyborem, ale któryś musiała podjąć. Przesunął nim po jej szyi, sprawdzając, ile jest w stanie wytrzymać. Serce waliło jej niemiłosiernie. Zdążył warknąć coś na temat narkotyków. Oto chodziło. Musiała go znać.
— Pomocy! — tyle dała rady z siebie krzyknąć. Nie liczyła na ratunek. Nikogo o dwudziestej drugiej się tutaj nie spodziewała. Mógł się jedynie spłoszyć.