Strona 1 z 1

another banana bites the dust

: sob sie 02, 2025 7:26 pm
autor: Stevie Hargrove
#5
Radosna atmosfera i kolorowe otoczenie dobrze robiły na złamane serce i fatalne w ostatnim czasie samopoczucie Stevie. Bez większego namawiania dała się bratu wyciągnąć na festiwal i cieszyła się z podjętej decyzji, bo doborowe towarzystwo, rytmiczna muzyka i dochodzące do nich rewelacyjne zapachy naprawdę podnosiły ją na duchu. Nawet Ruby cieszyła się z wizyty w tym miejscu i obecnie jakieś pięćdziesiąt metrów z przodu próbowała namówić dziadków na kupienie jej absolutnie wszystkiego, co spodobało jej się na straganach.
- Pamiętasz żeby nam tak rodzice ulegali? - zapytała Spencera, spacerując obok niego; pokazała palcem na córkę, która trzymała już w dłoni pluszową papugę - Po kim ona ma ten urok?
Na pewno nie po ojcu.
No i być może w tym przypadku sprawdziło się powiedzenie, że wymagający rodzice bywają najbardziej rozpieszczającymi dziadkami?
Stevie westchnęła, przyglądając się bliżej food truckom, które ustawione były w nierównym i bardzo kolorowym rzędzie. Zastanawiała się, na co ma największą ochotę, a jej myśli uciekły od razu w stronę restauracji - może jakiś nowy smak zainspiruje ją do zmian w karcie? O ile w ogóle jej wymagający szef kuchni pozwoli jej na jakiekolwiek zmiany.
- Pamiętaj, że jeśli zobaczymy kogoś znajomego to dajemy sobie znać i szybko zwiewamy - zapowiedziała bratu - Jeśli jeszcze raz ktoś mnie zapyta jak się trzymam po rozstaniu, to słowo daję…
Wiedziała, że on przeżywał to samo i w gruncie rzeczy cieszyła się, że mogli być dla siebie wsparciem, nawet w tak nieprzyjemnej sytuacji. Oboje zostali postawieni przed faktem dokonanym przez osoby, w których byli bez pamięci zakochani i nagle wszystko, co budowali, legło w gruzach. Jak podnieść się po czymś takim, jeśli nie z pomocą rodziny?
- Masz ochotę na chorizo? Czy może wolisz coś słodkieeeee… - reszta jej zdania zamieniła się w krzyk, bo Stevie nie zauważyła nawet leżącej przy jednym z foodtrucków skórki od banana.
Czy można było zaliczyć bardziej stereotypowy upadek? Oczami wyobraźni widziała już na swoim ręku gips, taki sam, jak miała jej córka, ale zderzenie z ziemią o dziwo nie nastąpiło. Zamiast tego coś miękkiego objęło ją za ramiona i ustawiło do pionu, a ona zamrugała zdekoncentrowana i zszokowana jednocześnie.
Co się dzieje?
- Nic ci nie jest? - przy jej uchu rozległ się aksamitny głos, dochodzący… z kostiumu pluszowego banana?
Hargrove była przekonana, że jednak upadła, rozbiła głowę i znalazła się w czyśćcu; inaczej nie umiała wytłumaczyć tego chaosu, który nastąpił. Miała nadzieję, że chociaż na odchodne rozbawiła Spencera.


