Strona 1 z 1

you again?

: wt lip 29, 2025 8:54 pm
autor: Gabriel Perotti
#1
Letnie słońce leniwie zaczynało przechylać się w stronę zachodu, kiedy Gabriel skopał z nóg kołdrę i z ciężkim westchnieniem wcisnął twarz w poduszkę. Podnoszenie się z łóżka równało się stanięciu twarzą w twarz z rzeczywistością w jakiej się znalazł, a było to ostatnim na co miał ochotę. Chciałby żyć dalej w pełnej ignorancji, mieszać drinki i chodzić na imprezy, z rodzicami widzieć się od święta i odkładać w nieskończoność narzucaną mu konieczność zajęcia się ich biznesem. Czy naprawdę prosił o tak wiele? Irytująca melodyjka budzika ponownie rozbrzmiała ze schowanego pod poduszką telefonu, zmuszając Gabriela do przekręcenia się na drugi bok i wyłączenia alarmu na dobre. Koniec z drzemkami. Po tym zarządzeniu dał sobie jeszcze kwadrans na zbieranie sił przed pojedynczym przysiadem na dobry początek dnia i podciągając zjeżdżające z biodra spodnie dresowe zbiegł po schodach do kuchni.
Poranna, czy w tym przypadku popołudniowa, rutyna przychodziła mu już mechanicznie, bezmyślnie, co niestety dawało mu pole do myślenia o innych, bardziej naglących kwestiach. Takich jak rozmowa z ojcem, niechętnie przyznającym się do zatargów z niekoniecznie dobrymi ludźmi. Nie podał mu wszystkich szczegółów - oczywiście, że nie, w jego oczach Gabriel wciąż był nieodpowiedzialnym dzieciakiem (i nie można go było za to winić) - jednak nie były mu potrzebne by zaczął kwestionować wszystko co znał i w co wierzył przez całe życie. Przeżuwając ostatni gryz zrobionej na szybko kanapki i przewiązując na jeansach czarną koszulę w kratę ruszył do wyjścia z mieszkania. Miał ze sobą klucze, telefon, a jako że jeszcze szanował swoje oczy, przed wyjściem na korytarz wpakował na nos okulary przeciwsłoneczne i chwilę później wychodził już na ulicę, gotowy spędzić następne kilka godzin za barem, znajdując rozrywkę w słuchaniu problemów obcych ludzi i upijając się oparami. Jednak zanim zdążył obrać kierunek na swoje miejsce pracy, w końcu zwrócił uwagę na postać, która zdawała się na niego czekać. Zsunął okulary do połowy nosa by obdarować mężczyznę krytycznym spojrzeniem i westchnąć z rezygnacją.
- Miałem nadzieję, że to był tylko zły sen - mruknął z nieukrywaną niechęcią i ponownie przesłonił oczy przed promieniami słonecznymi, po części też po to by ukryć jak bardzo ta sytuacja grała mu na nerwach. - To co, teraz będziesz tak po prostu - wykonał rękami bliżej nieokreślony gest w kierunku mężczyzny. - śledzić mnie jak cień? - upewnił się, mimo tego, że dokładnie to zostało mu już przekazane. Zwyczajnie odmówił przyjęcia tego do wiadomości. - To... nie wiem, chodź. Posiedzisz sobie ze mną czy coś, nie mogę się spóźnić - zadecydował i odwrócił się na pięcie by ruszyć żwawym krokiem w stronę baru z nikłą nadzieją, że jak ponownie się odwróci jego ochroniarz rozpłynie się jak fata morgana. Po drodze wygrzebał z kieszeni paczkę papierosów i wcisnął sobie jednego między wargi, dopiero po chwili refleksji oferując kartonik w stronę swojego nowego znajomego. - Palisz? - dopytał, bardziej instynktownie niż z chęci faktycznego prowadzenia z nim rozmowy. Te kilka przecznic dzielących go od miejsca pracy zwykle stanowiło okazję na komfortowy, samotny spacer i zdaje się, że właśnie bezpowrotnie to stracił.

Graham Malone

you again?

