Oliver Gauthier
: wt lip 29, 2025 9:13 pm
Oliver "Oreo" Gauthier


data i miejsce urodzenia
13/11/2008 | Quebec City, Kanada zaimki
on/jegozawód
uczeńmiejsce pracy
Riverdale Collegiate Instituteorientacja
homoseksualnydzielnica mieszkalna
Guildwoodpobyt w toronto
2013umiejętności
rysuje i maluje, jeździ na deskorolce, ma prawo jazdy G1, dogada się po francusku słabości
boi się robali, nie znosi ciszy, jest chorobliwie pedantyczny, straszny zazdrośnikŻycie Olivera nigdy nie było usłane różami, choć jego starszy brat od samego początku stawał na głowie, by tak było. Oliver był najmłodszym dzieckiem państwa Gauthier i przyszedł na świat jeszcze w Quebec, ale tak właściwie niewiele pamięta z okresu przed przeprowadzką do Toronto. Nawet francuskiego zdążył już prawie zapomnieć, choć początkowo miał problemy, by przestawić się do nowej rzeczywistości. Jednak z całej ich trójki to on chyba najszybciej odnalazł się w nowym miejscu, bo przecież w tak młodym wieku znalezienie nowych przyjaciół było banalnie proste.
Dzięki zaangażowaniu starszego brata nawet nie zauważył, że w domu zaczęły dziać się złe rzeczy. Uwielbiał te wszystkie zabawy, jakie Dylan wymyślał na poczekaniu, by odwrócić jego uwagę od kłótni za ścianą. Uwielbiał bajki Disneya, które oglądali czasem w zapętleniu by zagłuszyć kłótnie rodziców i nadal potrafił na jednym wdechu wyrecytować całe, kultowe fragmenty ulubionych filmów. Choroba matki też przez większość czasu nie miała na niego większego wpływu i pewnie gdyby nie tragiczny jej finał, nie odczułby tego zupełnie. Chyba wszyscy obchodzili się z nim jak z jajkiem i niemal do ostatniej chwili ukrywali tę bolesną prawdę.
Ale stało się najgorsze, a tego nie dało się przecież ukryć. Utrata matki dla pięcioletniego szkraba była traumatycznym przeżyciem, a najgorsze w tym wszystkim było to, że w pewnym sensie stracił wtedy także ojca. Widywał go przecież tak rzadko... To Dylan zajmował się domem gdy ojciec znikał w pracy, a Oli przesiadywał pod biurkiem z rysunkami, budując cichy świat, w którym wszystko miało swoje miejsce i żadna mama nigdy nie znikała.
To starszy brat opiekował się nim, dbał o jego potrzeby i uczył go wszystkiego. To Dylan odrabiał z nim lekcje i pilnował, by umył zęby. Był mu nie tylko bratem, ale i ojcem, i przyjacielem. To dla niego starał się być najlepszy we wszystkim, bo nie chciał go zawieść i sprawić przykrości. Im był starszy tym lepiej rozumiał, jak wiele brat dla niego poświęcał, a sam dorastał do roli chłopca niewymagającego opieki - nie sprawiał problemów, dobrze się uczył, słuchał poleceń. Nie chciał być ciężarem. W rzeczywistości jednak tłumił w sobie wszystko: samotność, smutek, tęsknotę i przeogromny ból.
Aż pewnego dnia świat mu się znowu zawalił - jego brat zniknął. Przepadł. Uciekł. Oliver przeżywał to tak bardzo, że aż się pochorował. Obwiniał się, że to jego wina, że to przez niego Dylan w końcu się złamał i uciekł; że nie był wystarczająco dobrym bratem... Gdy w końcu wrócił obiecał, że będzie starał się jeszcze bardziej. I słowa dotrzymał.
A potem przeżył kolejny wielki dramat, gdy ojciec przekazał mu, że Dylan miał wypadek. Ledwo przełknął ten gorzki fakt, że brat znowu zostawił go (tym razem by rozpocząć studia), a tu nagle taka wiadomość. Nie przeżyłby jego straty, tego był pewien. Niemal cały tydzień czuwał przy łóżku brata, bo żadna siła nie była w stanie odciągnąć go choćby na chwilę. Role się odwróciły i teraz to on musiał się nim zająć.
A kiedy wydawałoby się już, że w końcu wszystko wróciło na właściwe tory, a życie zaczęło się znowu układać, cichy wróg każdego nastolatka zaatakował z ukrycia. Hormony. Coś w końcu w nim pękło i wszystko to, co skrywał od najmłodszych lat w końcu znalazło ujście. Może dlatego, że czuł, że chowany pod kloszem nigdy nie miał prawa do własnych błędów. Może dlatego, że miał już dość odgrywania czyjegoś młodszego brata. Zaczął wagarować, przesiadywał w parkach z nowo poznanymi znajomymi, palił papierosy, pił tanie piwo i wracał do domu późno w nocy. Wpadł w towarzystwo starszych chłopaków, którzy dawali mu poczucie bycia kimś więcej niż tylko tym cichym najmłodszym.