Spencer Hargrove

another banana bites the dust

: śr sie 06, 2025 11:06 pm
autor: Spencer Hargrove
#2

Jaki był Spencer? Ci, którzy go znali dobrze wiedzieli, że potrafił wpadać na spontaniczne, czasem całkiem oderwane od aktualnej sytuacji pomysły. Czy pójście na aktualnie odbywający się festiwal było jednym z takich pomysłów, kiedy zarówno on, jak i jego siostra cierpieli z powodu połamanych, pokruszonych na kawałeczki serc? Być może nie była to najbardziej szalona idea w tych okolicznościach, wszakże nie był to wyjazd na inny kontynent, ani skok na bungee bez przywiązanej liny, który byłby może bardziej desperacki, niż śmieszny. Ale był to jak najbardziej sposób na oderwanie się od smutnej rzeczywistości i wyrwanie ze szponów samotności, które Spencera zaczynały dopadać, mimo tego, że znalazł sobie współlokatorkę do mieszkania. Współlokatorkę, która przechodziła przez to samo co on, stąd też jego kanapa była aktualnie tymczasowym legowiskiem rozpaczy dziewczyny, która na zmianę oglądała Bridget Jones i wcinała lody. Może i wyjście na zewnątrz było dobrym sposobem, żeby się wyrwać? Zaprosił Stevie, bo z kim lepiej opychać się watą cukrową i hot dogami, jak nie ze starszą siostrą, która, owszem, dzieła z nim teraz te same przeżycia, ale nadal była tą, z którą nawet najprostsze czynności były powodem do szczęścia. Mógł sobie w duchu powiedzieć, że nadal ma rodzinę, na którą może liczyć. W przeciwieństwie do rodziców, którzy po zobaczeniu go jedynie wymruczeli jakieś słowa powitania i przeszli do rozpieszczania swojej wnuczki, jakby Spencer nie był ich synem, ale jakimś przechodniem, który akurat się napatoczył. Tyle w kwestii empatii po rozstaniu z kobietą jego życia. Spenc jedynie machnął na to w duchu ręką i postanowił poświęcić ten czas przede wszystkim siostrze, może spróbuje nawet w jakiejś grze festiwalowej wygrać jakiegoś pluszaka dla swojej siostrzenicy?
Spacerował obok Stevie rozglądając się po tłumie. Nie chciał wpaść na nikogo znajomego, a już w szczególności na NIĄ. Swoją byłą oczywiście.
- Oni ulegali tylko własnej wizji nas jako lekarzy, którzy przejmują po nich tytuły i zaszczyty. No i oczywiście wtedy, kiedy mogli pochwalić się nami wśród swoich znajomych - odparł Spencer z pewną goryczą w głosie. Do dziś pamiętał, jakimi względami się u nich cieszył, kiedy jeszcze studiował medycynę, tym bardziej bolało to, że po jego rezygnacji zaczęli traktować go niezwykle chłodno. Nie dał po sobie oczywiście niczego poznać i uśmiechnął się do Stevie. - Jak to po kim? Masz jakieś wątpliwości? Po wujku - powiedział nonszalancko przeczesując włosy palcami. Gdzieś z boku usłyszał śmiech jakiejś dziewczyny, obrócił się i zobaczył nastolatka, który śmiejąc się powtórzył jego ruch, uśmiechając się głupowato. Spencer odwrócił się z powrotem do siostry, marszcząc brwi. Czyżby młodzież wyśmiewała się z niego? Na pewno tylko mu się wydaje.
- Taaak, wiem co masz na myśli. Czuję się jak jakiś szpieg na tajnej misji, bo nie chcę się natknąć na znajomych, już nawet współczujące spojrzenie czy small talk mnie męczy, tak jakby każdy oceniał to, kto sobie lepiej radzi po rozstaniu - powiedział i westchnął ciężko. Nagle usłyszał niedaleko siebie jak ktoś powtarza jego westchnięcie w bardzo teatralny sposób, grupka młodzieży znów wybuchnęła śmiechem, a Spencer zaczął się im przyglądać badawczo. Czy oni serio? Ej, ale naprawdę mógłby stać się obiektem drwin kilku chłystków? No i może jakby nie zajął się rozważaniem takiej możliwości szybciej by zauważył, że Stevie coś mówi, no i że poślizgnęła się na... skórce od banana? Do dziś Spencer myślał, że to możliwe tylko w kreskówkach, których w dzieciństwie oglądali nawet całkiem sporo. To się wydarzyło tak szybko, nagle zauważył po prostu, że jego siostra jest trzymana przez całkiem umięśnionego gościa w kostiumie wielkiego banana. Przez chwilę myślał sobie, że go już całkiem odkleiło, ale za chwilę roześmiał się i podał swojej siostrze dłoń, żeby jednak wyplątała się z objęć tego bananowego typa. Hm, śmieszne określenie, bo skoro musiał przebierać się za banana, to nie narzekał raczej na nadmiar gotówki.
- Gwarantuję, że nic jej nie jest, chociaż nie wiem w jaki sposób wyjaśni tę sytuację swojemu terapeucie - odpowiedział za nią Spencer i poklepał kolesia po bananowym ramieniu, wątpił, że przez te warstwy gość cokolwiek poczuł. - Dzięki za szybką reakcję, w przeciwnym wypadku byłby to najbardziej stereotypowy i śmieszny wypadek, jaki widziałem. Na SORze by nam nie uwierzyli - dodał po chwili Spencer nadal śmiejąc się z całej sytuacji.