: ndz sie 03, 2025 2:01 am
autor: Graham Malone
   Kolejne zlecenie było z takich, których nie mógłby odmówić, nawet jeżeli by chciał. No i nie odmówił. Ochrona rodziny w trudnych czasach była priorytetem, sam doskonale o tym wiedział, bo dla swojej niegdyś poświęcił wszystko i w zasadzie zrobiłby to za każdym razem. Ponadto zleceniodawca był kimś więcej, niż szarym nieznajomym, bo znał go, i szanował, od lat.
   Zadanie wymagało jego całkowitej uwagi i chociaż zgodził się po znajomości, to cena za jego wysiłki była niezmienna. Po prostu z własnej inicjatywy postanowił wkładać w to dużo więcej wysiłku, a dokładnie dawać z siebie po prostu wszystko. Perotti senior nie miał jednak zamiaru oszczędzać na ochronie i Grim nie spodziewał się w zasadzie niczego innego. Już dawno zaufał mu w tej kwestii, a zaufanie było obustronne, bo ten nieraz powierzał mu opiekę nad swoimi interesami, znając doskonale jego umiejętności i ceniąc je sobie.
   Tym razem zadanie różniło się jednak znacznie od pozostałych, bo oddał mu pod opiekę swoją własną rodzinę, a dokładniej syna. Wcześniej nie miał z krewnymi mężczyzny kontaktu i nigdy zresztą tego nie wymagał. Spełniał powierzone zadania i nie pytał, będąc profesjonalnym, dyskretnym i lojalnym. Nie był jednak pewien czego spodziewać się po młodym mężczyźnie, chociaż z drugiej strony nie powinno go to obchodzić. Najważniejsze było jego bezpieczeństwo, czy to się komukolwiek podobało, czy nie. Starał się podchodzić do tego, jak do każdej innej roboty.
   Noc spędził w aucie, pod budynkiem, w którym mieszkał Gabriel, opuszczając posterunek jedynie na pełną godzinę, aby skoczyć pod prysznic, przebrać się i zgarnąć w drodze powrotnej mocną kawę, z którą przystanął obok wejścia głównego, wypalając tam kilka papierosów. Póki co wszystko szło zgodnie z planem i nie zauważył żadnego zagrożenia. Tego typu zlecenia przez większość czasu polegały jedynie na czuwaniu, więc może i trochę się nudził, ale czasami nuda, w jego przypadku, oznaczał odpoczynek, a to też się przydawało. Wysłał córce kilka smsów, pytając co u niej i życząc jej dobrego dnia, ale nie uzyskał odpowiedzi, co też specjalnie go nie zdziwiło. Dziewczyna rzadko odpisywała, ale przynajmniej wyświetlała wiadomości. Wiedział, że od lat poświęcał jej za mało czasu i czasami obiecywał sobie, że to naprawi, a jednak bieżące wydarzenia skutecznie zajmowały mu większość czasu.
   Schował telefon do kieszeni, słysząc zbliżające się kroki i łypnął na Gabriela krótko, po czym odchrząknął, zbywając jego uprzejmy komentarz ciężkim milczeniem. Zły sen to bagno, w które wciągnął go jego ojciec, przez co teraz ktoś musiał dbać, żeby nie odstrzelono mu wysoko zadartego nosa. Tego nie powiedział jednak na głos, zostawiając komentarz dla siebie, ewentualnie na później, jeżeli będzie zmuszony go uświadomić. Okazało się, że to jednak nie koniec jego przemyśleń, które niestety wypowiadał na głos w jego obecności, więc ruszył obok niego dosyć niechętnie.
   一 Taa… tak po prostu będę pilnował, żebyś dożył kolejnych urodzin 一 mruknął posępnie, wciskając dłonie w kieszenie kurtki. Rozejrzał się ukradkiem, upewniając się, że nikt podejrzany się nie kręci w pobliżu, po czym zamruczał pod nosem, wyrażając ponurą aprobatę na propozycję posiedzenie sobie z nim czy czegoś, bo przecież właśnie to należało obecnie do jego obowiązków, szczególnie to coś. W zasadzie próbował przemówić swojemu pracodawcy do rozumu i przekonać go, że jego syn powinien sobie odpuścić na jakiś czas pracę w barze i się przyczaić, ale jak widać facet nie potrafił nad młodym zapanować, albo niedostatecznie mu zależało, ale w to już nie wnikał. Zrobi co może, nie?
   Zerknął kątem oka na wyciągniętą w jego stronę paczkę papierosów i poczęstował się bez słowa, odpalając podczas marszu papierosa, bo palił nałogowo i nigdy nie odmawiał. Sprawdził ten cały bar wcześniej, żeby ogarnąć od razu gdzie co jest i gdzie są wyjścia i okna oraz prześwietlił każdego pracownika, bo kontrola nad sytuacją była najważniejsza. Palił w ciszy, przynajmniej ciszy ze swojej strony, a przed wejściem do pubu zatrzymał się, zdeptał niedopałek i zerknął na Gabriela, chociaż zaledwie na krótką chwilę.
   一 Słuchaj. Najlepiej, jeżeli nie będziemy sobie przeszkadzać. Ty robisz swoje, ja swoje i jakoś to zleci, jasne? 一 rzucił i nawet nie czekał na odpowiedź, tylko od razu wszedł do środka i skierował się do baru, żeby usiąść przy nim na stołku. No i to by było na tyle, bo przecież nie przyszedł tutaj dla przyjemności. Był w pracy i nie miał zamiaru zmieniać swojego podejścia. Pech chciał, że nie mógł sobie pozwolić na zbyt wiele wolnego, bo im więcej poświęcał uwagi na inne rzeczy, tym większe prawdopodobieństwo, że zawali zadanie. Nie mógł więc zamówić drinka i się rozluźnić. Mógł za to udawać, że go nie ma, a swoją obecność zaznaczać tylko wtedy, kiedy naprawdę będzie to konieczne.

Gabriel Perotti

you again?

