the cut that always bleeds
: ndz sie 03, 2025 8:34 pm
2.
and how odd it is to be haunted
by someone that is still alive.
melusine & vincent
la
folie.
Dwa słowa porzucone pośrodku morza bieli.
Dryfujące samotnie, obdarte bezdusznie z wcześniejszej ekstrawagancji (och, umarła ona wraz z zamknięciem j e g o rozdziału) - emanowały ponurą prostotą. I choć wygrawerowane staranną kaligrafią, to ciężar przeszłości zdawał się przygniatać każdą z tworzących je liter, jakby mocniej wbijając w niczemu winien papier.
Jakby mimo wszystko - mimo długich miesięcy r o z ł ą k i - one też nie umiały się uwolnić. Ale paradoksalnie dekorując plakat informujący o odbywającej się tego wieczoru wystawie artystycznej, dumnie wiszący na samym przodzie gmachu Art Gallery of Ontario, stanowiły jedynie marne preludium.
Bo od początku jego rolą w tym akcie tragedii było z g i n ą ć w zderzeniu z korytarzem obrazów, które witały zwiedzających już od przekroczenia progu budynku - to one stanowić miały apogeum.
Na przelotne mrugnięcie okiem zamykać cudze spojrzenie w skrawku odsłoniętej duszy i zmuszać do poszukiwania głębszego sensu w ciągu pociągnięć pędzla, a w końcu brutalnie popychać do rwania włosów z głowy, ponieważ - wbrew sposobowi ułożenia i prawom l o g i k i - pozbawione były chronologii.
S
z
a
l
e
ń
s
t
w
o
... w nich ukryte migotało złośliwie w słabym blasku świec zwisających z sufitu niczym bluszcz, drwiąc z każdego, kto naiwnie próbował zajrzeć do środka d u s z y(jakiej duszy?). Mogli tłumnie krążyć od obrazu do obrazu, spoglądać z uwagą i głośno analizować znaczenie barw, kresek, ale nigdy prawdziwie nie zrozumieją.
Bo ta wystawa była dla niego. A może dla niej - na wieki zanurzonej w chłodnych odmętach jeziora. A może dla nich obojga - wciąż będących żywą r a n ą na jej ciele, której upływ czasu nie potrafił zagoić.
I tak stanąwszy przed swoim ulubionym d z i e ł e m, Melusine rozciągnęła wargi smagnięte gęstą czerwienią w gorzkim uśmiechu.
Un trou dans le cœur, głosił niedbale nabazgrany napis pod obrazem; jedyny na tej wystawie tonący w kolorze bladobłękitnych oczu, tak odcinający się na tle skąpanym w odcieniach czerni. I tylko tutaj dźwięki pianina - rozchodzące się po sali delikatnymi falami - nabierały gniewu w sile uderzeń o klawisze.
Stanowiąc przypomnienie a zarazem o s t r z e ż e n i e - przeszłość nigdy nie zapominała.
you are the prettiest bouquet of dying flowers i have ever seen.
vincent beauregard
and how odd it is to be haunted
by someone that is still alive.
melusine & vincent
folie.
Dwa słowa porzucone pośrodku morza bieli.
Dryfujące samotnie, obdarte bezdusznie z wcześniejszej ekstrawagancji (och, umarła ona wraz z zamknięciem j e g o rozdziału) - emanowały ponurą prostotą. I choć wygrawerowane staranną kaligrafią, to ciężar przeszłości zdawał się przygniatać każdą z tworzących je liter, jakby mocniej wbijając w niczemu winien papier.
Jakby mimo wszystko - mimo długich miesięcy r o z ł ą k i - one też nie umiały się uwolnić. Ale paradoksalnie dekorując plakat informujący o odbywającej się tego wieczoru wystawie artystycznej, dumnie wiszący na samym przodzie gmachu Art Gallery of Ontario, stanowiły jedynie marne preludium.
Bo od początku jego rolą w tym akcie tragedii było z g i n ą ć w zderzeniu z korytarzem obrazów, które witały zwiedzających już od przekroczenia progu budynku - to one stanowić miały apogeum.
Na przelotne mrugnięcie okiem zamykać cudze spojrzenie w skrawku odsłoniętej duszy i zmuszać do poszukiwania głębszego sensu w ciągu pociągnięć pędzla, a w końcu brutalnie popychać do rwania włosów z głowy, ponieważ - wbrew sposobowi ułożenia i prawom l o g i k i - pozbawione były chronologii.
S
z
a
l
e
ń
s
t
w
o
... w nich ukryte migotało złośliwie w słabym blasku świec zwisających z sufitu niczym bluszcz, drwiąc z każdego, kto naiwnie próbował zajrzeć do środka d u s z y
Bo ta wystawa była dla niego. A może dla niej - na wieki zanurzonej w chłodnych odmętach jeziora. A może dla nich obojga - wciąż będących żywą r a n ą na jej ciele, której upływ czasu nie potrafił zagoić.
I tak stanąwszy przed swoim ulubionym d z i e ł e m, Melusine rozciągnęła wargi smagnięte gęstą czerwienią w gorzkim uśmiechu.
Un trou dans le cœur, głosił niedbale nabazgrany napis pod obrazem; jedyny na tej wystawie tonący w kolorze bladobłękitnych oczu, tak odcinający się na tle skąpanym w odcieniach czerni. I tylko tutaj dźwięki pianina - rozchodzące się po sali delikatnymi falami - nabierały gniewu w sile uderzeń o klawisze.
Stanowiąc przypomnienie a zarazem o s t r z e ż e n i e - przeszłość nigdy nie zapominała.
you are the prettiest bouquet of dying flowers i have ever seen.
vincent beauregard