Dzięki zaangażowaniu starszego brata nawet nie zauważył, że w domu zaczęły dziać się złe rzeczy. Uwielbiał te wszystkie zabawy, jakie Dylan wymyślał na poczekaniu, by odwrócić jego uwagę od kłótni za ścianą. Uwielbiał bajki Disneya, które oglądali czasem w zapętleniu by zagłuszyć kłótnie rodziców i nadal potrafił na jednym wdechu wyrecytować całe, kultowe fragmenty ulubionych filmów. Choroba matki też przez większość czasu nie miała na niego większego wpływu i pewnie gdyby nie tragiczny jej finał, nie odczułby tego zupełnie. Chyba wszyscy obchodzili się z nim jak z jajkiem i niemal do ostatniej chwili ukrywali tę bolesną prawdę.
Ale stało się najgorsze, a tego nie dało się przecież ukryć. Utrata matki dla pięcioletniego szkraba była traumatycznym przeżyciem, a najgorsze w tym wszystkim było to, że w pewnym sensie stracił wtedy także ojca. Widywał go przecież tak rzadko... To Dylan zajmował się domem gdy ojciec znikał w pracy, a Oli przesiadywał pod biurkiem z rysunkami, budując cichy świat, w którym wszystko miało swoje miejsce i żadna mama nigdy nie znikała.
To starszy brat opiekował się nim, dbał o jego potrzeby i uczył go wszystkiego. To Dylan odrabiał z nim lekcje i pilnował, by umył zęby. Był mu nie tylko bratem, ale i ojcem, i przyjacielem. To dla niego starał się być najlepszy we wszystkim, bo nie chciał go zawieść i sprawić przykrości. Im był starszy tym lepiej rozumiał, jak wiele brat dla niego poświęcał, a sam dorastał do roli chłopca niewymagającego opieki - nie sprawiał problemów, dobrze się uczył, słuchał poleceń. Nie chciał być ciężarem. W rzeczywistości jednak tłumił w sobie wszystko: samotność, smutek, tęsknotę i przeogromny ból.
Aż pewnego dnia świat mu się znowu zawalił - jego brat zniknął. Przepadł. Uciekł. Oliver przeżywał to tak bardzo, że aż się pochorował. Obwiniał się, że to jego wina, że to przez niego Dylan w końcu się złamał i uciekł; że nie był wystarczająco dobrym bratem... Gdy w końcu wrócił obiecał, że będzie starał się jeszcze bardziej. I słowa dotrzymał.
A potem przeżył kolejny wielki dramat, gdy ojciec przekazał mu, że Dylan miał wypadek. Ledwo przełknął ten gorzki fakt, że brat znowu zostawił go (tym razem by rozpocząć studia), a tu nagle taka wiadomość. Nie przeżyłby jego straty, tego był pewien. Niemal cały tydzień czuwał przy łóżku brata, bo żadna siła nie była w stanie odciągnąć go choćby na chwilę. Role się odwróciły i teraz to on musiał się nim zająć.
A kiedy wydawałoby się już, że w końcu wszystko wróciło na właściwe tory, a życie zaczęło się znowu układać, cichy wróg każdego nastolatka zaatakował z ukrycia. Hormony. Coś w końcu w nim pękło i wszystko to, co skrywał od najmłodszych lat w końcu znalazło ujście. Może dlatego, że czuł, że chowany pod kloszem nigdy nie miał prawa do własnych błędów. Może dlatego, że miał już dość odgrywania czyjegoś młodszego brata. Zaczął wagarować, przesiadywał w parkach z nowo poznanymi znajomymi, palił papierosy, pił tanie piwo i wracał do domu późno w nocy. Wpadł w towarzystwo starszych chłopaków, którzy dawali mu poczucie bycia kimś więcej niż tylko tym cichym najmłodszym.
Ciekawostki
- Uwielbia rysować i jest w tym całkiem niezły. Był taki moment w jego życiu, w którym chciał powiązać swoją przyszłość ze sztuką. Teraz czasem myśli o tym, by zająć się tatuażem. Ostatnie strony jego zeszytów i okładki podręczników pokryte są różnymi projektami, które wpadają mu do głowy na nudnych lekcjach.
- Lubi grać w kosza i świetnie jeździ na desce - to jego ulubiony sposób przemieszczania się i ostatnimi czasy dość często zdarza mu się łamać przepisy poruszając się po chodnikach.
- Nie znosi ciszy, zawsze coś musi grać w tle, nawet jeśli w danej chwili tego nie słucha. Zasypia także przy muzyce. Z tego powodu wydaje całe swoje oszczędności na słuchawki, bo często je niszczy albo gubi.
- Uwielbia porządek. Wszystko zawsze ma swoje stałe miejsce i wścieka się, jeśli ktoś odłoży coś choćby o centymetr dalej. Nie cierpi jednak prasować.
- Niedawno przekuł sobie ucho na jednej z przerw w szkolnej toalecie szpilką wyciągniętą z tablicy, bo chwilę wcześniej na korytarzu znalazł kolczyk, który bardzo mu się spodobał.
- Jest kociarzem i nie popuści żadnemu spotkanemu na ulicy kotu. Chciałby mieć swojego zwierzaka
- Przyjaciele wołają na niego Oreo. Czemu? Nie miał pojęcia. Ktoś kiedyś tak go nazwał i się przyjęło. Może to dlatego, że jest nałogowym pożeraczem tych ciastek? A może dlatego, że jest taki słodki?
zgoda na powielanie imienia
niezgoda na powielanie pseudonimu
nieZgody MG
poziom ingerencji
średnizgoda na śmierć postaci
niezgoda na trwałe okaleczenie
takzgoda na nieuleczalną chorobę postaci
takzgoda na uleczalne urazy postaci
takzgoda na utratę majątku postaci
takzgoda na utratę posady postaci
tak