: ndz sie 03, 2025 11:19 am
autor: Gabriel Perotti
Nerwowo przygryzając filtr odpalonego papierosa, spędził większą część drogi na próbie oswojenia się z nową sytuacją. Obecność maszerującego tuż obok mężczyzny nie byłaby problematyczna sama w sobie, zwykle nie miał nic przeciwko spędzaniu czasu w towarzystwie nowych ludzi, gdyby nie ciągnęła za sobą poczucia wolności uciekającej mu między palcami. Minęły lata od kiedy ostatnio miał niańkę i za dziecka miał jeszcze jakieś zdolności przekonywania przewijających się przez dom rodzinny młodych kobiet na chociaż chwilowe spuszczenie go z oczu, by mógł złamać narzucone przez rodziców zasady. Teraz? Rzucając okiem na gburowatego faceta nieszczególnie wierzył by zamruganie oczami i narysowanie laurki miało przekonać go do odwrócenia się tyłem i zignorowania obowiązków. Chociaż próbować zawsze mógł. Zwłaszcza, kiedy przynajmniej oferta wspólnego dokarmiania raka przeszła pozytywnie, w oczach Gabriela tworząc chociaż minimalne porozumienie. I pomagając by reszta drogi nie była aż tak boleśnie niezręczna.
Wygasił wypaloną do połowy fajkę na pobliskim śmietniku i zawiesił okulary na kołnierzu czarnej koszulki w czasie, kiedy Graham dzielił się z nim planem na resztę dnia. Skinął głową na zgodę, odwracając się w stronę drzwi wejściowych.
- Jas-... - zaczął i urwał, kiedy zamykające się przed jego twarzą drzwi uświadomiły mu, że mężczyzna już wpakował się do środka. - ...-ne - dokończył z westchnieniem i dał sobie chwilę na zmycie wyrazu niezadowolenia z twarzy. Po głębokim wdechu podążył za ochroniarzem do baru, pozwalając by swobodna atmosfera i znajomy, stary rock płynący z głośników zdjął z niego spięcie całą sytuacją. Mógł się zrelaksować, był na swoim terenie i nawet siedzący na stołku, niespuszczający go z oczu sztywniak nie mógł mu tego odebrać.
Wskoczenie w wir pracy okazało się łatwiejszym zadaniem niż się spodziewał, przewijająca się klientela, z którą mógł poplotkować o osobach, których nigdy nie pozna, skutecznie odwracała jego uwagę od jego własnych problemów, a skupienie wymagane by nie stłuc licznych butelek przewijających mu się przez ręce pomagało mu na moment zapomnieć o fakcie, że był pod obserwacją. Ze szczerym, szerokim uśmiechem na ustach pożegnał puszczeniem oczka ostatniego klienta z większej grupki właśnie zajmującej miejsca pod oknami wychodzącymi na główną ulicę i przetarł z lady wszelką porozlewaną w procesie ciecz. Odetchnął, przewrócił ramionami w tył by rozciągnąć zbite mięśnie i pierwszy raz od kilkudziesięciu minut spojrzał w stronę swojego cienia. Schylił się do lodówki pod ladą i za chwilę wyrósł przed mężczyzną, stawiając na barze dwie puszki, jedną z zimną colą, a drugą z colą zero, którą zgarnął po przemyśleniu, że nie ma zielonego pojęcia względem jego preferencji.
- Często tu przychodzisz? - zagadał w nastroju odwróconym o sto osiemdziesiąt stopni od tego jak przywitał go pod blokiem, opierając się o blat na skrzyżowanych przedramionach. Zdmuchnął opadającą na lewe oko grzywkę, a kiedy to nie pomogło wstrząsnął głową by i tak rozsypane na wszystkie strony kosmyki przynajmniej przestały dźgać go w soczewkę.
- Jak tam robota? Ktoś już wyglądał jakby chciał zlać mnie na zapleczu? - dopytał, stawiając na komfortowy, rozbawiony ton głosu, nawet jeśli zdawał sobie sprawę z faktycznego zagrożenia. A przynajmniej czysto teoretycznie. W praktyce opcja, że realnie potrzebował opieki by nie dostali się do niego ludzie, których nigdy nie poznał, a którzy najwidoczniej czyhali na jego życie, wydawała się zwyczajnie abstrakcyjna. Szybciej obawiałby się o swoje zdrowie jakby spotkał jakiegoś swojego eksa. Fakt, że powodem potencjalnego zagrożenia był jego ojciec także nie do końca do niego docierał. Po tylu latach szacunku i ojcowskiej miłości nie chciał widzieć go inaczej. Przyznanie, że rodzic jest zdolny do popełniania błędów to jedno, ale czym innym była akceptacja faktu, że być może był zwyczajnie złym człowiekiem.


Graham Malone

you again?

: wt sie 05, 2025 10:29 pm
autor: Graham Malone
  Graham nie miał zamiaru niańczyć chłopaka, mówić mu co powinien robić, a czego nie i wkraczać w jego strefę komfortu, nie licząc naturalnie sytuacji, w której jego bezpieczeństwo byłoby bezpośrednio zagrożone. Kręcił się w pobliżu, bo musiał, bo jego ojciec mu za to płacił, nic więcej. Nie spodziewał się problemów z jego strony, bo w oczach Grima Gabriel nie był już nieopierzonym nastolatkiem w fazie buntu, a młodym mężczyzną, któremu też powinno zależeć na własnym bezpieczeństwie. Nie sądził, aby ten nie rozumiał co tutaj robił i jak wiele zależało od wykonywanej przez Malone’a pracy.
  Pewnie, że w jakiś sposób ta cała sytuacja mogła mu nie odpowiadać, ale nie sądził, by miał mu robotę w znaczący sposób sabotować i w zasadzie się nie pomylił. Co prawda nie przeprowadzili żadnej głębokiej rozmowy i nie poklepali się po plecach, bo według mężczyzny wystarczyły konkrety i podejrzewał, że ojciec Gabriela wyjaśnił mu już co trzeba. Nie wnikał w ich relacje, bo znał swoje miejsce i znał zakres swoich obowiązków, który ustalił z seniorem. Więcej nie było mu potrzebne i juniorowi też nie powinno być.
  Wewnątrz lokalu rozległy się ciężkie kroki, kiedy zmierzał do lady, przy której usiadł, a po chwili zdjął kurtkę i zawiesił ją na oparciu, uprzednio wyciągając z niej tytoń. Powoli sączył piwo bezalkoholowe, żeby nie zwracać na siebie zbyt dużej uwagi, chociaż jego ponura aura i tak od czasu do czasu ściągała ciekawskie spojrzenia zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Był mrukliwy i niezbyt przystępny, więc nawet jeżeli ktoś do niego zagadał, to szybko odpuszczał.
  Po godzinie, może półtorej, przysiadła się do niego elegancka kobieta w średnim wieku. Była zadbana, chociaż podejrzewał, że zdążyła wypić już kilka drinków, zapewne w samotności. Zdawała się szukać towarzystwa, chociaż nie zauważył, aby wcześniej z kimś rozmawiała. Chociaż nie oszukujmy się, jego wzrok najczęściej uciekał w stronę kręcącego się za ladą barmana, szczególnie, kiedy ktoś do niego podchodził, co zdarzało się bardzo często, w końcu sprzedawał gościom napoje.
  一 Nie wydaje się Pan towarzyski, a jednak przyszedł do baru, jakby uciekał od samotności 一 rzuciła i chociaż również usiadła, to strategicznie zostawiła między nimi jedno wolne miejsce. Pochyliła się nieznacznie w jego stronę, uwydatniając dekolt eleganckiej sukienki, ozdobiony kilkoma złotymi wisiorkami. Dotarł do niego zapach słodkich perfum, które mogłyby nawet drażnić, gdyby używała ich za dużo. Kobieta piła Corpse Reviver #2, co też było raczej rzadko spotykane. Na pewno wielu mężczyzn poczułoby się wyróżnionych takim zainteresowaniem z jej strony, ale on wydawał się obojętny. 一 Czeka Pan na kogoś?
  Sięgnął po butelkę i uniósł ją do ust, aby spokojnie wypić kilka łyków. Odstawił szkło z cichym stuknięciem, oblizał wargi i przekręcił głowę, kierując na twarz kobiety stosunkowo łagodne spojrzenie, jakby starał się być mimo wszystko uprzejmy.
  一 Wybacz, złotko. Jesteś bardzo miła, ale nie jestem zainteresowany 一 odparł, po czym wymusił lekki uśmiech i wtedy usłyszał głos Gabriela, który podszedł do niego z colą. Grim spojrzał na niego badawczo, unosząc jedną z brwi, po czym uniósł do ust bletkę i przesunął po papierze końcówką języka, po czym zręcznie skręcił papierosa, wygładzając go na koniec prawie pieszczotliwe między palcami.
  一 Wystarczająco często 一 odparł niskim, mrukliwym głosem, a piękna nieznajoma spojrzała najpierw na Gabriela, potem znowu na Grahama i nawet jeżeli chciała coś powiedzieć, to zachowała to dla siebie, po czym powoli i z gracją wstała ze stołka i oddaliła się do stolika w rogu baru. Grim pewnie zauważył to kątem oka, ale nie zwracał już na nią uwagi. Sięgnął po puszkę coli, tę z cukrem, bo zero według niego była obrzydliwa, po czym otworzył ją zręcznie i uniósł do ust, by upić łyka, wcześniej wsuwając papierosa za ucho.
  一 Brzmisz, jakbyś tylko na to czekał 一 rzucił, przesuwając pustą butelkę po piwie w bok, aby na jej miejscu ustawić puszkę. Darmowego nie odmawiał, niby czemu by miał. Nie był pewien skąd ta nagła zmiana nastroju i czy młody nie popijał przypadkiem z klientami, ale to nie była jego sprawa. Uznał, że z dwojga złego lepiej w tę stronę, niż gdyby miał się z nim kłócić i zmagać z dodatkowym problemami, których naprawdę lepiej było uniknąć. 一 Zdajesz sobie sprawę, że to nie są żarty? Tylko się upewniam 一 dodał, unosząc odrobinę dłonie w usprawiedliwiającym geście. Przez chwilę spoglądał na jego twarz i rozświetlone rozbawieniem oczy, po czym znowu sięgnął po swój napój i uniósł go do ust.