Stevie Hargrove

another banana bites the dust

: ndz sie 10, 2025 9:16 pm
autor: Stevie Hargrove
Czasami Stevie czuła się jak hipokrytka, bo przecież nie miała najlepszych relacji z rodzicami, a jednak wciąż polegała na nich, gdy chodziło o opiekę nad Ruby. Nie poradziłaby sobie po rozstaniu, gdyby nie oni, a jednocześnie nie wyobrażała sobie, by ten stan rzeczy miał trwać w nieskończoność; im częściej zajmowali się wnuczką, tym mocniej zaciskali swoje dłonie na interesach najstarszej córki i próbowali kontrolować jej życie. Stevie miała wrażenie, że liczyła się dla nich najbardziej wtedy, gdy tańczyła tak, jak zagrali. Szczęściem w nieszczęściu był fakt, że jej rodzeństwo podobnie odbierało Państwa Hargrove, a więc to nie w niej leżał problem. Prawda?
- Jaka szkoda, że niczego w życiu nie osiągnęliśmy i nie mają się czym chwalić - ironizowała, bo każdy Hargrove zaszedł naprawdę daleko i zawodowo radził sobie świetnie.
Niestety brak brak medycznego skrótu przed imieniem i nazwiskiem najwyraźniej skreślał pociechy w oczach surowych rodziców.
Kątem oka zauważyła, że w pobliżu jej i Spencera kręcili się jacyś nastolatkowie, którym najwyraźniej dopisywały humory, ale na razie nie przypisywała temu dodatkowego znaczenia.
- Może kupimy sobie maski na jakimś straganie? - zaproponowała, pół żartem, pół serio, bo czasem naprawdę miała ochotę schować się przed wszystkimi zamiast udawać, że jest dobrze.
Najbardziej nie lubiła spojrzeń pełnych litości i fałszywego pocieszania w celu wydobycia informacji. Wszyscy i tak podejrzewali, że musi chodzić o coś więcej, bo przecież jak to mąż zniknął z dnia na dzień i zostawił nie tylko żonę i biznes, ale także dziecko? Stevie nie miała niektórych odpowiedzi dla własnej córki, co dopiero dla znajomych. Dlatego ich grono malało w zastraszającym tempie.
Tak samo, jak jej reputacja, bo upadek na skórce od banana był jedną z najbardziej niedorzecznych sytuacji, jaka ją w życiu spotkała. Trzymana w objęciach przez mężczyznę w bananowym kostiumie naprawdę musiała mieć taką minę, jakby zobaczyła ducha.
- Chyba będę musiała zapisać się na dodatkową sesję - zawtórowała, słysząc słowa brata i spróbowała postawić się do pionu, jednocześnie dziękując swojemu wybawcy i odsuwając się od niego na bezpieczną odległość.
Nieco z opóźnieniem dotarł do niej komizm tego wszystkiego i śmiech brata szybko stał się zaraźliwy; Stevie także chichotała w najlepsze, jakby jednocześnie uchodziły z niej wszelkie negatywne emocje.
- Oficjalnie wygrywam w konkursie na porażkę miesiąca - zapowiedziała Spencerowi, gdy nieznajomy oddalił się i mogli dalej kontynuować swój spacer.

Spencer Hargrove