Whisky moja żono...
: ndz sie 03, 2025 8:47 pm
Cece Marquis
Może i jego życie się w ostatnim czasie pokomplikowało, ale jakoś trzeba przejść nad wszystkim do porządku dziennego, co było specjalnością Pavla. Nie miał problemu ze zlaniem ciekłym moczem problemów z kochanką swojego ojca i niechybnie nadchodzącym rozwodem rodziców (finally!) czy brakiem samochodu przez kilka dni (codzienne przyjeżdżanie do pracy na motorze). Jednak w klubie zawsze było coś do dopilnowania, nawet jeśli nie w związku z typowymi czynnościami, papierami i księgowością, to z nadchodzącymi eventami. Z tego względu siedział więc właśnie na stołku na końcu baru, przyglądając się dokumentacji na temat nadchodzącego wydarzenia – kompletności i prawidłowości zamówień, zakontraktowanych artystów, zestawienia budżetu i przewidzianych wydatków. Marszczył brwi, opierając się łokciem o blat i uderzając końcówką ołówka w kartkę, zastanawiając się nad zapotrzebowaniem, gdy słyszał dźwięk tłuczonego szkła i okrzyki gości. Po podniesieniu wzroku zauważył rozbitą na podłodze na drobne kawałeczki butelkę naprawdę drogiego whisky i barmankę stojącą nad tym całym pobojowiskiem niczym totalna sierota. I o ile jeszcze niedawno nie miał problemu z rozwaleniem zderzaka swojego drogiego samochodu, tak cena tego trunku wielokrotnie przewyższała cenę oszacowaną przez warsztat samochodowy. To był alkohol, który sprzedawano na aukcjach…
Tyle rzeczy nie było go w stanie ruszyć, ale tutaj stała jego granica.
- Cece! – krzyknął, zeskakując ze stołka. - Na zaplecze, migiem! Francis, posprzątaj to i zostań z klientami!
Po wydaniu poleceń sam dynamicznym krokiem przekroczył drzwi zaplecza, nie czekając na dziewczynę. Nie mógł się powstrzymać od przebrania nogami w miejscu i uderzenia ze złością pięścią w ścianę, w drugiej ręce mimowolnie zgniatając folder z dokumentami, który rzucił na pobliską pustą półkę.
- Co to miało być?! – fuknął na nią, gdy usłyszał odgłos zamykających się drzwi. - Pracujesz tutaj na tyle długo, że myślałem, że można ci powierzyć bar i sobie poradzisz. Słucham.
Nie miał ochoty słyszeć tłumaczenia, ale nie był jeszcze takim dupkiem, żeby przynajmniej nie dać jej szansy.
Może i jego życie się w ostatnim czasie pokomplikowało, ale jakoś trzeba przejść nad wszystkim do porządku dziennego, co było specjalnością Pavla. Nie miał problemu ze zlaniem ciekłym moczem problemów z kochanką swojego ojca i niechybnie nadchodzącym rozwodem rodziców (finally!) czy brakiem samochodu przez kilka dni (codzienne przyjeżdżanie do pracy na motorze). Jednak w klubie zawsze było coś do dopilnowania, nawet jeśli nie w związku z typowymi czynnościami, papierami i księgowością, to z nadchodzącymi eventami. Z tego względu siedział więc właśnie na stołku na końcu baru, przyglądając się dokumentacji na temat nadchodzącego wydarzenia – kompletności i prawidłowości zamówień, zakontraktowanych artystów, zestawienia budżetu i przewidzianych wydatków. Marszczył brwi, opierając się łokciem o blat i uderzając końcówką ołówka w kartkę, zastanawiając się nad zapotrzebowaniem, gdy słyszał dźwięk tłuczonego szkła i okrzyki gości. Po podniesieniu wzroku zauważył rozbitą na podłodze na drobne kawałeczki butelkę naprawdę drogiego whisky i barmankę stojącą nad tym całym pobojowiskiem niczym totalna sierota. I o ile jeszcze niedawno nie miał problemu z rozwaleniem zderzaka swojego drogiego samochodu, tak cena tego trunku wielokrotnie przewyższała cenę oszacowaną przez warsztat samochodowy. To był alkohol, który sprzedawano na aukcjach…
Tyle rzeczy nie było go w stanie ruszyć, ale tutaj stała jego granica.
- Cece! – krzyknął, zeskakując ze stołka. - Na zaplecze, migiem! Francis, posprzątaj to i zostań z klientami!
Po wydaniu poleceń sam dynamicznym krokiem przekroczył drzwi zaplecza, nie czekając na dziewczynę. Nie mógł się powstrzymać od przebrania nogami w miejscu i uderzenia ze złością pięścią w ścianę, w drugiej ręce mimowolnie zgniatając folder z dokumentami, który rzucił na pobliską pustą półkę.
- Co to miało być?! – fuknął na nią, gdy usłyszał odgłos zamykających się drzwi. - Pracujesz tutaj na tyle długo, że myślałem, że można ci powierzyć bar i sobie poradzisz. Słucham.
Nie miał ochoty słyszeć tłumaczenia, ale nie był jeszcze takim dupkiem, żeby przynajmniej nie dać jej szansy.