Gabriel Perotti

you again?

: śr sie 06, 2025 1:49 am
autor: Gabriel Perotti
Widok Glorii owijającej swoje sidła wkoło kolejnego nowopoznanego mężczyzny nie był szczególnie zaskakujący. Kobieta miała gust, to trzeba było jej przyznać, posiadała też standardy i niezliczone metody manipulacji, które Gabriel zdawał się znać już na pamięć. Ba, czasem nawet asystował jej w łowach, przytrzymując przy barze co ciekawszych, nowych klientów i usuwając się na drugą część baru kiedy pierwsze niteczki pajęczej sieci zostały zaplecione. Nie wiedział na ile była świadoma jego udziału, jednak koniec końców łączyła ich znajomość z przypadku i miała trwać tak długo, aż kobieta nie znajdzie nowego ulubionego baru. Tym razem zanim zdążył się z nią przywitać ta zawinęła manatki, zostawiając go sam na sam z Grahamem. I być może zastanowiłby się nad znajomością tego zagrania, gdyby nie był zbyt zajęty zaczepianiem swojego ochroniarza.
- Niemożliwe, raczej nie przegapiłbym takiego gbura - zauważył, obrzucając ciekawskim wzrokiem stanowisko pakowania papierosów wyłożone na jego barze. Dobrze, że mężczyzna znalazł sobie przynajmniej jakieś zajęcie, jakby cały jego wieczór miał składać się z obserwowania Gabriela przy pracy pewnie zanudziłby się na śmierć. - Jak chcesz mam pod ladą jakieś krzyżówki... Albo kolorowanki - zaoferował półżartem, na chwilę odwracając własną uwagę rozważaniem czy posiadał pod ręką jakiekolwiek kredki, jako że długopis zdaje się, że miał. Gdzieś. Na pewno musiał gdzieś być, w końcu palcem nie dało się zapisywać numerów na serwetkach, a nie zliczyłby ile takich rozdał.
Widok Grahama przyjmującego jego ofertę pokoju stanowił personalne zwycięstwo, za które mentalnie sobie pogratulował. Przy okazji zapisał gdzieś w odmętach pamięci, żeby następnym razem stawiać na klasyczną colę, jeśli chciał kontynuować wkupywanie się w jego łaski. Bo też co innego mu zostało do roboty? Najwidoczniej wykonywanie faktycznej roboty, kiedy Malone zwrócił jego uwagę na pustą butelkę. Gabriel od razu zgarnął ją z baru i schylił się do jednej ze skrzynek na zwrotne szkło, a gdy ponownie wynurzył się na powierzchnię, na jego ustach tańczył nieudolnie tłamszony uśmieszek rozbawienia.
- Zależy o kim mowa - odparł bez krztyny wstydu. Być może i istniały osoby, którym dałby się sponiewierać na zapleczu i może nawet by im za to podziękował, a Grahamowi nie było nic do tego. - Zresztą, miałbyś wtedy doskonałą okazję, aby wkroczyć i uratować mnie z opałów jak prawdziwy bohater. W końcu po to tutaj jesteś, nie? - upewnił się po teatralnym przyłożeniu wierzchu dłoni do czoła i wychyleniu głowy w tył, otwierając jedno oko i spoglądając na mężczyznę, jakby potwierdzenie z jego strony było wymagane do sprzedania tej dramatycznej scenki. Spionował się i oparł biodrem o blat roboczy znajdujący się poniżej faktycznego baru dopiero, kiedy otrzymał następne pytanie. Luźno wzruszył ramionami i posłał Grahamowi stonowany uśmiech.
- Powiedzmy, że zacząłbym brać to wszystko śmiertelnie poważnie. Co by to zmieniło? Poza tym, że mielibyśmy tu dwóch gburków zamiast jednego - nieznacznie pochylił się w jego stronę i zgarnął odrzuconą puszkę bezcukrowej coli. - A jeden jest zdecydowanie wystarczający, nie sądzisz? - dodał, w razie jakby nie było to jasne po jego wcześniejszym komentarzu, otwierając napój z satysfakcjonującym syknięciem. W teorii mógłby odpuścić sobie żarty i pozwolić wygrać tej cicho podgryzającej go niepewności oraz strachowi o własne życie. Mógłby dać się przytłoczyć, spanikować, zabunkrować się w mieszkaniu i nie ufać nikomu. W praktyce byłoby to znacznie trudniejsze, zwłaszcza ze względu na fakt, że był, no... sobą, jednak do jakiegoś stopnia wykonalne. Tylko wtedy co by mu zostało poza brakiem zaufania, strachem i paranoją? Zdecydowanie wolał drobne żarciki z własnej tragicznej sytuacji i udawanie, przynajmniej na tyle na ile mógł, że wszystko było pod kontrolą. To, czy faktycznie było i czy dotrwa do końca dnia bez kulki w skroni, zostawiał w rękach mężczyzny, z którym właśnie utrzymywał intensywny kontakt wzrokowy podczas brania łyka z puszki.

Graham Malone

you again?

: pn sie 18, 2025 7:14 pm
autor: Graham Malone
   Gdyby ktoś zapytał go o to, czy Gloria miała dobry gust, prawdopodobnie zmarszczyłby brwi i zamruczał w zadumie pod nosem, co bardziej oznaczałoby, że raczej tak nie sądzi. Byłby szczery; kto podrywa w podrzędnym barze nieogolonych facetów w średnim wieku, którzy wyglądają, jakby mieli problem z alkoholem i nie spali kilka dni? Miła była z niej babka, może nawet elegancka, ale uważał, że gdyby miała naprawdę dobry gust i szacunek do siebie, to by tu w ogóle nie przyszła, a na pewnie nie sama i nie żeby zagadywać do nieznajomych mężczyzn. Najbardziej skłaniałby się do wniosku takiego, że kobieta jest niezwykle samotna, a to szkoda, bo powinna mieć kogoś, to się nią zajmie i uchroni przed podobnymi praktykami. Może był trochę staroświecki, ale specjalnie się tym nie przejmował. Robił swoje i tyle.
   Uniósł jedną z brwi, słysząc obelgę, która miała zadziwiająco dużo wspólnego z prawdą, i pokręcił głową, unosząc kącik ust, a potem wzniósł puszkę z colą do ust i upił kilka łyków słodkiego napoju gazowanego, który na całe szczęście miał w sobie chociaż trochę kofeiny. No i cukier, co też działało w pewnym sensie na jego korzyść, chociaż jego lekarz na pewno by się z tym nie zgodził.
   一 Kolorowanki? Co ty tu przedszkole prowadzisz. Daj mi jakąś krzyżówkę i długopis 一 mruknął, dochodząc do wniosku, że właściwie czemu nie, mógł się czymś zająć. Może nawet się czegoś nowego nauczy. On albo Gabriel. Przyglądał mu się dalej, dotykając palcami chłodnej puszki, a jego kolejne słowa sprawiły, że westchnął ciężko i odwrócił wzrok, wykrzywiając usta w wyrazie lekkiego zdegustowania.
   一 Ta 一 mruknął jedynie w odpowiedzi i znowu napił się coli, po czym przysunął do siebie podsunięty bloczek z krzyżówkami, po czym leniwie go przekartkował, szukając czystej strony. Sięgnął po długopis, w tym samym czasie unosząc na niego wzrok i wymuszając uśmiech, którego trudno było do czegokolwiek zaklasyfikować. Ani to zadowolone nie było, ani usatysfakcjonowane. Przypominało bardziej grymas podczas posiedzenia w toalecie.
   一 Sądzę, że czas na krzyżówkę, więc pij swoją obrzydliwą colę zero i skup się 一 odparł, unosząc długopis i smagając nim chłopaka bardzo lekko po nosie. Kilka skręconych papierosów leżało obok zwiniętego w rulon i zabezpieczonego recepturką opakowania tytoniu. Żałował, że nie mógł zapalić w środku, ale dzięki temu ograniczał przynajmniej palenie, bo narazie nie chciało mu się wychodzić. Opuścił wzrok na krzyżówkę i przyjrzał się pytaniom.
   一 Oh, no proszę. Sprzedaje kradzione rzeczy, na pięć liter 一 powiedział na głos i spojrzał na Gabriela wyczekująco. Wyglądał na trochę rozbawionego, co mogło być nieco podejrzane. Dalej był trochę ciekawy, chociaż to oczywiście nie jego sprawa, czy Gabriel już wiedział czym dokładnie zajmował się jego ojciec. Właściwie Graham sam dokładnie nie wiedział, bo go to nie obchodziło, ale zdążył co nieco wywnioskować. Trochę zastanawiało go raczej dlaczego rodzony syn tego człowiek nie miał tak długo o niczym pojęcia. Wtedy pomyślał o swojej córce i uśmiech trochę przygasł. Czy ona też nie miała pojęcia, czy może się czegoś domyślała? Ludzie świeżo po dwudziestce niby dalej mieli w sobie naiwność nastolatka, ale nie znaczyło to, że byli totalnymi, ślepymi debilami. Gdyby ktoś tak powiedział o jego córce, to musiałby szukać dobrego chirurga plastycznego, aby bliscy mogli go rozpoznać. Doszedł więc ostatecznie do wniosku, chociaż niechętnie, że pewnie co nieco wiedziała. Tak jak obecnie Gabriel.
   Pogrążony w swoich myślach, jedną z dłoni gniótł właśnie strony krzyżówki, za to drugą przetarł oczy i zerknął na papierosa. Chyba nikotyna wzywała go jednak głośniej, niż sądził, więc wpisał odpowiedź w krzyżówce, kiwnął z uznaniem głową w stronę Gabriela, bo ten ją zgadł, po czym zsunął się z krzesła, poprawił kurtkę i sięgnął po papierosy, tytoń i swoją colę.
   一 Będę przed lokalem, dziewięć jebanych metrów na prawo, jakbyś mnie szukał. W razie czego krzycz, ale pewnie i tak nie usłyszę 一 mruknął sceptycznie, przesuwając głośno stołek do baru. Odwrócił się, wsunął peta między wargi i luźnym krokiem skierował się do wyjścia. 一 Popierdolone to prawo tutaj 一 mruknął jeszcze na odchodne pod nosem, co w sumie wychodziło z jego ust dosyć często. Faktycznie przeszedł kawałek dalej od wejścia, chociaż na pewno nie mierzył ile, po czym oparł się plecami o fasadę budynku, przycisnął do niej także podeszwę ciężkiego buta, zginając jedną z nóg w kolanie i odpalił końcówkę papierosa, zaciągnął się głęboko dymem, a po chwili obok jego głowy powstała gęsta chmura dymu. Przy okazji dyskretnie się rozejrzał, ale nie dostrzegł niczego podejrzanego.

Gabriel Perotti

you again?

: sob sie 23, 2025 3:22 pm
autor: Gabriel Perotti
Zgodnie z poleceniem zanurkował pod ladą by znaleźć obiecaną, trochę już pokiereszowaną i wymiętoloną książeczkę ze śliską okładką. Zarówno obrazek na froncie jak i brzegi kolejnych stron zapełnione były małymi rysunkami, tekstami piosenek i bazgrołami wyraźnie służącymi do rozruszania tuszu w tanim, przyciętym długopisie, który także za chwilę wylądował przed Grahamem. Nie miał zielonego pojęcia do kogo należał wcześniej, znalazł go kiedyś w biurku zapleczu pod stertą starych ksiąg rachunkowych, nie zdziwiłby się jakby kawałek plastiku znajdował się tam dłużej niż jakikolwiek pracownik z właścicielem włącznie.
- Ja? - żachnął się, obrzucając go krzywym spojrzeniem i zezując na długopis lądujący na jego nosie. Machnął dłonią przed twarzą jakby odganiał natrętną muchę. - Jakbyś jeszcze nie zauważył, jestem w pracy. Sam sobie grzeb w swoich krzyżówkach - mruknął, ignorując fakt, że te tak naprawdę należały do niego i stanowiły całkiem dobre zajęcie podczas luźniejszych godzin. Tym razem nie miał humoru na branie udziału w tej zabawie i spodziewał się, że lada moment i tak będzie zmuszony wrócić do wykonywania obowiązków. Stuknął puszką obrzydliwego napoju o blat i ponownie podniósł wzrok na mężczyznę. - A twój kardiolog mógłby się nie zgodzić - dodał i puścił do niego oczko, usuwając się o kilka kroków w tył, kiedy podchodzący do baru klient przyciągnął jego uwagę. Raz dwa wymienił pustą butelkę na nową, porządnie zmrożoną z tyłu lodówki, a kiedy terminal skrzecząco wypluwał potwierdzenie płatności, dotarł do niego opis hasła. W pierwszej chwili spojrzał na mężczyznę w zastanowieniu, bo chociaż dopiero co temu zaprzeczył, faktycznie zamierzał odgadywać razem z nim, a dopiero po dłuższej chwili dotarł do niego ukryty pod humorem przytyk. Zatrzasnął szufladę kasy fiskalnej przy akompaniamencie grzechotu monet i wrócił na swoje miejsce, zaciskając usta w cienką linię i rzucając Grahmowi na wpół krytyczne, na wpół zagubione spojrzenie. Domyślał się o czym mowa i gdzieś w głębi zdawał sobie sprawę, że powinno go to zbulwersować by bronić honor rodziny, jednak prawdę mówiąc sam nie wiedział gdzie w tym wszystkim stoi. Ani czy jego ojciec zasługiwał na taką lojalność.
- Paser - odpowiedział po kilku sekundach, łapiąc za szmatkę i przecierając nią bar ze zmarszczonym czołem. Jego nastrój zmieniał się jak w kalejdoskopie, próby zachowania się normalnie i utrzymania pozytywnego humoru podkopywały się za każdym razem, gdy myślał zbyt wiele na temat sytuacji, w jakiej się znalazł. W jakiej znaleźli się oni wszyscy. Nawet nie podniósł wzroku, kiedy mężczyzna ogłosił swoje wyjście na papierosa, wydając z siebie pomruk akceptacji i przyjęcia tego faktu do znajomości. Może to i lepiej, mógł chociaż na chwilę udawać, że wszystko jest po staremu.
Po ogarnięciu syfu jaki zostawił po sobie Graham, znaczy zamknięciu krzyżówek i ułożeniu ich razem z paczką tytoniu, papierosami i długopisem w schludny stosik na brzegu baru, rzucił się w wir pracy. Ogarnął blat ze śladów po szklankach i plam z porozlewanych napojów w czasie największego ruchu, obsłużył kilku klientów, zmył zbierające się w zlewie naczynia.
Był w trakcie uzupełniania braków w lodówkach, niosąc po kilka piw na raz ze skrzynek na zapleczu, kiedy pierwszy raz złapał kontakt wzrokowy z mężczyzną w rogu pomieszczenia. Nie zastanawiał się nad tym szczególnie aż do kolejnego razu. I następnego, który uświadomił mu, że ten nie spuszczał go z oczu od dobrych kilkunastu minut. I, co w pełni przekonało Gabriela, że coś było nie w porządku, siedział całkowicie sam przy pustym stoliku i nie wyglądało jakby planował cokolwiek zamówić. Lodowate igiełki przeszły mu po karku, kiedy udając, że wszystko jest pod kontrolą, złapał za skrzynkę z pustymi butelkami i wycofał się z nimi na zaplecze. Trzask zamykających się drzwi do wypchanej zapasem alkoholi, naczyń i przekąsek klitki jedynie podbił przyspieszone bicie jego serca i, chociaż znajdował się w pełnym lokalu z kamerami i biegającym gdzieś współpracownikiem, atmosfera spięcia narzucana przez jego ojca i ochroniarza zdawała się go doganiać. Bo co jak właśnie go znaleźli? Co jak został pozostawiony sam sobie z osobą czyhającą na jego życie? Osunął się na kafelki w rogu między skrzynkami z piwem ustawionymi na wysokość dorosłego człowieka, usilnie próbując złapać oddech i walcząc z czarnymi scenariuszami zalewającymi jego umysł. I nagle w pomieszczeniu rozeszło się gwałtownie pukanie do drzwi.

Graham Malone

you again?

: ndz sie 31, 2025 5:52 pm
autor: Graham Malone
   Na wzmiankę o kardiologu, tylko uśmiechnął się krzywo i pokręcił powoli głową.
   一 Gdybym go miał 一 wymruczał pod nosem trochę niezrozumiale, z silnym akcentem. Nie przepadał za lekarzami, bo jeżeli nawet coś mu było, to wolał o tym nie wiedzieć. Za dużo pytań, za duży ból głowy. Miał i tak za dużo ciężaru na swoich barkach i to głównie cudzego. Łypnął na Gabriela i westchnął ciężko, myśląc sobie, że dzisiejsza młodzież nie ma pojęcia ani o szacunku do starszych, ani do kreatywnego spędzania wolnego czasu na nauce, nie mówiąc już o tym, że po książkach się nie bazgrze, a krzyżówka to w sumie taka mała książka (do wpisywania liter są odpowiednie pola, a nie że się cała stronę zamaże jakimś karnym kutasem czy innym motylkiem).
   Przynajmniej zgadł hasło, to już coś. Myślał o tym, kiedy szedł wolnym krokiem po chodniku, lekko pochylony, jakby się gdzieś spieszył, chociaż przecież nawet nie zamierzał zajść zbyt daleko. W końcu przystanął, westchnął ciężko i wsunął szluga między wargi, opierając się plecami o elewację budynku. Uniósł dłonie i jedną osłonił końcówkę papierosa i zapalniczkę przed wiatrem, a drugą pstryknął, podpalając tytoń zawinięty w bibułkę i zaciągnął się dymem, głęboko wprowadzając go do płuc. Zapalara spoczęła w jego kieszeni na piersi i dopiero wtedy rozejrzał się niby to od niechcenia po okolicy.
   Jego wypad na szluga mógł być wzięty za przerwę, ale prawda była taka, że on przerw nie miewał, a wszystko co robił w danej chwili mogło zmienić się drastycznie w coś innego. Takie miał życie, pełne niespodzianek, chociaż czy można tak o nich mówić, skoro na tym etapie spodziewał się już dosłownie wszystkiego i jeżeli spierdoli, to będzie to tylko i wyłącznie jego wina. Z takim doświadczenie nie może już powiedzieć: ale ja nie wiedziałem.
   Odjął papierosa od ust i opuścił go, a dym wydmuchał szybko w bok, przesuwając spojrzeniem po zaparkowanych w pobliżu autach. Zwracał uwagą na rejestracje i na to, czy były tutaj, zanim wszedł do lokalu oraz czy widział je już gdzieś wcześniej. Był ostrożny i nieufny.
   Nie zobaczył nic, co wzbudziłoby jego podejrzenia, więc dopalił leniwie szluga, rzucił go na chodnik i wrócił do środka. Klientów nowych nie przybyło, a obecnym zdążył już przyjrzeć się kilka razy i żaden z nich nie wydawał mu się potencjalnym zagrożeniem, nawet facet, który co jakiś czas przyglądał się Gabrielowi. Chyba lubił młodych chłopców, bo Graham zauważył, że czasami dotykał pod stołem własnego krocza, co było obrzydliwe, ale kutas to nie pistolet, a od patrzenia jeszcze nikt nie zginął.
   Wszedł jak do siebie, chociaż twarz skrzywiona, jakby żył za karę i może nawet czasami tak myślał, a może po prostu jego rysy przez lata już się tak ułożyły i mu zostało. Pewnie jego była żona miałaby na ten temat coś do powiedzenia, ale na całe szczęście była za daleko. Zatrzymał się przy barze i spojrzał na współpracownika Gabriela, a potem odwrócił się i powiódł jeszcze raz spojrzeniem po sali.
   一 A gdzie Gabriel? 一 zapytał lekkim tonem, jakby mówił o pogodzie i odchrząknął krótko, zerkając przelotnie na swój tytoń i krzyżówki ułożone równo przy jednej linii. Chłopak wskazał głową zaplecze i Malone nawet chwilę czekał, ale zaczął się w końcu trochę niecierpliwić, z resztą drugi barman chyba też, więc Grim bez wahania poszedł tam i nacisnął za klamkę.
   Zamknięte.
   Zmarszczył brwi, bo jeżeli jeszcze miał wcześniej jakieś wątpliwości, to teraz już nie. Zapukał, głośno i dosadnie, a potem nasłuchiwał odpowiedzi, która nie padła. Kimkolwiek był właściciel tego starego pubu, będzie musiał zapłacić za naprawę zamka, bo kiedy podeszwa ciężkiego buciora Grahama z impetem wylądowała na drzwiach, można było usłyszeć tylko głośny trzask, żałosne skrzypienie i zaplecze stanęło przed nim otworem, a w środku zauważył skuloną w rogu sylwetkę. Zamrugał, przetarł prawe oko, a potem wycofał się ze sceptycznym wyrazem twarzy, żeby zgarnąć puszkę coli zero.
   一 Wejdź na zaplecze, a wsadzę ci taką w pizdę 一 rzucił do drugiego barmana, unosząc nieco napój i uśmiechnął się uprzejmie, a potem zniknął w niewielkim schowku i z trzaskiem zamknął za sobą uszkodzone drzwi. Odchrząknął krótko, zbliżając się powoli do spanikowanego Gabriela i w końcu kucnął niedaleko i otworzył puszkę.
   一 W porządku, kolego? 一 rzucił, wyciągając do niego colę, którą kilka chwil wcześniej krytykował za smak. Chłopakowi smakowała, więc ostatecznie co mu szkodziło. 一 Co się stało? 一 dodał, bo przecież widział, że wcale nie było w porządku i wyglądało na to, że musi się wysilić na rozmowę. Jeszcze by się młody w kacie desperacji rzucił z dachu albo pociął, co też by było zawaleniem zadania. Miał go pilnować.


Gabriel Perotti

you again?

: ndz wrz 14, 2025 8:41 pm
autor: Gabriel Perotti
Otoczony murami z twardego plastiku umocnionego wypełnionym po brzegi szkłem nie czuł się ani odrobinę bezpiecznie. Chociaż możliwość oparcia się o coś stabilnego zdecydowanie pomagała z gruntowaniem go w chwili obecnej, fruwające mu przed oczami obrazy, podejrzenia i sposoby w jakie mogłoby przedwcześnie skończyć się jego życie, skutecznie odrywały go od rzeczywistości. Przez ostatnie dni chciał, naprawdę chciał i usilnie starał się trzymać kurczowo przekonania, że wszyscy wkoło niego rozdmuchiwali temat i najzwyczajniej w świecie panikowali. Zaczęło się od ojcowskiego strachu, niespokojnych spojrzeń matki, aż do grobowej miny Grahama, który dał radę przechylić tę szalę do tego stopnia, że zaczęło mu się udzielać. Chodził za nim jak cień zaledwie drugi dzień, monitorował otoczenie i łypał na każdego człowieka jak na potencjalne zagrożenie i starczył moment jego nieobecności by Gabriel podłapał ten poziom paranoi, wyciągając swoje własne wnioski.
Wzdrygał się z każdym ruchem klamki, serce stanęło mu w gardle na głośne walenie do drzwi, a kiedy trzask wyłamywanego zamka wypełnił małe pomieszczenie, zacisnął oczy w przekonaniu, że to tyle - zginie na zapleczu wiekowego baru w wieku dwudziestu sześciu lat, nie osiągnąwszy w życiu nic, czego mógłby się w tej chwili złapać w ramach pocieszenia. Zostało mu tylko czekać. I czekać. I... czekać? Ktokolwiek czyhał na jego życie, chyba nieszczególnie się z tym spieszył, a przynajmniej na to wskazywała cisza jaka objęła jego otoczenie po tym jak drzwi stanęły otworem. Słyszał odległe rozmowy w okolicy baru i dopiero po tym w pomieszczeniu rozległy się kroki. Odważył się podnieść powieki dopiero kiedy usłyszał znajomy głos, chociaż w pierwszej sekundzie zdążył się spiąć, przygotowany na potencjalny atak. Zamiast tego miał przed sobą kucającego Grahama z puszką coli w ręce. Nie wiedział czy ma się roześmiać czy rozpłakać.
- Uh... nie? - odparł słabym głosem, doskonale świadom, że dopiero co był na granicy łez i każda próba użycia strun głosowych mogła skończyć się tragicznie dla jego dumy. Bo jeszcze jakąś posiadał.
Rozważył opowiedzenie mu o swoich podejrzeniach, jednak każda próba ułożenia tego w sensowne zdanie wydawała mu się absurdalna. "Klient na mnie patrzył" nie mogło przejść mu przez gardło, zwłaszcza że mając mężczyznę z powrotem w swoim najbliższym otoczeniu nie widział już więcej najmniejszego powodu by obawiać się podejrzanego człowieka. W końcu Graham miał być tą w pełni zaufaną ochroną przed całym złem tego świata. Równie dobrze mógł dać mu wykonywać swoją robotę. Wziął pełniejszy oddech, korzystając z rozluźniających się mięśni, po czym usiadł nieco prościej, krzyżując nogi po turecku i sięgając po zaoferowaną przez mężczyznę puszkę. Nie był to podarunek jakiego by się w tej chwili spodziewał, jednak przyjął chętnie coś do zajęcia rąk. - Dzięki. Jakiś typek mnie zaczepiał, a tu ma wstęp tylko obsługa, więc... - przeciągnął znacząco, spoglądając na ochroniarza z uniesioną brwią. - To jest, najwidoczniej czysto teoretycznie - poprawił się i otworzył napój za trzecim podejściem przez rozedrgane palce ześlizgujące się z aluminiowej zawleczki. Próbował zamydlić mu oczy grając nonszalancję i jednocześnie usilnie starając się opanować efekty paniki. Wciąż słyszał bicie własnego serca w uszach, za oczami czuł drobne igiełki sugerujące potencjalny płacz, a blada skóra i wygniecione od ściskania włosy malowały dość oczywisty obraz rozpaczy. A jednak uniósł brodę by podkreślić własną nieustraszoność i zlustrował wzrokiem Grahama.
- Długa ta twoja przerwa. Myślałem, że masz mnie pilnować? - wytknął, doskonale świadom, że jest względem niego nie fair. Dopiero co sam chciał się go pozbyć, odzyskać swoją wolność, jednak złapał się pierwszej lepszej okazji by zwalić na niego swój mały atak paniki. - I czy teraz biorę to dostatecznie na poważnie? - dodał, odnosząc się do ich wcześniejszej rozmowy i wbijając w niego wyzywające spojrzenie. Nie wiedział dlaczego próbował go prowokować, jednak wolał to od panicznego chowania się i płakania mu w ramię, a innej opcji w tej chwili nie widział.

Graham Malone